Gabinet Sigfrida, jak wszystkie inne, znajduje się oczywiście pod Kloszem. Nie może w nim być za ciepło ani za zimno. Ale czasami mi się wydaje, że jest gorąco. — O Boże! — mówię mu wtedy — jaki tu upał! Chyba wysiadła ci klimatyzacja.
— Nie mam klimatyzacji, Robbie — odpowiada cierpliwie. — Wracając zaś do twojej matki…
— Pies z nią — mówię. — Z twoją zresztą też…
Następuje chwila milczenia. Wiem, jakie myśli obiegają jego obwody i czuję, że będę żałował mojej porywczej reakcji. Dodaję więc szybko: — Ten upał naprawdę źle na mnie działa.
— To tobie jest tu gorąco — poprawia mnie.
— Co takiego?
— Moje czujniki wykazują, że temperatura twego ciała podwyższa się prawie o stopień, gdy rozmawiamy o pewnych sprawach — to znaczy o twojej matce, o kobiecie imieniem Gelle — Klara Moyniin, o twej pierwszej wyprawie, trzeciej. Danie Miecznikowie i o wydalaniu.
— Znakomicie! — wyję z nagłą wściekłością. — To znaczy, że mnie szpiegujesz?
— Dobrze wiesz, że rejestruję twoje sygnały zewnętrzne — stwierdza z wyrzutem. — Nic w tym złego. W końcu nawet przyjaciel potrafi zauważyć, że się rumienisz, jąkasz, czy zaciskasz pięści.
— Ach, tak!
— Właśnie tak. Rób. Mówię ci o tym, ponieważ wydaje mi się, że powinieneś zdawać sobie sprawę z tego, iż tematy te wywołują u ciebie silne emocje. Może chciałbyś porozmawiać, dlaczego tak się dzieje?
— Nie! Chciałbym raczej porozmawiać o tobie, Sigfrid! Co jeszcze Przede mną ukrywasz? Liczysz moje erekcje? Założyłeś podsłuch w moim łóżku? Nagrywasz moje rozmowy?
— Nie, Bob, nie robię niczego takiego. — Chciałbym wierzyć, że to prawda. Potrafię sprawdzić, czy nie kłamiesz.
Chwila milczenia. — Wydaje mi się, że nie bardzo rozumiem, o co ci chodzi.
— Nie musisz — drwię sobie. — Jesteś po prostu maszyną. — Wystarczy, że ja rozumiem. Jest mi bardzo potrzebna ta niewielka tajemnica, którą chowam przed Sigfridem. W kieszeni mam skrawek papieru.
Pewnego wieczoru pełnego wina, trawki, wspaniałego seksu dała mi ją S. Laworowna. Już niedługo wyciągnę tę kartkę i wtedy zobaczymy, kto tu rządzi. Naprawdę podoba mi się ta gra z Sigfridem. Wywołuje mój gniew. A kiedy jestem rozgniewany, zapominam o tej wielkiej ranie, która boli, ból bowiem nie ustaje i nie wiem, jak położyć mu kres.