ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Od czasu stworzenia Federacji przez mieszkańców czterech światów — Tralthy, Orligii, Nidii i Ziemi, którzy jako pierwsi spotkali się między gwiazdami — ich liczba wzrosła do sześćdziesięciu pięciu inteligentnych ras. Nie ze wszystkimi jednak odkrywanymi przez Korpus kulturami można było nawiązać kontakt.

Dotyczyło to światów stojących na takim etapie technicznego i społecznego rozwoju, który nie przygotowywał ich mieszkańców na widok nadlatujących olbrzymich statków i dziwnych istot, które z nich wysiadały. Towarzyszący takiemu spotkaniu szok mógłby spowodować powstanie tylu kompleksów i fobii, że dalsza naturalna ewolucja rasy stanęłaby pod znakiem zapytania. Wówczas Federacja wycofywała się, aby czekać na odpowiedni moment. Istniał też jeden świat, którego mieszkańcy sami zdecydowali o izolacji.

Jego kultura była stara już wtedy, gdy życie na Ziemi czy Thralcie dopiero kiełkowało. Sami Groalterri dyplomatycznie nie rozwijali tego tematu. Dali jednak jasno do zrozumienia, że nie będą tolerować przedstawicieli Federacji na swoich terenach. Mieli przy tym dość silnej woli, aby egzekwować swoje żądanie.

Nie protestowali, gdy obserwowano ich z oddali, udało się zatem uzyskać o nich tyle danych, ile mogły dostarczyć skanery dalekiego zasięgu. Jednak nic więcej.

Byli największą z odkrytych dotąd inteligentnych ras, należeli do grupy ciepłokrwistych dwudysznych o klasyfikacji BLSU. Rośli przez całe życie, od narodzin (dzięki dzieworództwu) do bardzo późnej śmierci. Podobnie jak inne wielkie rasy, mieli problemy z poruszaniem się bez pomocy, większość czasu spędzali zatem w wodzie, pływając we własnych jeziorach albo ogólnodostępnych śródlądowych morzach. Wiele z nich zostało utworzonych sztucznie, metodami, których obserwatorzy nie pojmowali.

Kolejną cechą charakterystyczną, którą dzielił z innymi olbrzymami (komputer biblioteczny podawał tu jako przykłady Tralthańczyków i ziemską pandę), była bardzo mała masa ich płodów. O ciąży dowiadywano się więc niekiedy dopiero w momencie narodzin. Potomstwo rosło potem powoli i przez długi czas, prawie do wieku dojrzałego, pozostawało niecywilizowane.

Właśnie dlatego wybrano do opieki nad Groalterrim masywnych Tralthańczyków i Hudlarian. Cała zaś sprawa wzięła się stąd, że Federacja chciała być wobec Groalterrich szczególnie uprzejma, w nadziei, że któregoś dnia zmienią zdanie, i wydzieliła statek transportowy Korpusu dla przewiezienia poważnie rannego osobnika do Szpitala, ukryła to jednak na wypadek, gdyby pacjent zszedł.

Przed wejściem na oddział czuwali dwaj nieuzbrojeni, ale rośli strażnicy Korpusu. Na potrzeby pacjenta zaadaptowano jeden z wyposażonych w śluzę doków, co ułatwiało przebieranie się w ciężkie skafandry i skutecznie zrażało ciekawskich. Nie były one potrzebne ze względów środowiskowych, jak wyjaśniono Liorenowi, ale dla ochrony. Chodziło o to, aby pacjent nikogo nie zabił.

Nie byłoby najgorzej, pomyślał Lioren, ale nie podzielił się z nikim tą myślą i posłusznie włożył skafander.

Wprawdzie w zapiskach Seldala znajdowały się dokładnie określone rozmiary pacjenta, ale Lioren i tak był zaskoczony. Trudno było sobie wyobrazić, jak wielki musi być dorosły osobnik, skoro ten tutaj miał jeszcze zwiększyć swoją masę kilkaset razy. Pacjent zajmował blisko trzy czwarte powierzchni hangaru i z tej perspektywy nie można było ogarnąć go spojrzeniem. Lioren skorzystał z silniczków skafandra, aby oblecieć go wkoło.

W hangarze utrzymywano zerową grawitację, pacjent zaś był przypasany sieciami do pokładu, co umożliwiało lekarzom swobodny dostęp do jego ciała. Na pozostałych ścianach i suficie zamontowano projektory wiązek odpychających, obsługiwane z dyżurki.

Budową ciała przypominał ośmiornicę z grubymi mackami i nieproporcjonalnie wielkim tułowiem, z wyraźnie wyodrębnioną głową. Połowa kończyn była wyposażona w pazury, które z czasem miały rozwinąć się w chwytne kończyny, połowa zaś w płaskie, kościane ostrza, dwa razy dłuższe niż ręce Liorena.

W dawnych czasach była to przede wszystkim naturalna broń. Seldal ostrzegał, że młode osobniki czasem nadal próbują jej używać.

Lioren ponownie okrążył olbrzyma. Starał się trzymać jak najdalej. Tym razem przyjrzał się setkom drobnych blizn pooperacyjnych i świeżym opatrunkom. Zauważył też obszary ogarnięte infekcją, które zajmowały prawie połowę górnej powierzchni ciała.

Przyczyną choroby był pasożyt, nieinteligentne jajorodne stworzenie z twardą skorupą. Pasożyt ten wielokrotnie przeniknął głęboko do tkanki podskórnej, powodując ostry stan zapalny. Jak do tego doszło, nie udało się ustalić. Mimo wprowadzenia języka gościa do szpitalnego translatora, nie był on skłonny do rozmowy.

Lioren zatrzymał się niemal dokładnie nad głową istoty. Tam właśnie, miedzy czterema rozmieszczonymi symetrycznie oczami, znajdowała się błona, która służyła Groalterrim za narząd mowy i słuchu zarazem.

Lioren chrząknął.

— Przepraszam, jeśli przeszkadzam. Nie chciałbym się narzucać, ale czy moglibyśmy porozmawiać?

Przez długi czas nie było reakcji, potem najbliższa masywna powieka uniosła się powoli i Lioren spojrzał w niezmierzoną głębię czarnego oka. Nagle macka poniżej drgnęła, rozdarła sieć i wystrzeliła w górę, trafiając jednak w ścianę. Ryjąc bruzdę w metalu, kościane ostrze przemknęło obok głowy Liorena, który wyraźnie poczuł towarzyszący temu podmuch.

— Kolejna głupia, na poły organiczna maszyna — powiedział pacjent, gdy Lioren został pochwycony przez promień ściągający i przeniesiony z powrotem do dyżurki.

— Same zabiegi pacjentowi nie przeszkadzają — wyjaśnił po chwili hudlariański pielęgniarz. — Źle reaguje na próby komunikacji. Teraz jednak chciał chyba tylko pana zniechęcić, a nie skrzywdzić.

— Gdyby chodziło o to drugie, skafander byłby chyba marną osłoną — powiedział Lioren, wspominając olbrzymie ostrze.

— Podobnie jak moja skóra — mruknął Hudlarianin. — Doktor Seldal, który należy do bardzo kruchych istot, dawno już zrezygnował ze skafandra. Co do pozostałych nielicznych gości, każdy sam wybiera. Ale wracając do tematu. Odkryłem, że pacjent chętniej odzywa się wówczas, gdy ktoś nie ma osłony, którą najwyraźniej uważa za jakiś rodzaj mechanizmu sprzężonego z istotą o niskim poziomie inteligencji. Pozostałym nie mówi wprawdzie wiele więcej i nie bywa nigdy uprzejmy, ale ma z nimi jakiś kontakt.

Lioren przypomniał sobie, co usłyszał tuż przed atakiem, i zaczął rozpinać skafander.

— Jestem bardzo wdzięczny za radę. Proszę pomóc mi to zdjąć, spróbuję jeszcze raz. Czy jest coś jeszcze, co powinienem wiedzieć?

Gdy Lioren uwolnił się ze skafandra, FROB spojrzał na niego uważnie.

— Poznajesz mnie? Pewnie nie, ale jestem wdzięczny za to, co powiedziałeś mojej kelgiańskiej przyjaciółce Tarsedth podczas naszego spotkania. Dziwi mnie, że Seldal zgodził się na twoją wizytę, ale jeśli mogę ci w czymś pomóc, tylko powiedz.

— Dziękuję.

Zastanowił się, do czego jeszcze doprowadzi go wypełnianie zleconego przez O’Marę zadania. Jak na razie, z nieznanych powodów, zdawał się przede wszystkim zyskiwać przyjaciół.

Za drugim razem wszedł do hangaru tylko z autotranslatorem i modułem silniczkowym, aby lepiej przemieszczać się w stanie bezwładności. Ponownie zatrzymał się blisko zamkniętych oczu.

— Nie jestem maszyną, ani w całości, ani w części — powiedział. — Raz jeszcze pytam z szacunkiem, czy moglibyśmy porozmawiać?

Jedno oko otworzyło się powoli niczym wielki właz. Tym razem odpowiedź padła od razu.

— Nie wątpię, że byśmy mogli, bo obaj umiemy mówić. Jeśli jednak pytasz o akceptację takiej propozycji, to wątpię.

Jedna z macek poruszyła się pod siecią, ale zaraz znieruchomiała.

— Nie widziałem dotąd nikogo o podobnym kształcie, jednak zapewne będziesz zachowywać się tak samo jak twoi poprzednicy i zadawać podobne pytania. Chociaż i tak już to wiesz dzięki obserwacjom. Nawet ten mały rębacz Seldal, który mnie dziobie i wypełnia rany jakimiś chemikaliami, też pyta tylko, jak się czuję. Jakby nie wiedział… W ogóle wszyscy zachowują się tak, jakby byli moimi rodzicami i mieli prawo mówić mi, co mam robić. A to absurd, bo jak owady mogą być mądrzejsze i ważniejsze od rodzica? Wyjaśniam ci to dokładnie w nadziei, że być może mógłbyś zakończyć tę pretensjonalną komedie, aby wreszcie wszyscy dali mi spokój i pozwolili umrzeć. A teraz idź stąd.

Wielkie oko zamknęło się ciężko, jakby pacjent chciał usunąć natręta z pola widzenia i ze swoich myśli zarazem. Lioren jednak się nie ruszył.

— Twoje życzenia zostaną niezwłocznie przekazane osobom odpowiedzialnym za kurację. Są one zresztą nagrywane…

Lioren przerwał, bo wszystkie macki zadrgały spazmatycznie i zwinęły się pod siatką, która rozdarła się w paru miejscach.

— Moje słowa są wyrazem moich myśli poświęconych tylko tobie i tym, z którymi rozmawiałem wcześniej. Bez mojej bezpośredniej zgody wyrażanej za każdym razem z osobna nie można przekazywać ich innym, którzy nie są tu obecni i być może nie są gotowi, aby je zrozumieć. Jeśli do tego dojdzie, nie powiem ani słowa więcej. Idź.

Lioren nadal jednak zwlekał. Przełączył za to translator na częstotliwość dyżurki i odezwał się jak kiedyś, gdy był chirurgiem kapitanem.

— Proszę wyłączyć wszystkie urządzenia rejestrujące i wymazać nagrania zrobione po moim przybyciu. Tak samo proszę potraktować wcześniejszy materiał z rozmów między doktorem Seldalem a pacjentem. Cokolwiek pacjent powie, ma być traktowane jako poufne i nie można przekazywać tego stronom trzecim, chyba że pacjent wyrazi na to zgodę. Od tej chwili proszę też nie słuchać cudzych konwersacji z pacjentem za pomocą czujników czy własnych narządów słuchu. Czy to zrozumiałe?

— Tak — odparł Hudlarianin. — Ale czy starszy lekarz Seldal…?

— Starszy lekarz Seldal zrozumie sens tych decyzji, gdy dowie się o odczuciach pacjenta. Na razie ja biorę na siebie odpowiedzialność za te kroki.

— Przerywam kontakt — rozległo się z dyżurki. Lioren wiedział jednak, że wyłączony został tylko dźwięk. Obserwacja miała trwać dalej, na wypadek gdyby trzeba było wyciągać Liorena z kłopotów. Spojrzał znowu na pacjenta, który tymczasem zamknął oko.

— Teraz możemy rozmawiać — powiedział. — Nikt nas nie słyszy ani nie nagrywa. Czy to wystarczy?

Gargantuiczne ciało pozostało nieruchome i nieme. Lioren mimowolnie przypomniał sobie pierwszą wizytę u Mannena. W jego przypadku też aparatura meldowała, że pacjent jest przytomny. Może zresztą te istoty nigdy nie spały. Było kilka takich gatunków, które ewoluowały w warunkach skrajnego zagrożenia, przez co w jakimś stopniu zawsze musiały pozostawać przytomne. Możliwe też, że należący do starej i refleksyjnie nastawionej kultury pacjent postanowił go ignorować, skoro dwukrotnie wyrażona prośba, aby sobie poszedł, nie odniosła skutku.

W przypadku Mannena impulsem do przerwania milczenia była zwykła ciekawość.

— Powiedziałeś, że uwaga i wieczne pytania personelu mocno cię drażnią, bo wszyscy kręcą się tu, niczym muchy wokół słonia, a udają, że są rodzicami — odezwał się Lioren. — Nie dopuszczasz do siebie myśli, że mimo małych rozmiarów mogą rzeczywiście myśleć o tobie z podobną troską jak prawdziwi rodzice? To porównanie z dokuczliwymi owadami jest dla mnie przykre, dla innych zapewne też. Nie jesteśmy bezrozumnymi owadami. Bardziej odpowiadałoby mi porównanie z kontaktem, jaki powstaje czasem między wysoce inteligentną istotą a zwierzęciem, o ile rozumiesz, co mam na myśli. Takie dwie istoty łączy czasem bardzo silna, niematerialna więź. Gdyby tej mądrzejszej coś się stało, druga byłaby bardzo przygnębiona z powodu swojej bezradności.

Pacjent nie odpowiadał. Liorenowi przeszło przez myśl, że może jego słowa też są dla niego takim owadzim brzęczeniem. Jednak nie wydało mu się to prawdopodobne. Był to przecież osobnik bardzo młody, a wszystkie dzieci są ciekawskie.

— Jeśli nie chcesz zaspokoić mojej ciekawości na swój temat, bo wcześniej przekazywano twoje słowa dalej bez twojej zgody, może ty chciałbyś czegoś się dowiedzieć o istocie, która próbuje ci pomóc, czyli o mnie? Nazywam się Lioren.

Opowiedział o sobie, pamiętając, po co tu przyszedł. Seldal przysłał go w myśl zasady, że zawsze da się znaleźć kogoś, kto ma jeszcze gorzej. Liczył widać na podobną reakcję jak w przypadku Man\nena. Jednak czy tak wielka i dumna istota będzie w stanie współczuć komuś, kogo porównuje do dokuczliwego owada?

Tym razem opowieść trwała jeszcze dłużej, bo Mannen wiedział wszystko, co trzeba, o Federacji, Korpusie, sądach i Cromsagu. Tutaj trzeba było tłumaczyć wszystko od początku. Wiele razy tracił obiektywizm, poniesiony własnymi emocjami, i musiał przypominać sobie, że jest tylko narzędziem mającym pobudzić emocje pacjenta. Wreszcie skończył.

Czekał i cieszył się, że pacjent na razie nie reaguje. Dzięki temu mógł nieco się uspokoić.

— Nie wiedziałem, że tak mała istota może udźwignąć podobny ładunek bólu — powiedział w końcu Groalterri. — Wierzę w to tylko dlatego, że cię widzę, bo oczami umysłu postrzegam cię jako starego i steranego życiem rodzica. Niestety, nie mogę ci pomóc, bo i ja mam swoje brzemię winy.

Jego głos przycichł nagle i Lioren musiał podkręcić translator.

— Jestem winien wielkiego i strasznego grzechu.

Загрузка...