Budząc się przy boku Cannelle o świcie w Ugandzie Krug poczuł wielki przypływ energii, wzrost sił witalnych. Rzadko czuł się tak w pełni sił. Doszedł do wniosku, że to dobra wróżba: będzie to dzień, który poświęci na ożywioną działalność, dzień, w którym pokaże, że potrafi osiągać swoje cele. Zjadł śniadanie i ruszył do przekaźnika, by przenieść się do Denver.
Ranek w Południowej Afryce przypominał wieczór w Colorado. Przy statku międzygwiezdnym pracowała nocna zmiana, był tam także Alfa Romulus Fussion, dyrektor montażu. Poinformował Kruga z dumą, że statek gwiezdny przetransportowano już do portu kosmicznego, gdzie przygotowywano go do pierwszych próbnych lotów.
Krug i android udali się więc razem do portu kosmicznego. W świetle reflektorów statek gwiezdny wyglądał nieciekawie i prawie nie zwracał uwagi, gdyż jego sylwetka nie była w niczym wyjątkowa — wiele transportowców było większych — a chropowaty pancerz nawet nie błyszczał w sztucznym oświetleniu. Mimo wszystko jednak Krugowi wydawał się niewypowiedzianie piękny, jego piękno nie ustępowało wspaniałości wieży.
— Jakie testy zaplanowano podczas pierwszego lotu? — zapytał.
— Program podzielono na trzy etapy… Na początku lutego odbędzie się pierwszy lot na orbitę Ziemi — odparł Romulus Fussion. — Sprawdzimy w ten sposób, czy systemy napędu działają prawidłowo. Potem zostaną przeprowadzone testy prędkości. Pod koniec lutego rozpędzimy go pełną mocą silników i odbędziemy krótką podróż do orbity Marsa. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, przeprowadzimy wielką próbę prędkości podczas kilkutygodniowego lotu — prawdopodobnie dotrzemy poza orbitę Saturna, a może osiągniemy i Plutona. Te testy powinny wystarczyć do stwierdzenia, czy statek jest gotowy do odbycia międzygwiezdnego lotu. jeśli będzie zachowywał się dobrze podczas lotu ze stałym przyspieszeniem 2,4 g aż do Plutona i z powrotem, powinien być zdolny do dalekich podróży.
— A testy systemu hibernacji?
— Testy są już zakończone, system funkcjonuje doskonale.
— A załoga?
— Mamy ósemkę Alf w trakcie szkolenia oraz szesnaście Bet. Wezmą oni udział w kolejnych lotach próbnych. Wybierzemy załogę spośród nich na podstawie wyników testów.
— Doskonale.
Wciąż płonąc żądzą czynu udał się na budowę wieży, gdzie pracowała jeszcze nocna zmiana pod kierownictwem Euclida Plannera. Od ostatniej wizyty Kruga wieża urosła o jedenaście metrów, widoczny był też postęp w instalowaniu urządzeń komunikacyjnych. Krug wcisnął się w ubranie termiczne i wjechał na szczyt wieży, co ostatnio czynił raczej rzadko. Całe zaplecze techniczne u podnóża kolosa przypominało budowlę z klocków, a pracownicy wyglądali jak drobne robaczki. Przyjemność napawania się pięknem wieży popsuł nieco wypadek Gammy, który stracił równowagę i wypadł z cylindra podnośnika, ale Krug szybko usunął tę śmierć ze swoich myśli. Wypadki śmiertelne były godne pożałowania, to pewne, ale każde wielkie przedsięwzięcie zawsze pochłaniało ofiary.
Z placu budowy Krug wyruszył na Antarktydę, do obserwatorium Vargasa. Ostatnio nie odkryto nic nowego, ale to miejsce nieustannie przyciągało Kruga — podziwiał skomplikowane instrumenty, atmosferę badań i tu czuł bezpośredni kontakt z sygnałami z NGC 7293. Sygnały te ciągle odbierano w zmodyfikowanej formie sprzed kilku miesięcy: 2-5-1, 2-3-1, 2-1. Vargas otrzymał kolejne wersje tłumaczeń sygnałów, przetransformowanych optycznie. Krug wsłuchiwał się przez długą chwilę w szum aparatury obserwatorium, a gdy odchodził, słyszał w swej głowie nieprzerwane: „blip-blip”.
Teraz udał się do Duluth, by obejrzeć nowe androidy, wychodzące z kontenera. Nolana Bompansiero jeszcze nie było, a androidami z nocnej zmiany kierowały funkcyjne Alfy, mimo to jednak Krug kazał jego zastępcy oprowadzić się po zakładzie. Produkcja osiągnęła poziom dotychczas nie notowany, choć Alfa utrzymywał, że mają opóźnienie.
Wreszcie Krug udał się do Nowego Jorku i tu, w ciszy swego biura pracował aż do nadejścia świtu, zajmując się problemami kompleksów przemysłowych na Kallisto, Ganimedzie, w Peru, na Martynice, Księżycu i na Marsie. Wschodzące słońce obudziło dzień tak piękny, że przez chwilę miał zamiar ponownie udać się na wieżę, by móc podziwiać ją lśniącą w blasku dnia. Po chwili zrezygnował z tego zamiaru i zaraz potem w biurze zaczęli pojawiać się pracownicy dyrekcji, między innymi Spaulding i Lilith Meson. Od czasu do czasu Krug spoglądał na ekran holowizora, zainstalowanego na ścianie jego biura, by napawać się obrazem wznoszonej wieży. Pogoda w Arktyce była zdecydowanie gorsza, niebo było zachmurzone i niemal ołowiane, jakby zaraz miał zacząć padać śnieg. Pomiędzy tłumem Gamma można było dostrzec Thora Watchmana, kierującego podnoszeniem potężnego urządzenia komunikacyjnego. Krug pogratulował sobie wyboru Watchmana na kierownika budowy. Czy istnieje na świecie doskonalszy android?
Około dziewiątej pięćdziesiąt na ekranie pojawiła się twarz Spauldinga.
— Przed chwilą dzwonił z Kalifornii pański syn — powiedział. — Prosił o wybaczenie, ponieważ zaspał i przybędzie na spotkanie z panem z godzinnym opóźnieniem:
— Manuel? Jakie spotkanie?
— Powinien tu być o dziesiątej piętnaście. Kilka dni temu prosił, by zarezerwował pan dla niego jakąś chwilę czasu.
Krug zapomniał o tym i to go zdziwiło, choć nie dziwił się, że Manuel się spóźni. Plan dzisiejszego dnia układał wraz ze Spauldingiem i z pewną trudnością udało się wcisnąć Manuela między jedenastą piętnaście a jedenastą dwadzieścia pięć.
Manuel przybył o jedenastej dwadzieścia trzy. Wyglądał na spiętego i zmęczonego i był — jak pomyślał na jego widok Krug — śmiesznie ubrany, nawet jak na Manuela. Zamiast swojej zwykłej tuniki miał na sobie bufiaste spodnie i koronkowy kaftan Alfy, jego długie włosy były związane z tyłu, spływając swobodnie na plecy i ramiona. Efekt tego ubioru był zadziwiający: koronkowy kaftan nie zasłaniał gęstego owłosienia torsu Manuela, praktycznie jedynego fizycznego dziedzictwa po ojcu.
— Czy to nowa moda młodych światowców? — zapytał Krug. — Moda Alfa?
— To fantazja, ojcze, nie moda — jeszcze nie…
— Manuel zmusił się do uśmiechu. — Jeżeli będę często tak się ubierał, to może stać się modą.
— Nie podoba mi się to. Czemu ma służyć to upodabnianie się do androidów?
— Ja uważam, że to piękne…
— Ja nie. Co o tym myśli Clissa?
— Ojcze, nie przybyłem tu, by dyskutować o moim ubraniu.
— A więc o co chodzi?
Manuel postawił na biurku ojca sześcian informacyjny.
— Otrzymałem ten przedmiot w Sztokholmie. Zechciej to przejrzeć.
Krug wziął sześcian, kilkakrotnie obrócił go w dłoni i uruchomił. Czytał:
— I Krug pokierował Podwojeniem, i dodał fluidów swej ręki, i dał im kształt i umysł… Niech z Kadzi wyjdą mężczyźni, powiedział Krug, i niech wyjdą kobiety, i niech żyją między nami silne i pracowite, i niech noszą imię androidów… — Krug zmarszczył brwi. — Co to jest, na Boga? Powieść? Poemat?
— To Biblia, ojcze.
— Co to za głupia religia?
— Religia androidów — odparł spokojnie Manuel.
— Otrzymałem ten sześcian w kaplicy androidów w dzielnicy Bet w Sztokholmie. Przebrałem się za Alfę i uczestniczyłem we mszy… Androidy stworzyły tę religię, bardzo złożoną, i właśnie ty, ojcze, jesteś ich bóstwem. Ponad ołtarzem zainstalowano twój hologram naturalnej wielkości…
Teraz Manuel do słów dołączył gesty.
— Oto znak: „Niech-Krug-będzie-pochwalony”… A oto znak: „Niech-Krug-nas-strzeże”… Oddają ci cześć, ojcze.
— To śmieszne! Zboczenie…
— Ta wiara rozprzestrzeniła się na cały świat.
— Ilu ma wyznawców?
— Większość populacji androidów. Krug zmarszczył brwi i zapytał:
— Jesteś tego pewny?
— Wszędzie są kaplice. Na terenie budowy wieży również, w jednej z pomocniczych kopuł. Trwa to już od dziesięciu lat, ukryta religia, nieznana ludzkości, zawierająca pragnienia i emocje androidów w takim stopniu, że aż trudno w to uwierzyć. A to ich Biblia…
Krug wzruszył ramionami.
— A więc? To zabawne, ale o co chodzi? To inteligentne istoty, mają swoją partię polityczną, swoją gwarę, obyczaje, a teraz religię. W jakim stopniu dotyczy to właśnie mnie?
— Nie wzrusza cię wiadomość, że jesteś dla nich Bogiem, ojcze?
— Doprowadza mnie to do choroby nerwowej, jeśli chcesz wiedzieć. Ja Bogiem? To pomyłka co do osoby!
— Ale oni cię wielbią! Skupili wokół ciebie całą wiarę! Przeczytaj ten sześcian, zafascynuje cię! Jesteś dla nich święty, jesteś Chrystusem, Mojżeszem i Buddą w jednej osobie, Krugiem-Stwórcą, Krugiem-Wybawcą, Krugiem-Odkupicielem!
Krug zatrząsł się: ta historia była zdecydowanie w złym guście. Czy oni modlą się przed jego obrazem w swoich kaplicach?
— W jaki sposób wszedłeś w posiadanie tego sześcianu?
— Dał mi go pewien znajomy android.
— Jeśli to tajna religia…
— Ona sadziła, że jestem zorientowany i myślała, że będę mógł pomóc jej braciom…
— Ona?
— Tak, ona. Zaprowadziła mnie do kaplicy, bym mógł wziąć udział w mszy, dała mi ten sześcian i…
— Sypiasz z tym androidem? — zapytał Krug.
— Czy widzisz w tym…
— Jeśli jesteście ze sobą tak blisko związani, to musisz z nią sypiać.
— A jeśli tak jest?
— Powinieneś się wstydzić! Czy Clissa już ci nie wystarcza?
— Ojcze…
— A jeśli nawet ci nie wystarcza, czy nie możesz sobie znaleźć prawdziwej kobiety? Czy naprawdę musisz tarzać się w rozpuście z przedmiotem pochodzącym z kadzi?
Manuel przymknął oczy i powiedział po chwili:
— Ojcze, może o mojej moralności podyskutujemy innym razem. Przyniosłem ci coś niesłychanie ważnego i pragnąłbym móc dokończyć wyjaśniać ci, co to jest.
— Czy to przynajmniej Alfa?
— Tak, Alfa.
— Jak długo to trwa?
— Proszę cię, ojcze, zapomnij na razie o tej Alfie. Pomyśl o swojej własnej sytuacji: jesteś Bogiem dla milionów androidów, które oczekują, że je wyzwolisz!
— Co chcesz przez to powiedzieć?
— Przeczytaj tam — Manuel odwrócił sześcian i podał ojcu.
— I posłał Krug swoje stworzenia, by służyły człowiekowi — czytał powoli Krug. — Powiedział tym, których stworzył: „Oto poddaję was czasowi doświadczeń i będziecie niewolnikami w Egipcie, i będziecie ścinać drzewa, ciągnąć wodę, będziecie cierpieć pomiędzy ludźmi i będziecie cierpliwi, i nie będziecie narzekać, lecz zaakceptujecie wasz los…”
Krug poczuł, jak przebiega go lodowaty dreszcz i oparł się przemożnej pokusie ciśnięcia sześcianu w kąt pokoju.
— Ależ to idioci! — wykrzyknął.
— Zechciej przeczytać jeszcze trochę.
— „I tak będzie, by wypróbować wasze dusze, dopóki nie będę wiedział, że jesteście godni Macicy. Nie zawsze będziecie błądzić po pustyni, nie zawsze będziecie sługami Dzieci Macicy. Jeżeli zrobicie, co postanowiłem, nadejdzie koniec waszych prób i nadejdzie czas, gdy was uwolnię…”
— Dywagacje szaleńców… — wyszeptał Krug.
— Jednakże oczekują tego, ojcze…
— Nie mają do tego prawa!
— Ty ich stworzyłeś. Dlaczego nie miałbyś być dla nich Bogiem?
— Ciebie też stworzyłem. Czy jestem twoim Bogiem?
— To nie to samo. Jesteś dla mnie jednym z dwojga rodziców, nie wymyśliłeś procesów, dzięki którym pojawiłem się na świecie.
Konsekwencje odkrycia rysowały się przed Krugiem coraz wyraźniej z minuty na minutę.
— Więc teraz mam być Bogiem? — był coraz bardziej przestraszony tą perspektywą. — Jak mogli włożyć takie brzemię na moje barki? Ale czego właściwie oni ode mnie oczekują?
— Publicznej deklaracji, że jesteś za przyznaniem im praw ludzi — oświadczył Manuel. — Oni wierzą, że takie prawa zostaną im wtedy natychmiast przyznane.
— Nie! — krzyknął Krug i cisnął sześcian na biurko. Wszechświat wydał mu się naraz rozbity na kawałki i czuł, jak ogarnia go wściekłość. Androidy miały służyć ludziom, po to je stworzył, jak więc mogły dążyć do uzyskania niezależności? Akceptował P.W.A. jako wentyl bezpieczeństwa dla kilku zbyt mądrych Alf, ale to? Cele P.W.A. nigdy nie wydawały mu się groźne dla ustabilizowanego społeczeństwa, natomiast kult religijny, odwołujący się do uczuć… On sam jako Mesjasz… Co to, to nie! Uspokoił się i zwrócił się do Manuela:
— Zabierz mnie do jednej z takich kaplic.
— Nie odważę się! — odparł zaskoczony Manuel.
— Ty tam byłeś…
— W przebraniu i z przewodnikiem.
— Więc przebierz mnie.
— Nie, to nic nie da — Manuel pokręcił głową.
— Nawet z czerwoną skórą natychmiast by cię poznano. Ponadto nie masz sylwetki Alfy… Rozpoznaliby cię, wybuchłyby rozruchy! To byłoby tak, jakby Chrystus pojawił się w kościele, rozumiesz? Nie mogę brać za to odpowiedzialności!
— Chcę wiedzieć, jakie znaczenie ma dla nich ta religia.
— Więc zapytaj o to któregoś ze swoich Alf.
— Na przykład?
— Dlaczego nie Thora Watchmana?
— Co takiego? — Krug był wyraźnie wstrząśnięty.
— Thor też bierze w tym udział?
— To jeden z religijnych przywódców, ojcze.
— Ależ on mnie codziennie widuje! Jak to można pogodzić, że codziennie obcuje się ze swoim Bogiem?
— Rozróżniają twoją śmiertelną postać i boską, niematerialną, ojcze — tłumaczył Manuel. — Thor zajmuje się tymi dwoma aspektami wiary. Ty jesteś tylko narzędziem realizacji, wykonawcą woli Kruga. Pokażę ci odpowiedni tekst…
Podniósł sześcian i pochylił się nad blatem biurka. Krug potrząsnął głową — nie warto. Krug Bogiem? Codziennie się do niego modlą? A co on może? Wydawało mu się, że świat przewrócił się do góry nogami. Nie, on ich przecież stworzył i wie, kim są. Jak mogą się buntować? Jak mogą oczekiwać, że ich uwolni?
— Manuelu, co chcesz, bym zrobił? — zapytał w końcu.
— To zależy tylko od ciebie, ojcze.
— Ale coś ci chodzi po głowie… Co? Musiałeś mieć jakąś koncepcję, przychodząc z tym do mnie!
— Ja? — zapytał niewinnie Manuel.
— Twój stary nie jest taki głupi. Jeżeli mogę być Bogiem, to już na pewno potrafię rozgryźć swojego syna. Czy sądzisz, że powinienem ich uwolnić? Czy to ma być akt łaski boskiej?
— Ojcze, ja…
— …zaskoczyłem cię. Może i myślą, że jestem Bogiem, ale ja wiem, kim jestem, obojętne, co oni na ten temat sądzą. Nie mogę wydawać rozkazów Kongresowi. Jeśli ty, twoja kochanka-android i cała reszta chcecie wszystko zwalić na moją głowę, to poszukajcie sobie innego Boga. To wcale nie oznacza, że zmieniłbym ich status, nawet gdybym mógł! Kto im nadał jakikolwiek status? Kto pierwszy zaczął nim frymarczyć? To są syntetyczne maszyny z ciała! Inteligentne maszyny! Nic ponadto!
— Tracisz zimną krew, ojcze… Jesteś zbyt podekscytowany…
— Jesteś po ich stronie! Należysz do tego spisku! Idź do tej swojej Alfy i powiedz jej ode mnie… — Krug zamilkł i czekał, aż serce zacznie bić wolniej; nie powinien tak gwałtownie reagować, wiedział o tym, trzeba najpierw poznać wszystkie fakty. — Muszę się nad tym jeszcze zastanowić… Przepraszam, że krzyczałem, ale zrozum, przychodzisz i mówisz, że jestem Bogiem, a ponadto pokazujesz mi Biblię Kruga. Chyba miałem prawo się zdenerwować, prawda? Daj mi pomyśleć… Nie mów o tym nikomu, zgoda? — Krug wstał i ujął Manuela za rękę. — Twój stary za dużo krzyczy. Znasz mnie i wiesz, że czasami mnie ponosi. Zostaw tę Biblię… Cieszę się, że przyniosłeś ją do mnie, choć nie zmienia to moich uczuć. Kocham cię, mój mały! Niełatwo być synem Boga, prawda? Musisz uważać, wiesz przecież, co Żydzi zrobili twojemu poprzednikowi!
Manuel uśmiechnął się.
— Myślałem już o tym…
— W porządku, teraz zostaw mnie samego. Ucałuj ode mnie Clissę.
Manuel skierował się ku drzwiom.
— Jeżeli chcesz sypiać z Alfami, to rób to, ale nie zapominaj o żonie. Ja chcę mieć wnuki, pamiętaj… Zgoda?
Manuel zatrzymał się i odwrócił.
— Nie zapominam o Clissie — powiedział spokojnie. Przekażę jej twoje pozdrowienia.
Wyszedł. Krug przyłożył zimną powierzchnię sześcianu do rozpalonego policzka.
„Na początku był Krug i Krug rzekł: Niech stanie się Kadź.
I stała się Kadź. I Krug wiedział, że to było dobre.”
„Powinien był to przewidzieć” — pomyślał.
Miał mętlik w głowie. Po chwili połączył się z Leonem Spauldingiem.
— Powiedz Thorowi, że chcę się z nim natychmiast zobaczyć.