Jedenaście

— Taśma izolacyjna? — Desjani zrobiła wielkie oczy.

— Tak — odparł Gioninni.

— Taśma izolacyjna — powtórzyła Geary’emu.

— Słyszałem — mruknął admirał, rozważając tę zaskakującą propozycję. Jakim cudem rasa tak doskonałych mechaników może zachwycać się czymś tak starożytnym i prostym jak taśma izolacyjna? — Co na to pozostali podoficerowie?

— Zgadzają się z naszą opinią — zapewnił go Gioninni.

Geary połączył się z kapitanem Smythe’em, który wyglądał na poirytowanego, że przełożony niepokoi go już po raz trzeci w tak krótkim czasie.

— Tak, admirale? Obawiam się, że moi ludzie nie znaleźli jeszcze żadnej sensownej odpowiedzi.

— Właśnie otrzymałem jedną, kapitanie. Co pan na to, że może chodzić o taśmę izolacyjną?

Smythe wyglądał przekomicznie z opadniętą szczęką i wybałuszonymi oczami.

— A niech mnie. Skąd… Pewnie jakiś mat wam to podrzucił. Zgadza się?

— Tak. Chciałbym tylko wiedzieć, dlaczego Obcych fascynuje coś tak prostego jak taśma izolacyjna. I gdzie mogli widzieć, jak jej używamy?

— Czy wasi emisariusze nie zabrali ich… Chwileczkę. Czy oni byli na pokładzie któregoś z naszych okrętów?

— Nie — zapewnił go Geary.

— Weszli do jednej z naszych kapsuł ratunkowych — podpowiedział Gioninni.

— Kapsuła ratunkowa? — Moment później admirał przypomniał sobie tamte chwile. — Uszkodzona kapsuła ratunkowa z „Balestry”. Dwaj z nich weszli na pokład.

— Naprawdę? — zdziwił się Smythe. — Ma pan nagranie z tego wydarzenia? Z tego, co pamiętam, systemy kapsuły zostały poważnie uszkodzone.

— Istnieje nagranie z połączenia, które nawiązałem z rozbitkami — stwierdził Geary, odwracając się do Desjani, która z kolei spojrzała na wachtowego, a ten natychmiast rozpoczął wyszukiwanie pliku.

— Mam! — zawołał moment później. — Już przesyłam.

Kolejny wyświetlacz pojawił się między hologramami kapitana Smythe’a i mata Gioninniego. Admirał ujrzał ponownie wnętrze uszkodzonej kapsuły ratunkowej i mata Madigana wiszącego obok panelu komunikatora oraz dwóch Obcych w pełnym opancerzeniu przy wejściu do śluzy.

— Trudno powiedzieć, czego tam szukali — rzucił.

— To prawda — przyznał Smythe — ale widzimy teraz to, co oni mogli zobaczyć, czyli marynarzy używających taśmy izolacyjnej. Uszczelniano nią kadłub, naprawiano panel i opatrywano rannego. Czy ona naprawdę może powstrzymać krwawienie z takiej rany na piersi?

— Oczywiście, kapitanie — odparł z przekonaniem Gioninni.

— Naprawiamy nią elektronikę, nieszczelności kadłuba, a nawet ludzi. Jest bardzo uniwersalna, jeśli chce pan znać moje zdanie — dodała Desjani.

— I dlatego w każdej kapsule ratunkowej mamy pod ręką kilka rolek takiej taśmy — wyjaśnił mat. — Musimy inwentaryzować je co miesiąc, ponieważ ludzie mają tendencję do wynoszenia jej i przehandlowywania albo używania na okrętach.

— Sprzedają ją? — zdziwiła się Tania.

Spojrzenie, które posłała Gioninniemu, wyglądało naprawdę groźnie.

— Na pewno nie na tym okręcie — usłyszała solenne zapewnienie. — Czasami komuś wpadnie do głowy taki głupi pomysł, ale jest z niej natychmiast wybijany przez starszych i bardziej doświadczonych członków załogi. Sprzedawanie taśmy izolacyjnej wyniesionej z kapsuł ratunkowych jest jak… już wiem, jak sprzedawanie spadochronów zabranych z samolotu. Skoro to tak potrzebna rzecz, robimy wszystko, by zawsze znajdowała się tam gdzie trzeba.

— Czy takie taśmy izolacyjne nie są naszym standardowym wyposażeniem? — zapytała Desjani nieco uspokojona, ale wciąż podejrzliwa.

— Oczywiście, pani kapitan, ale dobrej taśmy nigdy za wiele.

Geary usłyszał śmiech, lecz dopiero po chwili zorientował się, że to jego radosny rechot.

— Dar ludzkości dla wszechświata. Taśma izolacyjna.

— Nie dotarlibyśmy do gwiazd, gdyby nie ta niepozorna rzecz, admirale — stwierdził Gioninni.

— Bez podoficerów też by nam się to nie udało.

Mat wyszczerzył zęby w uśmiechu.

— Tak jest. Jeśli wolno zapytać, admirale. Dlaczego Obcy pytali o taśmę izolacyjną?

— Pożądają jej — odpowiedziała Desjani.

Mat zamarł na moment, a potem skinął głową.

— Jak bardzo im na niej zależy? Wyczuwam okazję do zrobienia z nimi doskonałego interesu.

Geary próbował ukryć rozbawienie słowami podoficera.

— Zna pan kogoś, kto umie dobrze się targować?

— Można powiedzieć, że mam pewne doświadczenie na tym polu, admirale — odparł szczerze mat. — Nie param się jednak pokątnym handlem, co to, to nie. Ale czasem muszę dokonać wymiany jakiegoś potrzebnego elementu, a jeśli kupującemu bardzo zależy na zdobyciu tego, czego pragnie, uzyskuję przy takiej transakcji dodatkowe benefity.

— To prawda — przyznała Desjani. — Ale w tym przypadku umowa została już dogadana. My dajemy Obcym taśmę izolacyjną, a oni odprowadzają nas przez hipernet do domu. Wątpię, aby komukolwiek zależało na zmianie tych warunków. Wolałabym także nie zadzierać z jedyną rasą, która na sam nasz widok nie rusza do ataku.

— Nie zamierzałem ich wycyckać ani oszukać, pani kapitan! — zadeklarował żarliwie Gioninni, okazując zgorszenie na samą myśl o podobnym zachowaniu. — Jestem ostoją uczciwości i szczerości.

— To właśnie słyszałam. Z pańskich ust. Dam znać emisariuszom, że może im pan pomóc w negocjacjach, gdyby zaszła taka potrzeba. — Kiedy hologram mata zniknął, Tania spojrzała na Geary’ego. — Jak myślisz, gdzie pająkowilki umieściłyby Gioninniego w swoim wzorcu?

— Lepiej tego nie sprawdzajmy. Generale Charban? Emisariuszko Rione? Udało nam się dowiedzieć, o co chodzi Obcym. Kapitanie Smythe, proszę zająć się przycumowaniem wspomnianych pancerników do wraku. Ile czasu to może zająć?

Kapitan drapał się po policzku w głębokim zamyśleniu.

— Dwa dni, admirale.

— Zróbcie to w ciągu doby.

— Cuda wymagają czasu, admirale. Może uda się w półtorej doby. Niczego więcej nie mogę obiecać.

— Rozumiem. — Geary nigdy nie zapomniał kwękań pierwszego marynarza, który pod nim służył: „Dlaczego nigdy nie mamy odpowiedniej ilości czasu na zrobienie czegoś dobrze, skoro znajdzie się go potem wystarczająco dużo na kolejne naprawy?”. Prosta logika tego zdania utkwiła mu w pamięci, zwłaszcza że praktyka niejednokrotnie udowodniła, że jest ono do bólu prawdziwe.

Po zakończeniu rozmowy Geary siedział przez chwilę nieruchomo, spoglądając na okna wyświetlaczy.

— Do wszystkich jednostek. Przygotujcie się do rozpoczęcia lotu w kierunku kolejnego punktu skoku. Ruszymy mniej więcej za półtorej doby. Zadbajcie o to, by wszystkie naprawy zostały zakończone przed tym terminem.

Smythe musiał zabrać się ostro do roboty przy wraku, ponieważ dowódca „Odwetu” zgłosił się dosłownie kilka minut później.

— Admirale, z całym szacunkiem, ale muszę zaprotestować przeciw użyciu mojej jednostki jako holownika.

— Rozumiem pańskie zastrzeżenia, kapitanie — odparł Geary najbardziej dyplomatycznie, jak umiał. Zdaniem Rione nie był w tej materii zbyt biegły, miał jednak nadzieję, że to wystarczy. — Podjąłem tę decyzję w oparciu o gruntowną analizę osiągnięć „Odwetu” w ostatnim starciu. Sprowadzenie superpancernika do przestrzeni Sojuszu jest teraz najważniejsze, a wiem, że załodze „Odwetu” mogę w pełni zaufać, ponieważ zrobi wszystko, co będzie konieczne w obliczu napotykanych zagrożeń. Pozostaniecie ostatnią i najsilniejszą linią obrony wraku.

Dowódca „Odwetu” się zawahał.

— To… honorowa pozycja?

— I to bardzo. — Naprawdę nie kłamał. Jeśli przyjdzie co do czego, myśl o tym, że te cztery pancerniki chronią zdobyty superpancernik krodźwiedzi, będzie naprawdę pocieszająca.

W ciągu następnego kwadransa powtórzył tę rozmowę jeszcze trzykrotnie, składając podobne deklaracje dowódcom pozostałych wyznaczonych jednostek, a następnie połączył się z mostkami „Dreadnaughta”, „Oriona”, „Niezawodnego” i „Zdobywcy”, by poinformować kolejnych kapitanów o wyznaczeniu ich do ścisłej eskorty bliźniaczych jednostek i holowanego przez nie wraku.

— Jane — powiedział swojej krewniaczce — będziesz dowodziła eskadrą eskortującą. Musisz go obronić za wszelką cenę.

Kapitan Jane Geary skinęła zdecydowanie głową.

— Rozumiem, admirale.

— Dobrze się spisałaś podczas ostatniego starcia. Nikt już nigdy nie będzie wątpił w twoją odwagę, inicjatywę i umiejętności.

— Dziękuję, admirale.

I tak (po raz kolejny) ukryła się za maską profesjonalizmu, by uniknąć kłopotliwej rozmowy na tematy osobiste.

Emisariusze zgłosili się dopiero pół dnia później.

— Dobiliśmy targu — obwieściła Rione. — Ostrzegam jednak po raz kolejny, że pańska decyzja, aby pozwolić okrętom Obcych na towarzyszenie nam do przestrzeni Sojuszu, może być niebezpieczna w skutkach.

— Okrętom? Wydawało mi się, że będzie jeden.

— Generał Charban i ja omyłkowo zinterpretowaliśmy tę część przekazu — wyjaśniła Wiktoria. Nie wyglądała na szczególnie zmartwioną tym faktem, może dlatego, że była wykończona wielogodzinnymi pertraktacjami. — Chodziło im o sześć jednostek.

— Sześć okrętów. — Geary pogładził się po szczęce, rozważając ten punkt umowy. Flotylla Obcych sprowadzona do przestrzeni zamieszkanej przez ludzi? Z drugiej strony nie miał pojęcia, jakie niebezpieczeństwa mogą na niego czyhać w drodze powrotnej. Gdyby poleciał z nimi tylko jeden okręt pająkowilków i coś by się z nim stało, trudno byłoby to wytłumaczyć pozostałym Obcym.

— Te sześć okrętów ma nas eskortować przez przestrzeń należącą do pająkowilków — dodał Charban. — Polecą z nami ich hipernetem. Potem zostaną z flotą, dopóki nie dotrzemy do przestrzeni Sojuszu.

— Czy wiedzą już, dokąd zmierzamy?

— Wiedzą, że musimy dotrzeć do systemu Midway. Musieliśmy im to powiedzieć, aby uzyskać pozwolenie na przelot.

Czy może odmówić? Absolutnie nie. Im dłużej o tym myślał, tym bardziej podobała mu się idea zabrania kilku jednostek pająkowilków, by wzajemnie się osłaniały.

— Dobrze, wyrażam zgodę. Czy dostarczono już Obcym taśmę izolacyjną?

— Nie — odparła Rione. — Do przekazania dojdzie przy osobistym spotkaniu. — Musiała zauważyć reakcję Geary’ego. — Pająkowilki nalegali na osobiste spotkanie celem przyjęcia prezentu w zamian za udzielenie zgody na przelot. Przy tej okazji, jak mniemam, dojdzie do czegoś w formie braterskiego uścisku.

— Uścisku? Na miłość naszych przodków, Wiktorio…

— Nie wypatruję tej chwili z niecierpliwością, ale jak każda kobieta mam już za sobą parę nieudanych schadzek — odparła. — Zamierzam udawać, że to kolejna randka w ciemno zorganizowana przez mało zorientowanego przyjaciela z czasów, gdy wciąż byłam panną. Luźny uścisk na pożegnanie, muśnięcie dłonią policzka, zapewnienie o chęci kolejnego spotkania, bez terminu, rzecz jasna, i można wracać do domu.

— Oboje tam polecimy — dodał Charban. — Będziemy potrzebowali wahadłowca, aby wylecieć naprzeciw ich jednostce. Dwoje nas i dwoje ich. Spotkamy się w połączonych śluzach.

— Czy ich śluzy pasują do naszych? — zapytał Geary.

— Dla nich to chyba nie jest problem, admirale.

— Ile taśm izolacyjnych będziecie potrzebowali?

— Emisariuszka Rione myślała o zabraniu pełnej skrzyni.

Pełna skrzynia taśmy izolacyjnej w sytuacji, gdy flota znajduje się tak długo w odległej przestrzeni, a wszystko nieustannie się sypie… Geary spojrzał w kierunku Desjani, która z trudem ukrywała rozbawienie.

— Co w tym śmiesznego?

— Nic, admirale. — Zerknęła ukradkiem na hologram Wiktorii, zanim skupiła całą uwagę na nim.

No tak, Rione, jej dawna rywalka, będzie się obściskiwała z pająkowilkami.

— Czasami bywasz taka okrutna — wyszeptał półgębkiem w jej kierunku. — Masz zbędną skrzynię taśmy izolacyjnej na pokładzie? — dodał już normalnym tonem.

— Całą, nieruszoną? Raczej nie — odparła jakby nigdy nic Tania. — Na kiedy ją potrzebujesz?

— Na teraz.

— Rozumiem. — Desjani odwróciła się do wachtowego z działu łączności. — Połączcie mnie raz jeszcze z matem Gioninnim. Flota Sojuszu potrzebuje jego wyjątkowych umiejętności.

Pół godziny później z pokładu „Nieulękłego” wystartował wahadłowiec wiozący pilotkę i komandosa zamkniętych w kabinie sterowniczej i oboje emisariuszy w przedziale pasażerskim. Charban trzymał na kolanach zapieczętowaną skrzynkę z napisem: „Wyposażenie floty Sojuszu. Taśma wielofunkcyjna, dwadzieścia rolek (nie używać do naprawy rur)”. Oficer zaopatrzeniowy „Nieulękłego” kończył właśnie opisywać, ileż to wysiłku kosztowało go ustalenie, że na pokładzie liniowca nie ma ani jednej fabrycznie zamkniętej skrzynki z taśmami. Desjani nie poinformowała go, że zaledwie kwadrans wcześniej mat Gioninni pojawił się w hangarze, niosąc pod pachą taką właśnie skrzynkę, i wręczył ją czekającemu tam generałowi Charbanowi.

Gdy maszyna oderwała się od kadłuba „Nieulękłego” i ruszyła w kierunku formacji pająkowilków, równie niewielki pojazd wystartował z jajowatego okrętu, udając się na miejsce umówionego spotkania.

— Nawet ich promy wyglądają doskonale — zauważyła Desjani.

— Masz dzisiaj wyjątkowo paskudny humorek — odparł Geary.

— Bo to taki miły dzionek, admirale.

— Chodzi ci o to, że Wiktoria Rione obejmie za chwile pająkowilka?

— Coś takiego jest w planach? — zapytała Tania, nieumiejętnie udając zaskoczenie. — Jak myślisz, co pająkowilki zrobią, gdy otrzymają taśmę izolacyjną, którą nie można łatać dziur w rurach? Uważają, że można nią naprawić wszystko, a tu spotka ich przykra niespodzianka.

— Nie umieją czytać po naszemu.

— To prawda. Dobre i to, że gdy następnym razem dojdzie do zmiany wzorca wszechświata, pająkowilki ustabilizują go za pomocą naszej taśmy.

— Dotarło do ciebie, że Wiktoria Rione znajdzie się dzięki temu wyczynowi na ustach wszystkich? — zapytał admirał. — Będzie pierwszym człowiekiem, który miał fizyczny kontakt z przedstawicielem przyjaznej obcej cywilizacji.

Desjani wzruszyła ramionami.

— Nasi komandosi mieli fizyczny kontakt z całą masą odrażających krodźwiedzi.

— Ale oni nie byli przyjaźnie nastawieni. Poza tym nie uda się chyba ustalić, kiedy i kto dokonał pierwszego fizycznego kontaktu podczas takiego zamieszania.

— No i mamy jeszcze Enigmów.

— Zważywszy na niejasne okoliczności pierwszego spotkania pomiędzy naszymi rasami, także nie uda się tego ustalić, choć Enigmowie pewnie wiedzą lepiej. Tyle że i tu nie ma mowy o przyjaźni.

Wahadłowiec Sojuszu i pojazd Obcych połączyły się. Kobieta pilotująca prom z emisariuszami dwoiła się i troiła, by wykonywać manewry z podobną płynnością jak pająkowilk. Geary miał doskonały widok na przedział pasażerski dzięki otwartemu specjalnie dla niego kanałowi łączności. Obserwował więc zachowania Rione i Charbana, szukając jakichkolwiek oznak nerwowości. Ku jego zdumieniu oboje wyglądali na całkowicie spokojnych.

Gdy obie maszyny zbliżyły się do siebie, widoczna na sąsiednim okienku pilotka spojrzała w obiektyw.

— Zrównaliśmy się z obcą maszyną pod względem prędkości i kierunku lotu. Oczekuję dalszych instrukcji.

— Mówi admirał Geary. Czekajcie i obserwujcie ich poczynania.

— Tak jest.

Miał też przekazy z zewnętrznych kamer wahadłowca — w tym momencie któraś skupiła się na pokazaniu jajowatej jednostki. Z jej poszycia wysunęła się owalna tuba sunąca w kierunku wahadłowca.

— Wygląda normalnie — mruknęła Desjani. — Mówię o tym owalu. O jego proporcjach. Pająkowilki chyba hołdują naszej złotej zasadzie.

Tuba dotarła do kadłuba maszyny ludzi i w tej samej chwili na konsoli w kokpicie rozbłysło ostrzegawcze światełko.

— Doszło do kontaktu z naszym poszyciem. Nie jestem pewna, co tam się dzieje — zameldowała spokojnie pilotka.

— Czy oni wszyscy są na prochach? — zapytał Geary. — Dlaczego żadne nie okazuje emocji?

— Osobiście wybrałam tę pilotkę — odpowiedziała Tania. — To najrozsądniejsza osoba, jaką znam. Ale emisariuszy musisz sam zapytać, czy nie wzięli czegoś przed lotem.

— Ciśnienie na zewnątrz włazu śluzy — zameldowała pilotka — około .95 standardowego. Skład gazowy mieści się w granicach tolerancji człowieka. Nie mogę tego potwierdzić, ale wydaje mi się, że elastyczna tuba, która połączyła nas z jednostką Obcych, została przed momentem usztywniona.

Jakim cudem tuba Obcych przywarła tak szczelnie do kadłuba naszej maszyny? I jak zdołano ją usztywnić, skoro w trakcie wysuwania wydawała się bardzo elastyczna?

Ponieważ Rione i Charban także słyszeli raport pilotki, generał podszedł do włazu. Stojąc przy nim, odwrócił się do obiektywu i zasalutował z krzywym uśmiechem.

— No to zaczynamy.

Rione stanęła obok niego, a moment później otwarto najpierw wewnętrzny, a potem zewnętrzny właz. Geary zauważył, że Wiktoria odetchnęła głęboko, gdy powietrze z zewnątrz zmieszało się z atmosferą promu.

— Ostre — uznała, rzucając to bez konkretnego adresata. — Aczkolwiek nieprzesadnie. Całkiem przyjemne.

— Może ładnie pachną — zastanawiał się na głos Geary.

— Wygląda na to, że pachną lepiej od nas — mruknęła Desjani. — Zwłaszcza od naszych obecnych reprezentantów.

Czekając na przybycie pająkowilków, Geary próbował odgadnąć, czego powinien się spodziewać. W końcu miał to być pierwszy kontakt ludzkości z obcą cywilizacją. Enigmowie odmawiali jakichkolwiek rozmów z ludźmi, wysuwając pod ich adresem jedynie groźby i żądania, a krodźwiedzie nie odzywali się w ogóle. Pająkowilki, w odróżnieniu od tamtych ras, byli inteligentni i pragnęli kontaktu. Ludzkość dowie się po raz pierwszy, jak inne inteligentne rasy postrzegają wszechświat. Do tego czasu prymitywne metody komunikacji zostaną dopracowane, obie strony nauczą się posługiwać językiem partnerów i…

Wciąż trudno mi patrzeć na pająkowilki, uznał, gdy dwaj przedstawiciele Obcych pojawili się w owalnej tubie, która była na tyle szeroka, że mogli stanąć obok siebie.

Widział już te istoty w pełnym opancerzeniu, gdy weszły na pokład kapsuły ratunkowej „Balestry”, ale zbroje miały tendencję do wypaczania i wyolbrzymiania rozmiarów noszących je istot. Tym razem, widząc pająkowilki tylko w przepięknych niby-jedwabnych strojach, mógł być pewien ich faktycznych rozmiarów. A istoty te nie były ani tak małe jak krodźwiedzie, ani tak duże jak ludzie. Miały może półtora metra wzrostu, wydawały się także o wiele szersze od ludzi, głównie ze względu na rozstawione szeroko boczne odnóża.

Charban wysunął w ich kierunku pudło z rolkami taśmy izolacyjnej.

— Dla naszych przyjaciół — oświadczył. — Jeden z największych sekretów i jedno z największych odkryć ludzkości. Dzielimy się nim jednak z wami w duchu przyjaźni i zrozumienia.

Słowa towarzyszące przekazaniu daru były o wiele wznioślejsze, niż można by sądzić, patrząc na skrzynkę z najzwyklejszą w świecie taśmą izolacyjną. Jeden z Obcych wyciągnął cztery przednie odnóża, wysuwając przy tym szpony, i ujął ostrożnie oferowane mu opakowanie, jakby zawierało coś niezwykle cennego. Tak przynajmniej wyglądało to z perspektywy Geary’ego.

Rione, dziwnie spięta, stała naprzeciw drugiego pająkowilka. Jej postawa wydała mu się dziwnie znajoma. Choć nie chodziło w tym przypadku o nią… a bardziej o niego samego. Użyta przez nią wcześniej analogia do nieudanych randek obudziła w nim wspomnienie własnych przeżyć z czasów, gdy był jeszcze młodym chłopakiem. Jego wybranka podczas pożegnania zachowywała się podobnie. Choć nie miał zbyt wielkiego doświadczenia w tych sprawach, wyczuł, że coś jest nie tak, więc pocałował ją w policzek zamiast w usta i uścisnął lekko, bez przytulania się do jej ciała.

Czy ten pająkowilk odnosi podobne wrażenie?

Właśnie uniósł wolno cztery odnóża, objął nimi korpus Wiktorii, ledwie go dotykając, a potem jego odrażająca głowa zniżyła się na tyle, by musnąć czoło kobiety, gdy ta zareagowała, naśladując ruchy Obcego.

Wtedy pająkowilk cofnął się szybko. Geary zauważył na jego obliczu i korpusie mocniejsze zabarwienie. Cień różu, nieco niebieskiej barwy i w końcu purpurę, która pozostała tam najdłużej. Żartował wcześniej, że ludzie mogą być dla tych istot równie odrażający jak one dla niego. Teraz, jeśli dobrze odczytywał reakcję Obcego, zaczynał wierzyć, że to może być prawda.

Desjani zaśmiała się cicho i krótko.

— Twarda sztuka. Nienawidzę jej, ale odwagi nigdy jej nie odmówię. Jak długo będziemy ich trzymać pod kwarantanną?

— To zależy od opinii lekarzy, którzy ich przebadają po powrocie.

— Cholera. — Głos Tani zmienił się raptownie. — Czuję przejęcie. To chwila, na którą cała nasza cywilizacja czekała z takim utęsknieniem, o której marzyliśmy od wieków, a może i od tysiącleci. A teraz siedzimy tutaj i patrzymy na to spotkanie.

— Niesamowite, prawda? — mruknął Geary.

— Czy nadal będziesz mnie miał za złą osobę, jeśli powiem ci, że nie mogę się już doczekać chwili, gdy zaproszeni przez nas emisariusze pająkowilków uścisną na powitanie członków rządu Sojuszu?

— Nie. — Ujrzał oczyma wyobraźni, jak Obcy ściska senator Suvę, i uśmiechnął się pod nosem. — Też chciałbym to zobaczyć.

Pierwszy z pająkowilków przemówił wysokim, brzęczącym głosem obcego języka. Wymachiwał przy tym odnóżami, jakby gestykulował dla podkreślenia wagi wypowiadanych słów, a gdy skończył, złożył je wszystkie na przedniej części tułowia. Jego szpony zaklikały kilkakrotnie, zanim skłonił się przed Rione i Charbanem. Potem poruszył odnóżami ponownie, tym razem wskazując odległy punkt skoku, po czym skierował wszystkie cztery przednie odnóża na ludzi.

Generał zawahał się, lecz odpowiedział Obcemu prostym salutem, zanim wycofał się do wahadłowca. Wiktoria obdarzyła oba pająkowilki szerokim uśmiechem, po czym poszła w jego ślady.

Przybysze także ruszyli w głąb owalnej tuby, znikając Geary’emu z pola widzenia.

— I co teraz? — zapytała Wiktoria, odwracając się do Charbana.

— Musimy zamknąć właz, jak sądzę — odparł generał, inicjując procedurę uszczelnienia poszycia i otwarcia wejścia do przedziału osobowego.

Gdy to zrobił, stanął, jakby nie wiedział co dalej.

Pilotka obserwowała wnętrze przedziału na własnym wyświetlaczu, ale zaraz odwróciła wzrok, gdyż jej uwagę przykuł sygnał alarmowy dobiegający z czołowej konsoli.

— Ciśnienie na zewnątrz śluzy spada błyskawicznie. Spada, spada, już mamy próżnię. Cokolwiek zetknęło się z powierzchnią poszycia, właśnie zniknęło.

— Proszę wracać na okręt — rozkazał Geary. — Zarządzam pełną kwarantannę dla załogi i samej maszyny.

— Rozumiem, admirale. Wracamy na pokład „Nieulękłego”.

Spotkanie się skończyło, ale Geary siedział nadal, skupiając wzrok na lecącym wahadłowcu i zastanawiając się nad tym, czy zmiana wzorca, o której wspominały pająkowilki, jest tak znaczna, że nie da się jej cofnąć do poprzedniego stanu nawet za pomocą całej taśmy izolacyjnej, jaką wyprodukowała ludzkość.

Prom wylądował w hangarze liniowca niemal w tej samej chwili co niewielka jednostka Obcych na własnym statku-bazie, który natychmiast wykonał zwrot i ruszył w kierunku wskazanego wcześniej ludziom punktu skoku. Niemal równocześnie jeden z segmentów łukowatej formacji Obcych poszedł w rozsypkę, a składające się na niego jednostki poleciały do punktu znajdującego się pomiędzy wspomnianą studnią grawitacyjną a flotą Sojuszu.

— To chyba nasza eskorta — mruknął Geary, gdy sześć jednostek pająkowilków zatrzymało się w pewnym oddaleniu od skupiska ludzkich okrętów. Połączył się z cywilnymi ekspertami, wiedząc, że oni także oglądali przebieg spotkania. Odebrała wyglądająca na zakłopotaną doktor Shwartz.

— Czy coś jest nie tak?

Kobieta zaczerpnęła głęboko tchu, zanim odpowiedziała:

— Proszę wybaczyć brak profesjonalizmu, admirale, ale nie zdaje pan sobie chyba sprawy, jak ciężko jest obserwować wydarzenia tej rangi, wiedząc, że nie można w nich uczestniczyć osobiście.

— Przykro mi, pani doktor, ale pająkowilki zażądały, aby w tym spotkaniu brały udział tylko dwie osoby, a emisariusze Rione i Charban zostali w tym właśnie celu oddelegowani przez rząd Sojuszu. To im polecono nawiązanie kontaktu z Obcymi. Nie mogłem zastąpić ich kimś innym bez bardzo wyraźnego powodu.

— Tak, wiem — przyznała Shwartz. — Dlatego wspomniałam o braku profesjonalizmu. Niemniej… całe życie marzyłam o tej chwili, admirale. I powiem otwarcie, w tych marzeniach to ja byłam osobą, która ściska dłoń Obcego.

— Wielu ludzi o tym marzyło, pani doktor. Pani miała to szczęście, że została naocznym świadkiem pierwszego kontaktu. — Zauważył, że się uśmiechnęła. — Nasi emisariusze będą przez chwilę zajęci testami medycznymi, o których z kolei marzyli nasi lekarze. Eskorta pająkowilków, która ma nam towarzyszyć w czasie lotu przez ich przestrzeń, jest już na miejscu, ale my nie możemy wyruszyć prędzej niż za dwanaście godzin. Czy pani i doktor Setin możecie skontaktować się z Obcymi i przekazać im tę informację?

— Dwanaście godzin? — zdziwiła się doktor Shwartz. — Dwanaście to łatwizna. Z pojęciem godziny możemy mieć więcej problemu. Poproszę o pomoc moich kolegów, ale proszę pamiętać, że oni są teraz bardziej rozżaleni niż ja.

— Powodzenia, doktor Shwartz.

Uśmiechnęła się ponownie.

— Dziękuję, admirale.

Gdy się rozłączał, zauważył dziwne spojrzenie Tani.

— Co znowu?

— Mamy w izolatce problem z komandorem Benanem — wyburczała.

— Jaki znowu problem?

— Upiera się, że chce ją zobaczyć. Lekarze stanowczo odmawiają. Chyba będę musiała go aresztować.

Geary zjeżył się, ale równie szybko spłynął na niego spokój.

— Chce ją widzieć? Osobiście czy przez komunikator?

Skrzywiła się, zanim odpowiedziała:

— Niech sprawdzę. A, tak. Twierdzi, że chce ją zobaczyć, porozmawiać z nią, choćby zdalnie, ale lekarze wolą pracować w spokoju.

— Zezwólcie komandorowi Benanowi na zdalną rozmowę z żoną — rozkazał Geary.

Tym razem zaskoczył ją kompletnie.

— Słucham, sir?

— O co chodzi?

— Powiedziałeś to tym swoim władczym tonem. Mnie nie musisz wydawać rozkazów. Wiesz przecież. — Nacisnęła klawisz. — Komandor Benan ma zezwolenie na kontakt zdalny ze swoją żoną. Audiowizualny. Nie obchodzi mnie, jak to zorganizujecie. Macie to załatwić, kropka. Przekażcie personelowi medycznemu, że to rozkaz admirała, więc jeśli mają obiekcje, skargi mogą kierować bezpośrednio do niego.

— Wybacz, Taniu — powiedział Geary. — Porywczość komandora Benana, brak samokontroli, to efekty czegoś, co mu zrobiono.

— Wiem — wypaliła w odpowiedzi. — Syndycy…

— I Sojusz. Mówiłem ci o tym.

— Owszem, zapomniałeś tylko dodać, co konkretnie mu zrobiono! –Spojrzała na niego wyzywająco.

— To ściśle tajne, Taniu. Sprowadziłbym na twoją głowę olbrzymie problemy, gdybym ci powiedział.

— Problemy? — zaśmiała się. — Litości, tylko nie to! Problemy? Cóż ja bym poczęła, gdyby nie mój strażnik i protektor, który chroni mnie przed problemami.

— Masz rację — przyznał. — Zabrzmiało to trochę protekcjonalnie…

— Ba.

— …ale i bez tego masz wystarczająco dużo kłopotów.

Desjani prychnęła pogardliwie.

— Skoro mowa o rzeczach, którymi powinnam się przejmować, oboje wiemy, że komandor Benan to tykająca bomba z opóźnionym zapłonem. A skoro przebywa na moim okręcie, utrata nad nim kontroli może doprowadzić do zagrożenia mojej załogi, więc może dobrze by było, gdyby ktoś wtajemniczył mnie w istotę jego problemu, abym mogła lepiej panować nad sytuacją.

— Masz rację, nawet jeśli wyrażasz się tak dosadnie. Powiem ci, gdy wejdziemy ponownie w nadprzestrzeń.

Uniosła brwi ze zdziwienia.

— Nie możesz mi tego powiedzieć w normalnej przestrzeni?

— Przed skokiem mogę nie mieć na to czasu — wyjaśnił. — A skoro o tym mowa… — Połączył się z kapitanem Smythe’em.

— Przecież zostało nam jeszcze dwanaście godzin — obruszył się główny mechanik floty, zanim Geary zdążył otworzyć usta — i ani minuty mniej.

— Nasza eskorta już czeka — wyjaśnił admirał.

— Jeśli ta cała eskorta nie może nam pomóc w holowaniu potwora nazywanego przez pana superpancernikiem, lepiej niech czeka, zanim nie zrobimy wszystkiego co trzeba.

— Szczerze mówiąc, nie chodziło mi o tę sprawę. Mam nowe dane dotyczące „Oriona”.

— Tak. — Kapitan Smythe skinął głową. — Ten pancernik obrywał zbyt mocno i zbyt często. Trzyma się w kupie tylko dzięki moim chłopcom.

— Będzie w stanie walczyć, gdy dojdzie do następnego starcia? W raporcie nie widzę precyzyjnej odpowiedzi na to pytanie.

Główny mechanik zmarszczył brwi, potem sprawdził zawartość własnego wyświetlacza.

— Jak dla mnie odpowiedź jest wystarczająco czytelna. Raport wskazuje punkty kadłuba, które zostały nadwerężone, obszary poszycia, gdzie pancerz jest nadwątlony, skumulowane efekty wszystkich napraw systemów… W czym problem, admirale?

— Ale raport nie mówi, czy „Orion” zdoła osiągnąć gotowość bojową — rzekł dobitnie Geary.

— Nie nam to oceniać, admirale. My tylko określamy, w jakim stanie jest dany okręt. To pan decyduje, czy należy narazić go na kolejne ryzyko. „Orion” nie spełnia kryteriów, które czyniłyby z niego niepewną albo niezdolną do prowadzenia podstawowych działań jednostkę. Z wielu innych powodów jego funkcjonalność jest niższa, niż zakładają normy. Wystarczyłaby jeszcze jedna salwa zeków podczas ostatniej bitwy i zbieralibyśmy szczątki tego pancernika po całym systemie Nie wybrałbym jednak „Oriona” do holowania wraku superpancernika, gdybym uważał, że się rozsypie pod dodatkowym obciążeniem.

Niestety jego rozmówca miał rację. Były takie przypadki, w których Geary nie mógł zdawać się całkowicie na opinię mechaników. Podejmowanie niektórych decyzji należało wyłącznie do niego.

— Rozumiem, kapitanie… — Zamilkł na moment, ale nie zdołał powstrzymać cisnących mu się na usta słów: — To nadal pełne dwanaście godzin?

— Teraz to już tylko jedenaście godzin i pięćdziesiąt siedem minut, admirale.

Geary wywołał komandora Shena. Zastał go w jednym z korytarzy „Oriona”, gdzie dowódca pancernika zgłosił się do najbliższego komunikatora.

— Jak tam pańska jednostka? — zapytał zwięźle admirał.

— Widywałem ją w lepszym stanie. — Shen rozejrzał się wokół. — Mam świetną załogę i jeszcze lepsze ekipy remontowe, ale tym razem naprawy muszą potrwać.

— Czy pana zdaniem „Orion” osiągnie pełną gotowość bojową?

Shen nie odpowiedział od razu. Przymknąwszy powieki, zastanawiał się nad doborem słów, a z jego wiecznie niezadowolonej miny trudno było wywnioskować, jak zabrzmią.

— Na pewno nie będzie zdolny do walki w pierwszej linii — oświadczył w końcu. — Ale da radę walczyć. Odzyskaliśmy maksymalną moc tarcz, jedna trzecia stanowisk bojowych jest wciąż sprawna.

— Widziałem — przyznał Geary. — Niesamowite osiągnięcie, zważywszy na uszkodzenia, jakich doznał „Orion” w ostatnich dwóch bitwach.

— Dziękuję, sir. Niestety, mamy wiele łat na poszyciu, a dwie trzecie naszej broni nie działa. — Shen znowu się rozejrzał, sprawdzając, kto z załogi stoi w pobliżu. — Mamy też niskie stany osobowe ze względu na poniesione ostatnio straty. Nawet po przyjęciu uzupełnień z dawnej załogi „Niezwyciężonego”. Nowi radzą sobie całkiem nieźle mimo zmiany liniowca na pancernik, co dla nich równe jest zesłaniu do trzeciego kręgu piekieł.

— Pańskim głównym zadaniem będzie obrona wraku przejętego superpancernika. Czy „Orion” podoła takiemu zadaniu?

— Bez wątpienia, admirale.

— Zatem wpisuję pański okręt na listę sprawnych jednostek. Proszę przekazać załodze, że przydzieliłem jej najtrudniejsze zadanie tego rejsu. Musimy dowieźć ten wrak w jednym kawałku. Zaufałem wam ze względu na ostatnie dokonania.

Czyżby na zgorzkniałej wiecznie twarzy Shena pojawił się w końcu cień uśmiechu?

— Zadbam o to, by moi ludzie poznali treść pańskiej wypowiedzi.

Po zakończeniu rozmowy Geary zauważył, że Tania gapi się gdzieś w przestrzeń.

— Co znowu?

Zerknęła w jego kierunku.

— Shen to mój dobry przyjaciel. Służyliśmy kiedyś razem. Nie chciałabym widzieć, jak ginie. Straciłam już zbyt wielu kumpli z pierwszej załogi.

— O co ci chodzi?…

— Znam go, admirale, a pan dopiero go poznaje. Powinien więc pan wiedzieć, że on zawsze mówi, jak jest. Będzie bronił tego superpancernika do ostatniej kropli krwi, nawet jeśli ma to oznaczać rozpadnięcie się „Oriona”. Wiem też, dlaczego zlecił pan mu to zadanie pomimo marnego stanu tego pancernika.

Spoglądał na nią, czując narastającą obawę.

— Dlaczego to zrobiłem?

Pochyliła się, aktywując pole osobiste, by nikt inny z obsady mostka nie mógł usłyszeć tego, co ma do powiedzenia. Spoglądała mu prosto w oczy, gdy odezwała się, zniżając głos:

— Zrobiłeś to, ponieważ obawiasz się, że Jane Geary wykona kolejną samobójczą szarżę „Dreadnaughtem”, pozostawiając superpancernik bez ochrony, i wiesz, że tym razem Shen nie poleci za nią, a jeśli on tego nie zrobi, dowódcy „Niezawodnego” i „Zwycięskiego” też zostaną na miejscu. Komandor Shen i „Orion” są twoim zabezpieczeniem, na wypadek gdyby kapitan Jane Geary zapragnęła po raz kolejny dokonać bohaterskich czynów.

Chciał jej powiedzieć, że się myli, że nigdy nie naraziłby „Oriona” i Shena na takie niebezpieczeństwo, ale w głębi serca czuł, że Desjani nie minęła się tym razem z prawdą.

Загрузка...