ROZDZIAŁ VI

Christa starannie zwinęła letni płaszcz Abla Garda i umieściła go na wierzchu równiutkiego stosu, ułożonego na podwójnym małżeńskim łożu. Ruchy miała powolne, jakby nieobecne. Mimowolnie pogładziła dłonią materiał, w oczach pojawił się cień smutku.

Dziwne, o ile trudniejsze jest porządkowanie rzeczy pozostałych po zmarłym, ubrań i drobiazgów, niż sam pogrzeb! Zabrakło właściciela tych przedmiotów. Co miała z nimi zrobić? Powinna się ich pozbyć, nie może przechowywać pamiątek, żyć z nimi dzień w dzień.

Czy nie lepiej się przeprowadzić?

Skończyła sortowanie i stanęła pogrążona w myślach. Nie do końca zdając sobie sprawę z tego, co robi, przeszła do kuchni, nalała do filiżanki gorącej wody i włożyła torebkę herbaty. Wszystkie te czynności wykonywała mechanicznie, jej myśli błądziły daleko.

Nataniel, ukochany syn… Może akurat w tej chwili toczy walkę swego życia gdzieś w Dolinie Ludzi Lodu? Po jego wyjeździe nie miała od niego wiadomości.

Nie, nie wolno jej myśleć o Natanielu, to sprawia cierpienie.

Usiadła przy kuchennym stole. Myśli dalej wędrowały swoim torem.

Abel odszedł na zawsze. W jej życiu skończyła się długa, dobra epoka.

Ale czy naprawdę była taka dobra? Stale to sobie powtarzała. Przez wiele, wiele lat mówiła do siebie lub do Abla: „Tak mi dobrze!”, albo „Taka jestem szczęśliwa!”

I w pewnym sensie rzeczywiście tak było. Bardzo szanowała Abla, był dobrym, prawym człowiekiem, zawsze mającym jej dobro na względzie.

Ich małżeństwo należało zaliczyć do udanych, w każdym razie jego pierwsze lata. Później różnica wieku między nimi stała się widoczniejsza. Abel był od niej starszy o siedemnaście lat i z czasem coraz bardziej kurczowo trzymał się swoich zasad.

Nie, teraz jestem niesprawiedliwa. Christa z hałasem odstawiła filiżankę.

Myśli jednak wciąż nie dawały jej spokoju.

Skuliła się, przypominając sobie pewien epizod na początku ich małżeństwa…

Abel był niezwykle religijny, wiedziała o tym od zawsze, i w tym tkwiła w pewnym sensie jego siła i emanujące od niego poczucie bezpieczeństwa. Wówczas jednak przeraził ją.

Jego obowiązkowość i pedanteria przejawiały się we wszystkich dziedzinach życia. Christa z góry wiedziała na przykład, którego dnia wieczorem będzie spełniał swój małżeński obowiązek. Nie za często, ale regularnie, dwa razy w tygodniu, i zawsze z myślą o płodzeniu dzieci, jak Bóg przykazał małżonkom. Christa wiedziała jednak, że w rodzie Ludzi Lodu liczne potomstwo należy do rzadkości, poza tym Abel chyba powinien już być usatysfakcjonowany ośmioma synami?

Pewnego wieczoru, kiedy Nataniel miał już kilka miesięcy, zapragnęła jakiejś odmiany w tej jednostajności. Ich zbliżenia niczym się nigdy nie różniły. Krótkie wstępne pieszczoty, tak, aby on był gotów, a potem klasyczna pozycja. Kiedy osiągnął spełnienie – nigdy ona – dziękował jej, całując na dobranoc, i układał się do snu. Niezaspokojona Christa wstawała z miłosnego posłania i szła do łazienki spłukać ślady.

Tego jednak wieczoru, kiedy dłoń Abla jak zwykle zaczęła błądzić po jej ciele, dotknęła piersi i powędrowała w dół, Christa nabrała odwagi. Do kroćset, w ten sposób ona nigdy nie osiągnie szczytu, za każdym razem rozpalona nie mogła potem zasnąć.

Przekręciła się więc w łóżku i usiadła na mężu. Ablowi dech w piersiach zaparło, odjęło mowę. Christa zsunęła się nieco niżej i czubkiem języka zaczęła wodzić wzdłuż jego postawionej w stan gotowości męskiej dumy.

Abel wyrwał się spod niej z krzykiem.

– Co ty wyprawiasz, Christo! Takie zachowanie nie jest miłe Bogu, dobrze o tym wiesz!

– N-nie, nie wiedziałam – wyjąkała spłoszona. – Ja chciałam się trochę pobawić. I okazać ci moją miłość.

– Miłość możesz mi okazywać na setki innych sposobów, na co dzień. Nie jesteś przecież ladacznicą! Co powiedziałby na to Pan?

– Ale ja tak bardzo chciałabym być razem z tobą! Poczuć, jakie to może być piękne! Przecież nikogo poza nami tutaj nie ma!

– Nasz umiłowany Ojciec widzi wszystko, nie wolno ci o tym zapominać.

Nonsens, pomyślała, ale zawstydzona skuliła się na łóżku. Na ten wieczór był koniec z erotyką.

Następnego dnia Abel okazywał jej szczególnie wiele uczuć. Wyznał też, że zawsze sądził, iż zadowalanie go sprawia jej radość. Obiecał, że postara się poświęcać jej więcej uwagi w intymnych chwilach, tak aby jego pieszczoty mogły dać jej przyjemność.

Ale poprzedniego wieczoru coś się między nimi nieodwracalnie popsuło. Christa czuła się obserwowana przez wyższą moc, a wyrazy miłości Abla w dalszym ciągu jej nie zaspokajały. On nie rozumiał jej pragnień, a ona lękała się cokolwiek mu wyjaśniać. Z czasem powrócili do dawnych zwyczajów. Środa i sobota. Środa i sobota. Abla w pełni to satysfakcjonowało.

Jego potrzeby w miarę upływu czasu malały i dnie dzielące kolejne zbliżenia zmieniały się w tygodnie i miesiące, później w lata. W końcu zarzucili wszystko, co miało związek z miłością cielesną, byli już za starzy, by mieć więcej dzieci, przestało więc to już być konieczne.

Abel i z tego był zadowolony, Christa jednak przekroczyła czterdziestkę, a w tym wieku erotyczne potrzeby kobiet częstokroć rozkwitają.

Było jej bardzo trudno, ale Abel tego nie wyczuwał. Przy całym dla niego szacunku należało spojrzeć prawdzie w oczy: zaczynał zachowywać się jak starzec. Musiał każdego dnia nosić ciepłą kamizelę i papucie i z dnia na dzień bardziej dziwaczał.

Religia zajmowała coraz więcej miejsca w jego życiu, religia i jego godność patriarchy. Christa czuła, że jej ciało i dusza z każdym dniem popada w coraz większe odrętwienie.

Wiele razy podczas całego okresu trwania małżeństwa nie dawały jej spokoju wyrzuty sumienia. Uważała, że nie dość mocno kocha Abla. Była mu oddana i wdzięczna za jego troskę i czułość na co dzień, ale czy to można nazwać miłością?

W głębi ducha nie miała nawet cienia wątpliwości, wiedziała, czym jest miłość. Raz jeden w najwcześniejszej młodości dane jej było ją przeżyć. Cudowną, przepojoną tęsknotą namiętność. Oddanie, w którym zacierają się granice rozumu. W dodatku jej uczucie było odwzajemnione!

A potem… nastąpiło brutalne przebudzenie. Ostateczny koniec. Świadomość, że ich miłość jest zakazana, beznadziejna, wręcz groteskowa!

Nie mogła wszak kochać kogoś, kto zmarł na wiele, wiele lat przed jej urodzeniem i na dodatek był przyrodnim bratem jej własnej matki.

A jednak wspomnienie tamtych cudownych, ulotnych chwil nadal piekło jak świeża rana.

O, Linde-Lou, Linde-Lou, jak strasznie cierpiałam!

Mój ból koiła życzliwość Abla Garda. Na niego zawsze mogłam liczyć.

W tej właśnie kwestii wyrzuty sumienia dokuczały jej najbardziej. Czy poślubiła Abla tylko po to, by szukać u niego pociechy?

Nie. Po przeżyciu swej wielkiej tragedii odczekała kilka lat, nim przyznała, że Abel to bezpieczna przystań, to jej dom.

Przeżyli razem kawał dobrego życia.

Teraz jednak chciała jak najpełniej wykorzystać swą wolność. Uważała, że taki jest jej obowiązek wobec siebie.

Wolność? Cóż za obrzydliwe słowo w tym kontekście!

I czy rzeczywiście można mówić o wolności? Nataniel toczył teraz swoją walkę. Dla Ludzi Lodu nie będzie wolności, jeśli nie zwyciężą złego przodka. Albo też zakończą ziemskie życie, prawdopodobnie wraz z większością mieszkańców ziemskiego globu, bo Tengel Zły zapewne zechce się ich pozbyć. Zatrzyma tylko tych, którzy mu się do czegoś przydadzą. Po nim wszystkiego można się spodziewać.

Myśli Christy powróciły do dni spędzonych z Ablem.

Liczni synowie męża często ich odwiedzali wraz z rodzinami, najstarsi nawet z wnukami. Łączyło się to ze sporą porcją dodatkowej pracy dla Christy, będącej matką tylko Nataniela, a jego przecież widywała bardzo rzadko. Niektóre synowe Abla były przemiłe – jak Karine i jeszcze dwie – z innymi natomiast nie miała żadnego kontaktu. Jedna ciągle gapiła się jak sroka w gnat, bezustannie coś żując. Najwyraźniej uważała żonę teścia za dziwaczkę, a jej tępy wzrok wyprowadzał Christę z równowagi.

Podrzucano jej także często wnuki Abla, „bo Christa przecież i tak nie ma nic do roboty, może więc zaopiekować się dziećmi”. Zdarzało się, że rodzina któregoś z synów spędzała u nich całe wakacje, „bo nie stać nas, żeby gdziekolwiek wyjechać”, a ponieważ wielu z synów Abla poszło w jego ślady i żywiło przekonanie, że to właśnie oni mają zaludnić ziemię, w domu bywało ciasno i bardzo trudno. Christa zawsze się starała, aby goście sami o siebie dbali, ale i tak większość obowiązków spadała na nią.

Abel uważał to za naturalne. Miejsce kobiety i tak dalej…

Na początku ich małżeństwa nie był taki, z czasem jednak wymagał od niej, by poświęcała mu coraz więcej czasu i uwagi. Nie pozwolił, by poszła do pracy poza domem. Kursy? Na co jej kursy?

Pomimo to szczerze go opłakiwała, gdy zmarł w tak okrutny sposób zgładzony przez Tengela Złego.

Odszedł towarzysz życia. Bezpieczna opoka, chroniąca przed samotnością.

Christa miała pięćdziesiąt lat. Czym mogła się teraz zająć? Otwierało się przed nią wiele możliwości, kusiło wiele zawodów, ale upłynęła wszak ponad połowa jej życia i umysł coraz oporniej chłonął nowe porcje wiedzy.

Czuła w sobie jedynie pustkę.

Gdyby tylko mogła pomówić z Natanielem!

Linde-Lou otrzymał polecenia.

Kiedy przybędziesz do domu Christy, w pełni się zmaterializujesz, pamiętaj o tym! Będziesz taki sam jak każdy inny żywy człowiek. Wszyscy cię zobaczą takiego, jakim byłeś za czasów swego ziemskiego życia. Będą mogli cię dotykać i rozmawiać z tobą. To konieczne, abyś mógł jej pomóc.

Niewinne błękitne oczy Linde-Lou rozjaśniły się z radości.

– Ale przecież ja mam na sobie łachmany – zatrwożył się. – Ludzie będą się za mną oglądać, nikt teraz tak się nie ubiera. A nie mogę chyba pojawić się w tych pięknych szatach, które otrzymałem od czarnych aniołów jako jeden z waszego rodu?

– Jesteś moim wnukiem, Linde-Lou – uśmiechnął się Lucyfer, wciąż pod postacią Marcela. – Oczywiście nie musisz już wkładać tych starych gałganów ani też jasnej szaty, którą dostałeś jako duch z rodu Ludzi Lodu czy też tej czarnej, którą nosisz teraz. Zatrzymaj ją jeszcze na czas, kiedy powiedziemy cię do domu Christy, a ona zdobędzie dla ciebie nowe ubranie, tylko ją o to poproś!

Słysząc imię Christy, Linde-Lou zażenowany spuścił wzrok.

Wiem, wiem uśmiechnął się Marcel. – Pamiętaj tylko, że będziesz człowiekiem tak długo, jak długo pozostaniesz w świecie ludzi. Jeśli ty i Christa dowiecie się czegoś więcej o Lynxie, wezwiesz Tengela Dobrego. On przyprowadzi cię do nas wraz z informacjami. Twoje zadanie zostanie wypełnione.

Linde-Lou pochylił głowę.

– Rozumiem – rzekł cicho, zasmucony.

Zamyślony Lucyfer długo za nim patrzył.

Chriście z trudem przychodziło zabranie się do czegoś konkretnego. Wszystko wydawało jej się takie kłopotliwe, najprzyjemniej siedziało jej się przy kuchennym stole. Tylko siedziało, nic więcej.

Ale myśli nie pozwalały jej się rozprężyć.

Muszę przejrzeć papiery Abla. Rachunki. Zorientować się w stałych wydatkach, żeby któregoś dnia nie przyniesiono z pocztą jakiejś nieprzyjemnej wiadomości. W tym względzie taka jestem niepraktyczna, zawsze Abel się tym zajmował.

Rozległo się pukanie do drzwi.

Christa zmarszczyła czoło. Kto puka, kiedy jest elektryczny dzwonek? Może bateria się wyczerpała?

Jeszcze jeden kłopotliwy drobiazg, którym trzeba się zająć, pomyślała, idąc do drzwi. I z kranu w łazience kapało.

Ciężko żyć samej!

Otworzyła drzwi.

Natychmiast go poznała. Zresztą mogłaby kiedykolwiek zapomnieć o miłości swych młodzieńczych lat? Swej jedynej miłości.

Tak łagodnie się do niej uśmiechał. Ubrany był jak Książę Czarnych Sal, ale nie nosił teraz korony.

Mam pięćdziesiąt lat, przeleciało jej przez głowę jak błyskawica. A on wciąż pozostaje osiemnastolatkiem. Jak wtedy.

Przeszył ją dojmujący smutek.

Nagle się przestraszyła.

– Nataniel… – jęknęła. – Czy coś się stało?

– Nataniel przebywa na granicy Doliny – odparł młody człowiek. – Na razie wszystko układa się w miarę dobrze. Przybył Lucyfer.

– Lucyfer? Ależ on… No tak, prawda, właśnie upłynęło sto lat! To znaczy, że jest może dla nas nadzieja!

– Jego wysokość nie może wejść do Doliny, mogą to zrobić tylko ludzie.

– Tak, masz rację. Ale chodź do środka – opamiętała się wreszcie.

Uroczyście przestąpił próg domu jej i Abla.

– Lucyfer powiedział, że możesz zdobyć dla mnie zwykłe ubranie.

Oczywiście.

– Widzisz, dopóki tu jestem, będę jak wszyscy inni ludzie.

Nie zdobyła się na pytanie, dlaczego przybywa.

Nataniel na pewno zostawił jakieś swoje rzeczy. Poczekaj, zaraz…

W dawnym pokoju syna stanęła, przyciskając pięści do ust, by powstrzymać ich drżenie.

– Boże – pomodliła się do Boga Abla. – Boże, pomóż mi teraz!

Nie wiedziała jednak, o jaką pomoc prosi.

Rozdygotanymi dłońmi wyjęła czystą koszulę, ciemnobrązowy sweter, bieliznę, skarpetki i jasne sztruksowe spodnie. To ubranie miał na sobie Nataniel, kiedy po raz pierwszy zobaczył Ellen, ale o tym Christa nie wiedziała.

Pospiesznie wróciła do hallu.

– Gorzej będzie z butami – powiedziała spięta.

– Czy nie mogę chodzić w tych?

Miał na nogach czarne buty z dość wysoką cholewką z mięciusieńkiej skóry.

Czarne do brązowego? A, niech tam!

– W porządku – stwierdziła. – Przebierz się w pokoju Nataniela.

Nataniel… Syn jej i Abla. Powinien być dzieckiem Linde-Lou. Powinien być dzieckiem Linde-Lou!

Nie, co to za myśli?

Rozgorączkowana przejrzała się w lustrze. Kilka siwych włosów, biegnących od skroni srebrnym pasemkiem, usiłowała ukryć pod gęstą grzywką.

Linde-Lou w jasnych włosach także miał srebrne pasmo, to pierwsze, na co zwróciła uwagę w jego wyglądzie. I na jego zawstydzone, smutne oczy.

Przybyło jej parę kilogramów, ale nie było to widoczne. Ciało wciąż miała powabne, może bardziej dojrzałe, nie młodzieńcze…

Przerażoną Christę oblał zimny pot. Co ona robi? Stoi i rozmyśla o swojej skórze?

Linde-Lou wrócił do hallu. Spodnie Nataniela okazały się ociupinę za długie, ale kiedy trochę je podciągnął i podwinął pasek, były akurat. Brązowy kolor swetra pasował do jasnych włosów.

Nieznośny płomień ogarnął ciało Christy. Chcę znów być młoda, pomyślała. Chcę być młoda i ładna i nie wiedzieć, kim naprawdę jest Linde-Lou. Pragnę przywrócić kruchą atmosferę tych dni, kiedy tak ostrożnie zbliżaliśmy się do siebie. On był wówczas taki powściągliwy. Powiedział, że nie możemy być razem. Z dwóch bardzo oczywistych powodów. Sądziłam wtedy, że chodzi mu o jego ubóstwo. On nic sobą nie reprezentował, podczas gdy ja byłam córką zamożnego człowieka, posiadającego dość wysoką pozycję w społeczeństwie, i jego opory wydały mi się staroświeckie i trochę śmieszne. Jaki miał być ten drugi powód, pozostawało dla mnie trochę niejasne.

Ale to, o co jemu chodziło, okazało się naprawdę poważne. Nie wiedział nic o tym, że jest wnukiem samego Lucyfera, ale poza tym doskonale zdawał sobie sprawę z tego, kim był: synem Ulvara, ojca mej matki. I został zabity w roku 1897. Trzynaście lat przed moim urodzeniem.

To były te przeszkody, uniemożliwiające rozwój naszego romansu.

I jeśli o to chodzi, w dalszym ciągu sytuacja pozostaje bez zmian, myślała Christa. Chociaż, owszem, zaszła pewna zmiana, lecz na gorsze. Linde-Lou wciąż był duchem, wciąż był jej wujem. Teraz jednak na dokładkę ona była o całe trzydzieści dwa lata starsza od niego. Okres jej kwitnienia miał się ku końcowi, młodość już dawno przeminęła.

Mimo to wciąż go kochała tak samo jak wtedy. Płomienną, gwałtowną, pełną tęsknoty miłością. Gdy go ujrzała, zdała sobie z tego sprawę, targana wyrzutami sumienia.

Chyba oszalała!

Gdy takie myśli przelatywały jej przez głowę, Linde-Lou przyglądał jej się onieśmielony.

– Jesteś taka piękna, Christo.

Zadrżała. Zdusiła cisnący się jej na usta protest: „Ale jestem też stara! Czas odcisnął swoje piętno”. Pod jego pełnym podziwu wzrokiem zapomniała o wieku, przypominając sobie natomiast wszystkie komplementy, jakie prawiono jej za młodzieńczy wygląd. Nie, nie wyglądała już jak osiemnastolatka i, rzecz jasna, zdawała sobie z tego sprawę, ale Linde-Lou uważał ją za piękną i tylko to miało znaczenie.

W noc Valborgi w Górze Demonów spotkali się na krótko. Dla Christy były to wzruszające chwile, ale i w oczach Linde-Lou dostrzegła wtedy łzy. On zawsze był taki wrażliwy. Niestety, Góra Demonów pozostawała jakby snem.

Teraz stali naprzeciwko siebie, sami w rzeczywistym świecie. Linde-Lou mówił, że jest dzisiaj jak wszyscy żywi. Był rzeczywisty. No tak, dla niej zawsze był taki, także w tym krótkim czasie, kiedy się poznali przed z górą trzydziestu laty. Jej jednej objawił się jako konkretna istota, a nie budzący grozę upiór.

Linde-Lou…

Od przywołanych wspomnień w oczach zakręciły jej się łzy. Starając się panować nad sobą, powiedziała prędko:

– Powiedz mi, w jakiej sprawie przybywasz. Siądziemy sobie tu, na sofie.

Linde-Lou, trochę sztywny, usadowił się na eleganckiej kanapie. To Christa wybrała meble, przed kilku laty nalegała na ich wymianę, choć Abel, z natury konserwatywny, protestował. Stare sprzęty pamiętały jednak jeszcze czasy jego pierwszej żony i Christa w tej sprawie wykazała prawdziwą nieugiętość. Wreszcie Abel ustąpił, ale zauważyła, że gdy miał płacić, ściskał portfel w rękach jakby z wielkim żalem. Bliska gniewu chciała wyłożyć własne pieniądze, wszak wywodziła się z zamożnej gałęzi rodu, powstrzymała się jednak przed tym. Wiedziała, że dla Abla kwestią honoru jest możliwość utrzymania domu i żony, zgodnie z nakazami Biblii. Nagle w jej świadomość wdarła się myśl: „Jestem teraz wolna. Wolna!”

Zaraz się jednak tego zawstydziła.

Bardzo chciała wyciągnąć rękę w stronę Linde-Lou i położyć ją na siedzeniu kanapy. Może on nakryje ją swoją dłonią? Zabrakło jej jednak odwagi.

– A więc jak? – zapytała spokojnie. – Kto cię przysyła? I dlaczego? Co wiesz o wybranych i ich wyprawie?

– Bardzo wiele pytań naraz – zaśmiał się zawstydzony; ach, jakie fluidy z niego emanowały! – Spróbuję odpowiedzieć na wszystkie najlepiej jak potrafię. Wybrani są już prawdopodobnie w Dolinie. Ostatnio przekazano mi, że dziś w nocy czekali przy jej granicy. A ponieważ mamy już ranek, na pewno weszli do środka.

– Czy nic im się nie stało?

Linde-Lou zawahał się. Na młodzieńczej twarzy odmalował się smutek.

– Ellen zniknęła.

– Nadal jej nie odnaleźli? – westchnęła Christa. Jej ciałem wstrząsnął dreszcz, jakby zimna jaszczurka przemknęła wzdłuż kręgosłupa.

– Niestety. Została pojmana przez najbliższego i najgroźniejszego człowieka Tengela Złego, tego, którego nazywają Lynxem. On jest strażnikiem Wielkiej Otchłani. Przypuszczamy, że tam właśnie porwał Ellen. Jest stracona.

– Biedna Ellen – jęknęła Christa. – Tak bardzo polubiłam tę dziewczynę. Wiesz, że była jedyną miłością Nataniela.

Linde-Lou kiwnął głową.

– Natanielowi jest bardzo przykro – rzekł prostodusznie.

Upłynęła chwila, zanim Christa znów mogła mówić. Linde-Lou sprawiał wrażenie, że pragnie przyciągnąć ją do siebie, jak kiedyś, kiedy chciał ją pocieszyć, ale nie zrobił tego.

Lynx porwał nie tylko Ellen – oznajmił z charakterystyczną dla siebie bezpośredniością.

– Naprawdę? Kogo jeszcze?

– Orina i Vassara, Jahasa, Estrid, Tamlina…

– Och, nie – szepnęła Christa. – Tamlin to przecież mój ojciec! Jeszcze kogoś?

– Tak. Tajfuna i wszystkie Demony Wichru. Demony Silje i demony Ingrid, Halkatlę, Tronda i Villemo. A piętnaście bezpańskich demonów wysłano w wielką pustkę, tam gdzie kiedyś tak długo przebywał Tamlin.

– Ale kim on jest, ten straszny Lynx? Czy nikt nie potrafi go powstrzymać?

– Dlatego właśnie jestem tutaj.

– Ale my przecież nie możemy…

– Jak już mówiłem, przybył Lucyfer. Sądzi, że uda się go pokonać używając magii imienia. Na tobie, Christo, spoczywa obowiązek dowiedzenia się, kim on jest.

Linde-Lou opowiadał Chriście o wszystkim, o czym wiedział. Mówił nie tylko o Lynxie, lecz także o Irlandczyku, którego przyjęto na miejsce Ellen, o wielkiej bitwie, jaką stoczono na płaskowyżu Siedziby Złych Mocy. O Runem i o tym, jak Lucyfer przykuł Tengela Złego do trupów jego własnych kompanów. Jak Ahriman zniszczył magiczny mur czarnych aniołów, a potem uciekł na widok Lucyfera. I o tym, jak Lynx umknął przed aniołem światłości do Doliny Ludzi Lodu.

– To naprawdę straszne – pokiwała głową Christa. – I Marca wyznaczono do unieszkodliwienia tego potwora?

– Tak.

– Biedny Marco! Cóż za okropne zadanie! I Jestem pewna, że on bardzo chciał odnaleźć ciemną wodę.

– Tak, to oczywiste. Ale jest posłuszny ojcu.

Czas płynął, a Linde-Lou wciąż snuł swą opowieść. Christa złapała się na tym, że w poczuciu winy powiedziała w duchu: Byle tylko nie przyszedł Abel i nie zobaczył nas tutaj razem!

W następnej jednak chwili z czułością i oddaniem pomyślała o zmarłym mężu.

– Ale jeśli opuściłeś granicę Doliny wczoraj wieczorem – spytała – dlaczego nie przybyłeś tu natychmiast? Straciliśmy mnóstwo czasu.

– Nataniel i Marco uznali, że musisz się wyspać.

– E, tam!

– Poza tym to sprawa dla biblo… biblioteki, tak mówili. A biblioteki otwierają dopiero rano.

Christa zaraz się poderwała.

– Oczywiście mieli rację. Na co czekamy? Zaraz zatelefonuję po taksówkę, pojedziemy do biblioteki w Oslo, zobaczymy, czy tam uda nam się coś znaleźć o jakimś Fritzu, który żył w latach dwudziestych obecnego stulecia.

– Czy tam go znajdziemy? – zastanawiał się Linde-Lou, także się podnosząc.

Ach, jakie to dziwne uczucie gościć w salonie ukochanego z lat młodości. Tyle czasu upłynęło od tamtych lat, tyle bólu, którego nigdy nie zdołała do końca stłumić!

Linde-Lou ciągnął:

– Nie mamy przecież innych wskazówek poza tym, że chodzi o Fritza z lat dwudziestych.

Christa włożyła płaszcz i zawiązała pasek. Wiedziała, że w tym płaszczu jest jej wyjątkowo do twarzy, wygląda w nim młodziej.

– Kogóż wybrałby Tengel Zły, jak nie najstraszniejszego potwora, jaki kiedykolwiek żył na świecie? Coś musiało zostać napisane na jego temat.

Linde-Lou z zapałem podsuwał jej swoje koncepcje:

– Może to, co robił, pozostało tajemnicą? Albo było tak straszne, że nikt nie śmiał o tym pisać?

– I on, i Tengel Zły przerazili się, kiedy Rune zawołał go po imieniu. Na pewno więc coś w tym jest!

Czy ty wiesz, Linde-Lou, najdroższy przyjacielu, jakie to uczucie stać przy tak pociągającym mężczyźnie, gdy się jest spragnioną tej czułości, o jakiej Abel Gard nigdy nie pozwalał nawet wspomnieć?

– Idziemy – rzekła krótko.

Linde-Lou spojrzał na nią z bólem w oczach, nie pojmując, skąd wziął się w jej głosie ten nagły chłód.

O, Linde-Lou, to tylko samoobrona! Tak bardzo się boję, żeby się nie zdradzić, nie rozumiesz?

Ze zdenerwowania szczękała zębami tak mocno, że miała kłopoty z zamówieniem taksówki przez telefon.

Obiecano jej, że samochód za chwilę podjedzie.

Postanowili zaczekać przed domem, Christa zamknęła drzwi. Uważała, że lepiej będzie, jeśli ona i Linde-Lou nie pozostaną dłużej razem w domu Abla.

Głupia jesteś, Christo, po prostu głupia, przywoływała samą siebie do porządku. To przecież tak samo twój dom! A poza wszystkim, co ty sobie właściwie wyobrażasz?

Загрузка...