Spędziłem bardzo wygodną noc w jednym z pokoi gościnnych, otoczony płótnami starych mistrzów; w owym kontrolowanym przez komputer luksusie, o którego istnieniu już prawie zapomniałem. Spałem długo, świadomy, że będzie mi potrzebna cała bystrość umysłu; zjadłem pożywne śniadanie, po czym — za pozwoleniem Policji Państwowej i pod jej czujnym okiem — zwiedziłem znajdujące się na górnych piętrach kolekcje. W sumie był to fascynujący dzień, w którym znalazłem odpowiedź na pytania dotyczące wielu spektakularnych i zuchwałych kradzieży z przeszłości. Rozwiązanie ich zagadki przyniosłoby sławę każdemu detektywowi.
Późnym popołudniem na trawniku, który tak mnie zachwycał, wylądował pojazd powietrzny. Wysiadło z niego pięciu mężczyzn; każdy z walizeczką w ręku. Żaden nie wyróżniał się niczym szczególnym, mogłem więc jedynie przyglądać się im przez okno i zastanawiać się, który z nich jest Laroo.
Wyglądało na to, że na tym polega właśnie cały dowcip.
— Nigdy nie wiadomo, który z tych pięciu jest nim — ostrzegał mnie Bogen. — Ma około dwóch tuzinów ludzi o takich zdolnościach aktorskich, że mogą go zastępować przy różnych oficjalnych okazjach i zazwyczaj podróżuje w grupie. Może być każdym z nich… i nigdy nie możesz być pewien, czy rozmawiasz z nim czy też z kimś innym.
Troszeczkę mnie to wyprowadziło z równowagi. — To znaczy, że tego prawdziwego mogłoby tu w ogóle nie być.
— Och, zapewniam cię, że jeden z nich jest nim. Problem polega na tym, iż musisz każdego z nich traktować, jak gdyby był Laroo.
Zaniepokojony, skinąłem jedynie głową i udaliśmy się do eleganckiego gabinetu Władcy. Myśl, że Laroo stosował tego rodzaju sztuczki, zdenerwowała mnie nieco. Pomyślałem sobie, że to jeszcze jedna rzecz, przez którą mogę mieć spore kłopoty.
Wprowadzono mnie do środka i przedstawiono wysokiemu, przystojnemu, przedwcześnie posiwiałemu mężczyźnie o wyglądzie dystyngowanego polityka. Popatrzyłem na pozostałych. Jeden był niski i otyły, przypominał wyglądem Otaha i nie pasował do mojego wyobrażenia o Władcy Cerbera. Stawiam na tego, pomyślałem sobie. Nikt przecież nie wziąłby go za dyktatora. Przyjrzałem się reszcie; siedzieli i patrzyli na mnie. Zastanawiałem się, czy w tym momencie oni wiedzą, kto tutaj jest kim.
Podszedłem do tego, którego wskazano mi jako Laroo, zatrzymałem się i ukłoniłem.
Wyciągnął dłoń i błysnął typowym uśmiechem polityka. — Nie musisz się bawić w takie ceregiele — powiedział uprzejmie. Wszyscy tutaj jesteśmy ludźmi biznesu. Proszę, usiądź sobie wygodnie.
Zrobiłem to, co mi polecił. On sam siedział chwilę i przyglądał mi się uważnie.
— Jesteś więc Skrytobójcą Klasy Pierwszej — powiedział wreszcie.
— Byłem — odparłem, odprężając się nieco. — Ta część mojej profesji już mnie nie interesuje.
— Obejrzałem taśmę z twojej wczorajszej rozmowy z Boge-nem i sprawdziłem odczyty instrumentów. Wydaje się, iż mamy w tobie prawdziwie cennego i interesującego współpracownika, Zhang. Mimo wszystko ciekawi mnie jedno. Skoro podjąłeś się tej misji na ochotnika, to dlaczego dokonałeś takiej nagłej zmiany?
— Nie zgłosiłem się na ochotnika — odpowiedziałem zgodnie z prawdą. — Wyznaczono mnie, wybrano, uśpiono, poinstruowano i obudzono na statku więziennym.
Roześmiał się na te słowa. — To do nich podobne. A teraz chcesz działać dla siebie. No dobrze. Mam kilka pytań natury nieco bardzie praktycznej.
— Proszę pytać.
— Po pierwsze, zakładając, że ci pozwolimy robić to, o czym wspominałeś, jakie mamy gwarancje, że nas nie oszukasz?
Teraz ja się roześmiałem. — Was oszukać? Sam? Proszę spojrzeć na to z drugiej strony. Jakie ja mogę mieć gwarancje, że mnie wpierw nie wykorzystacie, a następnie nie zlikwidujecie?
— No rzeczywiście. Zaczynamy tedy na podstawach wzajemnego zaufania. A to dobre podstawy. Wiesz, co my chcemy zyskać. A co ty chciałbyś z tego mieć?
— Cóż, zanim przejdziemy do konkretów, chciałbym, aby uchylono wyrok wydany na moją żonę. Ma ona pewne problemy psychologiczne, a wyrok przeszkadza w ich rozwiązaniu. Poza tym jest mi ona tutaj potrzebna, ponieważ jest jedynym sposobem sprawdzenia, czy agenci Konfederacji nie szykują na mnie jakiegoś numeru.
Wagant Laroo wydawał się rozbawiony, podobnie zresztą jak i pozostali obecni. Zauważyłem, a nie było to dla mnie przyjemne, że ich reakcja na moje słowa jest jednoczesna i identyczna.
— Podobasz mi się, Zhang, czy jak tam się nazywasz. Jesteś tutaj więźniem na mojej wyspie. Jednym ruchem dłoni mogę cię stąd zmieść, jak gdybyś nigdy nie istniał, i w tej sytuacji stawiasz warunki, domagając się zaliczki! Naprawdę mi się to podoba.
— Jeśli zamierzasz zaakceptować mój pomysł, to moje zachowanie jest rozsądne. Jeśli zaś nie, to i tak mnie zlikwidujesz.
Pokiwał głową, aprobując mą odpowiedź. — To prawda. Wiesz przecież, że jestem zainteresowany, bo inaczej nie zmieniłbym swoich planów, by tu się zjawić. Co więcej, sprawa jest dla mnie bardzo pilna i to w związku z bezpieczeństwem osobistym. Marek Kreegan, Władca Lilith, został wczoraj zamordowany.
— Co?! — Odczułem podniecenie, które trudno mi było ukryć.
Skinął z powaga głową. — Twierdzą, że to przypadek, ale w rzeczywistości to Konfederacja nasłała kogoś, żeby tego dokonał. Ja, a także inni przywódcy planetarni, musimy więc założyć, że tych skrytobójców z Konfederacji wysłano przeciwko nam wszystkim — bardzo inteligentna i podstępna metoda pozbycia się ludzi niewygodnych. Powiedz mi, czy nie takie właśnie było twoje zadanie?
Szczerość wydawała się najlepszym rozwiązaniem. Poza tym prawdopodobnie włamali się już do gabinetu Dumonii i zapoznali z jego kartoteką. — Tak, to prawda. Głęboko w moim mózgu ciągle mam jeszcze zakodowany taki rozkaz psychiczny, ale jeśli spytacie doktora Dumonię, powie wam, iż nie jest on już kategorycznym imperatywem… i że dokonałem również zasadniczych zmian w moich planach. Nie znoszę bowiem ludzi, którzy zabawiają się moim mózgiem.
— Chyba ci wierzę — powiedział. — Nie zmienia to jednak faktu, że prawdopodobnie nie jesteś jedyny.
— Niemal na pewno nie — przyznałem, podsycając prawdą jego paranoiczną podejrzliwość. — Powiedzieli mi, że będą też inni.
— No właśnie. Co oznacza, że Operacja Feniks w moim przypadku jest szczególnie pilna. Wiesz, zastanawiałem się długo nad twoją propozycją i zacząłem rozważać możliwość wykonania robota z ciebie. Zapewniłoby to bez wątpienia twoją lojalność, szczerość i współpracę.
Poczułem nagły przypływ strachu. W myślach właśnie to uważałem za największe ryzyko i to takie, któremu nie miałem się jak przeciwstawić.
— To nie przyniesie oczekiwanych rezultatów — kłamałem tak gładko i przekonywająco, jak tylko umiałem. — Trening umysłowy, jaki był moim udziałem przez całe profesjonalne życie, znalazłby się w bezpośrednim konflikcie z programem robota. Wynikłaby z tego wojna wewnętrzna i, w najlepszym przypadku, szaleństwo.
Przemyślał moje słowa. — Być może. A być może nie. Nie wiem. Nie mieliśmy przedtem nikogo z twoim doświadczeniem i wychowaniem. Niemniej, widzę w tym pewną logikę i sprawdzę to w rozmowie z naszymi psychologami i psychiatrami. A teraz idź na obiad, Bogen pokaże ci dokąd, a my przedyskutujemy to wszystko, podczas gdy ja sprawdzę ten konkretny problem.
Rozmowa była skończona, ale ja nie byłem z niej zadowolony i zupełnie nie miałem apetytu. Bogen, który mi dotrzymywał towarzystwa, robił wrażenie zadowolonego z siebie, dzięki czemu odgadłem, skąd wyszedł ten ostatni pomysł. Po obiedzie wezwano nas ponownie przed oblicze owych pięciu osobistości, tym razem już zupełnie bez żadnych zbędnych ceremonii.
— W porządku — zaczął Laroo — tę rundę wygrałeś. Skontaktowaliśmy się z pięcioma najwybitniejszymi fachowcami z tej dziedziny, włącznie z waszymi, i dwóch z tej piątki zgodziło się z tobą, podczas gdy pozostała trójka nie miała pewności. Biorąc to wszystko pod uwagę, nie mogę teraz ryzykować twojej osoby. Rozważałem też przez moment wykorzystanie twojej żony; naprawdę byłaby to bardzo nieskomplikowana procedura.
Zesztywniałem cały, ale nie odezwałem się ani słowem.
— Jednakże Dumonia powiedział, że zrobiłoby to z ciebie pierwszej klasy mordercę ze skłonnościami samobójczymi, co byłoby równoznaczne z koniecznością natychmiastowej likwidacji twojej osoby. Ciągle zresztą uważam to za atrakcyjny pomysł… i musisz brać pod uwagę fakt, że nigdy nie będziesz wiedział, czy i kiedy zdecyduję się go przeprowadzić… ale teraz tego jeszcze nie zrobię. Chodzi o to, że taki typ mózgu jak twój zdarza się tu bardzo rzadko i dlatego znajduję go zarówno fascynującym, jak i użytecznym.
— Nie mówiąc już o tym, że gdybyś wykorzystał Dylan, wiedziałbym o tym już podczas pierwszej wymiany, o ile bym tę wymianę przeżył.
Westchnął. — Tak, to jest istotny powód. Wiesz, co chcę przez to powiedzieć? Że rozumujesz prawidłowo. A ponieważ rozumujesz prawidłowo, skłaniam się ku daniu ci szansy. Mam zamiar pozwolić ci spróbować.
Odprężyłem się. Druga wielka przeszkoda pokonana. — Kiedy?
— Tak szybko, jak to tylko możliwe. Normalnie podniósłbym tę sprawę podczas co półrocznego spotkania Władców Diamentu, które ma miejsce pojutrze, ale teraz, kiedy odszedł Kreegan, nie stać mnie już na luksus komisyjnego podejmowania decyzji. I tak zazwyczaj to on je podejmował. Choć we właściwym czasie zamierzam tę sprawę jednak podnieść. — Wstał, dając mi do zrozumienia, iż to już koniec posłuchania.
— Moja żona — przypomniałem. — Zaliczka.
Zawahał się, po czym westchnął. — Zgoda. Skontaktuj się z Dumonią po powrocie na brzeg. Załatwię wszystko przez niego. Zrób, to co trzeba, szybko. Jednak rozkazy psychiczne i cała sieć pozostaną. Rozumiesz? I zależność finansowa. Jeśli jeszcze kiedyś zechce odejść od macierzyństwa, to tak to załatwię, że będzie błagać o litość… i ty też. Jej życie i twoje własne jest teraz w twoich rękach. Jedna nielojalność, jedno potknięcie któregokolwiek z was, jedno zboczenie z obowiązującego kursu — nawet jeżeli wynikające z czegoś znajdującego się poza waszą kontrolą — i oboje jesteście martwi i sami będziecie o tę śmierć błagać. Rozumiesz?
Kiwałem z powagą głową, zauważając jednocześnie zjadliwość i złość kryjące się w tonie jego głosu. Posiadał on w sobie coś ostrego i lodowatego, czego wcześniej nie było. Zrozumiałem, że teraz mam do czynienia z prawdziwym Wagantem Laroo i że w dziwny sposób zwiększa to moje szansę. Mógłbym go rozpoznać, gdybym był uważny. Mógłbym go odnaleźć w pokoju pełnym jego sobowtórów. Ci inni, ci pierwsi, byli cholernie dobrymi aktorami, ale czułem, iż ten rodzaj ukrytej emocji, z jakim teraz miałem do czynienia, jest czymś unikatowym i charakterystycznym tylko dla tego jednego człowieka.
Bogen nagle przybladł w moich oczach jako godny przeciwnik. Widziałem, jak kurczy się w mym umyśle do rozmiarów drobnego szefa ochrony. Wagant Laroo był natomiast najbardziej mrożącym krew w żyłach człowiekiem, jakiego kiedykolwiek poznałem. Ani przez moment nie potraktowałem lekko jego groźby i jego zdolności do jej przeprowadzenia.