13

Kamil raz jeszcze rozważył swoją decyzję i doszedł do przekonania, że nie mógł popełnić błędu. To Piotr przecież, właśnie on, mógł być zawsze tam, gdzie zdarzały się przypadki „śpiączki". Piotr, na którego nikt nie zwracał specjalnej uwagi, zawsze zaszyty w gąszczu urządzeń sekcji napędowej, trzymający się z dala od reszty załogi, nawet wtedy, gdy nie pełnił służby. Piotr, zawsze uprzejmy, bezkonfliktowy, nie rzucający się w oczy. Ostatni, którego można by podejrzewać o czyny gwałtowne, obłęd czy jakiekolwiek działanie wbrew interesom ogółu.

Czy był znakomicie zamaskowanym przybyszem z innej planety?

Czy może zwykłym człowiekiem, którego opanowały nieznane siły, paraliżujące wolę i nakazujące posłuszeństwo?

Kamil nie miał wątpliwości, że wszystko, co zdarzyło się w astrolocie, miało na celu porwanie, uprowadzenie statku wraz z załogą. Dokąd? Tego nie można było wywnioskować na podstawie dotychczasowych wydarzeń…

Kamil przewertował dwukrotnie wszystkie dane na temat Piotra, jakie znalazł w kartotece osobowej. Życiorys Piotra nie miał żadnych niejasnych miejsc. Piotr od dziecka był chłopcem zdolnym, bystrym, pełnym inicjatywy. Nie było z nim kłopotów. Do celu dążył zawsze z dużym zapałem i wytrwałością, a celem jego już we wczesnej młodości stał się zawód inżyniera kosmicznej służby międzygwiezdnej. Studia i praktyka zawodowa wykazały jego pełną przydatność do dalekich lotów. Kiedy kompletowano załogę dla wyprawy w kierunku gwiazdy Bernarda, był jednym z kandydatów. Zabrakło mu nieznacznej ilości punktów w eliminacjach testowych, lecz nie zraził się tym i próbował jeszcze dwukrotnie stawać do konkursu przy okazji innych wypraw. Przez cały czas pracował na statkach Służby Międzyplanetarnej, uzupełniał swoje kwalifikacje. Z wyprawy do 61 Cygni zrezygnował sam, choć został zakwalifikowany. Rezygnację motywował sprawami osobistymi.

W skład załogi udającej się w kierunku Hares wszedł bez żadnego trudu, pokonując wszystkich współzawodników w sposób zdecydowany. Był rzeczywiście znakomitym specjalistą w dziedzinie napędów i jednym z głównych konsultantów projektu silnika typu gamma.

Kamil westchnął, przerzucając klatki mikrofilmu, na których osoba Piotra rysowała się w tak znakomitych barwach… Czyżby człowiek ten od dzieciństwa opętany był obsesyjną myślą o uprowadzeniu statku kosmicznego? Przecież nawet drobne zaburzenia psychiczne bywają bez trudu wykrywane podczas drobiazgowych badań poprzedzających odlot wyprawy. Ponadto, po każdej witalizacji ze stanu przetrwalnikowego, już w czasie wyprawy, wszyscy poddawani byli testom psychologicznym i badaniom lekarskim!

W życiorysie Piotra nie sposób byłoby dopatrzyć się jakiegoś punktu zwrotnego, jakiegoś niezwykłego wydarzenia, którym można by poprzeć domysły Kamila. Czyżby więc wszystko zaczęło się tu, w astrolocie? Albo na Kappie?

Tak czy inaczej, Kamil uznał, że niebezpieczeństwo jest zażegnane albo przynajmniej zawieszone na czas dowolnie długi. Zdawał sobie sprawę, że może zdarzyć się coś nowego – jeśli bowiem działały tu jakieś obce, zewnętrzne siły, to, być może, nie dadzą za wygraną. Ale z upływem czasu, gdy nie działo się nic nadzwyczajnego, coraz bardziej wątpił w tę hipotezę. Z Piotrem poszło wszystko tak gładko, że trudno byłoby przypisywać mu jakieś pozaludzkie właściwości… Z wyjątkiem, oczywiście, nie wytłumaczonej do tej pory umiejętności pozbawiania ludzi świadomości. W dziedzinie zjawisk parapsychologicznych Kamil nie czuł się zbyt pewnie. Co gorsza, wśród obecnych w astrolocie specjalistów nie było właściwie nikogo, kto mógłby pokusić się o zbadanie tego fenomenu. Lekarze nie ukrywali swej bezsilności, a psychologia nie miała tu właściwie praktycznego zastosowania.

Od chwili umieszczenia Piotra w przetrwalniku, Kamil zarządził zaostrzoną dyscyplinę załogi. Opuszczenie, nawet na krótki czas, stanowisk pracy wymagało meldowania o tym dowodzącemu astrolotem. Także wszelkie wędrówki po statku, poza własną kabiną i pomieszczeniami przeznaczonymi do ogólnego użytku załogi, zostały ograniczone. Załoga przyjęła z pełnym zrozumieniem te zarządzenia. Wydarzenia ostatnich dni poruszyły wszystkich i wywołały wiele dyskusji i domysłów.

Kamil ograniczył liczebność czuwającej załogi do niezbędnego minimum. Niektóre stanowiska, nie wymagające ciągłego dyżuru, pozostawił nawet bez obsady, wychodząc z założenia, że w razie konieczności można w krótkim czasie witalizować odpowiedniego specjalistę. Postępowanie takie było zresztą zgodne z ogólną zasadą „oszczędzania czasu aktywności", sprowadzającą się do tego, by każdy z członków załogi w jak najmniejszym stopniu postarzał się w czasie podróży.

Na trzeci dzień po unieszkodliwieniu Piotra Kamil dokonał inspekcji stanowisk pracy i z zadowoleniem stwierdził, że wszystko wróciło do normy. Dyżurowały cztery osoby: w sterowni – pilot i nawigator, w sekcji napędu – noikleonik oraz automatyk, kontrolujący sprawność urządzeń kontrolno-sterowniczych. Pozostali specjaliści byli do dyspozycji w razie potrzeby, lecz przebywali w swoich kabinach lub w bibliotece.

Wracając z obchodu statku, Kamil odwiedził Idę. Przywitała go uprzejmie, ale najwyraźniej była w kiepskim nastroju. Milczała, choć usiłował wciągnąć ją w rozmowę na tematy dalekie od podróży kosmicznych.

– Masz pewnie dość tej podróży? – spytał w pewnej chwili. – Chciałabyś być już z powrotem w domu?

Spojrzała na niego jakby spłoszona nieco tym nagłym pytaniem.

– A ty?.- powiedziała po chwili. – Czy nie chciałbyś wrócić na Ziemię?

– Kiedyś – tak, na pewno. Ale jeszcze nie czas o tym myśleć. Czy chcesz odpocząć w przetrwalniku?

– Nie, nie – powiedziała szybko. – Nie lubię tego miejsca, źle na mnie działa… Kamil roześmiał się.

– Jak to? Działa znakomicie! Zatrzymuje czas! Dla kobiety ma to chyba jakieś znaczenie!

– Czasu mam jeszcze sporo – powiedziała w zamyśleniu.

– Trudno zaprzeczyć. Wyglądasz wspaniale. Ale właśnie przetrwalnikowi w poważnej mierze zawdzięczasz, że wyglądasz tak samo, jak dwadzieścia lat temu, gdy opuszczaliśmy Układ Słoneczny. Miałaś wtedy chyba nie więcej niż dwadzieścia pięć lat… A teraz masz dwadzieścia pięć i parę miesięcy. Czy to nie wspaniałe, tak oszukiwać czas?

– Cała ziemska cywilizacja opiera się na oszukiwaniu czasu – powiedziała wstając. – Dzięki temu w moim wieku biologicznym jestem już znakomitym, jak twierdzisz, cybernetykiem. Ale mimo wszystko czas nie pod każdym względem pozwala się oszukać. Można skrócić czas kształcenia człowieka, przedłużyć czas jego aktywności i sprawności, ale każdy ma ograniczoną ilość lat do przeżycia. I to jest przygnębiające.

– Wiesz o tym od dziecka. Czy wciąż rozmyślasz na ten temat? Czy gnębi cię to tak bardzo, że nie potrafisz ani na chwilę zapomnieć?

– Od kiedy jestem z dala od naszego, prawdziwie naszego, świata, muszę o tym myśleć, bo wciąż wydaje mi się, że już nie zdążę, nie zdołam wrócić tam, skąd wyruszyłam.

Idą przerwała i stała przez chwilę zwrócona bokiem do Kamila, patrząc w podłogę. Obserwował ją i jak zwykle czuł nieprzepartą chęć wyznania jej swoich myśli, swojej narastającej wciąż sympatii do niej i podziwu dla niezwykłej urody.

– Jeszcze do niedawna byłam pewna, że istnieje szansa, poważna szansa powrotu tam, gdzie za wszelką cenę chciałabym wrócić. Ale z dnia na dzień coraz bardziej wydaje mi się, że to nierealne… – powiedziała cicho.

– Nie rozumiem, skąd u ciebie ten pesymizm, Ido! -Kamil patrzył na nią zdziwiony. – Nasz powrót jest sprawą prawie całkowicie pewną!

– Zaczekaj chwilę! – powiedziała, zmieniając nagle ton. – Okropnie wyglądam w tym kombinezonie. Muszę się przebrać i spiąć włosy. Może mi to poprawi nastrój.

– Wyjdę na chwilę – Kamil chciał wstać, ale położyła mu dłoń na ramieniu.

– Zostań, zaraz wrócę!

Wydobyła z szafy jakiś lśniący, srebrzysty strój. Wróciła po dziesięciu minutach, w długiej, luźno opadającej sukni, z pasmem ciemnobrązowych włosów przerzuconym przez lewe ramię. Była pogodna, uśmiechnięta, spokojna.

Powoli zamknęła drzwi i usiadła, przechylona do tyłu w głębokim fotelu.

– Daj mi rękę – powiedziała, wyciągając dłoń do siedzącego naprzeciw Kamila.

Ujął jej dłoń i siedzieli tak, milcząc i patrząc na siebie. Kamil nie potrafiłby nawet określić, ile czasu trwało to milczenie.

Nagła zmiana przyspieszenia wcisnęła Kamila w fotel. Ledwo wyczuwalna dotąd wibracja statku stała się wyraźna. Kamil chciał zerwać się z miejsca, ale przyspieszenie było znaczne, więc tylko z trudem uniósł się nieco i opadł na powrót w głąb fotela. Idą mocno trzymała jego dłoń. Po chwili przyspieszenie zelżało i Kamil ponownie spróbował wstać.

– Usiądź! – powiedziała Idą stanowczym tonem. -Usiądź i posłuchaj. Niczego już nie zmienisz. Nie wyjdziesz stąd bez mojej zgody. Zamknęłam drzwi.

Kamil wyszarpnął dłoń z jej ręki i sięgnął po pistolet obezwładniający, z którym nie rozstawał się od tygodni.

– Otwórz natychmiast drzwi! Co to ma znaczyć? – krzyknął zrywając się z fotela.

– Usiądź i posłuchaj. Powiedziałam już, że niczego nie zmienisz.

– Odpowiadam za bezpieczeństwo tego astrolotu i jego załogi! Co tam się stało? Wypuść mnie natychmiast!

– Tam jest Piotr. Tylko Piotr, rozumiesz? A tu jestem ja. Czy wreszcie zrozumiałeś wszystko?

Kamil bezwładnie opadł na fotel. Teraz zrozumiał. Ich było dwoje.

Idą patrzyła na Kamila z wyrazem współczucia.

– Nie bój się o statek i załogę. Jeśli zachowasz rozsądek, wszystko będzie w porządku i nikogo nie spotka krzywda. Pozwól mi mówić i słuchaj uważnie. Chcę ci zaproponować pewien układ. Przyznaję, że będę zmuszona narzucić ci nasze warunki. To będzie szantaż, jak to wy nazywacie. Ale postaraj się zrozumieć, wczuj się w nasze położenie, a wtedy może nie będziesz traktował nas jak przeciwników… Ożywiłam Piotra. Oszukałam cię, ale to była jedyna, ostatnia szansa. Nasz plan, realizowany od tak dawna, zaczął się załamywać. Teraz Piotr wprowadza astrolot na nowy kurs. Da sobie z tym radę, jest doświadczonym pilotem. Prowadził statki kosmiczne, jeszcze zanim ty zacząłeś marzyć o lotach do gwiazd. Wszyscy inni zostali obezwładnieni i nie mogą nam przeszkodzić.

– Kim jesteście? Co chcecie osiągnąć? – przerwał jej Kamil, zbierając rozproszone myśli.

– Kim jesteśmy… To dość skomplikowana historia. Na pewno pomyślałeś i o tym, może podświadomie przyjmowałeś takie przypuszczenia, a świadomość twoja odrzucała je jako nieprawdopodobne. Jeśli chcesz wiedzieć wszystko, posłuchaj. Nie chcę, byś został

zmuszony wbrew przekonaniom… Musisz wiedzieć, że chcemy wrócić, tylko wrócić, do swoich, do domu… Tak jak i ty będziesz na pewno chciał wrócić, gdy osiągniesz swój cel. Nasza szansa powrotu urzeczywistnia się, ale nie myśl, że kosztem twoim i twoich towarzyszy. Wy także osiągnięcie cel.

Pytasz, kim jesteśmy… – ciągnęła Idą, stojąc przed Kamilem, który bezwiednie ściskał w dłoni kolbę pistoletu z ładunkiem paraliżującym. – Domyśliłeś się, że nie jesteśmy ludźmi, choć nasze postacie są autentycznie ludzkie. Chcieliśmy wyglądać tak jak wy, sam to rozumiesz. Te ciała należą do dwojga młodych ludzi, których zupełnie przypadkiem napotkaliśmy w krytycznym dla nas momencie. Nie mogliśmy bez nich opuścić naszego pojazdu, a pojazd ten należało bezwzględnie zniszczyć, nim zostanie przez was zauważony… Nie mogąc powrócić, musieliśmy pozostawać wśród ludzi, starając się znaleźć okazję do powrotu w późniejszym terminie. Taką okazją był lot do Hares, choć kierunek ten niezupełnie nam odpowiadał. Początkowo liczyliśmy zresztą na to, że pozostaniemy na Kappie, skąd moglibyśmy zawezwać pomocy. Niestety, ten wariant planu nie powiódł się: w naszej bazie na Kappie urządzenia łączności były niesprawne, musiał je uszkodzić jakiś wstrząs tektoniczny. Piotr – który miał sprawdzić ich działanie – zmuszony był pozbyć się świadka i uśpił swego towarzysza, zanim udał się do groty mieszczącej naszą bazę. Na szczęście, nikt w zamieszaniu nie zauważył braku Teda podczas poszukiwania Enrica, a ty uwierzyłeś w opowiadanie Piotra. Enrico przypadkiem trafił do groty, której wylotu Piotr nie zdążył zamaskować. Dwa przypadki „śpiączki" obudziły twoje podejrzenia, ale nie kierowałeś ich jeszcze przeciwko nam…

Pomysł z antenami kierunkowymi zrealizował Piotr. Jednak nawigatorzy nieco przedwcześnie wykryli fałszywy kurs statku. Gdyby udało mi się uśpić cię wówczas proszkami rozpuszczonymi w kawie, zyskalibyśmy dość czasu, by opanować statek. Ty jeden wiedziałeś najwięcej i mogłeś nam przeszkodzić. Niestety, trick z kawą nie udał się. Popełniłam błędy, które cię ostrzegły. Byłam zbyt podniecona, by zachować ostrożność.

Wprowadzenie człowieka w stan, który nazwałeś „śpiączką", jest dla nas łatwe, lecz wymaga nieco siły fizycznej dla obezwładnienia człowieka przynajmniej na kilkanaście sekund. Niestety, przypadło mi w udziale posługiwać się ciałem dość drobnej budowy i nie mogłam liczyć na sukces w walce z tobą. Erwina obezwładniłam uderzeniem w głowę. Kosztowało mnie to wiele, bo metody takie nie leżą w obyczajach naszej rasy. Nie miałam wówczas wyboru.

Ciebie jednak nie mogłabym potraktować w podobny sposób. Zbyt cię lubię i sądzę, że nie zdobyłabym się na dostatecznie mocny cios… Ale to nie było jedynym powodem pozostawienia właśnie ciebie w spokoju aż do chwili obecnej. Nasze poczucie przyzwoitości w stosunku do ludzi nie pozwalało nam korzystać z bezwzględnych metod postępowania. Nie chcieliśmy czynić tego, za co nasi bracia od stuleci tak krytykowali ludzką rasę… Liczyliśmy na możliwość porozumienia i kompromisu… ale to wymagałoby przyznania się, kim jesteśmy, a reakcja całej załogi na nasze ujawnienie się mogłaby być dla nas nieprzychylna. Dlatego chcieliśmy rozmawiać tylko z tobą, i to w sytuacji korzystnej dla nas – na przykład takiej jak obecna…

Piotr uśpił gazem, a następnie umieścił w przetrwalnikach wszystkich oprócz ciebie.

Chcę ci teraz wyjaśnić, co zamierzamy uczynić. Otóż, potrzeba nam nieco czasu na dotarcie do najbliższej naszej stacji kosmicznej.,,Planetoida", do której dotarł Piotr, była w rzeczywistości naszym satelitą łącznościowym. Przy pomocy działających w nim urządzeń Piotr odnalazł kierunek, w jakim należy szukać stacji. Gdy do niej dotrzemy, spróbujemy wysłać sygnał do naszych braci, przygotować ich na nasze przybycie. Bez tego przygotowania mogliby zniszczyć astrolot, gdy będzie zbliżał się do naszego układu gwiazdowego. Nasi bracia mają bardzo złe mniemanie o ludziach. Ich wiadomości

na ten temat są, niestety, przestarzałe i dlatego musimy przekazać im aktualne dane.

Później – będziesz musiał poddać się anabiozie. Nie chcemy wskazywać ludziom drogi do naszej planety. Nie mamy prawa bez porozumienia decydować o tym. A odpowiedź i decyzja naszych braci nadejdzie dopiero po długim czasie, gdy będziemy już w drodze bezpośrednio ku nim.

Jeśli nie podejmiesz walki, jeśli nie będziemy zmuszeni użyć wobec ciebie siły, uda nam się zapewne przekonać braci, że z własnej woli pomogłeś nam, ułatwiłeś powrót. To będzie dowód, że ludzie są inni, niż wydawało się nam dotychczas…

Astrolot doprowadzimy do celu we dwoje z Piotrem. Mamy dostateczne doświadczenie i umiejętności. Mogłeś przekonać się, co potrafimy, mimo że dysponujemy tylko niedoskonałym ludzkim ciałem.

Jestem pewna, że nasi bracia odprowadzą astrolot z powrotem na właściwy szlak w kierunku Hares. Będziecie kontynuować swą podróż, nie wiedząc, gdzie znajdują się nasze planety. A kiedyś, może niedługo, nasi bracia nabiorą do was zaufania i wówczas będziemy mogli złożyć sobie wzajemne wizyty oficjalne… Teraz chyba rozumiesz, że powinieneś zrezygnować z oporu. Astrolot jest pod naszą kontrolą. To dla nas jedyna szansa powrotu. Musisz to zrozumieć i usprawiedliwić nas…

– Nie mogę was usprawiedliwić ani zrozumieć. Dla mnie jesteście przestępcami. Muszę oceniać was z punktu widzenia ludzkich praw – powiedział Kamil, patrząc ponuro i nienawistnie na dziewczynę, która teraz była tylko wrogiem.

– A czy ty sam, znalazłszy się wśród obcych istot, nie zrobiłbyś wszystkiego, co możliwe, by powrócić do swoich? Czy zważałbyś na prawa i zasady moralne obowiązujące w obcym ci świecie?

– Jesteście mordercami! Zawładnęliście bezprawnie ciałami żywych ludzi.

– Mylisz się. Myśmy jedynie wypożyczyli je. Od ciebie tylko zależy, czy będziemy mogli je zwrócić właścicielom.

– Jak to? Przecież oni…

– Oni są tutaj! – Idą wskazała palcem na siebie. – Ich świadomość jest wyłączona, podobnie jak świadomość tych członków załogi, których wprowadziliśmy w stan uśpienia. Potrafimy to zrobić z każdym człowiekiem: stłumić jego świadomość i wstąpić naszą osobowością w jego ciało. Możemy przy tym w pełni korzystać z jego pamięci. To jedyna umiejętność, którą przeważamy nad wami. We wszystkim innym, dopóki znajdujemy się w ludzkich postaciach, jesteśmy tacy sami jak zwykli ludzie, mamy te same fizyczne możliwości i ograniczenia, chociaż posiadamy większy zasób doświadczeń i wiedzy o Kosmosie. Czy mielibyśmy nie skorzystać z tej przewagi nad wami, mając na celu wykorzystanie niepowtarzalnej dla nas szansy?

– Więc… tych dwoje… istnieje nadal?

– Tak. I dlatego, choć mógłbyś zabić mnie i Piotra, nie zrobisz tego, bo zabiłbyś ich także. Oni są jakby naszymi zakładnikami, dają nam gwarancję bezpieczeństwa.

– Nie zamierzam nikogo zabijać – powiedział Kamil ze złością. – Ale przy pierwszej okazji unieszkodliwię was. Po to przecież tu jestem. Jeślibym miał poddać się bez próby oporu, moja obecność w astrolocie byłaby pozbawiona sensu!

– Posłuchaj mnie. Opowiem ci, jak było. Może, gdy to usłyszysz, inaczej spojrzysz na naszą sytuację. Zrozumiesz, że musieliśmy postępować od początku właśnie tak…

Zdarzyło się to dziesięć lat przed wyruszeniem wyprawy. Nasz statek kosmiczny dotarł w rejon zewnętrznych planet Układu Słonecznego i wszedł na orbitę stacjonarną wokół jednego z księżyców Neptuna. Ziemskie rakiety docierały tu bardzo rzadko, więc miejsce było dość bezpieczne. Stąd wyruszały ku Ziemi i innym planetom układu maleńkie, trudne do wykrycia przez ludzi rakiety rozpoznawcze. W czasie gdy jedna z nich

penetrowała różne okolice na powierzchni Ziemi, jej macierzysty statek przestał istnieć: potężna eksplozja zamieniła go w rozwiewający się w próżni obłok kosmicznego pyłu.

Rakieta rozpoznawcza, zaopatrzona w zapas energii na krótki stosunkowo czas, błądziła przez kilka tygodni po odludnych zakątkach Ziemi kryjąc się przed wzrokiem ludzi.

Dwuosobowa załoga, nie mogąc opuścić rakiety, oczekiwała na pewną zagładę, która musiała nastąpić z chwilą wyczerpania źródeł energii albo nawet jeszcze wcześniej, gdyby ludzie odkryli jej istnienie i przedostali się do wnętrza.

Dla załogi rakiety istniała jednak pewna szansa. Było nią skorzystanie z ludzkich ciał, umożliwiających bytowanie na planecie. Metodą tą, stosowaną już wcześniej jako jeden ze sposobów eksploracji obcych, zamieszkanych planet, można było posłużyć się i teraz dla ratowania osobowości dwóch samotnych istot, osieroconych na dalekiej, obcej Ziemi. Tę szansę istnienia należało wykorzystać.

„Czekamy tu już trzeci dzień – powiedziałam do mojego towarzysza. – To nie jest dobre miejsce, jeśli chcemy zrealizować nasze zamiary…" „Okolica jest odludna i spokojna – odrzekł po chwili. – To też ma swoje dobre strony".

Nasz antygraw spoczywał na dywanie rozkwitających wrzosów, częściowo ukryty wśród niskich krzewów, na samym skraju polany. „Nie możemy czekać dłużej niż kilka dni" – powiedziałam i już w tej samej chwili zrozumiałam, że zdanie to nie miało sensu. Nasze czekanie – tu czy gdziekolwiek – było po prostu koniecznością. Innego rozwiązania już nie było. Utrata łączności ze statkiem-bazą mogła oznaczać tylko jedno: baza przestała istnieć.

Towarzysz nie zareagował na moje słowa..Widocznie pomyślał o tym samym. To było przecież jasne. Sprawdziłam stan akumulatorów. Mogły wystarczyć na podtrzymywanie naszego istnienia jeszcze przez kilka tygodni, ale każdy manewr antygrawu poważnie uszczuplał zapas energii.

„Rejestruję zbliżanie się dwóch osób" – powiedział nagle mój towarzysz. Ja również to spostrzegłam. • Szli wśród drzew, daleko jeszcze, ale zbliżali się do nas. Było już prawie zupełnie ciemno, tylko cienki sierp księżyca rozjaśniał nieco środek polany. „Nie dostrzegą nas – powiedziałam. – Są zbyt zajęci sobą. To chłopak i dziewczyna". Szli, trzymając się za ręce, chłopak przyświecał chwilami latarką.

„To prawie jeszcze dzieci". Mój towarzysz był zawiedziony, lecz mnie olśnił nagle cudowny, zbawienny pomysł. Nadeszła chwila, kiedy rozpoczęło się wszystko: nowa nadzieja – nie tylko istnienia; nadzieja na coś więcej.

„Zapal światła pozycyjne" – powiedziałam.

„Po co? Chcesz… Tych dwoje?"

„Tak. Oni mają przed sobą dużo czasu i wszelkie perspektywy… Poza tym, młodzi ludzie są ciekawi wszystkiego, co nieznane. Zapal światła…"

…Jeszcze chwila. Jeszcze kilka sekund, a znajdą się oboje w zasięgu naszych manipulatorów. Już.

Otworzyłam dyszę. Mgiełka usypiającego gazu otoczyła ich głowy.

W pośpiechu zeskoczyliśmy oboje prosto w zwały kolczastych krzewów. Podrapałam sobie nogi. To było pierwsze wrażenie, którego doznałam jako dziewczyna. Chłopak chwycił moją dłoń i wyciągnął mnie z kępy jeżyn.

„Czy uruchomiłeś detonator?" – spytałam już biegnąc za nim w stronę drzew. „Tak, pośpiesz się, jesteśmy za blisko" – powiedział, ciągnąc mnie za rękę. Stłumiony huk, jak dalekie uderzenie piorunu, dogonił nas w sekundę po niebieskawym błysku.

Piotr obejrzał się.

„W porządku" – mruknął i poszliśmy obok siebie leśnym duktem w kierunku osiedla.

Загрузка...