– Tula, twój syn stoi w westybulu i domaga się rozmowy z tobą – oznajmiła Amanda.
Tula odłączyła się od grupy, którą zabawiała rozmową. Obiad już się skończył, teraz miały rozpocząć się tańce.
– Czy on nie może przyjść tutaj? Backmanowie już przecież sobie poszli.
– Niestety, nie może, Trzyma za pazuchą pieska.
– Pieska?
Tula pospiesznie wybiegła da westybulu. Spłoszony Christer stał przy samych drzwiach.
– Cóż to, u licha…?
– Mamo, muszę wracać do domu. Natychmiast. Czy mogę zabrać powóz? Przyjadę po ciebie jutro.
– Ale przecież mieliśmy nocować u Amandy i jej męża. Nie, poczekaj chwilę, Christerze, jadę z tobą. Tak strasznie tęsknię za Tomasem.
– Dzięki ci za te słowa, mamo. Przez chwilę miałem wrażenie, że jest ci tu zbyt wesoło.
– Mam już dość tego gadania o niczym. No i muszę się dowiedzieć, ca znowu nawyprawiałeś. Zdaje mi się, że ten pyszczek już kiedyś widziałam. Bój się Boga, chłopcze, toż to pies Backrnanów! Czyś ty całkiem oszalał? – dokończyła szeptem.
– Nie, to pies Magdaleny. Uczciwie i prawowicie ukradłem go, bo chcieli go zastrzelić dziś wieczorem. Z jakiegoś powodu stał się nagle zbyt kłopotliwy.
Tula badawczo wpatrywała się w syna, wreszcie zdecydowała:
– Idź teraz do powozu, ja porozmawiam z Amandą.
– Co jej powiesz?
– Że natrafiamy na ślad skandalu i musimy jak najprędzej wracać da domu, inaczej dla kogoś z nas może się to źle skończyć. Myślę teraz o psie. Amanda to dobra kobieta, na pewno zrozumie. Jej mąż także. A teraz się pospiesz, bo ktoś cię zauważy i doniesie Backmanowi!
W powozie Christer opowiedział Tuli całą historię. To ona powoziła, bo Christer trzymał na kolanach śpiącego Saszę.
Noc była jasna, nad jeziorem Boren unosiły się welony mgły. Jechali do samego domu, do Tomasa w Motala, dziadkowie Christera i tak nie spodziewali się chłopca tego wieczoru.
– Dobrze, że uratowałeś Saszę – pochwaliła syna Tula, a piesek na dźwięk swego imienia postawił uszy. – Musimy dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi, bo nic nie rozumiem. Czy to możliwe, że są dwie Magdaleny? I gdzie jest twoja?
– Na pewno odkryję prawdę. Dziadek nie potrzebuje mnie już dłużej przy śluzie, jest tam teraz dość pomocników. Mam zamiar wziąć sobie trochę wolnego i jeździć tak długo, aż odnajdę Magdalenę.
Tula natychmiast wykazała zainteresowanie.
– Dokąd chcesz jechać?
Zawahał się przez moment.
– To dość trudne. Chciałbym odwiedzić Norrtalje, powinienem też wybrać się do uzdrowiska Ramlosa, listy na nic się tu nie zdadzą, bo oni nie chcą odpowiedzieć. Ale nie wiem, od czego mam zacząć. Te miejscowości leżą w dwóch różnych kierunkach.
– Twój ojciec czuł się tak dobrze po pobycie w Ramlosa i teraz zaczął przebąkiwać, że może dobrze by było, gdyby znów tam pojechał. Zrobimy więc tak: zabiorę go ze sobą i tam na miejscu sama wszystko zbadam. Wypytam o Magdalenę i stryja Juliusa i o to, co właściwie się wydarzyło, kiedy twój ojciec słyszał płacz dziewczynki. Ty zaś, nie zwlekając, wyruszysz do Anny Marii i Kola Simona, do Roslagsbro, to niedaleko Norrtalje. I weź ze sobą Saszę, on może ci się do czegoś przydać.
– Ja też tak myślałem. Bardzo ci jestem wdzięczny za to, że chcesz mi pomóc, mamo.
– Nie spodobali mi się Backmanowie – odrzekła krótko. – A już zwłaszcza ona. Wyglądała, jakby chciała całemu światu obwieścić, że wszyscy, którzy nie są równie piękni jak ona, nie mają żadnej wartości. Tula z Ludzi Lodu nie toleruje takiego zachowania!
Christer uśmiechnął się uradowany. Udział matki w całej sprawie był niewątpliwie ogromną zaletą.
Nagle jednak przypomniał sobie o czymś, co popsuło mu humor.
– Mamo, nie udało mi się stać niewidzialnym, byłem już tego bliski, ale w ostatniej chwili coś mi nie wyszło.
– Gdyby ci się powiodła ta sztuka, oznaczałoby to, że jesteś najpotężniejszym czarownikiem w rodzie Ludzi Lodu – odparła sucho. – Nikt do tej pory nie ośmielił się bodaj spróbować takiego cudu.
– Ja mogę, jestem o tym przekonany. Wypowiedziałem nawet ogromnie ważne słowo. Exstinctibilis. To ma coś wspólnego ze znikaniem.
– Mój ty świecie – westchnęła Tula. – A więc ciesz się, że twój seans się nie powiódł.
– Ale dlaczego?
– Exstinguere oznacza „unicestwić”, a nie „czynić niewidzialnym”. Gdyby twoje zaklęcie podziałało, nie mógłbyś odczarować się z powrotem! Invicibilis, tym słowem powinieneś się był posłużyć!
– Uf! To dobrze wiedzieć!
– Ale, drogi Christerze, nie sądzisz chyba, że możesz stać się niewidzialny? Nikt tego nie potrafi, nawet Heike!
– Jesteś tego pewna?
– No, z Heikem nigdy nic nie wiadomo na pewno. Ten szczęściarz może liczyć na pomoc naszych przodków.
– Czyżbym usłyszał w twoim głosie zazdrość? Czy tobie nigdy nie pomagają? Przecież ty także jesteś dotknięta?
– Nie, nigdy… Chociaż właściwie pomogli mi, ale tylko jeden jedyny raz. Niewiele brakowało, a wywołałabym prawdziwą katastrofę, i wówczas wyratowali mnie z opresji. Ale wtedy byli na mnie zagniewani, nie mam więc u nich zbyt wielu plusów.
Christer zachichotał.
– To było wtedy, kiedy o mały włos nie wybudziłaś Tengela Złego, prawda?
– Tak. – Tula zadrżała na samo wspomnienie straszliwych przeżyć. – Widzisz, ja nie należę do dobrych.
– Ty? – zapytał osłupiały. – Ty przecież jesteś najlepsza ze wszystkich ludzi, no, może zaraz po ojcu. Oczywiście, że jesteś dobra, mamo!
– Uważasz, że jestem tylko i wyłącznie dobra?
Zerknął z ukosa na jej twarz, dobrze widoczną w przejrzystym świetle poranka.
– Nie, nie wyłącznie – roześmiał się. – Czy wiesz, że chwilami jest w tobie coś diabelskiego? Gdyby nie twoje poczucie humoru…
– Dziękuję za szczerość, świetnie o tym wiem – mruknęła. – Christerze, naprawdę starałam się być dobrym człowiekiem pomimo mego straszliwego obciążenia. Czy sądzisz, że mi się to udało?
Usłyszał w głosie matki lękliwą prośbę i zrozumiał, że jego odpowiedź ma dla niej ogromne znaczenie. Przyszła mu jednak bez trudu.
– Nikomu nie mogło powieść się lepiej, mamo. I ja, i ojciec wiemy, z czym musisz walczyć, i bardzo cię podziwiamy.
– Dziękuję – odparła wzruszona.
Nie okazała jednak, co naprawdę myśli. Gdybyś tylko wiedział, Christerze, ile mnie to kosztuje! Nie jesteś w stanie nawet sobie wyobrazić, z jaką mocą szarpią mnie dwie różne siły. Zło… Ale nie to jest najgorsze. Najgorsze jest, że znalazłam się we władzy demonów.
I nadal się spod niej nie wyrwałam, a w każdym razie nie psychicznie.
To, doprawdy, nieopisany ciężar. Sama myśl o demonach jest taka kusząca, napełnia mnie rozkoszą, a jednocześnie boję się tego wprost do szaleństwa.
Pomyślała o swej małej rodzinie. O miłości, jaka zawsze promieniowała z oczu najbliższych, o miłości do niej, i nie umiała zapanować nad łzami.
– Och, jakże bardzo kocham was obu!
Resztę nocy przesiedzieli na łóżku Tomasa. Sasza, nakarmiony i napojony, spał w nogach. Od czasu do czasu podnosił powieki, podrywał się i lękliwie rozglądał dokoła, ale zaraz strach w jego ślepkach gasł i piesek, wzdychając, znów układał się do snu, godząc się na odmianę losu. Przez cały czas zachowywał się z rezerwą, ale chyba porównanie dawnego domu z nowym zdecydowanie wypadało na korzyść nowego.
Mogło się trafić gorzej, zdawał się mówić jego wzrok, kiedy znów kładł łeb na łapach.
Drobne ciałko nosiło wyraźne ślady złego traktowania. Tula opatrzyła mu zranienia na przedniej łapie, a pies poddawał się wszystkim zabiegom z cierpliwą obojętnością. A raz, kiedy Christer wrócił z kuchni, Sasza zaczął nieśmiało machać ogonem. Uznali, że to naprawdę dobry znak.
Odbyli naradę. Tomas stwierdził, że postąpili jak szaleńcy, ale działający roztropnie. „Bardzo to do was podobne, moi pomyleńcy”, uśmiechnął się czule.
Odpowiedzieli mu uśmiechem.
– Ale na pewno ktoś widział cię, Christerze, jak stałeś w drzwiach hotelu z psem w objęciach – zauważył Tomas.
– Tylko Amanda – zapewniła Tula. – A ona nic nikomu nie powie.
– Sasza jest przecież taki mały, że udało mi się schować go za pazuchę – wyjaśnił Christer. – Choć, co prawda, może wyglądałem dość nieforemnie.
Tomas chętnie przystał na wyjazd do Ramlosa wraz z Tulą.
– I dla was lepiej będzie, jeśli ja także włączę się w sprawę. Pamiętam, który z lekarzy zajmował się Magdaleną Backman. A ty, Christerze, wiesz, co masz robić, prawda?
– Tak. Dowiedzieć się w Norrtalje wszystkiego o rodzie Backmanów.
– I o dziadku ze strony matki dziewczynki, starym Molinie, królu Norrtalje – uzupełniła Tula. – Miejmy nadzieję, że on jeszcze żyje, jego informacje mogą być dla nas bezcenne. Chyba jest w stanie coś usłyszeć albo powiedzieć. Postaraj się z nim porozmawiać.
– Tylko dyplomatycznie, pamiętaj! – ostrzegł Tomas.
– Możecie mi zaufać – zapewnił Christer. – Jestem chodzącą dyskrecją.
Oboje rodziców naszedł w jednej chwili gwałtowny atak kaszlu.
Tomas nakrył dłonią rękę syna. Z trudem zachowywał powagę.
– I, Christerze, mój drogi… Żadnych eksperymentów z magią!
– Tylko w razie największej potrzeby.
– Nawet wtedy nie – zakazała Tula. – Cały czas daleko mi do przekonania, że jesteś jednym z dotkniętych. Jak na razie nie przedstawiłeś mi żadnego dowodu na swoje twierdzenie.
– O, mógłbym ich przytoczyć całą masę!
– Na przykład?
– No, na przykład… No… Ale mamo, zrozum. W moim pokoleniu jesteśmy tylko ja i Viljar. No i Viljar nie jest dotknięty, jego dziadek Heike zapewnił nas o tym.
– Nigdy nic nie wiadomo – odrzekła Tula. – Przekleństwo może objawić się na każdym etapie życia.
– No właśnie! Tak jak u mnie!
Tula westchnęła zrezygnowana.
– Wiesz dobrze, że Anna Maria i Kol jeszcze mogą mieć dzieci. Nigdy dotąd nie zdarzyło się, by ktoś z Ludzi Lodu pozostał bezdzietny. Obciążony dziedzictwem może urodzić się właśnie im.
– Oni już nie będą mieli dzieci, są przecież małżeństwem od dwudziestu lat!
– Nie mów tak, cuda zawsze się zdarzały. Ja w każdym razie cieszę się, że możesz się u nich zatrzymać. Będę spokojniejsza. Musisz mi wybaczyć, ale nie w pełni ufam rozsądkowi i doświadczeniu życiowemu mego genialnego syna. Oni cię przyjmą z otwartymi ramionami, jestem o tym przekonana. Żyją odizolowani od reszty rodziny.
Snuli plany aż do chwili, kiedy oczy same im już się zamykały. Dopiero wówczas się położyli.
Ale Tomas właśnie wtedy wstał. Siadł przy oknie z pieskiem na kolanach, wpatrzony w budzący się dzień. Jego wrażliwe palce gładziły szorstką sierść.
Życie wyniszczyło Tomasa, miał tak ograniczone możliwości poruszania. Wyglądał na znacznie starszego od Tuli, zaczął już siwieć, a ból wyrzeźbił głębokie zmarszczki na jego obliczu. Ale ostatnie dziewiętnaście lat jego życia było takie szczęśliwe. Często łapał się na uczuciu zdumienia, że dla kogoś takiego jak on los był do tego stopnia łaskawy, zetknął go z Tulą i obdarował wspaniałym, pełnym fantazji synem.
Popatrzył na pieska, napotkał jego ufne spojrzenie.
– Tutaj ci będzie dobrze, zobaczysz – szepnął. – Tula i Christer to najlepsi ludzie, jakich znam.
Sam Tomas także nie zaliczał się do najgorszych.
Pod wieczór, kiedy zajęci byli przygotowaniami do podróży, Sasza nagle zaczął warczeć.
Zdążył już sobie wybrać ulubione miejsce: na szerokim parapecie, tam gdzie jedynie cieniutka firanka zasłaniała mu widok na świat. Tomas podszedł do okna.
– Ktoś nadjeżdża, jakaś dama na koniu. Ale spójrzcie tylko na Saszę, ten pies śmiertelnie się czegoś boi!
Pies zeskoczył na podłogę i popiskując, z podkulonym ogonem, uciekł i schował się pod kanapę.
Tula również wyjrzała przez okno.
– Ach, mój Boże, przecież to pani Backman! Jak zdołała nas tu wywęszyć?
– Zabierzcie psa, szybko! – Tomas okazał przytomność umysłu.
– Christerze, zanieś go na górę. I poproś, by zachowywał się cicho!
Czy mały psiak mógł spełnić taką prośbę? Christer zanurkował pod kanapę, gdzie Sasza wcisnął się pod samą ścianę i położywszy uszy patrzył przed siebie ze strachem. Wyciągnął pieska stamtąd i popędził na górę po stromych schodach.
Chwilę później znów zszedł na dół.
– Dałem mu do zabawy mój stary kapeć. Natychmiast rzucił się na zdobycz. No cóż, teraz wiemy, jakie jest jego zdanie na temat pani Backman.
– Oby Bóg sprawił, by nie zaszczekał – mruknął Tomas.
– Ale Saszy dobrze tu z nami – stwierdziła Tula.
– O, tak – przyświadczył Christer. – Poznał nas wszystkich troje i wyraźnie nam ufa.
Przyszła pani Backman. Zaproszono ją do środka, Tula przedstawiła jej swego męża i poprosiła, by usiadła.
Elegancka dama o obojętnych, zimnych oczach rozejrzała się dokoła z wiele mówiącą kwaśną miną. Ten dom najwyraźniej odbiegał od standardu, do jakiego przywykła, bo odłam Ludzi Lodu, z którego wywodził się Arv Grip i jego następcy, nie był bogaty. Wiele świadczyło też o tym, czym zajmuje się Tomas, na ławie przy ścianie leżały nie wykończone skrzypki i tamburyny. Ale nie była to przecież rozpadająca się chałupa nędzarzy! Na ścianach wisiały przedmioty, o których pani Backman nawet się nie śniło. Prawdziwe skarby, zabytki kultury, przywiezione przez Vendela Gripa z dalekiej Rosji i Syberii i przekazane synowi Orjanowi, a następnie Arvowi Gripowi.
Tula starała się zachowywać elegancko i wyraziła radość, że wczorajszego wieczoru dane jej było poznać państwa Backmanów. Jednocześnie niezmiernie jej przykro, że syn zachował się tak gwałtownie, ale ma nadzieję, że państwo będą skłonni wybaczyć mu jego wybuch.
– Tę właśnie sprawę chciałam omówić – wyjaśniła pani Backman, starając się okazać życzliwość. Uśmiech jednak nie dotarł do oczu. Może obawiała się zmarszczek? – Ale widzę, że się pakujecie? Czyżbyście wyjeżdżali?
Tula, której kłamstwa przychodziły z największą łatwością, pospiesznie wyjaśniła:
– Tak, nareszcie uda nam się wyrwać na trochę z domu, chcemy odwiedzić krewnych w Norwegii.
Tomas natychmiast ją zrozumiał. By nie budzić podejrzeń, nie można było nawet wspomnieć o uzdrowisku Ramlosa.
– O, to daleka podróż – pani Backman najwyraźniej była z tego dość zadowolona. – Ale przede wszystkim przybywam tu, by wyjaśnić co nieco waszemu synowi. Dobrze rozumiem, że wczorajsze spotkanie musiało nim wstrząsnąć. Powiedz mi, proszę, gdzie spotkałeś tę, którą nazywasz Magdaleną Backman?
Tula, Tomas i Christer popatrzyli na siebie bezradnie, ale uznali wreszcie, że w tej kwestii nie mają nic do ukrycia.
– W uzdrowisku Ramlosa – odpowiedział Christer.
Pani Backman opuściła powieki, by przypadkiem w jej oczach nie odbiło się, co myśli. Wcale nie musiałaś tego robić, pomyślała Tula. W twoich martwych oczach i tak na żadne odczucia nie ma miejsca.
Kiedy dama rozważyła w duchu wszystko, powiedziała:
– Wobec tego lepiej teraz rozumiem. Było to dla nas zagadką, dziewczynka bowiem nigdy nie stykała się z obcymi. Ciężko chorowała.
Wcale w to nie wierzę, pomyślał Christer, ale wstrzymał się od komentarzy.
– Będę z wami całkiem szczera – oświadczyła kobieta o pięknych, regularnych rysach twarzy i nic nie mówiących zimnych oczach. – Rzeczywiście osoba, którą spotkałeś, była Magdaleną Backman, córką mego męża. Ale ona już nie żyje.
I jeszcze raz Christer pomyślał: Nie wierzę ci, ty lodowy stworze, który skrywasz się za kamienną maską.
Zdawał sobie sprawę, że bardzo pragnie, by jej słowa okazały się nieprawdą, nie chciał przyjąć do wiadomości tego, co mówi wyniosła dama.
– Nie żyje? – powtórzył bezdźwięcznie.
– Niestety, to prawda. Miała słabe zdrowie, sam ją przecież widziałeś. Była źrenicą w oku mego męża i pustka, jaka powstała po jej śmierci, okazała się dla niego nieznośna. Odchodził wprost od zmysłów. W tym samym mniej więcej czasie nasza młodziutka krewniaczka straciła oboje rodziców. Ona także ma na imię Magdalena. Przygarnęliśmy więc sierotę do siebie i to uratowało mego męża od szaleństwa. Nikt nie może zastąpić jego prawdziwej córki, ale Magdalena, która mieszka teraz z nami, jest mu wielką pociechą.
– Ale macie państwo jeszcze swojego własnego syna – powiedział Christer.
Tula zerknęła na niego z ukosa. Czy nie słyszała przypadkiem w jego głosie jadowitej złości?
– O, tak, oczywiście mamy naszego małego synka – przyznała pani Backman. – Ale mój mąż był szczególnie mocno związany z córką.
Tak, ironia na twarzy Christera stała się teraz widoczna dla wszystkich. Tula dobrze znała swego syna i obawiając się kolejnego nieobliczalnego wybuchu, powiedziała szybko:
– To naprawdę tragiczna historia, pani Backman. Przykro mi ogromnie, że mój syn dotknął wczoraj tak czułych strun, musiało to być dla państwa niezwykle bolesne.
– Rozumiem jego oszołomienie – odparła dama i wstała.
Odrzuciła na poły tylko serdeczne zaproszenie Tuli na filiżankę kawy. Czekała ją długa podróż do Linkoping, a zapadł już przecież wieczór. W dodatku jej mąż nic nie wiedział o tej wizycie, nie chciała go jeszcze bardziej niepokoić…
Kiedy wyszła, odetchnęli z ulgą.
– No cóż, to wszystko tłumaczy – stwierdził Tomas.
– Doprawdy? – wojowniczo podniósł głos Christer. – Doprawdy?
– Christer ma rację – oznajmiła Tula. – Ta sprawa brzydko mi pachnie. Jej wyjaśnienia tak naprawdę niczego nie wyjaśniły.
– Właśnie – zgodził się z matką Christer. – Backman miałby cierpieć po stracie córki? Niemożliwe. Magdalena mówiła, że traktował ją jak powietrze. Nie mógł jej darować, że nie jest chłopcem. Kiedy przyszedł na świat jej braciszek, ojciec widział tylko jego. Dla pana radcy handlowego Magdalena w ogóle się nie liczyła. Możecie być pewni, że to właśnie on przysłał do nas swoją żonę!
– Jej wizyta miała najwyraźniej na celu zamknięcie ust Christerowi – doszła do wniosku Tula. – Myślę, że mądrze postąpiliśmy, dając jej do zrozumienia, że połknęliśmy haczyk. I z jaką ulgą przyjęła wiadomość o naszym wyjeździe na koniec świata, którym jak pewnie uważa jest Norwegia. Teraz przynajmniej zostawią nas w spokoju. Bóg jeden wie, co wymyśliliby, gdyby było inaczej.
Christer zadrżał. Lodowate oczy Backmanów świadczyły o tym, że stać ich na wszystko.
– Ojcze, pamiętasz, co opowiedziałem ci o Saszy?
Kiedy przechodzili obok mnie wczoraj wieczorem, słyszałem, jak mówili, że muszą pozbyć się psa. Stał się zawadą, nie był wart korzyści, jakie przynosił. To również brzmi dość tajemniczo, prawda?
– Owszem. Ale najwyraźniej nie podejrzewała, że Sasza może być tutaj.
– Dzięki Bogu, że nie zaczął ujadać.
– Raz dobiegły mnie jego piski – wyznała Tula. – Ale tak ciche, że ona chyba nie mogła ich usłyszeć. W każdym razie nie zareagowała, a ja na wszelki wypadek podniosłam głos.
– Pójdę po niego – powiedział Christer. – Ale i tak pojedziemy, prawda?
– Tak – rzekł Tomas powoli. – Tak, teraz trzeba jechać tym bardziej.
– Oczywiście – podchwyciła Tula. – Bo nawet jeśli twoja Magdalena nie żyje, powinniśmy dowiedzieć się, co się naprawdę wydarzyło.
Christer poszedł na górę, ciągnąc nogi za sobą. Do tej pory nawet przez myśl mu nie przeszło, że jego ukochanej przyjaciółki może już nie być wśród żywych.
Teraz musiał spojrzeć prawdzie w oczy.