ROZDZIAŁ IX

Jak się spodziewano, następnego dnia w porze obiadowej mieszkańcy Elistrand zostali wezwani do Grastensholm. Po wyjściu gospodarzy Hilda musiała jeszcze przez jakiś czas zostać w domu, by pomóc dzieciom przy jedzeniu i posiedzieć chwilę z Jonasem. Chłopiec czuł się znacznie lepiej i choć objawy odry jeszcze całkowicie nie ustąpiły, wyglądało na to, że środek Tengela skutkuje.

Wkrótce Hilda przekazała obowiązki służącym i co sił w nogach pobiegła do Grastensholm.

Już w wielkiej sieni dotarły do niej wzburzone głosy z salonu. Mattias, który usłyszał, że ktoś głośno puka do drzwi wejściowych, wyszedł jej na spotkanie.

Nigdy jeszcze nie widziała go tak wstrząśniętym. Jego dobre oczy pociemniały z rozpaczy.

– Hildo, oskarżają mojego ojca! To podłe oszczerstwo, on nie jest złoczyńcą!

– Wiem, mój drogi. Nikt z nas w to nie wierzy. Ciebie także oskarżają, prawda?

– To nie ma żadnego znaczenia, wiem, że jestem niewinny i potrafię mówić za siebie. Ale ojciec jest taki bezradny, nie umie bronić się przed napastliwym i podłym wójtem.

– Rozumiem.

Wykonał gest, jakby chciał się do niej przytulić.

– Wiedziałaś o tym wczoraj, prawda?

Potwierdziła skinieniem głowy.

– Dlaczego nic nie powiedziałaś?

– Pan Kaleb chciał mieć trochę czasu, by przygotować argumenty na waszą obronę.

– Tak, spisuje się dzielnie, walczy jak lew, ale wójt jest bezlitosny. Dziękuję za list!

Zawstydzona spuściła głowę.

– Och, był okropny.

– To najpiękniejszy list, jaki kiedykolwiek dostałem. Jest prawdziwy i szczery! Przez pół nocy nie spałem, pełen niewypowiedzianego szczęścia. Miałem tyle nadziei, takie wielkie plany na dzisiaj. I oto co się stało! – W jego głosie brzmiała gorycz. – Hildo… czy napisałaś ten list, żeby… mnie pocieszyć?

– Nie, choć muszę przyznać, że gdybym nie wiedziała o oskarżeniu przeciw tobie i twemu ojcu, nigdy bym go nie napisała. Chciałam, byś dokładnie wiedział, co czuję do ciebie. Albo może raczej niedokładnie… w natłoku myśli i uczuć…

– Rozumiem cię, Hildo. Nie jesteś pewna. Ale ja jestem. My…

– Mattiasie! – dobiegło ich wołanie Arego. – Gdzie ty się podziewasz?

– Chodźmy – łagodnie powiedział Mattias do Hildy.

Weszli trzymając się za ręce. Nie była pewna, czy to on chce dać jej wsparcie, czy raczej szuka go u niej. Prawdopodobnie jedno i drugie. Należeli do siebie.

To im dodawało sił.

W salonie był także Jesper, blady i drżący ze strachu, jak gdyby miał przeciwko sobie cały świat. Hilda nie chciała na niego patrzeć. W myślach widziała go nadal z opuszczonymi spodniami.

Był tam również brat Augustyny córki Fryderyka i, rzecz jasna, cały wielki ród Ludzi Lodu.

Wójt kipiał gniewem.

– Mamy tu, jak widzę, także i córkę hycla – powiedział zjadliwie. – Zgromadzenie jest więc pełne. No tak, urządziliście niezłą zabawę! Ale w końcu mam was, prawda wyszła na jaw!

– Po raz setny powtarzam, panie wójcie – powiedziała Liv zmęczonym głosem – ani mój syn, ani wnuk nie mają nic wspólnego z tymi ohydnymi mordami.

Po raz pierwszy Hilda widziała baronową tak załamaną. Liv siedziała skulona, na jej twarzy malowało się cierpienie. Wydawało się, że tego ciosu, który spadł na jej rodzinę, nie potrafi już znieść.

– Ach tak? – drwiąco zapytał wójt. – Dlaczego więc jeden z nich odwiedził madame Svane w Christianii?

Irja była czerwona i zapłakana.

– Czy mój biedny mąż nigdy nie będzie miał spokoju? W jego życiu było tyle tragedii. A to ostatnie oskarżenie jest tak wstrętne, że nie można go nawet słuchać. Ja chyba wiem najlepiej, że Tarald nie ma nic wspólnego z tymi morderstwami!

– A wasz syn? – odciął się wójt. – Służba mówi, że on chodzi we śnie. A może wcale nie jest lunatykiem? Może to świadome oszustwo, maskujące zwyrodniałe praktyki?

– Gdybyście znali Mattiasa Meidena, nie rzucalibyście takich haniebnych oskarżeń – powiedział Brand. – To najwspanialszy człowiek, jakiego Bogu udało się stworzyć.

– No, nie przesadzajmy – mruknął Mattias.

– Może i tak być – wójt rozpoczął przemowę. – Ale ludzie składają się z dobra i zła. To, czego nie widać w dziennym świetle, zbiera się gdzieś w mrocznej głębi i nocą zaczyna działać, wyzwalając drugie zbrodnicze „ja”…

– O Boże! – westchnął Kaleb.

– I… – Wójt uniósł palec wskazujący. – Natrafiłem na jeszcze jeden ślad! Kiedy byłem w Lipowej Alei, przechodziłem obok lamusa z odzieniem. I cóż tam dostrzegłem?

Aby wzmocnić wrażenie, zrobił długą pauzę.

– No i co zobaczyliście? – zapytał sucho Brand.

– Płaszcz z wilczej skóry! Olbrzymi, z kapturem!

– Boże, daj mi cierpliwość! – jęknął Are. – Toż to moje futro odziedziczone po ojcu Tengelu! Czy ono też ma wziąć udział w tej historii? Czy chodzi wam o wilkołaka? Czy to jego skóra tam wisiała? W takim razie wilkołak, który grasuje tu po nocach, jest na wpół zeżarty przez mole.

Wójt zacisnął usta.

Sprawa utknęła w martwym punkcie.

Weszła służąca z wiadomością, że z jednej z okolicznych zagród przysłano po doktora. Zachorowało dziecka.

– Znowu odra – westchnął Mattias. – No cóż, muszę iść. Ludzie tak lekkomyślnie postępują z dziećmi, pozwalają im wstawać z łóżka zbyt wcześnie i następują powikłania. Nie możemy dopuścić do tego, co stało się w Tonsberg, gdzie z powodu bezmyślności dorosłych zmarło pięćdziesięcioro dzieci. Panie wójcie, czy zezwolicie, abym oddalił się stąd na jakiś czas?

Wójt z niechęcią wyraził zgodę. Mattias posłał Hildzie czułe spojrzenie, jakby zapowiadając, że wkrótce znów się zobaczą, i wyszedł.

Bez niego zrobiło się w salonie jakoś dziwnie pusto, w każdym razie tak odczuła to Hilda.

Jesper nie mógł już dłużej wytrzymać napięcia.

– Ja nic nie zrobiłem – załkał, nie starając się nawet obetrzeć płynących z oczu łez. – Ja nic w ogóle nie zrobiłem!

– Nikt cię o nic nie posądza – uspokajał go stary przyjaciel Brand. – Chcemy tylko się dowiedzieć, czy czegoś nie zauważyłeś.

– Co? A co miałbym zauważyć? On, ten tam, co nawet porządnie nie umie mówić po norwesku – powiedział wskazując na wójta – to głupek! Oskarża pana Taralda i pana Mattiasa! Żaden z nich tego nie zrobił, mówię wam, panie wójcie! Bo lepszych gospodarzy niż na Grastensholm i w Lipowej Alei nie ma, wszyscy to potwierdzą. Mój ojciec i matka pracowali tam przez całe życie, ojciec był głównym stajennym, i nie zamieniliby się na żadne inne miejsce na świecie!

– Wystawiłeś nam bardzo piękne świadectwo, Jesperze – powiedziała ciepło Liv. – My wszyscy wiemy, że nikt z nas tego nie zrobił. Ktoś jednak posłużył się naszym nazwiskiem..

– Dość tego próżnego gadania – przerwał wójt. – W ten sposób daleko nie zajedziemy. Baronie Taraldzie Meiden, w imieniu prawa aresztuję was jako…

– Nie! – zawołała Irja. – Nie, nie możecie tego zrobić!

– Nie mogę? To mój obowiązek…

Wtedy właśnie Hildzie zaświtał w głowie desperacki pomysł, jak przyczynić się do rozwiązania zagadki i pomóc Mattiasowi oraz jego ojcu. Pomysł był tak szalony, że gdyby zastanowiła się bodaj przez dwie sekundy, niczego by nie powiedziała.

– Posłuchajcie mnie, moi drodzy! – wykrzyknęła, wszyscy więc spojrzeli na nią, nawet służący, stojący przy drzwiach. I oto właśnie chodziło: aby jej słowa natychmiast rozniosły się po całej wsi. – Przecież ja wiem, kto to zrobił! – zawołała z mocą.

Powstał ogromny rwetes, zaczęto się wzajemnie przekrzykiwać.

Hilda była bardzo zmieszana, ale dzielnie brnęła dalej:

– Nie, teraz nie mogę nic powiedzieć. Ale mam w domu dowód. Że też wcześniej na to nie wpadłam!

– Jaki dowód? – natarł na nią wójt.

– Nie, to nie jest nic konkretnego. Muszę to najpierw sprawdzić…

Dopiero teraz uświadomiła sobie, jaką burzę rozpętała swoimi słowami, i strach pochwycił ją w swe szpony. Gdyby jednak nie zrobiła nic, wójt zabrałby pana Taralda, ojca ukochanego Mattiasa. A ten wójt bez namysłu chyba osądzał ludzi. Chcąc jak najszybciej zakończyć całą historię, był w stanie powiesić nawet bez wyroku.

Musiała więc kontynuować tę grę. Nie bardzo zdawała sobie sprawę, jak powinny potoczyć się dalej wydarzenia, nie wątpiła jednak, że pomysł sam w sobie jest dobry. Jedyną jego wadą było to, że narażała się na niebezpieczeństwo.

– Muszę iść do domu – powiedziała ze śmiertelnym lękiem w sercu. – Ale jeszcze nie teraz. Obiecałam, że po południu posiedzę z chorym Jonasem. Mogę pójść wieczorem…

– Dzisiaj będzie pełnia – cicho powiedział Andreas.

– Wiem o tym, ale nic na to nie poradzę. Nie wierzę w wilkołaki.

– Ale przecież sama go widziałaś – powiedziała Liv.

– To musiało być coś innego. Czy mogę pomówić z panem Kalebem na osobności?

– I ze mną, jeśli łaska – wtrącił wójt.

– Chętnie. I z panem Andreasem. Czy możemy przejść do innego pokoju?

Przeszli do sąsiedniego pomieszczenia i tam Hilda powiedziała:

– Muszę znaleźć to, co jest w domu. To nie jest żadna rzecz, nic, co bezpośrednio doprowadzi nas do winnego, ale gdybym to zdobyła i połączyła z tym, co mam w pamięci, wiedziałabym wszystko. Czy brzmi to bardzo zawile?

– Tak – odparł Kaleb. – Ale rozumiem, o co ci chodzi.

– Strasznie to zagmatwane – mruknął wójt. – Możemy chyba iść tam bez ciebie?

– Nie, to niemożliwe, właśnie przed chwilą wyjaśniałam. Sądzę jednak, że jeżeli wszyscy we wsi się dowiedzą, że mam zamiar udać się wieczorem do domu, to będziemy mogli pojmać winnego.

– Dobry Boże, Hildo, nie możesz tak się narażać

– Umyśliłam sobie, że będziecie czuwali wzdłuż drogi…

– Nie! – zdecydowanie sprzeciwił się Andreas. – To zbyt ryzykowne! Mattias nigdy w życiu się na to nie zgodzi.

– Mattias o niczym nie będzie wiedział.

– O, on musi się dowiedzieć – obruszył się wójt. – On jest najbardziej podejrzany, a jeśli uda się go złapać na gorącym uczynku…

– Och, przestań gadać! – wybuchnął Andreas, który nie mógł już słuchać bzdurnych oskarżeń wójta. – Mattias nie potrafi nikogo skrzywdzić. Hildo, twoja propozycja jest wspaniała, ale nie mamy dosyć ludzi, by ich ustawić w całej okolicy, jeżeli wszyscy są podejrzani.

– Mogę sprowadzić moich ludzi – szybko zdecydował wójt. – I zgadzam się odłożyć zatrzymanie pana Taralda do wieczora, jeżeli Hilda podejmie się roli przynęty.

– Nie, nie i jeszcze raz nie! – sprzeciwił się Kaleb. – Jeżeli coś jej się stanie, Mattias nigdy nam tego nie wybaczy.

– My sami sobie nie wybaczymy – stwierdził Andreas.

– Musimy jednak położyć kres tym strasznym podejrzeniom – powiedziała Hilda. – Przyznaję, że ten pomysł mnie samą przeraża, zwłaszcza historia z wilkołakiem, jednak nie możemy zrobić tego za dnia. Z drogi wszystko widać zbyt dobrze. Ale w ciemności… Jeśli postawicie ludzi w zbożu i w lesie, i koło zagrody… Musi ich być wielu! Ale przecież nie ma aż tylu…

– Mogę ściągnąć tu dziesięciu mężczyzn z sąsiedniej wioski – skwapliwie zadeklarował wójt. – I jeśli wy dwaj… pan Brand i pan Are…

– Nie, dziadek nie – zaprotestował Andreas. – On jest za stary. Może Jesper?

– Nie, oszalałeś? – obruszył się Kaleb. – Narobi w portki ze strachu. Ale możemy poprosić pastora, nie powinien odmówić.

– I kościelnego – dodała Hilda. – Tak, to chyba wystarczy.

Nagle zorientowali się, że już planują wieczorną akcję. Popatrzyli na siebie z przerażeniem. Hilda drżała na całym ciele.

– Będziemy blisko ciebie, Hildo – obiecał Andreas. – Nawet mysz nie zdoła się prześlizgnąć.

– Zastanawiam się – powiedział Kaleb – czy ktoś nie powinien iść za nią przez cały czas.

– To niemożliwe, noc nie jest aż tak ciemna.

– Macie rację, ale powinniśmy chyba być uzbrojeni?

– Oczywiście – zgodził się wójt. – Byle tylko nie znalazł się wśród nas ktoś, kto lubi sobie postrzelać i użyje broni, jak tylko coś poruszy się w krzakach.

– Musimy ostrzec wszystkich jak najsurowiej.

– Ja stanę przy zagrodzie – zdecydował Andreas. – Tam przypuszczalnie będzie najtrudniej.

– Och, dziękuję! – Hildzie odrobinę ulżyło. – Że też wymyśliłam coś takiego!

– Chcesz się wycofać? – szybko zapytał Andreas, jakby czytając w jej myślach.

– Wycofać się? Chcę uwolnić od podejrzeń Mattiasa i jego ojca. Wszystko inne jest nieistotne.

Kaleb powiedział w zamyśleniu:

– Wiecie, moglibyśmy posłać kogoś zamiast Hildy. Ja jestem chyba za wysoki, ale Mattias…

– Wykluczone! – sprzeciwił się wójt. – Po pierwsze, on sam jest podejrzany, a po drugie, Hilda ma znaleźć dowód, prawda?

– Tak, oczywiście – przytaknęła pospiesznie, choć bliska była już przyznania, że żaden dowód nie istnieje.

– Ja i moi ludzie będziemy pilnować lasu – zdecydował wójt. – Tam musimy ustawić się szczególnie gęsto.

Kaleb przyznał mu rację.

– A ja ułożę się na polu żyta. Brand też może to zrobić, ale potrzeba nam jeszcze kogoś. Weźmiemy paru waszych ludzi.

– Pastor dopilnuje okolicy kościoła – powiedział Andreas. – Tam jest sporo mrocznych miejsc. I kościelny niech czuwa gdzieś w pobliżu. Ale to i tak za mało… Już wiem! Przecież tak wielu chłopów trzymało straż, chowając w zanadrzu srebrne kule. Możemy wybrać spomiędzy nich najbardziej gorliwych i prosić, by obstawili równinę.

– Czy to słuszne? – wójt miał wątpliwości. – Jeden z nich może okazać się winny albo też zaczną strzelać do wszystkiego, co się rusza.

– Andreasie, ty dobrze znasz okolicznych mieszkańców – powiedział Kaleb. – Wybierz pięciu, sześciu najbardziej rozumnych.

– Dobrze.

– Ale nie wolno angażować nikogo więcej!

Zakończono planowanie. Ustalono jeszcze, że Hilda wyruszy koło dziewiątej, kiedy już będzie ciemno.

Rodzina była wzburzona.

– Cóż to za pomysł! – gorączkowała się Gabriella. – Puszczać dziewczynę samą po nocy!

– Hilda da sobie radę – powiedział Kaleb. – Weźmie nóż.

Nawet najbliższych nie wprowadzili w szczegóły planu. Nikt nie mógł wiedzieć o strażach, które będą czuwać nad Hildą.

Zaczęli rozchodzić się do domów, do Elistrand i Lipowej Alei, a wójt pojechał zebrać swoich ludzi. Mattias nie wrócił jeszcze, z czego wszyscy, oprócz Hildy, byli zadowoleni. Kiedy wróci, dowie się o akcji, nie zdąży jednak jej odwołać.

Popołudnie było dla Hildy nieustającym pasmem udręki. Tysiąc razy zdążyła pożałować swojego pomysłu; wielokrotnie zdecydowana była iść do Kaleba i odwołać całą akcję.

Nie uczyniła tego jednak przez wzgląd na Mattiasa i jego ojca.

Gdyby tylko mogła pomówić z Mattiasem! Gdyby mógł jej towarzyszyć! Potrzebowała go bardziej niż kiedykolwiek, ale odra grasowała w parafii i Mattias zajęty był przy chorych dzieciach.

Siedziała przy łóżku Jonasa, ocierała mu pot z czoła, wypatrując dobrze znanej wysypki, która na razie jeszcze się nie pojawiła. Mattias prosił, by zwróciła uwagę, czy chłopca nie bolą uszy, a jeśli kaszel by się wzmógł, miała go wezwać.

Wydawało się jednak, że Jonas urobiony jest z wyjątkowo odpornej materii.

U jednej z dziewczynek zaczęły pojawiać się oznaki zarażenia. Gabriella siedziała więc przy niej i pilnowała, by mała wstając z łóżka nie zmarzła.

Zaszło słońce.

Hildę oblewały zimne poty. Jak mogła wymyślić coś tak głupiego?

Andreas wyruszył już dawno temu, teraz do drogi przygotowywał się Kaleb. Gabriella dopytywała się, dokąd wychodzi, ale on odparł wymijająco:

– Idę pogadać z Andreasem.

– Przecież rozmawialiście przez cały dzień!

– Jakoś nie możemy się nagadać.

Eli miała oczy szeroko otwarte; czuła, że coś się szykuje.

– Mogę z tobą iść, Hildo.

Dobry Boże, gdyby naprawdę mogła, pomyślała Hilda.

– Nie, tobie nie wolno.

– Dlaczego?

– Twoi rodzice nigdy by się na to nie zgodzili.

– Ale tobie pozwalają iść samej?

– Prosiłam o to. Zajmiesz się Jonasem wieczorem?

– Tak, tak. Co wy zamierzacie?

– Czy my coś zamierzamy?

– Jasne! Ojciec jest taki tajemniczy, a matka gniewa się, że nic nie chce jej powiedzieć.

– Nie, nie wiem, co by to mogło być. Eli…

– Tak?

– Jeżeli… jeśli Mattias przyjdzie tu dzisiaj…

– To co?

– Powiedz mu, dokąd poszłam.

– Oczywiście!

Tu nastąpił pierwszy wyłom w murze tajemnicy. Miała nikomu nie mówić, zwłaszcza Mattiasowi. Ale gdyby przybył, nim ona dojdzie do kościoła, gdyby pojechał za nią jak najszybciej…

O Boże, jakie by to było wspaniałe!

Eli zeszła na wieczerzę. Jonas zasnął.

Hilda podeszła do okna, wyjrzała. Niebo było przesłonięte chmurami, prześwitywał zza nich zarys księżyca. Chmur jednak było tak dużo, że na ziemię nie docierała jego poświata. Zapowiadała się ciemna noc, a nie ma nic mroczniejszego od sierpniowej nocy.

Wysoko w lesie rozległo się wycie psa – głęboki ton, jak gdyby obwieszczający, że nie jest to zwyczajne zwierzę.

Загрузка...