5.

Niesamowite, jak szybko informacja o tym, że idę w sobotę na imprezę z Peterem, rozeszła się po całej szkole. Cheerleaderki są dla mnie przemiłe. Nie do wiary! Tych dwóch dni, bo dzisiaj czwartek, chyba nie zdołam normalnie przetrwać. Gdy tylko weszłam do szkoły, od razu zaczęły się ich wredne pytania i uszczypliwości:

– Zobacz, to ta głupia, z którą umówił się Peter. Myśli, że zrobił to, bo mu się spodobała. Naiwniaczka. – To oczywiście była ta dziewczyna, której pierwszego dnia mojego pobytu w szkole powiedziałam, co o niej myślę. Teraz się odwdzięcza… Chyba nie wyjdę jutro z domu. Dlaczego moje prywatne życie stało się nagle sprawą publiczną?! Ktoś coś musiał powiedzieć! Na pewno nie zrobiłam tego ja, zostają więc tylko dwie możliwości: Peter albo Ivette. Dobiorę się im do skóry!

Ivette przydybałam parę minut później w łazience, jak czesała się przy lustrze. Na początku byłam bardzo miła:

– Przyznaj się! Komu wypaplałaś, że idę na randkę z Peterem?!

– Ja? – szczerze się zdziwiła.

– Nie rób ze mnie idiotki! – warknęłam. – Usiłuję być miła! Komu powiedziałaś?!

– Jeżeli teraz jesteś miła, to wolę być daleko od ciebie, jak będziesz zła – stwierdziła. – Ja nikomu o tym nie powiedziałam.

– W takim razie, kto? – spytałam trochę spokojniej. No właśnie, kto? Iv raczej nie kłamie.

– A kto wiedział poza mną? – spytała, wracając do rozczesywania włosów.

– Peter i moi rodzice – odpowiedziałam. – Nikomu więcej poza tobą nie mówiłam.

– W takim razie musiał to być Peter – zauważyła. – Powiedział jakiemuś swojemu kumplowi i plotka się rozeszła.

Oparłam się ciężko o umywalkę i wpatrzyłam w swoje odbicie. Z wiekiem moje życie coraz bardziej się komplikuje. Aż tęsknię do tych beztroskich lat, kiedy moim jedynym problemem było, w co ubrać lalkę Barbie. Żadnych poważnych decyzji, żadnych zmartwień. A teraz? Moje życie to jedno wielkie pasmo nieszczęść…

– Nie martw się – powiedziała Ivette, odwracając się do mnie. – Powiedz szczerze, co się stało?

– Cheerleaderki nie dają mi spokoju. Cały czas się ze mnie śmieją, że Peter robi to tylko dla żartu – powiedziałam, opierając czoło o chłodną taflę szkła.

– I ty się tym przejmujesz? Nie poznaję cię. Kiedyś byś im tylko nawtykała, że są głupie, a teraz się przejmujesz? – dziwiła się. – Musisz być silna! Gdzie się podziała ta Margo, która przed chwilą o mało co nie wydrapała mi oczu za rzekomą zbrodnię? Walcz!

Muszę przyznać, że podniosła mnie nieco na duchu. Ale i tak byłam markotna. W zasadzie wolałabym, żeby moje życie wyglądało trochę inaczej.

Następną lekcją miała być historia sztuki. Cała godzina obok Maksa. Bo już nie wspomnę o tym, że na te same zajęcia chodzi też ta wredna zołza, która cały czas się mnie czepia. Boże, przecież ja nawet nie wiem, jak ona się nazywa, a ta nie chce mi dać spokoju.

W zasadzie to nie rozumiem, czego ode mnie chce. W końcu mam prawo iść z Peterem na randkę! A ona na pewno mnie przed tym nie powstrzyma!

Wredna, głupia jędza…

Trochę się opanowałam i ruszyłam korytarzem na lekcję. „Nic mnie nie powstrzyma”, powtarzałam sobie cały czas w myślach.


Na historii sztuki siedzę w ostatniej ławce, musiałam więc przejść przez całą klasę. Koszmarne przeżycie. Zwłaszcza że tamta… siedzi mi na drodze. Dobrze, że za rok skończy tę szkołę. Będę miała święty spokój.

Gdy przechodziłam obok niej, rzuciła mi wszechwiedzące spojrzenie. Miałam ochotę przywalić jej łokciem w ucho, udając, ze zrobiłam to przypadkiem.

– Cześć – rzuciłam, siadając obok Maksa.

W odpowiedzi mruknął coś niezrozumiałego, nawet na mnie nie patrząc. Bazgrał coś w zeszycie. Nawet on mnie nie zauważa!!! Życie jest okropne…

Powoli zaczęłam wypakowywać wszystko, czego używam na historii sztuki, czyli zeszyt, długopis, ołówek, blok do rysowania i kredki. Wiem, że to trochę dziecinne, ale ja naprawdę lubię rysować. Zwłaszcza portrety. A ta lekcja doskonale się do tego nadaje.

– Co, znowu będziesz bazgrolić? – usłyszałam nad głową kpiący głos.

Oczywiście, to była ona. W jakiś niezwykły sposób podeszła do mnie niesamowicie cicho, a przecież nosi szpilki, które obrzydliwie zgrzytają na szkolnej podłodze.

– Wiesz, co przed chwilą powiedział mi Peter? Że umówił się z tobą dla zakładu – rzuciła.

– Jesteś pewna? Bo wydawało mi się, że przez całą lekcję siedziałaś w klasie, mizdrząc się przed lusterkiem, a ja dopiero co widziałam go przed salą gimnastyczną na parterze – wycedziłam. – Masz wielką wyobraźnię. Powinnaś pisać książki.

– Och… – Spojrzała na mnie wściekła, że odkryłam jej kłamstwo.

Mogłam przez dłuższą chwilę wpatrywać się w nią, zanim wymyśliła jakąś ripostę. Co za pustelnia…

– On i tak się w tobie nie zakochał, czy co ty tam sobie ubzdurałaś – dodała i odeszła, potykając się o nogi Maksa. – Uważaj! – powiedziała do niego z wściekłością.

– Bo co? – warknął, patrząc na nią jak na jakiegoś robaka. Dziewczyna nie chciała się z nim kłócić, po prostu odeszła, zgrzytając tymi swoimi butami. Zresztą o ile mi wiadomo, nikt nie zaczyna z żadnym metalowcem. Wszyscy trzymają się od nich z daleka, jak od zarazy. To pewnie przez ten ich wygląd…

A jeśli chodzi o Maksa, to sama też nieraz o mało nie wybiłam sobie zębów przez te jego kopyta wyciągnięte na całą długość. Jednak zauważyłam, że tym razem wystawił je dopiero wtedy, gdy ta jędza odchodziła.

Teraz z powrotem wsunął je pod ławkę.

Patrzyłam na jej plecy, z całego serca żałując, że nie mogę wzrokiem wypalić jej w nich dziury. Miałam ochotę albo zacząć głośno wrzeszczeć, albo się rozpłakać. Chociaż, szczerze mówiąc, byłam bliższa tego drugiego.

– Uspokój się. Jeśli wybuchniesz, to ja pierwszy oberwę. A chciałbym dożyć momentu, kiedy dostanę się na jakieś studia – usłyszałam obok siebie cichy i spokojny głos.

Zerknęłam na Maksa, który patrzył na mnie uważnie tymi swoimi zabójczo zielonymi oczami. Gdyby tak patrzył na mnie cały czas…

Jego uwaga pewnie miała mnie rozbawić. No cóż, rzeczywiście trochę podniosła mnie na duchu.

– Zamiast się złościć, czemu po prostu się na niej nie zemścisz? – spytał.

– Nie wiem jak – odpowiedziałam niechętnie.

– Znajdź jakiś jej słaby punkt i uderz w niego.

– Poza brakiem mózgu nie widzę żadnych słabych punktów. Oczywiście można by ją zepchnąć ze schodów. W tych szpilkach w życiu by nie złapała równowagi…

Mruknął coś pod nosem i spojrzał na mnie znudzonym wzrokiem. Widocznie nie o to mu chodziło.

– Pomyśl, co jest dla niej najważniejsze.

Zastanawiałam się przez chwilę, nawet nie rejestrując wejścia do sali profesora Hawka. Ona przecież musi coś takiego mieć. Tylko co?

– Sława, tak? – spytałam. – Jakby tak jej połamać nogi, to nie mogłaby być cheerleaderką!

– Nie o to mi chodzi. Spójrz na nią. Co teraz robi? Spojrzałam na jej wredną, pustą głowę.

– Czesze się – odpowiedziałam.

– No właśnie. Rozumiesz już, co mam na myśli?

Albo jestem jakaś ciemna, albo on mówi zagadkami, bo naprawdę nie potrafiłam zrozumieć.

– Nie – odpowiedziałam szczerze.

– Jezu – mruknął pod nosem. – Gumę do żucia bardzo trudno usunąć z włosów, prawda? A jak się ją jeszcze wklei blisko skóry, to jedynym wyjściem jest je obciąć.

– Rzeczywiście – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się, patrząc na te jej idealnie proste, sięgające pasa włosy.

Sama też miałam kiedyś taki problem, jak w podstawówce mój złośliwy kolega wkleił mi gumę. Tylko że on to zrobił na końcówkach, więc po prostu wsadziłam włosy do zamrażarki, poczekałam, siedząc obok lodówki, godzinkę, a następnie stłukłam gumę młotkiem.

Tylko skąd Max wie o czymś takim?

– Świetny pomysł. Dzięki – powiedziałam.

Ale on tylko wzruszył, swoim zwyczajem, ramionami i powrócił do pisania w zeszycie.

Mniejsza z nim. Zaczęłam grzebać w plecaku w poszukiwaniu paczki gumy do żucia. Powinnam ją gdzieś tu mieć. Ale to rzeczywiście jest świetna zemsta. Wszystkie cheerleaderki mają długie włosy. To taka ich umowa. Więc jeżeli ta zołza będzie miała krótkie, to może ją wywalą z zespołu!

Kiedy wreszcie znalazłam paczkę mojej miętowej zemsty, aż zaczęłam nucić pod nosem. Zerknęłam na Maksa. Słysząc mój głos, uśmiechnął się pod nosem, ale na mnie nie spojrzał.

Szkoda…

Tak, wiem. Sama nie wiem, czego chcę.

Gdy zabrzmiał dzwonek na przerwę, szybko się zerwałam, żeby tylko mi nie uciekła. Max czujnie śledził każdy mój ruch, czułam jego spojrzenie na swoich plecach, kiedy szłam pomiędzy rzędami, zmierzając w stronę swojej ofiary.

Jeszcze siedziała. To było naprawdę przyjemne uczucie. Przechodząc, rąbnęłam ją w potylicę i przykleiłam gumę do żucia. A następnie, przyznaję się, prysnęłam. Jak już byłam na korytarzu, to dobiegły mnie jej histeryczne krzyki. Nie mogłam się powstrzymać. Zatrzymałam się, żeby trochę tego posłuchać.

Ach, zemsta jest słodka!

– Z miejsca zbrodni się ucieka – mruknął Max, przechodząc obok i mrugnął do mnie.

Mrugnął do mnie!!! Max Stone puścił do mnie oko!!! Jestem w niebie…

Zgodnie z jego poleceniem ruszyłam jak gdyby nigdy nic przed siebie. Tak, dzisiejszy dzień nie był jednak taki zły!


Dacie wiarę?! Ta jędza zwolniła się z lekcji po moim ataku!!! Przed chwilą dowiedziałam się tego od Ivette. Wieści szybko się rozchodzą. Już cała szkoła wie, że tamta cheerleaderka ma gumę we włosach. Nie wiedzą tylko, kto to zrobił, bo histeryzująca zołza nic nie powiedziała, tylko rozryczała się i wybiegła ze szkoły. Ale… co będzie, jeśli ona powie dyrektorowi, że to ja? Zawieszą mnie w prawach ucznia? Rodzice by się wściekli. Zaczynam mieć poważne wątpliwości. Takie przez duże W.

– Uwierzysz, ktoś jej nienawidzi prawie tak mocno jak ty!

– paplała Ivette, kiedy razem wychodziłyśmy ze szkoły.

– Iv, obiecujesz, że nikomu nie powiesz? – spytałam, gdy zatrzymałyśmy się już obok stojaków na rowery.

– Czego mam nikomu nie mówić?

– To ja jej wkleiłam tę gumę po tym, jak mnie obraziła na historii sztuki.

Zatkało ją. Nie wiedziała, co ma powiedzieć.

– Zwariowałaś?! – wykrzyknęła wstrząśnięta. Też zaczynam siebie o to podejrzewać…

– Musiałam się jakoś na niej zemścić. Nawet nie wiesz, co ona mi mówiła – zaczęłam się bronić.

Ivette chwilę się zastanawiała, a następnie śmiertelnie poważnie powiedziała:

– Mama na mnie czeka, bo mamy razem iść na zakupy, więc nie mogę teraz z tobą rozmawiać, ale wpadnę do ciebie wieczorem, żeby o tym pogadać. Dobrze?

– Jasne – odparłam lekko.

Zmyje mi głowę. Czuję, że to będzie jak plagi egipskie. A może nawet jeszcze gorsze…


No i miałam rację. Gdy tylko parę godzin później Ivette przyszła, od razu zaciągnęła mnie do mojego pokoju, posadziła na łóżku i kazała mi ze szczegółami opowiedzieć wszystko po kolei.

No to powiedziałam jej, co się stało, najdokładniej jak potrafiłam. Ominęłam tylko fragment z nogami Maksa.

– No, a potem Max podsunął mi ten pomysł z gumą do żucia – zakończyłam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.

Ups, wiedziałam już, co mi teraz powie. Według niej to pewnie wszystko wina Maksa.

– No tak! – wykrzyknęła. – To wszystko jego wina! A nie mówiłam?

– Czemu go posłuchałaś?! Przecież to metal, Margo! Nikt nie wie, co oni robią ani kim są! Może co tydzień obrabiają gdzieś jakieś banki! A ty słuchasz takiego kryminalisty? Przez niego będziesz miała kłopoty!

– Dlaczego czepiasz się Maksa? – spytałam rozzłoszczona. – On nic nie zrobił. To ja jej wkleiłam tę gumę, a nie on.

– I właśnie o to chodzi! Cała wina spadnie na ciebie! – powiedziała dobitnie. – Zwłaszcza że tamta jędza cię nie cierpi! Metale są nietykalni, bo wszyscy się ich boją!

Moje życie jest pasjonujące, prawda? Czy ja mam wrodzoną zdolność pakowania się w kłopoty…?

– A co będzie, jeśli cię zawieszą? – Iv wydawała się tym wstrząśnięta.

– To jest możliwe, ale… – przerwałam jej.

– Do reszty zgłupiałaś – stwierdziła. – I jeszcze bronisz tego chłopaka. A może to narkoman! Nie pomyślałaś o tym? Oni wszyscy wyglądają, jakby cały czas coś brali. Są bladzi, wiecznie niewyspani i wściekli. Gdzie ty masz oczy?! A jeśli mi powiesz, że ten Max ci się podoba, to chyba zacznę krzyczeć.

– W takim razie tego ci nie powiem – odparłam.

W odpowiedzi Iv zawyła i rzuciła się na łóżko obok mnie, a potem zaczęła wpatrywać się w sufit.

Nawet jak mnie zawieszą, to co? Nie umrę od tego, natomiast będę miała parę dni wakacji. Co prawda, może to trochę zmniejszyć moje szanse na dostanie się na jakieś fajne studia… ale kto by się tym teraz przejmował? Najwyżej za dwa lata będę siebie przeklinać.

Dobrze, że jej tego nie powiedziałam. Uznałaby mnie za kompletnie rąbniętą…

– Nie potrafię cię zrozumieć – powiedziała zrezygnowana.

– Może cię pocieszy, że ja samą siebie też nie do końca rozumiem – odpowiedziałam, także wpatrując się w sufit.

– Umówiłaś się na randkę z chłopakiem, który jest uważany za najprzystojniejszego w szkole, a tobie wciąż coś nie pasuje – ciągnęła dalej, nie zwracając uwagi na to, co powiedziałam.

– Ja na twoim miejscu skakałabym ze szczęścia.

Kiedy Iv to powiedziała, zaczęłam się zastanawiać, dlaczego ja właściwie nie skaczę ze szczęścia. Bo powinnam się cieszyć, prawda? Peter jest przystojny, popularny, ma własny samochód… Tylko, czy właśnie o to mi chodzi?

– Czego ty w zasadzie chcesz? – spytała Ivette i odwróciła do mnie głowę.

Miałam już odpowiedzieć, że szczęścia, ale się powstrzymałam.

– Nie wiem – powiedziałam tylko.

– Przyznaj szczerze, zakochałaś się? – drążyła dalej.

– No coś ty! – obruszyłam się. – Po prostu lubię Maksa i nie rozumiem, czemu się go czepiasz.

– Zakochałaś się w nim od pierwszego wejrzenia. O rety!

– dodała i usiadła. – Zupełnie jak w książkach!

– Ja się w nim nie zakochałam – powiedziałam powoli i podparłam się na łokciu.

– Przecież to od razu widać. Na przerwach ciągle się na niego gapisz.

– Nie zakochałam się w nim – powtórzyłam z naciskiem.

– A ja, czytając romanse, zaczęłam już wątpić, czy coś takiego jest możliwe. Jakie to uczucie?

– Nie zakochałam się w nim – powtórzyłam jeszcze raz wolno i wyraźnie.

– Kiedy to nic strasznego – pocieszyła mnie Iv.

Ja z nią kiedyś nie wytrzymam i wybuchnę. Ja naprawdę nie zakochałam się w Maksie. Ja go po prostu… lubię.

Ale to nie dociera do Ivette. Uparła się, że tak jest szalenie romantycznie.

– Tylko cały czas nie mogę uwierzyć, że to właśnie Max ci się podoba – powtórzyła, wychodząc.

Nawet nic nie zdążyłam jej odpowiedzieć, bo już wybiegła. Widocznie nie chciała znowu usłyszeć tego, że nie zakochałam się w Maksie.

No, bo się w nim nie zakochałam!

We względnie dobrym humorze poszłam w końcu spać.


A co zobaczyłam następnego dnia? Po prostu mnie zatkało. Tamta zołza, jak gdyby nigdy nic, przyszła dzisiaj do szkoły! I wcale nie ścięła włosów! Jak ona to zrobiła?!

Przecież to jest niemożliwe!!! To jest fizycznie niemożliwe!!!

Nie mogłam w to uwierzyć, więc przed basenem cichaczem podeszłam w szatni bliżej do grupy, w której stała, żeby przyjrzeć się jej dokładniej.

To po prostu niesamowite. Ma wszystkie włosy i to swoje własne! Nie wiem, jak ona to zrobiła. Musiała chyba przez całą noc trzymać głowę w zamrażalniku, bo nie widzę innego wyjaśnienia.

Te włosy są dla niej naprawdę bardzo ważne…

– Czego się gapisz?! – warknęła i pociągnęła nosem. Najwyraźniej ma katar. Ona… naprawdę musiała trzymać głowę w zamrażalniku! O matko… to się dopiero nazywa silna wola!

– Jeszcze mnie popamiętasz! – warknęła do mnie i włożyła czepek.

Szybko odwróciłam się na pięcie i zwiałam. Bałam się, że tak rozwścieczona dziewczyna jak ona może się posunąć nawet do morderstwa.

– Margo, nie grzeb się, bo Pijawka się wkurzy – powiedziała Iv i pociągnęła mnie w stronę wyjścia.

Taak… Pijawka naprawdę się potem wkurzy. Ale wcale nie dlatego, że się trochę spóźniłyśmy… A teraz siedzę w gabinecie dyrektora w samym kostiumie kąpielowym.

I wypraszam sobie wszelkie podejrzenia, że to była moja wina!

Bo nie była.

Prawie nie była.

Dobra. Troszkę to może była moja wina. Ale nie całkiem!

To przez Maksa.

I tę cheerleaderkę.

Po prostu chciałam się lepiej przyjrzeć Maksowi. Nie, nie, dlatego, że był w samych kąpielówkach. Choć przyznaję, zagapiłam się. Ale to się chyba każdemu może zdarzyć, no nie? Po prostu szłam sobie i to jakoś tak samo wyszło. Nie potrafię powiedzieć, jak ja to zrobiłam. Poza tym noszenie dwuczęściowych kostiumów powinno być zabronione.

Taak… może jednak opowiem wszystko od początku…

Wpadłam razem z Ivette do hali. Tak jakoś wyszło, że przed nami stała już grupa osób z rocznika Maksa. Ale naprawdę nie wiem, jak ja to zrobiłam. Po prostu… zagapiłam się na Maksa.

Stał przede mną przy samym brzegu basenu, obok tej zołzy, która mnie cały czas dręczy. No… i chciałam mu się lepiej przyjrzeć, ale widok zasłaniały mi dziewczyny, które właśnie wyszły przede mną z szatni. Swoją drogą, to albo ja jestem taka niska, albo one są strasznie wysokie…

Stanęłam na palcach i zapuściłam żurawia ponad nimi. No i w tym momencie odjechała mi noga.

Na tych tabliczkach, które są porozwieszane dookoła basenu, jest napisane, że nie wolno biegać. Ale o staniu na palcach nie ma nawet słówka. I kto by podejrzewał, że te antypoślizgowe kafelki są tak naprawdę śliskie i że trudno utrzymać na nich równowagę?

Po prostu odjechała mi noga i poleciałam na dziewczynę przede mną. Ta z kolei przewróciła się na tę przed nią i… dalej poszło jak w dominie. Wszyscy padli na ziemię. Najgorsze jest to, że ja sama złapałam równowagę. A ci przede mną leżeli na podłodze.

Ale to nie wszystko. Na samym końcu tej kolejki ludzi, których przewróciłam, stała moja cheerleaderka. A że była przy samym brzegu basenu, z piskiem poleciała prosto do wody.

To jednak jeszcze nie koniec. Było znacznie gorzej.

Nie wiem, może Max jest w głębi duszy samarytaninem, ponieważ usiłował ją złapać. To był chyba jakiś odruch bezwarunkowy, bo o ile mi wiadomo, to on jej nie lubi. W każdym razie złapał ją…

…za ramiączko góry od dwuczęściowego kostiumu.

I właśnie dlatego ona, wrzeszcząc okropnie, wpadła do tej wody, a jej stanik… został w jego ręku…

W tym momencie Ivette dostała ataku śmiechu. Zresztą jak wszyscy inni, którzy nie leżeli przede mną. Bo to chyba rzeczywiście wyglądało zabawnie. Ja stoję, przede mną na podłodze leży prawie pół klasy, a jakieś dziesięć metrów ode mnie stoi Max wpatrzony w stanik, który trzyma w ręku.

Cheerleaderka zaczęła wrzeszczeć, jakby ją ktoś obdzierał ze skóry w tym basenie. Nie dziwię się jej. Gdybym to ja znalazła się w takiej sytuacji, chyba do końca życia nie pokazałabym się ludziom na oczy. Zwłaszcza że właśnie wszyscy chłopcy szybko podbiegli do brzegu basenu, żeby ją dobrze zobaczyć. Ale ona już zdążyła się zasłonić.

Matko, teraz to ona chyba naprawdę mnie zabije.

– To wszystko przez nich!!! – zaczęła histerycznie wrzeszczeć. – Margo Cook (ooo, to ona wie, jak ja się nazywam? niedobrze…) i ten metal to ukartowali!!! Oni to zrobili specjalnie!!!

Pijawka, rzecz jasna, uwierzyła jej.

Dlatego teraz siedziałam obok Maksa przed biurkiem dyrektora i słuchałam długiej mowy o tym, że musi nas, niestety, zawiesić w prawach ucznia.

Kiedy dyrektor na chwilę przerwał, żeby zaczerpnąć tchu, Max szybko się wtrącił:

– Panie dyrektorze. Jak na razie wysłuchał pan tylko oskarżeń jednej rozhisteryzowanej dziewczyny, Debbie, czy jak tam ona się nazywa…

– Debbie Ellroy – wtrącił się dyrektor.

– No właśnie, a co z naszym konstytucyjnym prawem do obrony? Wolność słowa i wypowiedzi jest zapisana w naszych prawach – zakończył swoje przemówienie Max.

W tym momencie dyra zatkało. Najwyraźniej nie podejrzewał, że chłopak w kąpielówkach, a na dodatek metal (a wszyscy wiedzą, że to przecież narkomani i sataniści), potrafi sklecić poprawne zdanie na jakikolwiek temat.

– Więc mówcie – rzucił, patrząc na nas uważnie.

Max spojrzał na mnie, jakby chciał przez to powiedzieć: „Ty nas w to wpakowałaś, ty się tłumacz”. Dobrze, już dobrze…

– Panie dyrektorze – zaczęłam. – Po pierwsze my niczego nie zrobiliśmy specjalnie. To był czysty przypadek. Przy wyjściu z szatni był tłok. Przyznaję, powinnam była poczekać. No, ale się pospieszyłam i poślizgnęłam się. Popchnęłam dziewczynę, która stała przede mną, a ona z kolei popchnęła osobę, która stała przed nią, a tamta osoba…

– Powiedzmy, że tę część rozumiem – przerwał mi dyrektor.

– Taak… – mruknęłam i znowu zaczęłam mówić. – Po prostu wszyscy zaczęli się przewracać, a na samym końcu stała tamta dziewczyna i wpadła do basenu. Max ją tylko usiłował złapać. A to, że miała nieprzepisowy dwuczęściowy kostium kąpielowy (dłużyło mi się oczekiwanie, aż nas przyjmie, więc czytałam wszystko, co było wywieszone na tablicach w sekretariacie, łącznie z regulaminem szkolnym), to już nie jest nasza wina. Bądźmy szczerzy, ten kawałek szmatki z troczkami ledwo się na niej trzymał.

To ostatnie zdanie powiedziałam z niemałą satysfakcją. Przyznaję.

– Rozumiem. Powiedzmy, że uwierzyłem w to, że poślizgnęłaś się na antypoślizgowych kafelkach – powiedział wyraźnie znudzony dyrektor. – Tym razem was nie zawieszę, ale macie przeprosić waszą koleżankę i obiecać, że nigdy więcej takie zdarzenie nie będzie miało miejsca. Jasne?

– Jasne – odpowiedzieliśmy razem.

I to wszystko. Dyrektor najwyraźniej gdzieś się spieszył, bo było aż podejrzane, że nas nie zawiesił.

I tyle krzyku o zwykły stanik. Kto by pomyślał…

Gdy już szliśmy z Maksem korytarzem w stronę szatni, żeby się przebrać (w końcu ja byłam w kostiumie kąpielowym, a on w samych spodenkach), Max spytał:

– Naprawdę przypadkiem się potknęłaś? – I uśmiechnął się pod nosem.

– Naprawdę! – powiedziałam oburzona, a następnie rzuciłam złośliwie: – A ty ją przypadkiem złapałeś za stanik?

– Ty byłaś za daleko – mruknął i puścił do mnie oko, a następnie zniknął za drzwiami do męskiej szatni.

Zaraz dostanę ataku serca. Czy on to powiedział?! Czy on to naprawdę powiedział??? MAX MNIE ZAUWAŻA??? Bóg istnieje!


…i właśnie tak mniej więcej minęły dni dzielące mnie od imprezy nad jeziorem, na którą zaprosił mnie Peter. Dlaczego to nie był Max? Życie potrafi być wredne…

Ależ ten czas szybko leci, no nie? W jednej chwili człowiek się zastanawia, jak się wytłumaczyć przed dyrektorem, jakim cudem jednej z dziewczyn spadł stanik, a chwilę później kombinuje, w co się ubrać na randkę.

Właśnie! W co ja mam się ubrać?! Nie zdążę!!! Zostało mi już strasznie mało czasu!!!

Загрузка...