26

– Tich, całą mocą do tyłu! – komenderował Ram.

– Zawracacie? – zapytał Ogień złośliwie.

– Tak. Właściwie książę Marco powinien sam wrócić do domu, ponieważ jest nieśmiertelny, uznaliśmy jednak, że odpowiedzialność za jego powrót spoczywa na nas wszystkich. On został przygnieciony przez wielki głaz, a w takiej sytuacji nieśmiertelność to katastrofa. Nigdy nie pozwolimy, żeby nasz przyjaciel się tak męczył.

Duch Ognia głęboko odetchnął.

– Rozumiemy i respektujemy waszą decyzję.

Nowe wybuchy powtarzały się co chwila, już nie takie straszne jak na początku, ale i tak potężne. Tich prowadził swego ukochanego Juggernauta nie bez obaw z powrotem na teren katastrofy.

Minęli dolinę, w której tak długo stali. Wszędzie leżały zwłoki wojowników. Ani jeden nie przeżył.

Małe kamienie i bryły ziemi leciały na Juggernauta niczym grad, oni jednak niezrażeni posuwali się dalej. Wiedzieli, do jakiego celu zmierzają. To dodawało im zdecydowania.

– Teraz telefony działają – zauważył Ram. – Bo nie ma już muru.

On i Faron przez cały czas utrzymywali łączność z Tsi. Mar pomagał kierować J2 we właściwą stronę. Indra zapytała półgłosem władcę Ziemi:

– A jak ma się sprawa źródła dobra? Czy ono przetrwało?

– To dziwne, ale nie zostało nawet w najmniejszym stopniu uszkodzone przez to, co się stało ze źródłem zła – odparła Ziemia. – Wszystko wokół się rozpada, ale to źródło i jego otoczenie pozostają nietknięte.

– Droga do źródła również?

– Droga również. Ale już nikt nie będzie tamtędy chodził.

Indra skinęła głową.

– Jeszcze nie słyszeliśmy opowiadania Oka Nocy.

Tich z wielkim trudem kierował pojazd na teren, który kiedyś był zamknięty murem. Ponieważ jednak Góra Zła się zawaliła, powstała nowa droga w tamtą stronę. Będzie wprawdzie bardzo męcząca, ale prowadzi do celu.

Siska poprosiła, by pozwolono jej porozmawiać z Tsi przez telefon.

– Cześć, księżniczko – zawołał uszczęśliwiony. – Świetnie, że do nas jedziecie, Marco bardzo cierpi, wciąż traci przytomność.

– Wkrótce do was dotrzemy! Bądź ostrożny, Tsi!

– Przecież wiesz, że jestem. Ale akurat teraz ważniejszy jest Marco.

– Dla mnie ty jesteś najważniejszy! Tsi… zostaniesz ojcem!

Wydawało się, że chłopak wypuścił telefon z ręki. Potem rozległ się taki głośny, radosny okrzyk, że musiała odsunąć słuchawkę na co najmniej pół metra. Nadał wibrowało jej w uszach.

Kiedy Tsi zakończył rozmowę z ukochaną, odwrócił się do Marca, żeby mu przekazać radosną wiadomość.

– Gratuluję, Tsi – rzekł Marco ciepło. – To dopiero będzie podniecające.

– Och, tak – westchnął bastard elfów i Lemuryjczyków szczerze wzruszony. – Pomyśleć, że to takie łatwe!

– Najłatwiejsze w świecie – rzekł Marco sucho. – I jaki fantastyczny rezultat!

Skrzywił się z bólu. Tsi dbał o niego najlepiej jak potrafił, podłożył mu swoją kurtkę pod plecy, żeby lodowata skała nie ziębiła go tak strasznie, opatrzył mu ranę na ramieniu i…

Podniósł niewielką butelkę.

– No prawda, całkiem zapomniałem! Mam ze sobą coś do picia, a ty musisz być strasznie spragniony?

– Jeszcze się pytasz!

Tsi z największą troskliwością uniósł butelkę i Marco pił. Wiele tego nie było, mimo wszystko to jednak ulga.

Dopóki nie chwyciły go skurcze i spazmy.

Tsi-Tsungga przyglądał mu się przestraszony.

– Oj, zapomniałem ci powiedzieć! To zaraz przejdzie, a potem poczujesz się wspaniale. Bo widzisz, to była jasna woda, oszczędziłem trochę z tego, czym mnie poili. Uważam, że potrzebujesz jej siły.

Odwrócił głowę.

– Zdaje się, że już są! Poczekaj tu, a ja wskażę im drogę.

Pobiegł.

Marco czekał pokornie, nie miał wyboru.

Słyszał głosy przyjaciół, pełen zapału głos Tsi i burkliwe chrząkanie Ticha. Pytania. Rozkazy.

Przyjechali! Jest uratowany, choć akurat teraz nie bardzo może się z tego cieszyć. Cierpiał dotkliwe bóle i…

Miał inne zmartwienia.

Gdy bóle w końcu ustąpiły, oparł się o skalę z westchnieniem rezygnacji. Szeptał zmęczony.

– Tsi-Tsungga, ty nieszczęsny pechowcze o dobrym sercu, coś ty narobił? Jasna woda dla mnie?

Przyjaciele przybiegli, żeby go uwolnić.

Tylko po co?

Загрузка...