Obowiązek kwarantanny został całkowicie uchylony wobec członków ekspedycji. Odzyskali wolność.
Ku swemu przerażeniu Goram odkrył, że Silas i Lilja nie wrócili jeszcze do domu. Natychmiast pognał do bunkrów smoka.
Wszyscy troje wybiegli mu na spotkanie, uświadomił sobie teraz, jaki popełnił błąd, myśląc o Lilji jako o dziecku. Dziewczyna ma przecież osiemnaście lat, tylko ta jej bezbronność sprawiła, że potraktował ją jako młodszą.
– Byliśmy pewni, że o nas zapomniałeś – powiedziała, rumieniąc się intensywnie.
– Jestem głodny – żalił się Silas.
– Ale dlaczego nie poszliście do domu? – zapytał Goram zdumiony. – Byłem naprawdę bardzo zajęty, ale myślałem, że opuściliście bunkier, słysząc sygnały odwołujące alarm.
– Aha, więc to długie wycie znaczyło, że nie ma już niebezpieczeństwa – rzekła Lilja.
Goram potrząsał głową, najbardziej nad swoją niedomyślnością.
– Wybaczcie mi, myślałem, że wiecie. Chodźmy teraz! Szybko do gondoli! Nie, niestety, kochany smoku, ta gondola jest dla ciebie za mała.
– Ale wrócimy do ciebie – obiecał Silas. – Wpadnę tylko do domu i przyniosę ci trochę jedzenia. Ojca nie ma, więc nie będzie na mnie krzyczał. Co byś zjadł?
Goram położył mu rękę na ramieniu, z dawnego przyzwyczajenia chłopiec drgnął i skulił się, jakby chciał się bronić. Serce Strażnika ścisnęło się we współczuciu.
– Zaczekajcie chwileczkę wszyscy! Dzieją się właśnie rzeczy bardzo ważne dla was. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, wszyscy troje będziecie mogli mieszkać blisko siebie. Chcielibyście?
– Och, ale na naszej ulicy to nie można mieć nawet kota – powiedział Silas bliski płaczu.
– Ja nie mówię o waszej ulicy, Silas.
Po tych zagadkowych słowach kazał im wsiadać do gondoli. Machali z zapałem swemu skrzydlatemu przyjacielowi.
– Lilja, czy mogłabyś trochę pomóc w pracach porządkowych po katastrofie? – zapytał Goram.
Dziewczyna patrzyła na niego błyszczącymi oczyma.
– Mogę robić wszystko, teraz nie ma szkoły. Masz dla mnie jakieś konkretne zajęcie? Może mogłabym zamiatać?
– Nie, zajmuje się tym wystarczająco dużo osób. Spójrzcie tylko w dół! Wszędzie pełno ludzi. Ale szpital potrzebuje młodych osób do pomocy. To bardzo proste prace, nie będziesz musiała asystować przy operacjach – uśmiechnął się. – Chciałabyś tam pracować?
– Bardzo chętnie! Czy ty też tam będziesz?
– Od czasu do czasu.
Od czasu do czasu to bardzo dobry początek, pomyślała uszczęśliwiona, że może się tak unosić ponad ziemią razem z nim.
Goram zabrał ich do domu Lilji, przyszła tam także mama Silasa z jego młodszym rodzeństwem.
– Jak wiecie, musicie przez jakiś czas unikać spotkania z waszymi mężami – powiedział Goram do obu kobiet. – Mamy więc dla was propozycję. W mieście Saga są dwa wolne mieszkania, dużo bardziej komfortowe niż wasze tutaj. Oba mają do dyspozycji rozległe ogrody, a sąsiedzi są bardzo sympatyczni i przyjaźni. Myślę, że dzieciom dobrze by zrobiła zmiana środowiska i, o ile dobrze zrozumiałem, żadna z was nie czuje się dobrze w mieście nieprzystosowanych.
Obie panie dostały rumieńców na policzkach, mama Lilji również na szyi.
Po chwili zapytała niepewnie:
– No, a potem? Co będzie potem?
– Same rozstrzygniecie, czy będziecie chciały mieszkać z mężami w Małym Madrycie czy nie.
– A co, jeśli oni zechcą sprowadzić się do nas do Sagi? – wtrąciła matka Silasa.
– Tego zrobić nie mogą. Ich miejsce jest tutaj.
Szwagierki zastanawiały się. Lilja szczypała matkę w rękę, a Silas z całej siły ściskał dłoń swojej.
– No a co będzie, jeśli oni mimo wszystko do nas przyjdą? – zapytała mama Lilji. – Wtedy może być z nami naprawdę źle.
Widocznie w końcu uznała, że jej małżeństwo poniosło porażkę.
– Tam będziecie wszyscy absolutnie bezpieczni – zapewniał Goram. – Tam o wszystkim my decydujemy. Teraz oni zostaną osądzeni i będą musieli odbyć karę. Muszę tylko najpierw dostać od was obu kilka informacji. Wiemy, że obaj bracia znęcali się nad swoimi żonami, nad Lilją i nad Silasem. Ale co z młodszymi dziećmi? Czy one chcą, żeby ojciec wrócił, czy tęsknią za nim? Czy był dla nich dobry?
W pokoju zrobiło się cicho. W końcu odezwała się matka Silasa:
– Jak kiedy. One są przecież jego rodzonymi dziećmi, chwalił się nimi przed znajomymi. Wciąż stawiał oboje młodszych Silasowi za przykład. Ale ja nie wiem… Co wy powiecie, dzieci? Chcecie, żeby tata wrócił?
– Nie! – zawołały dzieci równocześnie bez chwili wahania. Starsze dodało:
– Bardzo nam teraz dobrze, mamo. Czy możemy się przeprowadzić do nowego mieszkania?
– Ale zostawicie tutaj swoich kolegów.
Dzieci zastanawiały się chwilę. Potem dziewczynka oznajmiła:
– Myślę, że się przeprowadzimy.
– Dobrze – ucieszyła się matka i wzięła najmłodsze dziecko na ręce. – Zaczynamy nowe życie.
– Tak, zaczynamy nowe życie – przytaknęła mama Lilji.
– No to postanowione – ucieszył się Goram, uśmiechając się do dziewczyny. Ten uśmiech wywołał kołatanie jej serca.
Jaskari, młody lekarz pochodzący z rodziny czarnoksiężnika, bratanek Dolga, był zmartwiony. Oddział ginekologiczny jego szpitala przyjął równocześnie trzy bardzo trudne przypadki.
Pierwsza przyjechała Miranda, która prawdopodobnie urodzi dziecko za wcześnie. Leżała teraz na obserwacji, ale sprawa nie wyglądała najlepiej. Gondagil niemal mieszkał w szpitalu, żeby ją wspierać i dawać jej poczucie bezpieczeństwa. Indra wpadała nieustannie z wizytą, bardziej przeszkadzając niż pomagając. Druga ciężarna to Misa z rodu Madragów. Nikt nic nie wiedział o ciąży kobiet Madragów, nawet oni sami. Byli dziećmi, kiedy przed wieloma, wieloma tysiącami lat doszło do zagłady ich świata. Wtedy to czworo małych Madragów wpadło w szpony Silinów, którzy bardzo chcieli mieć ich do dyspozycji ze względu na ich wyjątkowe uzdolnienia wynalazcze. Aby wymordować Silinów i ich złego władcę, Sigiliona, Madragowie mieszali im do pokarmów substancje sterylizujące. Silinowie nie rozmnażali się więc i w niedługim czasie wymarli. Ale Madragowie też zostali wysterylizowani.
Odmienił to Marco, ponieważ posiadał władzę nad życiem tego gatunku. Misa zaszła w ciążę. Oni sami ustalili, kto będzie ojcem, chcieli bowiem, żeby dziecko przyniosło na świat jak najlepsze cechy. Matką musiała zostać Misa, jako jedyna kobieta w tym gronie.
No i właśnie teraz, po raz pierwszy od wielu tysięcy lat, miało przyjść na świat dziecko Madragów. W kronice rodu czarnoksiężnika, w części zatytułowanej „Zapomniane królestwa”, znajdowały się pewne informacje na ten temat, ale zdecydowanie zbyt ogólne.
Misa bardzo się bała. Czuła się teraz zupełnie inaczej, musiała mieć specjalne łóżko, taka się zrobiła wielka i ciężka. Pewien młody kandydat na lekarza, przyjęty na próbę do szpitala, wygłosił w czasie wizyty pogardliwą uwagę: „Nie, co się tu wyprawia? Czy nie należy jej odesłać do lecznicy weterynaryjnej?”. Naczelny lekarz i Jaskari oraz cała świta lekarzy i pielęgniarek wpadli w gniew i młody kandydat został natychmiast odesłany z powrotem do Małego Madrytu z zakazem pokazywania się jeszcze kiedykolwiek w szpitalu.
Reakcja lekarzy ogrzewała, oczywiście, spłoszone serce nieśmiałej Misy, a już naprawdę humor jej się poprawił, kiedy Miranda zapytała, czy nie mogłyby leżeć w jednym pokoju. Misa cieszyła się, że nie musi być sama, i że na dodatek będzie leżeć z przyjaciółką.
W pokoju było jeszcze trzecie łóżko. Wkrótce zajęła je kolejna osoba z grupy młodych, czyli Siska. Wtedy w sali zapanował wspaniały nastrój, wciąż słychać było stamtąd wybuchy śmiechu, chociaż wszystkie trzy pacjentki bardzo się bały.
Wiedziały bowiem, że każda z nich stanowi tak zwany problematyczny przypadek.
Ciąża Siski była kompletną zagadką. Wszyscy z niepokojem oczekiwali rozwiązania. Płód dojrzewał niezwykle szybko, być może dlatego, że Siska sporo czasu spędziła w Ciemności, że należało liczyć według tamtejszej rachuby czasu, czyli pięćdziesiąt siedem dni. Z drugiej strony jednak wykonywane próby wskazywały, że genetycznie osobą dominującą jest tutaj babka dziecka, pochodząca z istot ziemi. Dziecko może więc rozwijać się tak szybko, jak jego ojciec, Tsi-Tsungga.
Nie były to zbyt radosne przewidywania.
Chyba nie bez powodu Tsi otrzymał zakaz sprowadzania dzieci na świat. Sama Siska też nie wiedziała zbyt wiele, otrzymała jedynie najbardziej niezbędne informacje. Mogła, rzecz jasna, wstawać, ale nie wolno jej było wychodzić z oddziału.
Młody Tsi, opuszczony w dzieciństwie przez wszystkich, dzielił swój czas między wizyty u Siski i wizyty na łąkach u jeleni olbrzymich. Kiedy przyszedł tam pierwszy raz po powrocie, rozradowane zwierzęta przybiegły do niego. Cieszyły się bardzo. Zwłaszcza że przyniósł im mnóstwo ulubionych kąsków, warzyw różnego rodzaju i innych przysmaków, bo wiedział, że bardzo je sobie cenią.
– Przychodzę sam – wyjaśniał, głaszcząc jelenia po karku. – Mam was pozdrowić od Siski, ona jest… – głos mu się załamał. Zmienił więc temat. – O, jaki cielak zrobił się duży, jest już prawie dorosły! Moja księżniczka. Nazwałem go księżniczką, dokładnie tak samo jak…
Wzruszenie nie pozwalało mu mówić, oparł czoło o miękki pysk łani. Zwierzę przestało jeść, także okazywało mu sympatię.
– Zrobiłem coś strasznego – westchnął Tsi niewyraźnie. – Jeszcze nie do końca rozumiem, jak straszne jest to, co zrobiłem, i jakie jednocześnie piękne. Nie wolno mi było tego czynić, chociaż oboje bardzo pragnęliśmy, a teraz to może się źle skończyć dla mojej Siski, tak się boję! Nikt nic mi nie mówi, wszyscy są bardzo mili, myślę jednak, że w gruncie rzeczy są na mnie źli i to mnie bardzo boli.
Tsi się mylił, nikt nie był na niego zły, wszyscy natomiast bardzo się martwili.
Jaskari poprosił Siskę do swojego gabinetu i powiedział z wielką powagą:
– To prawda, Sisko, prawda, że być może urodzisz dziecko podobne do istot ze Starej Twierdzy. Ty ich nie widziałaś, ale ja tak.
– Jeśli tylko one podobne są do Tsi, to nie miałabym nic przeciwko temu.
– Tsi jest wysokim, silnym i bardzo urodziwym mężczyzną, jest w porównaniu z nimi wspaniale zbudowany. Poza tym ma też wyjątkowo miły charakter, tamte istoty natomiast nie posiadają ani jego radości, ani gorących serc. Jeśli chcesz, możemy ciążę usunąć.
Siska poczuła, że robi jej się gorąco. Zaciskała dłonie tak, że kostki robiły się białe. Usunąć? Dziecko Tsi?
– Nie.
– Zastanów się nad tym! Pamiętaj jednak, że czasu nie mamy za dużo.
– Ja wcale nie muszę się zastanawiać. Kocham Tsi bardziej niż własne życie.
– Słyszałem o tym. Byłaś wyjątkowa w czasie ekspedycji. Tu jednak chodzi o zupełnie nową istotę, o nowe życie. O tym też powinnaś pomyśleć.
– Otoczę to dziecko miłością, niezależnie od tego, jak będzie wyglądać ani jak będzie się zachowywać.
Jaskari patrzył na nią badawczo.
– Muszę teraz pojechać do Starej Twierdzy, porozmawiać z tamtejszymi kobietami. Może mogłabyś mi towarzyszyć… zniesiesz to?
– Czy zniosę? Przecież ja byłam w Górach Czarnych!
No, no, nie tak znowu dużo czasu spędziłaś w tych górach, pomyślał Jaskari. Przeważnie siedziałaś w Juggernaucie przy posłaniu Tsi.
– Chcę tam z tobą pojechać. Zwłaszcza jeśli Tsi też…
– Nie – uciął Jaskari. – Tsi o tym nie wie, ale jego krewniacy z twierdzy skazali go na śmierć, bo przeszedł na stronę wroga.
– To my jesteśmy ich wrogami?
– Oni tak sądzą.
– Ale przecież Tsi nie może umrzeć, nie tak łatwo.
– Wrzuciliby go z pewnością do podziemnego lochu. Musiałby tam pozostać na wieki. To także swego rodzaju śmierć, nawet okrutniejsza…
Siska nie była w stanie rozsądnie myśleć.
– W takim razie co my zrobimy?
– Ram właśnie organizuje małą delegację, która pojedzie tam, żeby przeprowadzić rozmowy. Z pewnością będzie jej przewodniczył Goram, jeden ze Strażników…
– Tak, znam Gorama. Byłam z nim wtedy w Ciemności.
– Ano właśnie. Pojadę też ja i ewentualnie ty, jako obserwator, w żadnym innym charakterze. Ty nie powinnaś opuszczać bezpiecznego terytorium. Ty i wszyscy, którzy byli aż do końca w Górach Czarnych, jesteście za bardzo zmęczeni. Nie możemy nikogo z was obciążać nowym, bardzo trudnym zadaniem. Musimy natomiast mieć ze sobą kogoś, kto się zna na magii, może się to okazać potrzebne w kontaktach z istotami ziemi, i chyba tym razem wybierzemy tego, którego wam w tamtej podróży najbardziej brakowało.
– Móri – ucieszyła się Siska. – Nawet byś nie zgadł, jak bardzo za nim tęskniliśmy!
– Jestem w stanie to zrozumieć. Chętnie też bym zabrał Elenę, ale ona pracuje nad nowym projektem i nie może przerwać.
– No, a jak wasze sprawy? – zapytała Siska cicho.
Jaskari skrzywił się boleśnie.
– Niby wszystko idzie we właściwym kierunku. Ale działać trzeba wolno, bardzo wolno. Dosyć trudno pozbyć się wrażenia, które zostawiła po sobie Griselda.
– Ta wiedźma!
– To delikatnie powiedziane. Boję się tylko, że Elena nie będzie chciała na mnie czekać i znajdzie sobie kogoś innego.
– Nie zrobi tego, mogę cię zapewnić – odparła Siska z przekonaniem.
– Dziękuję ci bardzo – uśmiechnął się Jaskari.
Stał przed nią taki przystojny i męski! Ramiona miał szerokie jak drzewo i trzymał się bardzo prosto. Głupia Elena, pomyślała Siska. Dlaczego ona go tak męczy? Machnijcie ręką na Griseldę oboje i odnajdźcie drogę do siebie!
Ale historia miłosna Eleny i Jaskariego miała w sobie coś z gazetowej powieści w odcinkach.
– Więc pojedziemy tylko we czworo? – Siska wróciła do poprzedniej rozmowy. – Ty i ja, Goram i Móri?
– Zgadza się.
Ale to się nie zgadzało. Musieli zabrać ze sobą jeszcze kogoś.