69

Samotnie jechałem na północ wzdłuż pasma gór Huishtor, a potem drogą na zachód, która wiodła do Kongoroi i Bramy Salli. Nie raz już myślałem, żeby skręcić ostro na pobocze i stoczyć się z wozem w przepaść i byłby z tym wszystkim koniec. Często, gdy światło budzącego się dnia dotykało mych powiek w jakiejś wiejskiej gospodzie, myślałem o Halum i z najwyższym wysiłkiem podnosiłem się 2 łóżka, bo przecież o tyle łatwiej byłoby nie wstawać i spać dalej. Dzień i noc, dzień i noc, dzień i jeszcze kilka dni i znalazłem się daleko w Zachodniej Salli, mogłem już jechać w góry i przez Bramę. Pewnego wieczoru w połowie drogi, odpoczywając w miasteczku, przekonałem się, że wydano rozkaz aresztowania mnie w Salli. Kinnall Darival, syn septarchy, mężczyzna w wieku trzydziestu lat, takiego a takiego wzrostu i o takich rysach, brat miłościwie panującego Stirrona, poszukiwany jest w związku z popełnionymi potwornymi zbrodniami: samoobnażaniem się i zażywaniem niebezpiecznego narkotyku, który na domiar złego, wbrew wyraźnemu zakazowi septarchy, dawał nieostrożnym osobom. Zbiegły Darival, wskutek podania tego narkotyku swej więźnej siostrze doprowadził ją do obłędu i ta będąc w szale zginęła w straszny sposób. Dlatego nakazuje się wszystkim obywatelom Salli ująć złoczyńcę. Tym, którzy to zrobią, zostanie wypłacona wysoka nagroda.

Skoro Stirron wiedział, w jaki sposób zmarła Halum, to znaczy, że Noim wszystko mu wyznał. Byłem zgubiony. Gdy dotrę do Bramy Salli, będą tam na mnie czekać oficerowie sallańskiej policji, znali przecież kierunek mej jazdy. Ale w takim razie, dlaczego ogłoszenie nie informowało ludności, że zmierzam w kierunku Wypalonej Niziny? Prawdopodobnie Noim ukrył jednak coś z tego, co wiedział, ażeby umożliwić mi ucieczkę.

Nie miałem innego wyboru, jak tylko jechać naprzód. Potrzebowałbym wielu dni, żeby dostać się na wybrzeże, a zresztą wszystkie porty w Salli są w pogotowiu, żeby mnie schwytać. Gdybym nawet przedostał się na pokład jakiegoś statku, dokąd się udam? Do Glinu? Manneranu? Podobnie beznadziejna była myśl, żeby przedostać się jakoś przez Huish albo Woyn do sąsiednich prowincji. W Manneranie już mnie szukali, a w Glinie na pewno czekało mnie lodowate przyjęcie. Pozostała więc Wypalona Nizina. Zatrzymam się tam przez pewien czas, a potem, być może, uda mi się przedrzeć przez którąś przełęcz w górach Treishtor i rozpocząć nowe życie na zachodnim wybrzeżu. Być może.

W mieście, w którym zaopatrywali się myśliwi udający się na Nizinę, nabyłem niezbędne artykuły: suszone produkty żywnościowe, wodę skondensowaną, tyle tylko by przy oszczędnym gospodarowaniu wystarczyło mi na kilka obrotów księżyca. Dokonując zakupów miałem wrażenie, że mieszkańcy miasta dziwnie mi się przyglądają. Czyżby rozpoznawali we mnie wyjętego spod prawa księcia, którego poszukiwał septarcha? Nikt jednak nie ruszył się, żeby mnie ująć. Możliwe, iż wiedzieli, że przy Bramie Salli i tak ustawiono kordon policji, nikt więc nie chciał ryzykować zbliżenia się do takiego potwora, jak ja. Opuściłem przeto bez przeszkód miasto i ruszyłem w ostatni odcinek swej drogi. W przeszłości przebywałem ją tylko w zimie, kiedy wszystko pokrywał głęboki śnieg. Nawet teraz w cienistych kątach widniały płachty brudnej bieli, a im bardziej droga szła w górę, tym więcej leżało śniegu, a w pobliżu podwójnego szczytu Kongoroi już cała ziemia przysypana była białym puchem. Czas obliczyłem tak starannie, żeby do wielkiej przełęczy przybyć dobrze po zachodzie słońca, bo miałem nadzieję, że ciemność stanie się moim sprzymierzeńcem w przypadku zablokowania drogi. Końcową odległość przejechałem z wygaszonymi światłami (spodziewałem się, że może wpadnę w przepaść?). W znanym mi miejscu skręciłem w lewo i skierowałem się ku Bramie Salli. Nie było tam nikogo. Albo Stirron nie zdążył obsadzić zachodniej granicy, albo uważał, że nie jestem tak głupi, żeby uciekać tą drogą. Przejechałem przełęcz i potem już wolno serpentynami w dół po zachodnim zboczu Kongoroi. O świcie byłem już na Wypalonej Nizinie, nieprzytomny z gorąca, ale bezpieczny.

Загрузка...