Statek kosmiczny był tak sprytnie pomyślany, że wyglądał jota w jotę jak miejscowość Fairlawn, stan New Jersey. Prawdziwe Fairlawn, stan New Jersey, przeniesiono w całości do prowincji Rajasthan w Indiach. Nikt nie dostrzegł różnicy, poza Izraelitami, którzy natychmiast przysłali rabina, eksperta od guerilli.
— Ale ja ciągle niczego nie pamiętam — pożalił się Hal wakacyjnemu oficerowi łącznikowemu.
— To naturalne. Bank pamięci zostawił pan w skrytce na pokładzie statku.
— Po co to zrobiłem?
— Żeby się nie czuć wyobcowanym. Pańskie dawne wspomnienia nakładają się jak ulał na bieżące. Pomogę panu je posegregować.
Wszyscy byli na pokładzie cali i zdrowi, za wyjątkiem kilku nieuniknionych ofiar bójek w portach Południowej Ameryki. Owych nieszczęśników miano rekonstytuować w terminie późniejszym. Poza kacem nie pozostanie im nic z przykrych doświadczeń.
Statek wystartował równo o północy. Przelot odnotował Korpus Obserwacyjny Amerykańskich Sił Powietrznych w Scrapple, stan Pennsylwania. Obraz radarowy zinterpretowano jako potężną akumulację mieszaniny gazów przy jednoczesnym przelocie licznego stada jaskółek.
Mimo dokuczliwego kosmicznego chłodu Hal wytrwał przy burcie patrząc, jak Ziemia niknie w oddali. Wracał do codziennego kieratu fotonomicznego konfiguratora systemów cząstkowych, do żon i dzieciaka, do wszechobecnej rdzy i liszaju.
Wracał jednak bez wielkiego żalu. Dobrze wiedział, że Ziemia to przyjemne miejsce na urlop, ale żyć tam na stałe — nie sposób.