Wiele różnych imion dźwięczało Gabrielowi w uszach. Tula prowadziła dialog z salą i na razie nikt nie opuszczał swego miejsca. Christiana Stege, Jon i Ulf Paladin, i Elisabet, ostatnia z Paladinów. Tengel Młodszy, Alv Lind… Bardzo nieliczni byli wzywani na podium.
Dan Lind z Ludzi Lodu otrzymał podziękowania za to, że razem z Ingrid i Ulvhedinem dokonali wielkiego czynu: przy grobie Kolgrima w Dolinie Ludzi Lodu odnaleźli alraunę, ukochany amulet rodu. Ale, jak to Dan powiedział ze swojego miejsca: Nigdy w życiu ani on, ani żadne z pozostałych nie chciałoby się ponownie znaleźć w Dolinie! Odczuli tam bowiem obecność Tengela Złego, a ściślej biorąc, siły jego myśli, i to przeraziło ich śmiertelnie. Dan z wielkim naciskiem przestrzegał wszystkich, którzy chcieliby się ważyć na takie przedsięwzięcie.
Otrzymał też wiele pochwał za swoją wyprawę na Południe śladami Tengela Złego. Musiał oczywiście dać za wygraną w okolicy Salzbach, małej górskiej miejscowości, którą jego zły przodek starł z powierzchni ziemi. Dan jednak mimo wszystko wykrył, że Tengel Zły zamierza zejść do podziemi, w dosłownym znaczeniu tego słowa, a świadomość tego miała ogromne znaczenie dla wszystkich, którzy później podjęli próbę odnalezienia miejsca jego spoczynku.
Po wyjaśnieniach Dana na podium został wezwany jego syn, Daniel Ingridssonn Lind.
Tula powiedziała:
– Podejrzewamy wszyscy, że do urodzenia Daniela przyczyniła się alrauna. Odrobina magicznego korzenia znajdowała się w czarodziejskim napoju, który Dan i Ingrid wypili z tak fatalnymi następstwami. Ingrid próbowała się pozbyć płodu, lecz alrauna zapobiegła temu. I myślę, że Ingrid później była z tego powodu bardzo szczęśliwa.
– Och, byłam, i to jak! – zawołała Ingrid z sali.
Daniel to największy i najwspanialszy dar, jaki dało mi życie. Alrauna uratowała go raz jeszcze, wyrwała go z rąk „fabrykantki aniołków”. A na koniec skierowała go w długą drogę do Taran-gai.
– Alrauna była dla mnie niczym najlepszy przyjaciel – potwierdził Daniel. – Uratowała mi życie przy spotkaniu z niedźwiedziem i w ogóle pomagała mi we wszystkich kłopotach. O moich przygodach w Taran-gai powinni jednak opowiedzieć inni. Ja tam byłem postacią z drugiego planu.
– No, no – roześmiała się Tula. – Przywiozłeś przecież Shirę do domu ojca, Vendela Gripa. I tym samym połączyłeś obie gałęzie rodu, tę w Norwegii i tę z dalekich lodowych pustkowi.
Daniel nie mógł się tego wyprzeć.
Zielonooki Niklas nie został, jako się rzekło, wezwany na podium, podkreślono jednak, iż jego uzdrawiające ręce będą miały do odegrania ogromną rolę w nadchodzącej walce.
Po tym wszystkim na podium wbiegła Ingrid, barwna, roześmiana, w promiennym nastroju.
– Chciałabym powiedzieć coś na temat alrauny – oświadczyła. – Ja kocham ten amulet, dokładnie tak jak żywego człowieka. Zdarzyło się kiedyś, że prosiłam ją o pomoc, i właśnie tej nocy miałam dziwny sen. Mogłam widzieć rzeczy odległe w czasie i przestrzeni, na jawie nigdy takiej umiejętności w sobie nie odkryłam. W tym śnie wszystko wiedziałam, wszystko umiałam, rozumiałam wszystko. Tak, nasza alrauna była potężna… A właśnie, Elisabet, czy ty pamiętasz, że przepowiedziałam kiedyś, iż Nataniel urodzi się w wielodzietnej rodzinie? Że będzie miał ośmioro, a może nawet dziesięcioro rodzeństwa? Widzicie, jaka ze mnie zdolna wiedźma? Nic więcej powiedzieć nie mogę. Oprócz tego, że nie mogę się po prostu doczekać rozpoczęcia walki z tym naszym wielkim draniem!
– Długo już chyba czekać nie będziesz – powiedziała Tula złowieszczo. – Wszystko wskazuje na to, że on też się niecierpliwi. Na razie porusza się ledwo dostrzegalnie, ale niebezpieczeństwo narasta.
– Jestem gotowa! – oświadczyła Ingrid zuchwale.
Ku nieopisanej radości Gabriela Tula powiedziała:
– Może jednak pora spróbować tego pysznego jedzenia, które przygotowali dla nas nasi przyjaciele?
Gabriel wolał się nie dowiadywać, kim są owi przyjaciele. Chyba te demony o końskich głowach? A może ktoś inny? Zresztą co za różnica? Gabriel rozejrzał się najpierw uważnie, co będą robić inni, po czym zabrał się do zawartości stojących przed nim miseczek.
Smakowało niebiańsko! Później nie byłby w stanie tego smaku określić, nigdy bowiem czegoś podobnego nie próbował. Nastrój na sali panował znakomity. Wszyscy rozmawiali z sąsiadami, żartowali, śmiali się, czuli się wspaniale. Co robili ci w ostatnich, najwyżej stojących ławkach, Gabriel nie widział.
Pochylił się ku Natanielowi i szepnął:
– Trochę to nieprzyjemne z tymi wszystkimi demonami…
Nataniel odpowiedział z powagą:
– Demony zawsze towarzyszyły Ludziom Lodu. Bo demony to złe stworzenia i towarzyszą złu. Ale one również nienawidzą Tengela Złego i boją się go, choć kiedyś był ich panem i władcą. Niektóre z nich właśnie z tego powodu przyłączyły się do tych Ludzi Lodu, którzy pragną dobra, bo w nas widzą jedyny ratunek dla siebie. Nie zawsze można na nich polegać, ale jako sojusznicy są nieocenieni.
– Mogę sobie wyobrazić – szepnął Gabriel spoglądając za siebie.
Poza tym czuł się bardzo dobrze na swoim miejscu. Rozkoszował się nastrojem tego niezwykłego spotkania.
Tova jednak, wprost przeciwnie, nie czuła się tu najlepiej. Nie mogła się cieszyć ze spotkania z krewnymi, nie potrafiła się skoncentrować. Zajmowała ją tylko jedna sprawa: gdzie podział się Gand?
Ja chyba nie mam dobrze w głowie, myślała. Żeby wybrać akurat Ganda! Jak mogłam być taka głupia, żeby do tego stopnia zakochać się w mężczyźnie całkowicie dla mnie niedostępnym? Niewybaczalne!
To uczucie sprawiało jej dotkliwy ból. To naprawdę straszne! Nigdy już nie będzie się mogła zakochać w żadnym mężczyźnie. Nie żeby ktoś zabiegał o jej uczucie. Nic takiego, niestety, nie miało miejsca, ale przecież byłoby jej lżej, gdyby się bez wzajemności zakochała w zwyczajnym śmiertelniku! Czy naprawdę musiała wybrać kogoś takiego?
W ostatnim czasie wzdychała też do niego po nocach. Zastanawiała się, jak by to mogło być, gdyby… O, nie, tego pragnienia nigdy nie odważyła się sformułować wyraźnie, nie wiedziała bowiem, do jakiego stopnia Gand jest w stanie czytać w jej myślach. Przychodził przecież, kiedy go wzywała. Czy on zawsze wszystko wie? W każdym razie musiał wiedzieć, że całe jej życie kręci się wyłącznie wokół niego.
Zaczynało się niewinnie. Z początku nawet była na niego zła, uważała, że jest zarozumiały i przeszkadza jej w służeniu Tengelowi Złemu. Ale to było dawno temu. Po tym gdy przeszła na drugą stronę, pomagał jej zawsze, kiedy sprzeniewierzała się obietnicy, że będzie dobrą dziewczyną. I po każdym spotkaniu jej uczucie do niego rozpaczliwie się pogłębiało.
Na szczęście teraz nie miała już czasu zastanawiać się dłużej nad swoją niemiłą sytuacją, ogłoszono bowiem koniec przerwy i na podium został wezwany dziwacznie ubrany mężczyzna. Jeden z najciężej dotkniętych, jeden z tych, którzy mieli największe problemy ze zmianą swego charakteru: Ulvhedin.
To mój opiekun, pomyślał Gabriel z dumą. Nikt nie ma takiego potężnego opiekuna jak ja!
Miał jednak na myśli jedynie jego fizyczną wielkość, bo do gigantów ducha Ulvhedin nigdy nie należał. Była przy nim teraz ukochana Elisa, kobieta, która zrobiła tak wiele, żeby go odmienić. To głównie dzięki niej stał się człowiekiem.
– Mamy do ciebie sporo pytań, Ulvhedinie – powiedziała Tula.
– No to zaczynajmy – rzekł głębokim basem.
Ku swemu bezgranicznemu zdumieniu, a później przerażeniu, Gabriel jakby mimo woli wstał ze swojego krzesła. Jego głos w tej wielkiej sali brzmiał dziecinnie, cieniutki i przestraszony.
– Może ja zacznę, Ulvhedin. Zawsze zastanawiałem się, jakim sposobem mogłeś wywoływać duchy i przepędzać je z ziemi, skoro się tego nie uczyłeś? To znaczy, skąd ci się to wzięło? To znaczy, chodzi mi o to, jak starłeś z powierzchni ziemi Ludzi z Bagnisk i w ogóle… Chciałem powiedzieć…
Głos chłopca cichł w miarę, jak rosło przerażenie, że odważył się przemawiać w tej sali, w końcu całkiem uwiązł mu w gardle. Gabriel opadł na krzesło i zsunął się możliwie jak najniżej, żeby go nie było widać.
Ulvhedin jednak odniósł się do niego niezwykle przyjaźnie.
– Świetne pytanie, Gabriel! Szczerze powiedziawszy, to ja sam, gdy wymawiałam pierwsze tego rodzaju słowa, zastanawiałem się, skąd mi się one wzięły. Nigdy się tego nie uczyłem, to po prostu wrodzone. Ale później często rozmawiałem z Marem…
Później to znaczy po śmierci, pomyślał Gabriel i przeniknął go dreszcz.
Ulvhedin mówił dalej:
– Mar, który pochodzi przecież z Taran-gai, wytłumaczył mi, że język jest czymś prastarym. Nie rozumiemy magicznych formułek, bo zapomnieliśmy już naszego pierwotnego języka. Przecież nad staronorweskim też musiałbyś się dobrze zastanowić, żeby zrozumieć, prawda?
Gabriel z przejęciem kiwał głową. Nie mógł zachowywać się inaczej, teraz wszyscy patrzyli na niego.
– Więc powinieneś wiedzieć, Gabrielu, że język tkwi gdzieś w głębi naszej duszy podobnie jak sztuki magiczne, przekazane nam przez naszych znających się na czarach przodków, którzy na długo przed narodzeniem Tengela Złego żyli na rozległych obszarach Syberii. Surowa natura zmuszała ludy pierwotne do posługiwania się magią i czarami, żeby w ogóle mogły przetrwać. Niektórzy z nas coś z tego dziedziczą. Nie wolno nam jednak zapominać, że Hanna i jej podobni również znają się na czarach, tylko że ich magia służy wyłącznie złu. – Ulvhedin przerwał na moment, a potem rzekł w zamyśleniu: – Jest jednak inna sprawa, nad którą rozmyślałem przez te wszystkie lata, Chodzi mi o witraż mistrza Benedykta w Lipowej Alei…
– Tak? On tam w dalszym ciągu jest, chociaż wieje przez szczeliny tak, jakby się tamtędy chciały przecisnąć wszystkie wiatry świata – wyjaśniła Benedikte jako osoba w wieku, w którym każdy przeciąg wywołuje bolesne dolegliwości reumatyczne.
– Pozwólcie, żeby tam jeszcze przez jakiś czas został – poprosił Ulvhedin jakby nieobecny duchem. – Zdarzyło się kiedyś, że tłukłem się po całym domu w Lipowej Alei i przypadkiem wyjrzałem przez to okno. Rozumiecie sami, że wiele przez te wzorzyste, kolorowe szybki nie widać, ale odniosłem wrażenie, jakbym zajrzał do innego świata. Wszystko było wprawdzie rozmazane i niewyraźne, zresztą chyba za dużo wypiłem tego wieczora, ale… Natanielu, uważam, że ty powinieneś spróbować!
Nataniel skinął głową.
– Oczywiście!
Teraz rozległ się czysty, niezwykłe pogodny głos. To Vinga, szczupła i drobna niczym elf, ale silna jak korzeń jałowca, chciała coś powiedzieć ze swojego miejsca. Przestrzegała przed ponownym sprowadzeniem na ziemię szarego ludku. Bo gdyby szary ludek miał wybierać, to na pewno opowie się po stronie Tengela Złego. Vinga mówiła ze smutkiem w głosie:
– Wszyscy tęsknimy do starego dworu w Grastensholm, to znaczy my, którzy go znaliśmy! Ale mnie osobiście najbardziej żal pewnego, można powiedzieć, drobiazgu. Otóż kiedy urodził się Heikego i mój syn, Eskil, posadziliśmy na dziedzińcu drzewo. I to drzewo nie miało, niestety, czasu wyrosnąć naprawdę. Ledwie przeżyło Eskila, a później, kiedy całe Grastensholm zostało zrównane z ziemią, zginęło. Uff, ależ ze mnie sentymentalna baba!
– Bardzo dobrze cię rozumiemy – powiedziała Tula, która żyła przecież w tym samym czasie co Vinga. – Teraz jednak chciałabym posłuchać, co ma nam do powiedzenia Vendel Grip! Jego wyprawa nad Morze Karskie była dla naszego rodu prawdziwym zrządzeniem opatrzności. Największym osiągnięciem twojego życia, Vendelu, jest Shira!
Gabriel zobaczył teraz jasnowłosego mężczyznę o czystych, jasnoniebieskich oczach, który roześmiał się głośno i radośnie.
– Och, bardzo bym chciał, żeby dzisiejszej nocy mógł być z nami stary, mądry Irovar – westchnął Vendel. – Ale to, niestety, niemożliwe. Irovar pochodził z Nor, a nie z Taran-gai. Natomiast Sarmika, czyli Wilka, bardzo chętnie bym zobaczył.
– Sarmik jest tutaj – odpowiedziano z ław, na których siedzieli Taran-gaiczycy. – Orin i Vassar także. I wszyscy bardzo się cieszymy ze spotkania ze starymi przyjaciółmi, Vendelem i Danielem.
Obaj wymienieni machali radośnie na powitanie Sarmikowi i jego synom.
– No, a Tun-sij? – zapytał Vendel. – Może moja znająca się na czarach teściowa również przybyła na spotkanie?
– Oczywiście! – odezwał się kobiecy głos z pogrążonych w mroku ław Taran-gaiczyków.
Vendel śmiał się uszczęśliwiony. Wszyscy jednak zwrócili uwagę, że nie wspomniał ani słowem o swej pierwszej żonie, Sinsiew.
Gabriel nie za wszystkim nadążał, ale bo też Tula przeskakiwała z pokolenia na pokolenie. Nieoczekiwanie na podium stanął potężny Heike. Radosne okrzyki i brawa zebranych wprost nie miały końca.
Tula musiała długo uciszać salę, zanim mogła powiedzieć:
– Oto jeden z największych w naszej rodzinie! Mamy mu nieskończenie wiele do zawdzięczenia!
Heike rzekł z pełnym zakłopotania uśmiechem:
– Zdołałem zwalczyć w sobie zło, ale to nie tylko moje zwycięstwo. Było ono możliwe wyłącznie dzięki temu, co Tengel Dobry uczynił kiedyś w młodości, dzięki jego zaklęciom. Poza tym to także zasługa alrauny, również dla mnie była ona niczym najlepszy przyjaciel, to przecież ona pokonała Solvego. Ale… szczerze mówiąc, ja od dawna sądzę, iż to sam Solve wskazał mi właściwą drogę. Nie chciał, bym był taki jak on. A zatem dzięki ci, Solve, gdziekolwiek się teraz znajdujesz! Pośrednio bardzo pomogłeś Ludziom Lodu.
Wszyscy podzielali poglądy Heikego.
– Ale – roześmiał się olbrzym skrępowany – kto jak nie ja popełnił największe głupstwo w dziejach Ludzi Lodu? Kto sprowadził na ziemię szary ludek? Jeśli czegokolwiek ze swego życia żałuję, to właśnie tego.
– Owszem, lecz twój syn, Eskil, nie okazał się wcale od ciebie gorszy – śmiała się Tula. – Poruszył przecież niebo i ziemię tą swoją idiotyczną młodzieńczą wyprawą do Eldafjordu. Wstań, Eskilu! Niech wszyscy zobaczą naszego drogiego szaleńca!
Eskil wstał.
– Rzeczywiście, wynalazłem wiele dziwnych spraw – powiedział z uśmiechem. – Ludzie Lodu z Syberii. Rogi jaka i flet Tengela Złego!
– No właśnie – wtrącił Heike. – Ten flet o mało mnie nie zgubił. Przeżyłem naprawdę wiele przykrych rzeczy, ale tamta chwila, kiedy przywiązaliście mnie do brzozy, a ja pragnąłem tylko pochwycić flet, żeby na nim zagrać, była najstraszniejsza i najbardziej upokarzająca ze wszystkiego.
– Ta chwila świadczy jedynie o tym, jak bardzo niebezpieczny jest Tengel Zły i jego zaczarowany flet – powiedziała Tula z najgłębszą powagą. – Ja również dobrze o tym wiem. I skoro flet mógł rzucić na kolana samego Heikego, to co mamy mówić my, pozostali? Gdybyśmy nie mieli Shiry, to…
– Tak, Shira zasługuje na naszą wdzięczność z wielu powodów – oświadczył Heike, zwracając się do sali.
– No tak, ale Eskil znalazł coś więcej w Eldafjordzie – przypomniała Tula. – Wywęszył przecież tego drania, pierwszego Jolina. A ta figura w dalszym ciągu stanowi zagadkę.
– Zagadkę, którą dzisiejszej nocy mamy nadzieję rozwiązać – powiedział Eskil. – Czy jednak parobek, który zwabił mnie do Eldafjordu, nie był sługą Tengela Złego?
Na te słowa podniosła się Dida.
– Był. To jeden z wcześniejszych obciążonych dziedzictwem, z czasem dojdziemy i do niego.
Twarze zebranych pojaśniały, a przez salę przeszedł szum. Większość wolałaby z pewnością, by opowiadano szybciej.
Viljar Lind powiedział coś, czego Gabriel nie był w stanie zrozumieć, i wtedy Najwyższa Rada wezwała jeszcze jednego bohatera długiej historii Ludzi Lodu. Był to człowiek wolny od przekleństwa Tengela, mimo to niezwykle ważny dla rodziny: Henning Lind z Ludzi Lodu.
Powitano go oklaskami na stojąco, po czym musiał wyjaśnić wydarzenia tamtej nocy, kiedy przyszły na świat bliźnięta Sagi, następnie opowiedzieć o niełatwej walce z Ulvarem, który mimo wszelkiej okazywanej mu miłości pragnął jedynie zła. Henningowi pisane było bardzo długie życie. Podobnie jak jego córce, Benedikte.
– Twoja siła, Benedikte, polega na tym, że widzisz każdy ukryty drobiazg, każdą tajemnicę historii – powiedziała Tula. – Czy możemy zwracać się do ciebie, gdy tego rodzaju umiejętności okażą się potrzebne?
– Zawsze zrobię, co w mojej mocy – odparła Benedikte, rada z okazanego jej zaufania.
Gabriel uważał, że Benedikte wygląda ślicznie w swojej najlepszej sukience. Wprost trudno uwierzyć, że ta osoba niebawem skończy dziewięćdziesiąt lat.
– Andre, wstań! – zwróciła się Tula do syna Benedikte. – Oto widzicie człowieka, który wytropił i wyjaśnił historię zaginionej linii rodu. Czy myślicie, że nie udało mu się odnaleźć wszystkich potomków Christera Gripa? Udało mu się, Arvie Grip! Dziś w nocy możesz ich wszystkich zobaczyć!
– Naprawdę?! – wykrzyknął zdumiony Arv. – Cóż to za cudowna chwila!
Syn Andre, Rikard, nie miał nic do powiedzenia, natomiast Tova, córka Rikarda, musiała zdać sprawę ze swojej podróży w czasie aż do epoki, w której przyszedł na świat Tengel Zły i w której żył jego ojciec, uciekinier z Japonii, ogólnie biorąc niezbyt sympatyczna postać. Towarzystwo było tym tak zainteresowane, że Tova musiała wejść na podium i zrelacjonować wszystko ze szczegółami. Wielkie podniecenie zapanowało wśród Taran-gaiczyków, wielokrotnie kiwali głowami na znak, że to wszystko musi być prawda, wykrzykiwali coś jeden przez drugiego, jakby Tova potwierdzała podejrzenia, które zawsze mieli. Wszyscy widzieli, że Tova jest z tego bardzo rada i dumna.
I nikt też nie powiedział niczego niemiłego na jej temat, ani na temat wyglądu, ani wcześniejszych postępków, nie zawsze, jak wiadomo, godnych pochwały.
Ale to chyba niemożliwe, powtarzał w duchu Gabriel oszołomiony. Ci Taran-gaiczycy nie mogą przecież rozumieć, co Tova mówi! Kiedy jednak oni zaczęli zadawać pytania, Gabriel nie miał najmniejszych problemów ze zrozumieniem, choć posługiwali się całkowicie mu obcym językiem.
Wtedy pojął, że to naprawdę bardzo dziwna noc. Zresztą wiedział o tym od początku.
W chwilę później miało go ogarnąć jeszcze większe zdumienie.
Ingela i jej syn Ola Olovsson nie mieli nic do powiedzenia, wiedli przecież zupełnie szare życie gdzieś w Szwecji, natomiast córka Olego, śliczna i łagodna nauczycielka, zaskoczyła wszystkich!
– Anno Mario! – zawołała Tula z głębokim westchnieniem. – Historia twojego odgałęzienia rodu pełna jest białych plam. Saga zniknęła bez wieści, jej synowie, Ulvar i Marco, również. Zniknęła też córka Ulvara, Vanja, podobnie jak syn Marca, Imre. Z dziesięciorga twojego potomstwa jest jedynie czworo: Linde-Lou, Christa, Nataniel i Gand.
– Nieprawda! – przerwał jej łagodny kobiecy głos i z góry zaczęła schodzić ku podium niewiarygodnie piękna kobieta. – Anno Mario, matko mojej babki, przynoszę ci pozdrowienia od babci Sagi. Ona jest cudownie szczęśliwa i chce, byś o tym wiedziała. Jest przecież twoją córką.
Młoda kobieta miała na sobie klasyczną czarną suknię, długą do kostek. Nataniel wykrzyknął radośnie:
– O mój Boże, to Vanja! Ta, która odeszła z Tamlinem z rodu Demonów Nocy! Przybyła do nas dzisiejszej nocy z Czarnych Sal Lucyfera!
Gabriel go nie słuchał. Omal sobie nie skręcił karku, bowiem wszyscy siedzący w pierwszym rzędzie wstali i ruszyli w kierunku trybuny, zasłaniając mu widok. Z napięcia zaczął dzwonić zębami, zaciskał pięści, a jego oczy zrobiły się wielkie jak spodki. Nagle wszyscy się zatrzymali.
Chłopiec doznał szoku, gdy uświadomił sobie, co się dzieje.
Dwie bardzo wysokie postaci wyłoniły się z mroku i szły ku podium razem z Vanją, a potem, gdy całowała wzruszoną do łez Annę Marię, stały przy niej.
Vanja miała na głowie piękną czarną koronę, w której skrzyły się wielkie antracyty i czarne diamenty. Ona, Anna Maria i Tula znajdowały się jakby w cieniu wysokich, wyprostowanych jak struny czarnych aniołów, natomiast trzeci anioł pochylał się w głębokim ukłonie przed Vanją i podawał jej inną koronę, mniejszą i nie tak piękną jak jej własna.
Na sali zapanowało poruszenie, wszyscy wstawali z miejsc. Tula zupełnie straciła mowę, więc Vanja musiała zabrać głos.
– Długo siedziałam tam na górze i patrzyłam na Christę, moją małą córeczkę, z którą musiałam się rozstać tak wcześnie. Dziękuję Henningowi i Benedikte, Malin i wszystkim Voldenom, że zapewniliście jej szczęśliwe życie, kiedy Frank, jej tak zwany ojciec, zawiódł ją tak okropnie. Zanim jednak zaczniemy mówić o Chriście, chciałabym wezwać mego brata. Nigdyśmy się nie spotkali, Linde-Lou, ale chyba uda nam się to jakoś naprawić!
Młody Linde-Lou o blond włosach podszedł do niej onieśmielony i chciał uścisnąć jej rękę, ona jednak objęła go serdecznie i długo przytulała bez słowa.
– Lmde-Lou – rzekła w końcu wzruszona. – Tobie przypadło najbardziej nieszczęśliwe życie na ziemi. Ale teraz zostaniesz wynagrodzony za twoje wierne, gorące serce. Uklęknij, Linde-Lou, od tej chwili będziesz należał do hufca czarnych aniołów, będziesz kimś więcej niż każdy z nich, jesteś bowiem wnukiem ich wodza.
Linde-Lou ukląkł i Vanja włożyła mu koronę na głowę, Linde-Lou został księciem Czarnych Sal. Kiedy wstał i Anna Maria objęła serdecznie wnuka swojej jedynej córki, wszyscy zobaczyli, że chłopiec płacze. Wielu z zebranych również miało w oczach łzy. Później dostał wspaniały czarny strój, w którym było mu bardzo do twarzy, i czarne anioły zabrały go ze sobą na przeznaczone dla nich miejsce.
– Vanja, musisz nam teraz opowiedzieć, gdzie się podziewałaś przez cały ten czas – rzekła Tula. – I jak ci tam było?
Vanja się uśmiechała.
– O Czarnych Salach opowiadać nie mogę. Moje życie tam różni się pod każdym względem od życia na ziemi. Tak jak wszyscy na tej sali, którzy zakończyli już ziemską wędrówkę i musieli przejść do innej sfery, również ja znalazłam się w zupełnie innym świecie. Christa, moja córeczko, chodź tu do mnie.
Christa podbiegła czym prędzej, a wszyscy ze zdumieniem patrzyli na matkę, wyraźnie młodszą od córki. Ale to drobiazg wobec wszystkich zaskakujących zjawisk i przeżyć, jakie stały się ich udziałem tej nocy.
Po wzruszającym powitaniu Vanja poprosiła również Christę, by uklękła. Wtedy jeden z czarnych aniołów podał matce podobną koronę jak dla Linde-Lou, również czarną, mniejszą, ale wysadzaną tak samo mieniącymi się drogimi kamieniami. Gabriel uważał, że muszą to być co najmniej czarne diamenty!
– Jesteś wnuczką naszego władcy. Dla mnie to wielka radość, córeczko, wprowadzić cię do naszego grona – powiedziała Vanja. – Ale tymczasem usiądziesz pewnie jeszcze wśród żywych, prawda?
– Tak – szepnęła Christa, która prawie nie była w stanie wykrztusić słowa.
– No a teraz – oświadczyła Vanja – teraz poproszę na podium Szczególnie Wybranego! Wytęsknionego przez Ludzi Lodu. Siódmego syna człowieka, który sam był siódmym synem. Potomka czarnych aniołów, w którego żyłach płynie krew Demonów Nocy i Demonów Burzy, Nataniela Garda z Ludzi Lodu.
Nataniel wstał witany ogłuszającymi oklaskami.
Vanja mówiła dalej z tym swoim lekko ironicznym uśmiechem:
– I muszę dodać najważniejszą rekomendację: mojego wnuka! Witaj mi, najdroższy Natanielu!
Wszyscy się roześmiali.
Zaraz jednak zapadła cisza.
Nagle wszyscy stwierdzili, że schody po obu stronach podium zostały zajęte przez wielkie, podobne do wilków bestie. Były tak ogromne, że należało je chyba zaliczyć do wyjątkowo rosłych wilków. Gabriel słyszał dobywające się z ich gardzieli głuche warczenie, a w otwartych paszczach raz po raz błyskały białe kły. Widział zielone, płonące ślepia i przysunął się bliżej Ellen.
– Kochany Natanielu – powiedziała Vanja. – Cała wasza piątka przejdzie wkrótce ceremonię wtajemniczenia, a ja występuję tutaj jako reprezentantka władcy naszego rodu…
Władca to z pewnością Lucyfer, myślał Gabriel i zimny dreszcz przeszedł mu po plecach. Dlaczego oni nigdy nie wymawiają jego imienia? Może jest zbyt wielkie, by się nim posługiwać w takich okolicznościach?
Vanja mówiła dalej:
– Ugnij kolana, Natanielu z Ludzi Lodu, i przyjmij koronę czarnych aniołów, która należy się jedynie potomkom naszego pana.
Gabriel ucieszył się szczerze, gdy stwierdził, że Nataniel otrzymał piękniejszą koronę niż Linde-Lou. Czarne kamienie jarzyły się jak gwiazdy, korona była niewysoka, ale za to pięknie cyzelowana.
Na koniec Vanja wyjaśniła:
– Kiedy opuścicie już Górę Demonów, te korony staną się niewidzialne. Będziecie jednak nosić je zawsze, nawet jeśli sami nie będziecie sobie z tego zdawać sprawy. Gdybyście się jednak znaleźli w niebezpieczeństwie, z którego może was wybawić korona, to ona znowu stanie się widzialna i wróg ustąpi. Poza tym nikt jej nie zobaczy ani się nie domyśli jej istnienia.
Wszyscy z wyjątkiem Tuli i Vanji opuścili podium. Vanja dała znak Tuli, by wezwała następnych krewnych.
– Już wracam do moich obowiązków – uśmiechnęła się Tula, cokolwiek oszołomiona obecnością czarnych aniołów. Nie przewidziała tego, ale, rzecz jasna, ona również była głęboko poruszona ich pojawieniem się.
– No tak – zaczęła niepewnie. – No tak, teraz powinniśmy przejść do najbardziej zagadkowej linii naszego rodu…
– Wiem – potwierdziła Vanja. – Czy chcesz, żebym pokierowała tą częścią spotkania?
– Tak. Serdecznie ci dziękuję – szepnęła Tula z westchnieniem ulgi.
Vanja zwróciła się do sali.
– Wiem, że wszyscy zastanawialiście się nad niepojętą zagadką: Co się stało z Markiem i z Imrem?
– Zastanawialiśmy, się nieustannie! – zawołała Tula, a cały ród Ludzi Lodu potwierdził jej słowa.
– Marco był, jak wiecie drugim dzieckiem mojej babki, Sagi. Kiedy skończył dwadzieścia dwa lata, musiał was opuścić. Później zastąpił go młody Imre, a w ostatnich czasach wspierał was Gand. Myślę, że najlepiej zrobię, jeśli poproszę Ganda, by przyszedł i opowiedział całą historię.
Nareszcie przyjdzie, pomyślała Tova z bijącym sercem. I zaraz na scenie pojawił się on, piękniejszy niż kiedykolwiek, a Tova poczuła taką tęsknotę i ból, że mogłaby umrzeć.
Nagle i ona, i Gabriel oraz wszyscy zebrani w sali znowu uświadomili sobie, że w tylnych rzędach zrobił się ruch, że rozpoczęła się wędrówka do przodu aż pod samą trybunę. Dwa długie rzędy niezwykle wysokich postaci, urodziwych mężczyzn o czarnych włosach, w czarnych garniturach o staroświeckim kroju i z czarnymi skrzydłami, które zdawały się sięgać od podłogi do samego sufitu. To tylko iluzja, pomyślał Gabriel.
Jak wiele jest tych czarnych aniołów! I jakie są piękne! Wprost trudno na nie patrzeć.
Ale czyż Gand nie jest z nich najpiękniejszy? Naprawdę trzeba być ślepym, żeby tego nie widzieć!
Wszystkie anioły zgromadziły się wokół Ganda. Na schodach siedziały wilki, wokół Ganda stały anioły.
I wtedy on się odezwał. Gabriel wszędzie by poznał ten łagodny, miły głos.
– Drodzy kuzyni i przyjaciele! Wiem, że musieliście żyć w niewiedzy, ale to dla waszego dobra. Dwóch ludzi z naszego rodu rozwiązało moją zagadkę. Andre Brink doszedł do tego sam, bez niczyjej pomocy. Drugim jest mój najdroższy przyjaciel, Henning Lind z Ludzi Lodu. Proszę was obu, byście tu do mnie podeszli. Nie bójcie się wilków, one was nie ruszą.
Henning wyglądał na niebywale uradowanego, gdy zbliżał się do Ganda, żeby go uściskać, a potem długo stali obaj, serdecznie objęci. Andre sprawiał wrażenie dumnego. On jeden jedyny odgadł prawdę!
– Andre – rzekł Gand z uśmiechem. – Teraz masz okazję powiedzieć, jak to było.
– Ja? Mój Boże!
Milczał przez chwilę, jakby się zastanawiał, co powiedzieć, po czym zawołał:
– Drodzy przyjaciele! Nigdy nie istniał żaden Imre. Ani Gand!
Co takiego? dziwił się Gabriel, ale nie miał czasu na nic więcej, bo w tej chwili cała grota została rozświetlona płomienną błyskawicą. Rozległ się huk gromu i dudniący grzmot tak głośny, że Gabriel musiał zasłonić uszy rękami… Po chwili spojrzał w górę.
Powróciła cisza, ale Ganda już nie było. Zastał przemieniony w Imrego.
Znowu odezwały się grzmoty jak podczas gwałtownej burzy i po chwili przemieniony został również Imre.
Na podium stał książę Czarnych Sal. Jedyny syn Lucyfera, w czarnych wysokich butach, czarnej pelerynie, z połyskliwie czarną książęcą koroną na głowie.
Marco.
Marco z Ludzi Lodu.
Marco z rodu czarnych aniołów, ich książę, syn ich władcy.
Wszystkie anioły padły przed nim na kolana. Bowiem czarne anioły nadal żyją w epoce, kiedy takie zachowanie było czymś nieodzownym.
Gabriel i Tova czuli, że łzy spływają im po policzkach.