4

Kiedy Ewa skończyła raport dla Whitneya i wróciła do domu, była zupełnie wykończona. I wściekła. Chciała zaatakować Roarke'a, wykorzystując zdobytą wcześniej informację o tym, że jest on właścicielem kompleksu Gorham. To, że sam jej o tym powiedział, i to równie obojętnym i uprzejmym tonem, z jakim proponował jej kawę, zakończyło ich pierwszą rozmowę jego jednopunktową przewagą.

Nie podobał jej się ten wynik.

Pora go wyrównać. Była sama w salonie i nie miała pojęcia, która jest godzina; zasiadła przed komputerem.

– Włącza się Dallas, Kod Piąty. NI 53478Q. Proszę otworzyć plik DeBlass.

Głos i NI rozpoznane, Dallas. Dalsze dyspozycje.

Proszę otworzyć podplik Roarke. Podejrzany Roarke – znajomy ofiary. Według Źródła C, Sebastiana, ofiara pożądała podejrzanego. Podejrzany odpowiadał wymaganiom, jakie stawiała swoim partnerom seksualnym. Duże prawdopodobieństwo zaangażowania emocjonalnego. Okazja do popełnienia morderstwa. Podejrzany jest właścicielem budynku, w którym mieszkała ofiara; łatwy dostęp i prawdopodobnie dobra znajomość systemu zabezpieczającego. Podejrzany nie ma alibi na noc morderstwa, włącznie z trzema godzinami, które zostały wymazane z dyskietek ochrony. Podejrzany posiada dużą kolekcję starej broni, w tym model, z którego zastrzelono ofiarę. Podejrzany przyznaje, że jest świetnym strzelcem. Cechy osobowości podejrzanego. Powściągliwy, pewny siebie, chętnie folgujący swym zachciankom, wyjątkowo inteligentny. Ciekawa równowaga między agresywnością a urokiem osobistym. Motyw…

Z tym miała kłopot. Myśląc intensywnie, wstała z krzesła i przeszła się po pokoju, podczas gdy komputer czekał na dalsze informacje. Dlaczego człowiek taki jak Roarke miałby zabić? Dla pieniędzy, w pasji? Nie wierzyła w to. Majątek i status społeczny może zdobyć w inny sposób. Kobiety – kochanki i nie tylko – na pewno może mieć bez żadnego wysiłku. Podejrzewała, że jest zdolny posunąć się do przemocy, i że użyłby jej z zimną krwią.

Uznano, że Sharon DeBlass została zamordowana na tle seksualnym. Zabójstwo popełniono z wyjątkową bezwzględnością. Ewa nie mogła pogodzić się z myślą, że piła kawę w towarzystwie tego eleganckiego mężczyzny.

Może właśnie o to chodziło.

– Podejrzany uważa moralność za sprawę osobistą, która nie powinna być regulowana normami prawnymi – kontynuowała, wciąż chodząc po pokoju. – Seks, ograniczenie posiadania broni, narkotyków, papierosów, alkoholu oraz morderstwa wiążą się z tymi obszarami moralności, które zostały wyjęte spod prawa albo uregulowane przez prawo. Zabójstwo z nielegalnej broni licencjonowanej prostytutki, jedynej córki przyjaciół podejrzanego, jedynej wnuczki jednego z najbardziej wygadanych i konserwatywnych prawodawców w kraju… Czy była to ilustracja wad, które według podejrzanego tkwią w systemie prawnym? Motyw – podsumowała siadając znowu. – Pobłażanie sobie. – Odetchnęła z zadowoleniem. – Oblicz prawdopodobieństwo.

Komputer zajęczał, przypominając jej, że jeszcze jedną część maszyny trzeba wymienić, po czym zaczął cicho szumieć.

Prawdopodobieństwo Roarke sprawcą morderstwa, biorąc pod uwagę aktualne dane i przypuszczenia, osiemdziesiąt dwa przecinek sześć procenta.

Och, to możliwe, pomyślała Ewa, odchylając głowę do tyłu. Był czas w przeszłości, i to wcale nie takiej dalekiej, kiedy dziecko potrafiło zastrzelić kolegę, by zabrać mu buty.

Co to było, jeśli nie ohydne pobłażanie sobie?

Miał okazję. Miał możliwości. I gdyby uwzględnić jego pewność siebie, miał motyw.

Więc dlaczego, pomyślała Ewa, patrząc na swoje własne słowa migoczące na ekranie, zastanawiając się nad bezosobową analizą dokonaną przez komputer, dlaczego nie mogła ułożyć sobie tego wszystkiego w głowie?

Po prostu tego nie widziała. Po prostu nie mogła sobie wyobrazić, że Roarke stoi za kamerą, celuje z rewolweru do bezbronnej, nagiej, uśmiechniętej kobiety i faszeruje ją ołowiem prawdopodobnie chwilę potem, jak nafaszerował ją własnym nasieniem.

Mimo to nie można pomijać faktów. Gdyby zebrała ich dostatecznie dużo, mogłaby nakazać przeprowadzenie badania psychiatrycznego.

Czyż to nie byłoby interesujące? – pomyślała z półuśmiechem. Podróż do umysłu Roarke'a byłaby fascynująca.

Następny krok zrobi jutro o siódmej wieczorem.

Gdy zabrzęczał dzwonek u drzwi, z irytacją zmarszczyła czoło.

– Zachowaj i zabezpiecz, Dallas. Kod Piąty. Połączenie zakończone.

Monitor wyłączył się, gdy wstała, by zobaczyć, kto zakłóca jej spokój. Spojrzawszy na videofon, rozchmurzyła się.

– Cześć, Mavis.

– Zapomniałaś, prawda? – Mavis Freestone weszła szybko do środka, pobrzękując bransoletkami, roztaczając wokół siebie zapach perfum. Dzisiejszego wieczoru jej włosy miały siwy odcień, który zmieni się wraz z następną zmianą nastroju Mavis. Odrzuciła je do tyłu, gdzie srebrzyły się niczym gwiazdy, okrywając jej plecy i sięgając do nieprawdopodobnie wąskiej talii.

– Nie, nie zapomniałam. – Ewa zamknęła drzwi na klucz. – A o czym?

– O kolacji, tańcach, hulance. – Z ciężkim westchnieniem Mavis rzuciła swe dyskretnie przystrojone dziewięćdziesiąt osiem funtów na sofę i popatrzyła z pogardą na prosty szary kostium Ewy. – W tym nie możesz wyjść.

Czując, że wygląda nijako, jak to często o sobie myślała, kiedy znalazła się w odległości dwudziestu stóp od bezwstydnie kolorowej Mavis, Ewa spojrzała na swój kostium.

– Chyba nie.

– Więc… – Mavis pokiwała palcem, na którego czubku znajdował się szmaragd. – Zapomniałaś.

To prawda, ale już sobie przypomniała. Zamierzały sprawdzić nowy klub, który Mavis odkryła w kosmicznych dokach w Jersey. Według Mavis kosmiczni dżokeje są zawsze jurni. To ma coś wspólnego ze zwiększoną grawitacją.

– Przepraszam. Wyglądasz wspaniale.

Jak zawsze. Nawet kiedy osiem lat temu Ewa aresztowała ją za drobną kradzież, dziewczyna wyglądała wspaniale. Czarny łobuziak o zręcznych palcach i zniewalającym uśmiechu, kręcący się po ulicach.

Później jakoś tak się stało, że zaprzyjaźniły się ze sobą. Dla Ewy, która na palcach jednej ręki mogła policzyć swoich przyjaciół nie – policjantów, ten związek był bardzo cenny.

– Wyglądasz na zmęczoną – powiedziała Mavis, raczej z wyrzutem niż ze współczuciem. – I odpadł ci guzik.

Palce Ewy automatycznie powędrowały do żakietu i wyczuły zwisające nitki. – Cholera. Wiedziałam. – Ze wstrętem zrzuciła żakiet z ramion i cisnęła go na fotel. – Słuchaj, przepraszam. Rzeczywiście zapomniałam. Miałam dzisiaj mnóstwo spraw na głowie.

– Do załatwienia jednej z nich potrzebowałaś mojego czarnego płaszcza?

– Tak, dzięki. Bardzo mi się przydał.

Przez chwilę Mavis siedziała w milczeniu, stukając ozdobionymi szmaragdami paznokciami w oparcie fotela. – Sprawy służbowe. A ja miałam nadzieję, że umówiłaś się na randkę. Naprawdę powinnaś zacząć spotykać się z facetami, którzy nie są kryminalistami.

– Spotkałam się z tym wizażystą, którego mi naraiłaś. Nie był kryminalistą. Był po prostu idiotą.

– Jesteś zbyt wybredna; poza tym to było sześć miesięcy temu.

Skoro usiłował zaciągnąć ją do łóżka, proponując, że zrobi jej za darmo tatuaż na wardze, Ewa pomyślała, że jeszcze nie jest gotowa na następne spotkanie, ale zachowała tę opinię dla siebie.

– Pójdę się przebrać.

– Wcale nie chcesz wyjść z domu, żeby się zabawić. – Mavis zerwała się z miejsca, pobłyskując zwisającymi do ramion kryształowymi kolczykami. – Ale idź i zdejmij tę okropną spódnicę. Zamówię chińszczyznę.

Ewa odetchnęła z ulgą. Dla Mavis zniosłaby wieczór w głośnym, zatłoczonym, wstrętnym klubie, oganiając się od krzykliwych pilotów i spragnionych seksu techników, którzy pracują w podniebnych stacjach. Perspektywa zjedzenia chińskiej potrawy w ciszy i spokoju wydała jej się niezwykle kusząca.

– Nie masz nic przeciwko temu?

Mavis machnęła tylko ręką, łącząc się przez komputer z restauracją.

– Każdą noc spędzam w klubie.

– Taka praca – krzyknęła Ewa, wchodząc do sypialni.

– Mnie to mówisz. – Przygryzając język, Mavis studiowała menu wyświetlone na ekranie. – Jeszcze parę lat temu powiedziałabym, że zarabianie na życie jest kretynizmem i stratą czasu. Lepiej wyłudzać pieniądze. Okazało się, że teraz pracuję ciężej niż wtedy, gdy oszukiwałam turystów. Chcesz rolki z jajek?

– Jasne. Chyba nie zamierzasz rzucić pracy?

Mavis milczała przez chwilę, wybierając dla siebie potrawę.

– Nie. Potrzebne mi uznanie. – Chcąc być wspaniałomyślna, obciążyła kosztami kolacji swoją World Card. – A ponieważ renegocjowaliśmy mój kontrakt, więc dostanę dziesięć procent od dochodu z biletów wstępu; jestem typową kobietą interesu.

– Nie ma w tobie nic typowego – zaprzeczyła Ewa. Wróciła do salonu w wygodnych dżinsach i podkoszulku.

– To prawda. Zostało jeszcze trochę tego wina, które przyniosłam ostatnim razem?

– Prawie cała druga butelka. – Pomyślała, że to najlepsza propozycja, jaką usłyszała w ciągu całego dnia, wiec skręciła do kuchni, by napełnić kieliszki.

– Nadal spotykasz się z tym dentystą?

– Nie. – Mavis otworzyła plik rozrywki i zaprogramowała muzykę.

– To stawało się zbyt intensywne. Nie miałam nic przeciwko temu, że zakochał się w moich zębach, ale on postanowił dostać wszystko. Chciał się ze mną ożenić.

– Skurwiel.

– Nikomu nie można ufać – zgodziła się Mavis. – Jak twoja praca?

– Teraz mam prawdziwe urwanie głowy. – Podniosła wzrok znad butelki, z której nalewała wino, kiedy zabrzęczał dzwonek u drzwi.

– Niemożliwe, żeby już przywieźli kolację. – W chwili, gdy to powiedziała, usłyszała, jak Mavis stuka wesoło pięciocalowymi obcasami, idąc w stronę drzwi. – Sprawdź na videofonie, kto to jest

– powiedziała szybko i była już w połowie drogi do drzwi, kiedy Mavis je otworzyła.

W pierwszej chwili zaklęła, w następnej chwyciła za broń, którą nosiła przy sobie. Dopiero zalotny śmiech Mavis uspokoił jej nerwy.

Ewa rozpoznała uniform spółki zajmującej się dostarczaniem przesyłek, zobaczyła przyjemnie zakłopotaną twarz niedoświadczonego chłopca, który wręczył Mavis paczkę.

– Po prostu uwielbiam prezenty – powiedziała Mavis, trzepocząc srebrzystymi rzęsami, gdy chłopiec cofnął się i spiekł raka. – Nie wejdziesz?

– Zostaw dzieciaka w spokoju. – Ewa wzięła paczkę od Mavis i zamknęła drzwi.

– Są tacy słodcy w tym wieku. – Posłała pocałunek w stronę kamery, zanim odwróciła się do Ewy. – Czym się tak denerwujesz, Dallas?

– Chyba sprawa, nad którą pracuję, wyprowadza mnie z równowagi. – Popatrzyła na złotą folię i wymyślnie zawiązaną kokardę na przesyłce, która budziła raczej jej nieufność niż radość. – Nie wiem, kto mógłby mi cokolwiek przysłać.

Jest wizytówka – oschłym tonem zauważyła Mavis. – Spróbuj ją przeczytać. Może naprowadzi cię na jakiś ślad.

– Teraz patrz, kto jest słodki. – Ewa wyciągnęła kartę wizytową ze złotej koperty.

Roarke

Mavis przeczytała nazwisko zaglądając Ewie przez ramię i gwizdnęła cicho.

– Chyba nie ten Roarke?! Niesamowicie bogaty, bajecznie przystojny, seksownie tajemniczy Roarke, który posiada dokładnie dwadzieścia osiem procent ziemi i jej satelitów?

Ewa odczuwała wyłącznie irytację.

– Tylko tego znam.

– Znasz go! – Mavis przewróciła swymi zielonymi zamglonymi oczami. – To niewybaczalne, że tak cię nie doceniałam, Dallas. Opowiedz mi wszystko. Jak, kiedy, dlaczego? Spałaś z nim? Przyznaj się, że z nim spałaś, a potem wtajemnicz mnie w najdrobniejsze szczegóły.

– Przez ostatnie trzy lata łączyła nas namiętna miłość, z którą kryliśmy się przed światem; w tym czasie urodziłam mu syna, którego wychowują mnisi buddyjscy na krańcu księżyca. – Marszcząc brwi, potrząsnęła pudełkiem. – Opanuj się, Mavis, to musi mieć jakiś związek ze sprawą i – dodała, zanim Mavis zdążyła otworzyć usta – jest ściśle tajne.

Mavis nie zawracała już sobie głowy przewracaniem oczami. Kiedy Ewa powiedziała “ściśle tajne”, żadne pochlebstwa, błagania ani płacze nie zmusiłyby jej do zmiany zdania.

Okay, ale powiedz mi, czy w rzeczywistości wygląda tak dobrze jak na zdjęciach?

– Lepiej – mruknęła Ewa.

– Chryste, naprawdę? – jęknęła Mavis i opadła na sofę. – Chyba właśnie miałam orgazm.

– Powinnaś to wiedzieć. – Ewa położyła paczkę i popatrzyła na nią groźnym wzrokiem. – Skąd wiedział, gdzie mieszkam? Nie można wyciągnąć z katalogu adresu gliny. Skąd wiedział? – powtórzyła szybko. – I o co mu chodzi?

– Na miłość boską, Dallas, otwórz to. Pewnie zakochał się w tobie. Niektórym facetom podobają się oziębłe, bezinteresowne i skromne kobiety. Uważają je za tajemnicze. Założę się, że to diamenty – rzekła Mavis, rzucając się na paczkę, gdy jej cierpliwość się wyczerpała. – Naszyjnik. Diamentowy naszyjnik. Może rubinowy. Wyglądałabyś oszałamiająco w rubinach.

Rozerwała gwałtownie kosztowny papier, odrzuciła na bok pokrywkę pudełka i wsunęła rękę w miękką bibułkę o pozłacanych brzegach. – Cóż to jest, u diabła?

Ale Ewa już poczuła, już – wbrew sobie – zaczęła się uśmiechać.

– Kawa – mruknęła, nie zdając sobie sprawy, że jej głos złagodniał, gdy sięgnęła po zwykłą brązową paczkę, którą trzymała Mavis.

– Kawa. – Złudzenia prysły. Mavis patrzyła na nią szeroko otwartymi oczami. – Facet ma więcej pieniędzy niż sam Pan Bóg i przysyła ci paczkę kawy?

– Prawdziwej kawy.

– Dobra, dobra. – Mavis machnęła z pogardą ręką. – Nie obchodzi mnie, ile kosztuje ta cholerna kawa. Kobieta chce błyszczeć.

Ewa zbliżyła paczkę do twarzy i wciągnęła w płuca jej zapach.

– Nie ja. Ten skurwiel po prostu znalazł na mnie sposób. – Westchnęła. – I to nie jeden.

Następnego ranka Ewa uraczyła się filiżanką drogocennego płynu. Nawet jej kapryśny automatyczny kuchmistrz nie był w stanie zepsuć wyśmienitego smaku czarnej kawy. Choć na dworze panował ziąb

– temperatura spadła poniżej pięciu stopni i padał deszcz ze śniegiem

– a w samochodzie nadal nie działało ogrzewanie, przyjechała do pracy z uśmiechem na ustach.

Wciąż się uśmiechając, weszła do swojego biura, gdzie zastała czekającego na nią Feeneya.

No, no. – Przyjrzał się jej uważnie. – Co było na śniadanie? Marihuana?

– Tylko kawa. Po prostu kawa. Masz coś do mnie?

– Zebrałem informacje o Richardzie DeBlass, Elizabeth Barrister i reszcie klanu. – Podał jej dyskietkę, opatrzoną jaskrawoczerwonym napisem: “Kod Piąty”. – Żadnych szczególnych niespodzianek. Nie znalazłem też nic ciekawego na temat Rockmana. Jako dwudziestolatek należał do grupy paramilitarnej znanej pod nazwą Sieć Bezpieczeństwa.

– Sieć Bezpieczeństwa – powtórzyła Ewa, marszcząc brwi.

– Dzieciaku, miałaś jakieś dziesięć lat, kiedy ją rozwiązano – powiedział Feeney z drwiącym uśmieszkiem. – Pewnie o niej słyszałaś na lekcjach historii.

– Coś mi się kojarzy. Czy to była jedna z tych grup, które stoczyły potyczkę z Chinami?

– Tak, i gdyby przeprowadzili swój plan, doszłoby nie tylko do utarczki. Spór o przestrzeń międzynarodową mógłby źle się zakończyć. Na szczęście dyplomaci zdołali zapobiec wybuchowi wojny. Parę lat później oddział rozwiązano, choć co jakiś czas dochodzą do nas plotki, że Sieć Bezpieczeństwa nadal działa w konspiracji.

– Słyszałam o nich. Wciąż się o nich słyszy. Myślisz, że Rockman związał się z grupą takich fanatyków?

Feeney bez wahania potrząsnął przecząco głową.

– Sądzę, że jest bardzo ostrożny. Władza zobowiązuje, a DeBlass ma jej mnóstwo. Jeśli dostanie się do Białego Domu, Rockman stanie u jego boku.

– Proszę cię. – Ewa przycisnęła rękę do brzucha. – Będą mi się śniły koszmary.

– Czeka go jeszcze długa droga, ale może liczyć na pewne poparcie w następnych wyborach. – Feeney wzruszył ramionami.

– Rockman i tak ma alibi. Dzięki DeBlassowi. Byli we wschodnim Waszyngtonie. – Usiadła. – Coś jeszcze?

– Charles Monroe. Ma ciekawe życie, ale nie robi nic podejrzanego. Badam dzienniki ofiary. Wiesz, czasami, jeśli człowiek nieostrożnie zmienia pliki, zostawia ruchome cienie. Wydaje mi się, że ktoś, kto dopiero co zabił kobietę, mógł popełnić nieostrożność.

– Znajdź cień, Feeney, usuń szarość, to kupię ci skrzynkę tej ohydnej whiskey, którą lubisz.

– Umowa stoi. Wciąż pracuję nad Roarke'em – dodał. – Ten facet jest bardzo ostrożny. Za każdym razem, kiedy wydaje mi się, że przeszedłem przez dobrze strzeżony mur, trafiam na następny. Bez względu na to, o jakie dane chodzi, są dobrze zabezpieczone.

– Wdzieraj się dalej na te mury. Ja spróbuję przekopać się pod nimi.

Kiedy Feeney wyszedł, Ewa podłączyła się do swojego terminalu. Nie chciała tego sprawdzać w obecności Mavis; w ogóle w tym przypadku wolała skorzystać z biurowego urządzenia. Pytanie było proste.

Wprowadziła nazwę i adres budynku, w którym mieszkała. Spytała: Właściciel?

I odpowiedź też była prosta: Roarke.

Lola Starr otrzymała zezwolenie na uprawianie seksu zaledwie trzy miesiące temu. Postarała się o licencję najwcześniej jak mogła, w dniu swoich osiemnastych urodzin. Lubiła mówić swoim przyjaciołom, że do tego czasu była amatorką.

W tym dniu opuściła dom rodzinny w Toledo, w tym samym dniu zmieniła personalia i przestała się nazywać Alice Williams. Zarówno dom, jak i nazwisko były o wiele za nudne dla Loli.

Miała śliczną twarz małej figlarki. Jęczała, błagała i płakała, dopóki rodzice nie zgodzili się kupić jej na szesnaste urodziny bardziej wyrazistego podbródka i zadartego noska.

Lola chciała wyglądać jak seksowna psotnica i uznała, że jej się to udało. Jej czarne jak węgiel włosy były krótko obcięte i ułożone w artystyczne szpice. Jej skóra była biała jak mleko i jędrna. Zarabiała wystarczająco dużo, by zmienić kolor swoich oczu z brązowego na szmaragdowozielony, bo sądziła, że lepiej pasuje do jej wizerunku. Na szczęście miała kształtne ciało, które nie wymagało niczego więcej poza troskliwą pielęgnacją.

Przez całe życie pragnęła zostać licencjonowaną damą do towarzystwa. Może inne dziewczyny marzyły o karierze prawniczej albo finansowej, przygotowywały się do pracy w przemyśle czy też służbie zdrowia. Lecz Lola zawsze wiedziała, że jest stworzona do seksu.

A dlaczego nie miała zarabiać na życie robiąc to, co jej najlepiej wychodziło?

Pragnęła być bogata, pożądana i rozpieszczana. Sen o pożądaniu łatwo się spełnił. Mężczyźni, szczególnie starsi, chętnie płacili duże pieniądze za kogoś, kto miał takie atrybuty jak Lola. Ale wydatki związane z jej zawodem były większe niż przewidywała, kiedy oddawała się marzeniom w swoim ślicznym pokoju w Toledo.

Opłaty za licencję, obowiązkowe badania lekarskie, czynsz, podatek od uprawiania grzesznej działalności zżerały wszystkie jej dochody. Gdy przestała w końcu płacić za szkolenie, miała już tak mało pieniędzy, że mogła sobie pozwolić tylko na małe jednopokojowe mieszkanie na obskurnym krańcu Alei Prostytutek.

Jednak było to o wiele lepsze od pracy na ulicy, do jakiej wiele dziewcząt było nadal zmuszonych. A Lola miała wielkie plany.

Pewnego dnia zamieszka w apartamencie i będzie przyjmowała tylko najlepszych klientów. Będzie jadała w najlepszych restauracjach, które zostały urządzone w egzotycznych miejscach po to, by podejmować bogatych i wysoko urodzonych.

Była wystarczająco dobra i nie zamierzała tkwić długo na najniższych szczeblach drabiny społecznej.

Napiwki pomagały. Zawodowa prostytutka nie powinna przyjmować gotówki ani prezentów. Teoretycznie nie. Ale wszystkie przyjmowały. Wciąż wolała dostawać te śliczne drobiazgi, które proponowali jej niektórzy klienci. Ale z nabożeństwem odkładała pieniądze do banku i marzyła o własnym apartamencie.

Dzisiaj miała przyjąć nowego klienta, który prosił, by nazywać go Tatusiem. Zgodziła się i dopiero, gdy wszystko zostało uzgodnione, pozwoliła sobie na drwiący uśmiech. Ten facet pewnie myślał, że jest pierwszym, który chce, by została jego małą dziewczynką. W rzeczywistości, po zaledwie paru miesiącach pracy, pedofilia szybko stawała się jej specjalnością.

Więc usiądzie mu na kolanach, pozwoli, by dał jej klapsa, i cały czas będzie mu mówiła poważnym tonem, że nie musi jej karać. Naprawdę, to przypominało zabawę w jakąś grę i mężczyźni byli na ogół bardzo mili.

Mając to na uwadze, wybrała kokieteryjną sukienkę z plisowaną spódniczką i białym kołnierzykiem w ząbki. Pod spodem miała tylko białe pończochy. Usunęła włosy łonowe i była tak gładka jak dziesięcioletnia dziewczynka.

Przyjrzawszy się w lustrze swemu odbiciu, położyła trochę więcej różu na policzkach i nadała połysk swym odętym wargom.

Słysząc pukanie do drzwi, wyszczerzyła zęby w uśmiechu, a jej młoda i wciąż szczera twarz odpowiedziała w lustrze takim samym uśmiechem.

Nie mogła sobie jeszcze pozwolić na videofon, więc spojrzała przez wizjer na swego gościa.

Był przystojny, co ją ucieszyło. I, jak oceniła, wystarczająco stary, by mógł być jej ojcem, co ucieszy jego.

Otworzyła drzwi, przywołując na usta skromny, nieśmiały uśmiech.

– Cześć, tatusiu.

Nie chciał tracić czasu. Tego jednego miał mało. Uśmiechnął się do niej. Jak na dziwkę była pięknym stworzeniem. Kiedy drzwi zamknęły się za jego plecami, wsunął jej rękę pod sukienkę i z zadowoleniem stwierdził, że jest naga. Sprawy potoczyłyby się dużo szybciej, gdyby mógł od razu się podniecić.

– Tatusiu! – Odgrywając swoją rolę, Lola zachichotała wrzaskliwie. – Nieładnie tak robić.

– Słyszałem, że jesteś niegrzeczna. – Zdjął płaszcz i odłożył go starannie na bok, podczas gdy dziewczyna dąsała się na niego. Chociaż zabezpieczył ręce specjalnym uszczelniaczem, starał się nie dotykać niczego oprócz jej ciała.

– Byłam grzeczna, tatusiu. Bardzo grzeczna.

Jesteś nieznośną małą dziewczynką. – Wyciągnął z kieszeni małą kamerę video i ustawił ją tak, by jej oko było skierowane na wąskie łóżko, na którym ułożyła poduszki i wypchane zwierzęta.

– Masz zamiar to filmować?

– Zgadza się.

Musi mu powiedzieć, że będzie go to kosztowało dodatkowe pieniądze, ale postanowiła z tym poczekać do końca spotkania. Klienci nie lubią, by rzeczywistość wdzierała się w ich fantazje erotyczne. Dowiedziała się tego na kursie.

– Połóż się na łóżku.

– Tak, tatusiu. – Położyła się wśród poduszek i szczerzących zęby zwierząt.

– Słyszałem, że lubisz się dotykać.

– Nie, tatusiu.

– Nieładnie jest kłamać tatusiowi. Muszę cię ukarać, ale potem cię pocałuję i nic nie będzie bolało. – Kiedy się uśmiechnęła, podszedł do łóżka. – Podciągnij spódniczkę, dziecino, i pokaż mi, jak się dotykasz.

Lola nie lubiła tej części swojej roli. Uwielbiała, jak ją pieszczono, ale dotyk własnych rąk nie bardzo ją podniecał. Mimo to podciągnęła spódniczkę i zaczęła się głaskać, nieśmiało i z wahaniem, jak tego chciał, jej zdaniem.

Posuwiste ruchy jej małych palców podnieciły go. W końcu kobieta do tego została stworzona, żeby wykorzystywać siebie, wykorzystywać mężczyzn, którzy ją chcą.

– I jak tam jest?

– Miękko – mruknęła. – Sam dotknij, tatusiu. Zobacz, jakie to miękkie.

Położył rękę na jej dłoniach i gdy wsunął palec w jej delikatne ciało, poczuł z zadowoleniem, że sam twardnieje. To będzie szybkie, dla obojga z nich.

– Rozepnij kieckę – rozkazał. Gdy odpięła wszystkie guziki i rozchyliła poły swej skromnej sukienki, wydał następne polecenie. – Odwróć się.

Kiedy przewróciła się na brzuch, dał jej w sterczące zuchwale pośladki parę mocnych klapsów, od których poczerwieniała mleczna skóra; zgodnie z regułami gry Lola prosiła go płaczliwie, by przestał.

Nieważne, czy ją to bolało, czy nie. Sprzedała mu się.

– Dobra dziewczynka. – Teraz miał już pełną erekcję, zaczynał pulsować. Mimo to rozebrał się ostrożnie i dokładnie. Nagi usiadł na niej okrakiem, wsunął pod nią ręce, by mógł ściskać jej piersi. Taka młoda, pomyślał, i zadrżał z rozkoszy, jaką sprawiał mu dotyk ciała, któremu brakowało jeszcze wyrafinowania.

– Teraz tatuś pokaże, jak nagradza grzeczne dziewczynki. Chciał, by go wzięła do ust, ale nie mógł ryzykować. Używane przez nią środki antykoncepcyjne, jakie były wpisane w jej karcie, zlikwidują całkowicie jego spermę w pochwie, ale nie w ustach.

Więc zeskoczył z niej i uniósł jej biodra, głaszcząc wolno to jędrne młode ciało, gdy się w nie wbijał.

Był brutalniejszy niż którekolwiek z nich oczekiwało. Po pierwszym gwałtownym pchnięciu zatrzymał się. Nie chciał jej sprawić aż takiego bólu, by zaczęła krzyczeć. Chociaż wątpił, żeby w takim miejscu ktoś zwrócił na to uwagę albo się tym przejął.

Mimo profesji, jaką uprawiała, była raczej niedoświadczona i naiwna. Zaczął się poruszać w powolniejszym rytmie, co, jak zauważył, dostarczało mu jeszcze większej rozkoszy.

Dostroiła się do jego ruchów, zharmonizowała się z nim, wychodziła mu naprzeciw. Jeśli się nie mylił, nie wszystkie jej krzyki i jęki były udawane. Poczuł jej drżące, naprężone ciało i uśmiechnął się, zadowolony, że udało mu się doprowadzić dziwkę do prawdziwego orgazmu.

Zamknął oczy i sam doszedł.

Westchnęła i wtuliła się w poduszkę. To było dobre, o wiele, wiele lepsze, niż oczekiwała. I miała nadzieję, że znalazła kolejnego stałego klienta.

– Byłam grzeczną dziewczynką, tatusiu?

– Bardzo, bardzo grzeczną dziewczynką. Ale jeszcze nie skończyliśmy. Przekręć się na plecy.

Gdy się odwróciła, wstał i wyszedł poza pole widzenia kamery.

– Będziemy oglądali video, tatusiu? Potrząsnął tylko głową. Pamiętając o swojej roli, nadąsała się.

– Lubię video. Możemy obejrzeć, a potem znowu mi pokażesz, jak się zachowuje grzeczna dziewczynka. – Uśmiechnęła się do niego, licząc na nagrodę. – Tym razem mogłabym cię dotykać. Chciałabym cię dotykać.

Uśmiechnął się i wyjął z kieszeni płaszcza rewolwer SIG 210 z tłumikiem. Kiedy wymierzył do niej, zmrużyła oczy, przyglądając mu się z zaciekawieniem.

– Co to? Zabawka? Mam się tym pobawić?

Najpierw strzelił jej w głowę; rozległ się tyko stłumiony trzask i dziewczynę odrzuciło do tyłu. Spokojnie strzelił drugi raz, między te młode jędrne piersi, i ostatni – w jej wygolone nagie łono.

Wyłączywszy kamerę, ułożył starannie jej ciało wśród przesiąkniętych krwią prześcieradeł i uśmiechniętych zwierzaków, podczas gdy ona patrzyła na niego martwymi, rozszerzonymi ze zdziwienia oczami.

– To nie było życie dla młodej dziewczyny – powiedział cicho, po czym wrócił do kamery, by nagrać ostatnią scenę.

Загрузка...