ROZDZIAŁ VII

Vanja usiłowała zebrać myśli, ale porażała ją bijąca od Tamlina niezwykła męskość i jego mocne, muskularne członki. Twarz przykuwała wzrok swą fascynującą szpetotą.

Skóra Tamlina przybrała ciemniejszą barwę – niezwykły, zielonobrunatny odcień, a brwi jakby odsunęły się od skroni i wygięły łukowato, tworząc takie same linie jak szpiczaste uszy. Ostro zarysowane pasmo czarnozielonkawych włosów ciągnęło się od mostka poprzez pępek dalej w dół. Vanja nie śmiała nawet pomyśleć, co skrywa przepaska na biodrach.

– Jak twoja rana, Tamlinie? – spytała ostrożnie, bo przerażała ją wrogość w jego oczach.

– Jaka rana? – parsknął wściekle.

– Na ramieniu.

Skrzywił się zirytowany.

– Nie przypominaj mi o tym – syknął. – Kim ty jesteś, Vanju?

– Kim jestem? Chyba wiesz?

– Nie udawaj! Jak to możliwe, że jako jedyna ze wszystkich ludzi mnie widzisz?

– Już kiedyś o tym mówiliśmy – odparła, próbując się ubrać. – Ty masz swoją tajemnicę, ja swoją.

Wstał i mocno chwycił ją za ramię, drugą ręką wyrywając jej suknię.

– Ta umowa już nie jest ważna. Ty poznałaś moją tajemnicę, wiesz, po co tu jestem, dlaczego was pilnuję i kto jest moim panem. A ty przemilczałaś swój sekret. A więc?

W Vanji obudziła się nagle podejrzliwość:

– Dlaczego tak bardzo zależy ci, by się o tym dowiedzieć?

– Ponieważ…

Tamlin umilkł. O mały włos nie wpadł we własną pułapkę. Już miał na końcu języka: „Ponieważ nie wolno mi cię uśmiercić, dopóki nie poznam całej prawdy o tobie.”

Wtedy ona nic by mu nie powiedziała!

Vanja czegoś się domyślała, nie spodziewała się jednak, że prawda może być aż tak makabryczna. Milczała.

Tamlin nie uświadamiał sobie, że jego dłoń otoczyła jej dojrzałą, pełną pierś. Palce odruchowo przesuwały się po gładkiej skórze dziewczyny, nerwowo zwilżył wargi językiem.

Rozciągnął usta w diabolicznym uśmiechu.

– Zabawimy się trochę?

Powiedział to naprawdę ze złością, Vanja zorientowała się od razu. Odparła spokojnie, choć serce biło jej tak mocno, że aż sprawiało ból:

– Nie mam teraz czasu, czekają na mnie z obiadem. Czy możemy wstrzymać się z poważną rozmową do wieczora? Poza tym wydaje mi się, że nie jesteś w nastroju do zabawy. Twoja kwaśna mina mnie także nie zachęca do igraszek.

Puścił ją, a właściwie odepchnął od siebie.

– Przeklęta dziewczyno! Masz rację, nie jestem w nastroju do zabawy. Ale dobrze wiesz, że przez zabawę rozumiem dręczenie ciebie. Niech ci się nie wydaje, że mam ochotę cię dotykać, jak byś tego chciała, przeklęta wyuzdana dziwko! Podniecę cię tak, że na kolanach będziesz mnie błagać, bym dał ci posmakować tego, za czym tak tęsknisz. Będziesz płakać z pożądania, ale nie dostaniesz tego, czego pragniesz, a potem…

Nie dokończył zdania.

– Zabijesz mnie? – spytała lodowatym tonem. – Czy mogę się przebrać do obiadu?

Z bezsilności zacisnął tylko zęby. Był wściekły, że nie potrafi jej ukorzyć.

Vanja mówiła dalej:

– Skąd bierzesz to przekonanie, że chcę właśnie ciebie? Niewiele do tej pory uczyniłeś, by mnie zadowolić.

Odwróciła się, żeby naciągnąć suknię. Tamlin skorzystał z okazji. Natychmiast wsunął rękę pod spódnicę i wcisnął ją między uda dziewczyny. Odbyło się to tak szybko, że Vanja nie zdążyła się odsunąć.

– Nie jesteś rozpalona? – spytał triumfująco. – Jesteś wilgotna jak leśna ściółka po deszczu!

Vanja wpadła w taki gniew, że nie zastanawiała się, co robi. Jednym ruchem zerwała mu z bioder przepaskę i obnażyła nieprawdopodobnych rozmiarów męskość w pełnej gotowości. Cofnęła rękę, jak gdyby się sparzyła.

– Popatrz na siebie! – rzekła i wreszcie zdołała dokończyć ubieranie. Drżała na całym ciele, ale jednocześnie nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Z trudem nad sobą panując podeszła do drzwi i minęła oniemiałego Tamlina.

Kładąc dłoń na klamce, spoważniała.

– Nie mogłam się doczekać, kiedy cię znów zobaczę, Tamlinie. Tak bardzo chciałam znów być z tobą. I nie myślałam wcale o tym, co mi wmawiasz. Jak się wydaje, tobie jedno w głowie. A raczej między nogami!

Oczy Vanji gorzały gniewem, ale nareszcie, właśnie w momencie, kiedy już miała zamykać drzwi, dostrzegła, że na twarzy demona zaczyna rysować się coś na kształt uśmiechu. Nic jednak nie powiedział, tylko uderzył pięścią w drzwi, aż huk rozniósł się po całym domu.

Do Lipowej Alei przybyli Malin i Per, by uczcić powrót Vanji do domu. Cała rodzina nie posiadała się ze szczęścia i jedno przez drugie opowiadali sobie o wszystkim, co się wydarzyło. Szczególnie interesowano się młodziutką Petrą, którą Vanja próbowała uratować nad brzegiem fiordu.

– Przyjmijmy, że dziecko było poważnie zdeformowane – powiedziała Malin. – Ale czy jesteś pewna, że to nie był potomek Ludzi Lodu?

– Oczywiście – odparła Vanja. – To dziecko nie miało nic na swoim miejscu.

– A ramiona?

– Szerokie i szpiczaste, to prawda. A twarz przypominała najstraszniejsze spośród nas, na przykład mego ojca Ulvara. Ale nie! Gdybyście zobaczyli jego dłonie! I nogi, całe ciało. Nigdy jeszcze nie słyszałam o podobnym potworku, zapomnijcie więc o tym.

– Naturalnie – poparł ją Henning. – Kto mógłby spłodzić to dziecko, gdyby miało być jednym z nas? Słyszałaś, Vanju, że Christoffer jest bardzo chwalony za dokładność w pracy? Wszyscy mówią, że będzie świetnym lekarzem. Wykształcił się na chirurga.

– Tak, słyszałam. Doskonale mieć doktora w rodzinie. Można liczyć na bezpłatne konsultacje.

– No, ty przynajmniej, Vanju, nie wyglądasz na osobę, której potrzebna by była porada lekarska – uśmiechnęła się Malin. – Nigdy nie widziałam cię tak zdrowej jak dzisiaj.

– I takiej ślicznej – z galanterią zawtórował żonie Per. – Radzę ci, Henningu, lepiej zaczaj się z dwururką za węgłem, zalotnicy będą ciągnąć długim szeregiem!

Rozległy się szczere, radosne wybuchy śmiechu, ale Vanja miała wyrzuty sumienia.

Wszyscy okazywali jej taką sympatię, ona sama była szczęśliwa, że wróciła do domu i nareszcie mogła przebywać ze swymi najbliższymi, którzy rozumieli ją bez słów. Zdążyła już zajrzeć da stodoły i stajni, pies Pera ułożył się u stóp, ale uwagę miała tak rozproszoną, myśli błądziły gdzie indziej, że trudno jej było brać udział w rozmowie.

Ale prawdziwe trudności zaczęły się dopiero wtedy, kiedy do jadalni nagle wkroczył Tamlin. Usadowił się na bufecie naprzeciw Vanji i nie spuszczał z niej oczu, podczas gdy pozostali członkowie rodziny wesoło gawędzili.

Nagle Tamlin ujął swój ogon i zmysłowym ruchem zaczął wodzić po nim dłonią, docierając prawie do serduszkowatego końca. Ponieważ Tamlin był już dorosłym mężczyzną, jego ogon także zwiększył swą długość i grubość i kiedy tak go trzymał w dłoni, czubek przypominał prawdziwy męski członek. Tam-lin, wykonując ręką obsceniczne gesty, z ironią uśmiechał się do Vanji.

Dziewczyna poczuła, że na przemian rumieni się i blednie, starała się patrzeć w inną stronę, ale Tamlin nieodparcie przyciągał jej wzrok. Nakierował czubek ogona w jej stronę i poruszał nim delikatnie w przód i w tył, jak gdyby łaskotał ją w pewnym szczególnym miejscu, tak jak robił to przez lata, kiedy razem dorastali.

Kiedy obiad nareszcie dobiegł końca, Vanja cała zlana była zimnym potem.

Matka i ojciec wkrótce musieli wyruszyć, mieli zamiar nocować poza domem. Malin zaofiarowała się, że zostanie z Vanją w tę pierwszą noc, ale dziewczyna śmiertelnie się tego przestraszyła. Gdy rozmawiali w hallu, Tamlin stanął za nią. Przyciskał się do niej i leniwie poruszał ciałem, czuła jego męskość na kręgosłupie. Wyraźnie ostrzegał, by nie dopuściła, aby ktokolwiek inny nocował tego dnia w Lipowej Alei.

– Dziękuję, Malin, ale nudna byłaby ze mnie dzisiaj towarzyszka. Podróż tak mnie zmęczyła, że zaraz rzucam się do łóżka spać.

– Oczywiście, świetnie rozumiem. Zobaczymy się więc jutro, zajrzysz tak, jak obiecałaś?

– Z radością!

Pomimo wyraźnie erotycznych poczynań Tamlina Vanja wyczuła, że wcale nie takie zabawy miał na myśli. Pragnął zostać z nią sam na sam, ale tylko po to, by ukarać ją strasznie i okrutnie. To, co teraz wyprawiał, robił tylko dlatego, by wzbudzić jej pożądanie, a później mocno i bezlitośnie w nią uderzyć. Tak, teraz już go znała!

Nie mogła zaprzeczyć, że się boi, a właściwie jest śmiertelnie przerażona. Myślała nie o erotycznych zabawach, lecz o śmierci. O zemście i karze za to, że zhańbił się z jej powodu, za to, że został odrzucony przez współplemieńców.

Na pewno miłość z nią była ostatnią rzeczą, o jakiej myślał.

Vanja zdawała sobie jednak sprawę, że na razie jeszcze ma nad nim przewagę. Nie może jej zgładzić, dopóki się nie dowie, kim ona jest.

Wszyscy wyszli. W domu zapadła cisza. Vanja obrzuciła Tamlina nieprzeniknionym spojrzeniem, a potem przechadzała się po domu i zamykała wszędzie okna. Starała się robić to jak najdłużej. Tamlin chodził za nią krok w krok, cierpliwie, nie ponaglając. Miał czas, mógł czekać.

Wreszcie dotarli do „swojej” części domu.

Vanja miała wrażenie, że wstępuje na szafot. I tak też chyba w istocie było.

Czy nikt nie może mi pomóc? myślała zrozpaczona. Przodkowie Ludzi Lodu, gdzie jesteście?

Oni jednak nie przybywali na ratunek zwyczajnym członkom rodu. Stawiali się tylko w wyjątkowych okolicznościach. I raczej nie podjęliby walki przeciwko demonowi.

Boże, jeśli naprawdę masz jakąś moc, dopomóż mi, prosiła. Wiedziała jednak, że błaga na próżno. Przecież z własnej nieprzymuszonej woli zawarła przyjaźń z demonem. Ale czy w ogóle można ich stosunki nazwać przyjaźnią? Nie wiedziała, jak to określić. Wzajemna zależność? Miłość-nienawiść? Nie, miłość to zbyt piękne słowo. Vanję łączyła z Tamlinem rozpacz i bezsilność. Pragnęła wyrwać się z tego związku i jednocześnie wprost chorobliwie za nim tęskniła.

A on? Uwielbiał ją dręczyć, uwielbiał nienawidzić, ale mimo wszystko był tak zaangażowany, że ocalił ją ze szponów Tengela Złego i widząc w objęciach innego mężczyzny, okazał zazdrość.

Teraz jednak nie miał już dla niej litości, wyczuwała to w atmosferze, jaka panowała w pokoju. Była duszna od żądzy zemsty i nieskrywanego gniewu, czuła to w karku i wzdłuż kręgosłupa, bo stał teraz tak blisko niej.

Czy nikt nie pomoże mi wyzwolić się od palącego pożądania? Znienawidzić go albo przynajmniej zachowywać się chłodno, spokojnie, z rezerwą?

Tak bardzo chciałabym jeszcze żyć.

Tamlin, stojąc za Vanją, patrzył na nią pociemniałym z gniewu wzrokiem. Piekielna dziewczyna, jak zdoła wydrzeć z niej tajemnicę?

Rozpalając jej pożądanie, tak by z jękiem błagała o zaspokojenie? Obieca jej to pod warunkiem, że zdradzi, kim naprawdę jest.

Oczywiście nie zaspokoi jej, nawet przez moment nie miał zamiaru cieleśnie z nią obcować. Ale ona nie musi o tym wiedzieć.

Świadom był, że umie ją podniecić. Największą przyjemność sprawiał mu widok jej zasnutych mgłą żądzy oczu, uwielbiał patrzeć, jak wije się w cierpieniach wywołanych tęsknotą za nim, jak staje się gotowa pod jego dotykiem. To naprawdę wspaniałe uczucie.

Kiedy Vanja prosiła, by zajął miejsce przy stoliku, głos drżał jej wyraźnie.

– Czy możemy usiąść i porozmawiać? – spytała łagodnie. – Tak długo już się nie widzieliśmy, a bardzo się cieszyłam na spotkanie z tobą. Tyle mamy wspólnych wspomnień i ogromnie chciałabym się dowiedzieć, co się z tobą działo, Tamlinie.

Usiąść przy stole? Co ona sobie myśli? Na moment ogarnęła go nieposkromiona wściekłość i chciał brutalnie się na nią rzucić, siłą wydusić z niej prawdę o jej pochodzeniu, aby mógł z nią skończyć raz na zawsze i ponownie zostać przyjętym do królestwa Demonów Nocy.

Ale to nigdy by się nie powiodło, zdawał sobie sprawę, że Vanja jest mądrzejsza. Wyczuwała obecne w pokoju tchnienie śmierci, poznał to po jej oczach.

W jednej chwili miał gotowy plan działania. Skusi ją pięknymi słówkami i udawanym pożądaniem, zbliży się do niej tak, jak tego pragnie, a kiedy już zmięknie, ale zanim znajdzie się naprawdę blisko niej, wydusi z niej zeznania. Miał dwa pytania, na które odpowiedź musi ponieść do siedzib koszmarów sennych: Kim jest Vanja i kim jest ten drugi, którego Tengel Zły nie potrafi odnaleźć.

Ujął ją za ramiona i szepnął prosto do ucha:

– Dlaczego mamy siedzieć? Dlaczego nie przywołamy naszych pięknych wspomnień, leżąc w łóżku? Poprzednio tak dobrze nam było razem, wszystko wspaniale się układało, prawda?

Vanja odwróciła się do niego, w jej pięknych oczach lśniło niedowierzanie. Ach, jak nieprawdopodobnie wypiękniała ta mała suka! Owszem, on przestał już być dzieckiem, ale łóżko było szerokie, nie omieszkał tego podkreślić. Starał się przy tym, by jego głos brzmiał miękko i sentymentalnie.

– Rozbierz się, Vanju – powiedział i pomógł jej zsunąć suknię z ramion. Dziewczyna dygotała, lecz spostrzegł, że nie z odrazy, a raczej z lękliwego wyczekiwania.

– Sądzisz, że możemy to zrobić, Tamlinie? Wiesz przecież, że nie wolno ci mnie tknąć. Mam dopiero szesnaście lat, a poza tym jesteś demonem, a ja zwykłym człowiekiem.

O, co to, to nie! Nie jesteś zwykłym człowiekiem, ale kim, u diabła, jesteś?

– Nie bój się, nie mam zamiaru cię ruszyć – oświadczył uspokajająco i rzeczywiście mówił prawdę. – Po prostu chcę być przy tobie tak jak przedtem, pragnę poczuć ciepło płynące z twojego ciała. Nigdy nie zapomniałem tych chwil.

Widział, że jego słowa wzruszyły Vanję.

– Nie będziesz… się ze mną bawił? Nie będzie natrętnego ogona?

– Obiecuję.

W oczach Vanji zakręciły się łzy czułości.

– Zmieniłeś się, Tamlinie, jesteś teraz taki miły. Wydawało mi się, że mnie nie lubisz.

I wtedy on, choć poprzysiągł sobie, że nigdy nie wypowie tych słów, powiedział:

– Potrzebuję cię, Vanju.

Gotów był odgryźć sobie język. Nie dlatego, że to powiedział, bo to należało do obranej taktyki. Ale nagle poczuł, że mówi prawdę!

Co za bzdury, sam dał się złapać w pułapkę swego przekonującego sposobu mówienia.

Vanja uśmiechnęła się do niego ciepło i pozwoliła rozebrać się z pozostałych części garderoby. Na chwilę wyszła do łazienki, by przygotować się na noc, słyszał, jak się myje, a kiedy wróciła, otaczał ją zapach delikatnych perfum.

Dla niego! W sercu zakłuło go coś, czego nie potrafił wyjaśnić. Uczucie zbliżone jak gdyby do radości.

Tamlin w tym czasie wsunął się do łóżka, wsparł na łokciu i czekał na nią. Lampa była zgaszona, do pokoju wpadała jedynie poświata wiosennej nocy. Zdjął z bioder przepaskę, której nie używał nigdy, kiedy leciał do grot demonów, bo tylko by go to ośmieszyło. Demony płci męskiej i żeńskiej parzyły się ze sobą, gdy tylko przyszła im na to ochota, ale Tamlin nigdy nie zdążył wziąć w czymś takim udziału, bo zanim doszedł do wieku męskiego, już został przez nie wyklęty.

I choć nigdy by się do tego nie przyznał, nawet przed samym sobą, nie pragnął żadnej z demonich kobiet. Zafascynowała go zwykła śmiertelnica.

Ale zdecydować się na fizyczne zbliżenie? Z nią? Za nic na świecie!

Vanja, owinąwszy się wstydliwie ręcznikiem, wślizgnęła się do łóżka i okryła, a potem starannie złożyła ręcznik i powiesiła go na krześle. Tamlin natychmiast odwrócił ją od siebie i przytulił się do jej pleców.

– Dobrze. Teraz możemy rozmawiać.

Vanja zachichotała.

– Jest tak jak za dawnych dni. Kiedy czułam na plecach twoje kolana.

– A dłonie na piersiach, tak, pamiętam – uśmiechnął się. – Są teraz takie śliczne. Dojrzałe, pełne, tak miło je obejmować. A twoje biodra tak pięknie się zaokrągliły.

Przesunął ręką po jej pośladkach świadomie powolnym, zmysłowym ruchem.

– Mieliśmy rozmawiać, Tamlinie – powiedziała Vanja niepewnie i odrobinę się odsunęła.

– Dobrze, ułożę się tylko wygodniej. Unieś trochę nogę – szepnął.

Usłuchała go z wahaniem.

– Nie wiem – powiedziała powoli. – Nie chcę, byś dotykał mnie ogonem.

– Nie chodzi mi o ogon.

Poczuła miedzy udami coś gorącego, rozpalonego, pulsującego. Ciało Vanji przebiegło drżenie tak gwałtowne, że Tamlin zrozumiał, iż sytuacja zaczyna być dla niej trudna.

– O, tak, teraz obojgu nam jest wygodnie. Powiedz mi, Vanju, kim jest twój ojciec? Zrozumiałem, że to nie Henning.

– Nie, mój ojciec miał na imię Ulvar i był jednym z najciężej dotkniętych przekleństwem Ludzi Lodu. Mam nadzieję, że nie odziedziczyłam po nim zbyt wiele.

Ulvar? Czy to z jego powodu ona może mnie widzieć? myślał Tamlin, ostrożnie poruszając członkiem. Czuł, jak Vanja wilgotnieje, przerażona oddychała drżąco, z podniecenia wirowało jej w głowie. Nie, to nie chodziło o Ulvara, żaden z dotkniętych z Ludzi Lodu nie miał takiej mocy. Owszem, inne demony mogli widzieć, ale nie złe duchy z koszmarów sennych, one zawsze pozostawały całkiem niewidzialne.

Tylko ona była wyjątkiem. Dlaczego?

– Jest wśród was jeszcze jeden, dobrze o tym wiesz.

– Co takiego? – mruknęła Vanja, głos zaczynał odmawiać jej posłuszeństwa. Tamlin dotknął jej piersi i poczuł, że sutki twardnieją pod jego palcami.

Pociągała go ta gra. Uważał, że jest zabawna, ale prawdą też było, że ogromnie go podniecała.

– Wiesz dobrze, o kogo mi chodzi. O tego, który skrywa się przed Tengelem Złym.

Vanja opuściła dłoń, nieśmiało go dotknęła i szybkim ruchem cofnęła rękę.

– Mówię szczerze, nie wiem, o kim myślisz. Tamlinie, proszę, przestań.

Położyła się na plecach.

– Odwróć się, nie podoba mi się ta zabawa.

Ale on przycisnął ją mocno do poduszki i jednym ruchem rozdzielił jej nogi. Nigdy nie przypuszczał, by było to możliwe, ale wydawało się, że jego usta kierują się własnym widzimisię, głodne szukały jej warg, stanowczo, uparcie. Cały świat wokół niego zawirował, pożądanie narastało, sprawiając, że zapomniał o wszystkim innym, a Vanja, ujrzawszy jego mękę, prędko wślizgnęła się pod niego. Objęła go ramionami za szyję i pocałowała jeszcze raz. Wszystko przestało toczyć się tak, jak wyobrażał to sobie Tamlin, bo i on stracił panowanie nad sobą.

Teraz! próbował myśleć przytomnie. Teraz nadszedł właściwy moment, mogę to z niej wydobyć, bo on pragnie mnie do bólu.

Co takiego miał powiedzieć? Myśli nie chciały się splatać, uniósł się odrobinę, by ich ciała się nie stykały, nie mógł przecież dać się porwać. Wtedy cały plan ległby w gruzach, ale zawładnęło nim jedno jedyne pragnienie, myślał i myślał, nie mogąc odnaleźć sensu w niczym… I nareszcie pamięć mu powróciła.

– Dostaniesz to, czego chcesz – wydusił z siebie ochryple. – Dam ci całą moją męskość, jeśli tylko zdradzisz, kim jesteś.

Vanja z jękiem wygięła się, unosząc ku niemu biodra. Krzyczała, ogarnięta dzikim pragnieniem, błagała pocałunkami i rękami obejmującymi go w pasie, kolanami, coraz bardziej odsuwającymi się od siebie.

Tamlin odwzajemniał jej pocałunki. Jakie cudowne uczucie, jego język był teraz prawie taki sam jak jej! Potem z trudem chwytając oddech, niewyraźnie spytał:

– Powiedz, kim jesteś. To…

Objęła mocno jego biodra i zdołała przycisnąć do swego ciała. Tego już było dla Tamlina zbyt wiele. Czuł, że dłużej nie zniesie napięcia i nic na świecie nie zdoła go powstrzymać. Wiedziony odwiecznym instynktem wdarł się w nią, a Vanja, zacisnąwszy z bólu zęby, ponad jego ramieniem patrzyła, jak jego plecy unoszą się i opadają płynnym ruchem, i mogła myśleć jedynie; „Mogę go przyjąć! Mogę go przyjąć w całej jego ogromnej długości i szerokości!”

Tamlin oddał się bez reszty tej intensywnej, trudnej do zniesienia rozkoszy, zapomniał o wszystkim, chcąc zaspokoić jedynie stale narastające pożądanie. Zauważył, że Vanja narzuciła mu szybszy rytm, widział, że jej oczy w ciemności otwierają się coraz szerzej. Oddychała coraz szybciej, na poły z jękiem, i głośniej, coraz głośniej, aż do krzyku, i przycisnąwszy się do niego zastygła na moment, a potem opadła na łóżko, ale jej ramiona nadal mocno go obejmowały, a usta szeptały cicho: „Kocham cię, Tamlinie, kocham cię, kocham cię…”

Teraz i on musiał podążyć naprzód, nie wiedząc już, gdzie jest ani kim jest, ani co istnieje poza nimi samymi splecionymi w uścisku. Miał wrażenie, że tylko to jedno na całym świecie ma jakiś sens – napełnić ją życiodajnym sokiem. Uniósł głowę, odchylił się w ostatnim gwałtownym spazmie i zaniósł się krzykiem, odczuwając rozkosz tak ponadzmysłową, o jakiej nigdy nawet nie marzył, jak gdyby wszelki ból całego życia nagle go opuścił.

Opadł na nią i leżał tak, oddychając z wysiłkiem, urywanie, w rytmie podobnym do rytmu jej oddechu.

Powoli wysunął się z jej ciała.

Żadne z nich nie miało sił, by coś powiedzieć, żadne też tego nie chciało, chwila była zbyt cenna, by spłoszyć ją nierozważnym słowem. Tamlin znalazł swą przepaskę i otarł Vanję, zauważył, że chustka zaczerwieniła się od jej krwi. Nie wydawało się jednak, by Vanja odczuwała jakiś silny ból, i bardzo go to zdumiało. Przecież natura szczodrze obdarzyła go pod tym względem, a ona była tylko…

Z ukłuciem strachu pomyślał: Przecież to dopiero szesnastolatka!

Za późno już jednak było na żal. To, co stało się tego wieczoru, było nieodwracalne, przegrał, ale poddał się temu z radością. Tamlin, Demon Nocy, nigdy jeszcze nie czuł się tak szczęśliwy.

Tutaj było jego miejsce. U Vanji. Była pierwszą istotą, z jaką nawiązał kontakt. Tak jak osierocone kaczęta szukają bliskości gospodyni, sądząc, że to ona jest ich prawdziwą matką, tak Tamlin garnął się do Vanji już sześć lat temu. Z tą jedynie różnicą, że nie matki w niej szukał, lecz istoty, która będzie mu bliska. Ona była jego domem, tak jak był nim jej pokój. Ona była jego towarzyszką życia, której nigdy nie nagrodził dobrym słowem, przeciwnie.

Teraz jednak wiedział, że podarował jej chwilę szczęścia. Po raz pierwszy w życiu demon Tamlin odczuł to niegodne uczucie zwane czułością. Patrzył na jej zmęczoną twarz i jego dłonie z własnej woli zaczęły ją pieścić, łagodnie, starając się nie zadrapać.

Vanja otworzyła oczy i popatrzyła na niego. Była poważna, lekko zasmucona, oczy błyszczały jej niepokojem, ale zaraz uśmiechnęła się i przytuliła jego głowę. Leciutko pocałowała go w usta, dziękując za to, co właśnie zobaczyła.

Tamlin zsunął się z niej, przytulił do jej boku i ułożył do snu.

Czuł, jakby osiągnął w życiu jakiś cel.

Karą za to, czego się dopuścił, będzie się martwił później.

Nagle drgnął i powrócił do rzeczywistości.

Nie czekała go wcale zwykła kara.

Coś o wiele straszniejszego.

Co oznajmiła mu jego potężna matka, Lilith? Jak mógł o tym zapomnieć?

„Wiem, że twoja żądza jest ogromna, mój synu. Zrób co chcesz z dziewczyną, zbliż się z nią, ale potem musisz ją uśmiercić”.

Ale nie od razu, pomyślał, obejmując Vanję w talii. Nie od razu!

Najpierw muszę wypełnić swoje zadanie. Wyciągnąć z niej prawdę o tym, kim ona jest.

A później dowiedzieć się czegoś o tym drugim człowieku, którego Tengel Zły nie może odnaleźć. Ona musi mi powiedzieć, kto to taki.

Mam więc jeszcze czas.

O, potężna matko, chcę mieć nieskończenie wiele czasu!

Piekący ból wypełnił pierś Tamlina. Demon nie wiedział, czym są łzy, ale uczucie, jakie go teraz ogarnęło, było zapowiedzią nieznanego mu dotychczas ludzkiego płaczu.

Delikatnie przygarnął dziewczynę jeszcze bliżej, jak gdyby pragnął ją ochronić przed całym złem tego świata.

Z przerażającą jasnością jednak zdał sobie sprawę, że to on jest jej najgroźniejszym wrogiem.

Загрузка...