ROZDZIAŁ XIV

Molin nie miał litości dla człowieka, który zniszczył życie jego córki i wnuczki. Stary przedsiębiorca pokazał, że potrafi być naprawdę twardy i nieugięty. Działał bez skrupułów. Nie ufał wyrokowi sądu i na wszelki wypadek postanowił sam wymierzyć sprawiedliwość. Pozbawił Backmana jakiejkolwiek szansy na dalszą karierę.

Nastały już czasy popularności gazet, które powoli zaczynały mieć wpływ na życie kraju. Molin wezwał przedstawicieli niedawno założonej „Aftonbladet” oraz starej, zasłużonej „Post och Inrikes Tidningar”, i szczegółowo zrelacjonował żurnalistom niecne postępki radcy handlowego.

Wywołał tym niesłychany skandal. Nie leżało w zwyczaju ogłaszać drukiem spraw tak osobistych, gazety zajmowały się przede wszystkim polityką. Tu jednak chodziło o morderstwo, żądzę władzy i pieniądza. Ludzie z niecierpliwością wyrywali sobie gazety, musiano zwiększyć nakłady.

Backman został zniszczony. Bez względu na wyrok, jaki wydać miał na niego sąd, nie było dla niego żadnej przyszłości. Odebrano mu nawet syna i umieszczono w odpowiednim domu.

Ludzie Lodu nie byli zadowoleni z takiego obrotu sprawy, bezlitosna zemsta nie mieściła się w ich stylu, ale potrafili zrozumieć tak głęboko zranionego człowieka. Molinowi usiłowano wszak odebrać wszystko, co w jego życiu miało jakąkolwiek wartość.

Co innego spędzało im sen z powiek. Gazety pod niebiosa wychwalały Christera, Kola i Heikego i innych mających swój udział w sprawie, a ci czuli się tym bardzo zakłopotani. Wszyscy oprócz Christera, który szybko odnalazł się w roli bohatera i, jak łatwo można się domyślić, był nią zachwycony.

Heike napisał do Vingi i powiadomił ją w liście, że zostanie u Kola i Anny Marii aż do czasu przyjścia ich dziecka na świat. Miało to nastąpić szybciej, niż ktokolwiek się spodziewał, Anna Maria przeszła już połowę ciąży. Heike pragnął być przy niej w tych trudnych chwilach, ratować jej życie, gdyby nastąpiło najgorsze. Było wszak wysoce prawdopodobne, że narodzi się zdeformowany dotknięty, taki jak sam Heike. Ludzie Lodu nie chcieli stracić Anny Marii, jej życie było im nazbyt drogie.

Heike pragnął także zająć się starym Molinem, daleko mu było bowiem do wyzdrowienia, choć jego stan zdecydowanie się polepszył.

Ale Christer i jego rodzice musieli wracać do Motala, do śluz na kanale Gota. Należało także przygotować się do uroczystości w Linkoping.

Rozstanie z Magdaleną stało się nieuniknione.

Podczas owych trudnych chwil spędzonych w domu Molina Christer służył jej pomocą. Był w pobliżu zawsze, gdy się budziła. Siadał na brzegu łóżka i starał się wlać w nią radość życia, sprawić, by zapomniała o gorzkich przejściach. Trzymał ją w ramionach i pozwalał wylewać łzy nad tragicznym losem matki, słuchał cierpliwie, gdy opowiadała o długich, trudnych latach, najpierw niechciana, nikomu niepotrzebna w nowej rodzinie ojca, później uwięziona w owym przerażającym zakładzie. Wiele spraw chciała sobie wyjaśnić, a Christer starał się jej w tym pomóc. W tych dniach stali się sobie bardzo bliscy.

Chłopak musiał jednak wyjechać. Magdalena przestała już całe dnie spędzać w łóżku, przechadzali się po parku otaczającym dom dziadka. Nagle, ostatniego dnia, jakby nie mieli już sobie nic więcej do powiedzenia, rozstanie zawisło nad ich głowami niczym ciemna, gradowa chmura.

– Napiszesz do mnie, prawda? – zapytał wreszcie Christer.

Magdalena uśmiechnęła się ze smutkiem.

– Już raz ci to obiecałam, ale wówczas okazało się to niemożliwe. Teraz przyrzekam jeszcze raz. I ty też możesz przesyłać listy.

– Oczywiście! Znam przecież twój adres. Przedtem nie mogłem pisać, bo bałaś się, że przechwycą listy, ale teraz jesteśmy swobodni, Magdaleno.

Choć starali się iść jak najwolniej, nieubłaganie zbliżali się do końca promenady parkowej. Na dziedzińcu czekał już gotowy do drogi powóz. Sasza w podskokach biegł przed nimi.

Kiedyś Magdalena wydawała się Christerowi niemal księżniczką z bajki, taka była śliczna, drobniutka i zadbana. Z baśniowej królewny niewiele teraz zostało. Z włosów unosił się ostry zapach octu sabadylowego po powtarzających się zabiegach odwszawienia, na skórze nadal było znać ślady ukąszeń i wyprysków, a suknia wisiała na niej jak na kołku. Ale widać było, że wszystko idzie ku lepszemu, policzki odrobinę jej się zaróżowiły, a ciała jakby przybyło.

– Ja wrócę, Magdaleno. Nie mam zamiaru przez całe życie zajmować się pilnowaniem śluzy, postanowiłem podjąć studia. Naprawdę! Ojciec i twój dziadek rozmawiali o mojej przyszłości.

Podniósł jej dłonie do ust i ucałował je, po kolei, romantycznie. Cóż za cudowna chwila, taka wzniosła! Magdalena westchnęła drżąco.

– Kiedy będziesz starsza, Magdaleno, pocałuję cię naprawdę. Jeśli mi pozwolisz.

– Jestem już prawie dorosła – szepnęła.

Z trudem mógł uwierzyć w to, co usłyszał.

– A mnie nie będzie bardzo długo – powiedział, jakby chciał ją wybadać.

– Tak, bardzo długo.

Christer zajrzał jej głęboko w oczy.

– Naprawdę możemy? Czy to wypada?

Magdalena kiwnęła głową. Z jej oczu biła nieśmiałość, a jednocześnie gorące pragnienie.

Christer bał się oddychać. Czuł, że policzki mu płoną, kiedy ostrożnie, delikatnie ją obejmował i przyciągał do siebie. Poddała mu się bez oporów.

Ach, jakie to cudowne! Wspaniałe! Aż zakręciło mu się w głowie – nie wiadomo, czy z uniesienia, czy też od octu sabadylowego, i musiał odsunąć usta od jej ust.

Później słowa stały się niemożliwe. W milczeniu, rozmarzeni i zasmuceni, szli trzymając się za ręce, zawstydzeni tak, że nie śmieli spojrzeć sobie w oczy.

– O, nareszcie jesteście – rozległ się głos Tuli i dopiero wtedy zorientowali się, że są już na dziedzińcu. – Christerze, nie mogę znaleźć twoich świeżo upranych kalesonów. Wisiały spokojnie na sznurku i nagle zniknęły.

Christer posłał matce mordercze spojrzenie, na które ona nawet nie zwróciła uwagi.

– Mam je na sobie – oznajmił krótko.

– Ale one są przecież mokre!

– Nic na to nie poradzę. Nie mogłem znaleźć żadnych innych.

Dopiero teraz Magdalena spostrzegła, że eleganckie białe spodnie Christera jakoś dziwnie kleiły mu się do bioder i ud. Na pewno czuł się okropnie!

W istocie tak było.

– Powinieneś je zaraz zdjąć – powiedziała Magdalena nieśmiało. – Nauczyłam się w tamtym strasznym domu, że od wilgotnego ubrania łatwo o chorobę.

Christer w jednej chwili doznał wizji, jak to przez całe życie będzie musiał podporządkowywać się woli kobiet… Najpierw matki, potem żony, a później być może córek.

Tula z diabelskim uśmieszkiem wręczyła mu nowe suche kalesony i chłopak czerwony jak burak pobiegł się przebrać. Nie tak wyobrażał sobie wzruszającą scenę pożegnania. Na domiar złego Sasza zaplątał mu się pod nogami i niewiele brakowało, a wyrżnąłby jak długi.

Kiedy jednak znów wyszedł z domu, Magdalena uśmiechała się do niego z sympatią i zrozumieniem. Chłopiec poczuł, jak mu się ciepło robi na sercu. Podniósł Saszę z ziemi i uściskał go, przez cały czas nie spuszczając wzroku z Magdaleny.

– Pilnuj dobrze naszej pani, Sasza – szepnął cichutko. – Nie może jej się stać żadna krzywda, obaj tak bardzo przecież ją kochamy, prawda?

Magdalenie ze szczęścia zakręciły się łzy w oczach i ona też uściskała Saszę. Piesek był wniebowzięty!

Zgodnie z zaleceniami Heikego w powrotnej drodze do domu troskliwie opiekowali się Tomasem. Heike stwierdził, że Tomas okazał się zbyt ambitny, ze wszystkim chciał radzić sobie sam, nikomu nie był ciężarem. Zły to miało wpływ na jego słabe z natury serce. Gdyby jednak solidnie wypoczął i się nie przemęczał, mógł żyć jeszcze wiele lat. Tomas, dla którego nowina o słabym sercu była prawdziwym wstrząsem, podporządkował się bez sprzeciwów zaleceniom Heikego i zgodził się, by Tula i Christer przejęli większą część jego obowiązków ojca rodziny.

Skandal mknie zwykle na niewidzialnych skrzydłach. Kiedy zajechali do domu, zorientowali się, że plotka o Backmanach dotarła tutaj przed nimi. Przyjaciółka Tuli, Amanda, opowiedziała im, że śmietanka Linkoping radowała się losem Backmanów. Nigdy nie byli tu lubiani i teraz jedynym tematem rozmów był ich upadek. Roztrząsano przeróżne kwestie – czy Magdalena naprawdę była przykuta łańcuchem do ściany i gwałcona przez pielęgniarzy i czy to prawda, że kuzyn pani Backman wysłał na tamten świat niezliczoną liczbę pacjentów.

Tula zdementowała takie pogłoski, mogła się jednak pochwalić, że władze postanowiły zamknąć „Miłosierdzie”. Przy okazji wyszło na jaw, jak wiele znanych i uważanych za szlachetne rodzin traktowało swych nieszczęśliwych krewnych. Powstać miał nowy, znacznie lepszy dom opieki, w pełni nadzorowany przez władze, Pomysł kontrolowania sytuacji zdrowotnej na wsi był ideą profesora Abrahama Backa, dziada Erika Oxenstierny, i Anna Maria mogła liczyć na pełne wsparcie Oxenstiernów, jeśli chodziło o ów słynny dom opieki.

Nadszedł wreszcie czas, kiedy Christer i Tula wybierali się na wielką uroczystość otwarcia kolejnego odcinka kanału Gota. Babcia i dziadek także mieli zamiar w niej uczestniczyć, ale Tomas postanowił zostać w domu i wszyscy uznali, że tak będzie dla niego najlepiej. Erland przywdział, rzecz jasna, na tę okazję swą „parcianą uniformę”, jak sam nazywał mundur z czerwonymi lampasami i pobrzękującymi naramiennikami. Co prawda uwierał go w paru miejscach, ale Gunilla poszerzyła go nieco i pocerowała. Christer był zdania, że tak przystojnym dziadkiem nie mógł poszczycić się nikt w okolicy. Poszeptywano, że hrabia Posse ma zamiar odznaczyć Erlanda orderem za długą i wierną służbę, a w takiej sytuacji tym bardziej nieodzowna była „uniforma”.

Christer jednak nie cieszył się, nie radował. Tula wiedziała, dlaczego. Przez cały tydzień wypróbowywał sztukę przekazywania myśli, pragnąc wyczarować w salonie obraz Magdaleny. Wreszcie poskarżył się matce.

– Dlaczego nic mi nie wychodzi, mamo? Ja wiem, że w moim pokoleniu właśnie ja jestem dotknięty, i już najwyższy czas, by objawiły się w pełni moje talenty. Ale to nigdy nie następuje wtedy, kiedy ja tego chcę. Owszem, róża ożyła, i było jeszcze kilka innych drobiazgów, ale musi być przecież coś jeszcze! Tobie i Heikemu wystarczy, że o czymś pomyślicie, a już się tak dzieje. A ja… To takie niesprawiedliwe!

Tula myślała o smutkach syna, kiedy wielka uroczystość miała się już ku końcowi. Erland rzeczywiście otrzymał medal i jaśniał teraz jak słońce, a główne osobistości, Arvid Mauritz Posse i jego małżonka, córka twórcy kanału Gota, Baltazara von Platena, już odjechali. Na łąkach między Linkoping a kanałem Gota rozstawiono wielki namiot, w którym rozpoczynały się tańce. Większość zaproszonych dostojnych gości właśnie tam się przemieszczała. Służba zebrała się z boku u podziwiała swoich państwa we wspaniałych strojach, bogato zdobionych biżuterią.

Dziadek jednak poczuł się już zmęczony gwarem i popisami, zatęsknił za domowym zaciszem. Postanowili, że we czwórkę opuszczą uroczystość.

Christer na pozór dobrze się bawił, bo wszyscy pragnęli rozmawiać z nim i Tulą o wielkim skandalu, powstałym za jego przyczyną, ale widać było, że nie jest szczęśliwy. Tula rozumiała, że to brak czarodziejskich umiejętności tak go dręczy.

Nie przypuszczała nawet, że skandal, który wzbudził powszechną uwagę, był niczym w porównaniu z tym, czego niedługo dopuści się Christer!

Właściwie była w tym jej wina.

Kiedy dojrzała Christera z nosem spuszczonym na kwintę, szepnęła cichutko, tak by nikt inny jej nie słyszał:

– Czcigodni przodkowie Ludzi Lodu, kochani! Zwykle staram się nie zawracać wam głowy, to Heike utrzymuje z wami ścisłe kontakty. Zobaczcie jednak, jak bardzo cierpi mój syn, bardzo proszę, pomóżcie mu wyjątkowo, ten jeden jedyny raz. Sprawcie, by udała mu się chociaż jedna czarodziejska sztuczka, na przykład, by spełniło się pierwsze wypowiedziane przez niego na głos życzenie. Tak bardzo by się ucieszył! Przypuszczam, że z czasem przyjmie do wiadomości, że to nie on jest dotkniętym w jego pokoleniu, mały sukces więc nie uderzy mu do głowy. Może wprost przeciwnie, dostanie nauczkę? Zrozumie, że nadprzyrodzone zdolności nie służą do zabawy? Nie wiem, pozostawiam decyzję wam, tak bardzo bym tylko chciała, by był dzisiaj radosny. Zrobił tyle dobrego i zasługuje na nagrodę.

Czy nagle nie rozległ się czyjś diabelski chichot, czy się przesłyszała? Przypominał głos Sol, najweselszej, zawsze gotowej do figli przedstawicielki Ludzi Lodu.

Nie, to tylko przywidzenie.

Christer jednak został wynagrodzony za swe rycerskie postępowanie i nieugiętość. Kiedy już mieli wychodzić, mistrz ceremonii, porucznik kawalerii, ujął go za rękę i podprowadził do zgromadzonych, którzy akurat odpoczywali między dwoma tańcami. Na prowizorycznym parkiecie znajdowali się niemal wszyscy zaproszeni goście.

– Drodzy przyjaciele! – zawołał porucznik. – Wznieśmy okrzyk na cześć tego młodego człowieka, który tak dzielnie ocalił nieszczęśliwą Magdalenę Backman od jakże złego, okrutnego losu! Jego też zasługą jest fakt, że biedacy z „Miłosierdzia” mogą żyć teraz po ludzku a niecni zbrodniarze ponieśli zasłużoną karę. Wiwat Christer Tomasson!

Zebrani zgodnym chórem zakrzyknęła „Hurra!” Rozległa się burza oklasków, bo ludzie zawsze się radują, kiedy tym, którzy zbytnio zadzierają nosa, powinie się noga.

Christer, podniecony otaczającą go nagle ogólną miłością i podziwem, podniósł rękę do góry i zawołał:

– Dziękuję! Dziękuję wam, moi przyjaciele! Tak bardzo chciałbym widzieć was zawsze całych i zdro…

Nie dokończył, bo w namiocie rozległy się nagle jakieś dziwne dźwięki. Trrr, trrr! Trach!

Zebrani w zdumieniu popatrywali po sobie. A cóż to za odgłosy!

Nagle jedna z dam zaniosła się krzykiem. Śmiech, jaki się zerwał, prędko przemienił się w płacz. Kolejno, jeden za drugim, goście zauważali, że sąsiedzi, a zaraz potem oni sami, stoją nadzy nad stosem ubrań opadłych na ziemię. Dziwny dźwięk był odgłosem prujących się szwów, części garderoby kolejno opadały, wszyscy ludzie nagle zostali pozbawieni swego ochronnego pancerza – stroju.

– Ach, mój Boże! – szepnęła Tula. Złapała syna za rękę i zaczęła przeciskać się przez tłum rozhisteryzowanych gości. – Mamo, ojcze, szybko, musimy jak najprędzej stąd odejść!

Rozpaczliwym krzykom towarzyszył trzask puszczających haftek i zatrzasek, wypływały na wierzch pieczołowicie skrywane wałki tłuszczu.

Nikt z rodziny Tuli nie stracił ani jednej części garderoby. Pędząc co sił w nogach do powozu słyszeli dobiegający z namiotu rozdzierający płacz i jeden wielki krzyk rozpaczy. Bo oto wszystkie skrywane wady i ułomności ukazały się światu. Zamieszania, jakie powstało, kiedy ludzie próbowali pozbierać opadłe z nich stroje i zakryć wstydliwe miejsca, nie dało się z niczym porównać.

– Co takiego się stało? – dopytywał się zdumiony Erland, kiedy Tula popędzała konie, chcąc jak najprędzej opuścić miejsce niefortunnego zdarzenia.

– To Christer – odparła zgnębiona. – Nasi przodkowie obiecali, że spełni się jego pierwsze życzenie, jakie wypowie na głos. A on powiedział, że chciałby zawsze widywać wszystkich w przyszłości całych i zdrowych. Tyle że sformułował to bardzo nieszczęśliwie: „całych” tak właśnie się wyraził. Mój ty Boże!

Tula wybuchnęła śmiechem. Najpierw tylko chichotała, ale potem śmiała się już tak bardzo, że musiała oddać ojcu lejce.

– Mam nadzieję, że nikt nie zauważył, jak wychodziliśmy – westchnęła Gunilla. – Ani też że wszyscy pozostaliśmy ubrani.

– Nie, każdy był zajęty swoim sąsiadem – wydusiła z siebie Tula między kolejnymi atakami śmiechu. – Widzieliście mistrza ceremonii? Ten srogi porucznik! I takiego miał małego…

– Tulo! – Matka surowo przywołała ją do porządku, ale już wszyscy wybuchnęli śmiechem.

Wszyscy z wyjątkiem Christera. Chłopak był przybity, milczał przez całą drogę.

Kiedy powóz zatrzymał się przed domem, Tula objęła syna za szyję i powiedziała czule:

– Nie martw się, synku! Chciałam tylko prosić duchy naszych przodków, by ci pomogły. Nikt z nas nie mógł przecież przewidzieć, jakie będzie twoje pierwsze życzenie.

Christer przez cały wieczór nie odezwał się już ani słowem.

Następnego ranka jednak sam przyszedł do Tuli.

– Mamo – powiedział żałosnym tonem: – Taki byłem głupi. Teraz rozumiem, że igrałem z ogniem. Nawet w najdzikszych fantazjach nie wyobrażałem sobie, że dotknięci z Ludzi Lodu posiadają taką moc! Zrozumiałem także, że inni postępowali tak samo jak ty wczoraj wieczorem: pozwalali mi wierzyć, że to ja sam dokonywałem cudów! Ta róża… Nie chciałem spojrzeć prawdzie w oczy i zrozumieć, że to służący pana Molina wymienił ją na inną. Pozostałe moje czarodziejskie sztuczki także z łatwością można wyjaśnić. Ludzie naigrywali się ze mnie i z mojej naiwności. Z wielką goryczą przyznaję, że nie jestem dotknięty, i, prawdę mówiąc, nie mam też już na to ochoty.

– To dobrze, mój chłopcze – powiedziała Tula z czułością. – Ale największy cud stał się twoim udziałem: poznałeś miłość.

– A więc zauważyłaś – cierpko rzekł Christer. – Choć z taką przyjemnością usiłowałaś ją podeptać, w najważniejszym momencie mówiąc o moich majtkach!

– Tak, dopiero później się zorientowałam, że postąpiłam nietaktownie. Wybacz mi, proszę! Nie, nie jesteś dotknięty! Jak myślisz, gdyby tak rzeczywiście było, dlaczego Heike zostawałby tak długo u Anny Marii? Tym razem przekleństwo uderzy w jej dziecko. Bo że to jest przekleństwo, jestem pewna.

– Ale tobie chyba jest z nim dobrze?

Tula odwróciła głowę, by chłopiec nie zauważył grymasu, jakim mimowolnie wykrzywiły się jej usta.

– O, ja jestem naznaczona, Christerze, naznaczona na całe życie.

Znów odwróciła się do niego, w jednej chwili promienna jak słońce.

– Ale wczoraj wieczorem było wesoło, prawda? Dużo bym dała, by móc zobaczyć, w co przerodziło się owo poszukiwanie odpowiednio całej części ubrania.

Christer nareszcie się rozjaśnił i przez dobrą chwilę śmiali się szczerze ubawieni.

– Ale to się już więcej nie powtórzy – obiecał Christer.

– Nigdy więcej – zawtórowała mu Tula.

Na usprawiedliwienie niezwykłego zajścia wymyślono, że widocznie w namiocie musiał zebrać się tajemniczy gaz, który naruszył nici w szwach. O tym skandalu mówiono przez długi czas, ale nigdy otwarcie, bo wszystkich obecnych na uroczystości spotkał przecież podobny los. Tym razem więc nie było radości z nieszczęścia innych.

Heike został u Kola i Anny Marii aż do późnej jesieni. Nadszedł wreszcie czas rozwiązania.

Heike ubezpieczył się na wszystkie możliwe sposoby, sprowadził najlepszego lekarza-położnika i dobrą akuszerkę. Wyjaśnił, jakie mogą być kłopoty z charakterystyczną cechą rodu – szpiczastymi ramionami, które biedną matkę mogły rozerwać na kawałki. On sam był tego wiarygodnym przykładem, nikt więc nie wątpił w jego słowa.

Powagi sytuacji dodawał jeszcze fakt, że Anna Maria skończyła już lat czterdzieści.

Przeżyła dwie naprawdę trudne doby, a wszyscy, którzy byli przy niej, mieli pełne ręce roboty.

Wreszcie nadszedł czas. Heike pobladł ze strachu.

Okazało się jednak, że nie było powodów do obaw. Anna Maria urodziła maleńką dziewczynkę o czarnych jak węgiel włosach, takich jakie miał jej ojciec, i prześlicznych rysach twarzy. Maleństwo było istotą niemal doskonałą.

Dopiero gdy mała otworzyła oczy, by obejrzeć nowy świat, w jakim się znalazła, ujawniło się dziedzictwo. Oczy, spoglądające na troje ludzi, którzy pomogli przy jej narodzinach, były tak intensywnie żółte, jak gdyby podczas wybierania dla nich barwy zanurzono je w siarce.

Twarzyczka dziecka tchnęła jednak spokojem, maleńkie usteczka uśmiechały się tak łagodnie, że Heike zaskoczony wykrzyknął do szczęśliwych rodziców:

– Dziewczynka nie jest jedną z dotkniętych. To kolejna wybrana!

– Dzięki ci, dobry Boże! – szepnęła Anna Maria.

– Nie dziękuj zbyt wcześnie – ostrzegł ją Heike. – Życie wybranych jakże często bywa trudne. Pomyśl o Shirze! O tym, co ona musiała przejść.

– Ale nasza córka nie będzie chyba musiała odwiedzać Źródeł Życia? – z przestrachem zapytała Anna Maria.

– Nie, tam już nie mamy czego szukać. Ale…

Heike urwał, jakby nasłuchiwał swego wnętrza.

– Co się stało, Heike? – z lękiem w głosie zapytał Kol.

– Musimy bardzo dbać o to dziecko – rzekł wreszcie Heike. – Ona została wybrana do dokonania czynu szczególnego dla dobra Ludzi Lodu.

Nie powiedział wszystkiego, co wyczuł: dziewczynka przeżyje coś tak niepojętego, że jego rozum nie był w stanie tego objąć, nie mógł zrozumieć tego, co miało stać się jej udziałem. Czuł tylko, że ma wielką ochotę przytulić maleńką do piersi i nigdy nie wypuszczać spod swojej opieki.

– Jest nieopisanie piękna – powiedział. – Jak mały elf z baśniowej sagi.

Kol i Anna Maria popatrzyli na siebie.

– Zdecydowaliśmy już, jakie imię będzie nosić – oznajmił Kol, ostrożnie, z czułością biorąc delikatną istotkę na ręce. – Nieszczęsna matka Anny Marii miała na imię Sara. Mamy zamiar nazwać dziewczynkę Saga, to imię występuje w Szwecji.

– Lepszego imienia nie mogliście dla niej wybrać.

Heike wyjechał wreszcie do Norwegii, do Vingi, która przez tak długi czas jego nieobecności sama zajmowała się Grastensholm, do swego syna Eskila i jego żony Solveig.

I do jedynego wnuka, Viljara, którego nikt z Ludzi Lodu nie potrafił zrozumieć.

O tym właśnie samotnym wilku opowiadać będzie teraz saga o Ludziach Lodu, o tym, jak odkryto wreszcie, co dzieje się w jego niezwykłej duszy.

Na razie jednak było do tego jeszcze daleko.

W tym czasie Christer zdążył poślubić swą ukochaną Magdalenę, urodziła im się córeczka, której nadali imię Malin. Christer studiował jak szalony, by odpowiednio przygotować się do przejęcia imperium Molina, kiedy nadejdzie czas, by staruszek powędrował na spotkanie ze swymi przodkami.

Molin jednak zdążył jeszcze być świadkiem upadku swego dawnego królestwa. Dzieło jego życia powoli niszczało, aż zamieniło się w zwykły, mały interes. Stało się to, jeszcze zanim Christer przejął zarząd. Prawdę powiedziawszy, Christerowi było to na rękę, bardzo bał się bowiem tak wielkiej odpowiedzialności.

To nowe czasy spowodowały zagładę imperium Molina, państwo za wszelką cenę chciało sprawiedliwego rozdziału dóbr. Robiło co mogło, by zrujnować magnatów, a lud niewiele miał do powiedzenia w tej sprawie.

Ród Ludzi Lodu także nie ustrzegł się rozmaitych problemów, lecz kwestie ekonomiczne miały w tym najmniejsze znaczenie. Około roku 1840 nad rodem Ludzi Lodu zapadły ciemności. Ciemności, które panować miały ładnych kilka lat, zanim dostrzec się dało przejaśnienie.

Wprowadzenie owej czarnej epoki przypadło w udziale Viljarowi.

Загрузка...