Jedenaście

Jedenaście godzin lotu do punktu skoku na Alihi.

Około godziny po wyruszeniu obcy okręt wojenny wykonał gwałtowny manewr i ruszył w tym samym kierunku co flota Sojuszu.

— Kapitanie Smythe, musi pan wycisnąć więcej z napędów swoich jednostek — rozkazał Geary.

— Tak jest! Tak jest! Już się robi! — wołał Smythe, a na koniec zasalutował z wielkim rozmachem. — Proszę o pozwolenie na pozbycie się z pokładów „Tanuki”, „Kupuy”, „Tytana” i „Chochlika” dwudziestu ton surowców.

— Dwudziestu ton? — Jakkolwiek liczyć, była to ogromna ilość.

— Z każdej jednostki, w sumie osiemdziesiąt ton balastu. Mówimy tutaj o surowcach, których ponowne zdobycie nie powinno nastręczać trudności, na przykład o rudzie żelaza. W następnym systemie gwiezdnym przechwycimy kilka asteroid i rozbijemy je, pozyskując potrzebne surowce, nie zwalniając nawet na moment. Nie dam rady przyspieszyć tych kolosów bez pozbycia się balastu.

Nie mieli wielkiego wyboru. Tempo przyspieszenia jednostek pomocniczych było wciąż niewystarczające, a jeśli flota zostanie przez nie spowolniona i zniszczona, te kilkadziesiąt ton surowców i tak nie będzie nikomu potrzebne.

— Udzielam zezwolenia.

— Czy życzy pan sobie, abyśmy zrzucili to komuś albo czemuś na głowę? — zapytał Smythe. — Taka ilość materii narobi hałasu, gdy w coś trafi.

— Nie. Wyrzućcie surowce na jakąś bezpieczną orbitę. Mamy nawiązać przyjazne stosunki z tą rasą, a zrzucenie im na głowy osiemdziesięciu ton rudy żelaza z pewnością nie poprawi naszych notowań u Enigmów.

Gdy hologram kapitana Smythe’a zniknął z mostka, Desjani szepnęła ze swojego stanowiska:

— Powinieneś chwilę odpocząć, admirale.

— W chwili, gdy lada moment możemy zostać unicestwieni przez implozję wrót hipernetowych?

— Zgadza się. I tak nie jesteśmy w stanie nic zrobić w tej sprawie, a ty możesz kontrolować sytuację ze swojej kajuty, nie musisz w tym celu sterczeć na mostku. — Posłała mu długie spojrzenie. — Wyglądasz na zdenerwowanego.

Był zdenerwowany, a ona miała rację. Wszyscy na pokładzie obserwowali go uważnie, sprawdzając, czy jest spokojny czy też zaczyna panikować.

Wstał więc z fotela w niedbały sposób.

— Zejdę do kajuty, żeby się posilić — poinformował Desjani, podnosząc jednak głos, by słyszeli go wszyscy wachtowi.

— Świetny pomysł, admirale — odparła. — Szkoda, że ja nie pomyślałam o tym pierwsza.

Ledwie Geary wszedł do kajuty i sprawdził postępy jednostek kapitana Smythe’a, już musiał odebrać pierwsze połączenie holo. Z ekranu wyświetlacza spoglądała na niego przepraszająco generał Carabali.

— Proszę wybaczyć, że panu przeszkadzam, admirale, ale czuję się w obowiązku poinformować pana, że admirał Chelak otrzymał zakaz opuszczania własnej kajuty na „Habubie”.

— Co znowu zmajstrował?

— Próbował usunąć mnie ze stanowiska i przejąć dowodzenie oddziałami piechoty przestrzennej stacjonujących na „Habubie”. Nie był to najlepszy pomysł, szczerze mówiąc, ponieważ musiałby najpierw przekonać ponad dwustu moich ludzi do wypowiedzenia mi posłuszeństwa.

Geary westchnął ciężko.

— Dziękuję za informację.

— Będzie jeszcze gorzej, admirale. Ci ludzie siedzą na „Habubie” i „Mistralu”, nie mając nic do roboty, a to głównie ważniacy, przyzwyczajeni do robienia zamętu i wydawania rozkazów. To, że nie mieliśmy jeszcze buntu na szeroką skalę, zawdzięczamy wyłącznie temu, że większość byłych jeńców nie zdołała się jeszcze otrząsnąć z otępienia, w które wpadli po tylu latach przebywania w syndyckim obozie pracy. Do tego dochodzą także efekty uboczne stosowania mocnych leków zaordynowanych im przez nasz personel medyczny.

— Dziękuję, generale. Postaram się wymyślić im jakieś zajęcia.

Gdy się rozłączyła, siedział przez dłuższą chwilę zapatrzony w przestrzeń. Nie mogę przydzielić ich wszystkich do sprawdzania systemów „Habuba” i „Mistrala”, pomyślał. A gdyby nawet zgodzili się na tę robotę, to i tak miałbym wielkie opory przed umożliwieniem im dostępu do tak istotnych elementów okrętu. Szkoda, że nie mogą nam pomagać w uporaniu się z Obcymi.

Zanim ta myśl umknęła mu z głowy, poprawił się.

Właściwie dlaczego by nie?

Spędził kilka następnych chwil, sprawdzając, jak sprawują się jednostki pomocnicze na tle reszty floty, i przyglądając się tonom porzuconych surowców, które dryfowały w przestrzeni jak dziwaczne sześcienne asteroidy. Gdy uznał, że wszystko idzie na tyle dobrze, na ile to możliwe, połączył się ponownie z „Mistralem”. W czasie krótkiego oficjalnego powitania jeden z admirałów nie tylko poparł od razu Geary’ego, ale też wyraźnie pozostawał w opozycji do Chelaka. Akta tego oficera zawierały informacje o nienagannej służbie. Dzięki wielu sukcesom i uporowi szybko awansował na najwyższe stanowiska we flocie, jednakże nigdy nie wykazywał inklinacji politycznych. To był człowiek, z którym należało porozmawiać. Osoba, której mógł powierzyć część odpowiedzialności za jeńców. Lepiej późno niż wcale.

— Admirale Lagemann.

Rozmówca spoglądał mu prosto w oczy.

— Czemu zawdzięczam tę wizytę?

— Miałem nadzieję, że pan i pańscy uwolnieni z niewoli koledzy pomożecie nam w wykonaniu pewnego ważnego zadania.

Lagemann wciąż przyglądał mu się sceptycznie.

— Osobiście nie wziąłem sobie do serca tego, że nie znalazł pan chwili, by uścisnąć każdemu z nas dłoń, wiem też, że nie jest pan w stanie przywrócić wszystkich admirałów i generałów na odpowiednie stanowiska, dlatego cieszę się, że znalazł pan dla mnie coś ważnego. Do tej pory zliczaliśmy kłębki kurzu w załomach korytarzy, na wypadek gdyby potrzebował pan szczegółowych informacji na tak istotny temat.

— Wątpię, aby te kłębki kurzu okazały się przedstawicielami wrogo nastawionej rasy, admirale. Wie pan, że znajdujemy się teraz na terytorium Obcych, którzy do tej pory nie byli zbyt przyjaźnie do nas nastawieni. Mamy niewiele danych na ich temat i jeszcze mniejsze doświadczenia, a lada moment może dojść do kolejnego starcia z ich okrętami. Pan i pańscy koledzy nie braliście ostatnio czynnego udziału w walkach, lecz wciąż dysponujecie ogromną wiedzą i doświadczeniem w kwestiach związanych z prowadzeniem wojny. Macie także świeże spojrzenie na sytuację i brak wam uprzedzeń, jakie my wyrobiliśmy sobie w trakcie poprzednich kontaktów z Enigmami. Chciałbym więc, abyście przejrzeli uważnie wszystkie materiały dotyczące Obcych, te, które przekazali nam Syndycy, i te znajdujące się w archiwach floty, a potem dokonali prób analizy sposobu myślenia i walki Enigmów. W jaki sposób zachowają się podczas walki? Czy przebieg starcia na Midway był anomalią, czy możemy zakładać, że w przyszłości będą walczyli w taki sam sposób? Jakiej innej taktyki możemy się po nich spodziewać?

Admirał Lagemann zamyślił się głęboko, a potem skinął głową.

— Zatem to nie będzie praca fizyczna? Nie mogę panu niczego obiecać, ale przecież nie o to chodzi. Jeśli dojdziemy do ciekawych konkluzji, zyska pan dużą przewagę w walce z tymi istotami. Jeśli nie dojdziemy do niczego sensownego, nic pan na tym nie straci.

— Zgadza się. Czy pomoże mi pan w tej sprawie, admirale?

— Tak. Z tego, co wiem, wielu moich kolegów z przyjemnością przyłączy się do mnie. — Lagemann spojrzał gdzieś w bok i westchnął ciężko. — Nie jest nam ostatnio lekko. Wielu z nas dałoby wszystko, by zmienić tę sytuację. Czy mogę prosić pana w zamian o pewną przysługę?

— Niewiele mogę zrobić w kwestii poprawy wyżywienia na „Mistralu”.

Lagemann się uśmiechnął.

— Po siedemnastu latach jedzenia syndyckich racji żywnościowych nawet typowe żarcie floty wydaje się człowiekowi nadzwyczaj smaczne. Nie chodziło mi o jedzenie. Chciałbym częściej z panem rozmawiać, zwłaszcza o taktyce. Podobnie jak wielu moich kolegów pragnę dowiedzieć się czegoś więcej o prowadzeniu bitew, w których przetrącił pan kręgosłup flocie Światów Syndykatu. O sposobach walki naszych przodków.

— Nie ma sprawy, admirale. — Geary poczuł ukłucie winy z powodu zamknięcia tak wielu zdolnych oficerów na jednym okręcie z pieniaczami. — Postaram się, by wszystkie nagrania dotyczące tego tematu zostały panu przekazane. Jeśli ktoś z „Habuba” będzie chciał mieć do nich dostęp, dam panu upoważnienie do przesyłania ich dalej. Czy dzisiaj wieczorem będzie pan miał czas na dłuższą pogawędkę?

— Oczywiście. — Lagemann spuścił wzrok na prawą dłoń, a potem niezdarnie zasalutował. — Zdaje się, że tak się to teraz robi w naszej flocie. Do zobaczenia wieczorem, admirale.

Geary odpowiedział na salut, uśmiechając się szeroko. Może komuś zależało na tym, bym miał kłopoty, i dlatego wsadził mi na kark tylu ważnych oficerów. To jednak wcale nie musi znaczyć, że nie mogę obrócić tej sytuacji na swoją korzyść.


* * *

Wrócił na mostek godzinę przed planowanym skokiem na Alihi i trzydzieści pięć minut przed możliwym przejściem fali uderzeniowej będącej skutkiem implozji tutejszych wrót hipernetowych, która uwolniłaby ilość energii porównywalną z eksplozją supernowej. Z powodu nieco zbyt wolnego tempa przelotu, i to nie tylko jednostek pomocniczych, ale także części największych pancerników, flota miała spóźnienie, co oznaczało dłuższą, niż zakładano, ekspozycję na skutki kolapsu.

— „Orion” nie nadąża za nami — mruknął pod nosem Geary.

— „Zemsta” i „Nieposkromiony” także — stwierdziła Desjani. Zabrzmiało to, jakby mówiła do siebie. — Można przeprowadzić setki testów i symulacji, ale problemy ze sprzętem nie ujawnią się, dopóki nie da mu się porządnie w kość.

— Wiem.

— Wiem, że wiesz.

Zdecydował, że kontynuacja tej rozmowy nie ma sensu.

Dziesięć minut do momentu, w którym może ich dosięgnąć fala uderzeniowa. Geary gapił się na wrota hipernetowe, chociaż dobrze wiedział, że na razie nic nie może się z nimi dziać, chyba że Obcy nakazali ich wysadzenie, zanim zauważyli pojawienie się floty w systemie.

Dwa kolejne obce okręty wojenne dołączyły do pary lecącej za nimi w odległości godziny świetlnej, wykazując się niewiarygodną zwrotnością, którą Enigmowie zademonstrowali podczas starcia na Midway.

Pięć minut. Wachtowi na mostku próbowali się zachowywać, jakby nie działo się nic niezwykłego, niemniej Geary zauważał nerwowe spojrzenia rzucane co chwilę w jedno tylko miejsce, tam, gdzie ekrany wyświetlaczy pokazywały aktualny widok wrót hipernetowych.

Zbliżał się moment wydania kolejnego rozkazu sprzecznego z pragnieniami wszystkich ludzi lecących na pokładach okrętów floty Sojuszu. Musieli zwolnić, bowiem poruszające się z tak dużą prędkością jednostki nie miały szans na wykonanie skoku.

— Do wszystkich jednostek. Wykonać obrót o jeden osiem zero stopni, czas pięć zero, i wyhamować do .1 prędkości świetlnej. — Teraz zaczną zwalniać, wydłużając dodatkowo czas lotu w zagrożeniu, ale na to nie mógł nic poradzić.

Jedna minuta.

Desjani ziewnęła.

— Fajnie byłoby być teraz tam, gdzie coś się dzieje, nieprawdaż, poruczniku Yuon?

Zapytany musiał przełknąć ślinę, zanim był w stanie odpowiedzieć w miarę spokojnym głosem.

— Tak, kapitanie.

— Co słychać u rodziny na Kosatce? — Tania nie odpuszczała.

— Wszystko w porządku, kapitanie. Gdy tam byłem, wszyscy chcieli gadać tylko na jeden temat… sama panie wie jaki.

Geary spojrzał na Yuona, teraz on spróbował odezwać się równie spokojnie jak przed momentem Desjani.

— Mam nadzieję, poruczniku, że nie obsmarowaliście mnie przed krewnymi.

— Ależ skąd, sir.

— Weszliśmy w potencjalną strefę rażenia — zameldował wachtowy z komunikacyjnego.

Desjani wyjęła baton żywieniowy.

— Jesteś głodny? — zapytała Geary’ego.

— Niedawno jadłem. Czy to Yanika Babiya?

— Nie. To… — przyjrzała się opakowaniu. — Kurczak w curry na ostro.

— Baton o smaku kurczaka w curry na ostro? Dobry jest?

Desjani przeżuwała chwilę niewielki kęs, udając, że nie wie, iż wszyscy obecni na mostku wgapiają się teraz w nią, zamiast obserwować wrota hipernetowe.

— Czuję curry, ale za ostry to nie jest. Wyczuwam w nim też coś, co ma smak kurczaka.

— Zatem nazwa nie odbiega zbyt daleko od prawdy — podsumował Geary.

— W zasadzie chyba każdy baton żywieniowy ma smak drobiowy — zasugerowała porucznik Castries. — Oczywiście poza tymi z kurczaka.

— Macie rację, poruczniku — przyznała Desjani. — Prawdziwy kurczak w batonach smakuje jak… baranina?

— Szynka — podrzucił Yuon. — Jak paskudna szynka.

— Zatem to nie może być kurczak, ponieważ smakuje jak kurczak — podsumowała Desjani.

— Piętnaście minut do skoku — zameldował wachtowy.

Geary sprawdził odczyty z jednostek floty i zobaczył, że wszystkie okręty wyhamowują w wystarczającym stopniu, by mogły wykonać skok przy .1 świetlnej.

— Ciekawe, jak smakuje mięso Obcych? — zastanawiała się Desjani.

— Nie powinniśmy ich jeść — oburzył się Geary. — Przecież to inteligentne istoty.

— Ludzie będący w potrzebie czasami zjadali innych ludzi — przypomniała mu. — Na przykład po katastrofach statków. We flocie morskiej to chyba nawet była tradycja.

— Też o tym słyszałem — przyznał Geary. — Zdaje się, że najpierw zjadano najmłodszych podoficerów.

— Tak było, czytałam o tym. — Desjani spojrzała w kierunku wachtowych. — Żeby nie było zamieszania w przyszłości: kto z was otrzymał nominację najpóźniej?

Porucznicy spojrzeli po sobie i wyszczerzyli zęby w uśmiechu.

— Szczerze mówiąc, kapitanie — odparła Castries. — Yuon i ja awansowaliśmy tego samego dnia.

— Cóż, poruczniku Castries, obojga was nie zdołamy zjeść za jednym posiedzeniem. Chyba będziemy musieli zastosować kolejność alfabetyczną, żeby uniknąć nieporozumień. Macie coś przeciwko temu?

— Ja nie, pod warunkiem że zechcecie nas klasyfikować po imionach — odparła Castries. — Ja na przykład jestem Xenia.

— To rzeczywiście byłoby trudne do przebicia — przyznała Desjani. — Porucznik Bhasan Yuon zgodzi się ze mną, prawda?

Wywołany pokręcił zdecydowanie głową.

— Moim zdaniem porucznik Castries o wiele bardziej nadaje się na pierwsze danie. Ja jestem słony i łykowaty.

— Pięć minut do skoku — zameldował wachtowy.

— A może powinniście raczej rzucać monetą? — Desjani uniosła palce, jakby doznała olśnienia. — Nie. Przecież mogę przydzielić do zespołu wachtowych jednego chorążego.

— Chorąży pełniący funkcję mobilnego bufetu awaryjnego — podrzucił jej Geary.

— Nie musimy umieszczać tego w opisie stanowiska. To by zniechęciło potencjalnych kandydatów.

— Może starszy bosman sztabowy Gioninni by się nadał? — zaproponował porucznik Yuon.

— Co pan mówi, poruczniku! — zbeształa go Desjani. — Gdyby sierżant Gioninni znalazł się z nami w jednej kapsule ratunkowej, tak by wszystkich przekabacił, że służylibyśmy mu za pokarm, dopóki nie dowleklibyśmy się… oczywiście ci, którzy zdołaliby dotrwać… do pierwszego schronienia, na przykład na planetę, której mieszkańców Gioninni przekonałby do zrobienia z niego króla albo innego dożywotniego władcy.

Geary nie spuszczał oka z okrętów floty, od czasu do czasu łypiąc w kierunku wrót hipernetowych, które wciąż nie wykazywały oznak typowych dla rozpoczęcia kolapsu. Żadna z jego jednostek nie pozostawała już w tyle, wszystkie okręty leciały z prędkością .1 świetlnej. Do skoku zostały już tylko dwie minuty. Flota wykona skok automatycznie, gdy tylko systemy wykryją studnię grawitacyjną, nie musiał więc wydawać kolejnego rozkazu, który dodałby do czasu zagrożenia kilka jakże cennych w tej sytuacji sekund.

— Minuta do skoku — zameldował wachtowy z manewrowego.

— Kolaps wrót trwa dużo więcej niż minutę — stwierdziła Desjani — a jak na razie nie widać, by coś tam się działo. Już po kłopocie.

— Tak — przyznał Geary. — Już jesteśmy bezpieczni. — Nacisnął klawisz komunikatora. — Do wszystkich jednostek. Obcy mogli wykorzystać nadświetlną łączność, by powiadomić swoje siły na Alihi o naszym przybyciu. Musicie być gotowi do walki natychmiast po wyjściu z nadprzestrzeni.

Czterdzieści sekund później pierwsze okręty weszły w studnię grawitacyjną.

Desjani westchnęła głośno i wstała z fotela, gdy niekończąca się szarość zastąpiła zagrożenie ze strony obcych mieszkańców Hiny.

— Jestem zmęczona i nie wiem dlaczego wciąż głodna. Muszę coś zjeść. — Pochyliła się w kierunku Geary’ego. — Następnym razem ty wymyślasz coś dla odwrócenia uwagi.

— Nie będę w stanie ci dorównać.

— Wiem, ale zrobisz co w twojej mocy, admirale — wypaliła w odpowiedzi i opuściła mostek.


* * *

Człowiek zawsze czuł się niekomfortowo w nadprzestrzeni. Nie należał do niej. Ale czy cokolwiek mogło tutaj istnieć? Może nawet te światełka, które pojawiały się i znikały po chwili, były tylko refleksami zdarzeń dziejących się w innym wymiarze? Na pewnym poziomie świadomości ludzki umysł nigdy się nie pogodzi z trwaniem pośród niekończącej się szarości.

Tym razem Geary miał zmartwienia zupełnie innego rodzaju niż podczas wszystkich poprzednich skoków. Słowa wypowiedziane jakiś czas temu przez Desjani wracały do niego nieubłaganie jak przysłowiowy bumerang. „Wyobraź sobie, że masz nóż…” Dlaczego czuł taki niepokój na myśl o obcej istocie z nożem w ręku?

W trakcie skoku nie można nawiązać normalnej komunikacji z innymi jednostkami, ale w czasie, jaki upłynął pomiędzy jego ostatnią bitwą na Grendelu, po której spał w hibernacji przez niemal stulecie, ludzkość zdołała znaleźć sposób na wysyłanie w nadprzestrzeni krótkich wiadomości tekstowych. Czwartego dnia lotu, na niemal osiem godzin przed dotarciem na Alihi, Geary otrzymał taki właśnie przekaz z pokładu „Mistrala”.

Przeczytał go bardzo powoli, mimo że miał do czynienia z jednym tylko zdaniem.

W kwestii Obcych — proszę mieć oczy z tyłu głowy. Lagemann.

Wezwał Desjani do swojej kajuty, by zobaczyła tę wiadomość i by mogli porozmawiać o jej treści. Teraz spoglądała na nią z wyraźną niepewnością w oczach.

— Przecież już wcześniej wiedzieliśmy, że Obcym nie można ufać. Czy to wszystko, co admirał miał nam do powiedzenia?

— Nie sądzę. On i jego przyjaciele starali się odkryć, w jaki sposób Obcy będą z nami walczyć.

— To zabrzmiało raczej jak ostrzeżenie przed ciosem w plecy.

— Co takiego? — Geary spojrzał na nią zaskoczony.

— Powiedziałam, że to zabrzmiało jak ostrzeżenie przed ciosem w plecy — powtórzyła, nie rozumiejąc powodów jego zaskoczenia.

— Nóż. W plecy.

— Nie bierz wszystkiego, co mówię, tak dosłownie.

Geary zacisnął dłoń w pięść i postukał nią w skroń.

— Szlag! To właśnie chciał powiedzieć! To mnie tak niepokoiło od dłuższego czasu! — Ściągnął na wyświetlacz mapę systemu Alihi, a w każdym razie jego wyobrażenie z czasów, gdy Syndycy mieli tam swoją placówkę badawczą. — Uderzają z ukrycia. Urządzają zasadzki. Gdzie mogą się schować, skoro wirusy już ich nie kryją przed naszymi sensorami?

Desjani wzruszyła ramionami.

— Za gwiazdą. Za planetami albo księżycami.

— Za punktem skoku?

— Nie! — Dziabnęła palcem w wyświetlacz. — Mówisz o umieszczeniu okrętów za punktem skoku, by uderzyły od tyłu na przybywającą flotę? To się nie uda. To niemożliwe. Przeczą temu prawa fizyki.

— Dlaczego? — zapytał Geary.

— Choćby dlatego, że nie możesz wiedzieć, kto i kiedy przyleci. Po pierwsze, bardzo trudno się utrzymać na pozycji przed punktem skoku, a jeszcze trudniej za nim. A mówimy tutaj o całych dniach, tygodniach, a nawet miesiącach czekania. Po drugie, ktokolwiek wynurzy się z nadprzestrzeni, będzie leciał z prędkością .1 świetlnej. A ty czekając, praktycznie dryfujesz, musisz zatem rozpędzić swoje jednostki, by doścignąć odlatujące okręty. Może udałoby ci się je dogonić, ale potrzebowałbyś na to naprawdę długiego czasu. A ich załogi wiedziałyby, że nadlatujesz. Trudno nazwać taką sytuację zaskoczeniem.

Geary potaknął.

— Z tego też powodu nie urządzaliśmy podobnych zasadzek przed stuleciem. Jak jednak wyglądałaby sytuacja, gdybyśmy dysponowali systemami łączności nadświetlnej?

Zastanowiła się.

— Ktoś z systemu, który opuszczasz, mógłby powiadomić o twoim przybyciu kogoś, kto przebywa w systemie będącym celem twojej podróży.

— A ten wiedziałby z dużą dokładnością, kiedy przybędziesz, ponieważ fizyka skoku jest niezwykle precyzyjna. Jeśli wykonujesz skok o godzinie x, to zakończysz go dokładnie w momencie y.

Desjani pokręciła głową.

— Ale nawet wtedy będą mieli problem z określeniem miejsca, w którym się wynurzymy. Dogonienie nas wymagałoby o wiele mocniejszych napędów niż te, którymi dysponujemy… Cholera! — Spojrzała na niego spode łba. — Oni je mają!

— Owszem. — Geary skulił się w fotelu, wbijając spojrzenie gdzieś w przestrzeń. — Nie wpadliśmy na to, ponieważ nie możemy wykonywać podobnych manewrów. Oni jednak mają nad nami podwójną przewagę, dzięki czemu mogą coś takiego zrobić. Za sprawą tego nadświetlnego systemu łączności wiedzą nawet, w jakim szyku przylecimy. Musimy przecież opuścić nadprzestrzeń w takiej kolejności, w jakiej do niej wlecieliśmy. Nie mamy możliwości manewrowania w nadprzestrzeni.

— Uderzą na jednostki pomocnicze i transportowce szturmowe. One lecą na samym końcu i nie mają za sobą żadnej eskorty. — Desjani przycisnęła dłonie do oczu. — Czy zdołamy wykonać zwrot wystarczającej liczby okrętów wojennych, by zapewnić im osłonę?

— Trzeba czasu na wykonanie jakiegokolwiek manewru po wyjściu z nadprzestrzeni — stwierdził z goryczą w głosie Geary — a obrócenie okrętów i wyhamowanie ich, aby jednostki pomocnicze mogły je minąć, potrwa jeszcze dłużej. Jeśli nawet przygotujemy odpowiednie rozkazy i nadamy je w momencie wyjścia z nadprzestrzeni, pozostałe jednostki będą potrzebowały czasu, by ochłonąć po skoku i wykonać manewr, a mam niejasne przeczucie, że w tej sytuacji będzie się liczyć każda sekunda.

Desjani wskazała na wiadomość z „Mistrala”.

— Skróćmy przekaz, a zdołamy go wysłać w nadprzestrzeni.

Skróćmy. Jak zawrzeć w jednym zdaniu skomplikowaną treść?

— Do zakończenia skoku mamy nadal ponad siedem godzin — dodała Desjani.

— Dzięki, od razu poczułem się lepiej.

— Przepraszam.


* * *

Obcy czekali na Alihi.

Mózg Geary’ego nie zaczął jeszcze poprawnie funkcjonować, gdy systemy „Nieulękłego” rozpoczęły zwrot, obracając liniowiec rufą w kierunku lotu, reagując na rozkazy przesłane podczas pobytu w nadprzestrzeni. Moment później pędniki okrętu włączyły pełen ciąg, wyhamowując jednostkę najszybciej, jak się dało, bez narażania załogi na niemożliwe do wytrzymania przeciążenia. W tej samej chwili rozbrzmiały dzwonki alarmów na stanowiskach bojowych. Zanim Geary odzyskał ostrość widzenia, poczuł drgania kadłuba — to systemy „Nieulękłego” odpalały widma, mając rozkaz otwarcia ognia natychmiast po wykryciu celów, bez zatwierdzenia ze strony nadzorującego je człowieka.

Jego wiadomość dotarła do wszystkich największych jednostek lecących w głównej formacji. Ogień otworzyły równocześnie okręty liniowe: „Nieulękły”, „Śmiały”, „Zwycięski” i „Niepohamowany” oraz pancerniki: „Gniew”, „Zemsta”, „Rewanż”, „Strażnik”, „Nieustraszony”, „Determinacja” i „Groźny”. Treść przekazu była maksymalnie zwięzła, bo tylko taki krótki tekst można było przesłać w nadprzestrzeni.

Natychmiast po wyjściu wykonać obrót jeden osiem zero, wyhamować do .05 świetlnej, uderzyć na wroga.

Tak mogła wyglądać najszybsza odpowiedź ze strony floty Sojuszu, jeśli Obcy rzeczywiście zastawili pułapkę i zamierzali uderzyć od tyłu.

Istniało wprawdzie ryzyko, że inne okręty Enigmów będą czekały na nadlatujących w głębi przestrzeni, ale Geary miał nadzieję, że liczne krążowniki i niszczyciele eskorty dadzą sobie z nimi radę.

Odzyskał zdolność widzenia w chwili, gdy systemy odpalały salwę piekielnych lanc. Okręty Enigmów zbliżały się właśnie do najdalszego zgrupowania formacji Sojuszu. Były tam przysadziste żółwiowate jednostki rozmaitej wielkości, od odpowiedników ludzkich niszczycieli do olbrzymów przekraczających rozmiarami ciężkie krążowniki. Trzydzieści… nie, czterdzieści. A dokładniej czterdzieści jeden okrętów. Ich kurs został lekko skorygowany, gdy „Nieulękły”, „Śmiały”, „Zwycięski” i „Niepohamowany” wytraciły prędkość, dając szanse powolnym jednostkom pomocniczym na ukrycie się za ich osłoną. Bardziej zwrotne i lżejsze liniowce wykonały zadany manewr szybciej niż pancerniki.

Kadłub „Nieulękłego” drżał nieustannie, gdy przeciwnik skoncentrował ogień na czterech najbliższych teraz okrętach. Mimo że liniowce leciały dziobami w kierunku przeciwnika, ich słabsze tarcze dość szybko zostały przeciążone i kolejne pociski bez trudu przebijały cieńsze niż w wypadku pancerników poszycie. Geary miał tylko sekundę na ocenę sytuacji i podjęcie decyzji.

Gdy jego palec naciskał klawisz komunikatora, „Śmiały” zadrżał mocno po serii skoncentrowanych trafień.

— „Nieulękły”, „Śmiały”, „Zwycięski” i „Niepohamowany”, kontynuować wytracanie prędkości z maksymalną dopuszczalną mocą!

Gdy liniowce zwolniły jeszcze bardziej, okręty Obcych minęły je, skupiając się ponownie na ośmiu jednostkach pomocniczych. Salwy kartaczy wystrzelonych z liniowców dosięgły ich po chwili, a „Zwycięski” trafił jednego polem zerowym, wykrawając w kadłubie wroga sporą dziurę.

Sensory nie zarejestrowały obecności innych Enigmów w pobliżu punktu skoku, więc Geary mógł wydać kolejny rozkaz.

— Do wszystkich jednostek. Macie pozwolenie na opuszczenie szyku i zaatakowanie wroga. Kapitanie Smythe, proszę wyrzucić cały balast!

Pozostałe okręty Obcych, a było ich jeszcze dwadzieścia pięć, rozpoczęły ostrzeliwanie jednostek pomocniczych na moment przed tym, gdy dopadły je powolne pancerniki, którym towarzyszyła pewna liczba lekko uzbrojonej eskorty. Krążowniki i niszczyciele lecące po obu stronach jednostek pomocniczych, a także przed nimi, wykonywały masowo zwrot, natomiast z pokładów ciężkich krążowników odpalano już pierwsze widma.

Ale to pancerniki rozstrzygnęły bitwę, najpierw likwidując pierwszą falę nadlatujących Enigmów, potem dziesiątkując drugą.

Tylko sześć okrętów Obcych zdołało przetrwać ten moment starcia, odlatywały teraz z ogromnym przyspieszeniem, wykonując manewry, jakich nie zdołałaby powtórzyć żadna jednostka wyprodukowana przez człowieka.

Nawet teraz, gdy bitwa dobiegła już końca, wokół jednostek Sojuszu widać było mrowie eksplozji. To Obcy aktywowali systemy samozniszczenia na każdym wraku.

— Do wszystkich jednostek. Wracajcie do szyku. Zmniejszyć prędkość przelotową do .02 świetlnej. — Musiał sprawdzić, jak mocno oberwała jego flota, zanim wleci głębiej w ten system.

— Tutaj też mają wrota hipernetowe — rzuciła Desjani, gdy przejrzała raporty o stratach. — Dranie.

Geary skrzywił się, widząc napływające wciąż dane o uszkodzeniach „Nieulękłego” i pozostałych trzech liniowców. „Śmiały” oberwał najmocniej, cały dziób miał zmasakrowany, wiele systemów padło, a zabitych i rannych było ponad stu. Na „Zwycięskim” poległo sześćdziesięciu marynarzy, na pokładzie działała tylko połowa baterii piekielnych lanc. „Niepohamowany” stracił pięćdziesięciu trzech członków załogi, dziób tej jednostki także był mocno uszkodzony, zwłaszcza od bakburty.

No i „Nieulękły”.

— Dwudziestu ośmiu zabitych — zameldowała Desjani głosem wypranym z wszelkich uczuć. — Czterdziestu jeden rannych, w tym sześciu w stanie krytycznym. Zostały nam cztery działające baterie piekielnych lanc… — Przeczytała kolejny raport. — Wróć. Trzy i pół.

Geary czuł w głowie potworną pustkę, gdy sięgał ponownie do klawiatury komunikatora. Tylu ludzi poległo, choć starcie było tak krótkie, czas jego trwania należało liczyć raczej w sekundach niż minutach.

— Kapitanie Smythe, proszę udzielić wsparcia technicznego „Nieulękłemu”, „Śmiałemu”, „Zwycięskiemu” i „Niepohamowanemu” tak szybko, jak to tylko możliwe. „Śmiały”, „Zwycięski” i „Niepohamowany”, meldujcie natychmiast, jeśli potrzebujecie dodatkowej pomocy medycznej. Generale Carabali, proszę zadbać o to, by drużyny ratownicze z „Mistrala”, „Habuba”, „Tsunami” i „Tajfuna” mogły wyruszyć, jak tylko przyjdzie wezwanie o pomoc. — Spojrzał na siedzącą z kamienną twarzą Desjani. — Czy my także możemy potrzebować pomocy medycznej?

Połączyła się ze szpitalem pokładowym, potem skinęła głową.

— Przydadzą nam się dodatkowi lekarze. Zwłaszcza przy ciężej rannych.

— „Tajfun”, podejdźcie do „Nieulękłego” najszybciej, jak możecie, by udzielić nam pomocy medycznej. — W tym momencie zauważył, że Tania wciąż na niego patrzy. — Możecie wracać do swoich obowiązków, kapitanie. Ja zajmę się resztą floty.

— Dziękuję, admirale.


* * *

Dzięki niewielkiej liczbie atakujących obcych jednostek tylko okręty liniowe Sojuszu zostały poważniej uszkodzone podczas niedawnej bitwy. Uszkodzenia po kilku trafieniach w jednostki pomocnicze mogły zostać usunięte bez większego trudu, a pancerniki praktycznie wyszły z tej walki bez szwanku.

W czasie gdy trwały pospieszne naprawy, a sensory skanowały pobliskie planety, Geary zauważył, że w systemie Alihi w pobliżu wrót hipernetowych pojawiło się kilka kolejnych jednostek Enigmów. W tym układzie tylko dwie planety nadawały się do skolonizowania przez człowieka. Jedna krążyła w odległości niespełna sześciu minut świetlnych od gwiazdy centralnej. Drugą, odleglejszą, dzieliło od Alihi niemal dziesięć minut świetlnych. Może nie były idealne dla ludzi, niemniej daleko im było do wizerunku prawdziwego piekła. Nieco dalej, w odległości dwudziestu minut świetlnych, znajdował się pas asteroid, a za nim aż cztery gazowe olbrzymy.

Enigmowie zasiedlili pierwszą z wymienionych planet, a sądząc z danych, które napływały do sensorów, zadali sobie ogromny trud, całkowicie przekształcając jej środowisko, by nadawała się do zamieszkania.

— My, ludzie, nie robimy czegoś takiego — wyjaśnił któryś z inżynierów pokładowych. — Choć potrafimy. Opracowaliśmy podstawowe techniki terraformingu na planecie sąsiadującej ze Starą Ziemią… jak ona się nazywała… A, wiem, Mars! Ale to było jeszcze przed odkryciem napędów nadprzestrzennych, które umożliwiły nam proste i szybkie podróżowanie do gwiazd. Od tamtej pory o wiele prościej i taniej jest znaleźć odpowiednią planetę w kolejnym systemie gwiezdnym, niż przystosowywać którąś z niegościnnych już znanych.

— Nie domyśla się pan, dlaczego Obcy to robią?

Inżynier rozważył tę kwestię.

— Znam tylko dwa powody takiego postępowania. Albo znają prostsze i tańsze metody przystosowywania planet do swoich potrzeb, albo nie mogli znaleźć niczego lepszego, ponieważ zostali zablokowani przez Syndyków, którzy zdążyli skolonizować cały okoliczny sektor.

— Nie odkryliśmy żadnych śladów ludzkiej obecności — zameldował porucznik Iger. — Tutaj, podobnie jak na Hinie, zakłócenia nie pozwalają nam jednak przyjrzeć się dokładniej zamieszkanej planecie.

Doktor Setin nawet nie starał się kryć frustracji.

— Możemy jedynie zgadywać, jak wielka populacja zamieszkuje ten system, ale sądząc po znacznie większej liczbie miast, musi być liczniejsza od tej na Hinie. Czy możemy podlecieć bliżej? Odkryliśmy nowy gatunek istot inteligentnych, a niczego nie potrafimy się o nich dowiedzieć!

Geary nie widział większego sensu w przedłużaniu Pobytu na Alihi.


* * *

— Tutejsze wrota hipernetowe znajdują się w odległości zaledwie dwóch godzin świetlnych od punktu skoku — obwieścił ponurym głosem. Wzrok wszystkich dowódców skupiał się na holograficznej mapie systemu widocznej nad blatem stołu. — Nie zdołamy dotrzeć do innego punktu skoku, nie ryzykując przy tym całkowitej zagłady floty. Tak się jednak składa, że z miejsca, w którym się pojawiliśmy na Alihi, możemy wrócić nie tylko na Hinę, ale także dostać się do systemu leżącego nieopodal, ale głębiej na terytoriach Obcych. Syndycy nazwali go Laka, ale obie wysłane do niego misje załogowe przepadły bez śladu, dlatego też przyjmuję założenie, że tam także mieszkają Enigmowie. Skoczymy na Lakę, jak tylko naprawimy uszkodzenia na liniowcach.

— Domyślam się, że tym razem polecimy w nieco innej formacji — powiedział Armus.

— Tak. Będziemy gotowi do odparcia zagrożenia z każdej strony natychmiast po wyjściu z nadprzestrzeni.

— Dlaczego nie możemy zostać tutaj? — zapytał kapitan Vitali ze „Śmiałego”. — Powinniśmy rozpieprzyć wszystko w tym systemie, a potem spokojnie zbadać gruzy.

Odpowiedział mu wyraźnie poruszony generał Charban.

— Nasza misja ma na celu próbę podpisania traktatów…

— Przecież te istoty atakują nas za każdym razem, gdy dochodzi do spotkania! Nie rozmawiają z nami, bo ich nie interesują żadne porozumienia. Chcą nas po prostu zabić. I dobrze! Odpłaćmy im tym samym!

Odpowiedział mu szmer aprobaty.

Duellos westchnął na tyle głośno, by wszyscy mogli go usłyszeć.

— Problem tkwi w tych przeklętych wrotach. Nawet jeśli w tym systemie nie zostanie kamień na kamieniu, jaką mamy gwarancję, że Enigmowie nie zaopatrzyli tych wrót w jakiś mechanizm samozniszczenia, który doprowadzi do kolapsu i zagłady całej naszej floty?

— W takim razie możemy zniszczyć także wrota — oświadczył Vitali.

Komandor Neeson pokręcił głową.

— Jeśli zaczniemy niszczyć pęta, utracimy kontrolę nad przebiegiem implozji. A gdy rozpocznie się kolaps, Obcy bez trudu mogą tak posterować tym procesem, że dojdzie do maksymalnych zniszczeń.

— Wystarczająca liczba kamyków odpalona w odpowiedniej sekwencji… — upierał się Vitali.

— Te wrota są bronione. Wystarczy, że Enigmowie lekko zmienią tor lotu któregokolwiek kamyka, a sekwencja zostanie nieodwracalnie zmieniona.

— Możemy zbombardować kilka miejsc — zaproponował Charban — żeby pokazać im, co możemy zrobić…

— To nie działało nawet na Syndyków — przerwał mu Badaya. — Nie przypuszczałem, że kiedykolwiek to powiem, ale Syndycy wydają mi się cholernie racjonalni w porównaniu z tymi istotami. Jeśli coś nie przekonało Syndyków, tym bardziej nie zadziała na Enigmów.

— Nie sposób temu zaprzeczyć — poparł go Duellos.

— Ale mamy dobry powód do działań odwetowych — zauważyła Desjani. — Zbombardujmy kilka miast. Enigmowie sami włożyli nam broń do ręki. Pokażemy im, że nie mogą atakować nas, a potem uciekać do siebie, licząc na uniknięcie dalszych strat.

Charban się zawahał.

— Zobaczą moment odpalenia głowic z takim wyprzedzeniem, że bez problemu ewakuują wszystkie cele. Tym samym pokażemy im, do czego jesteśmy zdolni, i to w sposób, którego nie będą mogli zignorować, a jednocześnie nie damy im motywu do dokonania zemsty za śmierć ludności cywilnej.

Cywilni eksperci zostali zaproszeni do grona obserwatorów tej odprawy. Doktor Shwartz nie wytrzymała i w tym momencie wtrąciła niechętnie:

— Nie wiemy nawet, czy oni znają różnicę pomiędzy wojskiem a ludnością cywilną. Enigmowie mogą ignorować takie podziały, podobnie jak dla większości naszych mężczyzn lila i fiolet to ten sam kolor.

— Zgodnie z zapisami zdobytymi na wrogu — wtrącił Duellos — Syndycy stracili w tym rejonie wiele jednostek, zanim odkryli istnienie Enigmów. Wiele było albo nieuzbrojonych, albo wyposażonych w najprostsze systemy bojowe. Jeśli Obcy potrafią odróżnić cywila od wojskowego, i tak mają to gdzieś.

Wszyscy spojrzeli w kierunku Geary’ego, który najpierw zwiesił głowę, a potem wolno przytaknął tym słowom.

— Dobrze. Wyślemy im kolejną wiadomość, w której zaznaczymy, że chcemy pokoju, ale jeśli ponownie wybiorą rozwiązania siłowe, pokażemy im, co to wojna. Nie widzę innego wyjścia.

Po chwili ciszy odezwał się dowódca „Zwycięskiego”.

— Czy pochowamy tutaj naszych poległych? Mamy wystrzelić ich ciała w kierunku gwiazdy?

— Nie! — zaoponował natychmiast Vitali.

Geary ponownie przytaknął.

— Popieram kapitana Vitali. Istnieje zbyt wielkie ryzyko, że ostatnia droga naszych poległych zostanie zakłócona przez Obcych. Na transportowcach mamy specjalne pomieszczenia do przechowywania ciał. Złożymy w nich wszystkich zabitych, dopóki nie znajdziemy systemu, w którym będziemy mogli przeprowadzić ceremonię pogrzebową bez narażania zwłok naszych towarzyszy broni. Kapitanie Smythe, ile czasu potrzebujecie na doprowadzenie liniowców do minimalnej gotowości bojowej?

Smythe podrapał się po karku.

— Daleko im jeszcze do pełnej sprawności, ale proszę mi dać trzy dni, a wszystkie systemy uzbrojenia będą znowu sprawne, a dziury w poszyciu zaspawane. Tarcze także powinny działać z pełną mocą.

Desjani obliczyła coś naprędce.

— Głowice wystrzelone z tej pozycji będą potrzebowały sześćdziesięciu jeden godzin lotu, by dotrzeć do planety, na której znaleźliśmy miasta Enigmów.

— Dobrze — odparł Geary. — Odpalimy je za godzinę razem z wiadomością, że to tylko przedsmak tego, co może im zrobić ludzkość, kiedy ją naprawdę wkurzą. To powinno dać im wystarczającą ilość czasu na odpowiedź, która nie będzie atakiem, jeśli rzecz jasna zrozumieją w końcu, o co nam chodzi. My także będziemy mogli zobaczyć efekty bombardowania i ocenić jego skutki, zanim naprawy zostaną zakończone i odlecimy na Lakę.

Większość oficerów wyłączyła się natychmiast po zakończeniu odprawy, tylko Smythe został na tyle dłużej, by skinąć głową w kierunku Desjani.

— Tyle się narobiliśmy, by wyposażyć pani okręt w najnowocześniejsze systemy bojowe, a pani doprowadziła do ich zniszczenia, zanim zdążyliśmy zakończyć prace.

— Staram się tylko, by pańscy inżynierowie nie zgnuśnieli — odparła Tania, uśmiechając się po raz pierwszy od chwili, gdy zobaczyła, ilu ludzi straciła w ostatniej bitwie.

— Doceniam pani wysiłki, niemniej chciałbym, aby admirał wiedział, że jedna z baterii piekielnych lanc nie padła na skutek działań wroga, a w każdym razie nie one były bezpośrednim powodem jej wyłączenia. Jedno z łączy zasilających miało awarię.

— Było stare?

— Stare i przeciążone — potwierdził Smythe. — Nie potrafię nauczyć sprzętu medytowania, więc przynajmniej postaram się go odmłodzić.

Po zniknięciu dowódcy eskadry pomocniczej generał Charban wbił wzrok w blat stołu.

— Gdyby oni choć raz odpowiedzieli. Przecież to nie ma najmniejszego sensu. Wojna nigdy nie była racjonalnym rozwiązaniem, ale tym razem nie wiemy nawet, dlaczego są tak wrogo nastawieni. Proszę nie myśleć, że nie potrafię wczuć się w rolę dowódcy „Śmiałego”. Swego czasu także straciłem wielu podwładnych.

Wstał i wyszedł, ale coś się zmieniło zarówno w jego ruchach, jak i postawie. Wyglądał teraz o wiele starzej.

Desjani spojrzała na Rione. Emisariuszka Rady wciąż siedziała na swoim fotelu.

— Przygotuję plan bombardowań, admirale — oświadczyła Tania, wstając.

— Dobrze. Proszę wyznaczyć na cel co drugie miasto Obcych.

— Co drugie? — Uśmiechnęła się szerzej, ale raczej złowieszczo. — Myślałam, że każe mi się pan ograniczyć do co czwartego.

Gdy wyszła z sali odpraw, Geary spojrzał na Wiktorię, czekając na jej opinię. Dopiero po chwili spojrzała mu prosto w oczy.

— Domyślam się, że słowa; „mogło być gorzej” nie przyniosą ci wiele pociechy — powiedziała. — Ale to prawda. Mógłbyś w tej chwili opłakiwać utratę wielu okrętów i tysięcy poległych.

— Wiem. — Geary oparł się wygodniej, próbując zdławić poczucie winy, gdy przypomniał sobie o ofiarach. — Gdybyśmy nie zareagowali tak szybko, stracilibyśmy niemal wszystkie jednostki pomocnicze, co postawiłoby naszą flotę w bardzo złym położeniu. Czy o to chodziło, pani emisariusz?

— Nie rozumiem, o czym mówisz.

— Myślę, że rozumiesz. Wiele bym dał, żeby wiedzieć, dlaczego zgodziłaś się wziąć w tym udział.

— Dobrze wiesz, że zawsze byłam gotowa do poświęceń w imię wyższych racji. — Powiedziawszy to, wstała i wyszła.


* * *

Cztery godziny później Geary stał na baczność wystrojony w swój najlepszy mundur. Obok niego stała Desjani, równie wystrojona i także wyprężona. Dalej znajdował się dwuszereg marynarzy „Nieulękłego” biegnący aż do włazu śluzy, do której podłączono korytarz prowadzący na pokład „Tajfuna”. Wszyscy mieli na rękawach opaski, na których dwa złote pasy otaczały czarny. Symbolizowały one, że mrok to tylko chwilowa przerwa pomiędzy pasmami światła.

Geary uniósł ramię do salutu, gdy pierwsza z cylindrycznych trumien zawierających jedno z prawie trzydziestu ciał została podniesiona przez wyznaczonych marynarzy. Kondukt ruszył odmierzonym, rozmyślnie spowolnionym krokiem przez korytarz powstały między szeregami członków załogi i komandosów, by po minięciu śluzy udać się długim rękawem na „Tajfuna”, gdzie polegli mieli spocząć w specjalnie przygotowanych do tego celu pomieszczeniach. Zwykły ładunek wystrzeliwano w przestrzeń w kierunku transportowców, flota nie traktowała jednak swoich martwych towarzyszy broni w tak obcesowy sposób.

Geary opuścił rękę, dopiero gdy ostatnia trumna zniknęła mu z oczu. Desjani poszła w jego ślady, a potem odwróciła się do straży honorowej.

— Dziękuję. Rozejść się.

Marynarze wrócili do swoich kajut, by przebrać się w mundury polowe i wrócić do wykonywania zadań, których nigdy im nie brakowało, choć czasem musieli się od nich oderwać, by wziąć udział w należących do ich tradycji smutnych uroczystościach.


* * *

Te kilka dni, których potrzebowali na dokończenie napraw, minęły jak z bicza strzelił. Geary zauważył, że członkowie załogi, których spotykał w tym czasie, mówią o Obcych w bardzo gniewny sposób, a ci z wachtowych, którym przypadło zadanie obserwowania ich ruchów, patrzyli na miasta okiem strzelców mających za moment nacisnąć spust broni. Czy Enigmowie zdawali sobie sprawę z tego, jak ich działania wpływają na uczucia ludzi? Kalixa pozostawiła niezatarte wrażenie, ale polegli tutaj byli przyjaciółmi i towarzyszami broni tych ludzi, dlatego też coraz więcej załóg opowiadało się za podjęciem zdecydowanej walki z Obcymi. Próby kontaktu z Enigmami uznawano powszechnie za skazane z góry na niepowodzenie.

— Otrzymaliśmy kolejną wiadomość od Enigmów — poinformowała Geary’ego Rione. — Chcesz ją przejrzeć?

— Powiedzieli coś nowego? — zapytał.

— Nie. Te same awatary, ten sam fałszywy mostek i w kółko te same słowa. Jeśli wyjąć z wiadomości dwa słowa: „odejdźcie” i „zginiecie”, naprawdę niewiele zostanie.

Charban się skrzywił.

— Nie zadali sobie trudu, by potwierdzić odebranie naszej wiadomości. Nie zareagowali też w żaden sposób na to, co się tutaj stało. Czuję się, jakbym mówił do ściany.

Nie mając ochoty nawet na ponury uśmiech, Geary wskazał ręką na wyświetlacz i widoczne na nim wektory głowic wystrzelonych kilka dni temu, które właśnie wchodziły w atmosferę planety.

— Za chwilę zapukamy w tę ścianę. Nie wiem, czy to w czymkolwiek pomoże, ale na pewno poczujemy się lepiej. Może, ale tylko może, Enigmowie zrozumieją wreszcie, jak bardzo szkodzą sobie podobnymi atakami.

— Próżne nadzieje, jeśli są choć odrobinę podobni do ludzi. Myślisz, że ewakuowali miasta będące celem ataku? — zapytała go Rione.

— Nie mam pojęcia. To maskowanie za bardzo rozmywa obraz.

— Jest pan pewien, że nie powodują tego jakieś inne wirusy Enigmów? — zapytał Charban.

Desjani zaprzeczyła ruchem głowy.

— Gdyby tak było, te wirusy musiałyby działać na zupełnie innej zasadzie. Moi ludzie sprawdzają każdą ewentualność, a zwłaszcza te, które wydają nam się niemożliwe, na razie jednak nie znaleźli niczego. Z kolei technicy sądzą, że mamy do czynienia z zakłóceniami fal świetlnych w pobliżu obserwowanych obiektów.

Charban pokiwał głową ze spuszczonym wzrokiem.

— Szczerze mówiąc, też wykluczałbym wirusy, szczególnie że mogliśmy zobaczyć okręty wojenne, które zastawiły na nas pułapkę. — Wstał, przymierzając się do wyjścia.

— Nie chce pan zobaczyć efektów bombardowań? — zapytała Desjani.

Generał pokręcił głową, nie patrząc nawet w jej kierunku.

— Widziałem już zbyt wiele zniszczonych miast, kapitanie Desjani.

Przymknęła oczy, gdy Charban wyszedł, potem otworzyła je ponownie, by spojrzeć na Geary’ego.

— Wróciliśmy do bombardowania miast.

— Mieli wystarczającą ilość czasu, by je ewakuować — uspokoił ją Geary.

— Wiem. Tym razem daliśmy im na to czas. Co jednak będzie przy następnej okazji?

— Nie pozwolimy im się sprowokować.

— Przodkowie, wybaczcie nam, że ponownie zniżamy się do tego poziomu, mimo że wina leży po stronie Obcych — wyszeptała Desjani.

Ludzie zgromadzeni na mostku oglądali opóźnioną transmisję z bombardowań w raczej grobowym niż radosnym nastroju. W chwili, gdy głowice dotarły do celu, planeta znajdowała się pięć i pół godziny świetlnej od miejsca stacjonowania floty. Fale świetlne potrzebowały więc tyle samo czasu na przeniesienie obrazu z jej powierzchni, by mogli w końcu ujrzeć, co się stanie, gdy głowice kinetyczne zanurkują w atmosferę i spadną z nieba, żeby rozsadzić na strzępy… co? Domy? Fabryki? Czy Enigmowie tworzą budowle, których przeznaczenie człowiek potrafiłby rozpoznać?

— Systemy, których używają do zakłócania transmisji z powierzchni planety, przetrwały bombardowanie — zameldował przybitym głosem porucznik Iger. — Możemy jedynie potwierdzić, że trafiliśmy w cele.

— To wystarczy. — Geary po raz ostatni sprawdził stan napraw. Nawet najbardziej poszkodowany „Śmiały” zameldował już o uruchomieniu ostatnich systemów i gotowości do wylotu. — Wynośmy się stąd.

Загрузка...