Rozdział trzynasty Próby Czarownic

A potem… potem wreszcie odbywały się Próby. Ostatecznie to było głównym punktem dnia. Ale kiedy Akwila ukazała się w wianuszku dziewcząt, usłyszała wiele szeptów, które zlały się w pytanie: Czy warto je teraz przeprowadzać? Po tym co się wydarzyło?

Mimo wszystko ludzie utworzyli z lin rodzaj ringu, a co starsze wiedźmy stawiały sobie krzesełka, żeby być blisko, więc wszystko wskazywało na to, że Próby się odbędą. Akwila przeszła pod liną, znalazła miejsce i usiadła na trawie. Kapelusz babci Weatherwax postawiła przed sobą.

Zdawała sobie sprawę z ciągnącej za nią gromady dziewcząt, jak też z szeptów wymienianych w tłumie.

…Naprawdę to zrobiła… Nie mów!… Całą drogę do pustyni… Widziała pył… mówią, że miała go pełne buty…

Wśród wiedźm plotki przenoszą się szybciej niż zakaźna choroba. Dla wiedźm plotki są niczym pieniądze.

Nie było sędziów, nie było nagród. Próby nie na tym polegają, powiedziała Petulia. Chodzi o to, żeby pokazać, co się potrafi zrobić, i żeby ludzie odeszli z przekonaniem, że jest lepiej niż w zeszłym roku. Tutaj nikt nie wygrywa Ajeśli ktoś w to uwierzył, to równie dobrze mógłby uwierzyć, że księżyc posuwa się po niebie pchany przez goblina o imieniu Silny Wilber.

Prawdą było, że zazwyczaj pokazy otwierałajedna ze starszych wiedźm, pokazując skomplikowaną, ale niezaskakującą nikogo sztuczkę, którąjuż wszyscy kiedyś widzieli, ale nadal podziwiali. To przełamywało lody. W tym roku była to stara dobra Dreptacz ze swą śpiewającą i tańczącą myszą.

Akwila nie patrzyła na mysz. Po drugiej stronie ringu, niczym królowa na tronie, siedziała na krześle w otoczeniu innych starych wiedźm babcia Weatherwax.

Szepty nie ustawały. Może otwarcie oczu spowodowało u Akwi — li również dodatkowe otwarcie uszu, bo wydawałojej się, że dochodzi do niej każdy szept wypowiedziany wokół.

…I to bez żadnego treningu, po prostu to zrobiła… widziałaś tego konia? Nie widziałam żadnego konia!… Nie tylko otworzyła drzwi, ale weszła przez nie!… Tak, ale ktoją sprowadził z powrotem? Esme Weatherwax, oczywiście!… Tak, zawsze to powtarzam, byle głupek potrafi otworzyć drzwi, wystarczy łut szczęścia, ale żeby sprowadzić kogoś z powrotem, na to potrzeba prawdziwej wiedźmy, oto zwycięzca… Walczyła z potworem i zostawiła go tam!… Co za dziecko… No to był ten koń, czy go nie było?… Pokażę oczywiście moją sztuczkę z tańczącą miotłą, alejuż przepadła, tojasne… Dlaczego pani Weatherwax dała tej dziewczynie swój kapelusz, co? Co chce, byśmy myślały? Nigdy wcześniej przed nikim nie zdjęła go nawet!

Wyczuwało się napięcie, przeskakiwało odjednego czubka kapelusza na drugijak letnia błyskawica.

Mysz robiła co mogła przy dźwiękach „Zawsze będę puszczać bańki powietrzne”, ale łatwo było poznać, że umysły wiedźm nie są przy niej, choć tańczyła wyprostowanajak struna i z wielkim temperamentem.

Teraz inne wiedźmy pochylały się nad babcią Weatherwax. Akwila widziała, że rozmawiają o czymś z ożywieniem.

— Wiesz, Akwilo — odezwała się Lucy Nawjazd spoza jej głowy — teraz tylko wystarczy, żebyś wstała i powiedziała, że to zrobiłaś. Wszyscy i tak to już wiedzą. Chodzi mi o to, że nigdy nikt nie zrobił tego na Próbach!

— Ajuż najwyższy czas, by ta stara harpia przegrała — dołożyła się Annagramma.

Przecież ona wcale nie jest zła, pomyślała Akwila. Jest twarda i oczekuje, by inne wiedźmy też były twarde, ponieważ krawędź nie jest miejscem dla ludzi słabych. Dla niej wszystko jest rodzajem próby.

A trzecia myśl podsunęłajej to, czego nie mogła wtedy znaleźć w namiocie: Babciu Weatherwax, ty wiesz, że współżycz przyszedł tutaj tylko dla mnie, prawda? Rozmawiałaś z doktorem Rwetestem, wspominałaś mi o tym. A może wkręciłaś mnie w swoją sztuczkę na dzisiaj? Czy domyślam się wszystkiego? Ile wiem?

— Wygrasz — mówiła Dymitra Hubabuba. — A nawet niektóre starsze wiedźmy chętnie by zobaczyły, jak ktoś ucierajej nosa. Wiedzą, że to, co się wydarzyło, było potężną magią. Wszystkie chaosy zostały pozrywane na wiele mil stąd.

Więc mam wygrać tylko dlatego, że niektórzy ludzie kogoś nie lubią? — pomyślała Akwila. To byłby dopiero powód do dumy…

— Założyłabym się, że ona wstanie — odezwała się Annagramma. — Tylko patrz. Opowie, jak biedne dziecko zostało wciągnięte do Ostatniego Świata przez potwora, a onaje stamtąd przyprowadziła. Sama bym tak zrobiła najej miejscu.

Tak właśnie podejrzewam, pomyślała Akwila. Ale nie jesteś na jej miejscu, niejesteś też na moim.

Patrzyła na babcię Weatherwax, która odganiała ręką kilka starych wiedźm.

Ciekawe, pomyślała, czy nie mówiąjej właśnie: „Tej małej trzeba trochę utrzeć nosa, panno Weatherwax”. I w chwili gdy to pomyślała, babcia odwróciła się i spojrzalajej w oczy…

Mysz przestała tańczyć, zawstydzona brakiem zainteresowania. Po dobrej chwili ludzie zaczęli bić brawo, ponieważ jest to coś, co się w takiej chwili robi.

Czarownica, której Akwila nie znała, wyszła na środek ringu, wciąż jeszcze klaszcząc w dłonie w ten przypochlebczy (ręce tuż przy sobie, ramiona wysoko) sposób, wjaki zachęca się publiczność do dalszego aplauzu.

— Wspaniale, Doris, znakomicie ci poszło, jak zawsze zresztą! — zawołała wysokim głosem. — Znaczna poprawa od zeszłego roku, dziękujemy ci bardzo, to było cudowne… znakomite… hm…

Zawahała się, a zza niej wypełzła na czworakach Doris Drep — tacz, próbując namówić mysz, by wróciła do swego pudełka. W tłumie widzów kilka kobiet wpadło w histerię.

— No a teraz może… któraś z pań ma ochotę… no… zapraszam na scenę — powiedziała mistrzyni ceremonii głosem tak perlistym, że budził skojarzenie z toczącą się szklaną kulą, która zaraz się rozbije. — Nikt?

Zapanowała kompletna cisza.

— Nie bądźcie takie nieśmiałe! — W głosie kobiety pojawiło się pewne napięcie. To wcale niejest specjalnie zabawne zorganizować boisko pełne organizatorów. — Nie odznaczamy się skromnością. Może jednak ktoś?

Akwila czuła, że część kapeluszy odwróciła się w jej stronę, a część w stronę babci Weatherwax. Oddalona zaledwie o kilka kroków przez trawę babcia strząsnęła czyjąś rękę z ramienia, nie przerywając wzrokowego kontaktu z Akwilą. Żadna z nas nie ma teraz na głowie kapelusza, pomyślała Akwila. Dałaś mi kiedyś wirtualny kapelusz, babciu Weatherwax, i dziękuję ci za to. Ale dzisiaj go nie potrzebuję. Dzisiaj wiem, żejestem wiedźmą.

— Ależ drogie panie, zapraszam! — Mistrzyni ceremonii nie kryła już zdenerwowania. — To są Próby. Miejsce na przyjacielskie i edukacyjne zmagania w atmosferze braterstwa i dobrej woli! Z pewnością któraś z pań… może któraś z młodych dam…?

Akwila uśmiechnęła się. Nie powinno być braterstwa, tylko sio — strzeństwo. Jesteśmy siostrami, proszę pani, nie braćmi.

— Idź, Akwilo! — ponaglałają Dymitra. — Wszyscyjuż wiedzą, jąkaj esteś dobra.

Akwila potrząsnęła głową.

— No dobrze, wszystko jasne — oświadczyła Annagramma, przewracając oczami. — Stara harpia pomieszała dziewczynie w głowie, jak zwykle…

— Nie wiem, kto miesza w czyjej głowie — żachnęła się teraz Petulia, podwijając rękawy. — Alejazamierzam pokazać świński trik.

Podniosła się, wywołując poruszenie.

— O, widzę, że to będzie… ach, to ty, Petulio — powiedziała mistrzyni ceremonii nieco zawiedziona.

— Tak, panno Gablotko, chciałam pokazać świński trik — oświadczyła głośno Petulia.

— Ale… no… wydaje mi się, że nie wzięłaś ze sobą świni.

— Tak, chcę przedstawić świński trik… bez świni.

To wywołało sensację, okrzyki „Niemożliwe!” oraz „Uwaga, tutaj są dzieci!”.

Panna Gablotka rozejrzała się w poszukiwaniu pomocy, ale ponieważ takowej nie znalazła, powiedziała bezradnie:

— No dobrze. Jeślijesteśpewna, kochanie…

— Tak. Jestem pewna. Użyję… kiełbasy! — Petulia wyciągnęła parówkę z kieszeni. Podniosłająw górę. To również wywołało sensację.

Akwila nie przyglądała się sztuczce, babcia Weatherwax zresztą też nie. Spojrzenia łączyłyje jak stalowa sztaba i nawet panna Gablotka instynktownie nie wchodziła między nie. Lecz Akwila usłyszała westchnienia, potem wszyscy zebrani wstrzymali oddech, a wreszcie zabrzmiały burzliwe oklaski. W tej sytuacji zebrane nagrodziłyby aplauzem wszystko, podobniejak woda użyłabyjakiejkol — wiek dziury, by uciec z wiadra.

A potem wiedźmy już wstawałyjedna po drugiej. Panna Libel — la żonglowała kulami, które zatrzymywały się w powietrzu i tam zmieniały kierunek. Pewna czarownica w średnim wieku zademonstrowała nowy sposób powstrzymania przed udławieniem, co nawet nie wydawało się specjalnie magiczne, dopóki się nie zrozumiało, że zamienianie prawie martwych ludzi w ludzi w pełni żywotnych jest warte dziesiątków innych sztuczek. A potemjeszczejakaś kobieta zapraszała na scenę kolejne dziewczęta, które pokazywały kolejno duże sztuki i poręczne sztuczki, i coś, co wywoływało okrzyki, lub coś, co zatrzymywało ból zęba, a przynajmniej eksplodowało…

…i tojuż najwyraźniej był koniec.

Panna Gablotka wyszła znowu na środek, tym razem prawie pijana ulgą, że w ogóle Próby się odbyły. Jeszcze raz spróbowała zaprosić na ring wiedźmę lub — naprawdę, dziewczęta, nie wstydźcie się — adeptkę.

Panowała cisza tak gęsta, że można by było w nią wbijać szpilki.

I wtedy wreszcie powiedziała:

— No dobrze… w takim razie ogłaszam Próby za zakończone i zamknięte. Herbata czekaw dużym namiocie!

Akwila i babcia wstałyjak na komendę i ukłoniły się sobie. Potem babcia odwróciła się, by włączyć się w tłum zmierzający na herbatę. Ciekawe było zobaczyć, jak tłum się rozstępuje, całkowicie nieświadomie, by zrobić dla niej przejście, niczym morze przed wyjątkowo dobrym prorokiem.

Petulię otaczały młode wiedźmy. Świński trik udał się bardzo dobrze. Akwila stanęła w kolejce, byją uściskać.

— Ale to ty byś wygrała! — Petulia była czerwona na twarzy z emocji.

— To nie ma żadnego znaczenia. Naprawdę nie ma.

— Oddałaś wygraną — odezwał się ostry głos tuż za plecami Akwili. — Miałaś ją praktycznie w rękach i nie sięgnęłaś po nią. I jak się teraz czujesz, Akwilo? Masz ochotę być skromnisią?

— Teraz ty mnie posłuchaj, Annagrammo! — Petulia wymierzyła w nią rozwścieczony palec.

Akwila sięgnęła i opuściłajej rękę. Potem odwróciła się do An — nagrammy i uśmiechnęła tak radośnie, że każdego by to zbiło z tropu.

Chciałajej powiedzieć: Tam, skądja pochodzę, organizowane są zawody psów pasterskich. Zewsząd przybywają pasterze, by pokazać, jak wyszkolili swoje owczarki. Nagrodami są srebrne haczyki i pasy wysadzane srebrnymi guzami i różne takie, ale czy wiesz, Annagrammo, co jest największą nagrodą? Nie, ty tego nie wiesz. Są tam też sędziowie, alejeśli chodzi o tę największą nagrodę, oni się również nie liczą. Jest tam… była niepozorna stara dama, która zawsze siadała na przedzie, pochylała się nad płotkami z fajką w zębach, a u jej nóg siedziały dwa najwspanialsze psy, jakie się kiedykolwiek urodziły. Nazywały się Grzmot i Błyskawica, poruszały się tak szybko, że wzniecały w powietrzu ogień, a ich futra lśniły w słońcu, ale ona nigdy nie wystawiała ich w zawodach. Wiedziała o owcach więcej, niż nawet wie owca. I tym, czego każdy młody pasterz pragnął, ale tak naprawdę, nie był żaden srebrny haczyk czy pas, tylko zobaczyć, jak ona wyjmuje z ust fajkę i cicho mówi „nieźle, nieźle”, ponieważ dopiero to oznaczało, że onjestjuż prawdziwym pasterzem i wszyscy pasterze też to wiedzieli. A gdybyś zaproponowała mu, by ją wyzwał, przekląłby ciebie, tupnął nogą i powiedział, że wolałby splunięciami zgasić słońce. Jak mógłby kiedykolwiek wygrać? Ona była kwintesencją pasterstwa. To było jej całe życie. Gdyby coś jej odebrał, odebrałby to sobie. Nie rozumiesz tego, prawda? Ale tojest właśnie serce, dusza i kwintesencja wszystkiego. Dusza i kwintesencja!

Jej przemowa poszłaby na marne, więc Akwila powiedziała tylko:

— Zamknijże się wreszcie, Annagrammo. Chodźmy zobaczyć, czy nie zostałyjakieś bułeczki.

Ponadjej głową rozległ się krzyk myszołowa. Podniosła wzrok.

Ptak obrócił się i rozpoczął pościg z wiatrem w długim ślizgu, kierując się w stronę domu. Tam zawsze był ich dom.


* * *

Joanna otworzyła oczy nad kociołkiem.

— Wraca do domu! — wykrzyknęła, gramoląc się na nogi. Pomachała niecierpliwie dłonią do przyglądających się Figli. — Co tak stoicie i gapicie się? Złapcie mi tu zarazjakiegoś królika do upieczenia. Przygotujcie palenisko. I nagotujcie wody, bo zamierzam wziąć kąpiel. Spójrzcie tylko, jak tu wygląda, toż to chlew! Bierzcie się do sprzątania. Chcę, żeby dla Wielkiego Człowieka wszystko błyszczało! I ukradnijcie trochę Specjalnego Płynu dla Owiec! Natnijcie zielonych gałęzi ostrokrzewu i cisu! Wypolerujcie mi wszystkie złote talerze, żeby błyszczały. Cały ten kopiec ma aż lśnić! Na co jeszcze czekacie?

— No… co mamyzrobić najpierw, wodzo? — pytałynerwowo Figle.

— Macie zrobić to wszystko narazWjej komorze napełnili wazę na kąpiel. Wodza szorowała się, używając starej szczoteczki do zębów Akwili, i przysłuchiwała się, jak Figle ciężko pracują, wykonując polecenia i bez przerwy wchodząc sobie w drogę. Kopiec zaczął wypełniać zapach pieczonego królika.

Joanna włożyła swoją najlepszą sukienkę, uczesała włosy, wzięła szal i wyszła na zewnątrz. Stała tak, przyglądając się górom, aż poja — kiejś półgodzinie mały punkcik na niebie zaczął rosnąć i rosnąć.

Jako wodza zamierzała powitać wojownika. Jako żona ucałuje go i będzie mieć za złe, że tak długo go nie było. Jako kobieta rozpływała się z ulgi, wdzięczności i radości.

Загрузка...