ROZDZIAŁ XXVIII

Brzegi otaczające deltę rzeki były niskie i przeważnie podmokłe. Na południowym cyplu zakorzenił się jednak cyprys, wyrósł wysoko i szeroko, jego pokryte liśćmi konary tworzyły miły cień, dawały wytchnienie przed oślepiającym słońcem. Zebrała się tam teraz większość Cór, oddawały się bliższemu poznawaniu słów Ugunenapsy. Krąg pilnych uczennic siedzał sztywno w skupieniu, śledził każdy gest i słowo Enge. Gdy zakończyła objaśnienia, wpatrywały się w milczeniu w głąb siebie, sprawdzały, czy słowa Ugunenapsy są ich słowami.

— Pytania? — rzuciła Enge.

Minęło sporo czasu, nim jedna z niedawno nawróconych słuchaczek, młoda, smukła Yilanè, z wahaniem wykonała gest uwagi. Enge wyraziła pozwolenie-na-mówienie. Słuchaczka szukała w myśli jasnych wyrażeń, potem się odezwała.

— Nim Ugunenapsa zanotowała swe myśli, dokonała tego doniosłego odkrycia, były inne, których, być może, wkład-wysiłku… Utknęła i Enge przyszła jej z pomocą.

— Pytasz, czy Ugunenapsa, nasza nauczycielka, była pierwszą we wszystkim, czy też czerpała od wcześniejszych nauczycielek i myśli-cielek? — Uczennica wyraziła wdzięczność i potwierdzenie. — Jeśli bliżej poznasz dzieła Ugunenapsy, przekonasz się, że omawia tę sprawę. Szukała pomocy u wszystkich myślicielek Yilanè zajmujących się sprawą życia i śmierci, ale u żadnej nie znalazła wsparcia, nigdzie nie natknęła się na możliwość rozwiązania tego problemu. Gdy szukała tam wyjaśnienia, bo była pokorna i nie sądziła, że jako jedyna posiadła wiedzę, doszła do pewnego wniosku. Co żyje i co umiera? — zapytała siebie. Yilanè mogą umierać, lecz miasta Yilanè żyją wiecznie. Ale właśnie wtedy zmarło miasto Yilanè, pierwsze, o którym wiedziano. Przedtem szukała, lecz nie znalazła żadnej o takim przypadku wzmianki. Miasto to zginęło z zimna. Odwróciła tę kwestię i podeszła do niej z drugiej strony. Jeśli miasto może żyć i nie umierać — dlaczego nie mogą tego Yilanè? Miasto zamarło, jak giną Yilanè. Była pokorna i nie wierzyła, że miasto zginęło tylko dlatego, by mogła dojść do swoich wniosków. Ale to dzięki tej śmierci mogła dojść, że życie…

— Uwaga, ważna wiadomość.

Wśród pomruków i ruchów przerażenia Ambalasei zasłoniła Enge, przerwała jej przemowę. Ten niegrzeczny czyn przyjęła ze spokojem jedynie Enge.

— W czym możemy pomóc Ambalasei, która nas ocaliła? — przypomniała wszystkim, że uczona zasługuje na najwyższy szacunek.

— Czekałam cierpliwie, aż skończysz mówić, lecz przekonałam się, że to nigdy nie nastąpi. Dlatego się wtrąciłam. Jest praca, która musi być wykonana przed zmrokiem. Potrzebuję pomocy silnych kciuków.

— Prośba o możliwość pomocy, gorliwość jej udzielenia. — Enge rozejrzała się po słuchaczkach. — Która z was pierwsza pośpieszy na pomoc Ambalasei?

Enge pragnęła pomagać, lecz siostry nie podzielały jej ochoty do zajęć fizycznych. Widać było wyraźnie, że nie są zadowolone z przerwy w dyspucie i nie chcą ciężko pracować, miast żarliwie filozofować.

Żadna się nie ruszyła, choć jedna szybko okazała ważność-nauki. Enge była bardziej zażenowana niż rozgniewana ich oporami.

— Zawiodłam jako nauczycielka — powiedziała. — Ugunenapsa uczyła nas, że każde życie jest równie, przeto i wszystkie Yilanè są sobie równe, a prośbę o pomoc należy traktować jak prośbę o życie. — Zwróciła się do Ambalasei i wyraziła pokorę-uległość. — Jako pierwsza pośpieszę ci z pomocą.

Uczennice zaniechały oporu i rzuciły się naprzód, by okazać swe zrozumienie i współczucie.

— Bez przewodnictwa Enge jesteście głupie jak fargi — powiedziała pogardliwie Ambalasei. — Potrzebuję pięć do noszenia i pomocy w sadzeniu. — Przyjrzała się im krytycznie, bo wiele było chudych i zdatnych tylko do pracy umysłowej. Wybrała najsilniejsze i wysłała ze swą asystentką po zapasy.

— Musisz im wybaczyć — powiedziała Enge. — Tak gorliwie szukają wiedzy, iż zapominają o codziennych pracach.

— W większości marnują czas. Chodź ze mną, musimy coś omówić.

— Przyjemność w spełnieniu życzenia.

— To prawda, jesteś szczera, ale tylko ty tak uważasz, Enge, tylko ty. Nigdy nie pracowałam z istotami tak nieposłusznymi jak Córy Znużenia.

Enge wyraziła zrozumienie i przeprosiny.

— Jest tego powód — jak w każdym przypadku. Radość z wspólnego przebywania i ciągłej nauki oraz brak prześladowań tworzy poczucie swobody. Trudno jest zejść z wyżyn rozważań do głębin pracy rąk.

— Może. Ale praca musi być jednak wykonana. Aby jeść, musimy pracować. Chcę, byś przekazała im to z mocnymi-argumentami. Czy Ugunenapsa nie powiedziała tego kiedyś?

— Nigdy!

— Byłoby lepiej dla nas wszystkich, gdyby o tym pamiętała. Teraz podejdź do brzegu i spójrz w dal. Czy widzisz tamten półwysep?

— Niezbyt wyraźnie — odparła Enge, patrząc nad mulistym nurtem rzeki. Wyspa była niska i płaska, jak wszystkie w ujściu. Ambalasei wykonała gest niesmaku i wskazała na pobliskie uruketo.

— Zobaczymy go lepiej z wierzchołka płetwy.

Ponieważ na niskim brzegu nie było żadnego basenu, uruketo nęcone świeżymi rybami swym uzębionym pyskiem wygrzebało kanał w błocie. Dobrze nakarmione trzymało teraz głowę wetkniętą w zrobiony przez siebie otwór. Weszły ostrożnie na śliski, zabłocony bok zwierzęcia i ruszyły ku płetwie grzbietowej. Okrągłe, wzmocnione kością oko uruketo poruszyło się lekko, gdy przechodziły, lecz nie spowodowało poza tym najmniejszego ruchu całego ciała. Zaczepiając kciuki i pazury stóp o nierówności skóry wspięły się na szczyt płetwy. Enge poruszała się bardzo wolno, by nie wyprzedzać starszej uczonej.

— Czasami… żałuję, że zdecydowałam się na opuszczenie Yebé-isku… — powiedziała Ambalasei, dysząc z wysiłku. — Ale dla zdobycia wiedzy żadne poświęcenie nie jest zbyt wielkie. Ty i ja wiemy o tym, ale ta prawda nie dociera do twoich naśladowczyń.

Enge nic nie odpowiedziała, wyraziła jedynie potwierdzenie. Szanowała wiek i mądrość Ambalasei, wiedziała też z doświadczenia, że nie mając nieodpartych argumentów, lepiej się z nią zgadzać niemal we wszystkim, inaczej niczego się nie osiągnie. Ambalasei ciężko łapała powietrze, rozejrzała się i wyraziła niezadowolenie, w końcu zdołała odezwać się zrozumiale.

— Spójrz tam, dostrzeżesz stąd zielony pasek na półwyspie.

Z tej odległości widać było wyraźnie długi wąski jęzor ziemi w zakolu rzeki, ich przyszłe miasto. Cała roślinność była żółta i uschnięta — z wyjątkiem zielonej linii na horyzoncie.

— Ściana cierni — powiedziała Amabalasei z zadowoleniem, okazując je tego dnia po raz pierwszy. — Zarażenie grzybem wyniszczyło resztę życia roślinnego — a zwierzęta uciekły lub padły z braku pożywienia. Nadeszła już pora, by nasza ekologia zastąpiła miejscową.

— Zasiejesz nasiono miasta, wyrośnie duże i silne. — Enge wyraziła wielkie zadowolenie, które zanikało wobec nagłego wybuchu gniewu Ambalasei.

— Koniec-rozumu, zamknięcie-umysłu. Próbowałam badać waszą absurdalną filozofię, czy nie wymagam od ciebie za wiele, gdy proszę cię, byś poświęciła swą uwagę zrozumieniu najważniejszych podstaw nauk biologicznych? Dlaczego przebywamy w niewygodzie na tej bagnistej wyspie? Robimy to, bo — jak wszystkie wyspy — otacza ją woda. Szybko-płynący nurt chroni nas przed pożarciem z kontynentu. Pozwala to także spać pod lichą osłoną, choć jemy jedynie niesmaczne ryby, które twoje siostry łowią z takimi oporami. Robimy to, czekając, aż wyrośnie ściana cierni, która osłoni nasze miasto. W tym czasie chronimy i karmimy młode hèsotsany, by szybko dorosły i mogły służyć nam za broń. Czekamy też, aż dojrzeją łodzie w sadzawce, byśmy mogły je wykorzystać zamiast uruketo nieprzydatnego na rzece. Czego nie robimy, to zasadzanie bardzo-cennego ziarna miasta!

— Pytanie wyrażone z pokornym pragnieniem wiedzy. Dlaczego?

— Dlaczego? Dlaczego? — Pomarszczona pierś Ambalasei płonęła czerwienią, podobnie jak wnętrza jej wysuniętych dłoni. — Bo gdybyśmy zasadziły je teraz, zostałoby zjedzone przez robaki, pożarte przez chrząszcze, zniszczone przez grzyby, zgniecione przez jedną z twych niezdarnych Cór!

— Teraz rozumiem — powiedziała Enge spokojnie. — Wielkie przeprosiny za niewiedzę.

Ambalasei odwróciła się, by spojrzeć na rzekę, mruczała coś gniewnie i wykręcała kończyny. Gdy ochłonęła, podjęła wykład.

— Uważam, że ściana cierni jest już dostatecznie wysoka dla ochrony. Potrzebuję dużej grupy, przynajmniej połowy was, by przeprawiły się ze mną rano. Jeśli będą osłonięte nasze boki, zaczniemy niezbędne prace nad uprzątaniem terenu, rozsiewaniem starannie wyhodowanych larw, które oczyszczą glebę. Potem dodamy bakterie wiążące azot, po nich krzewy szybko rosnące i szybko więdnące, które użyźnią ziemię. Następnie, jeśli wszystko pójdzie dobrze, a ja stwierdzę, że czas już dojrzał, zasadzimy ziarno miasta. Czy to możliwe, byś choćby w drobnej części mnie zrozumiała?

— W ogromnej — powiedziała Enge, majestatycznie nieczuła na sarkazm pytania. — Dziękuję ci też za szczegółowe wyjaśnienia. Czekam teraz na twe polecenia.

— Chciałabym, by i inne to zrozumiały. To następny problem. Potrzebna jest tu wam jakaś władza, ktoś kto powie tym bezwartościowym istotom, co mają robić.

— To rzeczywiście tylko nasz problem — przyznała entuzjastycznie Enge. — To on nas tu przywiódł. Moje siostry, gotowe umrzeć za swą wiarę, przybyły tu, bo zrozumiały, że eistaa nie jest w stanie ich zabić, potem cieszyły się z uzyskanej wolności. Będą pracować wspólnie, nie muszą otrzymywać rozkazów.

— Skoro nie będą prowadzone — co skłoni je do posłuszeństwa?

— Bardzo poważne pytanie — zastanawiałam się nad nim głęboko.

— Lepiej zastanawiaj się płytko, ale za to szybciej — powiedziała gniewnie Ambalasei — bo możemy zginąć, nim znajdziesz odpowiedź. Wszystkie istoty żyjące stadnie mają przywódców, osobników podejmujących decyzje. Spójrz tam — wskazała na ławicę jasnych, małych rybek. Coś je zaniepokoiło i natychmiast zmieniły kierunek.

— Jedna zawsze przewodzi. Gdy roją się pszczoły, idą za nową królową. Mrówki mają królowe, z których płodnego łona rodzą się wszystkie inne. Siostry są jak mrówki. Muszą być prowadzone.

— Rozumiem ten problem…

— Nie rozumiesz. Gdyby tak było, stawiałbyś go przed inne, poświęciła mu najwięcej uwagi. Przerwałabyś zabawy i dyskusje i zajęłabyś się tym problemem, wyłącznie nim, póki byś go nie rozwiązała. Musi być przywództwo, władza na różnych szczeblach, współpraca.

— Opisałaś właśnie eistaę i jej wszystkie zastępczynie — stwierdziła zimno Enge. — To właśnie odrzuciłyśmy.

— To znajdź coś w zamian, nim wszystkie zginiemy z głodu lub zostaniemy pożarte przez mocne stworzenia. — Ambalasei zauważyła ruch prośby o uwagę i odwróciła się ku Elem, która weszła na płetwę. — Mów.

— Przeprosiny za przerwanie; sprawa wielkiej wagi. Uruketo za długo przebywa na brzegu. Musimy wypłynąć na morze, poza ujście rzeki.

— To niemożliwe! — Ambalasei dodała ruchy odprawy-sprzed-oczu, zlekceważone przez Elem.

— Błagam o zezwolenie na podanie przyczyn. Dowódczym uruketo wytłumaczyła mi to dawno temu, kiedy służyłam w jej załodze. Gdy obserwuję teraz zwierzę, wraca mi pamięć. I enteesenaty nurkujące w wodzie i wydające ostre krzyki. Pora wypływać na morze, z dala od tych mulistych wód, bo to stworzenie musi jeść.

— Jutro. Gdy przeprawimy się na miejsce przyszłego miasta.

— Nie. To za późno. Wypłyniemy teraz z przypływem. Musimy spędzić na morzu dzień czy dwa. To bardzo ważne.

Enge naprężyła mięśnie w oczekiwaniu na moment, w którym Ambalasei rozprawi się siłą z tą nędzniczką sprzeciwiającą się jej woli. Zapomniała jednak, że Ambalasei jest przede wszystkim uczoną.

— Masz oczywiście rację. Upewnij się, czy dobrze sobie podjadło, nim tu z nim wrócisz, bo jest nam potrzebne. A w przyszłości uprzedzaj mnie zawczasu o tych wyprawach po pokarm.

— Rozkazujesz tak, więc posłucham.

— Nasza wyprawa poczeka. Może ta zwłoka będzie pożyteczna. Masz dwa dni na załatwienie tej sprawy. Zejdźmy na brzeg.

— Mam nadzieję, że w tym czasie znajdę odpowiedź. Nie będzie to łatwe, bo uderza w samo sedno naszej wiary.

Gdy zeszły na ląd, Ambalasei stanęła i opadła na swój ogon, poczuła nagle wielkie zmęczenie. Miała teraz za dużo pracy fizycznej, do której nie była przyzwyczajona. Czekając cierpliwie na uczoną, Enge pogrążyła się w rozmyślaniach. Patrzyła na wodę, lecz o mało nie przegapiła ruchów uruketo. Wśród plusków i szarpnięć wyswobodziło się z mułu, potem zawróciło i ruszyło w dół rzeki w ślad za podnieconymi enteesenatami. Ambalasei zamknęła na długo swe oczy, potem je otworzyła i spojrzała jednym na czekającą w milczeniu Enge.

— Pragnienie podpowiedzenia.

— Szacunek dla wielkiej mądrości, napięta uwaga.

— Odwróć sprawę podejmowania-decyzji, spójrz na tę sprawę z innej strony, jeśli mogę zacytować waszą Ugunenapsę. Niech decyzje płyną z dołu, a nie z góry. Jesteście Córami Życia, a więc waszymi podstawowymi zasadami muszą być najważniejsze potrzeby życia. Zaczniemy od jednej z nich. Jedzenie. Czy podążasz jeszcze za moim rozumowaniem?

Enge wyraziła szacunek i zrozumienie.

— Podziwiam jasność twych myśli i sposób ich przekazania.

— To dobrze — bo brzemię całej odpowiedzialności zdaje się spoczywać na mych silnych ramionach. Powtórzenie argumentu. Jedzenie. Gdy już skłonisz je do przyznania, że potrzebują go do życia, spytaj je, jak chcą je zdobywać, zbiorowo czy indywidualnie?

— Wspaniale! — Enge promieniowała potwierdzeniem i entuzjazmem. — Pozwól mi rozwinąć twą myśl. Tak jak w morzu wspólnie polowałyśmy na ławice ryb, tak powinnyśmy czynić z efenburu sióstr. Będziemy wszystkie łapać ryby…

— Nie! Źle mnie zrozumiałaś. Nie jesteście już młodymi yiliebe w oceanie, lecz Yilanè, które muszą pracować wspólnie dla swego wzajemnego dobra. Musicie wybrać niektóre spośród siebie, by łowiły ryby dla wszystkich pozostałych, a jedna z rybaczek musi rozkazywać innym w sprawach dotyczących połowów.

— Rozumiem i przyjmuję twą uwagę, ale decyzja będzie trudna, bardzo trudna.

Ambalasei zgodziła się z nią całkowicie.

— Oto historia przetrwania: nic nie jest łatwe. Od tak dawna mamy swe miasta, że zapomniałyśmy, iż kiedyś rywalizowałyśmy na równych warunkach z wszystkimi innymi formami życia. Teraz naginamy je do naszej woli. I lepiej znajdźmy sposób nagięcia twych sióstr, nim przedwcześnie wymrą.

Potrzeba było niemal całego dnia dyskusji, nim siostry doszły do porozumienia. Ambalasei zajmowała się swymi sadzonkami i hodowanymi zwierzętami, wyrażając najwyższy wstręt jedynie wówczas, gdy zerkała na gadające towarzystwo. Gdy przed wieczorem podeszła do niej Enge, spojrzała na nią z nadzieją i niecierpliwością.

— Czyżbyśmy kiedyś doczekały się ryb?

— Podjęto decyzję w pełni zgodną z naukami Ugunenapsy. Równość we wszystkim, równość w wysiłkach. Dziesięć nas będzie łowiło ryby przez jakiś czas, bo dziesięć to okrągła liczba wyrażająca sumę palców obu rąk, które wykonują pracę. Pierwsza z dziesięciu pokieruje pozostałymi, będzie wydawała im polecenia w pierwszym dniu. Drugiego dnia rządy przejmie druga z dziesiątki, i tak dalej, aż do dziesiątej, a następnego dnia zostaną zastąpione przez nową dziesiątkę. Będzie się to powtarzało, aż wszystkie obejmiemy służbę — wtedy dziesiątki dziesiątek dziesiątek dziesiątek dziesiątek zaczną wszystko od początku. Czy nie jest to okrągłe, pełne i zadowalające rozwiązanie?

Ambalasei okazała wstręt i przerażenie.

— Co za brednie! W życiu nie słyszałam większego nonsensu. Cóż złego w wyznaczaniu kierującej-rybaczkami, która wybierze pozostałe? — Dobra. Widzę po twych szaleńczych ruchach, że to nie jest zgodne z Ugunenapsą. Róbcie więc, jak postanowiłyście. Kiedy zaczniecie połowy?

— Zaraz. Jestem pierwsza z dziesiątki. Z radością pójdziemy po żywność dla wszystkich.

Ambalasei patrzyła za oddalającą się Enge dumną i wyprostowaną. To niewiarygodne. Ale zrozumiałe i pojmowalne, gdy raz przyjmie się wiarę, trzeba iść za nią aż do końca — lub ją porzucić. Zaczęła żałować swej wyprawy do królestwa najmroczniejszych filozofii. Delikatnie usunęła zanieczyszczenia z korzeni przesadzanej rośliny. Jakże prawdziwa, jasna i dająca zadowolenie jest biologia w porównaniu z wiarą! Nie zawahała się jednak. Ich odstręcza-jąca filozofia daje biologiczne skutki. Była zdecydowana zbadać je, odkryć przyczyny. Trudno jest przodować w nauce, w inteligencji, w rozsądku. Ambalasei westchnęła radośnie; to brzemię musi nieść.

Загрузка...