Tak zwane „odkrycia” hrabiego Kokuszewa to mieszanina niesprawdzonych teorii, fantastycznych bajek, „pobożnych życzeń”, fałszerstw naukowych i zwykłego nieuctwa.
W. I. Lenin, W odpowiedzi tow. Rykowowi, Genewa 1907,
Dzieła wszystkie, tom 78, str. 348
Gdy po raz pierwszy rozłupywałem wydobyty z lodów Grenlandii meteoryt, nie byłem w stanie uwierzyć własnym oczom. Pamiętam jak dziś ten dzień. Błękitne niebo, lekki wiatr, powierzchnia lodowca pokryta śniegiem na grubość może ośmiu werszków i czarna, lekko krusząca się bryła, leżąca przede mną na kawałku czystego, szarego płótna. Patrzyłem na zachowane w węglu ślady obcego życia, już na pierwszy rzut oka tak innego niż nasze, ziemskie…
Hr. Nikołaj Kokuszew-Mirski,
Cywilizacja Marsa – dowody na istnienie rozumnego życia w kosmosie, Moskwa 1904
Republika Komi, styczeń 1956
Obóz rozstawiono w dolinie, a jednak porywisty, syberyjski buran hulał bez przeszkód pomiędzy barakami. Stare, poczerniałe deski trzeszczały na wietrze. Serżo wyjrzał na zewnątrz. Nikły snop światła zawieszonej w korytarzu czterdziestowatowej żarówki wyłowił z mroku miliony wirujących śniegowych płatków. Chłopiec przez chwilę wpatrywał się w kurzawę, a potem zacisnął zęby i wybiegł, zatrzaskując za sobą drzwi. Wicher momentalnie przeniknął przez kurtkę ocieplaną watą. Śnieg skrzypiał pod obutymi w dziurawe walonki stopami. Wreszcie podeszwy zadudniły na deskach. Barak po drugiej stronie placu apelowego. Po ciemku trudno było wymacać klamkę, ale niebawem ją odnalazł. Stal parzyła chłodem. Nacisnął, przełamując opór zesztywniałego od mrozu smaru. Wiatr szarpał drzwiami, ale chłopakowi udało się je zatrzasnąć. Stanął w ciemnym korytarzu. Cuchnęło moczem, gnijącą kapustą, stęchlizną i starym, gnijącym drewnem. Spod drugich drzwi na lewo sączyła się wąska smuga blasku. Chłopiec zapukał w cienką dyktę.
– Wejść! – wychrypiał starczy głos.
Gwałtowny atak kaszlu nie pozwolił choremu powiedzieć nic więcej. Serżo wślizgnął się do pokoju. Na wytartym sienniku leżał wychudzony starzec. Jedynym źródłem światła była kopciłka wykonana z musztardówki.
– Ach, to ty.
Kolejny atak kaszlu wstrząsnął ciałem.
– Czego zęby szczerzysz? – zapytał.
– Przyszło pismo, Nikołaju Fadejewiczu, że będą zwalniać – wyjaśnił Serżo. – Podobno mamy wracać do domu, będzie rewizja wszystkich wyroków. I amnestia.
– Rychło w czas!
Na brzegu brudnej, watowanej kołdry pojawiło się kilka nowych plamek krwi.
– W Moskwie was wyleczą. – Chłopiec patrzył z nadzieją
– Za późno – westchnął chory. – Teraz posłuchaj mnie, bo to cholernie ważnie… Nadal chcesz zostać astronomem, gdy dorośniesz? – Przeszył wzrokiem chłopaczka siedzącego na kulawym stołku.
– Tak. Pamiętam wszystko. Nazwy gwiazd, wzory. Wszystko, czego mnie nauczyliście.
Starzec milczał dłuższą chwilę, zastanawiając się nad czymś.
– Dobrze. Powiem ci teraz, jak zostać największym astronomem w naszym kraju. Ale ta wiedza może być niebezpieczna. Mnie nadmierna ciekawość doprowadziła tutaj… – Zacisnął dłoń na brzegu kołdry. Pod cienką skórą wyraźnie rysowały się błękitne żyły. – Dlatego musisz się zastanowić, czy chcesz to usłyszeć.
– Chcę. – Niebieskie oczy lśniły w mroku blaskiem, który rodzi jedynie zuchwała młodość.
– Zastanów się dobrze. Nie wiem, jak wygląda świat tam… na południu. Może nadal ten temat jest zakazany?
– Chcę. Najwyżej poczekam.
Umierający milczał długo.
– Dobrze – powiedział wreszcie. – Opowiem ci bajkę, tylko że taką prawdziwą. Przed rewolucją żył sobie bardzo bogaty hrabia. Nazywał się Kokuszew-Mirski. Zapamiętaj to nazwisko. Cokolwiek się stanie, nie wolno ci go zapomnieć. Ale na wszelki wypadek nie zapisuj tego.
Serżo kiwnął poważnie głową.
– Zapamiętam – powiedział.
– Hrabia Kokuszew przyjaźnił się z licznymi wynalazcami i z ich pomocą realizował swoje szalone projekty. Między innymi usiłował udowodnić, że istnieje życie na Marsie. Wydaje się, że zdobył dowód, który po rewolucji, niestety, przepadł bez wieści. Musisz odszukać wyniki jego badań, jeśli się zachowały. Albo odtworzyć, jeśli uległy zniszczeniu. Musisz być bardzo ostrożny. Ale jeśli ci się uda…
Kaszel dusił go bardzo długo.
– Będziesz sławny – dokończył.
– Hrabia Kokuszew-Mirski – powtórzył chłopiec.
Na korytarzu zatupotały walonki. Do ciasnej klitki wszedł lekarz. Ciężkie futro z renifera, którym był narzucony, pokryło się szronem. Z kieszeni wyłowił pudełko sulfamidów i drugie, kryjące strzykawkę i igły.
– Do zobaczenia. – Serżo wstał. – Zapamiętam.
Starzec uśmiechnął się do swoich wspomnień. Doktor zdjął szubę i zaczął przygotowywać się do zabiegu. Chłopiec puścił się biegiem przez wirujący w uliczce śnieżny tuman.
Wystrzelenie pocisku na Marsa, choć wielce skomplikowane technicznie, w sumie było wykonalne pod warunkiem bardzo precyzyjnego celowania. To wymagało niezwykle dokładnego obliczenia siły przyciągania planet. Rychnowski wyliczył krzywe balistyczne. Stwierdził, że jest w stanie wycelować w Marsa z dokładnością do około tysiąca pięciuset kilometrów i dawał osiemdziesiąt procent gwarancji na poprawność wyniku. Pozostała do rozstrzygnięcia kwestia podstawowa. Wysłanie w kuli wiadomości dla Marsjan oznaczałoby nawiązanie kontaktu jednostronnego. Jeśli zdołają odpowiedzieć w ten sam sposób, prawdopodobieństwo odnalezienia pocisku z odpowiedzią jawi się jako skrajnie niewielkie. W tej sytuacji Popow wraz ze Szczepanikiem zaproponowali, by umieścić wewnątrz złożoną niezwykle aparaturę fotograficzną, która pozwoli wykonać dokładne zdjęcia powierzchni.
Cywilizacja Marsa