36

Wmieście nastała zima. Czasami śnieg nie pada do stycznia albo nawet do lutego; ale w Święto Dziękczynienia było już biało, a w pierwszych tygodniach grudnia zadymka goniła zadymkę, aż wydawało się, że Nowy Jork zginie w uścisku nowej epoki lodowcowej. Miasto posiada nowoczesne urządzenia odśnieżające, kable ogrzewcze biegnące pod ulicami, ciężarówki komunalnego przedsiębiorstwa oczyszczania wyposażone w topiące śnieg zbiorniki, całą armadę zlewni, szufli, zgarniarek i cedzideł, ale żadne cudeńka nic tu nie mogły poradzić, skoro w środę spadło dziesięć centymetrów śniegu, w piątek dwanaście, w poniedziałek piętnaście, a w sobotę pół metra. Od czasu do czasu pomiędzy kolejnymi burzami śnieżnymi przychodziła odwilż, a wtedy czubki zbitej białej masy miękły i rozpływały się, skapując do rynsztoków, ale zaraz nadciągał znowu mróz, morderczy mróz, zamieniający natychmiast wszystko, co się przedtem roztopiło, w ostry jak nóż lód. Życie w zamrożonym mieście zamarło. Dookoła panowała dziwna cisza. Nie wychodziłem z domu, jak wszyscy, którzy nie mieli po temu jakiegoś naprawdę ważnego powodu. Rok 1999 i cały dwudziesty wiek odchodziły ukradkiem w głąb lodowej głuszy.

W tym ponurym okresie nie kontaktowałem się właściwie z nikim oprócz Boba Lombroso. Finansista zadzwonił jakieś pięć czy sześć dni po moim zwolnieniu, żeby wyrazić z tego powodu żal.

— Dlaczego jednak, na Boga — pytał — zdecydowałeś się w końcu powiedzieć Mardikianowi prawdę?

— Czułem, że nie mam wyboru. On i Quinn przestali traktować mnie poważnie.

— A traktowaliby cię poważniej, gdybyś im oświadczył, że widzisz przyszłość?

— Zagrałem va banque. Przegrałem.

— Jak na człowieka obdarzonego tak nadzwyczajną intuicją, Lew, zachowałeś się w tej sytuacji wyjątkowo niemądrze.

— Wiem, wiem. Myślałem chyba, że Mardikian ma bardziej elastyczną wyobraźnię. Quinna też zapewne przeceniłem.

— Haig nie piastowałby dzisiaj tak wysokiego stanowiska, gdyby miał elastyczną wyobraźnię — powiedział Lombroso. — A jeśli chodzi o burmistrza, to on gra o wielką stawkę i nie będzie podejmował zbędnego ryzyka.

— Ja jestem jego niezbędnym ryzykiem, Bob. Mogę mu pomóc.

— Jeżeli wydaje ci się, że go namówisz, by przyjął cię z powrotem, to daj sobie spokój. Quinn jest tobą przerażony.

— Przerażony?

— No, może to za mocne słowo. Ale głęboko go niepokoisz. Właściwie podejrzewa, że być może naprawdę potrafisz dokonać wszystkiego, o czym mu mówiłeś. Tego się chyba obawia.

— Że wyrzucił z pracy autentycznego wizjonera?

— Nie. Tego, że w ogóle istnieją jacyś autentyczni wizjonerzy. Lew, mogę mieć kłopoty, jeżeli Quinn się dowie, że ci o tym powiedziałem. Mówił, że kiedy pomyśli, iż są ludzie, którzy naprawdę widzą przyszłość, czuje się tak, jak gdyby ktoś zaciskał mu dłoń na gardle. Ogarnia go paranoja, kurczą się jego możliwości, a linia horyzontu otacza go coraz ciaśniej. To jego własne słowa. Nienawidzi całej tej koncepcji determinizmu. Uważa, że jest człowiekiem, który zawsze sam kształtował swój los, i odczuwa coś w rodzaju egzystencjalnego strachu, kiedy spotyka kogoś, kto utrzymuje, że przyszłość jest gotowym dokumentem, że można ją otworzyć i przeczytać jak książkę. Dlatego, że on staje się wtedy marionetką, postępującą wedle ustalonego z góry wzoru. Niełatwo wpędzić Paula Quinna w paranoiczny nastrój, ale tobie się to chyba udało. A najbardziej denerwuje go to, że zatrudnił cię osobiście, że uczynił cię członkiem swojego wewnętrznego zespołu i trzymał cię blisko siebie przez cztery lata, nie zdając sobie sprawy, jakie stanowisz dla niego zagrożenie.

— Nigdy nie byłem dla niego zagrożeniem, Bob.

— Quinn jest innego zdania.

— Myli się. Przyszłość wcale nie była dla mnie otwartą księgą przez wszystkie lata, które spędziłem u jego boku. Jeszcze niedawno pracowałem wyłącznie przy użyciu metod stochastycznych, dopóki nie związałem się bliżej z Carvajalem. Ty przecież o tym wiesz.

— Ale Quinn nie wie.

— No to co z tego? Absurdem jest twierdzić, że stanowię dla niego zagrożenie. Posłuchaj: mój stosunek do Quinna zawsze był mieszanką strachu, podziwu, szacunku i, no cóż, miłości. Miłości. Nawet teraz. Nadal uważam, że jest wspaniałym człowiekiem i wielkim politykiem, pragnę, aby został prezydentem, i chociaż żałuje, że z mojego powodu wpadł w taką panikę, to nie mam mu tego za złe. Rozumiem, że z jego punktu widzenia mogło mu się wydawać, iż należy się mnie pozbyć. Jednak wciąż jeszcze chce uczynić dla niego wszystko, co w mojej mocy.

— Quinn nie przyjmie cię z powrotem, Lew.

— W porządku, trudno. Mogę jednak nadal dla niego pracować bez jego wiedzy.

— W jaki sposób?

— Za twoim pośrednictwem — powiedziałem. — Mógłbym podsuwać ci różne propozycje, a ty przekazywałbyś je Quinnowi jako swoje własne.

— Jeżeli zacznę przychodzić do niego z takimi pomysłami jak ty, to Quinn pozbędzie się mnie równie szybko jak ciebie. A może nawet i szybciej.

— To byłyby informacje innego rodzaju, Bob. Po pierwsze, wiem już teraz, czego nie należy mu mówić. Po drugie, odciąłem się od swego źródła. Zerwałem z Carvajalem. Czy wiesz, że nigdy mnie nie ostrzegł, iż zostanę wyrzucony z pracy? Opowiada mi o przyszłości Sudakisa, ale o mojej nie. Sądzę, że chciał, żeby mnie zwolniono. Carvajal byt dla mnie jednym pasmem udręk i nie zamierzam przeżywać tego wszystkiego po raz wtóry. Wciąż jednak mam do zaoferowania własną intuicję i zdolności stochastyczne. Mógłbym analizować aktualne tendencje polityczne, uogólniać strategię działania i przekazywać ci uzyskane wyniki, prawda? Tak czy nie? Urządzimy to w ten sposób, aby Quinn i Mardikian nigdy się nie dowiedzieli, że pozostajemy ze sobą w kontakcie. Nie możesz tak po prostu pozwolić mi się zmarnować, Bob. Przynajmniej dopóki jest jeszcze do wykonania jakaś robota dla Quinna. Co ty na to?

— Możemy spróbować — powiedział ostrożnie Lombroso. — Tak, przypuszczam, że możemy spróbować. Dobra. Zostanę twoim rzecznikiem, Lew. Pod warunkiem, że pozostawisz mi możliwość decydowania o tym, co przekazać Quinnowi, a czego nie. Pamiętaj, że teraz to ja kładę głowę pod topór, nie ty.

— Jasne — powiedziałem.

Skoro nie wolno mi było służyć Quinnowi osobiście, mogłem skorzystać z usług pośrednika. Po raz pierwszy od dnia zwolnienia z pracy poczułem się ożywiony i pełen nadziei. Tego wieczoru nie padał nawet śnieg.

Загрузка...