W sali konferencyjnej zapadła cisza tak idealna, że Geary uznał, iż po jego wypowiedzi troje senatorów musiało wstrzymać oddech. Choć to było absurdalne, zwłaszcza w tak trudnej sytuacji, zastanowił się, czy to może wpłynąć w jakikolwiek sposób na poziom komfortu w zamkniętym szczelnie pomieszczeniu.
Nie wiedział, czego się spodziewać, ale zaskoczyło go to, że przewodniczący Navarro znów posłał znaczące spojrzenie senatorowi Sakai, a potem Suvie, jakby potwierdzał bez słów to, co wcześniej ustalili.
W końcu, złożywszy dłonie na blacie przed sobą, popatrzył znowu w oczy admirała i powiedział:
— Czy to oznacza, że odmawia pan dalszego wykonywania rozkazów rządu?
Geary zaczął się zastanawiać, czy otaczający go politycy nagrywają treść tej rozmowy, aby mieć w razie czego wyraźne dowody zdrady.
— Nie, sir. Nie o to mi chodziło. Niemniej składam natychmiastową rezygnację ze stanowiska we flocie, ponieważ prawo dopuszcza taką możliwość. Co za tym idzie, nie możecie mi już wydawać rozkazów.
— Tyle tylko — wtrącił Sakai, kręcąc głową — że służy pan rządowi, a on nie musi przyjmować do wiadomości pańskiej rezygnacji. A jeśli prawdą jest to, co mówił pan przed momentem o reakcji floty, Sojusz potrzebuje pana do rozwiązania palącego problemu.
— Jeśli Sojusz zamierza uporać się z tym problemem, wystarczy, że jego rząd poczyni stosowne kroki — odparł Geary. — Podpowiedziałem wam, co należy zrobić. Nie zamierzam brać udziału w tak niehonorowym i niesprawiedliwym procesie.
— Nawet jeśli odrzucimy pańską rezygnację?
— Nawet jeśli odrzucicie moją rezygnację. Wtedy będziecie mogli postawić przed sądem wojennym mnie.
Navarro zdziwił go po raz kolejny, siadając wygodniej i przybierając bardzo poważną minę.
— Wie pan równie dobrze jak my, do czego dojdzie, jeśli postawimy pana przed sądem. Flota się zbuntuje, a napięcia społeczne doprowadzą do upadku naszego rządu. Proszę nie udawać, że nie zdaje pan sobie sprawy z potęgi, jaką pan dzisiaj reprezentuje.
— Skoro jest to dla pana tak oczywiste i w dodatku zdaje pan sobie sprawę z tego, jak bardzo wzbraniam się przed korzystaniem z podobnych rozwiązań, dlaczego nie zrobi pan tego, o co proszę? — zapytał Geary.
— Ponieważ nie wolno nam ignorować prawa! Już znajdujemy się pod ogromną presją, a kolejne dochodzenia są wszczynane każdego dnia! Każde pogwałcenie przepisów, każde ustępstwo może być użyte przeciw nam i szczerze mówiąc, admirale, obawiam się, że upadek naszego rządu doprowadzi do równie katastrofalnego w skutkach rozpadu Sojuszu jak bunt pańskiej floty. Co powinniśmy zrobić pańskim zdaniem?
— Znaleźć rozwiązanie, sir. Na tym chyba polega bycie przywódcą.
Senator Navarro westchnął, potem przymknął na moment oczy, przesłaniając je jedną ręką.
— Trzeba będzie…
Cokolwiek miał dodać, o ile w ogóle wiedział, jak dokończyć to zdanie, musiał zamilknąć, gdy senator Suva wtrąciła z miną świadczącą o głębokim przekonaniu. Treść wypowiedzianych beznamiętnym tonem słów zaskoczyła Geary’ego.
— Stwierdził pan, admirale, że takie zarzuty nie powinny nigdy paść, ponieważ pomimo swojej niewątpliwej słuszności ktoś, kto je wydał, nie wziął pod uwagę efektów, jakie będą one miały dla naszej floty. Dobrze pana zrozumiałam?
— Tak, pani senator.
— Czy admirał Geary jest dla nas autorytetem w tych sprawach? — zapytała swoich kolegów z Rady tonem, który świadczył raczej o retorycznym znaczeniu tej kwestii. — Tak? Zatem dysponujemy przekonującym dowodem na to, że zarzuty zostały sformułowane w sposób nieprawidłowy. Choćby dlatego, że każda decyzja o znaczeniu strategicznym, a za takie można uznawać osłabienie obronności Sojuszu, musi zapaść po konsultacjach z senatem i po uzyskaniu jego zgody, zanim poczynione zostaną jakiekolwiek kroki.
Navarro opuścił rękę i przeszył Suvę twardym spojrzeniem.
— Zarzuty zostały postawione z naruszeniem prawa.
— Mamy powody w to wierzyć. — Nie wyglądała na osobę, która wierzy w to, co mówi, ale Geary nie skomentował tego, zastanawiając się, do czego może zmierzać.
— Zatem naszym obowiązkiem jest odwołać procesy i raz jeszcze rozpatrzyć wnioski admiralicji — dokończył przewodniczący Rady. — Musimy zadbać, by zostały one zbadane wnikliwie, z uwzględnieniem wszystkich okoliczności. Tego rodzaju zarzutów nie można stawiać z naruszeniem procedur prawa. — Obrzucił ostrym spojrzeniem Geary’ego. — Możemy, a nawet musimy odwołać te rozkazy, skoro przy ich wydawaniu nastąpiło naruszenie obowiązujących przepisów prawa.
John zawahał się.
— Jeśli podobne zarzuty pojawią się za jakiś czas…
— Nie ma takiej możliwości, aczkolwiek nie damy tego panu na piśmie.
— Jeśli ci oficerowie otrzymają pochwały od rządu za niezłomną postawę — dodał uspokajającym tonem Sakai — ze szczególnym położeniem nacisku na doprowadzenie okrętów do macierzystych portów pomimo zbyt niskich rezerw ogniw paliwowych, na co niestety nie mogli mieć wpływu, znikną podstawy do ukarania ich z tego samego powodu.
— To prawda — poparł go uradowany Navarro. — Tak to załatwimy, admirale Geary. Przysięgam na honor moich przodków.
Suva, nadal zachowująca zagadkową neutralność, skinęła dłonią w kierunku Geary’ego.
— Proszę nagrać przesłanie dla floty, admirale. Może pan zapewnić wszystkich oficerów, że zarzuty wobec nich zostały oddalone. Wyemitujemy tę wiadomość stąd, to powinno załatwić sprawę. Przygotował naprędce krótką przemowę, mając nadzieję, że jej treść pomoże admirałowi Timbale’owi i Desjani w opanowaniu sytuacji.
— Mówi admirał Geary. Rząd uznał, że doszło do nieprawidłowości podczas procesu konstruowania postawionych wam zarzutów. Z tego też powodu zostały one anulowane. Nadal prowadzę rozmowy z członkami Rady, dlatego jestem nieosiągalny na kanałach łączności, ale oczekuję, że wykonacie rozkazy, które przekazuję wam poprzez kapitan Desjani. Nakazuję natychmiastowy powrót wszystkich okrętów, które opuściły orbity bazowe. Wszystkie jednostki mają się także wstrzymać od dalszych działań niezgodnych z regulaminem floty. Na honor moich przodków. Mówił admirał Geary. Bez odbioru.
Suva nacisnęła klawisz usuwający na ułamek sekundy bariery ochronne, by nadać skompresowaną wiadomość.
To powinno uspokoić sytuację, aczkolwiek o tym Geary dowie się dopiero po zakończeniu tego spotkania. Na razie nie potrafił powstrzymać myśli, że za solennymi obietnicami polityków kryje się jakiś haczyk. Wielka Rada dawała mu już słowo i dotrzymała go, aczkolwiek w tym samym czasie robiła wszystko, by znaleźć sposób na wykręcenie się z umowy. Ciekawe było też to, dlaczego senatorowie tak szybko przystali na propozycję Suvy, chociaż wcześniej opierali się myśli o ustępstwie. I dlaczego to właśnie ona wysunęła niespodziewanie tak rozsądną propozycję, która pozwoliła rządowi na wtrącenie się w sprawy floty, choć jeszcze moment wcześniej była temu przeciwna.
— Czyli teraz możemy przejść do właściwego tematu tego spotkania… — zaczął Navarro.
— Panie przewodniczący — wpadł mu w słowo Sakai — mamy jeszcze jeden problem do rozwiązania, zanim przejdziemy do ustalonego tematu. Admirał Geary złożył przed momentem rezygnację ze stanowiska.
— No tak. Czy wycofuje pan swoją rezygnację, admirale Geary?
John zrobił naprawdę długi wydech.
— Tak. Możemy uznać sprawę za niebyłą.
— Świetnie. — Przewodniczący Rady spoglądał przez chwilę na drugi koniec sali. — Niestety, została przekroczona pewna granica. Teraz, przynajmniej w naszym gronie, wiemy już, że może pan uzyskać wielki wpływ na wydawane przez rząd decyzje. Liczymy jednak, że w przyszłości będziemy mogli liczyć na pańską lojalność wobec Sojuszu, a honor nie pozwoli panu stawiać nas po raz kolejny pod ścianą.
— To nie ja sprowokowałem dzisiejsze wydarzenia, sir — odparł Geary, wychwytując pewną sztywność w swoim głosie. Czuł się winny, wiedział, że poczucie winy jest normalne w takiej sytuacji, ale i tak nie podobało mu się ani trochę.
— Nie ma co do tego wątpliwości. — Navarro nacisnął jakieś klawisze i na wyświetlaczu pojawił się wycinek przestrzeni, którą Geary niedawno widział na własne oczy. — Mamy dla pana niezwykle ważną misję, admirale. Na syndyckim pograniczu zaczęły się nowe problemy, zna pan już ich przyczynę. Senator Sakai z wielkim trudem zdołał przekonać Radę, że pańskie działania przeciwko Obcym były najwłaściwsze, chociaż nadal nie wiemy, czy pokonanie ich floty przyniosło pożądane skutki. Nie wiemy nic o tej rasie i to musi ulec zmianie. — Geary mógł się jedynie zgodzić z tym poglądem. — Pańskim zadaniem będzie zdobycie informacji — zasugerował przewodniczący, wskazując na wyświetlacz. — Rozkazujemy panu wrócić do tego sektora, tyle że tym razem nie zatrzyma się pan na granicy ustalonej pomiędzy Światami Syndykatu a Obcymi. Ma pan wkroczyć na ich terytoria. Jako że wiemy, co stało się z masą syndyckich jednostek, które wpadły w ręce Obcych, damy panu odpowiednie siły do dyspozycji. Przejmie pan dowodzenie nad tworzoną właśnie Pierwszą Flotą Sojuszu — kontynuował Navarro, odczytując słowa pojawiające się przed jego twarzą na dodatkowym ekranie wyświetlacza. — Zaraz po objęciu nowego stanowiska przedstawi nam pan plan ekspedycji i niezwłocznie przystąpi do jego realizacji. Jej celem będzie zbadanie obcej rasy, która zajęła ostatnio kilka systemów na rubieżach Światów Syndykatu. Pozostawiamy panu swobodę w doborze metod i środków zmierzających do ustalenia faktycznej liczebności, zdolności i charakterystyki tych istot. Sugerujemy jednak ograniczenie agresywnych zachowań do niezbędnego minimum. Najważniejsze będzie ustalenie strefy wpływów obcej rasy, dlatego będzie musiał pan zbadać cały sektor. Proszę nawiązać z nimi stały kontakt z zachowaniem szacunku dla ich obyczajów i powodów, dla których wolą pozostawać w ukryciu. Jeśli będzie to możliwe, zawrze pan z nimi pakt o nieagresji, dzięki któremu unikniemy kolejnych starć, proszę jednak nie zapominać, że jego ustalenia nie mogą nam odbierać prawa do ewentualnej obrony praw Sojuszu… — przerwał na moment, by sprawdzić, jak Geary przyjmuje jego słowa. — Otrzyma pan kopie wszystkich dokumentów przed opuszczeniem pokładu tej stacji. Czy ma pan jakieś pytania, admirale?
To była robota na lata. Geary skupił się na jednej, istotnej z jego punktu widzenia, sprawie.
— Pierwsza Flota, sir? Ile okrętów wejdzie w jej skład?
Odpowiedziała mu Suva, uśmiechając się szeroko i zataczając ręką szeroki krąg.
— Wszystkie, które stacjonują w tym systemie, admirale Geary.
— Wszystkie, które mamy na Varandalu? — zapytał, nie wierząc własnym uszom.
— Tak — potwierdził przewodniczący Rady. — A nawet więcej. Dostanie pan transportowce szturmowe. I komandosów. No i te… jak im tam… okręty remontowe.
— Jednostki pomocnicze.
— Właśnie.
— Użyliście nazwy Pierwsza Flota — powiedział Geary. — Ale jeśli otrzymam tyle okrętów, w przestrzeni Sojuszu zostanie…
— Powstają kolejne dwie floty — odpowiedział mu Sakai, znów z nieprzeniknioną miną. — Druga, odpowiedzialna za obronę przestrzeni Sojuszu, nie będzie mogła opuszczać naszego terytorium. Trzecią stworzymy w celach szkoleniowych i remontowych.
Kolejny dzwonek alarmowy odezwał się w głowie Geary’ego.
— Skoro Druga Flota posłuży do obrony naszego terytorium, zadaniem Pierwszej będzie operowanie poza granicami Sojuszu.
— Zgadza się — przyznał Navarro. — Sam pan przecież podkreślał w swoim raporcie niepewną sytuację na dawnych terytoriach Światów Syndykatu. W wielu niezależnych systemach panuje teraz kompletna anarchia, na którą Sojusz musi mieć odpowiedź. To właśnie będzie zadaniem Pierwszej Floty.
Zarys tej misji wyglądał bardzo racjonalnie. Geary spodziewał się, że ponownie otrzyma stanowisko dowódcy floty. Niedawno spisał się doskonale, pełniąc taką funkcję. Niemniej po tak ostrym starciu z trójką senatorów czuł się dziwnie, przejmując z ich rąk kontrolę nad najpotężniejszą armadą Sojuszu.
— Rząd nadal ma do mnie zaufanie?
— Oczywiście — oświadczył bez wahania Navarro. — Domyślam się, że wie pan równie dobrze jak my, iż nie ma lepszego kandydata na to stanowisko. W końcu jest pan Black Jackiem Gearym. Dowiódł pan niejednokrotnie, że nie ma we flocie dowódcy, który mógłby się równać z panem na polu bitwy. A gdyby nawet było inaczej, opinia społeczna wywarłaby na nas presję, by powołać pana na to ważne stanowisko.
— Musi pan jednak pamiętać o kilku sprawach — dodał senator Sakai, zachowując dotychczasowy spokój. — Wydatki na zbrojenia zostały mocno okrojone. Nie dostanie pan kolejnych okrętów.
Przewodniczący Rady potaknął.
— To prawda. Skreśliliśmy z budżetu większość projektowanych i budowanych już jednostek. Nie będą potrzebne, zresztą nie stać nas na takie wydatki. Te okręty, które nie zostały ukończone, zostaną rozebrane bądź poczekają na lepsze czasy. Chociaż mamy trochę jednostek w tak zaawansowanym stanie, że rozbiórka ich kosztowałaby więcej niż ukończenie. Te zostaną wcielone do Trzeciej Floty, skąd trafią do Drugiej w miarę postępu prac.
— Rozumiem — powiedział Geary. To było sensowne rozwiązanie, zgodne z treścią raportów, jakie miał okazję czytać. Nawet w tak ograniczonym składzie armada Sojuszu będzie kilkakrotnie liczniejsza niż ta, którą dysponowano przed stu laty, za czasów pokoju. — I widzę, że Druga Flota stanie przed bardzo trudnym zadaniem. Jej nieliczne jednostki będą musiały kontrolować ogromne przestrzenie.
— To prawda. Proszę jednak pamiętać, że będą one miały do czynienia wyłącznie z zagrożeniami, jakie mogą stworzyć dla przestrzeni Sojuszu rozpadające się Światy Syndykatu.
— Zatem upierają się państwo przy tym, by Pierwsza Flota operowała tylko poza granicami Sojuszu? — Uznał, że otwarte postawienie sprawy jest teraz najważniejsze.
— Tak — odparła Suva. Geary skierował wzrok na Navarro i Sakaiego, ale żaden z nich nie zamierzał rozwinąć tematu. — Domyślam się, że nie wie pan jeszcze o kilku wydarzeniach — dodała członkini Rady. — Pozwoli pan zatem, że przybliżę pokrótce sytuację, w jakiej się aktualnie znajdujemy. W senacie istnieje bardzo mocna frakcja, której zdaniem powinniśmy obciąć wydatki na wojsko w jeszcze większym stopniu niż obecnie. Część senatorów nie ufa admiralicji, pozostali chcieliby przeznaczyć zaoszczędzone pieniądze na inne cele albo obniżyć obciążenia podatkowe obywateli. Są też tacy, co pragną obu tych rozwiązań naraz.
— A zagrożenie zewnętrzne wciąż istnieje — wtrącił Sakai.
— Dlatego musimy przekonać ludzi, że utrzymanie aktualnej liczebności okrętów wojennych jest uzasadnione. Musimy ich używać, i to nie pojedynczo, ale flot jako całości. W przeciwnym razie zostaniemy zmuszeni do wycofania wielu okrętów i oddania ich na złom.
To także był całkiem sensowny wywód, może z wyjątkiem tej części, w której senator Suva pochylała się nad losem wojska w czasach pokoju. Podczas jedynego wcześniejszego, dość krótkiego spotkania z tą kobietą Geary odniósł wrażenie, że armia w ogóle jej nie interesuje. Ciekawe, co sprawiło, że tak nagle zapałała chęcią znalezienia powodów do utrzymania floty w obecnych rozmiarach.
— Pani senator, moim zdaniem Sojusz będzie potrzebował tych okrętów w przyszłości — oświadczył Geary.
— To oczywiste. — Otwarcie przyznała mu rację, ale nadal nie wyczuwał w niej bratniej duszy. — Istnieje bowiem kolejny problem, o czym świadczą dobitnie ostatnie wydarzenia. Mamy we flocie wielu agentów, których zadaniem jest monitorowanie morale załóg i innych czynników ważnych z punktu widzenia władz. A dzisiaj lojalność marynarzy wobec Rady nie jest wcale tak pewna, jak byśmy sobie tego życzyli. — Suva odwróciła się, by spojrzeć znacząco na przewodniczącego, całkiem jakby chciała mu przypomnieć argumenty przedstawione podczas niedawnej dyskusji. — Można nawet powiedzieć, że załogi pańskich okrętów stanowią zagrożenie dla legalnie wybranych władz. Jeśli wiedza na ten temat dotrze do większej liczby senatorów, może dojść do przegłosowania likwidacji tych jednostek.
— Likwidacji? — zdziwił się Geary.
— Wybaczy pan — poprawiła się Suva. — Rozbrojenie byłoby właściwszym określeniem. To był pierwszy z czynników, o których chciałam wspomnieć. Nasi agenci donoszą również, że im dłużej flota stacjonuje w tym systemie, tym większe rozprzężenie panuje wśród załóg. Jeśli ten stan potrwa dłużej, zaczniemy mieć problemy z kontrolowaniem sytuacji. Mam nadzieję, że podziela pan moje zdanie na ten temat?
Geary skinął głową zdecydowanie.
— Nie zamierzam zaprzeczać, pani senator. Proszę jednak pamiętać o tym, że ludzie, o których mowa, mieli bardzo małe szanse na odwiedzenie własnych domów podczas wojny. Musicie im na to pozwolić teraz, gdy zapanował pokój. Jeśli nie dostaną przepustek, możemy mieć spore problemy z podniesieniem morale, i to już wkrótce, ponieważ marynarze po prostu nudzą się śmiertelnie, nie mając nic do roboty.
— Co pan sugeruje, admirale? — zapytał Navarro.
— Dłuższe urlopy dla wszystkich. Powiedział pan, że chcecie jak najszybciej rozpocząć wyprawę na terytorium Obcych, ale jeśli da się opóźnić wylot choćby o kilka miesięcy…
— Nie. To nie wchodzi w grę! Mamy do czynienia z nieustającym zagrożeniem, które trzeba zbadać. Zostałem przekonany do tego pomysłu przez pozostałych członków Rady — rzucił pospiesznie przewodniczący, dając Geary’emu po raz pierwszy dowód na to, że politycy debatowali ostatnio nad jego rozkazami. — Wiem też, że problem wymaga podjęcia szybkich decyzji. Dlatego nie damy panu kilku miesięcy.
John, zamiast wykłócać się z nimi o nieco krótszy termin, skinął tylko głową. Podejrzewał, że każdy termin, jaki padłby z jego ust, spotkałby się z równie żywiołową reakcją. Skoro nie kilka miesięcy, to może przynajmniej jeden, taka prośba nasuwała się sama — choć równie krótki okres wydawał mu się niewystarczający, zważywszy, do jakiej misji miał przygotować swoją flotę. Gdyby jednak poprosił o miesiąc zwłoki, Rada i admiralicja na pewno próbowałyby go przekonać do kolejnego przyśpieszenia wylotu. Nie zadawaj pytań, na które nie chcesz usłyszeć odpowiedzi, pomyślał.
— Tak jest.
Senator Suva zaczęła mu się uważniej przyglądać.
— Admirale, pańskie okręty, przebywając w przestrzeni Sojuszu, stanowią dla nas ogromne zagrożenie. Dzisiejsze wydarzenia są tego najlepszym dowodem. — Pochyliła się ku niemu. — Na pewno pan wie, że wielu oficerów chciałoby pana widzieć na czele rządu. Wysyłając pana i tę flotę poza granice przestrzeni Sojuszu, minimalizujemy ryzyko przewrotu. Poinformowano nas, że i pan jest przeciwny dalszej destabilizacji struktur władzy i ewentualnemu zamachowi stanu. Ma pan teraz okazję udowodnić, że to nie były tylko czcze słowa.
W zasadzie wszystko się zgadzało, ale Geary, nie wiedząc czemu, miał wrażenie, że jest zmuszany do wzięcia udziału w czymś za pomocą argumentów, których nie może w otwarty sposób kwestionować.
— To nie były czcze słowa — oświadczył Geary. — Uważam, że moje dotychczasowe działania udowodniły prawdziwość przyrzeczenia danego Radzie.
Navarro uśmiechnął się pod nosem.
— To prawda. Proszę jednak zrozumieć, że znaleźliśmy się w bardzo kłopotliwym położeniu. Staramy się utrzymać dotychczasową liczebność floty i jednocześnie uniknąć zagrożenia, jakie może ona stwarzać. Mówię to z ciężkim sercem, ale pan przecież wie, że nie kłamię. Wielu ludzi z kręgów rządowych obawia się wojskowych, inni chcieliby wykorzystywać ich do własnych celów. To samo, tylko w znacznie większym stopniu, dotyczy pana. Oni się pana boją, lecz daliby wszystko, by mieć pana na swoje rozkazy.
— Jestem tego świadomy, sir.
Navarro zaczerpnął tchu.
— Zatem rozumie pan z pewnością, dlaczego tak bardzo zależy nam na tym, by ci ludzie nie położyli łap na flocie i nie mogli zaszkodzić Sojuszowi. Z tego samego powodu pan także musi znajdować się poza ich zasięgiem. Nie zaprzeczam, że to główny powód tej wyprawy. Nie uczynił pan niczego złego, co więcej, dzięki pańskiej postawie mamy szanse na utrzymanie Sojuszu w całości. Jest pan naszym największym bohaterem, admirale, i to nie w skali planety czy partii, chociaż rozumiem powody, dla których Glenlyon i Kosatka już zaczęły oficjalny spór, kto ma większe prawa nazywać pana swoim obywatelem. Niestety, pańska dalsza obecność tutaj stanowi poważne zagrożenie dla stanu rzeczy, który zarówno pan, jak i my chcemy zachować.
To zabrzmiało nieciekawie.
— Moja dalsza obecność?
— Wybaczy pan, nie to miałem na myśli.
Z oblicza senatora Sakaiego nie można było niczego wyczytać, jak zwykle zresztą, a Suva po prostu odwróciła głowę, więc nie mógł widzieć wyrazu jej oczu.
Navarro westchnął głośno.
— Niedługo ustąpię z fotela przewodniczącego Rady, admirale. Będzie pan musiał radzić sobie z kimś zupełnie innym. Niemniej wszyscy członkowie rządu wzięli udział w niedawnej dyskusji, podczas której zgodnie uznaliśmy, że ta misja jest dla nas bardzo ważna i tylko pan może ją wykonać. Nikomu innemu nie możemy jej powierzyć. Nie staram się panu przypochlebić, może mi pan wierzyć, wiem, że żaden z naszych dowódców wyższego szczebla nie może się z panem równać. Dam panu też pewną radę: jeśli kiedykolwiek otrzyma pan propozycję zostania przywódcą Sojuszu, proszę ją bez wahania odrzucić. To paskudna robota, a jak już zaczną się problemy, nie widać ich końca. Moi wrogowie posunęli się nawet do stwierdzenia, że zostałem przekupiony przez Syndyków. Tego typu stwierdzenia są niebywale groźne, mogą popchnąć jakiegoś desperata do próby zamachu.
— Sądziłem, senatorze, że wszyscy członkowie Rady zapoznali się już z moim raportem. DON, którego pojmaliśmy, zeznał, że Światy Syndykatu, chcąc podważyć nasze zaufanie do rządu, celowo stwarzały wrażenie, że układał się pan z nimi w tajemnicy.
Navarro uśmiechnął się po raz kolejny, ale raczej boleśnie.
— Fakty, admirale, nie mają żadnego znaczenia dla ludzi zaślepionych. Niemniej dziękuję raz jeszcze za wsparcie. Wracając jednak do sprawy, jest pan gotowy wykonać nasze rozkazy?
— Może najpierw każemy mu uznać zwierzchnictwo tego rządu — wtrąciła Suva. — Proszenie za każdym razem, by wyraził zgodę na wykonanie rozkazu, zaczyna być irytujące.
— Wykonam rozkazy najlepiej, jak potrafię — zadeklarował pospiesznie Geary, zanim rozpoczęła się kolejna burzliwa debata nad jego wcześniejszymi posunięciami. — Niemniej wkroczenie w przestrzeń zajmowaną przez Obcych i skomunikowanie się z nimi może być trudniejsze, niż przypuszczacie. Nie mówię bynajmniej, że mam ochotę na stoczenie kolejnej bitwy z nimi, ale senator Sakai z pewnością poinformował Radę o tym, że Obcy nie przejawiali żadnych chęci do rozmów podczas naszego ostatniego spotkania.
— Może po stratach, które im pan zadał, będą chętniejsi do dialogu — zauważył przewodniczący. — Musimy dowiedzieć się nie tylko, jakimi siłami dysponują i jak bardzo wyprzedzają nas technologicznie, ale także poznać dokładniej ich sposób myślenia.
— Wiemy już, że potrafią być bardzo bezwzględni — przypomniał mu Geary. — Potrafią niszczyć własne uszkodzone jednostki, abyśmy nie mogli schwytać żadnego z nich ani dowiedzieć się niczego na tematy, które tak interesują Radę.
— Owszem. — Navarro wyraźnie się zawahał, rzucił nawet szybkie spojrzenia w kierunku pozostałej dwójki parlamentarzystów, ale oni zgodnie skinęli głowami — To jeszcze bardziej utwierdza nas w przekonaniu, że musimy dowiedzieć się więcej. Jak oni wyglądają? Jak wyglądają miasta, w których mieszkają? Jaką kulturę stworzyli? Jeśli poznamy te sekrety, być może uda nam się wypracować strategię pozwalającą na uniknięcie kolejnych starć.
— Senatorze Navarro, czuję się w obowiązku przypomnieć panu, jak bardzo ta misja może być niebezpieczna. Nie mamy pojęcia, jakimi systemami obrony dysponują Obcy na własnym terytorium ani z ilu okrętów składa się ich flota.
— Mnie to też niepokoi, admirale, i dlatego uważam, że powinien pan tam jak najszybciej polecieć! Nie dopuszczam do siebie myśli, że ludzkość wie tak niewiele o pierwszej obcej inteligentnej rasie, jakiej ślady napotkaliśmy w kosmosie. — Navarro skierował wzrok na symbol oznaczający wrota hipernetowe Varandala. — Ta niewiedza nieomal doprowadziła do naszej zagłady. Mogliśmy unicestwić się albo okaleczyć cywilizację do tego stopnia, że już nigdy nie podźwignęłaby się do pełnej świetności, a wszystko to zawdzięczalibyśmy niezwykle atrakcyjnemu i zabójczemu anonimowemu darowi od cywilizacji, której istnienia nawet nie podejrzewaliśmy.
— Otrzyma pan także drugie, mniej ważne zadanie — dodał senator Sakai. — Sojusz będzie potrzebował raportów z pierwszej ręki, w miarę regularnych rzecz jasna, o rozwoju sytuacji w przestrzeni Światów Syndykatu. Nasze informacje o wydarzeniach w tamtym rejonie Galaktyki są fragmentaryczne i pochodzą głównie z systemów gwiezdnych leżących w pasie przygranicznym. Musimy wiedzieć, które planety uznają wciąż rząd centralny, które wybrały wolność, kto walczy z siłami rządowymi albo z najbliższymi sąsiadami, a nade wszystko czy nie pojawia się tam siła zagrażająca na razie swojemu regionowi, lecz mogąca w przewidywalnej przyszłości stać się liczącym przeciwnikiem Sojuszu. Musi pan pokonać całe terytoria Światów Syndykatu, zanim dotrze pan ponownie na granicę z Obcymi, dzięki temu otrzymamy wiarygodne i pełne dane o sytuacji, jaka tam panuje.
Geary podsumował obie te sprawy.
— To wspaniała okazja do wykazania się, senatorze.
— Słucham?
— Chciałem powiedzieć, że to bardzo wymagający zestaw rozkazów. Ale zrobię co w mojej mocy — powtórzył — podobnie jak wszyscy ludzie służący w mojej flocie.
— Zatem możemy zakończyć spotkanie — uznała Suva.
— W takim razie pozwolą państwo, że oddalę się jak najszybciej i opuszczę strefę zagłuszania, by skomunikować się z flotą i sprawdzić, czy wszystko wróciło do normy.
Navarro popatrzył na nieruchome ikonki oznaczające niedawne pozycje okrętów, jego koleżanka z senatu nie spuszczała jednak wzroku z Geary’ego.
— Otrzyma pan potwierdzenie rozkazów z admiralicji — dodała.
— Mogę potrzebować dodatkowej pomocy w kontaktach z przełożonymi, aby nie było problemów z przekazaniem jednostek i zaopatrzenia na potrzeby tej misji.
Senator Suva uśmiechnęła się uspokajająco.
— Oczywiście.
Ta obietnica padła zbyt szybko. Geary natychmiast usłyszał w głowie słowa Wiktorii Rione. Nie ufaj nikomu bardziej, niż musisz. Politycy mogą obiecać wszystko, o ile nikt im tego nie każe potwierdzić na piśmie. Wolał jednak nie drążyć tematu, bo ustabilizowanie aktualnej sytuacji wydawało mu się ważniejsze niż naciski na zaspokajanie przyszłych potrzeb.
Navarro osobiście odprowadził go do włazu, a potem wyszedł z nim na korytarz.
— Dajcie eskortę admirałowi Geary’emu i pomóżcie mu jak najszybciej przedostać się przez sieć punktów kontrolnych — polecił komandosom stojącym na zewnątrz.
— Tak jest. — Major dowodzący posterunkiem przywołał swoich czterech podwładnych i zasalutował Johnowi. — Pozwoli pan, sir, że odprowadzimy go poza perymetr?
— Będę zaszczycony. Ale musimy się spieszyć.
— Tak jest!
Minęli dość szybko trzy kolejne punkty kontrolne, eskorta dawała znać żołnierzom pilnującym korytarzy, że wszystko jest w porządku, posyłając im całkiem szczerze wyglądające uśmiechy. Napięcie natychmiast gdzieś znikało i gdy Geary przechodził, widział, że żołnierze odprężają się, nie stoją już tak sztywno jak jeszcze przed momentem, prezentując broń z kamiennymi obliczami. Salutował im sprężyście, starając się nie okazywać własnego zaniepokojenia.
Za trzecim posterunkiem wydostali się w końcu ze strefy zagłuszania. Pierwszy zaterkotał komunikator majora. Komandos spojrzał pytająco na Geary’ego, zobaczył zdawkowe skinienie przyzwolenia i dopiero wtedy odebrał rozmowę.
— Ktoś próbuje się z panem połączyć na wszystkich częstotliwościach, admirale. Ma pan natychmiast skontaktować się z kapitan Desjani.
— Mogę pożyczyć pański komunikator?
Na szczęście wszystkie rządowe urządzenia łączności zostały ujednolicone do obowiązującego standardu, nie musiał się więc zapoznawać z systemem sił planetarnych i od razu nacisnął znajome klawisze.
— Tania?
— Gdzie pan jest, admirale? — zapytała Desjani nieco zduszonym, ale całkiem spokojnym tonem.
Zagłuszanie było na tyle mocne, że nie mieli jeszcze łączności wideo, ale już z samego głosu Tani zorientował się, że sytuacja nie została w pełni opanowana.
— Gdzieś w połowie drogi przez kordony bezpieczeństwa. Zmierzam prosto do ciebie. Co tam się dzieje?
— Pański drugi komunikat uspokoił w zasadzie sytuację, ale nadal mam problemy z zaprowadzeniem całkowitego porządku. Plotki pojawiają się szybciej, niż możemy je dementować. Nasze okręty nadal nie wróciły na wyznaczone pozycje, kilka wciąż zbliża się do stacji Ambaru.
— Tak, wiem. Dlaczego te jednostki nie zareagowały na mój drugi rozkaz?
Głos Desjani pozostał spokojny, ale ton jej wypowiedzi zrobił się znacznie chłodniejszy.
— Ludzie zaczęli się zastanawiać nad autentycznością tego przekazu, większość uznała, że to może być fałszywka wypuszczona przez Radę celem chwilowego opanowania sytuacji.
Z trudem powściągnął gniew, gdy to usłyszał.
— Gdzie jest admirał Timbale?
— W centrum dowodzenia. Robi co może, by powstrzymać reakcje sił obrony planetarnej na ruchy naszych okrętów. Stanowczo doradzam wystosowanie następnego przekazu dla floty, i to na wczoraj.
Geary spojrzał w głąb korytarza, którym teraz szedł otoczony eskortą składającą się z komandosów.
— Nie wiesz jeszcze, jakie wieści przynoszę.
— Na pewno nie gorsze od tego, z czym mam teraz do czynienia — odparła Desjani.
Poirytowany uderzył palcami w klawisze własnego systemu łączności.
— Nadal nie mam zasięgu na swoim komunikatorze. Mogę połączyć się z flotą przez ciebie?
— Chyba tak, admirale. Jedną chwileczkę. Już mam. Ale tylko kanał audio. Połączę pana za trzy… dwa… jeden… już!
Na wyświetlaczu komunikatora Geary’ego pojawiła się ikonka połączenia. Zwolnił kroku, by nie dyszeć w mikrofon, i przysunął urządzenie do ust.
— Do wszystkich jednostek floty Sojuszu, mówi admirał Geary. Macie natychmiast wrócić na wyznaczone orbity. Ostatni raz powtarzam ten rozkaz… — pozwolił sobie na okazanie szczypty niezadowolenia i rozczarowania przy ostatnim zdaniu. Zastanawiał się jednocześnie, czy powinien zagrozić zwolnieniem ze stanowisk dowódcom okrętów, którzy nie posłuchają i tego wezwania. Nie. Dał im wyraźnie odczuć, co o tym wszystkim myśli, ale pozwoli też najbardziej porywczym wycofać się w sposób, który nie będzie równoznaczny z kapitulacją. W tej flocie, przy aktualnym postrzeganiu kwestii honoru, grożenie ludziom może sprowokować niechcianą odpowiedź. — Rozkazy admiralicji — kontynuował po chwili — zawierające bezpodstawne oskarżenia wysuwane przeciwko większości dowódców zostały anulowane w trybie natychmiastowym. — Senatorowie nie wyrazili się aż tak precyzyjnie, ale nie mógł sobie pozwolić na pozostawienie jakichkolwiek niedopowiedzeń. — Powtarzam raz jeszcze, zarzuty admiralicji zostały wycofane. Wszystkie oskarżenia anulowano i nie zostaną wysunięte ponownie w przyszłości. Wracam ze stacji Ambaru prosto na mój okręt flagowy, a kiedy znajdę się na pokładzie „Nieulękłego”, zwołam natychmiast odprawę, by zaznajomić wszystkich dowódców z aktualną sytuacją. Na honor moich przodków. Mówił admirał Geary. Bez odbioru. — Zaczerpnął tchu, przechodząc na kanał prywatny, żeby dokończyć rozmowę z Desjani. — I jak wypadłem?
— Znośnie.
— Dzięki. Skoro problemy mamy już za sobą, zorganizuj nam przelot na „Nieulękłego”.
— Wezwałam już jedną z naszych maszyn. Wyląduje za kwadrans. Gdzie mam ją skierować?
Dobre pytanie. Zmęczony Geary wybrał jeden z mniejszych doków wojskowych na całkowitym uboczu. Zaraz zdał sobie sprawę, że to może znowu zaognić sytuację na Varandalu. Wiele osób wciąż czuło, że coś jest nie tak, nawet mimo zawrócenia okrętów wojennych. Muszę pokazać, że wszystko się normuje. Zarówno cywilom, jak i wojskowym.
— Wybierz jakiś ogólnodostępny dok w cywilnej części stacji i poproś admirała Timbale’a, by posłał tam tych samych żołnierzy, którzy chronili nas po przylocie tutaj. Tylko niech nie próbują zamknąć tam ruchu. Ludzie powinni przekonać się na własne oczy, że już nic im nie grozi.
— Rozumiem, admirale — odparła Desjani. — Z przyjemnością będę panu towarzyszyć.
Oj…
— Cieszę się, kapitanie.
— Mam nadzieję, admirale. Z radością pragnę pana powiadomić, że wszystkie jednostki znajdujące się poza wyznaczonymi orbitami zawracają. Chyba żaden z dowódców nie chciałby usłyszeć po raz czwarty tego samego rozkazu.
— Dziękuję, Taniu.
Przerwał połączenie, potem oddał majorowi jego komunikator. Ten przyjął urządzenie z nabożną czcią. Ciekawe, czy go zatrzyma, zastanawiał się Geary, czy raczej zaraz wystawi na aukcję z zaznaczeniem, że sam Black Jack go używał…
Posuwali się nadal żwawym krokiem, ale już tak nie pędzili. Teraz zależało mu najbardziej, by nie wzbudzać niepokoju w mijanych z rzadka ludziach. Sytuacja na stacji ulegała stopniowemu uspokojeniu. Ostatnie kilka punktów kontrolnych minęli, nie zatrzymując się nawet. Żołnierze nie chcieli od nich niczego, po prostu salutowali mijającemu ich admirałowi.
Geary odpowiadał na każdy salut z pełnym zaangażowaniem, zaskoczony, że tak wielu żołnierzy podchwyciło ponownie staroświecki gest. Gdy wybudzono go z hibernacji, tylko komandosi pamiętali o tym zwyczaju. Reszta armii, wykrwawionej przez tę niekończącą się wojnę, zapomniała o pradawnej tradycji.
— Czy dostaliście z dowództwa jakieś wytyczne w sprawie salutowania? — zapytał towarzyszącego mu majora.
— Nie, admirale Geary — odpowiedział komandos. Jego nieśmiały uśmiech dziwnie kontrastował z licznymi odznaczeniami za waleczność i odwagę na lewej piersi i długą blizną zdobiącą policzek. — Widzieliśmy, jak robią to wasi marynarze, potem ktoś rzucił uwagę, że to pański pomysł, więc wszyscy zaraz go podchwycili. Ponoć nasi przodkowie tak robili, więc i my powinniśmy. Ale nie, nie było takiego rozkazu, sir. Aczkolwiek… mieliśmy z tym trochę problemów, bo wie pan, naśladowaliśmy was.
Geary skwitował te słowa uśmiechem, chociaż czuł się dziwnie, widząc nieśmiałość, z jaką traktuje go weteran tak wielu bitew.
— Mogło być gorzej, majorze…
— Sirandi, sir — przedstawił się komandos, stając natychmiast na baczność.
— Sirandi? — Gdzież ja słyszałem to nazwisko, u licha? No tak, na starym „Kutarze”. — Służyłem kiedyś z porucznikiem Sirandim na niszczycielu. Pochodził, zdaje się z… Driny.
Major zrobił wielkie oczy.
— Moja rodzina pochodzi z Driny.
— Może to był któryś z pańskich przodków… — Geary zamilkł, uświadamiając sobie po raz kolejny upływ czasu. Nie sprawdził, co stało się później z porucznikiem Sirandim, podobnie jak unikał informacji o śmierci innych ludzi, których kiedyś znał. Ale jednego mógł być pewien: człowiek ten od dawna nie żył, albo zginął w bitwie, albo umarł ze starości. — Mówię poważnie, to mógł być pański przodek.
Oczy majora zalśniły.
— Czuje się zaszczycony, wiedząc, że mój krewny służył razem z panem, admirale Geary.
John potrząsnął głową, starając się odgonić melancholię, która dopadała go za każdym razem, gdy uświadamiał sobie, że przespał niemal stulecie.
— To ja czuję się zaszczycony, że mogłem służyć z nim i nadal pozostaję we flocie. Pańscy przodkowie, a także wasi — dodał, wskazując pozostałych żołnierzy — na pewno są dumni, widząc, na jak honorowych ludzi wyrośliście.
Zabrzmiało to nieco staroświecko i zapewne takie było w uszach tych młodych chłopaków, mimo że w czasach Geary’ego było to bardzo powszechne powiedzenie. Niemniej, sądząc po reakcjach komandosów, spodobały im się jego słowa. Bardziej nawet, niż przypuszczał. Tradycja znaczyła wiele, zwłaszcza gdy cała reszta cywilizacji opierała się na jej fundamentach. Idąc, Geary zaczął się dyskretnie przyglądać eskortującym go żołnierzom. Po chwili dostrzegł, że nie tylko major, ale też pozostali mają prócz masy odznaczeń charakterystyczne spojrzenia weteranów, którzy wiele już widzieli i stracili na polu walki niejednego przyjaciela. Za jakiś czas zostaną zwolnieni ze służby, wrócą do cywila, ale już nigdy nie będą tak naprawdę zwykłymi obywatelami.
— Co tam słychać w siłach planetarnych? — zapytał Geary. — Sporo ludzi demobilizujecie?
Major Sirandi zawahał się, na moment zacisnął mocno zęby.
— Mogę mówić szczerze, admirale?
— Oczywiście.
— Teraz w armii panuje kompletny chaos. Niektórym jednostkom przepowiedziano natychmiastowe rozwiązanie, w innych miało dojść do poważnej redukcji personelu, a potem przyszły zupełnie odmienne rozkazy. Nam obiecano, że u nas nic się nie zmieni, ale kto wie, co będzie jutro? Całe dorosłe życie uczyłem się walczyć albo strzelałem do wroga. Tylko to potrafię robić dobrze.
Idący za nim żołnierze, nawet ci najmłodsi, kiwali potakująco głowami.
— Moja rodzina od trzech pokoleń służy w armii — stwierdził jeden z nich. — Ja od dziecka wiedziałem, że trafię do woja, a teraz nie mam pojęcia, co będzie ze mną jutro.
— Nie pan jeden — pocieszył go Geary zaskoczony tym, że ci ludzie powtarzają słowa, które sam nie tak dawno kierował do Tani. — Nikt z nas nie wie, co przyniesie najbliższa przyszłość.
Komandosi wymienili szybkie spojrzenia, żaden z nich jednak nie powiedział na głos tego, co pomyśleli: że kto jak kto, ale Black Jack, który spędził całe stulecie, śpiąc w żywym świetle gwiazd, musi wiedzieć więcej niż inni ludzie.
— Ma pan we flocie własnych komandosów, admirale Geary — dodał pospiesznie major Sirandi — ale gdyby potrzebował pan naprawdę dobrych żołnierzy do oddziałów szturmowych, proszę o nas nie zapominać.
John spojrzał mu w oczy.
— Może pan być pewien, majorze, że będę pamiętał o was wszystkich.
Minutę później komunikator komandosa zabrzęczał po raz drugi.
— Dok siedem-jeden beta — zameldował Geary’emu. — Tam wyląduje pański wahadłowiec.
— Dziękuję — odparł John. — Kapitan Desjani przysłała tę wiadomość?
— To był przekaz tekstowy, admirale. Oprócz adresu jest także dopisek… — Major miał niewyraźną minę. — „Mama miała rację”.
Geary nie potrafił powstrzymać się od uśmiechu.
— To taki nasz… kod, majorze. — Niewiele skłamał. Do dzisiaj pamiętał szok na twarzy matki Desjani, gdy zobaczyli się z nią na Kosatce, i pierwsze słowa do córki, jakie wtedy padły z jej ust. „Będziesz miała bardzo interesujące życie, Taniu, ale pamiętaj, kiedy stanie się zbyt interesujące, nie wiń nikogo, bo to był twój wybór”.
Dopiero przed ostatnim punktem kontrolnym natknęli się na admirała Timbale’a. Komandosi pozostali w pobliżu, ale trzymali się kilka kroków za oficerami, aby wyżsi stopniem mogli rozmawiać swobodnie.
— Po pańskiej stronie też już wszystko wraca do normy?
— Chwilowo — przyznał Timbale. — Będę jednak spokojniejszy, gdy dodatkowe oddziały towarzyszące senatorom opuszczą stację i będziemy mogli wrócić do zwykłych zajęć. Domyślam się, że otrzymał pan już te nowe rozkazy?
— Mówi pan do nowego dowódcy tak zwanej Pierwszej Floty. — Geary zatoczył ręką szeroki łuk, jakby chciał wskazać cały system gwiezdny.
— W takim razie chyba powinienem panu pogratulować.
— Też tak sądzę.
— „Nieulękły” wszedł w skład pańskiej floty?
— Tak. — Geary nie zdążył jeszcze przywyknąć do tej myśli, dopiero teraz zdał sobie sprawę, że nowe rozkazy nie oznaczają rozłąki z Tanią.
Timbale się skrzywił.
— Nie mamy zbyt wiele czasu, zaraz dotrzemy do doku, a ja chciałbym porozmawiać z panem o pewnej sprawie, póki mamy okazję pomówić na osobności. Chodzi o pewne plotki, które przypadkowo usłyszałem. Może to zwykłe wymysły, ale mnie wydały się prawdziwe. Nie zastanawia pana, dlaczego Rada nie wysłała „Nieulękłego” z kapitan Desjani na jeden kraniec naszej przestrzeni, a pana na drugi?
— Szczerze powiedziawszy, nie miałem na to czasu — przyznał Geary. — Aczkolwiek obawiałem się takiego rozwiązania.
— Tu nie chodzi o wasze szczęście. Potrafiliście zachować poprawne relacje zawodowe, kiedy byliście jeszcze wolnego stanu — Timbale spojrzał na niego przepraszająco — ale wiele osób obawia się, co będzie teraz, kiedy jesteście małżeństwem. W przypadku rozłąki nie powinien pan popełnić żadnego błędu, ale gdy będziecie razem…
— Może mi się powinąć noga? — To nie był gniew, po prostu zaczął się zastanawiać, kto traci tyle czasu na wymyślanie sztucznych problemów, zamiast zająć się poważną pracą.
— Chciałem pana ostrzec. Są tutaj ludzie, którzy tylko czekają na takie potknięcie, którzy liczą na to, że dostrzegą rysę na pancerzu niezłomnego Black Jacka.
Geary zaśmiał się krótko, ale donośnie.
— Do diaska, skoro ktoś chce usłyszeć, że jestem zwykłym człowiekiem, mogę to wykrzyczeć całemu wszechświatu w twarz.
— Z tą zwykłością bym nie przesadzał — ostrzegł go Timbale. — Pański ślub z Desjani zdziwił parę osób, mimo że wiele mówiło się o uczuciach, jakie was wcześniej łączyły. Nie uczyniliście jednak nic, co wystawiłoby wasz honor na szwank, a samo małżeństwo zostało zawarte bez naruszenia regulaminu. Jeśli jednak któreś z was zachowa się w niewłaściwy sposób, dostarczycie argumentów ludziom, którzy tylko czekają, by kwestionować wasze dotychczasowe dokonania.
Geary zdał sobie właśnie sprawę z tego, że nie dba o to, co inni o nim myślą, ale z Tanią była zupełnie inna sprawa. Nie mógł pozwolić, by ktokolwiek zakwestionował jej honor, zwłaszcza z powodu niego.
— Dziękuję za ostrzeżenie. Nie planowaliśmy niczego zdrożnego na pokładzie „Nieulękłego”, ale dobrze wiedzieć, że nadal znajdujemy się pod czujnym okiem. — Tych, którzy tylko czekają na nasze potknięcia, dodał w myślach.
Po minięciu ostatniego punktu kontrolnego zaczęli natrafiać na pojedynczych ludzi. Komandosi natychmiast ich wyprzedzili, szli teraz na czele, dumnie torując drogę. Cywile uśmiechali się na widok Geary’ego i witali go głośnymi okrzykami, wojskowi tylko mu salutowali, także nie kryjąc radości. Odpowiadał im przepisowo, mając nadzieję, że dotrze do wahadłowca, zanim ramię całkiem odmówi mu posłuszeństwa.
Desjani czekała już przy rampie, stojąc w pozycji paradnej, z zadowoloną miną, jakby od dawna nie miała do czynienia z żadną kryzysową sytuacją. W doku znów ustawiono szpaler żołnierzy pełniących obowiązki straży honorowej. Za nimi ustawił się zbity tłum skandujący raz po raz odbijające się echem od ścian: „Black Jack, Black Jack!”
Sirandi i jego ludzie odstawili Johna aż do trapu, tam major zasalutował Tani.
— Kapitanie, pięćset siedemdziesiąty czwarty regiment komandosów ma zaszczyt przekazać admirała Geary’ego w ręce floty Sojuszu.
— Dziękuję — odparła Desjani, stając na baczność i oddając salut. — Flota dziękuje za oddanie jej admirała. Za nic nie chcielibyśmy go stracić. Admirale, sugeruję, abyśmy odlecieli tak szybko, jak to tylko możliwe, aby mógł pan wygłosić ustalone wcześniej orędzie do dowódców.
Skinął głową, zastanawiając się, czego jeszcze nie powiedziała mu przez pożyczony komunikator, potem podziękował komandosom, którzy puszyli się przed stojącymi w pobliżu żołnierzami, a na koniec zmusił się do pomachania ręką w stronę żegnających go tłumów. Godnie i spokojnie kroczył szpalerem, salutując żołnierzom mimo piekącego bólu w ramieniu, aby wreszcie zniknąć w zaciszu kadłuba niewielkiego promu.
Nie, to nie było żadne zacisze. Zostawił za sobą jeden kryzys, by zmierzyć się z następnym.