pięściami. Bez rezultatu. Spróbował wyrwać jedno z kół, ale i to mu się nie udało. Tymczasem Max zaczął dźwigać się do góry, gotując się do odwrócenia i wznowienia pojedynku.
Kątem oka dostrzegł, że dziewczyna znów wykonuje rękami jakieś ruchy. Był to dobitnie i natarczywie powtarzany gest, coś jakby wyskubywanie czy wyrywanie.
I dopiero wtedy zauważył przy jednym z kół małe pudełko z bezpiecznikami. Zerwał pokrywkę, zdzierając sobie przy tym kilka paznokci, i wyszarpnął bezpiecznik.
Maszyna znieruchomiała.
Barrent stracił przytomność.
Na Omedze prawo jest wszystkim. Tajne i jawne, religijne i świeckie, rządzi zachowaniem każdego obywatela, od najmniejszego z maluczkich do pierwszego z wielkich. Bez prawa nie byłoby przywilejów dla tych, którzy to prawo ustanawiają, dlatego też prawo było absolutnie konieczne. Bez prawa i rygorystycznego egzekwowania jego przepisów Omega stanowiłaby niewyobrażalny chaos, w którym każdy miałby tylko tyle swobody, ile sam osobiście zdołałby wywalczyć. Taka anarchia oznaczałaby koniec omegańskiego społeczeństwa. Szczególnie zaś oznaczałaby koniec tych dostojnych obywateli z klas rządzących, którzy osiągnęli same szczyty drabiny społecznej, lecz dawno już utracili wprawę w posługiwaniu się bronią.
Dlatego też prawo było nieodzowne.
Ale Omega była także społeczeństwem przestępców, składającym się w całości z osobników, którzy złamali prawo obowiązujące na Ziemi. Była społeczeństwem ceniącym sobie, w ostatecznym rozrachunku, wyłącznie osiągnięcia indywidualne. Była społeczeństwem, w którym ten, kto łamie prawo, jest królem, społeczeństwem, które przestępstwa i zbrodnie nie tylko wybacza, lecz także podziwia i nawet nagradza, społeczeństwem, które łamanie zasad oceniało jedynie miarą odniesionego sukcesu.
I to wszystko dało w wyniku czysty paradoks: społeczeństwo przestępców rządzące się absolutnymi prawami, które z założenia miały być łamane.
Takie właśnie wyjaśnienie usłyszał Barrent od ukrytego w dalszym ciągu za drewnianym przepierzeniem sędziego. Minęło już kilka godzin od zakończenia Ordaliów. Barrenta zaprowadzono do ambulatorium, gdzie zajęto się jego wszystkimi obrażeniami.
Okazały się niezbyt poważne: dwa pęknięte żebra, głęboka rana na lewym ramieniu, kilka siniaków i zadrapań.
— Zgodnie z tym — podjął sędzia — prawa musza być jednocześnie łamane i przestrzegane. Ci, którzy nigdy nie łamią praw, nigdy nie awansują w hierarchii. Zwykle też giną w ten czy inny sposób, ponieważ brak im odpowiednio silnej chęci przeżycia. Sytuacja tych, którzy — tak jak ty — łamią prawo, jest nieco inna. Prawo karze ich z najwyższą surowością — chyba że potrafią tego uniknąć.
Sędzia przerwał na chwilę, po czym zadumanym głosem ciągnął dalej:
— Ideałem mieszkańca Omegi jest człowiek, który rozumie prawa, docenia konieczność ich istnienia, zna kary za ich łamanie, a jednak je łamie — i uchodzi mu to na sucho! Człowiek taki stanowi dla wszystkich tutaj symbol sukcesu zarówno kryminalnego, jak i obywatelskiego. I to jest to, Willu Barrencie, co tobie udało się osiągnąć, gdy odniosłeś zwycięstwo w Ordaliach.
— Dziękuję, Wysoki Sądzie — powiedział Barrent.
— Chciałbym jednak, żebyś zrozumiał — kontynuował sędzia — że jeden sukces w pogwałceniu prawa nie oznacza, iż odniesiesz go również następnym razem. Przy każdej kolejnej próbie twoje szansę maleją w tym samym stopniu, w jakim wzrasta nagroda za odniesienie zwycięstwa. Dlatego też radzę ci, byś nie wykorzystywał pochopnie nowo nabytej wiedzy.
— Nie wykorzystam jej pochopnie, Wysoki Sądzie powiedział Barrent.
— Doskonale. Niniejszym przyznaje ci się status Uprzywilejowanego Obywatela wraz ze wszystkimi jego prawami i obowiązkami. Zezwala ci się także na prowadzenie twego zakładu tak jak przedtem. Ponadto otrzymujesz tygodniowy bezpłatny urlop nad Jeziorem Chmur. Możesz ze sobą zabrać wybraną przez siebie kobietę.
— Słucham? — zapytał Barrent. — Co to było… to ostatnie?
— Tygodniowy urlop z kobietą, którą sobie wybierzesz — powtórzył ukryty sędzia. To wielka nagroda, ponieważ kobiet jest na Omedze sześć razy mniej niż mężczyzn. Możesz wybrać sobie dowolną niezamężną kobietę, bez względu na to, czy będzie chętna czy nie. Sąd daje ci trzy dni na dokonanie tego wyboru.
— Nie potrzebuję trzech dni — powiedział Barrent. _ Chcę dziewczynę, która siedziała w pierwszym rzędzie trybuny dla widzów. Czarnowłosą dziewczynę o zielonych oczach. Czy Wysoki Sąd wie, o kim mówię?
— Owszem — odparł powoli sędzia — wiem, o kim mówisz. Nazywa się Moera Ermais. Proponuję ci jednak, żebyś wybrał sobie kogoś innego.
— Czy są po temu jakieś powody?
— Nie. Ale byłoby znacznie lepiej, gdybyś zdecydował się na inną kobietę. W biurze sądu z przyjemnością podadzą ci listę odpowiednich młodych dam. Wszystkie posiadają wiele zaprzysiężonych listów pochwalnych. Kilka ukończyło Instytut Kobiet, na którym, jak zapewne ci wiadomo, wprowadza się studentki we wszystkie arkana kunsztu gejsz. Ja osobiście mogę polecić twej uwadze…
— Pozostanę jednak przy Moerze — przerwał mu Barrent.
— Młody człowieku, popełniasz błąd.
— No cóż, zaryzykuję.
— Doskonale — powiedział sędzia. — Twój urlop rozpoczyna się jutro o dziewiątej rano. Szczerze życzę ci powodzenia.
Pod eskortą strażników Barrent opuścił salę sądu i odprowadzony został do swego sklepu. Przyjaciele, którzy oczekiwali wiadomości o jego śmierci, zjawili się, żeby mu pogratulować. Wszyscy chcieli poznać szczegóły Ordaliów, ale Barrent wiedział już, że każda sekretna wiedza daje władzę. Opowiedział im więc całą historię jedynie w najogólniejszym zarysie.
Tego wieczoru uczcili jeszcze jedną okazję. Tem Rend został wreszcie przyjęty do Cechu Morderców i zgodnie z obietnicą jako pomocnika brał ze sobą Foerena.
Następnego ranka Barrent otworzył sklep i ujrzał przed nim pojazd postawiony do jego dyspozycji na czas urlopu przez Ministerstwo Sprawiedliwości. Na tylnym siedzeniu, niezwykle piękna i równie rozzłoszczona, siedziała Moera.
— Czy pan zwariował, Barrent?! — zawołała na jego widok. — Myśli pan, że ja mam czas na takie rzeczy? Dlaczego wybrał pan właśnie mnie?
— Ocaliła mi pani życie — odparł Barrent.
— I pewnie uważa pan, iż to oznacza, że jestem panem zainteresowana?. Otóż nie jestem. Jeśli odczuwa pan choć odrobinę wdzięczności, niech pan powie kierowcy, że się pan rozmyślił. Ciągle jeszcze może pan sobie wybrać jakąś inną dziewczynę.
Barrenl pokręcił głową.
— Pani jest jedyną dziewczyną, jaka mnie interesuje — powiedział.