EPILOG

Wyruszyli jako rozbawione, wesołe towarzystwo. Ponieważ od ich ostatniego spotkania upłynęło wiele czasu, nagromadziło się mnóstwo spraw, których nawet teraz woleli nie puszczać w eter.

Res Strogel była jak odmieniona. Na kilka dni przed podróżą w olśniewający sposób uzyskała jednocześnie – rzecz niemal bez precedensu – drugi i trzeci stopień naukowy, co tym bardziej zasługiwało na uwagę, że swego czasu otrzymała z trudem pierwszy. Podróż chciała wykorzystać – jak sama się wyraziła – do nabrania rozpędu. Opowiadała o niewiarygodnych wprost wyczynach śmiałków, którzy postanowili nawodnić Saharę.

– Ale to wszystko nic w porównaniu z tym, co rozpocznie się teraz, prawda, Mark? – I spojrzała na niego czule.

Okazało się, że wyhodowała nowy szczep – każdy z obecnych wiedział, jaki to szczep – który wyjada piasek pozostawiając czarnoziem i gromadzi przez całe miesiące wodę.

Hal nosił w kieszeni wyróżnienie otrzymane z zakładu pracy, które zezwalało mu na prowadzenie ze swoim kolektywem prac według własnego uznania. A przecież Royl wiedział doskonale, że chodzi im o budowę traktu bioczyszczącoflotacyjnego, który będzie wykorzystany potem w kombinacie. Sam zresztą przestał już wątpić w sukces, o ile kiedykolwiek w niego wątpił. Za osiągnięcia przyznano im tyle bonów, że trudno by je było wszystkie wykorzystać.

Gwen Kasper nie mógł wykazać się czymś konkretnym w sensie zadań fachowych, ale i on wydawał się zadowolony z osiągnięć. Opowiedział o trudnościach, jakie napotkał proces zastosowania na całym świecie mutacyjnych mikroorganizmów o wrodzonej agresywności. Ludzie podchodzili z nieufnością do wszystkiego, co działa, ale jest niewidoczne. Gwen był jednak pewny, że dzięki wytrwałości można pokonać owe przeszkody.

Djamila i Ewa zachowywały się tajemniczo. Pierwsza z nich opowiedziała Halowi od razu na początku spotkania o swojej pracy, ale w centrum uwagi znajdowały się oczywiście dzieci. W miarę zbliżania się katamaranu do Wysp Podwietrznych jedna i druga stawały się coraz bardziej tajemnicze, usiłując jednocześnie zainteresować innych tym, co ich oczekiwało.

Zagadkę stanowiła działalność profesora Fontaine'a w tym czasie. Ku zdumieniu większości przyjął spontanicznie ich zaproszenie. Jego partnerka, cicha kobieta w wieku około pięćdziesięciu lat, rzadko brała udział w ich rozmowach, chociaż podobno była znakomitym genochirurgiem. Jedna rzecz u Fontaine'a uderzała wszystkich: nie jadł już swoich ciastek. Hal tak bardzo przyzwyczaił się do tego stereotypowego gestu profesora, że jego brak drażnił go niemal.

W miarę zbliżania się do archipelagu, gasła naturalna wesołość. Odgrzebywano wspomnienia, pytania “Czy pamiętasz jeszcze…” stawały się coraz częściej zaczątkiem rozmowy, a napięcie wzniecane przez Djamilę i Ewę rosło coraz bardziej.

Hal zastanawiał się, co też mogło się wydarzyć w tym czasie. On też nie mógł się już doczekać chwili, kiedy dotrą na miejsce.

Djamila i Ewa nawiązały już dawno łączność z wyspą, nie ujawniały jednak jeszcze swej tajemnicy. Nikt nie chciał zepsuć zabawy, toteż nie robiono użytku z nadajników kieszonkowych. Pierwszą rzeczą, jaka rzuciła się im w oczy, był prowadzący przez kipiel pomost, który przyciągnął katamaran w swoje pole siłowe. Kiedy łamacze fal skryły się z powrotem, woda była spokojna, jak na jeziorze śródlądowym,

– Idziemy pieszo! – Ewa zawołała profesora, który podążał już w stronę wagoniku kolejki linowej. Z żalem spojrzał na pojazd i teraz, ku radości Hala, jego ręka powędrowała do kieszeni. Oczywiście daremnie…

To, czego dokonano, graniczyło istotnie z cudem. Udostępniono archipelag wszystkim, podwodne tunele łączyły ze sobą poszczególne wyspy, ponad zarośla wznosiły się kopuły dachów, pomiędzy wieżami wisiała delikatna sieć połączeń.

Mikrosi brali udział w życiu kulturalnym Ziemi, a ich programy radiowe docierały już regularnie do najdalszych zakątków planety.

Bardziej jednak, niż tych wszystkich wspaniałych urządzeń technicznych, goście spragnieni byli widoku swoich przyjaciół z miniświata.

I oto na spotkanie wyszli im Gela i Chris trzymając się za ręce. Wokół nich podskakiwało dwoje ludzi o wyraźnie dziecięcych rysach, którzy jednak przewyższali tamtych o więcej, niż całą głowę. Gdyby nie linia na podłodze tarasu, zaznaczająca zakres soczewki polowej transoptera, złudzenie, że ma się do czynienia z ludźmi o normalnym wzroście, byłoby całkowite.

Ogólną radość mącił fakt, że to serdeczne, wzruszające powitanie przebiegało siłą rzeczy na odległość. Musieli ograniczyć się do machania dłonią, śmiechu i słów.

Następnie Gela przedstawiła olbrzymów znajdujących się w jej otoczeniu:

– To nasze pięcioletnie bliźniaki.

Początkowo Hal czuł się dziwnie poruszony, ale potem uznał, że nie ma w tym nic osobliwego. To stanie się ich naturą, pomyślał. Czy my nie jesteśmy dumni, kiedy nasze dzieci przerastają swoich rodziców, również pod względem wzrostu? Nic się nie stanie, jeżeli tu skala przesunie się jeszcze bardziej, i to tylko z naszego punktu widzenia.

– Zobaczcie, jak urośliśmy! – powiedział nie bez dumy Chris, naciskając przycisk, który wyłączył soczewkę. Wprawdzie wzrok makrosów musiał się do tego przyzwyczaić, ale potem wszyscy dostrzegli Gelę i Chrisa, mających wzrost około pięciu milimetrów. A więc udało się reaktywować geny wzrostu u dorosłych!

– Mogą jeszcze urosnąć do dziesięciu milimetrów – szepnęła Ewa do Hala, ale on wiedział już o tym od Djamili.

Dzieci zachowywały się po prostu jak dzieci. Raz przeturlały się nawet przez linię. I oto istoty, które przed chwilą wyglądały na bardzo duże dzieci, przybrały raptem rozmiary ziarnka grochu.

Hal zdawał sobie sprawę z tego, że kiedy te dzieci dorosną, będą przewyższały swoich rodziców przynajmniej cztero – lub pięciokrotnie. A za pół wieku o mikrosach pozostaną już tylko rozprawy naukowe, sprawiające wrażenie fantazji, jako dowód niedopuszczalnej i bałamutnej myśli ludzkiej i nieludzkiego sprawowania władzy. Ludzie przeżyli wiele cierpień, ale stali się jednocześnie bogatsi o nowe doznania, a dzięki triumfowi nad przeszłością odnieśli nawet korzyści.

Kiedy goście zaczęli się żegnać, byli przeświadczeni, że dokonali czegoś bardzo pożytecznego i wartościowego: sprawili, że ludzkość stała się bardziej ludzka.

A potem, już w ostatniej chwili, profesor Fontaine ujawnił dwie niespodzianki: jedna z nich pochodziła właściwie od towarzyszącej mu kobiety, która przekazała mikrofilm z dokumentacją dotyczącą aktualnej wiedzy z dziedziny sprzężenia genów; miało to wpłynąć na przyśpieszenie wzrostu embrionu rozwijającego się poza ciałem matki. Fontaine natomiast wyciągnął niedbałym gestem z kieszeni, w której zazwyczaj przechowywał ciasteczka, pudełko, mówiąc przy tym:

– To kieszonkowy transopter. Zabezpieczy was przed… naszą nieuwagą. Każdy, kto będzie go nosił, ukaże się jako osobnik półmetrowej wysokości. Ale uwaga! To będzie tylko złudzenie!

Wszyscy wybuchnęli śmiechem.

Kiedy żegnali się po raz ostatni, nie wyglądało to aa pożegnanie makrosów z mikrosami, ale na pożegnanie ludzi z ludźmi…


***

Загрузка...