Ruszajmy dalej, tam gdzie się skryli,
w bezdenne jaskinie gwiazd!
Ślizgiem tunelu, którym pędzili.
Heechowie prowadźcie nas!
O Boże! Było to jak na obozie skautów, śpiewaliśmy i dokazywaliśmy przez całe dziewiętnaście dni po odwróceniu ciągu. Nigdy w życiu nie czułem się tak wspaniale. Częściowo było to dzięki uwolnieniu się od dręczącego nas strachu, kiedy nastąpił obrót, wszyscy — tak jak zawsze — odetchnęliśmy z ulgą. Czułem się lekko także dlatego, że pierwsza część podróży była dość zgrzytliwa: Mieczników i jego dwaj chłopcy w skomplikowanym trójkącie, oraz Susie Hereira, znacznie mniej zainteresowana moją osobą niż podczas tamtych jednodniowych spotkań na Gateway. Głównie jednak — jak sądzę — było to spowodowane myślą, że jestem coraz bliżej Klary. Danny A. pomógł mi zrobić wyliczenia. Na Gateway był instruktorem na niektórych kursach i choć czasami może się nawet mylił, wierzyłem mu, ponieważ nie było pod ręką nikogo mądrzejszego. Na podstawie czasu zwrotu obliczył długość trasy na trzysta lat świetlnych, nie na sto procent, ale coś koło tego. Pierwszy statek, ten z Klarą — oddalał się od nas coraz bardziej w drodze do punktu zwrotnego, w pobliżu którego lecieliśmy już z prędkością dziesięciu lat świetlnych dziennie (tak przynajmniej mówił Danny). Piątka Klary wystartowała trzydzieści sekund przed nami, a więc wystarczyło tylko policzyć: jeden dzień świetlny 3 X l010 centymetrów na sekundę razy 60 sekund razy 60 minut razy 24 godziny … w momencie zwrotu Klara była przed nami o dobre siedemnaście i pół miliarda kilometrów. Zdawać by się mogło, że to dużo i rzeczywiście. Ale po zwrocie statku każdego dnia zbliżaliśmy się do nich lecąc tym samym tunelem w przestrzeni, który Heechowie kiedyś wyznaczyli.
OGŁOSZENIA DROBNE
SZEROKA GAMA ZAINTERESOWAŃ: gra na klawesynie. Go, seks grupowy. Szukam czwórki poszukiwaczy o podobnych zainteresowaniach. Garriman, 78-109.
WYPRZEDAŻ TUNELOWA. Sprzedaję wszystkie swoje holodyski, odzież, akcesoria seksualne, książki itd. Poziom Laleczka. Tunel Dwanaście, pytać o DeVittoria, początek godz. 11.00.
DZIESIĄTY MĘŻCZYZNA potrzebny do zastąpienia w naszej grupie modlitewnej Abrama R. Sorchuka, który został uznany za zmarłego. Poszukiwany również dziewiąty, ósmy i siódmy. Uprasza się o kontakt. 87-108.
Mój statek podążał drogą przebytą już przez Klarę. Czułem, że ich doganiamy, czasem zdawało mi się nawet, że dochodził mnie zapach jej perfum.
Kiedy powiedziałem to Danny'emu A., popatrzył na mnie ze zdziwieniem. — Czy wiesz, ile to jest siedemnaście i pół miliarda kilometrów? Spokojnie zmieści się w tym cały układ słoneczny, połowa głównej osi orbity Plutona wynosi trzydzieści dziewięć jednostek astronomicznych z kawałkiem.
— Ja tylko tak sobie — zaśmiałem się zażenowany.
— Idź lepiej spać — poradził. — I kolorowych snów. — Orientował się w moich uczuciach do Klary. Tak zresztą jak i wszyscy, nawet Mieczników, nawet Susie i może było to moje przywidzenie, ale wydawało mi się, że życzyli nam dobrze. Wszyscy zresztą sobie dobrze życzyliśmy układając dalekosiężne plany, co też zrobimy z naszą forsą. Dla Klary i dla mnie milion dolarów na głowę to był kawałek grosza. Może nie dosyć na Pełny Serwis Medyczny, jeślibyśmy chcieli choć trochę zostawić na przyjemności. Ale gwarantował przynajmniej Wyższy Serwis Medyczny, a to już oznaczało dobre zdrowie — wyjąwszy jakieś rzeczywiście drastyczne przypadki — na następne trzydzieści do czterdziestu lat. Z tego, co zostanie, moglibyśmy spokojnie żyć, podróżować, mieć dzieci. Przytulny dom w przyzwoitym miejscu… zaraz, tylko gdzie? Na pewno nie koło kopalni żywności. Może wcale nie na Ziemi… Czy Klara chciałaby wrócić z powrotem na Wenus? Nie widziałem siebie w roli szperacza tunelowego. Ani też Klary mieszkającej w Dallas czy w Nowym Jorku. Oczywiście życzenia wyprzedzały rzeczywistość jeżeli naprawdę coś znajdziemy, to ten zasrany milion będzie zaledwie początkiem. Moglibyśmy mieć wtedy domy, jakie by się nam tylko zamarzyło i obojętnie gdzie. Tak samo, jak i Pełny Serwis Medyczny plus organy do transplantacji, dzięki którym będziemy zawsze młodzi, zdrowi, piękni i sprawni seksualnie oraz…
— Powinieneś naprawdę się przespać — powiedział Danny A., który leżał w uprzęży obok. — Rzucasz się jak wariat.
Nie miałem jednak ochoty na spanie. Byłem głodny i nie widziałem żadnego powodu, żeby czegoś nie zjeść. Przez dziewiętnaście dni przestrzegaliśmy norm żywnościowych, tak jak to się zwykle robi podczas pierwszej części podróży. Po zwrocie wiadomo już, ile zostało jedzenia do końca wyprawy, nic więc dziwnego, że niektórzy poszukiwacze przybierają na wadze. Wygramoliłem się z ładownika, gdzie tkwili Susie, Danny A. i Danny R., i tam zorientowałem się, dlaczego tak nagle poczułem głód. Dane Mieczników przyrządzał sobie gulasz.
— Czy starczy dla dwóch? — zapytałem.
Spojrzał na mnie zamyślony.
— Myślę, że tak. — Otworzył szczelnie wciskaną pokrywę, popatrzył do środka i wlał dodatkowo sto centymetrów sześciennych wody ze skraplacza pary. — Jeszcze jakieś dziesięć minut — powiedział. — Miałem zamiar wpierw się czegoś napić.
Przyjąłem zaproszenie i flaszka wina zaczęła przechodzić z rąk do rąk. Kiedy mieszał gulasz i dodawał soli, odczytałem mu dane gwiazd. Wciąż lecieliśmy z prędkością bliską maksymalnej, a na ekranie nie pojawiało się nic, co by przypominało jakąś znajomą konstelację, czy chociażby gwiazdę. Ale mimo to zaczynałem się do tego widoku powoli przyzwyczajać, a nawet go polubiłem. Tak jak i wszyscy. Nigdy nie widziałem Dane'a równie wesołego i rozluźnionego.
UWAGI O PIEZOELEKTRYCZNCSCI
Profesor Hegramet: Jeśli chodzi o krwiste diamenty, to odkryliśmy jedynie, że odznaczają się olbrzymia piezoelektrycznościa. Czy ktoś wie, co to znaczy?
Pytanie: Czy to, że kurczą się i rozkurczają pod wpływem prądu elektrycznego?
Profesor Hegramet: Tak. Również na odwrót: zgniecione generują prąd i to bardzo szybko. Stad właśnie piezofon i piezowizja, czyli przemysł przynoszący 50 miliardów dolarów.
Pytanie: A kto dostaje procenty?
Profesor Hegramet: Byłem pewien, że padnie takie pytanie. No więc, nikt nie dostaje. Krwiste diamenty zostały odnalezione wiele, wiele lat przed odkryciem Gateway w tunelach Heechów na Wenus, ich zastosowanie zawdzięczamy Laboratorium Bella. Obecnie wykorzystuje się diamenty syntetyczne, stanowią one podstawę systemu komunikacji, a wszystkie zyski Beli zachowuje dla siebie.
Pytanie: Czy takie samo zastosowanie miały one u Heechów?
Profesor Hegramet: Moim zdaniem tak, choć nie wiadomo w jaki sposób. Można by przypuszczać, że skoro Heechowie zostawili diamenty, powinni również zostawić resztę — odbiorniki i nadajniki. Jeśli zostawili, to nie wiadomo dotąd gdzie.
— Zastanowiłem się — powiedział — że milion mi wystarczy. Po tej wyprawie wrócę do Syracuse, zrobię doktorat i zacznę pracować. Zawsze się znajdzie jakaś szkoła, która zatrudni stałego poetę czy też nauczyciela angielskiego mającego za sobą siedem lotów. Coś mi będą płacić i sądzę, że to wystarczy mi do końca życia.
Tak naprawdę to dotarło do mnie tylko jedno słowo. — Poeta? — powtórzyłem zaskoczony.
— Nie wiedziałeś o tym? — uśmiechnął się szeroko. — Tak właśnie dostałem się na Gateway: Fundacja Guggenheima opłaciła mi podróż. — Wyjął garnek z piecyka, nałożył gulasz na dwa talerze i zabraliśmy się do jedzenia.
I to był facet, który dwa dni temu przez dobrą godzinę wrzeszczał zajadle na swych partnerów, podczas gdy my z Susie wysłuchiwaliśmy tego wściekli, w lądowniku. Teraz było już po zwrocie statku, byliśmy prawie że w domu, bezpieczni, wiedzieliśmy, że nie zabraknie paliwa i nie musieliśmy się o nic martwić, ponieważ nagrodę mieliśmy już w kieszeni. Zapytałem Miecznikowa o jego wiersze. Nie chciał mi niczego zadeklamować, ale obiecał pokazać kopie tego, co wyśle Fundacji, gdy tylko wrócimy na Gateway.
Kiedy skończyliśmy gulasz i wytarłszy garnek i talerze odstawiliśmy je na bok. Dane spojrzał na zegarek. — Jest za wcześnie, by budzić pozostałych — zauważył. — A nie ma nic do roboty.
Popatrzył na mnie z uśmiechem. Był to prawdziwy uśmiech, a nie grymas.
Dziewiętnaście dni minęło w mgnieniu oka i zgodnie z naszymi obliczeniami powinniśmy być już prawie na miejscu. Nikt nie spał i wszyscy tłoczyliśmy się w kapsule podnieceni jak dzieci oczekujące na otwarcie gwiazdkowych prezentów.
Była to najprzyjemniejsza wyprawa, jaką odbyłem i prawdopodobnie jedna z najmilszych w historii. — Wiesz — powiedział Danny R. w zamyśleniu — prawie żałuję, że docieramy na miejsce. — A Susie, która zaczynała już rozumieć naszą angielszczyznę, rzekła: — Sim, ja sei — a potem: — Ja także. — Ścisnęła mnie za rękę, ja oddałem jej uścisk, tak naprawdę jednak myślałem tylko o Klarze. Próbowaliśmy kilkakrotnie porozumieć się przez radio, ale nie działało w tunelu kosmicznym Heechów. Kiedy jednak wyjdziemy z nadświetlnej, będę mógł z nią pogadać na miejscu! Nieważne, że inni będą słuchali, o czym mówimy, ja wiedziałem, co chcę jej powiedzieć. I znałem nawet odpowiedź, co do tego nie miałem wątpliwości. Z pewnością w obu statkach zapanuje euforia, a pośród tej całej radości i uniesienia odpowiedź musiała być jednoznaczna.
— Zatrzymujemy się! — krzyknął Danny R. — Czujecie to?
— Tak! — Mieczników zapiszczał z radości kołysząc się na maleńkich falach pseudo-grawitacji, które sygnalizowały nasz powrót do normalnej przestrzeni. Był jeszcze i inny znak: — złotawa spirala w środku kabiny zaczynała z każdą chwilą jarzyć się coraz mocniej.
— Chyba się nam udało — krzyknął Danny R. rozpromieniony, ja byłem równie radosny.
— Wezmę się za skaning sferyczny — powiedziałem w przekonaniu, iż wiem jak to zrobić. Susie otworzyła właz do lądownika, razem z Dannym A. mieli wyjść obserwować gwiazdy.
Danny A. nie poszedł jednak za nią. Wpatrywał się w ekran. Kiedy zacząłem obracać statek, widziałem gwiazdy, w czym nie było nic nadzwyczajnego, nie wydawały się wcale osobliwe, choć z jakiegoś powodu były dość mocno zamglone.
Dod do Instr Naw 104
Prosimy o uzupełnienie instrukcji nawigacyjnych o następujące dane:
Ustawienia kursu zawierające linie i barwy zgodne z załączonym wykazem zdają się pozostawać w ścisłym związku z ilością paliwa lub innym środkiem napędu statku.
Ostrzega się wszystkich poszukiwaczy, że trzy jaskrawe linie na paśmie pomarańczowym (wykres 2) wskazują na wyraźny brak paliwa. Żaden ze statków lecący kursem o takim ustawieniu nie powrócił, nawet w przypadku lotów kontrolnych.
Nagle zachwiałem się i prawie upadłem. Obrót statku nie przebiegał tak łagodnie, jak powinien.
— Radio — rzucił Danny A., a Mieczników marszcząc się spojrzał w górę, gdzie świeciła się zielona lampka.
— Włącz! — wrzasnąłem. To mogła być Klara. Mieczników wciąż się marszcząc sięgnął do przełącznika i wtedy zobaczyłem, że spirala jest nienaturalnie jaskrawa. Nigdy czegoś takiego nie widziałem, była koloru słomy, jak gdyby rozżarzona od gorąca. Jednakże nie emitowała ciepła, a złocistą barwę przecinały pasemka czystej bieli.
— To dziwne — zauważyłem.
Nie wiem, czy ktoś mnie w ogóle usłyszał. Radio trzeszczało i wewnątrz kapsuły było bardzo głośno. Mieczników zaczął manipulować przy odbiorniku.
W całym tym hałasie usłyszałem głos, którego z początku nie rozpoznałem. Był to Danny A. — Czy czujecie? — wrzasnął. — To fale grawitacyjne. Coś jest nie tak. Zatrzymaj skaner!
Zrobiłem to automatycznie.
Ale do lego momentu ekran statku zdążył się już obrócić i przed nami ukazało się coś, co nie było ani gwiazdą, ani galaktyką. Była to słabo jarząca się bryła bladoniebieskiego światła — upstrzona plamami, olbrzymia, przerażająca. Już na pierwszy rzut oka wiedziałem, że to nie słońce. Żadne słońce nie jest bowiem jednocześnie tak niebieskie i tak przyćmione. Światło tej bryły raziło wzrok, choć nie było jaskrawe. Ból wdzierał się w głąb czaszki wwiercając się aż do mózgu.
Mieczników wyłączył radio i w ciszy, która zapanowała, usłyszałem przerażony głos Danny'ego A.: — O mój Boże! Ale żeśmy wpadli. To jest czarna dziura.