Rozdział 8

Erling Müller przeklinał w głos swe zajęcie, które nie pozwalało mu wygospodarować wolnej chwili, odpowiednio długiej, by mógł wybrać się do Christianii. Powinien bezwzględnie przeprowadzić wnikliwsze śledztwo dotyczące pochodzenia Tiril, był przekonany, że rozwiązanie znajdzie właśnie w stolicy. Może przebywa tam sama Tiril?

Nie, chyba nie, gdyby tak było, zbiry nie szukałyby jej w Bergen.

Niezmiernie trudno ich było dopaść. Wymykali się z każdej pułapki. Erling miał jednak pewność, że nie opuszczają Bergen i okolic miasta.

Ślad wiążący się z listem napisanym na kawałku kory, który przyniósł nieznajomy chłopiec, nigdzie go nie zaprowadził. Chłopiec już nie wrócił, o czym Erling nie omieszkał poinformować swej siostry. Powtarzał jej to codziennie, w końcu dumna panna nie śmiała więcej zaglądać do jego biura.

Pewnego dnia coś się wydarzyło i chociaż z początku historia brzmiała dość nieprawdopodobnie, to jednak w Erlingu obudziła się nowa nadzieja.

W kantorze odwiedził go wójt.

– Wpłynęła do mnie skarga, która, jak sądzę, może cię zainteresować, mój panie – zaczął i całym ciężarem zwalił się na krzesło, aż pod nim jęknęło. – Tej zimy zawinęła do Bergen barkentyna „Liselotte” z Arendal. Po drodze miała jakieś problemy. Poprzednim razem szyprowi zabrakło czasu na złożenie skargi, ale statek wrócił tu w zeszłym tygodniu i dopiero teraz usłyszałem tę dziwną relację.

Zrobił dramatyczną pauzę, zmuszającą Erlinga do reakcji:

– Proszę mi o tym opowiedzieć!

– Wiemy, że na jednej z wysp na otwartym morzu, za Sotrą mieszka samotna kobieta o imieniu Ester. Od dawna już mamy co do niej swoje podejrzenia. Przypuszczalny, że zajmuje się piractwem z lądu. Tacy piraci rozpalają ogniska w niewłaściwym miejscu i kierują statek tak, by rozbił się o skały. Potem plądrują wraki.

– Potworne – mruknął Erling.

– Właśnie! Nigdy jednak nie potrafiliśmy jej niczego udowodnić. Ester mieszka na maleńkiej wysepce, właściwie szkierze, i umie doskonale zatrzeć ślady swoich poczynań. Kapitan barkentyny „Liselotte” o mały włos nie wpadł w pułapkę. Na szczęście jego ludzie dostrzegli jeszcze jedno ognisko, które prędko zgaszono, choć jednak nie dość szybko. Ta kobieta ma obowiązek doglądania płonącego ogniska na południowym krańcu wysepki. To właśnie ognisko zgasiła, a rozpaliła inne na północnym brzegu. Mało brakowało, a statek roztrzaskałby się o skały.

– Cóż za straszna baba! – orzekł Erling. Zastanawiał się, po co wójt opowiada mu całą tę historię. Co on, Erling, mógł mieć wspólnego z piractwem?

– Wiemy, że kobieta mieszka na wyspie samotnie, nie lubi ludzi, jak chyba wszyscy trudniący się takim procederem. Ale marynarze z „Liselotte” zaklinają się, że na tle nocnego nieba widzieli na skałach trzy cienie. Wiele zobaczyć nie mogli, ale że było to dwoje ludzi i pies, gotowi są przysiąc. Jedna z tych osób nosiła spódnicę. My wiemy, że Ester ubiera się po męsku, więc nie mogła to być ona.

Erlingowi zaparło dech w piersiach.

– Ale ja dostałem list od Tiril.

– Wiem o tym. Napisany na brzozowej korze.

– Lecz jeśli ta kobieta jest odludkiem, jak wobec tego może…

Wójt powstrzymał go gestem przed skończeniem pytania.

– Ester utrzymuje kontakty z pewnym wieśniakiem z Sotry, który sam też nie jest święty. Ten wieśniak ma syna, chłopak od czasu do czasu wyprawia się do Bergen załatwić sprawy ojca i, jak przypuszczam, Ester.

Erling już szukał płaszcza.

– Kiedy jedziemy?


Łódź wójta przybiła do drugiego krańca wyspy, zamierzali bowiem zaskoczyć Ester. Wójtowi i Erlingowi towarzyszyło jeszcze trzech mężczyzn.

Pogoda była dość wietrzna i w czasie podróży Erling odczuł początki choroby morskiej. Z wielką ulgą zszedł na ląd, ciesząc się, że zdołał zachować godność.

Bez względu na koszty do domu wracam lądem, obiecał sobie w duchu.

Nie, niemożliwe, by Tiril mogła tu przebywać, pomyślał przerażony, rozejrzawszy się dokoła. Na takim maleńkim szkierze, na którym nie ma nic oprócz wiatru! W oddali na wschodzie majaczyła Sotra, a na północy podobna do tej maleńka wysepka, poza tym wszędzie tylko morze.

Trudno było sobie wyobrazić, że wyspa w ogóle jest zamieszkana.

Kiedy jednak wdrapali się na skały, ujrzeli w dole stojącą w zaciszu rozpadającą się chałupę i niewielką przystań z szopą. U brzegu cumowała łódź, nieduża, ale w dobrym stanie.

Z chaty dobiegły ich podniecone głosy.

– Nie poddam się – usłyszeli głos, który Erling natychmiast rozpoznał i ogromnie się tym uradował. – Możesz mówić, co ci się podoba, ale ja muszę dotrzeć na Islandię i pomóc memu przyjacielowi. I dać znać Erlingowi…

– Przecież wysłałyśmy wiadomość.

– Która do niego nie dotarła.

– Ale ja jestem chora!

Erling gwizdnął na palcach. Z chaty natychmiast rozległo się donośne szczekanie.

– To Nero! Poznaję go.

Czarna kula jak wystrzelona z armaty wpadła w ramiona Erlinga.

Młodzieniec przykucnął i pozwolił się oblizywać.

– Nigdy się nie spodziewałem, że tak mnie uszczęśliwi widok psa – śmiał się, ale w głosie dało się wychwycić nutę wzruszenia.

Teraz biegła już do nich Tiril.

– Erlingu, Erlingu, tak się cieszę, że cię widzę!

Ruszył jej na spotkanie, nareszcie mogli się objąć w długim, serdecznym uścisku. Nero skoczył ku nim, i on chciał wziąć udział w powitaniu.

Ludzie wójta ruszyli w dół i zanim Ester zdążyła się zabarykadować, otworzyli drzwi, które starała się przytrzymać. Pojmali wrzeszczącą wniebogłosy i przeklinającą kobietę.

Kiedy szli do chaty, Tiril powiedziała do Erlinga:

Posłuchaj, Móri jest w niebezpieczeństwie. Musimy natychmiast tam jechać! I tak straciliśmy dużo czasu, on może już nie żyć, muszę do niego dotrzeć!

– Tymczasem się uspokój! Skąd wiesz, że grozi mu nie bezpieczeństwo? Pisał do ciebie? Gdzie on jest?

Bez tchu opowiedziała mu o przesłaniu, jakie Móri przekazał jej przez Nera, i o swoim śnie, w którym zapadał, się w ziemię na bezludnym płaskowyżu.

– Tiril, to był tylko sen!

– Wcale nie. Sądzisz, że nie znam Móriego i jego tajemnych mocy? On jest prawdziwym czarnoksiężnikiem, być może najpotężniejszym ze wszystkich albo wręcz jedynym, jaki istnieje.

– Ale Islandia… Nie możesz tam jechać!

– Pojedziemy razem, Erlingu. Musisz mi towarzyszyć!

Westchnął zrezygnowany.

– Gdybym tylko mógł! Przez całą zimę starałem się wy- brać do Christianii w twojej sprawie i nawet na to nie miałem czasu. Wstrzymaj się jakieś dwa miesiące, będę wtedy trochę wolniejszy.

– Dwa miesiące? A co z Mórim? Ma umierać powolną śmiercią dlatego, że ty nie masz czasu? Wobec tego jadę sama.

Powstrzymał ją.

– Tiril, ty nigdzie nie możesz wyjechać. To bardzo nieprzyjemna historia, ale… jest nakaz, by cię aresztować.

– Mnie? Za co?

– Za piractwo.

– Ale ja przecież…

Spotkali się z pozostałymi. Ester wierzgała, szarpała się i wyrywała, przekleństwa padały niczym grad.

– Jestem niewinna jak baranek! – wrzeszczała. – Do diabła, nie ściągnęłam na zatracenie żadnego statku, poszaleliście, wykastrowane dupki. Zobaczycie, dam wam za to taką nauczkę, że jeszcze pożałujecie…

– Ester, mamy zbyt wiele skarg na ciebie. Ta, którą złożył szyper barkentyny „Liselotte”, to tylko ostatnia.

– Przecież on nie utonął, do diabła, wywinął się jak… Do stu piorunów, w co próbujecie mnie wrobić? To nie ja!

– Chcesz powiedzieć, że to Tiril? – rozzłościł się Erling.

– W każdym razie nie ja.

– Ester nic nie zrobiła – lojalnie potwierdziła Tiril. – Była bardzo dobra dla Nera i dla mnie. Nie chcę, żebyście zabierali ją z jedynego miejsca na świecie, które należy do niej.

– Sama słyszysz – oświadczył wójt. – Panienka Tiril robi wszystko, żeby ci pomóc, a ty co? Zrzucasz winę na nią.

Ester ze wstydem pochyliła głowę.

– Nie chciałam, żeby to tak wyszło. Tiril w niczym nie zawiniła. Ja też nie. Po prostu się przestraszyłam. Nie wiedziałam, co mówię. – Gwałtownie się odwróciła i znów zaczęła wrzeszczeć: – Nie, do diabła! Nikt nie ma prawa wchodzić do mojego domu! Przeklęte łajdaki, trzymajcie się od niego z daleka!

Szarpnęła gwałtownie, by uwolnić się od mocnego uścisku przedstawicieli władz, zawyła tak głośno, że słychać ją było chyba aż na Sotrze, ale to nie odniosło skutku. Dwaj mężczyźni, w tym wójt, wkroczyli do chaty.

Wójt zaraz z niej wyszedł.

– Panno Tiril, czy ma pani klucz do tej zamkniętej izby?

– Nie, i nigdy tam nie zaglądałam. Nigdy nie wchodziłam do środka.

– Przeszukajcie kieszenie temu babsku – nakazał swoim ludziom.

Teraz rozgniewała się Tiril.

– Nie ma pan prawa nazywać Ester babskiem. Ona jest porządnym człowiekiem.

– Uważaj na słowa – cicho ostrzegł ją Erling.

– Do stu pioru…

Odskoczył w tył i patrzył na nią wstrząśnięty. Dziewczyna z początku nie mogła zrozumieć, co mu się stało, w końcu jednak zdała sobie sprawę ze swojego zachowania.

– Przepraszam! To pewnie otoczenie wywarło wpływ na mój język!

Po twardej, brutalnej, a przede wszystkim hałaśliwej walce Ester musiała się pogodzić z tym, że klucz wpadł w ręce „wroga”. Przy akompaniamencie najdłuższych i najbardziej ordynarnych przekleństw wójt i jego pomocnik znów weszli do chaty.

Erling zwrócił się do Tiril:

– Posłuchaj, sytuacja twoja i Ester jest teraz naprawdę poważna. Obie jesteście oskarżone o uprawianie piractwa z lądu.

– Przysięgam, ja o niczym nie wiedziałam.

– Wierzę ci. Problem jednak polega na tym, że załoga barkentyny „Liselotte” widziała was obie razem z Nerem przy zagaszonym ognisku. Właśnie w ten sposób wpadliśmy na twój ślad. Żadne wytłumaczenia na nic się tu nie zdadzą. Obie musicie stanąć przed sądem.

– Ach, Erlingu, czy tym nieszczęściom nigdy nie będzie końca? Móri potrzebuje mojej pomocy! Nie mogę się spóźnić!

Wrócił wójt, jego twarz miała bardzo surowy wyraz.

– Niemało zdołałaś uskładać przez te lata, droga, niewinna Ester! Znaleźliśmy oczywiste dowody, przedmioty pochodzące z różnych statków, które zaginęły. Od dawna już się tym trudniłaś!

– Nie powinny cię obchodzić rzeczy wyłowione z morza, do kroćset!

– Wyłowione z morza? A co się stało z ludźmi, którzy byli na pokładzie?

– Do stu diabłów, skąd mam to wiedzieć? To są rzeczy, które morze wyrzuciło na brzeg, a jeśli ośmielisz się twierdzić, że jest inaczej, gorzko tego pożałujesz!

Wójta jednak wyraźnie to nie przekonało.


Kilka godzin później wszyscy razem w dużej łodzi wójta opuścili wyspę. Tiril szczerze żałowała Ester, ale rybaczka okazywała podekscytowanie wyprawą na stały ląd. Najwidoczniej zapomniała, co było jej powodem.

Wójt, Erling i Tiril rozmawiali ściszonymi głosami.

– Naprawdę muszę stanąć przed sądem? – spytała dziewczyna drżącymi wargami.

– Niestety tak – odparł wójt bez cienia uśmiechu. – Nie da się tego uniknąć.

– Ale przecież Tiril nic nie zrobiła – zaprotestował Erling.

– Jestem tego samego zdania. Tak jednak wymaga prawo.

– Czy może zostać skazana?

– To zależy od sędziego. I od tego, co ma do powiedzenia załoga „Liselotte”.

Erling mocno zacisnął zęby.

– Najgorzej, że prześladowcy wciąż chodzą wolni. Jeśli dowiedzą się, że Tiril jest w mieście, a oczywiście tak się stanie, to jej życie będzie poważnie zagrożone.

– Wiem o tym. – Wójt pokiwał głową zamyślony. – Wcale mi się nie podoba, że cię w to wciągam, panienko Tiril.

– Dziękuję – odparła krótko. Nie miała nic więcej do powiedzenia. Tak bardzo ją to wszystko zasmucało.

Zapadło milczenie. Gdy wypłynęli na otwarte morze, wiatr szarpnął żaglami. Erling cały się spiął, teraz chodziło o jego męską godność.

– Najbardziej mi przykro z powodu Móriego – wyznała Tiril. – Mam wrażenie, że go zdradzamy.

– To przecież on zawiódł cię pierwszy – chłodno zauważył Erling. – Gdyby nie zniknął, wszystko potoczyłoby się inaczej.

Nagle twarz wójta się rozjaśniła. Od pewnej chwili siedział skupiony, jakby jego umysł pracował pełną parą.

– Co się stało? – spytał go Erling.

– Porozmawiam z moimi ludźmi – odpowiedział. – Można na nich polegać. Jeśli powiemy, że nie znaleźliśmy panny Tiril na wyspie, i wysadzimy ją natychmiast, gdy tylko przybijemy do portu w Bergen, to…

– Oczywiście – szepnął Erling. – Szkoda, że nie mogę ci towarzyszyć!

Tiril nareszcie zrozumiała ich plan. Oczy jej się zaświeciły.

– Ale co zrobię, jeśli nie będzie akurat żadnego statku? – spytała, znów przygnębiona.

– Jest. I wypływa jutro rano, prosto na Islandię. Znam szypra. Na pewno nie będzie przeciwny obecności psa na pokładzie.

– Wspaniale – odetchnęła Tiril.

Erling był mniej zachwycony.

– Odnaleźć cię tylko po to, by zaraz znów cię utracić!

– Ależ ja przecież wrócę! – obiecała rozjaśniona. – Muszę się tylko dowiedzieć, dlaczego Móri mnie wzywał. Wrócimy oboje, Móri i ja.

– Znakomicie – odparł Erling z nieskrywaną goryczą. – Doprawdy, znakomicie!

Tiril jednak nie wyczuła jego sarkazmu. Myśli miała zajęte czym innym. Oczy znów jej pociemniały.

– Nie zniosłabym procesu. Nie potrafiłabym świadczyć przeciwko Ester. A prawdopodobnie byłabym do tego zmuszona.

– Z całą pewnością, panno Tiril – pokiwał głową wójt, nie dając najdrobniejszym nawet gestem do zrozumienia, że teraz ostatecznie pogrążyła Ester.

– Nie chciałabym też popełniać krzywoprzysięstwa.

To był śmiertelny cios, stwierdził w duchu wójt.

– Dlatego najlepiej będzie, jak zniknę – zakończyła dziewczyna.

Mężczyźni zrezygnowani popatrzyli na siebie.

Tiril westchnęła. Zadumała się nad własnym losem.

– Mam wrażenie, że jestem zawadą dla wszystkich ludzi. Ciągle muszę znikać. Co innego robiłam w swym dorosłym życiu?

No, tak bardzo dorosła jeszcze nie jesteś, pomyślał Erling.

– Tylko bądźcie dobrzy dla Ester – ciągnęła Tiril. – Miała twarde, samotne życie, nie zna innego. Dlatego, być może, od czasu do czasu postępowała trochę… bezprawnie.

Wójt nie chciał uświadamiać jej gorzkiej prawdy.

– Zrobimy wszystko, co się da, ale rejestr jej grzechów jest długi.

Tiril nie mogła zaprzeczyć.

Zapadł już zmrok, kiedy dotarli do Bergen. Nadeszła trudna chwila.

– Zostawcie mnie samą z Ester – poprosiła Tiril.

Nie protestowali. W cieniu portowych baraków dziewczyna próbowała wyjaśnić przyjaciółce, że musi zostawić ją w biedzie, ponieważ nie chce być dla niej zbyt wielkim obciążeniem podczas procesu.

Ester zawsze była wielkoduszna. Zrozumiała.

Mężczyźni przez cały czas obserwowali je z daleka.

– Powiem im, że wszystko, co posiadam, należy do ciebie – zapewniała Tiril twarda rybaczka. – Na pewno wtrącą mnie do więzienia, ale nie na długo. Nic na mnie nie mają.

– Gdy tylko wrócę z Islandii, zrobię wszystko, żeby cię wyciągnąć. Ale musisz mi obiecać, że nigdy już nie będziesz się zajmować piractwem z lądu.

– Chcesz powiedzieć, że powinnam raczej napadać na statki z morza?

– Och, nie, musisz w ogóle tego zaniechać. Wyciągnę cię, obiecuję. Znam wielu wpływowych ludzi w mieście.

– Doskonale, moja kochana – powiedziała Ester. – Dbaj o Nera!

– Dobrze, a ty uważaj na siebie, Ester! I dziękuję, bardzo dziękuję za wszystko, co dla nas zrobiłaś!

– To ja ci powinnam dziękować, a teraz już idź, inaczej stara baba zacznie płakać.

Chwilę później Tiril i Nera przeszmuglowano na statek odpływający na Islandię.

Erling był smutny i wcale nie próbował tego ukrywać. Tiril jednak ogarnęła taka radość, że nawet nie zauważyła wyrazu jego twarzy.

Загрузка...