Goram też doznał szoku. Dotychczas nie widział smoka, rozmawiał tylko z Kiro przez telefon. I wtedy Kiro poprosił go, czy by nie zechciał „zajrzeć do mojego małego przyjaciela, jest samotny i bardzo nieszczęśliwy”? Goram odniósł wrażenie, że chodzi o jakiegoś niewielkiego gada.
Smok tymczasem okazał się kolosalny. Jedna jego zakończona pazurami stopa była taka duża jak cały Silas. A głowa, przypominająca łeb przedpotopowego potwora, spiczasto zakończona od tyłu, mogła przestraszyć każdego.
Lilja wycofała się z powrotem do gondoli, a Silas ukrył się na pokładzie pojazdu. Goram natomiast podszedł do ogrodzenia. Tam natychmiast nawiązał kontakt z dwojgiem przygnębionych oczu i pełną rozpaczy zwierzęcą duszą.
– Drogi przyjacielu – powiedział łagodnie. – Kiro niedługo wróci, musi jednak odbyć kwarantannę tak samo jak ty. Spójrz tutaj, słyszałem, że lubisz jabłka, chciałbyś jedno?
Z lekkim wahaniem Goram wsunął rękę między żelazne pręty ogrodzenia, a smok ostrożnie, bardzo ostrożnie wziął jabłko z jego ręki.
– Silas, Lilja, chodźcie tu! – zawołał Strażnik nie odwracając się. – On wcale nie jest groźny, po prostu samotny i nieszczęśliwy.
Lilja odważyła się zrobić parę kroków do przodu, Silas wyglądał z gondoli, ale wciąż mocno trzymał się drzwi. Dzięki aparacikom mowy orientował się, o czym tamci rozmawiają.
– Ja widzę, że on nie jest niebezpieczny – zawołał. – Ale zostanę tutaj.
Goram i Lilja popatrzyli na siebie. Próba się nie powiodła, ale tylko częściowo.
– Dajcie mu jedno jabłko ode mnie – pisnął Silas. – Nie, zaczekajcie! Lilja, czy możesz tu przyjść? – wzywał ochrypłym głosem.
Dziewczyna wróciła do gondoli i próbowała przekonać kuzyna, żeby przywitał się ze smokiem. Ale Silas stanowczo potrząsał głową. Odwaga nigdy nie była jego najmocniejszą stroną.
Po chwili wyjął coś z kieszeni.
– Zostało mi jeszcze trochę kanapek ze szkoły, myślisz, że on by zjadł?
Lilja patrzyła na bezkształtne, pogniecione i prawie nie ruszone kanapki, teraz zrozumiała, że Silas prawdopodobnie nie ma odwagi jeść takich śniadań w szkole ze strachu, że narazi się na szyderstwa. Wzięła nieduże pudełko, na którym matka chłopca napisała „Silas”, ozdabiając litery beznadziejnymi zawijasami.
– Pozdrów go ode mnie – szepnął Silas. – Powiedz mu, że ja też jestem… nie, zresztą nic nie mów.
– Że ty też jesteś samotny – dokończyła Lilja stanowczo. – Powiem mu.
– A potem zaraz będziemy wracać, prawda? – wykrztusił Silas błagalnie, oczy błyszczały mu ze strachu.
Ty mały tchórzu, pomyślała Lilja zirytowana. To właśnie ten twój strach przed wszystkim na ziemi czyni cię taką beznadziejną ofiarą!
Kiedy odjechali, smok długo patrzył w ślad za nimi.
W drodze powrotnej prawie się nie odzywali do siebie. Goram zapytał Silasa, czy miałby znowu ochotę kierować gondolą, ale chłopiec energicznie potrząsnął głową. Łzy wstydu spływały mu po policzkach, na próżno starał się je powstrzymać.
Goram pożegnał się z nimi na łące i zabrał swoje aparaciki mowy.
– Nie bardzo nam się udało, Liljo – powiedział cicho, kiedy Silas powlókł się już w stronę lasu, a oni jeszcze stali.
– A co chciałeś uzyskać?
– Właściwie nie tak dużo – odparł Goram. – I owszem, osiągnąłem to, co chciałem. Tylko ty tego nie widziałaś.
Lilja czekała. Goram mówił przecież coś o jutrze.
Niech to licho porwie, on chyba czyta w jej myślach!
– Jutro mam parę rzeczy do załatwienia, nie powinienem cię w to mieszać, więc w ciągu dnia się nie spotkamy.
Świetnie, pomyślała Lilja, czując rozczarowanie jak kamień w piersiach.
On jednak mówił dalej:
– Ale chętnie bym cię poinformował o rezultatach tego, co będę robił. Czy możemy się spotkać wieczorem? Na przykład w cukierni?
Och, jaka ulga!
– Oczywiście, że możemy – powiedziała obojętnie. – O siódmej?
– Bardzo dobrze. No to do zobaczenia!
Lilja szybko dogoniła Silasa, ale on nie chciał rozmawiać. W milczeniu szli przez las.
Tuż koło jego domu Lilja powiedziała:
– Myślę, że nie powinieneś o tym nikomu mówię, Silas. Oni by i tak nie uwierzyli. Nie wspominaj o Goramie! W razie czego powiedz, że oglądaliśmy ślady jakiegoś tajemniczego zwierzęcia. Gdyby się ktoś dopytywał, to były to ślady jelenia. Zrozumiałeś?
– Tak – odparł Silas zgnębiony. – Czy on zjadł moje kanapki?
– Co? Ach, tak, zjadł. Wyraźnie mu smakowały.
Zatroskana pożegnała się z chłopcem przed drzwiami jego mieszkania.
Gdy tylko Lilja weszła do domu, zadzwoniła koleżanka.
– Przyjdziesz dzisiaj wieczorem? Annette ma WCh. Przyjdą chłopcy ze szkoły sportowej!
WCh. Wolna chata. Czy ja nie jestem już za dorosła na takie zabawy? No ale chłopcy ze szkoły sportowej…? Lilja zdziwiła się własną reakcją. Kiedy indziej byłaby zachwycona taką szansą, bo w szkole sportowej jest mnóstwo świetnych chłopaków, a tu nagle, jakby w świetle błyskawicy, zobaczyła wszelkie przeszkody:
Będzie musiała uciekać przez okno, jeśli rodzice nie pozwolą jej pójść. Potem znowu po paru godzinach zakradać się przez okno. Jeżeli jej pozwolą, ale zapowiedzą, że musi wrócić przed północą… a ona przecież nie wróci… Wtedy znowu będą policzki wymierzane przez ojca i gadanie całymi dniami o beznadziejnych córkach, chociaż on akurat ma tylko jedną, i okropny nastrój w domu. Jeżeli jeszcze spotka tam sympatycznego chłopca, to zacznie się uciekanie z domu wieczorami. Złapią ją. Będą kolejne kary, potem nowa impreza, kolejna awantura.
Chyba rzeczywiście wyrosła już z tego. Lilja uświadomiła sobie, że ten okres minął. Przedtem uważała, że to strasznie podniecające. Teraz nie miała ochoty na zabawę.
– Wiesz, bardzo mi przykro, ale muszę się uczyć – powiedziała koleżance. – Chcę się dostać do tej szkoły komunikacyjnej, muszę kuć po całych dniach. Ale może następnym razem.
To bardzo przyjemne uczucie zamknąć epokę swojego życia. A chłopaków można przecież spotykać i gdzie indziej. Takie zabawy bez rodziców już się powoli znudziły w Małym Madrycie. Na początku były to zawsze bardzo wesołe, ale lekkomyślne i w pewnym sensie niebezpieczne imprezy. Na szczęście zainteresowanie nowością minęło.
Rodzice Lilji ze zdumieniem patrzyli, że córka przez cały wieczór pilnie się uczy. Nawet na telewizję nie miała czasu.
Następnego dnia Goram przyszedł do szkoły na ostatnią lekcję.
Wezwał też rodziców Silasa, dyrektora i wychowawczynię klasy. Pierwsza klasa miała tylko jedną nauczycielkę, właśnie wychowawczynię, więc pozostałymi dziećmi zajęła się pani od gimnastyki.
Sprowadzono również Silasa. Był śmiertelnie przerażony, nie wiedział, o co chodzi. Z pewnością po wszystkim ojciec nieźle go zleje.
Co takiego znowu zrobiłem, zastanawiał się Silas, siedząc w szkolnej ławce trochę poza kręgiem dorosłych. A może odkryli, że nie zjadam w szkole śniadań? Ale przecież Goram był wczoraj taki miły. I on, i Lilja. Takiego pięknego popołudnia już dawno nie miałem. Chociaż, oczywiście, zachowałem się głupio, że ich nie posłuchałem i nie chciałem pogłaskać smoka. Ale nie mogłem, nie zdobyłem się na tyle odwagi.
Wbijał wzrok w podłogę i walczył z narastającym płaczem.
Pierwszy zabrał głos Goram, mówił niezbyt głośno, ale jego słowa brzmiały surowo. Zauważył, że ojczym Silasa nie lubi Lemuryjczyków, ale tym się nie przejmował.
Najpierw zwrócił się do reprezentantów szkoły.
– Jak długo trwa znęcanie się nad tym chłopcem?
Dyrektor i nauczycielka popatrzyli po sobie.
– Jakie znęcanie? – zapytał dyrektor chłodno. – O niczym takim nie słyszałem.
– Ani ja – wtrąciła pośpiesznie nauczycielka. – Jeśli pan ma na myśli to, że jego ubranie i przybory szkolne są często bardzo nieporządne, to to wynika z charakteru samego chłopca. Jest leniwy i pozbawiony ambicji, w ogóle nie potrafi odpowiadać na lekcjach.
– No, nie, słyszane to rzeczy! – zawołała matka Silasa wzburzona. – Mój syn codziennie rano wychodzi z domu czysty i porządny, zawsze też ma odrobione lekcje. Za to ze szkoły wraca w poszarpanym ubraniu, często krwawi, książki podarte, a to chyba nie jest moja wina, odpowiedzialność za to spada na szkołę!
– A co wy jako rodzice zrobiliście w tej sprawie? Czy informowaliście szkołę? – zapytał Goram.
– Nie, przecież wszyscy wiemy, jaki ten chłopak jest – roześmiała się matka, zerkając nerwowo na swego męża. – Wciąż by się tylko bawił i włóczył po okolicy.
Ojczym Silasa zrobił ważną minę.
– Powiem panu, panie Strażniku, który myśli, że wie tak dużo, otóż powiem panu, że Silas to kompletnie beznadziejny dzieciak. Mamy jeszcze dwoje, ale one nigdy nie zachowują się w ten sposób! Ja nie jestem jego rodzonym ojcem, to z daleka widać, jednak wychowuję tego łobuza najlepiej jak potrafię. Ale czy sądzicie, że jego można czegoś nauczyć? Następnego dnia znowu jest tak samo bezczelny.
– Bezczelny? Silas? – rzekł Goram z niedowierzaniem.
– Nie odpowiada, kiedy się do niego mówi. Idzie po prostu bezwstydnie swoją drogą, jakby nie słyszał. Wciąż próbuję nauczyć go przyzwoitego zachowania, ale to na nic.
Matka wyglądała na zgnębioną, mimo to przytakiwała wszystkiemu, co mąż mówił.
Goram popatrzył na nich groźnie.
– Silas, chodź tu do mnie – powiedział ujmując chłopca za rękę. – Stań tutaj, tak, dobrze, kawałek ode mnie! Jak masz na imię?
Chłopiec spojrzał mu spłoszony w oczy.
– Silas.
– W porządku. A jak ma na imię twoja siostra?
– Ann.
– Dobrze. A teraz odwróć się do okna. O, tak. A jak ma na imię twój brat?
Silas nie odpowiedział, chociaż Goram mówił tak samo głośno jak przedtem.
– Jeśli się odwrócisz, to dostaniesz ode mnie to – powiedział Goram, wyjmując z kieszeni parę aparacików mowy.
Chłopiec ani drgnął, stał po prostu odwrócony plecami do Gorama.
– To są aparaciki mowy, Silas. Przecież wczoraj powiedziałeś, że chciałbyś takie mieć.
Gdy chłopiec w dalszym ciągu się nie ruszał, ojczym zawołał:
– No więc wszyscy widzicie! Tylko upór i nic więcej, taki uparty drań!
– Nie – wtrącił pośpiesznie Goram. – Chłopiec jest przecież głuchy. Dlaczego nikt tego nie odkrył?
– Głuchy? – ryknął ojczym. – Dlaczego miałby być głuchy z tymi uszami jak u słonia?
Reszta zebranych siedziała w milczeniu, nikt nie miał nic do powiedzenia.
Goram przyjaźnie położył ręce na ramionach Silasa i odwrócił go ku sobie.
Chłopiec rozpromienił się na widok aparacików mowy. Strażnik pomógł mu je zamocować.
– Z tym będzie mu łatwiej komunikować się z otoczeniem – wyjaśnił Goram. – Już dawno powinien mieć te aparaciki.
Ojczym był głęboko oburzony.
– Phi, wiadomo, jak dzieciaki wszystko psują, zniszczyłby urządzenie, gdybyśmy mu je dali. I niech mi nikt nie wmawia, że dzieciak jest głuchy! Jak chce, to słyszy bardzo dobrze!
– On się nauczył odczytywać z warg – powiedział Goram. – I w szkole, i w domu rozpaczliwie się stara zrozumieć, co się do niego mówi. Czy myślicie, że on lubi, żeby na niego krzyczeć i bić go po twarzy? Ale kiedy nie widzi mówiącego, wszystko na nic.
– Głupie gadanie! Przecież umie mówić! Jakie głuche dziecko potrafi mówić?
– Mówi też źle, ale masz rację, mówi – odparł Goram cierpliwie. – To świadczy, że nie urodził się głuchy. Tracił słuch stopniowo i na tyle wolno, że nikt się nie zorientował. Nawet on sam nie rozumiał, że nie wszyscy słyszą tak źle. Ale co mówi na to lekarz szkolny? Dlaczego on nie odkrył upośledzenia?
Nikt nie odpowiadał. Dyrektor wpatrywał się w podłogę, nauczycielka była zakłopotana, ojczym nadal parskał ze złością, a matka chłopca przez cały czas płakała. Goram widział, że chciałaby podbiec do Silasa i przytulić go, ale mąż trzymał ją przy sobie, zacisnąwszy dłoń na jej ramieniu.
Goram powiedział więc:
– Jak rozumiem, w tej szkole nie ma lekarza? No tak, mogłem się domyślać.
Dyrektor zaczął protestować:
– To zbyt duże koszty dla szkoły…
– Koszty? – syknął Goram. Zaczynał się denerwować. – W Królestwie Światła nie ma żadnych kosztów, ani szkoła, ani uczniowie, ani lekarz nie muszą za nic płacić. Ale wy w tym mieście macie własne prawa, dla was pieniądze znaczą wiele, zbyt wiele, trzeba powiedzieć. No cóż, podejrzewałem coś takiego, więc przywiozłem ze sobą przyjaciela, który jest lekarzem w stołecznym szpitalu.
Wyjął telefon i przekazał wiadomość. Wkrótce potem do sali wszedł młody blondyn o tak atletycznej budowie, że nawet ojczym Silasa zbladł.
– To jest Jaskari – przedstawił Goram. – Przywiózł ze sobą prostą aparaturę do badania słuchu. Silas, mógłbyś pójść z Jaskarim do sąsiedniego pokoju, a my tymczasem jeszcze porozmawiamy? Mama pójdzie z tobą.
Ojczym próbował protestować, ale Goram był zdecydowany. Przestraszona matka poszła za synem.
W drzwiach Jaskari szepnął Goramowi, który miał zostać w klasie:
– I wrócił do Królestwa.
– Co ty mówisz? Ilu wróciło?
– Mnóstwo! Chor, Sassa, Jori, Armas, Yorimoto, Heike oraz dwa wilki. Plus wielka gromada byłych więźniów Gór Czarnych. Zamieszkali na razie poza murami. Stacja kwarantanny nie jest w stanie przyjąć wszystkich.
– A J2? I pozostali uczestnicy ekspedycji?
– O nich wiemy bardzo mało. Tsi-Tsungga jest śmiertelnie ranny, Oko Nocy, Marco, Shira i Mar znajdują się w drodze do źródeł, podczas gdy pozostali, to znaczy Faron, Ram, Indra, Dolg, Cień, Tich, Siska i jeszcze jeden wilk, czekają wciąż atakowani przez wojowników z gór. Tyle tylko zdążył mi opowiedzieć Jori.
Goram głęboko wciągnął powietrze, dłonie drżały mu lekko.
– Myślę, że nie odzyskamy spokoju, dopóki wszyscy nie znajdą się z powrotem w Królestwie Światła.
– Dokładnie to samo miał powiedzieć Faron. Widocznie ta wyprawa była udręką dla wszystkich jej uczestników.
– No i wciąż jeszcze jest dla tych, którzy tam zostali. Musimy nieustannie o nich myśleć. Zwłaszcza o Tsi
– Tak.
Jaskari uśmiechnął się przyjaźnie do Silasa i zamknął drzwi. Kiedy czekali na wyniki badań, nauczycielka próbowała się usprawiedliwiać, że ma w klasie zbyt wielu uczniów, więc nie jest w stanie każdemu poświęcać specjalnej uwagi, dyrektor narzekał, że o niczym go nie powiadomiono, a ojczym siedział czerwony i mamrotał coś na temat bezprawnego mieszania się w życie prywatne innych. Goram nie mówił nic. Po dłuższym czasie chłopiec z matką i lekarzem wrócili. Silasowi pozwolono pójść do domu, a później Jaskari oznajmił, jaka jest diagnoza:
– Lewe ucho zostało nieodwracalnie uszkodzone przez liczne i bardzo silne uderzenia. Błony bębenkowej dawno w nim nie ma, a wrażliwych części ucha środkowego nie da się już zregenerować. Pozostała jednak pewna zdolność słyszenia w prawym uchu, ale jeśli nic się nie zmieni, ją też chłopiec straci. Wszystko z powodu maltretowania.
– Maltretowania? – ryknął ojczym. – Człowiek ma chyba prawo karać przeklęte bachory, które się nigdy nie słuchają! Skąd mogłem wiedzieć, że on nic nie słyszy?
Goram na moment przymknął oczy, by odzyskać panowanie nad sobą.
– Ty najwyraźniej nie zrozumiałeś, o co w tym wszystkim chodzi – wysyczał, patrząc ojczymowi w oczy. – Silas był maltretowany, zanim ogłuchł.
– No to chyba nic dziwnego, do diabła – warknął tamten, nie kontrolując własnych słów. – Ten przeklęty nietoperz…
Przerwała mu żona. Teraz ona też miała dość.
– Silas zawsze robił wszystko, żebyśmy byli z niego zadowoleni. Jest tylko trochę nieśmiały i…
Mąż z przyzwyczajenia złapał swoją żonę za kark i pochylił brutalnie jej głowę, natychmiast jednak zorientował się, że chyba przesadził, więc puścił ją tak gwałtownie, że o mało nie spadła z krzesła.
– Dziękuję, to już wystarczy – rzekł Goram lodowatym głosem. I zanim tamten zdążył mrugnąć, już skuł mu ręce kajdankami.
– Co do chole… – zaczął ojczym Silasa, ale Goram mu przerwał. Oznajmił, że aresztuje go za znęcanie się nad żoną i dzieckiem, które oddano mu pod opiekę. Na nic się nie zda zapewnianie, że pozostałych dwojga dzieci nigdy nawet nie tknął. Goram dodał też, że brat tego człowieka został również zatrzymany, jest bowiem podejrzany o znęcanie się nad członkami swojej rodziny.
Dyrektor szkoły i nauczycielka mogli już wyjść, musieli tylko wysłuchać nagany, a matkę Silasa upomniano, by lepiej zajmowała się chłopcem.
– Ja próbuję – szlochała. – Ale to nie jest takie łatwe…
– Wiem – odparł Goram ze współczuciem. – Czasami jednak człowiek musi dokonywać wyboru.
Przedstawicielom szkoły Goram powiedział na zakończenie:
– Przyjdę jeszcze jutro, żeby porozmawiać z uczniami. Na temat Silasa, na temat prześladowań i w ogóle. A na dziś możemy skończyć.
Goram wezwał kilku Strażników, którzy zabrali ze sobą ojczyma Silasa. Ten zastanawiał się głośno, kto doniósł na niego, ale w odpowiedzi usłyszał, że sam do tego doprowadził. Nie zaspokoiło to jego ciekawości. No i jak dowiedzieli się o zachowaniu jego brata?
Goram nie chciał nic mówić, żeby nie powiedzieć za wiele. W żadnym razie nie wolno dopuścić, by Lilja w jakiś sposób została wplątana w tę sprawę. Oznajmił więc, że informacje dochodziły z różnych stron, co przecież nie było kłamstwem. Po prostu przepytywał wśród ludzi.
– Czy to może ta jego zarozumiała baba czegoś nagadała?
– Nikt z rodziny – odparł Goram krótko.
– No to w jaki sposób ludzie mogą wiedzieć, co się dzieje za drzwiami sąsiadów?
– Obaj z bratem nie potraficie panować nad sobą. Poza tym istnieje coś, co nazywamy sińcami. A tego Strażnicy bardzo nie lubią.
– Phi, Silas i moja bratanica miewają siniaki bez powodu. Też jest się czego czepiać!
– Twoja bratanica?
– Nie, zapomnij o tym, nic nie chciałem powiedzieć.
Ojczym został zabrany mimo gwałtownych protestów. Goram odprowadził jego żonę do domu, chciał porozmawiać jeszcze z Silasem, widział, jaki chłopiec był przerażony. Matka też nie wyglądała lepiej, ale Goram ją uspokoił. Wszystko się ułoży dobrze. Bracia poniosą karę tak, żeby nie mieli ochoty mścić się później na swoich najbliższych.
Szli przez zagajnik ścieżką, którą Silas zwykle wracał ze szkoły.
– Dosyć to ponura okolica – powiedział Goram, idąc przez gęstwinę. – Chłopiec absolutnie nie powinien tędy chodzić, ani do szkoły, ani z powrotem.
Milcząca kobieta skrzywiła się.
– Czasem tak się składa, że nasza kuzynka, Lilja, go odprowadza. To bardzo sympatyczna dziewczyna.
Goram o mało nie powiedział, że tak, owszem, ale w porę się powstrzymał. Kobieta mówiła dalej:
– Silas wprawdzie uważa, że to krępujące, żeby dziewczyna go odprowadzała, ale myślę, że on ją na swój sposób lubi. Oboje mają ze sobą wiele wspólnego, oboje byli narażeni na ojcows…
Wciągnęła głęboko powietrze, stwierdziwszy z przerażeniem, że chyba powiedziała za wiele. Pośpiesznie więc dodała:
– Chciałam powiedzieć, że oni się nawzajem rozumieją.
– To znakomicie – rzekł Goram.
Oboje przystanęli. Przed nimi, trochę poza spaloną słońcem ścieżką, leżał tornister, a książki i zeszyty były rozrzucone wokół. Obok dostrzegli but Silasa pełen błota. Nieco dalej na gałązce wisiała zakrwawiona skarpetka.
Matka krzyknęła przerażona. Oboje z Goramem pobiegli do domu.
Tam były tylko młodsze dzieci pod opieką sąsiadki.
Nie, starszy brat nie wrócił jeszcze do domu.
Starszy brat, pomyślał Goram przygnębiony, wspominając małego, bezradnego, piegowatego chłopca o wielkich uszach i przestraszonych oczach.
Natychmiast zarządził akcję poszukiwawczą, wezwano sąsiadów, Goram nakazał, by mężczyźni starannie przeszukiwali zagajnik. Trzeba też zbadać sadzawkę…
Pytano o Silasa we wszystkich domach. Bardzo szybko jednak trzeba było przyjąć do wiadomości niepokojącą prawdę: Silas zniknął. Ślad po nim zaginął po spotkaniu ze szkolnymi kolegami, tymi którzy go zwykle bezlitośnie prześladowali.
Co mógł zrobić potem?