Usadowiona za swoim zdobnie złoconym biurkiem Elaida wodziła palcem po pociemniałej ze starości figurce z kości słoniowej przedstawiającej dziwnego ptaka z dziobem długim jak tułów i słuchała, nie bez odrobiny rozbawienia, sześciu kobiet stojących po drugiej stronie mebla. Zasiadające, po jednej z każdej Ajah, marszcząc czoła, spoglądały na siebie z ukosa, przestępowały z nogi na nogę, szurając aksamitnymi pantoflami po wzorzystym kobiercu pokrywającym prawie całą posadzkę z ceglastych płytek, szarpały za haftowane w pnącza winorośli szale i właściwie rzecz ujmując, wyglądały jak gromadka kłótliwych służących, które żałują, że brak im odwagi, by rzucić się sobie do gardeł na oczach swej pani. Warstwa szronu pokrywała okienne szyby, przesłaniając wirujące za nimi tumany śnieżnych płatków, chociaż niekiedy wrażenie furii wyjącego wiatru było nieomal namacalne. Elaida wszelako czuła się bezpiecznie i przytulnie, i to nie tylko dzięki grubym balom płonącym na białym marmurowym kominku. Niezależnie od tego, czy te kobiety zdawały sobie z tego sprawę — no cóż, Duhara z pewnością wiedziała, przypuszczalnie pozostałe również — naprawdę była ich panią. Cicho tykał zamówiony przez Cemaile zegar szafkowy zdobiony misterną polichromią. Nie spełniony sen Cemaile jeszcze oblecze się w rzeczywistość — Wieża odzyska dawną chwałę: Niekwestionowaną chwałę, pod zręczną dłonią Elaidy do Avriny a’Roihan.
— Nie odkryto nigdy żadnego ter’angreala, który mógłby posłużyć do „kontroli” przenoszenia u kobiet — mówiła Velina, starannie dobierając słowa, głosem chłodnym, aczkolwiek cienkim jak u dziewczynki, który osobliwie kontrastował z orlim nosem i ostrym spojrzeniem nakrapianych oczu. Była Zasiadającą Białych i zaiste stanowiła wręcz ucieleśnienie idealnej Białej siostry we wszystkim, wyjąwszy żywiołową ekspresywność osobowości. Prosta, śnieżnobiała suknia sprawiała surowe i zimne wrażenie. — A znaleziono bardzo niewiele takich, który zdolne są do spełniania wzmiankowanej funkcji. Stąd też należy wyciągnąć logiczny wniosek, że gdyby taki ter’angreal został odnaleziony albo gdyby odnaleziono ich więcej niż tylko jeden, jakkolwiek musi się to wydawać niemożliwe, nigdy nie będzie ich dostatecznie dużo, by kontrolować więcej niż dwie, trzy kobiety. Dlatego też uważam, że raporty o tych tak zwanych Seanchanach są dramatycznie przesadzone. Jeśli rzeczywiście mamy do czynienia z jakimiś kobietami na „smyczach”, to takie z pewnością nie mogą przenosić. To oczywiste. Nie neguję wprawdzie, że ludzie ci okupują Ebou Dar i Amador, a może też i inne terytoria, z pewnością jednak ich obecność na tych terenach jest dziełem Randa al’Thora, być może rezultatem świadomej strategii mającej mu przysporzyć zwolenników. Jak w przypadku tego ich Proroka. Wynika to ze zwykłej logiki.
— Cieszę się, że przynajmniej nie negujesz wydarzeń w Ebou Dar i Amadorze, Velino — powiedziała sucho Shevan. A zaiste potrafiła wyprać swój głos nawet z odrobiny emocji. Wysoka jak większość mężczyzn, na dodatek tak chuda, że wręcz koścista, Zasiadająca Brązowych miała pociągłą twarz ze sterczącym podbródkiem, której odpychającego wrażenia w niczym nie łagodziła burza okalających ją loków. Pajęczymi palcami poprawiła szal, wygładziła suknię z jedwabiu barwy ciemnego złota i ciągnęła dalej, głosem pełnym wystudiowanego rozbawienia: — Nie bardzo mam śmiałość stwierdzać, co jest możliwe, a co nie. Na przykład jeszcze nie tak dawno temu „wszyscy” wiedzieli, że tylko tarcza upleciona przez siostrę może uniemożliwić kobiecie przenoszenie. Potem pojawia się proste zioło, widłokorzeń, i właściwie każdy może wlać ci do gardła napar, który na wiele godzin sprawia, że jeśli chodzi o czerpanie mocy, jesteś martwa niczym kamień. Rzecz jak najbardziej pożyteczna, przypuszczam, jeśli chodzi o dzikuski i im podobne, ale co najmniej drobna niespodzianka dla tych, co myślą, że zjadły wszystkie rozumy, nieprawdaż? Może w następnej kolejności ktoś również nauczy się znowu wytwarzać ter’angreale.
Elaida zacisnęła usta. Nie interesowały jej nieprawdopodobieństwa, a poza tym jeśli żadna siostra przez trzy tysiące lat nie odkryła metody wytwarzania ter’angreali, to coś takiego nigdy nie nastąpi i na tym koniec. Krzywiła się, bo wiedza prześlizgiwała jej się przez palce, wiedza, którą za wszelką cenę pragnęła zachować dla siebie. W chwili obecnej nawet najskromniejsza z inicjowanych Wieży wiedziała, na czym polega działanie widłokorzenia. I nikomu ta wiedza nie przynosiła szczęścia. No bo jakież to odrażające, znienacka uświadomić sobie, że oto jest się na łasce i niełasce każdego, kto dysponuje najskromniejszą wiedzą o ziołach i odrobiną wrzątku. Wiedza była gorsza niż trucizna, jak tego dowodził przykład zgromadzonych przed nią Zasiadających.
Na samą wzmiankę o widłokorzeniu wielkie, ciemne oczy w twarzy miedzianoskórej Duharyn wypełnił niepokój, jej ciało zesztywniało jeszcze bardziej niż zwykle, palce dłoni zacisnęły się na fałdach sukni o barwie czerwieni tak głębokiej, że nieomal wpadała w czerń. Sedore z widocznym wysiłkiem przełknęła ślinę i kurczowo zacisnęła dłonie na skórzanej teczce, którą Elaida niedawno jej wręczyła, mimo że zazwyczaj obdarzona krągłą twarzą Żółta siostra zachowywała niewzruszoną elegancję posągu. Andaya zadrżała! I nerwowym ruchem otuliła się szalem obszytym szarymi frędzlami.
Elaida zastanawiała się, cóż by zrobiły na wieść o tym, że Asha’mani powtórnie odkryli Podróżowanie. W obecnej sytuacji ledwie potrafiły się zmusić, by o nich choć napomknąć. Cyrkulację tej wiedzy udało jej się jednak jakoś ograniczyć do garstki wybranych.
— Sądzę, że byłoby lepiej, gdybyśmy zajmowały się tylko tym, co wiemy na pewno, nieprawdaż? — oznajmiła zdecydowanym tonem Andaya, która najwyraźniej odzyskała panowanie nad sobą. Jej jasnobrązowe włosy, starannie wyszczotkowane do połysku, spływały na plecy, a niebieska suknia ze srebrnymi wstawkami została skrojona na modłę andorańską, jednak akcent Tarabonu wciąż silnie znaczył jej słowa. Ani szczególnie drobna, ani szczupła, a jednak jakimś sposobem zawsze kojarzyła się Elaidzie z wróblem gotującym się do sfrunięcia z gałęzi. Można ją było podejrzewać o wszystko, tylko nie o to, że jest negocjatorką, aczkolwiek reputacją cieszyła się jak najbardziej zasłużoną. Uśmiechnęła się do pozostałych, niezbyt miło, ale ten uśmiech też jakoś nasuwał na myśl wizerunek wróbla. Być może chodziło o sposób, w jaki przekrzywiała głowę. — Bezpodstawne spekulacje służą tylko marnowaniu cennego czasu. Losy świata wiszą na włosku i jeśli o mnie chodzi, nie mam najmniejszego zamiaru poświęcać decydujących godzin na paplanie o rzekomej logice albo plotkowanie o tym, co wie każda najgłupsza nowicjuszka. Czy któraś ma coś istotnego do powiedzenia? — Jak na wróbla, zaiste potrafiła wyrażać się z przekąsem. Twarz Veliny pokraśniała, a Shevan wyglądała, jakby za chwilę miała dostać apopleksji.
Rubinde skrzywiła usta i spojrzała na Szarą siostrę. Niewykluczone, że grymas ten w zamierzeniu miał być uśmiechem, ale wyszła tylko jego nieudolna, pełna złości imitacja. Z kruczoczarnymi włosami i oczyma niczym szafiry, Mayenianka zazwyczaj wyglądała na gotową w każdej chwili przejść przez kamienną ścianę, a teraz jej widok — z pięściami wspartymi na biodrach — wrażenie to tylko pogłębiał.
— Zajmujemy się tym, czym na razie jesteśmy w stanie, Andaya. A przynajmniej po większej części. Buntowniczki zostały uwięzione w Murandy przez śniegi, a my już zadbamy o zimę dostatecznie dla nich gorącą, aby wiosną były gotowe przepraszać nas na kolanach i błagać o stosowną pokutę. Łzą zajmiemy się, kiedy tylko odkryjemy, gdzie zniknął Wysoki Lord Darlin, a Cairhien, gdy wykurzymy Caraline Damodred i Torama Ratina z ich kryjówek. Jak na razie, al’Thor ma w swej gestii koronę Illian, w tej sprawie jednak również czynione są odpowiednie starania. A więc, jeśli nie masz w zanadrzu intrygi zdolnej sprowadzić tego mężczyznę do Wieży, albo sprawić, by po tych tak zwanych „Asha’manach” nie zostało śladu, to wobec tego pozwól, że cię opuszczę, muszę bowiem zadbać o pilne sprawy moich Ajah.
Andaya wyprostowała się nerwowo, najwyraźniej ta uwaga zapiekła ją do żywego. Jeśli już o reakcjach kobiet mowa, oczy Duhary zwęziły się, gdyż najlżejsza wzmianka o przenoszących mężczyznach zawsze wywoływała alarm w jej głowie. Shevan klasnęła językiem, jakby napominała sprzeczające się dzieci — chociaż najwyraźniej podobał jej się widok, którego była świadkiem — natomiast Velina zmarszczyła czoło, nie wiadomo dlaczego przekonana, iż szyderczy gest Shevan zamierzony był pod jej adresem. Było to nawet zabawne, ale tylko dopóki nie wymykało się z ręki.
— Interes Ajah jest rzeczą ważną, córki. — Elaida nie podniosła głosu, jednak wszystkie twarze natychmiast zwróciły się w jej stronę. Odłożyła figurkę z kości słoniowej na miejsce wśród reszty kolekcji, do wielkiej szkatułki zdobionej ornamentem z róż i złotych splotów, potem pieczołowicie poprawiła ustawienie skrzynki z przyborami do pisania oraz drugiej, na korespondencję, tak że wszystkie trzy stały w równym szeregu na stole, a kiedy zaległo doskonałe milczenie, ciągnęła dalej: — Interes Wieży wszelako jest odeń ważniejszy. Ufam, że bezzwłocznie wprowadzicie w życie me dekrety. Zbyt wiele ostatnio panuje gnuśności w Wieży. Obawiam się, że Silviana będzie miała mnóstwo roboty, jeśli stan spraw nie ulegnie natychmiastowej zmianie. — Na tej zawoalowanej pogróżce poprzestała. I tylko się uśmiechnęła.
— Jak rozkażesz, Matko — wymamrotało sześć głosów, z pewnością nie tak opanowanych, jakby sobie tego życzyły ich właścicielki. Nawet twarz Duhary była biała jak mleko, kiedy wszystkie równocześnie się kłaniały.
Jak dotąd dwie Zasiadające zostały pozbawione swoich foteli, parę następnych odsłużyło w charakterze pokuty po kilka dni Pracy — co było już skrajnie poniżające dla osób piastujących ich pozycję, gorsze byłoby chyba tylko Umartwianie Ducha; Shevan i Sedore z pewnością nie zapomniały o szorowaniu podłóg i praniu, stąd ich skrzywione usta — ale żadna nie została jeszcze odesłana do Silviany na Umartwianie Ciała. I żadna z pewnością tego nie chciała. Mistrzyni Nowicjuszek dwa albo i trzy razy w tygodniu przyjmowała siostry, którym własne Ajah wyznaczyły pokutę lub które z własnej woli jej zapragnęły — porcję chłosty, jakkolwiek bolesną, można było mieć za sobą znacznie szybciej niż grabienie przez miesiąc ogrodowych ścieżek — niemniej Silviana wykazywała znacznie mniej miłosierdzia wobec sióstr niźli wobec powierzonych jej pieczy nowicjuszek bądź Przyjętych. Tak więc niejedna siostra spędzała potem kilka następnych dni na zastanawianiu się, czy przypadkiem miesiąc pracy z grabiami nie byłby jednak lepszy.
Pośpieszyły do drzwi, pragnąc jak najprędzej znaleźć się za nimi. Żadna siostra, niezależnie od pozycji, nawet Zasiadająca, nie śmiała postawić stopy w tych najwyższych paniach Wieży bez wyraźnego wezwania Elaidy, która teraz gładziła palcami wielobarwną stułę i uśmiechała się z rozkoszą. Tak, była panią na Białej Wieży. I była jedyną odpowiednią osobą na Tron Amyrlin.
Zanim drepcząca nerwowo gromadka Zasiadających dotarła do wyjścia, lewe skrzydło drzwi otworzyło się i weszła przez nie Alviarin; jej wąska biała stuła Opiekunki Kronik zupełnie ginęła na tle przepychu jedwabnej sukni, przy której szata Veliny wyglądała niczym łachman.
Elaida poczuła, jak jej uśmiech traci swe rozanielenie, a po chwili rozwiewa się bez śladu. Alviarin ujmowała szczupłą dłonią pojedynczy arkusz pergaminu. Aż dziw brał, na co się zwracało uwagę w takich chwilach. Tej kobiety nie było przez prawie dwa tygodnie, zniknęła z Wieży bez słowa czy choćby wyjaśniającej notatki, nikt nie widział, by wyjeżdżała, toteż Elaida powoli zaczynała się już bawić widokiem ciała Alviarin spoczywającego gdzieś pod śnieżną zaspą albo porwanego przez rzekę i prześlizgującego się pod lodem.
Sześć Zasiadających zatrzymało się niepewnie, omalże ślizgając się po posadzce, kiedy Alviarin nie ustąpiła im drogi. Nawet Opiekunka dysponująca takimi wpływami, jakimi cieszyła się Alviarin, nie onieśmielała Zasiadających. Aczkolwiek Velina, w normalnych okolicznościach najbardziej opanowana kobieta w Wieży, skrzywiła się z jakiegoś powodu. Alviarin obrzuciła Elaidę pojedynczym chłodnym spojrzeniem, przez chwilę przyglądała się Zasiadającym i od razu zrozumiała wszystko.
— Sądzę, że powinnaś mnie zostawić te sprawy — zwróciła się do Sedore głosem odrobinę tylko cieplejszym od śniegów zalegających na zewnątrz. — Matka lubi dogłębnie rozważać swe dekrety, wiesz przecież. Nie byłby to pierwszy raz, kiedy zmieniła zdanie już po podpisaniu. — Wyciągnęła szczupłą dłoń.
Sedore, której arogancja była bezprzykładna nawet wśród Żółtych, ledwie się zawahała, oddając jej skórzaną teczkę.
Elaida z wściekłością zacisnęła zęby. Sedore nienawidziła jej za pięć dni po łokcie unurzanych w gorącej wodzie, spędzonych na szorowaniu desek. Następnym razem czeka ją coś znacznie mniej miłego. Może odda ją Silvianie. Albo nawet każe jej czyścić szambo!
Alviarin bez słowa usunęła się na bok, a Zasiadające przeszły obok niej, poprawiając szale, mrucząc coś do siebie, na nowo odziewając się w godność Komnaty. Alviarin energicznie zamknęła za nimi drzwi i podeszła do Elaidy; kartkując dokumenty zamknięte w teczce. Dekrety, które podpisała w nadziei, że Alviarin nie żyje. Oczywiście, nie liczyła tylko na tę wątłą nadzieję. Nie rozmawiała z Seaine, na wypadek gdyby ktoś to zobaczył i doniósł Alviarin, gdy ta wróci, ale Seaine z pewnością działała wedle otrzymanych instrukcji, podążając ścieżką zdrady, która niechybnie zaprowadzi ją prosto do Alviarin Freidhen. Taką Elaida miała nadzieję. Och, jak bardzo chciała w nią wierzyć.
Alviarin mamrotała do siebie, przetrząsając dokumenty w teczce.
— To może pójść, jak sądzę. Ale to nie. Ani to. A z pewnością nie to! — Zgniotła dokument podpisany oraz podpieczętowany przez Zasiadającą na Tronie Amyrlin i z pogardą rzuciła go na posadzkę. Obeszła biurko, stanęła obok pozłacanego krzesła Elaidy z oparciem ozdobionym wizerunkiem Płomienia Tar Valon wysadzanym kamieniami księżycowymi i z trzaskiem rzuciła na blat teczkę oraz swój arkusz pergaminu. A potem uderzyła Elaidę w twarz z taką siłą, że aż zawirowały jej przed oczyma czarne płatki.
— Sądziłam, że to już sobie ustaliłyśmy, Elaido. — Głos tej potwornej kobiety był tak zimny, że przy nim nawet śnieżna burza zdawałaby się przytulna. — Wiem, jak ocalić Wieżę przed konsekwencjami twoich błędów i nie pozwolę, byś za moimi plecami popełniała nowe. Jeśli będziesz nadal tak trwała w swym uporze, to bądź pewna, że dopilnuję, abyś została usunięta, ujarzmiona, a potem będziesz wyła pod rózgami każdej inicjowanej, a nawet służby!
Elaida z wysiłkiem powstrzymała się, aby nie dotknąć dłonią policzka. Nie potrzebowała lustra, by wiedzieć, że jest czerwony. Powinna zachować najdalej idącą ostrożność. Seaine jak dotąd niczego nie znalazła, w przeciwnym razie by przyszła. Alviarin natomiast mogła w każdej chwili wystąpić przed Komnatą i przedstawić jej historię katastrofalnej próby porwania tego chłopca, al’Thora. I naprawdę mogła dzięki temu sprawić, by ją usunięto, ujarzmiono i chłostano, przy czym to wcale nie była jedyna strzała w jej kołczanie. Toveine Gazal prowadziła pięćdziesiąt sióstr i dwustu żołnierzy Gwardii Wieży przeciwko Czarnej Wieży, w której — w co Elaida nie wątpiła, gdy wydawała te rozkazy — znajdowało się nie więcej niż paru mężczyzn potrafiących przenosić. Jednak nawet wobec obecności setek — setek!, nawet chłodne spojrzenie Alviarin nie wywoływało takiego ściskania w żołądku, jak ta myśl! — setek tych Asha’manów, wciąż wierzyła w Toveine. Czarna Wieża zostanie strzaskana w ogniu krwi, tak Przepowiedziała, a siostry będą wędrować po jej terenach. Z pewnością musiało to oznaczać, że jakimś sposobem Toveine odniesie jednak zwycięstwo. Co więcej, z pozostałej części Przepowiedni wynikało, że Wieża pod jej panowaniem odzyska całą swą dawną chwałę, że sam al’Thor ulęknie się jej gniewu. Alviarin na własne uszy słyszała te słowa, kiedy Elaidę ogarnął paroksyzm Przepowiedni. I nie pamiętała ich później, kiedy podjęła tę nędzną próbę szantażu, nie zrozumiała zawartej w nich wizji swej własnej zguby. Elaida czekała więc teraz w milczeniu. Sprawi, że ta kobieta po trzykroć zapłaci! Ale musi zachować cierpliwość. Na razie.
Nie czyniąc żadnych wysiłków ukrycia triumfującego uśmieszku, Alviarin odsunęła na bok teczkę i położyła przed Elaidą arkusz pergaminu. Potem otworzyła zielono-złotą skrzynkę z przyborami do pisania, zanurzyła pióro w kałamarzu i wsunęła je w dłoń Elaidy.
— Podpisz.
Elaida ujęła pióro, zastanawiając się, jakie tym razem szaleństwo opatrzy własnym imieniem. Kolejne powiększenie stanu liczebnego Gwardii Wieży, podczas gdy buntowniczki z pewnością spotka koniec, zanim pojawi się konieczność rzucenia do walki żołnierzy? Kolejna próba zmuszenia Ajah, by publicznie ogłosiły, które siostry im przewodzą? Los tego dekretu z pewnością był dramatycznie żałosny! Czytała szybko, czując, jak z każdym słowem w jej żołądku rośnie coraz większa lodowata kula. Udzielenie każdej Ajah ostatecznej władzy nad dowolną siostrą przebywającą w należnych im kwaterach stanowiło dotąd najskrajniejszy przykład obłędu — w jaki niby sposób niszczenie samej materii Wieży miałoby ją uratować? — niemniej to?...
Świat jest już świadom, że Rand al’Thor to Smok Odrodzony. Świat wie, że jest mężczyzną zdolnym do władania Jedyną Mocą. Od niepamiętnych czasów tacy mężczyźni podlegali władzy Białej Wieży. Tym samym Smokowi Odrodzonemu ofiarowuje się ochronę Białej Wieży, jednakowoż wszelkie próby nawiązania z nim kontaktu omijające drogę przez Białą Wieżę zostają dekretem niniejszym napiętnowane mianem zdrady wobec Światłości i obłożone anatemą od dziś po wieki wieków. Świat niech śpi w spokoju, wiedząc, że Biała Wieża bezpiecznie doprowadzi Smoka Odrodzonego do Ostatniej Bitwy i nieuchronnego zwycięstwa.
Całkiem otępiała, automatycznie dodała słowo „Światłości” po słowie „zwycięstwa”, ale potem zmartwiała jej dłoń. Konsekwencje publicznego uznania Smoka Odrodzonego w al’Thorze da się jakoś znieść, ponieważ oznaczało ono jedynie akceptację stanu faktycznego, a na dodatek mogło tylko potwierdzić plotki głoszące, że już oddał jej hołd, z czego tylko korzyść, niemniej jeśli szło o ciąg dalszy, prawie nie potrafiła pojąć, że w kilku słowach może zawierać się tyle szkód.
— Niech Światłość się nad nami zlituje — westchnęła ze zgrozą. — Jeśli to zostanie ogłoszone, to już nie da się przekonać al’Thora, że jego porwanie nie zostało oficjalnie usankcjonowane. — Nawet bez dodatkowych przeszkód było to zadanie nadzwyczaj trudne, ale w życiu spotykała już przecież ludzi przekonanych, że to, co się zdarzyło, wcale nie miało miejsca, a wręcz, że to, co działo się aktualnie, w istocie wcale się nie działo. — I po dziesięciokroć usilniej będzie się wystrzegał następnej próby. Alviarin, w najlepszym razie, przestraszy to tylko paru jego zwolenników. W najlepszym razie! — Wielu z pewnością do tego stopnia mu się zaprzedało, że nie ma co marzyć, aby go teraz porzucili. Zwłaszcza w sytuacji, gdy nad ich głowami miałaby zawisnąć anatema! — Równie dobrze mogłabym własnymi rękami podłożyć ogień pod Wieżę, jak podpisać to!
Alviarin westchnęła ze zniecierpliwieniem.
— Nie zapomniałaś swojego katechizmu, nieprawdaż? A więc wyrecytuj go, jak cię nauczyłam.
Usta Elaidy zacisnęły się, jakby kierowane własną wolą. Jedną z przyjemności, jakich dostarczała nieobecność tej kobiety — nie jedną z największych, ale całkowicie szczerą — była wolność od powtarzania codziennie tej wstrętnej litanii.
— Będę postępowała tak, jak mi się każe — powiedziała w końcu głosem pozbawionym wyrazu. Przecież to ona była Zasiadającą na Tronie Amyrlin! — Będę przemawiała słowami, które ty każesz mi głosić, żadne inne nie wyjdą z moich ust. — Przepowiednia gwarantowała jej ostateczne zwycięstwo, ale, na Światłość, niech ono wreszcie nadejdzie! — Będę podpisywała to, co ty każesz mi podpisywać i nic poza tym. Będę... — To ostatnie ledwie przeszło jej przez gardło. — Będę posłuszna twojej woli.
— Mówisz to w taki sposób, jakby trzeba ci było przypomnieć prawdę zawartą w tych słowach — stwierdziła Alviarin, znowu wzdychając. — Coś mi się wydaje, że zostawiłam cię samą na zbyt długi okres. — Apodyktycznie postukała w pergamin palcem. — Podpisz.
Elaida westchnęła, a potem jej pióro zaskrzypiało na pergaminie. Nie mogła zrobić nic innego.
Alviarin ledwie zaczekała, aż koniuszek pióra oderwie się od pergaminu, i wyrwała jej dekret z ręki.
— Sama go przypieczętuję — powiedziała, zmierzając w stronę drzwi. — Nie powinnam była zostawiać pieczęci Tronu Amyrlin w miejscu, gdzie mogłaś ją odnaleźć. Później porozmawiamy, zbyt długo byłaś sama. Zaczekaj na mnie, póki nie wrócę.
— Później? — zapytała Elaida. — Kiedy? Alviarin? Alviarin?
Drzwi zamknęły się za tamtą, Elaida zaś została sama, cała aż się gotując w środku. Zaczekać, póki Alviarin nie wróci! Zamknięta w swych apartamentach, jak nowicjuszka w pokutnej celi!
Przez czas jakiś wodziła bezmyślnie palcem po wieku szkatułki na korespondencję, obrysowując wizerunek złotych jastrzębi walczących wśród białych chmur na błękitnym niebie, jednak nie potrafiła się zmusić, aby ją otworzyć. Podczas nieobecności Alviarin w skrzynce zaczęły na powrót gromadzić się doniosłe listy i raporty, a nie tylko okruchy ze stołu, które rzucała jej Opiekunka, jednak skoro tamta powróciła, to skrzynka równie dobrze mogłaby teraz stać pusta. Wstała i zajęła się poprawianiem róż w białych wazonach — po jednym na marmurowych cokołach w każdym kącie komnaty. Niebieskie róże, najrzadsze.
Nagle przyłapała się na tym, że patrzy tępo na złamaną łodygę róży, którą trzyma w dłoniach i którą wcześniej właściwie sama rozerwała na połowy. Kilka już walało się na płytkach posadzki. Z gardła dobył jej się pełen zdławionej irytacji odgłos. Wyobrażała sobie własne ręce, zaciskające się na gardle Alviarin. Nie pierwszy raz zastanawiała się nad zabiciem tej kobiety. Ale Alviarin z pewnością zabezpieczyła się na taką ewentualność. Zapieczętowane dokumenty z poleceniem otwarcia w przypadku jakiegoś nieszczęścia; bez wątpienia miała je w swej pieczy siostra, którą Elaida najmniej by podejrzewała. Był to właściwie jedyny przedmiot jej zmartwień pod nieobecność Alviarin — że któraś jeszcze uzna ją za zmarłą i wydobędzie na jaw dowody kosztujące ją stułę. Wcześniej czy później, wszelako, w taki czy inny sposób, Alviarin była skończona, równie pewnie, jak te róże...
— Nie odpowiadałaś na moje pukanie, Matko, a więc pozwoliłam sobie wejść — usłyszała niski kobiecy głos.
Elaida odwróciła się, gotowa już rozpuścić język, ale na widok przysadzistej kobiety o kanciastej twarzy w obrębionym czerwonymi frędzlami szalu, która właśnie weszła do komnaty, krew odpłynęła jej z twarzy.
— Opiekunka powiedziała, że chcesz się ze mną widzieć — powiedziała z irytacją Silviana. — W sprawie osobistej pokuty. — Nawet w obecności Zasiadającej na Tronie Amyrlin nie czyniła żadnych wysiłków, by ukryć niesmak. Silviana uważała osobiste pokuty za przejaw nadmiernej afektacji. Pokuta powinna być publiczna, kary ponosiło się w samotności. — Poprosiła mnie również, abym ci o czymś przypomniała, jednak oddaliła się tak prędko, że nie zdążyła powiedzieć, o co chodzi. — Ostatnie słowa podkreśliła parsknięciem. Wszystko, co odrywało ją od obowiązków wobec nowicjuszek i Przyjętych, Silviana podbierała jako niepotrzebną zawadę.
— Chyba sobie przypominam — stwierdziła tępo Elaida.
Kiedy Silviana wreszcie opuściła komnatę — po ledwie pół godzinie wedle kurantów zegara Cemaile’a, pół godzinie, która jednak wydawała się wiecznością — wszystkim, co powstrzymywało Elaidę przed natychmiastowym zwołaniem posiedzenia Komnaty i zażądania natychmiastowego odarcia Alviarin ze stuły Opiekunki, było przekonanie o nieomylności Przepowiedni oraz wiara, że Seaine odnajdzie ślady zdrady wiodące do Alviarin. Te dwie rzeczy, a także prosta świadomość, że niezależnie od tego, czy Alviarin upadnie podczas tej konfrontacji, z pewnością taki los czeka ją samą. Tak więc Elaida do Avriny a’Roihan, Strażniczka Pieczęci, Płomienia Tar Valon, Zasiadająca na Tronie Amyrlin, z pewnością najpotężniejsza władczyni na świecie, leżała na łóżku z twarzą wtuloną w poduszki i zanosiła się szlochem, zbyt obolała, by na powrót wdziać bieliznę leżącą w nieładzie na posadzce, pewna, że Alviarin, po swym powrocie, będzie się upierała, by Elaida siedziała podczas całego posłuchania. Łkała i modliła się przez łzy, aby upadek Alviarin nastąpił jak najszybciej.
— Nie mówiłam ci, żebyś kazała... zbić Elaidę — powiedział głos, który swym brzmieniem przywodził na myśl kryształowe dzwoneczki. — Zapominasz, gdzie twoje miejsce?
Alviarin, już na klęczkach, padła teraz płasko na posadzkę przed kobietą, której sylwetka zdawała się utkana z mrocznych cieni i srebrzystego światła. Ujęła rąbek sukni Mesaany i obsypała go pocałunkami. Splot Iluzji — nie mogło to być nic innego, aczkolwiek nie potrafiła dojrzeć choćby pojedynczej nitki saidara, podobnie jak nie umiała wyczuć nawet śladu zdolności przenoszenia u kobiety stojącej nad nią — nieco rozluźnił się., kiedy tak szaleńczo szarpała za rąbek szaty. Dostrzegła mgnienie brązowego jedwabiu okolonego misternie haftowanym czarnym ornamentem.
— Żyję tylko po to, by służyć i być ci posłuszną, Wielka Pani — dyszała Alviarin w przerwach między pocałunkami. — Wiem, że jestem najpodlejszą z podłych, zwykłym robakiem przed twym obliczem i modlę się tylko o twój uśmiech. — Już raz została ukarana za „zapominanie, gdzie jej miejsce”, wcale nie za nieposłuszeństwo, niech będą dzięki Wielkiemu Władcy Ciemności, i doskonale wiedziała, że jakkolwiek wyłaby w danej chwili Elaida, nawet w połowie nie dorówna sile wrzasków, jakie wtedy z siebie wydawała.
Mesaana pozwoliła przez czas jakiś całować swą suknię, w końcu wreszcie dała znak do zakończenia tych hołdów, unosząc twarz Alviarin czubkiem pantofla, który wsunęła jej pod brodę.
— Dekret został wydany. — Nie było to pytanie, lecz Alviarin skwapliwie odpowiedziała:
— Tak, Wielka Pani. Kopie powędrowały już do Północnej i Południowej Przystani, zanim jeszcze Elaida go podpisała. Pierwsi kurierzy już odjechali i żaden kupiec nie opuści miasta bez kolejnych egzemplarzy przeznaczonych do rozpowszechnienia. — Mesaana oczywiście o tym wiedziała. Wiedziała o wszystkim. Skurcz schwycił wykrzywiony niewygodnie kark Alviarin, ale nawet nie drgnęła. — Wielka Pani, Elaida jest tyle warta co pusty kadłub. Z całą pokorą ośmielam się zapytać, czy nie byłoby lepiej bez niej? — Wstrzymała oddech. Niektóre pytania zadawane Wybranym okazywały się niebezpieczne.
Srebrny palec zakończony paznokciem utoczonym z cienia delikatnie dotknął srebrnych ust zaciśniętych w pełnym rozbawienia uśmiechu.
— I może byłoby lepiej, gdybyś to ty nosiła stułę Amyrlin, dziecko? — zapytała w końcu Mesaana. — Ambicja dostatecznie skromna, by mogła się zrodzić w twojej głowie, ale wszystko w swoim czasie. Na razie mam dla ciebie drobne zadanie. Mimo tych wszystkich murów, jakie wyrosły między poszczególnymi Ajah, ich przywódczynie zdają się spotykać z alarmującą częstotliwością. Z pozoru najzupełniej przypadkowo. Przynajmniej wszystkie prócz Czerwonych; jaka szkoda, że Galina dała się zabić, w przeciwnym razie doniosłaby ci, co one knują. Najprawdopodobniej sprawa jest trywialna, niemniej dowiesz się, dlaczego publicznie szczerzą na siebie zęby, a potem prywatnie o czymś szeptają.
— Słucham i jestem posłuszna, Wielka Pani — skwapliwie odparła Alviarin, wdzięczna, że Mesaana uznała sprawę za niezbyt istotną. Wielka „tajemnica” tego, kim są przywódczynie Ajah, dla niej była niczym — każda Czarna siostra zobowiązana była składać przed Najwyższą Radą raporty o najcichszych nawet szeptach, jakie usłyszały wśród swych przybranych Ajah — jednak spośród nich tylko Galina była Czarna. Oznaczało to konieczność wyśledzenia Czarnych sióstr w gronie Zasiadających, co z kolei wiązało się z mozolnym pokonywaniem wszystkich warstw instytucjonalnych dzielących ją od nich. Zadanie, które miało zabrać dużo czasu, a nadto nie rokowało żadnych gwarancji sukcesu. Oprócz Ferane Neheran i Suany Dragand, które kiedyś rzeczywiście były przywódczyniami swoich Ajah, Zasiadające rzadko zdawały się wiedzieć, co myślą ich przywódczynie, póki nie zostało im to oznajmione. — Powiem ci, gdy tylko się dowiem, Wielka Pani.
Ale z całej tej sytuacji nie wychodziła wszakże zupełnie z pustymi rękami. Niezależnie od tego, czy chodziło o kwestie trywialne czy bardzo ważne, Mesaana nie wiedziała wszystkiego, co działo się w Białej Wieży. A Alviarin będzie się uważnie wszystkim przyglądała, szukając siostry w brązowych spódnicach obrzeżonych czarnym haftem. Mesaana ukrywała się w Wieży, a wiedza była władzą.