Rozdział 9

Maeve Reed używała magii, by upodobnić się jak najbardziej do człowieka. Była wysoka i szczupła. Miała na sobie jasno-brązowe spodnie i kremowo-złotą bluzkę z długimi rękawami, która odsłaniała górę jej małych, jędrnych piersi. Była zbudowana jak modelka, tyle tylko, że nie musiała się głodzić ani ćwiczyć, by tak wyglądać.

Na głowie miała wąską brązową opaskę. Blond włosy sięgały jej do pasa. Była opalona na złocisty kolor – w końcu nieśmiertelni nie muszą się obawiać raka skóry. Miała tak delikatny makijaż, że początkowo myślałam, że w ogóle go nie ma. Jej oczy lśniły błękitem.

Była piękna, ale ludzkim pięknem. Ukrywała się przed nami. Być może z przyzwyczajenia, a może miała inne powody.

Julian wstał, witając ją, zanim podeszła do sofy. Wyszeptał coś, pewnie przepraszał za Ethana i jego niefortunne komentarze na temat „nieludzi”.

Pokręciła głową, potrząsając maleńkimi złotymi kolczykami.

– Jeśli naprawdę tak myśli, to lepiej, żeby pracował gdzie indziej.

Ethan również podniósł się z sofy.

– Nie chodziło mi o panią, panno Reed. Pani przecież należy do Dworu Seelie. Co innego oni. – Pokazał nas ręką. – To potwory rodem z koszmarów. Nie powinni być w ogóle wpuszczeni do tego domu. Stanowią zagrożenie dla pani i dla wszystkiego wokół.

– Ile spraw przez nas tracisz? – spytałam i z jakiegoś powodu mój głos spowodował, że nagle zapadła cisza.

Ethan odwrócił się w moją stronę, prawdopodobnie po to, by znowu powiedzieć coś niefortunnego. Julian chwycił go za rękę. Ten uścisk wyglądał na mocny. Ethan skrzywił się z bólu i przez chwilę myślałam, że staniemy się świadkami bójki.

– Po prostu stąd wyjdź – powiedział Julian, zniżając głos.

Ethan wyszarpnął się z jego uścisku. Ukłonił się sztywno pani Reed.

– Pójdę. Ale chcę, żeby pani zrozumiała, że Seelie są dla mnie kimś innym niż Unseelie.

– Nie postawiłam stopy na Dworze Seelie od przeszło stulecia, panie Kane. Nie będę już nigdy jego członkiem.

Ethan zmarszczył brwi. Pewnie miał nadzieję, że Maeve Reed przyzna mu rację. Tymczasem srogo się zawiódł. Zwykle był ponury i nieprzyjemny, ale nie do tego stopnia. Chyba naprawdę tracili przez nas dużo spraw.

Ethan wybąkał jeszcze jakieś przeprosiny, po czym wyszedł, trzaskając drzwiami.

– Często się tak zachowuje? – spytałam.

Julian wzruszył ramionami.

– Ethan nie przepada za bardzo za ludźmi.

– Julianie, czuję się strasznie zaniedbana – powiedziała Maeve.

Zerknęłam na jej uśmiechniętą, piękną twarz. Wyglądała szczerze, nawet jej błękitne oczy błyszczały siłą tej szczerości. Trochę za mocno usiłowała wydawać się czarująca i podobna do człowieka. Byłoby jej o wiele łatwiej być czarującą, gdyby zrzuciła osłonę.

Julian popatrzył na mnie, po czym odwrócił się z uśmiechem do Maeve Reed.

On również stosował coś w rodzaju zaklęcia. Miał po prostu urok osobisty. To mogła być świadoma magia, ale wątpiłam w to. Ludzie przeważnie nie panują nad swoim czarem.

Obserwując ich, nagle zrozumiałam, że ten czar nie jest przeznaczony dla nas. Obejrzałam się za siebie na Franka. Wpatrywał się w Maeve, jakby nigdy przedtem nie widział kobiety, w każdym razie takiej kobiety. Przedstawienie, którego byliśmy świadkami, nie było przeznaczone dla nas, a dla ochroniarzy.

– Panno Reed – rozpływał się nad nią tymczasem Julian – nigdy bym pani nie zaniedbał, skąd to przypuszczenie. Jest pani nie tylko naszym klientem, ale jednym z najcenniejszych obiektów, o pilnowanie którego zostaliśmy poproszeni. Oddalibyśmy za panią życie. Cóż więcej mogą zrobić mężczyźni, kiedy wielbią kobietę?

Myślałam, że Maeve uzna to za grubą przesadę, ale nie znałam jej przecież. Może lubiła takie przesadne komplementy.

Oblała się rumieńcem. Wiedziałam, że jest on dziełem magii. Czułam ją w powietrzu. Czasem najprostsze zmiany fizyczne zabierają najwięcej magii. Wzięła Juliana pod rękę i zniżyła głos tak, że nie usłyszeliśmy, co mówi. Owszem, mogliśmy podsłuchać, ale byłoby to niegrzeczne i prawdopodobnie by to wyczuła. Nie chcieliśmy denerwować bogini, przynajmniej jeszcze nie teraz.

Odwrócili się do nas, uśmiechnięci i czarujący, ona mocno ściskała jego ramię. Odniosłam wrażenie, że Julian usiłuje mi przekazać jakąś wiadomość, ale nie mogłam jej odczytać przez żółte szkła jego okularów.

– Panna Reed przekonała mnie, żebym pozostał przy jej boku na czas trwania waszej wizyty.

Wreszcie zrozumiałam. Maeve Reed wynajęła Kane’a i Hearta, by chronili ją przed nami. Tak bardzo obawiała się sidhe z Dworu Unseelie, że nie chciała pozostać z nimi sama. Mimo że jej dom aż buzował od magii, ciągle się nas bała. Wydawać by się mogło, że nie jesteśmy tak przesądni, zwłaszcza w stosunku do innych sidhe, ale jednak jesteśmy. Mój ojciec uważał, że bierze się to z braku znajomości innych kultur poza tą, w której się urodziliśmy. Ignorancja rodzi strach.

W murach domu Maeve było tyle magii, że niedługo po wejściu do niego, przestałam ją wyczuwać. Była to umiejętność, którą się nabywa, jeśli się spędza dużo czasu w miejscach wypełnionych złą magią. Trzeba stłumić jej dotyk, inaczej cały czas odczuwać się będzie jej obecność, a to stępia zmysły i jest niebezpieczne. To tak, jakby się próbowało słuchać stu rozgłośni radiowych naraz. W efekcie nie słyszy się nic.

Popatrzyłam na uśmiechniętą twarz Maeve Reed i pokręciłam głową. Odwróciłam się, by spojrzeć na Doyle’a. Próbowałam zapytać go oczami, jak daleko mogę się posunąć.

Nieznacznie skinął głową. Czy chciał przez to powiedzieć, że mogę się posunąć tak daleko, jak tylko zechcę? Miałam nadzieję, że o to właśnie mu chodziło, bo zamierzałam dziś przynajmniej kilka razy śmiertelnie znieważyć złotą boginię Hollywood.

Загрузка...