4

Ochrypłym głosom mówienie przychodziło z trudem:

– Poradzili sobie z różaną pułapką.

– Tak, i z naszymi wysłannikami z obrzeży. Znów przemienili je w robaki.

– Są silni. Tak daleko nikomu nie udało się zajść, jeśli nie został naszym niewolnikiem.

– To tylko dlatego, że izolują się w tych żelaznych skrzyniach. Trzeba ich stamtąd wyciągnąć!

– Wydaje mi się, że i tak są silniejsi. Ale poradzimy sobie z nimi. Po kolei.

– Tak, trzeba zająć się każdym żelaznym pojazdem oddzielnie.

– Posłać na dół kolejny legion!

– Jeszcze nie. Wystawimy ich na kolejną próbę.

– Doskonały pomysł. Wpadną w pułapkę.


W drugim Juggernaucie wsłuchiwano się w wezwania rozpływające się w nicości. Nawet gdy sygnały całkiem już zanikły, nie przestawano wołać J2.

Ale to było jak wyrzucanie głosów w próżnię. Nie odpowiadało nawet echo.

– Nie podoba mi się to – powtórzył Kiro. – Dlaczego oni milczą? Gdzie oni są?

– Ja spytałbym raczej, gdzie my jesteśmy – cierpko zauważył Jori.

Nagle Chor oznajmił:

– Coś się zaczyna dziać.

Ziemisty mrok trochę się przerzedził. Daleko w głębi tunelu spostrzegli światło.

– Dotarliśmy na zewnątrz – stwierdził Kiro.

Wśród zebranych w wieżyczce J1, Juggernauta, którego tak rozpaczliwe poszukiwał J2, poniosło się westchnienie ulgi. Chor trochę przyspieszył.

– Na pewno zaraz ich zobaczymy – rzekł z optymizmem. – Tich, Ram i Faron też się chyba zastanawiają, co się z nami stało. Ale już wkrótce się spotkamy.

Och, oby rzeczywiście tak było, pomyślała Indra. Nie zniosę tego dłużej. Gdzie jest J2, gdzie Ram? Tak bardzo chciałabym być teraz przy nim. Boję się i potrzebuję jego bliskości. Poza tym tyle mam mu do powiedzenia. O tym, co usłyszałam od Farona, mówił przecież, że Ram i ja możemy się ze sobą związać. Kochany, brzydki J2, pojaw się wreszcie, a uznam cię za najpiękniejszy pojazd na świecie! Ach, skończ już wreszcie te swoje nieustające piski, Sasso!

Sol także była nadzwyczaj spięta. Nie przywykła do utraty kontroli nad sytuacją. Z początku sądziła, że jej bezradność wynika z faktu, że stała się znów na poły człowiekiem, wkrótce jednak zrozumiała, iż kryje się za tym coś więcej. Oto otaczały ich moce, z którymi musieli toczyć twardą walkę. Złe, potężne moce. Akurat w tej chwili zdobyły nad nimi wyraźną przewagę.

Wydostali się jednak z mgły i wkrótce mieli opuścić tunel. Teraz wszystko już na pewno będzie dobrze.

Światło przed nimi powiększało się w miarę, jak zbliżali się do wyjścia z tunelu. Wreszcie podjechali tuż pod nie.

Chor gwałtownie zahamował. W ostatniej chwili, bo za moment stoczyliby się w przepaść.

Dopiero wtedy zdali sobie sprawę, że wokół nich jest jasno.

Jasno? W Górach Czarnych? W Ciemności? Z dala od Królestwa Światła?

Coś tu się nie zgadzało. Coś się tu ani trochę nie zgadzało.

– Czyżby to była dolina jasnego źródła? Tak prędko? – dziwiła się Indra, która czytała kroniki Ludzi Lodu i wiedziała, że jasna woda roztacza wokół siebie życiodajny blask i ciepło.

– To brzmi zbyt prosto – stwierdziła Sol.

Sassa przez cały czas popłakiwała. Jori pocieszał ją jak umiał.

Potrwało chwilę, zanim ich oczy przywykły do nieoczekiwanego światła.

Przed nimi roztaczała się nieduża dolina. Cudownie zielona i bujna niczym raj w miniaturze, podobna nawet do Gjáin, doliny elfów na Islandii, z tą tylko różnicą, że tutaj rosło o wiele więcej drzew. Strome zbocze nie było wcale przerażająco wysokie, lecz Juggernaut nigdy nie zdołałby z niego zjechać, nie dachując co najmniej kilka razy. Pasażerowie natomiast bez trudu mogli zejść na dół.

Krótkie pytanie, które zadał Oko Nocy, wyraziło myśli wszystkich:

– Gdzie jest J2?

Z ust Indry wydarł się zduszony szloch, prędko jednak zdobyła się na wesołą odpowiedź:

– Pochowali się w krzakach, to oczywiste.

Ale w jaki sposób blisko dwunastotonowy Juggernaut mógł ukryć się w krzakach, tego nie rozumiał nikt.

Sol zadrżała w poczuciu osamotnienia, Kiro więc uspokajającym gestem położył jej rękę na ramieniu. Uśmiechnęła się do niego przelotnie z wdzięcznością, chętnie przyjmowała jego pociechę.

Kiro wiedział doskonale, że to on musi podjąć decyzję. Wahał się jednak.

– Dolina nie wygląda na groźną, ale najbezpieczniejsi będziemy w J1. Proponuję, abyśmy zaczekali i zobaczyli.

– Dobra propozycja – kiwnął głową Chor.


Syczące głosy z wysiłkiem wymawiały słowa:

– Czekamy. Prędzej czy później będą musieli wyjść z tego żelaznego pudła.

– Wszystko przygotowane. Mamy ich jak w puszce.

– W wielkiej puszce, chyba to masz na myśli.

Ochrypły zardzewiały śmiech był straszniejszy niż w najstraszniejszym horrorze.


Po półgodzinie, kiedy nic się nie działo, kiedy żaden listek w dolinie nawet nie drgnął i wszystko wyglądało niezwykle kusząco, Kiro powiedział:

– Wzywanie J2 do niczego nie prowadzi, oni jednak muszą znajdować się gdzieś przed nami, chociaż nie jestem w stanie pojąć, jak do tego doszło.

Yorimoto rzekł z wahaniem:

– W tej ciemnej mgle zapewne minęliśmy jakiś boczny korytarz, tylko w ten sposób mogliśmy się rozdzielić.

– Tak, to jedyne wytłumaczenie – kiwnął głową Kiro.

– Jedziemy z powrotem? – zaproponował Chor. – Sprawdzimy, czy znajdziemy coś takiego.

– Dobrze, tak właśnie zrobimy – zdecydował Kiro.

Ale słowa Joriego znów rozwiała wszelkie nadzieje.

– Za późno, obejrzyjcie się w tył!

Za ich plecami nie było już tunelu. J1 stał w płytkiej grocie, wystarczyło cofnąć go o dwa metry, a uderzyłby w skalną ścianę. Dwa metry w przód, i spadłby ze zbocza.

– Co za piekło! – zdenerwowała się Sol.

– Rzeczywiście, można to tak nazwać – cierpko przyznała Indra. – Co teraz zrobimy, Kiro?

Wszyscy siedmioro popatrzyli na przywódcę, Kiro wciąż był niezdecydowany. Czy wolno mu ich narażać?

– Przeprowadzimy głosowanie – zaproponował wreszcie. – Kto jest za pozostaniem w pojeździe?

Większość uważała, że takie rozwiązanie nigdzie ich nie zaprowadzi. Ręce do góry podnieśli jedynie Sassa i Chor. To, że Madrag pragnie pozostać przy swym ukochanym J1, przyjaciele doskonale rozumieli.

– A kto głosuje za tym, żebyśmy zeszli w dolinę i tam poszukali innych?

W powietrze wystrzeliło sześć rąk.

– Wobec tego i ja się poddaję – stwierdził Chor. – Jestem przecież ciekawy.

– Kto zbada teren? – spytał Kiro.

– Ja się tym zajmę – zgłosił się Oko Nocy. – Od dziecka uczono mnie badania śladów.

– Doskonale, wobec tego pójdziesz pierwszy, a potem nas zawołasz albo zgłosisz się przez telefon. Na wszelki wypadek weź ze sobą pistolet obezwładniający.

– Dziękuję – ucieszył się Oko Nocy. – Mam też swój nóż.

Spuszczenie się w dół nie nastręczyło mu absolutnie żadnych trudności, drzewa jednak pokryte były tak gęstym listowiem, że Oko Nocy wkrótce zniknął im z oczu wśród gałęzi.

Usłyszeli jego głos dobiegający z dołu:

– Wszystko tu wygląda spokojnie. Można nawet powiedzieć, że przypomina Królestwo Światła. Schodźcie na dół!

Musieli spuszczać się pojedynczo. Wąska ścieżka nie pozwalała na to, by zeszli wszyscy naraz.

– Chor, teraz ty – zadecydował Kiro.

Madrag uśmiechnął się do nich z otuchą i z głuchym hukiem runął na to, co przy odrobinie dobrej woli można było nazwać ścieżką. Zaraz po tym, jak zniknął im z oczu, zawołał:

– Tu jest dokładnie tak jak w głębi Srebrzystego Lasu!

– Yorimoto, twoja kolej – nakazał Kiro.

Samuraj poprawił miecz i ruszył w dół stromego zbocza. Dobiegło ich wołanie:

– Następny!

– Jori, weźmiesz ze sobą Sassę?

– Nie, ja nie chcę! – zawołała dziewczynka. – Boję się!

– Och, chodźże! – zniecierpliwił się Jori. – Przecież Chor już zszedł na dół, a ty nie chcesz chyba zostać tu sama?

Rzeczywiście, Sassa nie miała na to ochoty, Jori pomógł jej więc wysiąść z pojazdu. Poradziłaby sobie, lecz nikt nie chciał puszczać jej bez opieki. Chłopak szedł pierwszy, Sassa przedzierała się za nim.

Gdy dotarła do prześlicznego gęstego zagajnika, pisnęła:

– Jori, gdzie jesteś?

– Tutaj – usłyszała jego głos przed sobą. – Chodź dalej, tak tu ładnie!

Za nimi z zapałem ruszyła Indra. Tak bardzo chciała odnaleźć Rama, musiał wszak być gdzieś tutaj, w tej dolinie.

Gdy zeszła na dół, okazało się, że wszyscy zniknęli.

– Ratunku, gdzie jesteście? Nie bawimy się teraz w chowanego!

– Tutaj! – zawołał Jori. – Prędko, zaraz coś zobaczysz!

Kierując się jego głosem, Indra zagłębiła się w gęstą roślinność.

Potem nadeszła kolej Sol.

– Chyba i ty pójdziesz? – z pewnym lękiem spytała Kira.

– Oczywiście – zapewnił.

– Trochę dziwne wydaje mi się to, co mówią o podobieństwie tych okolic do Królestwa Światła.

– I mnie to zastanawia. Krzyknij, jak tylko będziesz na dole, pójdę zaraz za tobą.

Sol uśmiechnęła się leciutko.

– Cieszę się, że jesteś z nami, Kiro, czuję się przy tobie taka bezpieczna.

Strażnik patrzył na nią wyczekująco, jak gdyby oczekiwał czegoś więcej, lecz Sol już schodziła w dół zbocza.

Na samym końcu w dolinę zszedł Kiro. Popatrzył jeszcze w górę na ich bezpieczną przystań, J1, który stał teraz, bezradny, do niczego nieprzydatny.

Potem odwrócił się w stronę pięknego lasu. Muszą odnaleźć J2 i wszystkich jego pasażerów.

Nagle w telefonie odezwał się Chor. Miał do przekazania naprawdę sensacyjne informacje.

Kiro zmarszczył proste, czarne brwi Lemuryjczyka.

– Jesteś pewien?

– Na sto procent. Wiem na ten temat wszystko.

– To tłumaczy światło. Ale jak, na miłość boską, mogło się tak stać?

– No właśnie – zgodził, się Chor.

Kiro przygryzł wargę.

– Zaczekasz na mnie na dole? Chciałbym dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat.

– Zaczekam nieco głębiej w lesie, ale teraz mój telefon najwyraźniej się wyładowuje. Muszę jak najprędzej powiadomić innych… Halo, Kiro, słyszysz mnie?

Kiro odpowiedział:

– Halo, Chor, znikasz. Halo! Nie, nic już nie słyszę, Chor? Słyszysz mnie? Obiecuję, że przekażę nowinę pozostałym. Natychmiast.

W mikrofonie rozlegały się szumy i trzaski. Połączenie z Chorem zostało definitywnie przerwane.

Kiro czym prędzej pospieszył na dół.

Загрузка...