— Dosyć — powiedział Krug. — Zaczyna robić się zimno. Schodzimy.
Podnośniki ruszyły w dół. Wokół wieży wirowały gęste płaty śniegu; pole energetyczne odpychało je od konstrukcji. Nie można było kontrolować pogody ze względu na konieczność utrzymania niskiej temperatury zmrożonej ziemi, ale na szczęście androidom nie robiło różnicy, czy śnieg pada, czy nie.
— Odjeżdżamy, ojcze — powiedział Manuel. — Mam rezerwację w salonie rozdwojenia w Nowym Orleanie na tygodniową wymianę ego.
Krug z niezadowoleniem zmarszczył brwi.
— Mógłbyś już skończyć z tymi szaleństwami!
— Co w tym złego? Wymienić się swoim wnętrzem z najlepszymi przyjaciółmi? Spędzić tydzień w cudzej duszy? To niegroźne i to mi pomaga. Ty też powinieneś tego spróbować…
Krug splunął.
— Mówię poważnie — upierał się Manuel. — Pozbędziesz się tej okropnej koncentracji nad problemami finansowymi, tej wyniszczającej cię fascynacji problemami komunikacji międzygwiezdnej, napięcia nerwowego, które może doprowadzić cię do…
— Precz! — ryknął Krug. — Idź już zamieniać się na rozumy, ja jestem zajęty!
— Nie chcesz nawet o tym pomyśleć, ojcze?
— To dosyć przyjemne — powiedział Nick Ssu-ma; ze wszystkich przyjaciół Manuela Krug najbardziej lubił tego miłego, młodego Chińczyka o jasnych włosach i dziecięcym uśmiechu. To daje zupełnie nowe spojrzenie na stosunki międzyludzkie.
— Powinien pan spróbować, choćby raz — poparł go Jed Guilbert. — Zapewniam pana, że nigdy…
— Wolałbym pływać na Jowiszu! — powiedział Krug. Idźcie już! Bawcie się dobrze, ja nie mam na to ochoty!
— Do zobaczenia za tydzień, ojcze.
Manuel i jego przyjaciele ruszyli ku przekaźnikom. Krug spojrzał na odchodzących, młodych ludzi i zacisnął pięści; odczuwał coś w rodzaju zazdrości. Sam nigdy nie miał czasu na takie rozrywki, ciągle zajęty pracą, interesami, testami, spotkaniami z bankierami, kryzysami. Podczas gdy inni beztrosko bawili się w wymianę ego, on tworzył imperium finansowe, a teraz było już za późno na zabawę.
„No i co?” — zastanawiał się. — „Jestem dziewiętnastowiecznym człowiekiem, żyjącym w wieku dwudziestym trzecim. Poradzę sobie bez salonów rozdwajania jaźni. Zresztą, do kogo mógłbym mieć takie zaufanie, by móc wpuścić go do mojej głowy? Do kogo? Praktycznie do nikogo! Manuel? Być może… To może nawet byłoby pożyteczne, lepiej byśmy się zrozumieli… On nie zawsze się myli, a ja nie zawsze mam rację… Zobaczyć wszystko jego oczami — może…”
Potem Krug odrzucił ten pomysł — wymiana jaźni między ojcem a synem wydała mu się wręcz nieprzyzwoita. Wolał nie wiedzieć niektórych rzeczy o Manuelu i wolał ukrywać przed nim niektóre sprawy. Wymiana ego z Manuelem nie wchodziła w grę. Wymiana osobowości z kimś innym, choćby tylko na chwilę, także była niemożliwa. A może Thor Watchman? Alfa był rozsądny, kompetentny, godny zaufania i pod wieloma względami bliższy Krugowi niż większość ludzi; przed nim niczego nie trzeba byłoby ukrywać. Jeżeli kiedyś zdecyduje się na coś takiego, byłoby pouczające zrobić to z… Naraz zaszokowany Krug drgnął: wymieniać jaźń z androidem?! Stanowczo odrzucił i ten pomysł.
— Ma pan jeszcze trochę czasu czy chce pan wracać do swych badań? — zapytał Niccolo Vargasa.
— Nie spieszę się.
— Przed chwilą zakończono montaż małego, funkcjonalnego akumulatora początkowego. To pana zainteresuje.
— Chodźmy więc do laboratorium.
Ramię w ramię ruszyli po zamarzniętym gruncie. Po chwili Krug zapytał:
— Czy był pan kiedyś w salonie rozdwojenia?
— Przez siedemdziesiąt lat ćwiczyłem swój umysł tak, by móc jak najlepiej z niego korzystać. Nie spieszy mi się wpuszczać tam kogoś, kto mógłby wszystko pomieszać — odparł Vargas.
— Właśnie, właśnie! Te zabawy dobre są dla młodych. My…
Krug urwał nagle: dwie Alfy, mężczyzna i kobieta, wynurzyły się nagle z przekaźnika i szły ku nim. Nie znał ich. Mężczyzna miał na sobie ciemną tunikę, a kobieta krótką, szarą suknię; obydwoje po prawej stronie piersi nosili lśniący, zmieniający barwę w całym zakresie spektrum znak. Gdy byli już blisko, Krug dostrzegł litery „P, W, A”. Czyżby agitatorzy polityczni? Bez wątpienia… Zaskoczyli go tu i chcą, by ich wysłuchał. Też coś! Gdzie jest Spaulding? Leon szybko by się ich pozbył!
— Co za szczęście, że spotkaliśmy tu pana, panie Krug! — powiedział Alfa-mężczyzna. — Od tygodni staramy się spotkać z panem i ciągle okazywało się to niemożliwe, więc przybyliśmy tu i… Och, przepraszam, powinienem się przedstawić! Jestem Siegfried Fileclerk, reprezentant P.W.A., a towarzyszy mi Alfa Cassandra Nucleus, sekretarz organizacji. Jeżeli zechce pan poświęcić nam chwilę czasu…
— …na omówienie projektu przyznania praw cywilnych osobom syntetycznym, jaki mamy zamiar przedstawić na najbliższym posiedzeniu Kongresu — dokończyła Cassandra Nucleus.
Krug był zaskoczony tupetem tej pary. Każdy, nawet nie pracujący na budowie android mógł być tutaj, ale zaczepiać go w ten sposób? Mówić o polityce! Nie do wiary!
— Nasza śmiałość wynika z wagi naszej propozycji — kontynuował Siegfried Fileclerk. — Określenie miejsca androidów we współczesnym świecie nie jest zadaniem łatwym…
— Pan jako twórca sztucznych ludzi może zrobić bardzo wiele — dodała Cassandra Nucleus. — Chcielibyśmy pana prosić…
— Sztuczne istoty? — z niedowierzaniem powtórzył Krug. — To tak się teraz określacie? Zwariowaliście chyba, opowiadając mi te głupoty! A zresztą, do kogo należycie?
Siegfried Fileclerk cofnął się o krok, jakby ubyło mu nieco pewności siebie, jakby zaczął nareszcie rozumieć, co chciał osiągnąć, ale Cassandra Nucleus nie straciła zimnej krwi:
— Alfa Fileclerk jest własnością Syndykatu Ochrony Dóbr z Buenos Aires, a ja Przedsiębiorstwa Przekaźników z Labradoru. W tej chwili nie jesteśmy w pracy i zgodnie z ustawą Kongresu numer 2212 mamy prawo walczyć o prawa dla istot syntetycznych. Możemy szybko przedstawić panu nasz program. Uważamy, iż byłoby dobrze, gdyby zajął pan oficjalnie stanowisko…
— Spaulding! — ryknął Krug. — Spaulding, gdzie jesteś?! Zabierz stąd te skretyniałe androidy!
Ani śladu sekretarza (w tym właśnie momencie wykłócał się z Betami przed kaplicą). Cassandra Nucleus wyjęła sześcian informacyjny i wyciągnęła dłoń w stronę Kruga.
— Tu jest streszczenie naszych…
— Spaulding!
Ektogen pokazał się nagle, biegnąc wraz z Watchmanem z północnej części budowy; gdy byli już blisko, Cassandra Nucleus usiłowała wsunąć sześcian w dłoń Kruga. Krug spojrzał na nią z wściekłością i chciał cofnąć dłoń; doszło do krótkiej szamotaniny, wreszcie Krug pochwycił za ramię Cassandrę Nucleus i odepchnął ją od siebie. W tej samej chwili Spaulding wyszarpnął z kieszeni mały miotacz promieni i strzelił wprost w pierś Alfy. Kobieta upadła na ziemię. Siegfried Fileclerk z jękiem opadł przy niej na kolana, a Thor Watchman krzyknął i wyrwał Spauldingowi broń, przewracając go przy tym. Niccolo Vargas, do tej pory obserwujący z boku całą tę scenę, przyklęknął przy Cassandrze Nucleus i oglądał jej rany.
— Imbecyl! — ryknął Krug do Spauldinga.
— Mogłeś zabić Kruga! — wrzasnął Watchman do ektogena. — Stali tak blisko siebie! Barbarzyńca!
— Nie żyje — powiedział Vargas.
Siegfried Fileclerk płakał; robotnicy, w większości Bety i Gammy, stali dokoła i z przerażeniem spoglądali na ciało. Krug czuł, jak tłum gęstnieje wokół nich, kotłując się niespokojnie.
— Dlaczego strzelałeś? — zapytał Spauldinga.
— Był pan w niebezpieczeństwie… — odparł trzęsący się jeszcze ektogen.
— Powiedziano mi, że to mordercy…
— To tylko agitatorzy polityczni! Starali się wcisnąć mi swój materiał propagandowy!
— Powiedziano mi… — Spaulding był wyraźnie przybity.
— Głupiec!
— To pomyłka — powiedział głucho Watchman. — Nieszczęśliwy zbieg okoliczności… Doniesiono nam…
— Dosyć! — powiedział Krug. — Android nie żyje. To ja ponoszę za to odpowiedzialność. Spaulding, skontaktuj się z adwokatami jej firmy! Nie, teraz nie jesteś w stanie normalnie działać… Watchman! Przekaż naszym prawnikom, że Przekaźniki z Labradoru wytoczą nam proces o zniszczenie ich androida. Uznajemy naszą winę i jesteśmy gotowi wypłacić odszkodowanie. Potem przygotuj oświadczenie dla prasy, coś w stylu: „godny pożałowania wypadek”, bez żadnych aluzji politycznych, zrozumiałeś?
— Co zrobić z ciałem? — zapytał Watchman. — Zwykła dyspozycja zniszczenia?
— Ciało należy do Przekaźników z Labradoru, dostarczcie je im — powiedział Krug i dodał zwracając się do Spauldinga: — Wstawaj! Czekają na mnie w Nowym Jorku, wrócisz razem ze mną!