— Jazda! Ruszać się! Wysiadać! Z autobusu! Ruszać się!
Młodzi mężczyźni w szarych ubraniach wylegli z autobusu marki Greyhound. Niektórzy z pośpiechu przewrócili się na ziemię. Nieszczęśliwcy zostali bezceremonialnie poderwani na nogi i popędzeni do reszty grupy, która tworzyła teraz parodię formacji. Trzech śniadych młodych mężczyzn i jedna śniada młoda kobieta, którzy krzyczeli, sami wysiedli przed czterema miesiącami z takiego autobusu. Pomimo kapralskich szewronów na rękawach, jeszcze niedawno sami byli szeregowcami, których później awansowano. Podzielili formację na cztery nierówne grupy i rozmieścili żołnierzy dźwigających ciężkie worki z rzeczami osobistymi w odpowiednich miejscach zbiórki. Nowi rekruci ustawili się w nierównych szeregach, tworzących trzy boki czworokąta. Było to ich pierwsze spotkanie z sierżantem szkoleniowym. W przypadku nieszczęsnego drugiego plutonu funkcję tę pełnił celowniczy sierżant Pappas. Stał na placu apelowym pośrodku formacji i kiwał tylko głową, sprawiając wrażenie, że najwyraźniej kontempluje ciepły wiosenny dzień. W rzeczywistości jednak starał się dorobić filozofię do sytuacji, która w jego odczuciu całkowicie wymknęła się spod kontroli.
Jemu i grupie, którą wezwano razem z nim, powiedziano, że właśnie dzięki nim wojsko będzie miało teraz wszystkich starszych podoficerów niezbędnych w formacjach uderzeniowych i osłaniających. Zamiast tego umieszczono ich w Gwardii i jednostkach treningowych. Miało to „wzmocnić” oddziały, do których ich przypisano.
Specowi Pappasowi często przychodziło na myśl stare powiedzenie, że nie można wzmocnić kubła flegmy za pomocą garści grubego śrutu.
Ale był żołnierzem piechoty morskiej i kiedy otrzymywał rozkaz, mówił „tak jest, sir” i wykonywał go najlepiej jak umiał. Więc kiedy powiedziano mu, że będzie instruktorem szkoleniowym, poprosił oczywiście o umieszczenie go w Pendleton, bo była to jednostka, do której należał zgodnie z informacją w jego aktach. Kadry Sił Lądowych wysłały go więc, rzecz jasna, do Obozu McCall w Północnej Karolinie, trzy tysiące mil od Pendleton.
Pobyt w McCall mógł się jednak okazać niezłym rozwiązaniem. Galaksjanie spełnili swoje obietnice i Pappas znalazł się w pierwszej grupie, którą poddano odmłodzeniu. Program odmładzania uwzględniał podział żołnierzy według wieku, stopnia wojskowego i starszeństwa. Ponieważ byli tu tylko oficerowie i podoficerowie, starsi podoficerowie często otrzymywali w programie odmładzania ten sam priorytet, co oficerowie. Jako jeden z najstarszych podoficerów objętych programem Pappas został odmłodzony wcześniej niż wielu starszych sierżantów, którzy wiekiem byli jednak młodsi. Po miesiącu miał ciało dwudziestolatka i sześćdziesięcioletni umysł.
Znowu ogarnęło go dawno zapomniane uczucie niepokonanej siły i niespożytej energii, które pchało go do czynów.
Regularne ciężkie treningi przywracały mu dawną muskulaturę, miały też odwrócić jego uwagę od innych form wyładowania energii.
Służył w piechocie morskiej od trzydziestu lat, z czego przez dwadzieścia siedem był żonaty. W ciągu tych dwudziestu siedmiu lat nigdy nie wchodził do cudzego łoża. Nie dotyczyło go zdanie: „Nie jestem rozwiedziony, tylko na tymczasowej służbie”. Nigdy nie myślał źle o innych żołnierzach, którzy wykorzystywali służbowe wyjazdy, żeby się trochę rozerwać. Dopóki nie obniżało to ich sprawności, nie obchodziło go, co robili. Ale on złożył przysięgę małżeńską, że „nie będzie lgnął do żadnej innej”, i wierzył w dotrzymywanie obietnic. To samo dotyczyło stwierdzenia „póki śmierć nas nie rozłączy”. Teraz jednak miał ciało i potrzeby dwudziestolatka, a jego żonie dawno stuknęła już pięćdziesiątka. Sytuacja była trudna. Na szczęście program treningów żołnierzy przywróconych do czynnej służby, a potem szkolenie nowych rekrutów było tak wyczerpujące, że nie miał siły wracać do San Diego. Program odmładzania miał w końcu objąć także rodziny żołnierzy, ale sierżant musiałby to najpierw zobaczyć, żeby uwierzyć. Krążyły już plotki o deficycie materiałów do odmładzania, więc nikt nie wiedział, czego należało się spodziewać na dłuższą metę. Sierżant bardzo obawiał się swojego spotkania z Prissy.
Na domiar złego wszystkich najstarszych podoficerów, do których się zaliczał, wezwano jednocześnie, więc w wojsku panował teraz nadmiar pułkowników i podpułkowników, dwóch najwyższych rang objętych programem odmładzania. W marynarce wojennej określano to jako „nadmiar szefów”. Dodatkowo, ponieważ główny nacisk kładziono na szkolenie, większość starszych podoficerów i oficerów została przydzielona do prowadzenia podstawowych i zaawansowanych treningów. Dlatego zamiast stanowiska starszego podoficera w kompanii Pappas otrzymał dowództwo zwykłego plutonu rekrutów.
Nie był więc w najlepszym humorze, kiedy witał grupę czterdziestu pięciu młodych mężczyzn, z których miał zrobić żołnierzy piechoty morskiej (żołnierzy wojsk uderzeniowych, hoplitów albo jakkolwiek mieli się oni teraz, kurwa, nazywać). W charakterystyczny sposób uśmiechnął się do podkomendnych. Mniej bystrzy pomyśleli, że sierżant nie jest więc sadystycznym kretynem, przed którym ich ostrzegano, tylko przyjaźnie uśmiechniętym gościem, i ostrożnie odwzajemnili uśmiech. Bystrzejsi trafnie odgadli, że wpakowali się w poważne kłopoty.
— Dzień dobry, dziewczynki — powiedział sierżant cichym, przyjaznym głosem. — Jestem sierżant Pappas. — Głos był tak cichy, że musieli wytężać słuch. — Niestety przez następne cztery miesiące będę waszym sierżantem szkoleniowym. Mój drobny, wysportowany młodszy kolega — wskazał na stojącego obok żołnierza — to kapral szkoleniowy Adams. Myślcie o nas jako o waszych markizach de Sade, całkowicie nienormalnych instruktorach aerobiku. Jako wstęp do nauki tak zwanej kurtuazji wojskowej macie się do mnie zwracać tak, jakbym był oficerem.
Będziecie mi mówić „sir” i salutować na powitanie. Czy to jasne?
— Tak.
— Dobra.
— Nie ma sprawy.
— Tak jest, sir!
— Och, przepraszam. Nie wyjaśniłem. Prawidłowa odpowiedź brzmi: „Jasne, sir”.
— Jasne, sir.
Włożył palec do ucha, jakby chciał je przeczyścić.
— Przepraszam. Mam słaby słuch. To przez te krzyki umierających rekrutów. Prosiłbym odrobinę głośniej.
— Jasne, sir! — wrzasnęli.
— Widocznie jednak nie wyrażam się jasno — powiedział powoli i wyraźnie. — W prawo zwrot, padnij. Specjalnie dla kretynów, którzy tego nie rozumieją, czyli oczywiście dla was wszystkich, wyjaśniam, że komenda oznacza, iż macie się obrócić lekko w prawo i przyjąć pozycję do robienia pompek.
Kilku rekrutów szybko przywarło do ziemi, inni z wahaniem zaczęli wykonywać wydany rozkaz, ale większość nadal stała, nic nie rozumiejąc.
— Padnij! Na ziemię! Jazda! Ruszać się! — zagrzmiał sierżant o wiele głośniej i ostrzej niż kapral, głośniej niż cała ich grupa. — Zginać łokcie! Ty! Ruszaj się! Dmuchać pompki, pierdoły! Patrzcie na wprost, głowa do góry, wzrok utkwiony w dalekim punkcie. A teraz, kiedy wydam rozkaz, wasza odpowiedź brzmi: „Jasne, sir.”. Macie być wyraźnie słyszani na Marsie! Jasne?
— Jasne, sir!
— Dotąd sądziłem, że ta pozycja ułatwi wam skupienie uwagi. Ale widzę, że przynajmniej jeden z was woli ćwiczyć na siłowni.
Podszedł do wspomnianego nieszczęśnika — wielkiego młodzieńca o herkulesowej budowie ciała i gładkich czarnych włosach — i kucnął, żeby spojrzeć mu w oczy.
— Czy aby nie jest to dla ciebie odrobinę zbyt męczące zadanie, wielkoludzie?
— Nie, sir!
— A, bardzo dobrze.
Sierżant Pappas wstał i ostrożnie nadepnął na plecy rekruta w okolicy łopatek. Tęgi młodzieniec stęknął, kiedy poczuł na plecach sto trzynaście kilogramów, ale wytrzymał.
— W ciągu następnych szesnastu tygodni — Głowa w górę, zasrańcu! — moim obowiązkiem jest zamienić was, laleczki, w żołnierzy wojsk uderzeniowych. — Biodra w dół, cioty! — Jednostki uderzeniowe będą wysyłane ze swoich baz — Do góry! Wy pierdoły! Jeśli ten łamaga może mnie utrzymać, wy możecie wytrzymać w tej pozycji bez obciążenia! — żeby zaatakować Posleenów, kiedykolwiek i gdziekolwiek by to było potrzebne. A to oznacza, że o ile jednostki Gwardii i wojsk osłaniających mogą zobaczyć walkę… — Ty! Mówiłem, nie leż na brzuchu, lumpie jeden! — Kapralu Adams!
— Tak jest, sir!
— To tłuste ścierwo w drugim rzędzie! Sprawdź, jak długo może biegać, zanim się porzyga i padnie!
— Tak jest, sir! Wstawaj, zasrańcu! Ruszaj się!
Kapral poderwał nieszczęsnego rekruta na nogi i pchnął go do przodu.
— Na czym stanąłem? A, tak… O ile jednostki Gwardii mogą zobaczyć walkę, wy na pewno ją zobaczycie. Moim zadaniem jest sprawić, żebyście byli twardzi i szybcy, tak żeby niektórzy z was, ofermy, mogli przeżyć. — Zszedł z rekruta. — Wstawać! Macie się rozejść do koszar. Żadnego spania ani wylegiwania się. W koszarach są dwa czerwone pudła. Jeśli przemyciliście jakieś narkotyki, osobistą broń, noże lub cokolwiek, czego nie powinniście mieć, włóżcie to do pudeł. Jeśli coś zatrzymacie, ja to znajdę. A wtedy wyślę was w takie miejsce, przy którym obóz rekrutów wyda wam się miły i przytulny. Wszyscy oprócz tego zasrańca — wskazał na rekruta, który przed chwilą służył mu za podest — rozejść się!
Kiedy żołnierze zabrali swoje rzeczy i pobiegli do koszar, sierżant obrzucił wzrokiem od stóp do głów pozostającego na miejscu rekruta. Zauważył szerokie, wystające kości policzkowe.
— Jak się nazywasz, dupku?
— Szeregowy Michael Ampele, sir!
— Hawajczyk?
— Tak, sir!
— Tatuś w piechocie morskiej, chłopczyku?
Rekrut aż zbladł na tę obelgę, podczas gdy „dupku” nie zrobiło na nim wrażenia.
— Tak jest, sir!
— Myślisz, że będę dla ciebie pobłażliwy z tego powodu, chłopczyku?
— Nie, sir!
— Dlaczego?
— Najtwardsza stal pochodzi z najgorętszego ognia, sir!
— Gówno prawda. Najtwardsza stal pochodzi z właściwej kombinacji temperatury, materiałów i odpowiednich warunków, takich jak pieprzona azotowa atmosfera. Skopię ci dupę z dwóch powodów. Po pierwsze, nikt mnie nie oskarży o rasizm, a po drugie, te kontynentalne lalunie potrzebują przykładu.
— Tak jest, sir!
— Dobra, jesteś dowódcą plutonu — zdecydował. — Wiesz, co to znaczy?
— Tak, sir — powiedział szeregowiec i lekko zzieleniał. — Jeśli coś spieprzą, pan skopie mi dupę, sir.
— Właśnie — potwierdził Pappas z uśmiechem, wydął wargi i wyszczerzył zęby. — Nie mamy czasu, żeby się pieprzyć z treningiem. Wy, rekruciki, przejdziecie cięższe i szybsze szkolenia niż jakakolwiek grupa w historii. Comprende? Sądzisz, że sobie poradzisz jako dowódca plutonu?
— Sí, sir — zgodził się szeregowiec.
— Wierzę na słowo, chłopczyku. Dla mnie jesteś tylko kupą gówna. Odmaszerować.
Pappas potrząsnął głową z rezygnacją, kiedy szeregowy dołączył do pozostałych w koszarach. Skracano czas szkolenia i naciskano dowódców, żeby nauczyli rekrutów nie wiadomo czego. Cóż, przeszkoli ich najlepiej, jak można to zrobić w przewidzianym czasie. Ale cieszy się, że nie idzie z nimi na wojnę. Byłoby to zbyt ryzykowne przedsięwzięcie.