Siedem


Jest też jeden pożytek z tego wszystkiego — powiedział Geary, gdy do wykonania ostatniego manewru zostało dziesięć minut.

— Chętnie dowiem się jaki — rzuciła Desjani.

— Krodźwiedzie nie mają pojęcia, ile naszych okrętów doznało awarii i w jakim stopniu została ograniczona ich zdolność bojowa. Muszą traktować każdą naszą jednostkę jak największe zagrożenie.

— Poza okrętami, które straciły osłony — przypomniała mu. — To akurat zekowie będą w stanie wykryć.

— Poza nimi — zgodził się admirał.

— Co zrobisz, jeśli „Tytan” nie będzie nadążał za resztą floty?

— Będę improwizował.

Desjani odebrała jakiś raport, potem skinęła głową w kierunku Geary’ego.

— Moi technicy przysięgają na honor swoich przodków, że pański komunikator będzie działał bez zarzutu.

— Admirale! — Kapitan Smythe wyglądał na wyczerpanego, jakby pracował nie pół godziny, tylko całą dniówkę. — Staramy się zdalnie pomagać załogom uszkodzonych jednostek, ale jest ich zbyt wiele.

— Jestem tego świadom, kapitanie — przyznał Geary. — Co z „Tytanem”?

— Komandor Lommand dokonał najpotrzebniejszych napraw. Jego zdaniem napęd wytrzyma maksymalne obciążenie.

— Komandor Lommand jest dobrym fachowcem — potwierdził admirał. — Zaufam więc jego słowu. A co z „Wiedźmą”? Czy kapitan Tyrosian zdoła w najbliższym czasie naprawić tarcze?

Jednostki pomocnicze były równie trudne do obrony podczas starć, jak potrzebne w przerwach między bitwami. Przy tak cienkim pancerzu i niewydolnych tarczach każde osłabienie ich systemów obrony mogło doprowadzić do katastrofy.

— Pracuje nad tym — zapewnił Geary’ego kapitan Smythe.

W tej sytuacji pozostało im jedynie czekać, uważnie obserwując napływające raporty o stanie kolejnych jednostek i postępach najpoważniejszych napraw systemów, które uległy niespodziewanym awariom. Nie, to nie jest najwłaściwsze określenie, pomyślał admirał. Mówienie o niespodziewanych awariach sugerowało, że są zaskoczeniem dla wszystkich. A przecież on sam dowiedział się niedawno, że te okręty projektowano i budowano tak, by przetrwały co najwyżej kilka lat, ponieważ i tak miały zostać zniszczone w walce na długo przed upływem tego terminu. On zaś, wygrywając wojnę ze Światami Syndykatu, doprowadził do tego, że reguła ta przestała obowiązywać. Jego jednostki pozostawały w służcie Sojuszu o wiele dłużej, niż planowano. Nic więc dziwnego, że ich systemy sypały się ze starości. Smythe i jego załogi robili co mogli, by zastąpić uszkodzone komponenty nowymi, ale to miał być bardzo długi proces. I jeszcze bardziej uciążliwy.

Tymczasem pierwsza flota szykowała się do bitwy, choć coraz więcej systemów liczących dwa, trzy albo i więcej lat okrętów miało tendencję do nagłego odmawiania posłuszeństwa.

— Do wszystkich jednostek. Wykonać zaplanowany manewr Alfa Jeden. Czas trzy zero.

Geary nie umiał oderwać wzroku od „Tytana”. Co się wydarzy, gdy jego załoga włączy pełny ciąg? Pamiętał, że pierwsze problemy, jakie miał z tą jednostką, także dotyczyły jej napędu.

Wtedy inny jego krewny, Michael Geary, najprawdopodobniej poległ na pokładzie swojego okrętu, by dać szansę ocalenia „Tytanowi”.

Nie będzie powtórki tej sytuacji. Nie tym razem.

— Zaczyna się — obwieściła Desjani, gdy pędniki „Nieulękłego” popchnęły dziób w górę, równocześnie wykonując ostry zwrot na bakburtę, podobnie jak niemal trzydzieści procent jednostek tworzących dotychczasowy szyk.

Krodźwiedzie zauważą ten manewr już za chwilę, jakieś pięćdziesiąt sekund po jego wykonaniu, ale stracą znacznie więcej czasu na zrozumienie, co też ludzie kombinują. Potem sami będą musieli zdecydować, jak postąpić.

Okręty formowały nowy szyk wokół „Nieulękłego”, ponieważ to on miał lecieć w centrum powstającej podformacji. Kolejna jedna trzecia floty znajdowała się po sterburcie, skupiona wokół „Lewiatana” kapitana Tuleva, ostatnie zgrupowanie zaś skręcało ostro w dół, podążając za „Znamienitym” kapitana Badai.

„Tytan” trzymał się formacji kapitana Badayi, podobnie jak „Kupua”, „Alchemik” i „Cyklop”. Okrętom Tuleva towarzyszyły natomiast „Tanuki”, „Chochlik”, „Wiedźma” i „Dżinn”. „Nieulękłemu” przypadło w udziale chronienie transportowców „Tsunami”, „Tajfun”, „Mistral” i „Habub”.

— Jeśli zekowie zechcą zaatakować lżejsze okręty wsparcia, nie będą w stanie skupić uwagi na żadnym z naszych trzech zgrupowań — podsumowała Desjani. — Sprytne.

Okręty wojenne skupione wokół „Nieulękłego” utworzyły owalną formację, tak by transportowce znalazły się na najbardziej oddalonym od armady krańcu. Kurs, jakim leciały, skręcał szerokim łukiem w kierunku zbliżającego się wroga.

Ludzie pokonywali pustkę z prędkością .15 świetlnej, natomiast krodźwiedzie dawali z siebie wszystko, osiągając prawie .23 świetlnej. To dawało im przewagę sięgającą niemal jednej dziesiątej prędkości światła, ale gdy ludzie wykonali niespodziewany zwrot, różnica ta, będąca teraz składową, zwiększyła się do .4 świetlnej. Geary zauważył, że widoczne na wyświetlaczach pozycje jednostek wroga zaczynają się rozmazywać. Z punktów robiły się nieregularne plamy, ponieważ przy gigantycznej prędkości dochodziło do takich zniekształceń, że sprzęt przestał sobie radzić z namierzaniem. Ludzie minęli armadę, zanim Obcy w pełni zrozumieli, co się dzieje.

— Nadal nie zmienili kursu — zameldowała Desjani. — Lecą prosto na pająkowilki.

— Zatem wspomóżmy naszych nowych przyjaciół. — Geary wydał nowe rozkazy. — Wykonać natychmiast. Wszystkie jednostki w zgrupowaniu Gamma Jeden Jeden, zwrot na sterburtę jeden dziewięć zero stopni, dół zero dwa stopnie. Zgrupowanie Gamma Jeden Dwa, zwrot na sterburtę, jeden osiem pięć stopni. Zgrupowanie Gamma Jeden Trzy, zwrot w górę jeden trzy stopni. — Przełączył się na prywatne kanały. — Kapitanie Tulev, kapitanie Badaya, po wykonaniu zwrotu możecie działać niezależnie. Skoncentrujcie się na wyeliminowaniu eskorty superpancerników.

Desjani spojrzała na niego, nie kryjąc zdziwienia.

— Nie zamierzasz wydawać dalszych rozkazów ich zgrupowaniom?

— Nie. Zekowie, z tego, co się dowiedzieliśmy, wierzą w jedność. Jeśli wszystkie nasze okręty będą wykonywały moje rozkazy, przyjmiemy ich warunki. Jeden umysł przeciw drugiemu. Jeśli jednak nasze zgrupowania zaczną działać niezależnie i każdy dowódca będzie decydował o kolejnym posunięciu, zyskamy ogromną przewagę nad ich skoordynowanymi działaniami.

Pokiwała głową w zamyśleniu.

— Trzy odrębne formacje dają nam możliwość uderzenia z trzech stron naraz, więc zekowie będą mieli do czynienia z trzema wrogami, którzy współpracują, ale nie robią tego samego.

— Z czterema przeciwnikami — poprawił ją Geary. — O ile pająkowilki nie spróbują uciec z pola walki. Jestem niemal pewien, że różnice temperamentu dowodzących naszymi podformacjami do reszty namieszają w głowach krodźwiedziom. Tulev jest metodyczny i zachowawczy, a Badaya szybki i bardziej śmiały.

— A pan jest nieprzewidywalny — dodała Desjani.

— Miejmy nadzieję.

Lecąca daleko przed nimi formacja pająkowilków poszła w rozsypkę. Skomplikowany szyk dzielił się na części, z których powstawały liczne nowe zgrupowania. Te jednak także szybko przestały istnieć. Wyglądało to tak, jakby każdy okręt pająkowilków leciał teraz innym kursem.

— Zdaje się, że oni lubią walczyć w pojedynkę — zauważyła Desjani.

Gdy jajowate okręty Obcych zaczęły przyspieszać i robić zwroty, ludzie zobaczyli w końcu, do czego zdolny jest ich napęd.

— Mocny — przyznała z podziwem Tania.

To dobre podsumowanie, uznał Geary. Wielkie osłony na rufach jajowatych okrętów rozsunęły się, odsłaniając potężne dysze. Jednostki pająkowilków dysponowały większymi przyspieszeniami w stosunku do masy niż okręty ludzi, dzięki czemu mogły osiągnąć zdolność manewrową porównywalną z Enigmami. A wszystkie mknęły teraz w kierunku armady krodźwiedzi…

Admirał zacisnął szczęki, gdy zdał sobie sprawę, jak trudno będzie ominąć statki pająkowilków rojące się wokół formacji krodźwiedzi.

— Lepiej, żeby trzymali się z dala od nas, bo atakując, możemy przyłożyć także im. — Ta myśl pozwoliła mu dostrzec kolejny aspekt, nad którym wcześniej się nie zastanawiał. — Do wszystkich jednostek. Sprawdźcie, czy wasze systemy zostały ustawione na nieatakowanie okrętów pająkowilków, dopóki nie wydam takiego rozkazu.

Krodźwiedzie, nie mając przed sobą konkretnego celu, na którym mogliby się skoncentrować, zdecydowali się na zmianę taktyki. Formacja zeków także wykonała zwrot, na tyle szybko, na ile pozwalało manewrowanie gigantycznymi superpancernikami. Wróg zmieniał kurs, by skierować się na podformację kapitana Badayi. Ten nakazał swoim podwładnym zwrot w górę, by wyjść naprzeciw Obcym, trzymając równocześnie wszystkie jednostki pomocnicze za tarczą okrętów wojennych.

Młot zeków rozszerzał się w miarę wykonywania zwrotu. Po dwa superpancerniki przeniesiono na flanki, a pozostałe sześć trzymało się środka formacji.

— Nie ułatwiają nam roboty — mruknęła Desjani.

Geary skorygował wektor lotu swojej podformacji, kierując ją na najbliższy superpancernik.

— Wykonać bezzwłocznie. Wszystkie jednostki zgrupowania Gamma Jeden Jeden, zmniejszyć prędkość do .08 świetlnej.

„Nieulękły” i pozostałe okręty podformacji zostały odwrócone rufami do kierunku lotu. Pomimo aktywacji pól inercyjnych admirał poczuł, jak ogromna siła wciska go w fotel, gdy użyto najpotężniejszych silników do wytracenia prędkości.

Okręty wojenne ludzi leciały nadal we względnie zwartym szyku, mimo że wykonanie takiego zwrotu przy takiej prędkości było możliwe wyłącznie dzięki ogromnym dystansom dzielącym poszczególne jednostki. Dzięki temu, że od pozostałych podformacji dzieliła go niespełna minuta świetlna, Geary mógł niemal natychmiast zobaczyć reakcję pozostałych dowódców. Badaya nie zmienił kursu, wciąż pędził ku górze, prosto na wroga. Tulev natomiast, podobnie jak Geary, nakazał zwolnić i wykonać kolejny zwrot, mierząc także w przeciwnika.

Gdy zgrupowanie Geary’ego ruszyło w kierunku armady, admirał ujrzał oczami wyobraźni szalejącego byka, którego łbem i rogami były gigantyczne superpancerniki.

— Pięć minut do wejścia w pole rażenia — ostrzegła Desjani.

— Przyjąłem. — Czekał, ponieważ chciał, by zekowie dostrzegli kolejną zmianę kursu jego zgrupowania zbyt późno i nie mogli na nią zareagować. — Do wszystkich jednostek zgrupowania Gamma Jeden Jeden, zwrot na sterburtę, cztery stopnie, góra jeden stopień. Wykonać natychmiast. Atakować okręty eskorty, gdy tylko znajdą się w polu rażenia.

Okręty wojenne zmieniły wektor lotu, skręcając w prawo i nieco w górę. Zeszły z kursu na najbliższy pancernik, kierując się teraz ku szczytowym partiom wrogiej armady, które powinni przeciąć mniej więcej na jednej trzeciej wysokości. Zekowie hamowali najdłużej, jak to tylko możliwe, próbując zejść do prędkości pozwalającej na skuteczną wymianę ognia, ale wróg znów ich zaskoczył i w ostatnim momencie porzucił cel, jakim były szykujące się do odparcia ataku najpotężniejsze jednostki. Składowa prędkość obu formacji wynosiła w tym momencie .18 świetlnej, przy której sprzęt ludzi radził sobie świetnie w odróżnieniu od komputerów krodźwiedzi, które były całkowicie bezużyteczne.

— Za szybko jak na nich, choć tylko odrobinkę — rzuciła Desjani na moment przed starciem.

Wystrzelone w odpowiednim momencie widma pomknęły ku okrętom Obcych, tuż po nich odpalono salwy piekielnych lanc, a przeciw najbliższym jednostkom wroga posłano też zapory kartaczy. W kilku przypadkach udało się także zastosować zabójcze chmury pól zerowych.

„Nieulękły” zadrżał po jednej tylko pobliskiej eksplozji. Geary nie oderwał wzroku od wyświetlacza, na którym obserwował aktualny status armady. Sześć pomniejszych jednostek Obcych — w tym cztery okręty wielkości ciężkich krążowników, jeden wielkości niszczyciela i jeden pancernika — zostało wielokrotnie trafionych. Dwa krążowniki eksplodowały, mocno uszkodzony pancernik schodził z kursu, ale pozostałe jednostki pozostały w szyku, choć opanowanie ich przyszło załogom z ogromnym trudem. Na każdym z nich doszło do rozszczelnień kadłuba, awarii tarcz i zniszczenia sporej części uzbrojenia.

Desjani krzyknęła, gdy na mostku rozległ się głośniejszy od innych sygnałów alarm kolizyjny. Zaskoczony Geary zauważył na wyświetlaczu dwadzieścia albo nawet trzydzieści okrętów pająkowilków, które przemykały między jego eskadrami z ogromną prędkością. Niektóre przeleciały w tak niewielkiej odległości od ludzi, że niejeden kapitan musiał poczuć coś więcej niż tylko strach.

Pająkowilki otworzyli ogień, gdy tylko minęli podformację i wyszli na pozycje strzeleckie. Atakowali pojedynczo, nie koncentrując ognia, ale i tak udało im się zniszczyć wszystkie wcześniej uszkodzone jednostki.

— Co… to… było? — Desjani wbiła wzrok w ekrany. — Te durne pajęczaki niemalże rozwaliły nas zamiast zeków?

— Kapitanie? — zawołała porucznik Castries głosem, w którym dało się wyczuć strach, ale i podziw. — Nasze systemy oceniają, że okręty pająkowilków są sterowane ręcznie. Gdy przelatywali przez nasze zgrupowanie, nie szli na automatycznych pilotach.

— To niemożliwe. Nikt nie… — Desjani potrzasnęła głową. — Żaden człowiek. Admirale, te istoty są kompletnie szalone.

— Ale przynajmniej mamy je po swojej stronie — odparł, próbując ocenić, który moment będzie najlepszy na wykonanie kolejnego ruchu.

Zgrupowanie Tuleva przeszło już przez dolną część armady krodźwiedzi, pozostawiając za sobą pięć mocno uszkodzonych jednostek eskorty, ale za cenę o wiele większych uszkodzeń własnych okrętów niż w przypadku Gammy Jeden Jeden. W tamtym starciu prędkość składowa musiała być mniejsza, skoro wróg osiągnął taką celność. W tym momencie na oczach Geary’ego kolejna gromada okrętów pająkowilków przemknęła między eskadrami ludzi, wychodząc na pozycje ogniowe i atakując ofiary Tuleva.

Badaya skręcił w dół na moment przed przejściem, więc i jego okręty uderzyły w dolną część armady, niszcząc cztery jednostki eskorty i uszkadzając kilka innych. Niestety, „Znamienity” i „Niesamowity” także zostały poważnie uszkodzone przez dwa osłaniające tamten odcinek superpancerniki.

— Do wszystkich jednostek zgrupowania Gamma Jeden Jeden. Zwrot góra jeden dziewięć zero. Wykonać natychmiast — rozkazał Geary. — Zwiększyć prędkość do .1 świetlnej. — Zamierzał polecieć w górę i stamtąd uderzyć na tyły wroga, który zdążył już wyhamować do .09 świetlnej.

Kolejny alarm zapulsował czerwienią.

— „Tytan” znowu stracił napęd — powiedział Geary, po czym zaklął siarczyście pod nosem.

Formacja Badayi została zmuszona do zmniejszenia prędkości przelotowej i znacznie ograniczyła manewry. Krodźwiedzie zauważyli chyba, że „Tytan” ma problemy, ponieważ natychmiast ruszyli w kierunku spowolnionego zgrupowania. „Niesamowity” zbliżył się chwiejnie do wielkiej jednostki pomocniczej, jego napęd także szwankował po kilku trafieniach rakietami. Moment później niemal wszystkie tarcze „Znamienitego” zaczęły tracić moc.

Geary wydał kolejną serię rozkazów, każąc swoim okrętom zewrzeć szyki i wykonać ciaśniejszy zwrot. Napięcia podczas tego manewru były tak wielkie, że buczenie przeciążonych neutralizatorów inercji stało się niemal tak głośne jak jęki konstrukcji liniowca. Pozostałe okręty wojenne dotrzymały kroku flagowcowi, ale towarzyszące im transportowce szturmowe wypadły z szyku, nie mogąc wykonać tak szybkiego zwrotu.

Jeśli formacja będzie kontynuowała ten manewr, jednostki Geary’ego wejdą w kontakt z wrogiem, nie dając osłony przepełnionym jeńcami i rozbitkami transportowcom.

— Admirale — odezwała się Desjani.

— Nie damy rady — wymamrotał. — Nie w ten sposób.

Jednakże musiał coś zrobić, by odciągnąć krodźwiedzi od Badayi, który próbował wciąż, choć bez powodzenia, zewrzeć szyki, równocześnie schodząc szarżującym superpancernikom z drogi. Zgrupowanie Tuleva oddalało się od pola bitwy po ataku, gdy zekowie ruszali na Badayę, musiało więc upłynąć trochę czasu, zanim zdoła włączyć się do walki. Jedno było pewne: Tulev nie zdąży uderzyć, zanim armada przejdzie przez formację Gamma Jeden Dwa.

Geary dysponował pięcioma liniowcami: „Nieulękłym”, „Śmiałym”, „Zwycięskim”, „Niepohamowanym” i „Sprytnym”. Jego palce zatańczyły na klawiaturze.

— Do wszystkich jednostek zgrupowania Gamma Jeden Jeden, zwrot góra dwa zero stopni. Wykonać natychmiast. Ustawić się wokół „Warspite’a”. „Śmiały”, „Zwycięski”, „Niepohamowany” i „Sprytny” lecą za „Nieulękłym”. — Odwrócił się do Desjani. — Kapitanie, przelecimy przez sam środek zgrupowania nieprzyjaciela najszybciej, jak możemy.

Uśmiechnęła się szeroko, odsłaniając zęby, które przyprawiłyby o dreszcze każdego krodźwiedzia, gdyby je zobaczył.

— Ruchy! — pogoniła załogantów. To wystarczyło, by liniowiec zajęczał głośniej, wchodząc z dodatkowym przyspieszeniem w jeszcze ciaśniejszy zwrot. Pozostałe cztery liniowce poleciały jego śladem.

Geary obserwował lśniące czerwienią komunikaty ostrzeżeń pojawiających się na jego wyświetlaczach, gdy Tania przekraczała kolejne osiągi, narażając „Nieulękłego” na zbyt duże przeciążenia. Jakimś cudem wszystkie pozostałe liniowce trzymały się ich jak przylepione, gdy mikroformacja ruszała w sam środek armady wroga.

Przemknęli obok krodźwiedzi z niesamowitą prędkością, cały czas lecąc na dopalaczach. Jeden z superpancerników i kilka towarzyszących mu mniejszych, ale wciąż groźnych jednostek otworzyło zmasowany ogień, strzelając do liniowców ze wszystkiego, co miały na pokładzie, ale Desjani zdążyła rozpędzić eskadrę do prawie .2 świetlnej, uniemożliwiając wrogowi skuteczne namierzanie celów. Okręty wojenne ludzi odpowiedziały równie ostro, posyłając w kierunku dwóch superpancerników salwę rakiet i kartaczy.

Zaraz po przejściu Geary przejął kontrolę nad „Nieulękłym” i nakazał kolejny ostry zwrot, by jego liniowce jak najszybciej wróciły do szyku.

W tym samym momencie pomiędzy zgrupowaniem Badayi i nadlatującymi krodźwiedziami pojawiła się masa jednostek pająkowilków, lecz nawet one nie zdołały zadać wrogowi znaczących strat, zanim uciekły pod ostrzałem sześciu superpancerników.

Geary przygotowywał się mentalnie na bardzo wysokie straty. Nie dość, że Badaya był urodzonym pechowcem, to jeszcze spieprzył koncertowo tę sytuację, zbyt wolno reagując na awarie i nie wycofując swojej formacji po tym, jak ruszył na niego wróg. Nikt nie mógł już powstrzymać armady od rozniesienia jego formacji na strzępy, zwłaszcza że te cholerne superpancerniki były tak odporne na ostrzał.

Nagle, zupełnie niespodziewanie, od formacji Badayi odłączyły się dwa pancerniki, „Dreadnaught” i „Orion”. Tuż po nich z szyku wypadły „Niezawodny” i „Zdobywca”. „Bezlitosny”, „Odwet”, „Wyborowy” i „Doskonały” dołączyły po chwili do odlatujących pancerników. W ciągu kilkunastu sekund wszystkie pancerniki Badayi wykonały ciasny zwrot, kierując się prosto na nadlatującą armadę.

Obserwując ten manewr, Geary przypomniał sobie słowa kapitana Mosko. Po to mamy pancerniki.

— Rozniosą ich na strzępy — wyszeptał admirał. Moja krewniaczka zginie jak jej brat, pod moim dowództwem, pomyślał. Oby przodkowie zdołali mi to wybaczyć.

Desjani przybrała minę urażonej dumy.

— Tak. Ale dzięki temu ocalą resztę formacji Badayi i pozwolą jej uciec.

Wodził wzrokiem po wyświetlaczu, szukając jakiegoś cudu. Podformacja Tuleva była wciąż za daleko, pająkowilki podskubywali jedynie brzegi armady zeków, jego własne liniowce zaczynały dopiero zawracać, by dołączyć do zgrupowania Gamma Jeden Jeden, które na nie czekało, by móc uderzyć na tyły krodźwiedzi.

Nie będzie cudu. Tylko mężczyźni i kobiety robiący co w ich mocy, z pełną świadomością, że to nie wystarczy.

— Co oni… — wybuchnęła Desjani.

Geary wrócił wzrokiem do ośmiu pancerników kontynuujących samobójczą szarżę. Potrzebował chwili, by zrozumieć, na co patrzy. Na mniej niż minutę przed przejściem z okrętów wojennych ludzi wystrzelono setki rakiet, które mknęły teraz w kierunku nadlatującej armady.

— Pociski kinetyczne? W starciu okręt na okręt? To… — W końcu pojął. — To genialne!

W normalnych okolicznościach okręty mogły ominąć takie przeszkody bez widocznego trudu, ale jego pancerniki wystrzeliły wszystkie głowice kinetyczne, jakie miały na pokładach, tworząc gęste pole śmierci, które mknęło z zawrotną prędkością w kierunku wroga. Do tego doszła salwa największych kamyków, zwanych przez załogi WPG, których rzadko używano, ponieważ mogły zamienić w perzynę ogromne połacie lądów. Teraz te giganty leciały prosto na superpancerniki zeków. Tylko tak liczny zespół pancerników mógł wystrzelić w tak krótkim czasie wystarczającą liczbę głowic kinetycznych, by armada krodźwiedzi nie zdołała ich wyminąć.

Jeśli zekowie nie wykonają teraz gwałtownego zwrotu i nie zrezygnują z uderzenia na formację Badayi, trafią prosto w to pole śmierci i na pewno nikt…

Geary przyglądał się z rosnącym niedowierzaniem ostatnim przed starciem sekundom, podczas których pancerniki wystrzeliły także pełne salwy widm, odpalając rakiety tak szybko jak to tylko możliwe. W tym samym momencie Obcy również otworzyli ogień. Było dokładnie tak jak na historycznych przekazach wideo. Żaden z krodźwiedzi się nie zawahał, nie wyłamał z szyku i nie wykonał zwrotu, by uciec z pola walki.

Gdy oba zgrupowania połączyły się w jedno, mniej niż mgnienie oka po uderzeniu głowic kinetycznych przestrzeń wypełnił tak wielki chaos, że nawet sensory floty nie były w stanie nad nim zapanować. Geary mógł jedynie patrzeć na wyświetlacz, podziwiając ogrom tego armagedonu.

Pierwszy pancernik wynurzył się z chaosu mocno uszkodzony, ale nadal na właściwym kursie. „Dreadnaught”. Za nim pojawił się „Orion”, a potem „Niezawodny” i „Zdobywca”, oba tylko draśnięte. W końcu admirał ujrzał też „Bezlitosnego”, „Odwet”, „Wyborowego” i „Doskonałego”. Te okręty nie miały tak wiele szczęścia. Straciły niemal wszystkie tarcze, ich pancerze były porozrywane, a większość broni nie nadawała się do użytku — wciąż jednak leciały.

Armada krodźwiedzi także sunęła przed siebie, ale nie stanowiła już jedności. Siła licznych eksplozji, do jakich doszło w samym środku szyku, uszkodziła większość okrętów, nie mogły więc kontynuować szarży. A Badaya nie próżnował, wydał rozkaz pójścia w górę, zatem jego okręty zeszły z wektora lotu nadlatujących superpancerników i innych ocalałych jednostek wroga.

Geary zrozumiał w końcu, co tam się wydarzyło. To nie był cud, tylko coś nieoczekiwanego.

— Zrobili wyrwę w formacji zeków. Przebili się, ponieważ wszystko przed nimi zostało unicestwione przez grad głowic kinetycznych i rakiet. Krodźwiedzie nawet nie próbowali robić uników. — Dlaczego te istoty nie zmieniły do końca kursu? Czyżby dlatego, że stosowana przez nie taktyka zabrania podejmowania indywidualnych decyzji? Czyżbyśmy zaskoczyli dowódcę tej armady? Czy ten ich wódz wydał rozkaz zmiany kursu, ale jego podwładni nie byli w stanie wykonać go na czas, ponieważ pozostałe okręty nadal pozostawały na swoich miejscach w szyku?…

— Zniszczeniu uległy trzy superpancerniki razem z wieloma mniejszymi jednostkami, które leciały w ich najbliższym sąsiedztwie. — Duma w głosie Desjani mieszała się z radością. — Oby żywe światło gwiazd zapamiętało, czego tutaj dokonaliśmy.

— Jeszcze ich nie pokonaliśmy — ostrzegł ją Geary, obserwując bacznie zmianę szyku krodźwiedzi.

Po każdej stracie Obcy po prostu zwierali szeregi, teraz zrobili to ponownie, formując mniejszy, ale wciąż zdolny do walki szyk.

Admirał słyszał okrzyki radości dobiegające z innych pomieszczeń „Nieulękłego”, do których docierały właśnie informacje o tym, czego dokonały załogi pancerników. Na pokładach innych okrętów było zapewne podobnie. Na razie nie musiał się martwić o morale.

— Dlaczego oni nie robili uników? — zapytała Desjani, a Geary dopiero po chwili skojarzył, że nie chodzi jej o pancerniki, tylko o armadę Obcych. — Zekowie musieli wiedzieć, czym grozi taka masa głowic kinetycznych… — Zamilkła, jakby nagle coś do niej dotarło. — Nie, nie wiedzieli. Nie mają na swoich pokładach pocisków kinetycznych, gdyż wymyślili systemy obrony przed nimi i stosują je na fortecach i planetach. Okręty mają własny napęd, bez problemu mogą ominąć takie przeszkody, dlatego nie ma sensu używać takiej broni w przestrzeni.

— Najstarszy błąd z podręcznika — przyznał Geary. — Założenie, że zdolności, taktyka i intencje przeciwnika są identyczne jak nasze. Dzięki niech będą żywemu światłu gwiazd za to, że natchnęło nas tym pomysłem. — Zdawał sobie sprawę, że zastosowanie tej taktyki po raz drugi na pewno zawiedzie, skoro krodźwiedzie zobaczyli na własne oczy, do czego prowadzi lot prosto na głowice kinetyczne.

Pięć liniowców dołączyło ponownie do formacji Gamma Jeden Jeden, a „Nieulękły” znów został umieszczony w centrum, by przewodzić reszcie okrętów. Zekowie skręcali właśnie szerokim łukiem w lewo i w górę, próbując dopaść zgrupowania Badayi, ale ich mobilność ograniczała marna zwrotność ocalałych superpancerników. Formacja Gamma Jeden Dwa przyspieszała, idąc ostro w górę, mimo że wiele jej okrętów miało problemy z napędem, zeszła z drogi atakującej armady, ponieważ atak pancerników kupił jej czas potrzebny na ucieczkę. Zgrupowanie Tuleva także zmieniło kurs, by nie stracić szansy na przejęcie Obcych, a jednostki pająkowilków roiły się wszędzie wokół, przemykając przez formacje ludzi z szaloną nonszalancją i niszcząc każdy okręt krodźwiedzi, który został uszkodzony w starciach z ludźmi.

Osiem pancerników ze zgrupowania Badayi weszło w ciasny zwrot, by powrócić na swoje miejsca w szyku. „Niezawodny” i „Zdobywca” osłaniały odwrót bardziej uszkodzonych jednostek, w czym pomagały im jajowate okręty, które utworzyły ruchomą sieć oddzielającą eskadrę od armady. Kto wydał rozkaz do tego ataku? zastanawiał się Geary. Czy nakazał go Badaya, a może zrobiła to Jane Geary z własnej inicjatywy? Ktokolwiek to był, podjął właściwą decyzję. Ciekawe też, kto wpadł na pomysł użycia pocisków kinetycznych przeciw okrętom wroga?

Odkładając na bok pytania, których nie mógł teraz zadać, admirał ustawił swoje okręty na kursie przejęcia, by ponownie zaatakować krodźwiedzie, którzy po wykonaniu zwrotu szykowali się do uderzenia na zgrupowanie Badayi. Gamma Jeden Jeden powinna znaleźć się na miejscu tuż po tym, jak Tulev dokona przejścia.

— Jakim cudem pająkowilkom udawało się powstrzymać zeków? — zastanawiała się Desjani na głos. — Dysponując taką siłą ognia i taktyką, nie mogli przecież powstrzymać tej armady od przelecenia przez ich system i skorzystania z pozostałych punktów skoku.

— Dobre pytanie. Zadam im je, gdy ta bitwa dobiegnie końca. — Na jego wyświetlaczu pojawiły się w końcu raporty zawierające spisy uszkodzeń i listy ofiar ze wszystkich ośmiu pancerników. Geary poczuł ogromny ciężar na sercu, gdy systemy podsumowały straty. Załogi pancerników zapłaciły ogromną cenę za ten sukces.

Tu i ówdzie na ekranach pojawiały się czerwone ikonki alarmów informujących, że kolejna jednostka ma problemy z powodu awarii przeciążonych systemów. Na szczęście nie było ich tak wiele jak na początku bitwy. Wprawdzie nie wyglądało to za dobrze, ale przynajmniej nie mogło być mowy o rozpadzie całej floty.

Zgrupowanie Tuleva przeszło przez skraj armady, uszkadzając w walce dwie kolejne jednostki krodźwiedzi. Załogi superpancerników nie zwróciły jednak uwagi na ten atak i kontynuowały szarżę na okręty Badayi, zbliżając się do nich coraz szybciej, po tym jak zaczęły ponownie przyspieszać. Gamma Jeden Dwa mogła rozwijać prędkość nie większą od .06 świetlnej ze względu na zepsute napędy „Tytana” i „Niesamowitego”.

Geary skierował swoje zgrupowanie na dolną część tyłu formacji wroga. „Nieulękły” zadrżał raz jeszcze z powodu bardzo bliskiej eksplozji, ponieważ zekowie postawili gęsty ogień zaporowy. Admirał jednym uchem słuchał raportów o zniszczeniach spływających na stanowisko Desjani — kilka tarcz zostało przebitych, doszło do paru rozszczelnień niezbyt grubego pancerza liniowca, ale wszystkie główne systemy nadal działały. Na wyświetlaczach pojawiały się i znikały raporty dotyczące statusu pozostałych jednostek. Żadna nie została zniszczona, ale wiele donosiło o uszkodzeniach.

Kolejny okręt krodźwiedzi odpadł z szyku, nie mogąc zapanować nad napędem, i natychmiast stał się ofiarą mrowia pająkowilków.

To jednak nie wystarczyło do zniechęcenia wroga.

Badayi zostały tylko dwa liniowce, które zachowały w miarę dużą sprawność bojową. „Inspiracja” i „Wspaniały” oddzielały się właśnie od reszty zgrupowania, by zawrócić w kierunku nadlatujących zeków.

Admirał rozważył wszystkie możliwości. Zawracająca podformacja Tuleva miała przed sobą szmat przestrzeni i czasu, więc z pewnością nie dotrze na miejsce w porę. Badaya wykonał kolejny zwrot, by zyskać maksymalnie na czasie, a osiem pancerników wracających na swoje miejsca w szyku znajdowało się teraz po przeciwnej stronie armady niż siły Geary’ego i Tuleva. Wszyscy kierowali się w górę, nad płaszczyznę ekliptyki tego systemu. Admirał przeliczył szybko kilka manewrów, osiągając w końcu wynik, który nie był może specjalnie zadowalający, ale za to wykonalny.

— Do „Niezawodnego” i „Zdobywcy”, mówi admirał Geary. Kierujcie się z maksymalną prędkością na armadę wroga. — Znajdujące się w odległości dwóch minut świetlnych pancerniki za moment wykonają zwrot, pozostawiając bardziej uszkodzone jednostki. Sam ten manewr mógłby zwrócić uwagę krodźwiedzi, ale Geary nie liczył na tak wielkie szczęście. Bardziej zależało mu na tym, by uderzyć na wroga wszystkim, co jeszcze miał. — Kapitanie Tulev, przejmuję dowodzenie pańską formacją.

Nie było czasu na sprawdzanie wszystkiego przez systemy ani na obliczanie najodpowiedniejszych momentów i opóźnień. Musiał polegać wyłącznie na własnych umiejętnościach, doświadczeniu i niewytłumaczalnej przewadze, jaką miał ludzki mózg w takich sytuacjach.

— Kapitanie Badaya, proszę wydzielić z formacji wszystkie jednostki eskorty. Czas zero siedem. Proszę nakazać im zaatakowanie armady wroga z prędkością .05 świetlnej.

Desjani zauważyła nowe ruchy okrętów. Posłała mu zdumione spojrzenie.

— Co ty wyprawiasz?

— Opuszczam młot. Jeśli tego nie zrobię, stracimy wszystkie uszkodzone do tej pory okręty i jednostki pomocnicze z podformacji Badayi. — Poza „Niesamowitym”, „Tytanem” i „Znamienitym” chodziło o ocalenie „Kupui”, „Alchemika”, „Cyklopa”, dwóch ciężkich krążowników i wielu mniejszych jednostek.

„Inspiracja” i „Wspaniały” leciały zbyt szybko, by krodźwiedzie mogli je namierzyć, ale i one same nie uszkodziły żadnego okrętu wroga podczas tego przejścia.

— Kapitanie Duellos, proszę skoordynować działania z „Inspiracją”, „Wspaniałym”, „Niezawodnym” i „Zdobywcą”. Wykonajcie wspólnie następne przejście.

Desjani zerknęła na własny wyświetlacz.

— Chcesz, abyśmy wszyscy uderzyli jednocześnie. Spadniemy na armadę niemal dokładnie w tym samym momencie. Czy to wystarczy?

— Oby tak było. — Wodził wzrokiem po wszystkich ekranach. Uszkodzone najciężej okręty Badayi wciąż leciały w górę. Krążowniki i niszczyciele wyhamowywały, zostając za formacją i zawracając w kierunku wroga, armada wykonywała szeroki zwrot, by dopaść uciekinierów, Tulev nadlatywał ciaśniejszym łukiem, który kończył się tam, gdzie powinni być w tym samym czasie zekowie, jego własne zgrupowanie minęło właśnie najwyższy punkt łuku, kierując się nad okręty krodźwiedzi, eskadra Duellosa także zmierzała w tym kierunku, tyle że od innej strony. — Do wszystkich jednostek, musimy przerwać ich atak. Zewrzyjcie szyki i wykorzystajcie pociski kinetyczne, gdy wejdziecie w pole rażenia wroga.

— Jeśli cokolwiek ma ich zmusić do odwrotu, to tylko to — stwierdziła Desjani.

— Jeśli nie zawrócą, nadzieją się na tyle kamyków, że i tak nie dopadną Badayi. — Jak bardzo dowódca armady pragnął zniszczyć uszkodzone okręty? Czy krodźwiedzie będą nadal tak zapatrzeni w cel, że zignorują każdą przeszkodę dzielącą ich od ściganych ludzi?

— Wiesz co? — odezwała się Tania, obserwując, jak kilka zgrupowań okrętów zmierza do jednego punktu. — Zekowie nie wzięli pod uwagę pewnego faktu.

— Jakiego? — zapytał Geary, nie odrywając oczu od swojego wyświetlacza.

— Takiego, że my, ludzie, jesteśmy szaleni. Gdybyśmy mieli odrobinę oleju w głowie, ucieklibyśmy już dawno. Formacja Badayi poszłaby w rozsypkę. Mogliby nas dogonić i wybić. Ale nie, okazaliśmy się tak szaleni, że zamiast wiać, zwarliśmy szyki i skopali im dupę.

Admirał uśmiechnął się, gdy zobaczył, że krążowniki i niszczyciele odpalają w kierunku wroga salwy głowic kinetycznych.

Okręty krodźwiedzi zaczęły wykonywać manewry unikowe, by zejść z drogi gradowi nadlatujących kamyków. To mogłoby im się udać, ponieważ bez względu na liczbę wystrzelonych przez ludzi pocisków, ogrom przestrzeni porażał. Problem jednak w tym, że z innej strony zbliżał się Tulev, który także wystrzelił cały złom, jaki miał na pokładzie, biorąc formację Obcych w dwa ognie, a zaraz z trzeciego kierunku dołączył do niego Duellos.

— No proszę — mruknęła Desjani, gdy okręty zgrupowania Geary’ego dołączyły do tego ostrzału.

Teraz głowice kinetyczne nadlatywały w kierunku armady z przodu, z boków i z tyłu.

W ciągu kilku sekund wszystkie zgrupowania zlały się w jedną masę. Armada zeków próbowała uniknąć ognia zaporowego, nie schodząc jednak z kursu na przejęcie uszkodzonych jednostek Badayi. Dowódca krodźwiedzi poszedł na kompromis, pomyślał Geary na mgnienie oka przed kontaktem, próbując zarazem kontynuować pościg i uniknąć ataku pozostałych zgrupowań ludzi. Był to jednak kompromis z góry skazany na porażkę, który zgubił wielu dowódców w historii ludzkiej cywilizacji.

Admirał zobaczył, jak jeden z pięciu ocalałych do tej pory superpancerników wpada na głowice kinetyczne. Mniejsze bryły metalu wyczerpały jego osłony energetyczne, a jedna gigantyczna przebiła się przez nie w blasku gigantycznej eksplozji. W tej właśnie chwili zgrupowanie Geary’ego dokonało kolejnego przejścia przez armadę. Okręty wojenne ludzi zaatakowały tuż po gradzie pocisków kinetycznych.

Tym razem „Nieulękły” otrzymał kilka trafień. Na wyświetlaczu Geary’ego zaroiło się od raportów o uszkodzeniach jednostek z formacji Tuleva, eskadry Duellosa, zgrupowania Gamma Jeden Jeden i eskorty Badayi. Geary wstrzymał oddech, widząc złowieszcze ikonki przy znanych mu nazwach. Brak kontaktu. Prawdopodobnie zniszczony. „Znakomity”. Ten okręt nie miał dobrej passy od chwili, gdy jego dowódca, kapitan Caligo, został aresztowany za konspirowanie z kapitan Kilą, ale wciąż trudno było uwierzyć, że w tym momencie przestał istnieć. Ciężkie krążowniki „Szmaragd” i „Hoplon”. Lekki krążownik „Balestra”. Niszczyciele „Plumbatae”, „Bolo”, „Bangalor” i „Morgensztern”.

Nie wszystkie z tych jednostek zostały rozniesione na strzępy w trwającej ułamki sekund wymianie ognia, nie dając załogom szans na ucieczkę. Część z nich przetrwała nawałę ognia pomimo licznych krytycznych uszkodzeń, dzięki czemu ludzie zdążyli dotrzeć do kapsuł ratunkowych i czekali teraz na ratunek.

Zekowie także zapłacili wysoką cenę za swój upór. Nawet ich superpancerniki miały ograniczoną wytrzymałość, a wiele kolejnych starć i dwie nawały pocisków kinetycznych zrobiły w końcu swoje, dewastując niemal całą armadę. Dwa z czterech nie do końca zniszczonych superpancerników były tylko dryfującymi wrakami, trzeciemu niewiele brakowało do utraty kontroli nad napędem, ale został już otoczony mrowiem jednostek pająkowilków, którzy mieli szczery zamiar go dobić. Czwarty odlatywał spiralnym kursem, próbując ustabilizować go dyszami manewrowymi, ponieważ utracił większość dysz głównego napędu. Mniejsze jednostki krodźwiedzi zostały zdziesiątkowane. Było ich teraz nie więcej niż czterdzieści i wszystkie właśnie zawracały w kierunku punktu skoku, z którego tutaj przybyły.

Ściana tarcz została w końcu rozbita.

Geary opadł na oparcie fotela, nie czując smaku zwycięstwa.

— Udało się — mruknęła Desjani, ale i w jej głosie próżno było szukać radości albo uniesienia.

— Tak — przyznał podobnym tonem. — Czyż pokój nie jest czymś pięknym?

— Dla mnie niczym nie różni się od wojny — stwierdziła.

Admirał otrząsnął się z letargu. Priorytetem były kapsuły ratunkowe, w których czekali rozbitkowie ze zniszczonych podczas bitwy okrętów. Wielu z nich z pewnością odniosło rany i potrzebowało opieki medycznej.

— Druga i piąta eskadra lekkich krążowników, odnaleźć i podjąć wszystkie kapsuły ratunkowe. Meldujcie natychmiast, jeśli będziecie potrzebowali dodatkowych jednostek. — To powinno załatwić najbardziej palący problem. Pozostało mu tylko wydanie rozkazu, by reszta okrętów uformowała zwarty szyk, potem przyjdzie czas na oszacowanie strat, ustalenie, które jednostki wymagają napraw w pierwszej kolejności…

— Admirale! — Desjani powiedziała to takim tonem, że natychmiast skupił na niej całą uwagę.

— Tak?

Ostatni superpancernik zdołał częściowo ustabilizować tor lotu, ale jego dysze manewrowe umilkły, choć ogromny okręt wojenny wciąż obracał się w niekontrolowany sposób.

— Jest bezbronny jak cel na strzelnicy — dodała Tania.

— Niech pająkowilki się nim zajmą… — zaczął Geary, ale zaraz usiadł prościej w fotelu. — Oni nie mogą uciec.

— Dokonają samozniszczenia? — zastanawiała się Desjani.

— Nie widzieliśmy do tej pory ani jednego takiego aktu z ich strony, jeśli mnie pamięć nie myli. Nie widziałem też ani jednej… — Zamilkł w pół słowa, gdy nagle dotarła do niego paraliżująca myśl. — Nie widzieliśmy ani jednej kapsuły ratunkowej wystrzeliwanej z okrętu krodźwiedzi. Z żadnego, który do tej pory uszkodziliśmy albo zniszczyliśmy.

— Chyba nie widzą sensu w stosowaniu takich zabezpieczeń. Kiedy ma się pod ręką tyle miliardów kandydatów, kto by się przejmował tym, że kilku zginie w tych albo w innych okolicznościach. Stado nadal pozostaje silne. — Desjani wyprostowała palec wskazujący dla podkreślenia tej wypowiedzi. — Admirale, jeśli oni nie mogą albo nie chcą wysadzić tego wraku, powinien być naszą zdobyczą.

Ogromny superpancernik, pełen technologii Obcych, rozbitków, ich literatury i sztuki….

— Zdobycie go nie będzie proste — rzucił admirał.

Ale i tak wiedział, że tego spróbują.

Загрузка...