Podczas obiadu zastanawialiśmy się nad tym, co zrobić, kiedy odezwie się Niceven. Doyle zostawił jej wiadomość. Był pewien, że będzie na tyle zaintrygowana, że się odezwie, a także, że będzie wiedziała, czego chcemy.
– Niceven z pewnością czekała, aż się zgłosimy. Ona ma plan. Nie wiem jaki, ale go ma. – Doyle siedział po mojej prawej stronie, odgradzając mnie ciałem od okna. Kazał mi zaciągnąć zasłony, ale pozwolił zostawić okno otwarte, by był przewiew.
W Kalifornii był właśnie grudzień i wiatr wpadający przez okno był zachwycająco chłodny, jak w Illinois późną wiosną lub wczesnym latem.
– Ona jest zwierzęciem – powiedział Galen, odsuwając swoje krzesło. Wstawił pusty talerz do zlewu i stojąc do nas tyłem, zaczął nalewać do niego wody.
– Nie lekceważ krwawych motyli z powodu tego, co ci zrobiły – zwrócił mu uwagę Doyle. – Użyły zębów, ponieważ tak im się podobało, nie dlatego, że nie mają mieczy.
– Miecz wielkości szpilki – prychnął Rhys – też mi groźba.
– Daj mi ostrze nie większe od szpilki, a zabiję nim człowieka – powiedział Doyle niskim, cichym głosem.
– Zgoda, ale ty jesteś Ciemnością Królowej – rzekł Rhys.
– Nauczyłeś się władać każdą bronią znaną człowiekowi i nieśmiertelnemu. Wątpię, żeby załoga Niceven była tak wprawna w sztukach walki.
– A gdyby to była twoja jedyna broń, nie nauczyłbyś się, jak można użyć jej przeciwko wrogowi?
– Krwawe motyle nie są naszymi wrogami – odparł Rhys. – Ale, podobnie jak gobliny, są przez nas ledwie tolerowane.
Wspomnienie o goblinach sprawiło, że spojrzałam w kierunku Kitta. Nie siedział przy stole. Po zjedzeniu swojej porcji zaszył się w swoim psim legowisku. Zdawał się wstrząśnięty popołudniem spędzonym nad basenem Maeve Reed. Za dużo słońca i świeżego powietrza.
– Nikt nie krzywdzi krwawych motyli – powiedział Mróz.
– Są szpiegami królowej. Motyl, ćma, mały ptak – każde z tych stworzeń może być tak naprawdę krwawym motylem. Ich osłony bywają niemożliwe do wykrycia nawet dla najlepszych z nas.
Doyle skinął głową. Upił trochę czerwonego wina i rzekł:
– Wszystko to, o czym mówisz, jest prawdą. Nie zawsze jednak tak było. Kiedyś krwawe motyle były bardziej szanowane. Nie były tylko szpiegami, ale prawdziwymi sojusznikami.
– Dlaczego? – spytał Rhys.
– Dlatego, że gdy krwawe motyle odlecą z Dworu Unseelie, wszyscy go opuszczą – odparłam.
– Baju, baju. – Rhys roześmiał się z niedowierzaniem. – Jest w tym tyle prawdy, ile w opowieściach o tym, że Imperium Brytyjskie upadnie, gdy kruki opuszczą Tower of London. I co? Imperium już dawno upadło, a jednak nadal przycina się biednym krukom skrzydła i tuczy je górą żarcia. Te cholerne ptaszyska wyglądają jak małe indyki.
– Powiada się: Tam, gdzie krwawe motyle, tam i faerie – powiedział Doyle.
– Co to znaczy? – spytał Rhys.
– Mój ojciec twierdził, że krwawym motylom najbliżej do esencji faerie, tej, która sprawia, że różnimy się od ludzi. Krwawe motyle są związane z magią silniej niż ktokolwiek z nas. Nie mogą zostać wygnane z Krainy Faerie, ponieważ wszystkie istoty magiczne będą musiały za nimi podążyć.
Galen oparł się o blat kuchenny, skrzyżował ręce na nagiej teraz piersi. Zdjął fartuszek, żeby wybawić mnie z zakłopotania. Z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu nie mogłam się skupić, gdy go miał na sobie. Kiedy po raz drugi nie trafiłam widelcem do ust, Doyle poprosił, by go zdjął.
– Zasada jest taka, że im mniejszy jesteś, tym bardziej zależysz od Krainy Faerie, i tym bardziej prawdopodobne jest, że zginiesz poza nią. Mój ojciec był pixie. Wiem, o czym mówię – powiedział Galen.
– Jak dużym pixie? – spytał Rhys.
Galen uśmiechnął się.
– Wystarczająco.
– Jest wiele rodzajów pixie – stwierdził Mróz, albo nie rozumiejąc dowcipu, albo nie zwracając na niego uwagi. Kochałam go, ale poczucie humoru nie było jego najmocniejszą stroną. Rzecz jasna, dziewczyna nie zawsze musi się śmiać.
– Nigdy nie znałem żadnego pixie, który nie byłby członkiem Dworu Seelie – powiedział Rhys. – Można wiedzieć, czym twój ojciec naraził się Taranisowi i jego gangowi?
– Tylko ty mogłeś tak nazwać Dwór Seelie – zauważył Doyle.
Rhys wzruszył ramionami, uśmiechnął się i spytał:
– Co więc twój tatuś przeskrobał, że go stamtąd wyrzucono?
Galen uśmiechnął się.
– Wujowie powiedzieli mi, że ojciec uwiódł jedną z nałożnic królewskich. – Uśmiech na jego twarzy przygasł. Galen nie znał swojego ojca, ponieważ Andais skazała go na śmierć za to, że miał czelność uwieść jedną z jej dam dworu – matkę Galena. Nie zrobiłaby tego, gdyby wiedziała, że na świat przyjdzie dziecko. Co więcej, gdyby o tym wiedziała, nadałaby ojcu Galena tytuł szlachecki i oddała mu tę damę dworu za żonę, tak jak to było w zwyczaju. Niestety, napad złego humoru sprawił, że Andais trochę się pospieszyła z wyrokiem.
Gdyby w tym pokoju byli jacyś ludzie, przeprosiliby Galena za poruszenie tak bolesnego tematu. My nie dbamy o takie sprawy. Gdyby Galen cierpiał, coś by powiedział, i dopiero wtedy byśmy się przejęli. Ale skoro się nie skarżył, nie myśleliśmy o tym.
– Potraktuj Niceven jak królową, jak równą sobie. To ją mile połechce – poradził mi Doyle.
– Ona jest krwawym motylem. Nigdy nie będzie równa księżniczce sidhe – zaprotestował Mróz. Jego przystojna twarz była poważna i wyniosła jak zawsze.
– Moja prababka była skrzatem – powiedziałam łagodnym tonem, by nie pomyślał, że go strofuję. Nie znosił najmniejszych słów krytyki. Zdawał się nieczuły, ale wiedziałam już, że tak naprawdę jest jednym z najbardziej wrażliwych strażników.
– Skrzaty to przydatni członkowie społeczności faerie. Mają długą i szanowaną historię. Co innego krwawe motyle: te są pasożytami. Zgadzam się z Galenem: to zwierzęta.
Zastanawiałam się, co mógłby jeszcze na ten temat powiedzieć. Jakich innych członków społeczności faerie pozbyłby się z miejsca?
– Nic w Krainie Faerie nie jest zbędne – stwierdził Doyle. – Wszystko ma swój cel i swoje miejsce.
– A jakiemu celowi służą krwawe motyle? – spytał Mróz.
– Już o tym mówiliśmy. Są esencją faerie. Gdyby odeszły, Dwór Unseelie zacząłby zmniejszać się jeszcze szybciej, niż się to dzieje teraz.
Skinęłam głową, wstając, by wstawić swój talerz do zlewu.
– Mój ojciec w to wierzył, a to, w co wierzył, zawsze okazywało się prawdą.
– Essus był bardzo mądrym człowiekiem – przyznał Doyle.
– Tak – powiedziałam. – Był.
Galen wziął ode mnie talerz.
– Ja posprzątam.
– Ty przygotowałeś obiad. Nie powinieneś jeszcze do tego sprzątać.
– Obecnie do innych rzeczy raczej się nie nadaję. – Uśmiechnął się, kiedy to mówił, ale tego uśmiechu nie było widać w jego oczach.
Miałam wolne ręce, więc dotknęłam jego twarzy.
– Zrobię, co będę mogła.
– Tego się właśnie obawiam – powiedział cicho. – Nie chcę, żebyś się zadłużyła u Niceven, nie dla mnie. To nie jest wystarczający powód, żeby mieć wobec niej jakiekolwiek zobowiązania.
Zmarszczyłam brwi i odwróciłam się w stronę pokoju.
– Dlaczego nazywasz krwawe motyle zwierzętami? Nie pamiętam, żeby przed opuszczeniem przeze mnie dworu miały aż tak złą reputację.
– Niceven i jej poddani stali się czymś więcej niż szpiegami królowej czy Cela. Trudno szanować coś, czym jest się bez przerwy straszonym.
– Nie rozumiem. Wszyscy przecież mówiliście, że krwawe motyle nie są zagrożeniem.
– Ja tak nie powiedziałem – zaprotestował Doyle. – To, co zrobiły Galenowi, to nie był pierwszy tego rodzaju wypadek, chociaż nigdy jeszcze nie były tak… bezwzględne.
Galen odwrócił się i zaczął krzątać się przy zlewie, opłukując talerze i wkładając je do zmywarki. Zdawał się robić więcej hałasu, niż to było konieczne, jakby nie chciał już słyszeć tej rozmowy.
– Wiesz, że za wejście w drogę królowej można zostać zesłanym do Korytarza Śmierci na tortury u Ezekiela.
– Tak.
– Obecnie woli nam czasami grozić oddaniem w szpony krwawych motyli. W wyniku tego dwór Niceven został zredukowany do roli kolejnego zbiorowiska potworów, które można wyciągnąć z ciemności i wysłać w celu dręczenia innych.
– A sluagh? – spytałam. – Mają dwór i własną tradycję. A są jedną z największych gróźb w arsenale Unseelie od tysiąca lat.
– O wiele dłużej – sprostował Doyle.
– Ale nie zostali zredukowani do roli oprawców.
– Sluagh są tym, co pozostało z oryginalnego Dworu Unseelie. Byli Unseelie, zanim ukuto jeszcze takie określenie. To nie oni dołączyli do nas, tylko my do nich. Jednak bardzo niewielu z nas teraz o tym pamięta.
– Zgodziłbym się raczej się z tymi, którzy twierdzą, że to sluagh są esencją Dworu Unseelie i jeśli odejdą, wymrzemy – powiedział Mróz. – To w nich, a nie w krwawych motylach, tkwi prawdziwa moc Krainy Faerie.
– Tego nikt nie wie na pewno – zaoponował Doyle.
– Nie sądzę, żeby królowa podjęła ryzyko przekonania się o tym na własnej skórze – powiedział Rhys.
– Co to, to nie – przyznał Doyle.
– To oznacza, że krwawe motyle zajmują podobną pozycję jak sluagh – powiedziałam.
Doyle spojrzał na mnie.
– Wyjaśnij to. – Ciężar jego mrocznego spojrzenia sprawił, że o mało nie zaczęłam się wiercić. Opanowałam się jednak. Nie byłam już dzieckiem, żeby się bać tego wysokiego czarnego mężczyzny.
– Królowa zrobiłaby niemal wszystko, żeby zatrzymać sluagh przy sobie, ale czy nie można tego samego powiedzieć o krwawych motylach? Gdyby się naprawdę bała, że ich odejście przyspieszy upadek Unseelie, czy nie zrobiłaby wszystkiego, żeby je zatrzymać na swoim dworze?
Doyle wpatrywał się we mnie przez dłuższy czas.
– Być może – powiedział w końcu. Przechylił się w moim kierunku, opierając się rękami o prawie pusty stół. – Galen i Mróz mają rację co do jednego. Niceven nie reaguje jak sidhe. Przywykła do wykonywania poleceń królowej. Musimy sprawić, żeby myślała o tobie tak jak o niej.
– To znaczy? – spytałam.
– Musimy jej na każdym kroku przypominać, że jesteś dziedziczką Andais.
– Nadal nie rozumiem.
– Kiedy Cel kontaktuje się z krwawymi motylami, jest synem swojej matki. Jego żądania są zwykle tak samo krwawe jak żądania Andais. Ale ty prosisz o uzdrowienie, o pomoc. To stawia cię automatycznie w gorszej sytuacji.
– Dobrze, rozumiem, ale co w związku z tym możemy zrobić?
– Połóż się z nami na łóżku. Przystrój się nami dla efektu tak, jak zrobiłaby to królowa. Dzięki temu będziesz wyglądała na potężną, bo Niceven niczego tak nie zazdrości królowej, jak jej stadka mężczyzn.
– Czy Niceven nie ma w czym wybierać pośród krwawych motyli?
– Nie, ma troje dzieci z jednym samcem i on jest jej królem. Nie może się od niego uwolnić.
– Nie wiedziałem, że krwawe motyle mają króla – powiedział Rhys.
– Niewielu wie. Jest królem tylko z nazwy.
Nagle poraziła mnie pewna myśl. Cudownie było spać ze wszystkimi strażnikami. Gorzej – być zmuszoną do poślubienia jednego z nich tylko z powodu dziecka…
A jeśli ojcem zostałby ktoś, kogo nie szanuję? Myśl o Nicce przywiązanym do mnie na zawsze była przerażająca. Był uroczy, ale nie był na tyle silny, by mi pomóc jako król. W rzeczywistości zamiast nieść pomoc, stałby się ofiarą. To mi przypomniało, że miałam o coś zapytać.
– Czy Nicca nadal pracuje jako ochroniarz?
– Tak – odparł Doyle – przejął zadanie Mroza.
– A co powiedziała klientka na zmianę ochroniarza?
Doyle spojrzał na Mroza, a ten wzruszył ramionami.
– Ona nie jest w prawdziwym niebezpieczeństwie. Chce mieć tylko za plecami wojownika sidhe, żeby pokazać, że jest wielką gwiazdą. Jeden wojownik sidhe nie różni się dla niej od drugiego.
– A jak daleko będziemy musieli się posunąć w przypadku Niceven? – spytałam.
– Tak daleko, żebyś nie czuła się skrępowana – odpowiedział.
Uniosłam brwi i spróbowałam pomyśleć.
– Nie dołączaj mnie do tego widowiska – powiedział Galen. – Nie chcę widzieć żadnego z tych zwierząt, nawet z daleka. – Załadował zmywarkę i uruchomił ją, po czym wrócił na swoje miejsce przy stole.
– To komplikuje sprawę – zauważyłam – Ty i Rhys jesteście jedynymi strażnikami, którym nie przeszkadza flirtowanie przy obcych. Zarówno Mróz, jak i Doyle przy innych są dosyć spięci.
– Dzisiaj wieczorem jestem gotów pomóc – zaofiarował się Doyle.
Mróz spojrzał na niego.
– Dogadzałbyś Meredith na oczach tych stworzeń?
Doyle wzruszył ramionami.
– Jeśli to konieczne…
– Mogę być w łóżku, tak jak podczas niektórych widzeń z królową – powiedział Mróz – ale nic poza tym.
– Twój wybór. Ale jeśli nie chcesz grać roli kochanka Meredith, nie psuj nam przedstawienia. Może powinieneś poczekać w salonie, kiedy my będziemy rozmawiać z tymi maleństwami?
Mróz zmrużył oczy.
– Powstrzymałeś mnie dzisiaj, kiedy chciałem pomóc Meredith. Zrobiłeś to dwa razy. Teraz sugerujesz mi, żebym nie był w jej łóżku, kiedy ty będziesz odgrywał rolę jej kochanka. Co będzie dalej? Przerwiesz wreszcie swój celibat i wylądujesz z nią w łóżku?
– Mam prawo to zrobić.
Popatrzyłam na niego uważnie. Jego twarz była pusta, pozbawiona wyrazu. Czy właśnie zapowiedział mi, że będzie dziś dzielił ze mną łoże, czy też tylko sprzeczał się z Mrozem?
Mróz wstał. Doyle dalej siedział przy stole.
– Sądzę, że powinniśmy pozwolić Meredith zadecydować, z kim dziś spędzi noc.
– Nie po to tu jesteśmy – powiedział Doyle – a po to, żeby uczynić Meredith brzemienną. Wy trzej mieliście na to trzy miesiące. I co? Żadnego rezultatu. Czy naprawdę chciałbyś pozbawić jej szansy na urodzenie dziecka i bycie królową, skoro doskonale wiesz, że jeśli Celowi się powiedzie, a jej nie, będzie chciał jej śmierci?
Mróz zwiesił głowę.
– Nigdy nie życzyłem jej źle.
Zrobiłam krok do przodu i dotknęłam jego ramienia. Dotyk sprawił, że spojrzał na mnie. Jego spojrzenie było pełne bólu. Nagle zdałam sobie sprawę, że jest o mnie zazdrosny. Nie miał do tego prawa. Jeszcze nie. Jednak myśl o tym, że mogłabym już nigdy nie trzymać go w ramionach, była bolesna. Nie mogłam sobie pozwolić na takie myśli, podobnie jak on nie mógł sobie pozwolić na zazdrość.
– Mrozie… – zaczęłam. Nie wiem, co bym powiedziała, gdyby nagle w sypialni nie rozległo się dzwonienie. Ten dźwięk niebezpiecznie przyspieszył mi tętno. Puściłam rękę Mroza. Staliśmy nieruchomo, patrząc na siebie, podczas gdy Rhys i Doyle podążyli w kierunku drzwi.
– Muszę już iść, Mrozie. – Chciałam przeprosić, ale tego nie zrobiłam. Ani on na to nie zasłużył, ani ja nie byłam mu tego winna.
– Pójdę z tobą – powiedział.
Rozszerzyłam ze zdumienia oczy.
– Dla mojej królowej gotów jestem zrobić to, czego nie zrobiłbym dla nikogo innego.
Wiedziałam, że w tej chwili nie ma na myśli Andais.