Ten sam lokaj z kamienną twarzą stał przy drzwiach. Wziął płaszcz od Ewy z taką samą lekką niechęcią.
– Każ przynieść kawę do sali strzelniczej – polecił Roarke, wprowadzając Ewę po schodach.
Znowu trzymał ją za rękę, lecz Ewa miała wrażenie, że robi to mniej przez sentyment, a bardziej z chęci upewnienia się, iż mu nie ucieknie. Mogłaby mu powiedzieć, że za bardzo ją zaintrygował, by gdziekolwiek poszła, lecz podobało jej się to gniewne rozdrażnienie kryjące się za jego pozornie spokojnym sposobem bycia.
Kiedy weszli na trzecie piętro, przejrzał szybko swoje zbiory, wybierając bez zdenerwowania czy wahania odpowiednie egzemplarze broni. Posługiwał się starymi rewolwerami ze znajomością rzeczy i z doświadczeniem stałego użytkownika. Nie kolekcjonera, który kupił je tylko po to, by cieszyć się z ich posiadania, ale człowieka robiącego użytek ze swoich zbiorów. Zastanawiała się, czy Roarke wie, że to przemawia na jego niekorzyść. Albo czy go to obchodzi.
Gdy wybrana przez niego broń leżała bezpiecznie w skórzanej kaburze, podszedł do ściany.
Zarówno tabliczka sterująca drzwiami, jak i one same, były tak sprytnie ukryte w obrazie przedstawiającym las, że nigdy by ich nie znalazła. Drzwi rozsunęły się, odsłaniając wejście do windy.
– Ta kabina zatrzymuje się tylko przy wybranych pokojach – wyjaśnił, gdy Ewa wsiadła wraz z nim do windy. – Rzadko zabierani gości do salonu strzelniczego.
– Dlaczego?
– Możliwość oglądania i korzystania z mojej kolekcji mają tylko ci, którzy potrafią ją docenić.
– Jak dużo egzemplarzy kupujesz na czarnym rynku?
– Glina w każdym calu. – Błysnął szerokim uśmiechem. – Kupuję wyłącznie z legalnych źródeł. – Zerknął na jej konduktorkę. – Przynajmniej wtedy, gdy masz włączony magnetofon.
Nie mogła stłumić uśmiechu. Oczywiście, że miała włączony magnetofon. I oczywiście wiedział o tym. Tak bardzo była ciekawa, że otworzyła torbę, wyjęła rejestrator dźwięku i wyłączyła go.
– A urządzenie zapasowe? – spytał natychmiast.
– Jesteś za sprytny, źle na tym wyjdziesz. – Wsunęła rękę do kieszeni. Urządzenie zapasowe było niemal tak cienkie jak kartka papieru. Unieruchomiła je kciukiem. – A co z twoim systemem ochrony? – Rozejrzała się po windzie, gdy drzwi się otworzyły. – Urządzenia inwigilujące są zainstalowane w każdym kącie.
– Jasne. – Znowu wziął ją za rękę i wyciągnął z windy.
Pokój miał wysoki sufit i był zadziwiająco skromny, biorąc pod uwagę zamiłowanie Roarke'a do komfortu. Gdy tylko weszli do środka, zapaliły się światła, oświetlając gładkie, pomalowane na piaskowy kolor ściany, rząd prostych krzeseł z wysokimi oparciami i stoliki, gdzie postawiono już tacę ze srebrnym dzbankiem do kawy i porcelanowymi filiżankami.
Nie zwracając na nie uwagi, Ewa podeszła do długiego, błyszczącego, czarnego pulpitu sterowniczego.
– Do czego to służy?
– Do różnych rzeczy. – Roarke odłożył przyniesioną z góry kaburę. Przycisnął dłoń do ekranu identyfikacyjnego, który rozjaśnił się łagodnym zielonym blaskiem, gdy rysunek dłoni Roarke'a został odczytany i zaakceptowany, po czym zapaliły się światełka i tarcze.
– Trzymam tu zapas amunicji. – Wcisnął szereg guzików. Otworzyła się gablotka ukryta w podstawie konsoli. – To ci się przyda. – Z drugiej gablotki wyjął woskowe kulki do zatykania uszu oraz okulary ochronne.
– To jak hobby? – spytała Ewa, zakładając okulary. Małe przezroczyste soczewki dokładnie osłaniały jej oczy, woskowe kulki idealnie pasowały do uszu.
– Tak. Jak hobby.
Jego głos przebił się słabym echem przez jej ochraniacze, odgradzające ją od wszystkich innych dźwięków. Wybrał trzydziestkę ósemkę, załadował.
– W połowie dwudziestego wieku to była standardowa broń policyjna. Pod koniec drugiego milenium preferowano kaliber dziewięć milimetrów.
– RS – pięćdziesiąt były uważane za oficjalną broń podczas Rewolty Miejskiej i przetrwały aż do trzeciej dekady dwudziestego pierwszego wieku.
Zadowolony uniósł brew.
– Odrabiasz pracę domową.
– Cholernie dokładnie. – Spojrzała na broń, którą trzymała w ręce.
– Żeby zrozumieć sposób myślenia zabójcy.
– Zatem zdajesz sobie sprawę, że ręczny laser, który masz przymocowany z boku, zyskał powszechne uznanie dopiero jakieś dwadzieścia pięć lat temu.
Marszcząc lekko brwi, patrzyła, jak załadował bębenek.
– Laser nowej generacji wchodzi w skład standardowego wyposażenia policji od dwa tysiące dwudziestego trzeciego. Nie zauważyłam żadnego lasera w twoich zbiorach.
Popatrzył na nią, w jego oczach malowało się rozbawienie.
– To zabawki tylko dla glin. Posiadanie ich jest nielegalne, pani porucznik, nawet dla kolekcjonerów. – Wcisnął przycisk. Na przeciwległej ścianie wyświetlono z hologramu obraz. Widoczna na nim postać tak łudząco przypominała żywego człowieka, że Ewa zamrugała oczami i wytężyła wzrok, zanim zorientowała się, o co chodzi.
– Świetny obraz – mruknęła, przyglądając się potężnemu, muskularnemu mężczyźnie trzymającemu broń, której nie potrafiła zidentyfikować.
– Ten człowiek jest kopią typowego dwudziestowiecznego bandyty. Trzyma w ręce AK – czterdzieści siedem.
– Racja. – Przyjrzała mu się mrużąc oczy. Wyglądał bardziej przerażająco niż na zdjęciach i kasetach video, które widziała.
– Bardzo popularny wśród miejskich gangów i handlarzy narkotyków.
– Chętnie wykorzystywany podczas napadów – mruknął Roarke.
– Wygodny w użyciu. Gdy uruchomię hologram i on trafi do celu, poczujesz lekkie szarpnięcie. Raczej jakby cię poraził prąd o niewielkim napięciu niż jakbyś została postrzelona. – Chcesz spróbować?
– Ty pierwszy.
– Świetnie. – Roarke uruchomił obraz. Bandyta na hologramie rzucił się do przodu, unosząc broń. Natychmiast włączyły się efekty dźwiękowe.
Przerażona piekielnym hałasem Ewa zrobiła gwałtowny krok do tym. Opryskliwe, sprośne wyrazy, łoskot uliczny, przerażająco szybki wystrzał z broni.
Przyglądała się z rozdziawionymi ustami, jak obraz bluznął czymś, co aż za bardzo przypominało krew. Wydawało się, że buchnie ona także z szerokiej piersi, gdy mężczyzna poleciał do tyłu. Broń wypadła mu z ręki. Potem wszystko zniknęło.
– Chryste!
Trochę zdziwiony, że się przed nią popisywał niczym dzieciak w salonie gier, Roarke opuścił broń.
– Trudno sobie wyobrazić, jaką krzywdę może wyrządzić taka broń, jeśli obraz nie jest wystarczająco realistyczny.
– Chyba tak. – Musiała przełknąć ślinę. – Czy trafił w ciebie?
– Tym razem nie. Oczywiście, gdy jest jeden na jednego, a ty możesz przewidzieć każdy ruch swego przeciwnika, nietrudno jest wygrać swoją kolejkę.
Roarke nacisnął jeszcze parę guzików i zabity bandyta znowu się pojawił, cały, gotowy dalej walczyć. Roarke automatycznie złożył się do strzału. Niczym stary glina, pomyślała Ewa. Albo, posługując się jego słowami, doświadczony bandyta.
Nagle mężczyzna rzucił się do przodu i gdy Roarke strzelił, w krótkich odstępach czasu pojawiły się inne postaci. Mężczyzna z jakąś ohydną krótką bronią, burkliwa kobieta celująca ze strzelby z długą lufą – Magnum kaliber 44, doszła do wniosku Ewa – małe przerażone dziecko, które niosło piłkę.
Błyskali, strzelali, przeklinali, wrzeszczeli, krwawili. Kiedy wszystko się skończyło, dziecko siedziało samotnie na ziemi, zalewając się łzami.
– Strzelając na chybił trafił, tak jak teraz, jest o wiele trudniej trafić – powiedział Roarke. – Dostałem w ramię.
– Co? – Ewa zamrugała oczami, znowu skupiając na nim wzrok. – Twoje ramię…
Uśmiechnął się do niej szeroko.
– Nie martw się, kochanie. To tylko powierzchowna rana. Serce waliło jej jak dzwon, choć próbowała sobie tłumaczyć, że to absurdalna reakcja.
– Piekielna zabawka, Roarke. Czas na prawdziwą grę i zabawę. Często grasz?
– Od czasu do czasu. Jesteś gotowa, żeby spróbować?
Ewa doszła do wniosku, że jeśli uporała się z rzeczywistością wirtualną, upora się i z tym.
– Tak, włącz coś na chybił trafił.
– To w tobie podziwiam, pani porucznik. – Roarke wybrał amunicję, załadował broń. – Tę bezustanną chęć działania. Ale najpierw zrobimy suchą zaprawę.
Wysunął zwykłą tarczę – koła i oczy byka. Stanął za Ewą, włożył jej trzydziestkę ósemkę w dłonie i trzymał je dalej. Przycisnął policzek do jej policzka.
– Musisz wycelować, gdyż ten pistolet nie wyczuwa ciepła i ruchu, tak jak twoja broń. – Ustawiał jej ręce, dopóki nie znalazł właściwej pozycji. – Kiedy będziesz gotowa do strzału, naciśnij spust, nie pompuj go. Poczujesz lekkie szarpnięcie. On nie jest taki łagodny i cichy jak twój laser.
– Rozumiem – mruknęła. – Głupotą było reagowanie na dotyk jego rąk, jego ciała, przyciskającego się do jej pleców, na jego zapach. – Dusisz mnie.
Przekręcił głowę wystarczająco mocno, by musnąć wargami płatek jej ucha. To było niewinne dotknięcie, miłe jak pieszczota dziecka.
– Wiem. Musisz być przygotowana na to, że sprawi ci to większą trudność niż zwykle. Twoją reakcją może być wahanie. Nie dopuść do tego.
– Nie waham się. – Na dowód czego nacisnęła spust. Ręce jej drgnęły, co ją zirytowało. Strzeliła drugi raz, i trzeci; trafiła zaledwie o cal od środka tarczy. – Jezu, czujesz to, prawda? – Poruszyła ramionami, zafascynowana sposobem, w jaki się ułożyły, dopasowując się do broni w jej rękach.
– Masz dobre oko. – Był pod wrażeniem, ale mówił łagodnym głosem. – Oczywiście, strzelanie do tarczy to zupełnie co innego niż strzelanie do człowieka. Nawet jego surogatu.
Wyzwanie? – zastanowiła się. Cóż, była gotowa je przyjąć.
– Ile strzałów mi pozostało?
– Załadujemy cały magazynek. – Zaprogramował nową serię. Powodowany ciekawością wybrał trudniejszą wersję. – Gotowa?
Obrzuciła go szybkim spojrzeniem i złożyła się do strzału.
– Taak.
Pierwszą postacią była starsza kobieta ściskająca w obu rękach torbę z zakupami. Ewa omal nie strąciła głowy przygodnego widza, zanim jej palec znieruchomiał. Mechanizm drgnął w lewo i zastrzeliła rabusia, zanim zdążył walnąć łomem starą kobietę. Lekkie ukłucie w lewe biodro zmusiło ją do ponownego przesunięcia się i zabicia łysego mężczyzny, który trzymał broń podobną do jej własnej.
Potem szybko pojawili się następni.
Roarke patrzył na nią jak zahipnotyzowany. Nie, ani razu nie drgnęła, pomyślał. Cały czas miała obojętne szklane oczy. Oczy gliny. Wiedział, że ma przyśpieszony puls, a poziom adrenaliny gwałtownie się zwiększył. Jej ruchy były szybkie, ale tak zręczne i wprawne jak ruchy tancerki. Szczęki miała zaciśnięte, ręce pewnie trzymały broń.
I pożądał jej, uświadomił sobie, rozpaczliwie jej pożądał.
– Dwa razy mnie trafili – powiedziała niemal do siebie. Sama otworzyła komorę i załadowała broń, przypominając sobie, jak Roarke to robił. – Raz w biodro, raz w brzuch. To znaczy, że nie żyję, albo jestem ciężko ranna. Włącz jeszcze jedną serię.
Spełnił jej prośbę, po czym wcisnął ręce do kieszeni i patrzył, jak strzela.
Kiedy skończyła, powiedziała, że chciałaby wypróbować szwajcarski model. Uznała, że bardziej jej odpowiada pod względem ciężaru i skuteczności. Z pewnością ma przewagę nad rewolwerem, pomyślała. Jest szybszy, skuteczniejszy, ma większą siłę rażenia, a załadowanie go trwa zaledwie parę sekund.
Ani jeden, ani drugi nie leżał tak wygodnie w dłoni jak laser, ale oba egzemplarze uznała za prymitywne i przerażająco skuteczne.
Po ich użyciu pozostawały podziurawione ciała i lejąca się strumieniami krew, przez co śmierć zamieniała się w prawdziwą makabrę.
– Trafili cię? – spytał Roarke.
Mimo że obrazy zniknęły, wciąż wpatrywała się w ścianę, gdyż postacie nadal przesuwały się w jej umyśle.
– Nie. Nic mi się nie stało. Co one robią z ciałem? – spytała cicho, odkładając broń. – Jak można było ich używać, być zmuszonym do używania ich dzień po dniu, wiedząc, że mogą być użyte przeciwko tobie? Kto mógłby stawić temu czoło – zastanowiła się - i pozostać przy zdrowych zmysłach?
– Ty byś mogła. – Zdjął okulary i wyjął kulki z uszu. – Wrażliwe sumienie i poświęcenie się pracy nie są równoznaczne z jakimś rodzajem słabości. Przeszłaś przez testy. Drogo cię to kosztowało, ale przez nie przeszłaś.
Ostrożnie odłożyła swoje ochraniacze.
– Skąd wiesz?
– Skąd wiem, że miałaś dzisiaj badania? Mam znajomości. Skąd wiem, ile cię to kosztowało? – Uniósł jej podbródek. – Bo widzę – rzekł cicho. – Twoje serce walczy z twoją głową. Chyba nie zdajesz sobie sprawy, że właśnie dlatego jesteś taka dobra w swojej pracy. Ani że dlatego tak mnie fascynujesz.
– Nie próbuję cię fascynować. Staram się znaleźć człowieka, który strzelał z broni, jakiej przed chwilą użyłam; nie dla obrony, ale dla przyjemności. – Spojrzała mu prosto w oczy. – Ty nim nie jesteś.
– Nie, nie jestem.
– Ale coś wiesz.
Zanim opuścił rękę, opuszkiem kciuka musnął dołek w jej policzku.
– Może. – Podszedł do stołu, nalał kawę. – Dwudziestowieczna broń, dwudziestowieczne zbrodnie, dwudziestowieczne motywy.
– Zerknął na nią. – Mógłbym ci pomóc je znaleźć.
– Do tego wystarczy prosta dedukcja.
– Ale powiedz mi, pani porucznik, czy potrafisz bawić się w gry dedukcyjne dotyczące historii, czy jesteś zbyt mocno związana ze współczesnością?
Sama się nad tym zastanawiała.
– Jestem elastyczna.
– Nie, ale jesteś bystra. Ten, kto zabił Sharon, zna i darzy sentymentem przeszłość, a może nawet ma obsesję na jej punkcie.
– Jego brew uniosła się drwiąco. – Ja dobrze znam pewne fragmenty przeszłości i niewątpliwie darzę je sentymentem. Czy to obsesja?
– Wzruszył niedbale ramieniem. – Sama będziesz musiała ocenić.
– Pracuję nad tym.
– Jestem tego pewien. Przeprowadźmy wywód logiczny w starym stylu, żadnych komputerów, żadnych analiz technicznych. Najpierw przyjrzyjmy się ofierze. Uważasz, że Sharon była szantażystką. I to pasuje. Była rozzłoszczoną, zbuntowaną kobietą, która pragnie władzy. I chce być kochana.
– Wywnioskowałeś to wszystko z przebiegu waszych dwóch spotkań?
– Owszem. – Podał jej kawę. – I z rozmów z ludźmi, którzy ją znali. Przyjaciele i znajomi uważali ją za fantastyczną, energiczną kobietę, ale skrytą. Kobietę, która opuściła rodzinę, a mimo to często o niej myślała. Dziewczynę, która lubiła szaleć, a jednak często pogrążała się w zadumie. Wydaje mi się, że wnioski z twojego i mojego dochodzenia są w dużej mierze zbieżne.
Zatrzęsła się ze złości.
– Nie wiedziałam, że bierzesz udział w śledztwie, Roarke.
– Beth i Richard są moimi przyjaciółmi. Traktuję poważnie swoje przyjaźnie. Oni się martwią, Ewo. Nie chcę, aby Beth wciąż się obwiniała.
Przypomniała sobie jej niespokojne oczy i nerwowe ruchy. Westchnęła.
– W porządku, mogę się na to zgodzić. Z kim rozmawiałeś?
– Z przyjaciółmi, jak powiedziałem, ze znajomymi, z ludźmi związanymi z nią zawodowo. – Odstawił filiżankę, gdy Ewa wypiła swoją kawę i zaczęła chodzić po pokoju. – To dziwne, że na temat jednej kobiety krąży tak wiele różnych opinii i spostrzeżeń. Jeden ci powie, że Sharon była lojalna i wspaniałomyślna. Inny, że była mściwa i wyrachowana. Jeszcze inny uważa ją za nałogową bywał – czynię przyjęć, która ciągle szukała nowych wrażeń, a od następnego usłyszysz, że wieczory lubiła spędzać samotnie w domu. Niezła aktorka z tej naszej Sharon.
– Przybierała różne twarze dla różnych ludzi. To dość częsty przypadek.
– Którą twarz, czy też którą rolę, zabił? – Roarke wyjął papierosa, zapalił go. – Szantaż. – W zadumie wydmuchał aromatyczny kłąb dymu. – Mogła być w tym dobra. Lubiła wyciągać ludzi na zwierzenia i zapewne robiła to z dużym wdziękiem.
– Ciebie też nim wabiła.
– Dość uporczywie. – Znowu uśmiechnął się niedbale. – Nie byłem przygotowany do zdradzania informacji w zamian za seks. Nawet gdyby nie była córką mojej przyjaciółki i prostytutką, nie przemówiłaby do moich uczuć. Wolę inny typ kobiet. – Jego wzrok znowu spoczął w zamyśleniu na Ewie. – Albo tak mi się wydawało. Nadal nie rozumiem, dlaczego uczuciowa, zaganiana, wybuchowa kobieta tak niespodziewanie przemówiła do mojego serca. Wypiła jeszcze łyk kawy i popatrzyła na niego znad filiżanki.
– To nie jest pochlebne.
– Bo nie miało być. Chociaż jak na kogoś, kto ma ślepawego fryzjera i kto nie zwraca uwagi na modę, wyglądasz zadziwiająco ładnie.
– Nie mam fryzjera ani czasu, żeby latać po sklepach. – Ani ochoty, pomyślała, żeby o tym rozmawiać. – Wracając do sprawy. Jeśli Sharon DeBlass została zamordowana przez jedną z szantażowanych przez siebie osób, to gdzie tu miejsce dla Loli Stan?
– Problem, prawda? – Roarke w zamyśleniu zaciągnął się dymem.
– Wydaje się, że nie miały ze sobą nic wspólnego, poza wybranym przez siebie zawodem. Wątpliwe, żeby się znały albo miały tych samych klientów. Jednak był ktoś, kto znał je obie, przynajmniej przelotnie.
– Ktoś, kto wybrał je obie. Roarke uniósł brew, kiwnął głową.
– Lepiej to ujęłaś.
– Co miałeś na myśli, mówiąc, że nie wiem, w co się ładuję? Jego wahanie było tak krótkie, tak dobrze ukryte, że trudno było je zauważyć.
– Nie jestem pewien, czy rozumiesz, jaką DeBlass ma władzę. Skandal wywołany morderstwem jego wnuczki może jeszcze ją zwiększyć. Chce zostać prezydentem i narzucić naszemu – i nie tylko – społeczeństwu normy moralne.
– Uważasz, że mógłby wykorzystać śmierć Sharon dla celów politycznych? W jaki sposób?
Roarke zgasił papierosa.
– Mógłby przedstawić swoją wnuczkę jako ofiarę społeczeństwa, a uprawiany dla zysku seks jako narzędzie zbrodni. Przecież świat, który pozwala na legalizację prostytucji, używanie środków antykoncepcyjnych, swobodny dobór partnerów seksualnych, itd., itp., ponosi za to odpowiedzialność.
Ewa mogłaby wyrazić uznanie dla jego argumentacji, ale potrząsnęła głową.
– DeBlass chce także doprowadzić do zniesienia zakazu posiadania broni. Sharon została zastrzelona z pistoletu, którego nie można oficjalnie kupić.
– Co znaczy, że jest jeszcze bardziej podstępny. Czy byłaby w stanie się obronić, gdyby posiadała broń? – Potrząsnął głową. – Nieważne, jaka jest odpowiedź, liczy się pytanie. Czy zapomnieliśmy o naszych przodkach i ich zasadach? O prawie do noszenia broni. Kobiecie zamordowanej we własnym domu, we własnym łóżku, ofierze wolności seksualnej i bezbronności. O większym, tak, o wiele większym upadku moralnym.
Podszedł i wyłączył pulpit sterowniczy.
– Och, podniosą się głosy, że morderstwa popełniane przez bandytów były regułą, nie wyjątkiem, kiedy każdy, kto chciał i miał pieniądze, mógł kupić broń. Ale on je uciszy. Partia Konserwatywna staje się coraz silniejsza, a on jest jednym z jej przywódców.
Widział, że zastanawia się nad jego słowami, popijając kawę.
– Przyszło ci do głowy, że może on wcale nie chce, by złapano mordercę?
Popatrzyła na niego z zainteresowaniem.
– Dlaczego miałby nie chcieć? Pomijając względy osobiste, czy to nie mógłby być kolejny argument przemawiający za jego tezą? Oto marna kreatura, wyrzutek społeczeństwa, który zamordował moją biedną, wykolejoną wnuczkę.
– To ryzykowne, prawda? Może morderca był filarem swego środowiska i również zszedł na manowce. Lecz kozioł ofiarny z pewnością jest potrzebny.
Czekał przez chwilę, widząc, że zastanawia się nad tym.
– Jak myślisz, kto postarał się o to, żebyś przeszła testy w środku śledztwa? Kto obserwuje każdy twój krok, kontrolując każdy etap twojego dochodzenia? Kto grzebie w twojej przeszłości, w twoim życiu osobistym i zawodowym? Wstrząśnięta odstawiła filiżankę.
– Podejrzewam, że to DeBlass naciskał, abym przeszła badania. Nie wierzy mi albo doszedł do wniosku, że nie jestem wystarczająco kompetentna, by prowadzić śledztwo. Poza tym kazał śledzić Feneeya i mnie od Wschodniego Waszyngtonu. – Odetchnęła głęboko. – Skąd wiesz, że grzebie w moim życiu? Ponieważ ty to robisz?
Nie przejął się ani gniewnym wyrazem jej oczu, ani zarzutem, jaki mu postawiła. Wolał to od niepokoju, jaki ktoś inny mógłby okazać.
– Nie, ponieważ go obserwuję, podczas gdy on obserwuje ciebie. Doszedłem do wniosku, że będę miał większą satysfakcję, jeśli sam cię poznam, zamiast czytać raporty na twój temat.
Podszedł bliżej i przesunął palcami po jej wzburzonych włosach.
– Szanuję prywatność ludzi, na których mi zależy. A na tobie mi zależy, Ewo. Nie wiem dokładnie, dlaczego, ale ciągnie mnie do ciebie.
Kiedy zaczęła się cofać, zacisnął palce.
– Mam dosyć tego, że za każdym razem, gdy jestem z tobą, wyciągasz sprawę morderstwa.
– Bo to morderstwo nas dzieli.
– Nie. Jeśli sprawia ci to jakąś różnicę, to właśnie dlatego znaleźliśmy się tutaj. Czy to stanowi jakiś problem? Czy nie możesz pozbyć się porucznik Dallas i poddać się uczuciu?
– Nią właśnie jestem.
– Więc jej właśnie pragnę. – Jego oczy pociemniały z nagłego pożądania, – Bał się, że będąc w stanie takiego podniecenia, lada chwila zacznie ją błagać. – Porucznik Dallas nie bałaby się mnie, nawet gdyby Ewa się bała.
Kawa podziałała na nią jak środek pobudzający. Dlatego była taka zdenerwowana.
– Nie boję się ciebie, Roarke.
– Naprawdę? – Przysunął się bliżej i położył dłonie na klapach jej bluzki. – Jak myślisz, co się stanie, jeśli przekroczysz pewną granicę?
– Zbyt wiele – mruknęła. – Za mało. Seks nie jest dla mnie najważniejszą sprawą w życiu. Rozprasza moją uwagę.
Złość malująca się w jego oczach przeszła w rozbawienie.
– Masz rację, u diabła. Kiedy jest dobry. Czy nie nadeszła pora, żebym ci pokazał, na czym to polega?
Ścisnęła go za ręce, niepewna, czy chce się przysunąć, czy odsunąć.
– To byłby błąd.
– Więc będziemy musieli go popełnić – mruknął, zanim przycisnął usta do jej ust.
Przysunęła się.
Objęła go, zanurzając palce w jego włosach. Jej ciało przycisnęło się do niego, drżąc, gdy pocałunek stał się gwałtowniejszy, potem nawet brutalny. Jego usta były zmysłowe, niemal rozpustne. Zszokowana poczuła, że ogarnia ją płomień namiętności.
Jego szybkie niecierpliwe ręce wyciągnęły już jej bluzkę z dżinsów, odnajdując nagie ciało. W odpowiedzi szarpnęła za jedwabną koszulę, pragnąc dotknąć jego skóry.
Oczami wyobraźni zobaczył, jak rzuca ją na podłogę, wbija się w nią, dopóki jej krzyki nie powtarzają się echem jak strzały z pistoletu, a jego orgazm nie wybucha niczym krew. To byłoby szybkie i ostre. I zaraz by się skończyło.
Oddychając chrapliwie, szarpnął się do tyłu. Jej twarz pokrywał rumieniec, usta były nabrzmiałe. Rozerwał jej bluzkę na ramieniu.
Atmosfera przemocy wypełniała pokój, zapach prochu wciąż unosił się w powietrzu, broń wciąż była w zasięgu ręki.
– Nie tutaj. – Na wpół ją zaniósł, na wpół zaciągnął do windy. Zanim drzwi się otworzyły, oderwał rozerwany rękaw. Przycisnął ją do ściany, gdy drzwi kabiny zamknęły się, i zaczął niezdarnie odpinać jej kaburę. – Zdejmij to cholerstwo. Zdejmij to.
Gwałtownym ruchem jedną ręką odpięła kaburę, a drugą próbowała rozpiąć mu guziki.
– Dlaczego masz na sobie tyle rzeczy?
– Następnym razem będzie ich mniej. – Rozsunął poły postrzępionej bluzki. Pod spodem miała tylko cienką, niemal przezroczystą koszulę, odsłaniającą małe, jędrne piersi i nabrzmiałe brodawki. Zamknął je w dłoniach i zobaczył, że popatrzyła na niego szklistym wzrokiem. – Gdzie lubisz, żeby cię dotykać?
– Dobrze ci idzie. – Musiała przytrzymać się ściany, by nie stracić równowagi.
Kiedy drzwi znowu się otworzyły, byli spleceni w uścisku. Nie przestając się obejmować, wyszli z windy; Roarke drażnił zębami i drapał zmysłowo jej szyję. Upuściła na podłogę torbę i kaburę z bronią.
Rzuciła okiem na pokój: duże okna, lustra, przytłumione kolory. Pod nogami czuła puszysty dywan, a w powietrzu unosił się zapach kwiatów. Gdy zdejmowała pospiesznie spodnie, jej wzrok padł na łóżko;
– Święty Boże.
Było ogromne – jezioro granatu ujęte między wysokie rzeźbione poręcze z drewna. Stało na podwyższeniu pod kopulastym świetlikiem. Naprzeciw łóżka znajdował się kominek z jasnozielonego kamienia, na którym wonne drewno paliło się z trzaskiem.
– Śpisz tutaj?
– Dzisiaj nie zamierzam spać.
Wciągnął ją po dwóch schodkach na podwyższenie i rzucił na łóżko.
– Muszę się zameldować o siódmej zero zero.
– Zamknij się, pani porucznik.
– W porządku.
Z tłumionym śmiechem wturlała się na niego i przycisnęła usta do jego ust. Rozpierała ją dzika, szaleńcza energia. Nie poruszała się wystarczająco prędko, ręce nie były wystarczająco szybkie, by zaspokoić jej żądze.
Zrzuciła kozaki, pozwalając, by Roarke ściągnął jej dżinsy z bioder. Zalała ją fala rozkoszy, kiedy usłyszała, że jęknął. Upłynęło wiele czasu od dnia, gdy czuła napięte, podniecone, męskie ciało, a jeszcze więcej od chwili, gdy pragnęła je czuć.
Potrzeba spełnienia była silna i paląca. Pomyślała, że gdy będą już nadzy, usiądzie na nim okrakiem i zaspokoi ją. Ale on odwrócił tę pozycję, tłumiąc jej nerwowe protesty długim gwałtownym pocałunkiem.
– Czemu się tak spieszysz? – wymamrotał, przykrywając dłonią jej pierś i obserwując wyraz twarzy Ewy, podczas gdy jego kciuk zadawał katusze jej sutce. – Nawet ci się nie przyjrzałem.
– Pragnę cię.
– Wiem. – Dźwignął się i przesunął dłoń z jej ramienia na udo, podążając wzrokiem za swoją ręką. Krew waliła mu w lędźwiach. Ścisnął lekko jej pierś. – Mała. Bardzo delikatna. Kto by się spodziewał.
– Chcę cię mieć w środku.
– Chcesz mieć w środku tylko niewielką cząstkę mnie – mruknął.
– Do diabła! – Jęknęła, gdy pochylił głowę i wziął jej pierś w usta. Wiła się spazmatycznie, gdy ssał jej sutkę, najpierw tak delikatnie, że przeżywała prawdziwe męki, potem mocniej, szybciej, aż w końcu musiała zagryźć usta, by nie krzyczeć. Jego ręce nie przestawały jej pieścić, rozniecając egzotyczne ognie żądzy.
Nie była do tego przyzwyczajona. Seks, kiedy już się na niego decydowała, był szybki, prosty i zaspokajał podstawowe potrzeby. Dzisiejszy akt ogarniał ją całą, angażował uczucia, bombardował zmysły.
Próbowała wsunąć między nich rękę, dotknąć go tam, gdzie twardy i ciężki przyciskał się do niej. Ogarnęła ją panika, kiedy złapał ją za nadgarstki i podniósł jej ręce nad głowę.
– Nie rób tego.
W pierwszym odruchu byłby ją puścił, gdyby nie spojrzał jej w oczy. Malowała się w nich panika, nawet strach, ale także i pożądanie.
– Ewo, nie możesz ciągle nad sobą panować. – Pogłaskał ją po udzie. Zadrżała, obrzuciła go nerwowym spojrzeniem, kiedy musnął palcami wewnętrzną stronę jej kolana.
– Nie rób tego – powtórzyła łapiąc z trudem powietrze.
– Czego nie robić? Nie szukać słabego punktu, by go wykorzystać?
– Na próbę zaczaj pieścić wrażliwą skórę, wodząc palcami w górę, w kierunku jej rozpłomienionej kobiecości i z powrotem. Dyszała ciężko, próbując odsunąć się od niego.
– Chyba za późno – wymamrotał. – Chcesz zaspokojenia bez żadnych pieszczot? – Dotknął rozchylonymi wargami jej szyi i przesuwał je coraz niżej i niżej, czując, że jej ciało drży pod nim niczym drut elektryczny. – Do tego nie potrzebujesz partnera. A dzisiejszej nocy go masz. Mam zamiar dostarczyć ci tyle przyjemności, ile zdołam.
– Nie mogę. – Naprężyła się, usiłując zrzucić go z siebie, ale każdy gwałtowny ruch dostarczał jej tylko nowych zabójczych doznań.
– Daj się ponieść miłości. – Szalał z pożądania. Jej opór rozwścieczał go i jednocześnie prowokował.
– Nie mogę.
– Sprawię, że dasz się ponieść miłości, a ja będę się temu przyglądał. – Znowu zaczaj się na nią wsuwać, czując każde drgnięcie jej ciała, dopóki jego twarz nie znalazła się na wysokości jej twarzy. Przycisnął mocno dłoń do wzgórka między jej udami.
– Ty draniu. Nie mogę – syknęła przez zęby.
– Kłamczucha – rzekł cicho, po czym wsunął w nią palec. Jego jęk zmieszał się z jej jękami, gdy dotknął jej zaciśniętej, rozpalonej, wilgotnej kobiecości. Starając się za wszelką cenę zapanować nad sobą, skupił wzrok na jej twarzy, która przybrała wyraz przerażenia, potem bezgranicznego zdziwienia, a w końcu bezradności.
Chciała mu się wyślizgnąć, uwolnić się od niego, ale nie dała rady. Ktoś krzyknął, gdy zapadła się w otchłań, a jej ciało eksplodowało. Przez sekundę cała napięła się niebezpiecznie, po czym przeszył ją dreszcz ostrej zmysłowej rozkoszy. Osłabła oszołomiona, zdezorientowana.
Oszalał z pożądania.
Podciągnął ją do góry, tak że uklękła, opierając mu ciężko głowę na ramieniu.
– Jeszcze raz – zażądał, odciągając za włosy jej głowę do tyłu i szukając łapczywie jej ust. – Jeszcze raz, do cholery.
– Tak. – To narastało tak szybko. Czuła gwałtowną potrzebę zaspokojenia. Pieszcząc go namiętnie, wygięła się w łuk, by jego usta mogły jej dotykać gdzie i jak chciały.
Jej następny orgazm szarpnął nim niczym ostry pazur. Z dziwnym warknięciem pchnął ją na plecy, uniósł wysoko jej biodra i wszedł w nią. Objęła go mocno, niczym gorąca, chciwa miłości pięść.
Jej paznokcie drapały go po plecach. Jej biodra poruszały się rytmicznie, gdy zagłębiał się w niej. Kiedy jej ręce zsunęły się bez siły z jego ramion, wytrysnął w nią.