Zostaliśmy sobie poślubieni — Loimel i ja — przez Segvorda Helalama w Kamiennej Kaplicy w środku lata, po miesiącach przygotowań, obrzędów i oczyszczeń. Zrobiliśmy to na prośbę ojca Loimel, człowieka bardzo pobożnego. Ze względu na niego poddaliśmy się serii rygorystycznych oczyszczeń. Dzień po dniu klękałem i wyznawałem wszystko, co zawierała moja dusza, Jiddowł, najbardziej znanemu (i najbardziej kosztownemu) czyścicielowi w Manneranie. Kiedy to już zostało dokonane, Loimel i ja udaliśmy się na pielgrzymkę do dziewięciu świętych przybytków w Manneranie, gdzie roztrwoniłem swoje skromne dochody na świece i kadzidło. Dopełniliśmy nawet archaicznej ceremonii zwanej Pokazem: pewnego dnia o świcie udaliśmy się na odosobnioną plażę pod nadzorem Halum i Segvorda, gdzie ukryci przed ich wzrokiem pod specjalnie przygotowanym do tego celu baldachimem, oficjalnie ukazaliśmy sobie wzajemnie własną nagość, tak aby żadne z nas nie mogło potem powiedzieć, że wstąpiliśmy w związek małżeński ukrywając jakieś defekty.
Obrzęd połączenia stał się wielkim wydarzeniem, towarzyszyła mu muzyka i śpiewy. Mój brat więźny Noim został wezwany z Salli i był moim gwarantem, on też włożył nam pierścienie. Na weselu był obecny najwyższy septarcha Manneranu, starzec o woskowej cerze, jak również większość miejscowych notabli. Podarki, jakie otrzymaliśmy, przedstawiały ogromną wartość. Znalazł się między nimi wielki puchar ozdobiony dziwnymi klejnotami, wykonanymi na jakimś innym świecie i przysłany nam przez mego brata Stirrona wraz z serdecznym pismem, w którym wyrażał swój żal, że sprawy państwowe nie pozwalają mu w tej chwili opuścić Salli (skoro ja zlekceważyłem jego ślub, nic dziwnego, że nie przybył na mój). Niespodzianką stał się natomiast przyjazny ton jego listu. Nie wspominał o okolicznościach mego zniknięcia z Salli, ale wyrażał radość, że pogłoski o mojej śmierci okazały się fałszywe. Stirron przesyłał mi swe błogosławieństwo i prosił, bym wraz z żoną przybył, jak tylko będziemy mogli, z oficjalną wizytą do jego stolicy. Najwidoczniej dowiedział się, że mam zamiar osiedlić się na stałe w Manneranie i nie będę rywalizował z nim o tron. Dlatego mógł znów myśleć o mnie z serdecznością.
Dziwiłem się i po tych wszystkich latach wciąż się dziwię, dlaczego Loimel mnie przyjęła. Odrzuciła przecież księcia ze swego królestwa, bo był biedny, i oto zjawiłem się ja, również książę, ale wygnany i jeszcze biedniejszy. Dlaczego mnie chciała? Czy uwodziłem ją z takim wdziękiem? Chyba nie. Byłem jeszcze młody i nie potrafiłem czarować kobiet. Czy spodziewała się, że zdobędę bogactwo i władzę? W tym czasie nic tego nie zapowiadało. Czy działałem na nią fizycznie? Z pewnością, ale Loimel była zbyt mądra, żeby wychodzić za mąż tylko dla szerokich ramion i mocnych mięśni, poza tym już nasze pierwsze uściski przekonały ją, że nie jestem najlepszym kochankiem. Później też nie zrobiłem w tym kierunku postępów i dalsze zbliżenia miłosne raczej partaczyłem. Wreszcie doszedłem do wniosku, że istniały dwa powody, które skłoniły Loimel do wybrania mnie na męża. Po pierwsze, odczuwała samotność i zakłopotanie z powodu zerwania pierwszych zaręczyn. Szukała jakiejś przystani i zwróciła się do mnie, ponieważ byłem silny, przystojny i w mych żyłach płynęła królewska krew. Po drugie, Loimel była zazdrosna o Halum i wiedziała, że poślubiając mnie zdobędzie coś, czego Halum nigdy nie będzie miała.
Moje motywy starania się o rękę Loimel łatwo można było odgadnąć. Kochałem Halum. Loimel była wizerunkiem Halum. Halum mieć nie mogłem, dlatego wziąłem Loimel. Patrząc na Loimel mogłem sobie wyobrażać, że patrzę na Halum, obejmując Loimel mogłem mówić sobie, że przytulam Halum. Proponując Loimel małżeństwo nie czułem do niej miłości, a nawet podejrzewam, że w ogóle jej nie lubiłem. Przyciągała mnie jednak jako namiastka mego prawdziwego pożądania.
Małżeństwa zawarte z takich powodów rzadko bywają udane. I nasze okazało się marne. Rozpoczęliśmy je będąc sobie obcy, a im dłużej dzieliliśmy łoże, tym bardziej się od siebie oddalaliśmy. Prawdę mówiąc, poślubiłem tajemne marzenia, a nie żywą kobietę. Ale w rzeczywistym świecie małżeństwo nasze musiało trwać: żoną moją była Loimel.