Jag i Rissa wjechali winda na mostek główny i wkrótce Waldahuden stanął przed dwoma rzędami stanowisk dowodzenia, oznajmiając kolegom o niesamowitym odkryciu.
— To, co przez całe lata było pustym słowem, przybrało wreszcie określoną postać — wyszczekał uroczyście. — Ta widzialna, obserwowana przez nas forma jest tylko bańką piany na mrocznym oceanie ciemnej materii. Obecność tej materii wyczuwaliśmy dzięki skutkom jej grawitacji, lecz jej wygląd był dla nas zagadką — aż do teraz. Kule, które widzimy, podobnie jak granulkowata chmura pyłu, wypełniająca przestrzeń między nimi, są stworzone właśnie z ciemnej materii.
Lianna cichutko gwizdnęła. Keith uniósł brwi. Oczywiście wiedział co nieco na ten temat. Pod koniec 1933 r. Astronom Cal Techu, Fritz Zwicky uzasadnił istnienie ciemnej materii, dzięki obserwacji galaktyk w Gwiazdozbiorze Panny. Prędkość ich obrotów była tak wielka, że gdyby przyjąć widzialne, tworzące je gwiazdy za główne źródło masy, to całość już dawno powinna zostać rozrzucona. Dalsze badania potwierdziły, że zachowanie wszystkich ogromnych struktur we wszechświecie — z Drogą Mleczną włącznie — wskazuje na obecność o wiele większej masy, niż obliczona masa widzialnych słońc. Ta wcześniej nie wykrywalna, dominująca materia, zwana „ciemną materią”, była źródłem ponad 90 procent grawitacji we wszechświecie.
Thortald Magnor tradycyjnie wyciągnął się w fotelu, opierając na konsoli swe wielkie stopy i splatając na karku długie chude palce.
— Myślałem, że już odkryto, czym jest ciemna materia — zauważył.
— Tylko częściowo — odparł Jag podnosząc, jak zwykle podczas ożywionej dyskusji, jedną parę rąk. — Od dłuższego czasu wiemy, że materia barionowa, stworzona z protonów i neutronów, zajmuje niecałe dziesięć procent masy wszechświata. W roku 2037 obliczono masę wszechobecnego tau neutrina (tao — nowego). Okazała się bardzo niewielka — o wartości około siedmiu elektronowoltów. I odkryliśmy, że również neutrino mionowe posiada wprost śladową masę, najwyżej trzy tysięczne elektronowolta. Lecz obydwa typy neutrin występują tak obficie, że w sumie ich masa całkowita jest trzy, cztery razy większa, niż masa wszystkich barionów. Mimo to pozostawały nam wciąż dwie trzecie masy kosmosu „bez pokrycia” — aż do tej chwili.
— Jakie masz powody, by sądzić, że obserwowane przez nas zjawisko to właśnie ciemna materia? — zapytał Keith.
— Ha — sapnął Jag. — Nie mamy do czynienia ze zwykłą materią, to więcej niż pewne.
Mimo, że Waldahuden próbował trzymać klasę, musiał oprzeć jedną rękę na krawędzi konsoli Thora by nie opaść na cztery kończyny. Na pokładzie Starplex funkcjonował cykl czterozmianowy ze względu na Waldahudenów, którzy pochodzili z planety o krótkich dniach, lecz pochłonięty pracą Jag niezmordowanie trzymał się na nogach. Po chwili mówił dalej.
— We wcześniejszych pracach badawczych nad ciemną materią wysunięto dwie kandydatury na tworzący ją budulec. Ziemscy astronomowie, oby się za to pławili w strudze moczu, nazwali je WIMPami i MACHO. WIMP oznacza „słabo oddziałujące masywne cząsteczki” — Czy zwróciliście uwagę na bełkot wciśnięty nam pod przykrywką tych kretyńskich akronimów? W każdym razie neutrina tau i mionowe są WIMPami.
— A MACHO? — zapytał Keith.
— To „skoncentrowane masywne obiekty tworzące halo”. — odparł Waldahuden. — „Halo” to sfera z ciemnej materii, w której centrum znajduje się galaktyka. Przez „skoncentrowane masywne obiekty” rozumiemy biliony ciał niebieskich wielkości Jowisza nie powiązanych z żadną konkretną gwiazdą. Gazowy obłok światów, w którym wiruje świecąca galaktyczna materia.
Lianna pochyliła się do przodu, podpierając ręką policzek.
— Lecz gdyby kosmos rzeczywiście aż się roił od… od MACHO — zagadnęła — czy byśmy ich już nie wykryli do tej pory?
Jag obrócił się w jej stronę.
— Nawet obiekty wielkości Jowisza mają w skali kosmicznej mikroskopijne rozmiary — wyjaśnił. — A ponieważ nie odbijają ani nie emanują światła, dostrzegamy je jedynie wtedy, gdy znajdują się na tle obserwowanej przez nas gwiazdy. Efekty ich obecności i tak będą znikome. Nastąpi jedynie lekkie grawitacyjne odchylenie promieni świetlnych słońca, które wywoła tymczasowe migotanie. Zdarzały się już takie przypadki. Najstarszej odnotowanej rejestracji tego zjawiska dokonali ziemscy astronomowie w 1993 roku. Lecz nawet gdyby przestrzeń była pełna MACHO, stanowiących co najmniej dwie trzecie masy we wszechświecie, tylko jedna gwiazda na mniej więcej pięć milionów, obserwowanych w danym momencie, sygnalizowałaby grawitacyjne zakłócenia, spowodowane obecnością tych form — wskazał gestem migoczący fragment na obszarze gwiezdnego pola. — Tylko dlatego obserwujemy wyraźne efekty obecności ciemnej materii, że znajdujemy się w pobliżu jej skupiska, ona sama w sobie zaś jest przezroczysta. To, co właśnie widzimy, to po prostu pył kosmiczny, który osiadł na powierzchni obiektów z czarnej materii.
Keith z niedowierzaniem uniósł brwi i spojrzał na żonę, lecz Rissa nie oponowała.
— Cóż… — wyrzekł z namysłem dyrektor. — W takim razie zapowiada się faktycznie znaczące odkrycie, zasługujące na dalsze…
— Wybaczcie, że przerywam — wtrącił Rombus — lecz odbieram pulsowanie tachionów.
Ib obrócił hologramem przestrzeni otaczającym mostek tak, by skrót znalazł się przed nimi w samym centrum projekcji. Dla żołądka Keitha wrażenie było takie samo jak to, którego doświadczył kiedyś w planetarium, gdy operator próbował zademonstrować, że nauka może być zabawą. Jag w mgnieniu oka zajął swoje miejsce po lewej stronie dyrektora. Skrót wyglądał jak iskierka zieleni — kolor tego, co właśnie się przedostawało — otoczona zwykłą, liliową aureolą radiacji Soderstroma. — Czy to statek Wspólnoty? zapytał Keith.
— Nie — orzekł Rombus. — Nie wysyła żadnego identyfikacyjnego sygnału.
Zielona plamka zaczęła rosnąć.
— Nie do wiary. To świeci! — oznajmił głos FANTOMA, tłumacząc mruganie sieci płaszcza sensorycznego.
Ib miał rację. Skrót stał się najjaśniejszym punktem na niebie, przyćmiewając nawet gwiazdę klasy A, wskazywaną niedawno przez Jaga.
— Dajmy temu czemuś więcej miejsca, bez względu na to czym jest — zarządził niespokojnie dyrektor. — Thor, zacznij manewr wsteczny.
— Tak jest.
Keith spojrzał w lewą stronę.
— Jag, analiza spektralna. Waldahuden wyświetlił odczyt na jednym z monitorów.
— Wodór, hel, węgiel, azot, tlen, neon, magnez, krzem, żelazo… — wyliczał.
— Czy ten czystozielony blask… — przerwał mu Lansing — to może być laser?
Jag zwrócił na dyrektora prawą parę oczu, podczas gdy lewą śledził pracę przyrządów.
— Nie — stwierdził stanowczo. — To nie jest spójna wiązka światła.
Płonący jaskrawą zielenią punkt wciąż się rozrastał. Stał się oślepiającym kręgiem o średnicy kilku metrów.
— A może to płomień dysz odrzutowych — zaproponowała Lianna. — Czy mógłby to być na przykład statek, przechodzący przez skrót tyłem, podczas hamowania?
Jag przejrzał więcej odczytów.
— Z pewnością ma wszelkie cechy odrzutu — rzekł powoli — lecz byłby to bardzo potężny silnik…
Keith wstał z fotela i podszedł do stanowiska Rombusa.
— Mamy szansę na kontakt z tym statkiem?
Jedna z macek Iba śmignęła po pulpicie w kierunku przycisku.
— Wybacz, lecz nie przez standardowe radio. Ten obiekt emituje kolosalną ilość EMI. Może odniesie skutek połączenie za pomocą radia hiperprzestrzennego, lecz nie ma sposobu żeby się dowiedzieć, na jakiej częstotliwości nadają.
— Zacznij od najniższej i powoli jedź w górę. — Keith wzruszył ramionami. — Standardowa kolejność jednostopniowej skali.
Macka znów przejechała po konsoli i dotarła do kontrolek.
— Nadaję — oznajmił Rombus. — Lecz sprawdzenie każdego zakresu po kolei zajmie nam całą wieczność.
Puszczając mimo uszu skargi Iba Keith odwrócił się do Clarissy.
— Wygląda na to, że w końcu będziesz miała ten swój kontakt pierwszego stopnia. — Zerknął przez ramię na skrót. — Chryste, ależ to świeci…
Każdy z przedmiotów na mostku głównym, nie należący do holograficznej projekcji, był teraz skąpany w zielonym blasku. Jakkolwiek na niewidzialną podłogę nie padał żaden cień, sylwetki członków personelu rysowały się ostro na galerii audytorium za stanowiskami dowódców.
— W rzeczywistości jest jeszcze jaśniejsze — zauważył Jag. — Kamery filtrują większość blasku.
— Co to może być, do diabła? — Keith spojrzał pytająco na Waldahudena.
— Cokolwiek to jest, wyrzuca ogromne ilości naładowanych cząsteczek — w głosie fizyka pobrzmiewał niepokój. — To może być broń, coś w rodzaju promiennika cząsteczkowego. — Jarzący się zielony krąg wciąż się rozszerzał, a Jag zdawał bezpośrednią relację. — Średnica wynosi teraz sto dziesięć metrów… sto pięćdziesiąt… — wyszczekiwał z niedowierzaniem coraz bardziej niepewnie — dwieście pięćdziesiąt… pięćset… kilometr… dwa kilometry…
Dyrektor odwrócił się i nie odrywał już wzroku od holograficznej projekcji.
— Jezu… — wyszeptał, ochraniając dłonią oczy.
Plaskanie macek Rombusa — odpowiednik krzyku u Iba…
— Najmocniej przepraszam — odezwał się Ib w chwilę później, gdy obraz nieco ściemniał. — Siła blasku tego obiektu przekracza wytrzymałość naszych automatycznych kompensatorów. Powinienem od tego momentu wyświetlać przekaz bezpośrednio.
Tarcza osiągnęła monstrualne rozmiary, eksplodując na obrzeżu fioletowymi wyładowaniami radiacji Soderstroma — pirotechnicznym halo wokół olbrzymiego, jaskrawo zielonego centrum. Obszar wewnątrz okręgu pozostawał wciąż płaski.
— Temperatura około dwunastu tysięcy kelwinów… — mruknął Jag.
— To wprost palące! — szepnęła Rissa. — Na miłość boską, co to jest?
Dźwięk alarmu, na przemian wysoki i niski, wypełnił przestrzeń.
— Ostrzeżenie radioaktywne! — krzyknęła Lianna. Obróciła się w fotelu, twarzą do dyrektora. — Sugerowana akcja: ewakuować Starplex.
— W porządku — odkrzyknął Keith, wracając biegiem na stanowisko dowodzenia. — Thor, przywróć ciąg. Odskocz o pięćdziesiąt tysięcy klików od skrótu. — Zerknął na odczyt astrogacyjny. — Kurs dwieście dziesięć stopni na czterdzieści pięć. Zastosuj tylko odrzut. Nie chcę wracać w hiperprzestrzeń, dopóki nie dowiemy się co to jest.
— Wedle rozkazu, szefie. — Thor już się uwijał przy klawiaturze.
Ekspansja zielonego kręgu wyraźnie zwolniła, lecz tarcza wciąż rosła w tempie przewyższającym prędkość manewrową Starplex.
— Nie wiedziałem, że skrót może rozciągnąć się tak szeroko. — zauważył Rombus. — Jag, a co właściwie przez niego przechodzi?
Waldahuden podniósł i opuścił bezradnie obydwie pary rąk.
— Nieznane — odparł. — Analiza spektralna jest niezwykła. Wskazuje na wiele pierwiastków ciężkich w zakresie absorpcyjnym linii Fraunhofera. Nie ma nic na ten temat w naszej bazie danych. — Przerwał i dodał z namysłem: — Jeśli to faktycznie strumień odrzutu, statek musi być gigantyczny…
— Ten obszar jest płaski — wtrąciła Rissa. — W jaki sposób udaje mu się rozszerzać w formie regularnego okręgu?
— Rozszerzający się krąg, który obserwujemy jest efektem towarzyszącym aktywowaniu wejścia do skrótu. Otwierają go przy ograniczonej prędkości, więc dopóki powierzchnia skrótu nie zetknie się bezpośrednio z powierzchnią pojazdu wejście zachowa kształt kolisty. — Jag skierował lewą parę oczu na czytnik. — Szybkość rozciągania się obszaru wyjścia wciąż wzrasta, choć w nierównomiernym tempie.
Fioletowa aureola, otaczająca brzeg portalu stanowiła już tylko świetlisty obrys wokół olbrzymiego kręgu, jak nikła otoczka wokół kosmicznych pojazdów na staroświeckich filmach SF.
— Jakiej jest teraz wielkości? — zapytał Keith.
Jag miał już powyżej uszu odpowiedzi na ciągłe pytania. Dotknął kilku przycisków na konsoli i trzy różnobarwne linie oznaczone w różnych jednostkach utworzyły lśniący trójkolorowy nimb wokół zielonej tarczy na monitorze. Miała 450 kilometrów średnicy.
— Radioaktywność gwałtownie wzrasta — zaalarmowała Lianna.
— Thor, musisz podwoić szybkość odwrotu — rozkazał dyrektor. — Czy nasze ekrany ochronne są w stanie to wytrzymać?
Lianna zerknęła na wyświetlacz danych i potrząsnęła głową.
— Nie, jeśli to będzie rosnąć.
Wibrujący dźwięk ponownie przeszył powietrze.
— Wyłączcie ten przeklęty alarm — warknął Lansing i spojrzał pytająco na Waldahudena. — Jag?
— Powierzchnia skrótu jest płaska — usłyszał w odpowiedzi. — Wygląda jak ściana płomieni. Osiągnęła już ponad tysiąc kilometrów średnicy. Tysiąc trzysta… Tysiąc siedemset.
Szmaragdowy blask zalał gwiezdne niebo. Ludzie znów podnieśli dłonie do twarzy aby przysłonić oczy.
Nagle z zielonej tarczy wytrysnął strumień płynnego ognia, kreśląc neonową smugę na tle atramentowej czerni. Bluznął w przestrzeń na odległość pięciu tysięcy kilometrów od skrótu — O mój Boże… — jęknęła Rissa.
— I niech mi ktoś powie, że to nie jest broń — mruknął Jag, podnosząc się z fotela i stając z założonymi na plecach obiema parami rąk. — Bylibyśmy kupką popiołu, gdybyśmy nie ewakuowali statku.
— Czy… Czy to mogą być Odźwierni? — zaniepokoiła się Lianna.
Płomienna struga zakreśliła łuk powracając do swego źródła — opalizującego, wrzącego zielenią kręgu. Zanim osiągnęła cel, rozszczepiła się na deszcz ognistych strzał, o długości tysiąca kilometrów każda.
— Thor, bądź gotów na wejście w hiperprzestrzeń, gdy dam rozkaz — rzucił Keith.
— Do wszystkich stanowisk. Stan gotowości do skoku hiperprzestrzennego — zarządziła Lianna przez interkom.
— Czy to jakiś rodzaj pola siłowego? — zapytała Rissa wpatrzona w zjawisko.
— Wykluczone — skwitował Jag, a dyrektor dodał zafascynowany:
— O ile to faktycznie odrzut statku, na pełnym ciągu daje największego cholernego kopa w historii.
— Średnica osiem tysięcy kilometrów — Waldahuden już przetworzył dane na skali podwójnego wykresu. — Dziesięć tysięcy…
— Thor, trzydzieści sekund do hiperskoku — błyskawicznie zadecydował Keith, a Lianna pochyliła się nad mikrofonem.
— Wszystkie stacje w pogotowiu. Uwaga, przejście w hiperprzestrzeń za dwadzieścia pięć sekund.
Następny język zielonego ognia wystrzelił z ogromniejącej wciąż tarczy. — Piętnaście sekund do hiperskoku. — Jakie to wielkie, o słodki Jezu… — szepnęła Rissa.
— Hiperskok za pięć sekund… Polecenie hiperskoku anulowane! Przejście na sterowanie automatyczne!
— Co? Dlaczego?! — Keith wbił osłupiały wzrok w obiektywy wizyjne pokładowego komputera wmontowane nad konsoletą. — FANTOM! Co się dzieje?!
— Źródło grawitacji przekracza dopuszczalną normę dla bezpiecznego transferu hiperprzestrzennego — oznajmił komputer.
— Źródło grawitacji? Jesteśmy przecież w otwartej przestrzeni! — wybuchnął Lansing, Jag poderwał się na nogi. — O, Bogowie! — zaszczekał. — To jest wystarczająco wielkie, by zakrzywić czasoprzestrzeń. — Wyszedł zza pulpitu i stanął przodem do audytorium. — Zmniejszyć jasność projekcji o połowę — zarządził.
Macki Rombusa śmignęły po konsolecie. Obraz gigantycznego zielonego kręgu ściemniał, lecz wciąż wyraźnie odcinał się od tła jaskrawością tarczy.
— Jeszcze o połowę… — warknął fizyk. Próbował się przyglądać bez zmrużenia powiek lecz blask, choć przyćmiony, był wciąż nie do zniesienia dla Waldahudena, wychowanego pod gasnącym, czerwonym słońcem. — Jeszcze…
Projekcja wciąż ciemniała — i nagle na tle szmaragdowej powierzchni ujrzeli detale: granulowate twory jaśniejszych i ciemniejszych cieni…
— To nie statek — zdecydował Jag. Staccato waldahudeńskiego poszczekiwania w przekładzie FANTOMA wyrażało najwyższe zdumienie. — To gwiazda.
— Zielona gwiazda? — spytała Rissa z niedowierzaniem. — Coś takiego nie istnieje.
— Thor — rzucił Keith do sternika. — Pełen ciąg. Kurs prostopadły, jak najdalej od skrótu. Ruszaj! Alarm znów się rozszalał.
— Ostrzeżenie radioaktywne drugiego stopnia! — zawołała Lianna, próbując przekrzyczeć wibrujący dźwięk.
— Ekrany pola ochronnego na maksimum! — rozkazał dyrektor, lecz Thor wiedział, że to niemożliwe.
— Nic z tego, szefie! — odkrzyknął. — Pełna moc silników nie może iść w parze z maksymalnym polem siłowym. — Wobec tego daj pełną moc! Wyrwij nas stąd!
— Jeśli to gwiazda… przejdziemy zbyt blisko niej, prawda? — Rissa spojrzała na Jaga, lecz nie odpowiadał. — Prawda? — powtórzyła z naciskiem.
Waldahuden bezradnie podniósł ręce.
— O wiele… O wiele za blisko… — rzekł cicho.
— Jeżeli nie usmaży nas promieniowanie, zginiemy od gorąca — westchnęła kobieta.
— Thor, czy możesz zwiększyć prędkość? — nie ustępował Keith, lecz nawigator potrząsnął głową.
— Już nic nie mogę zrobić, szefie. Aktualne źródło grawitacji gwałtownie się nasila.
— Czy nie byłoby lepiej opuścić bazy? — zaproponowała z nadzieją Lianna. — Może mniejszy statek miałby większą szansę ucieczki?
— Racz mi wybaczyć, lecz jesteś w błędzie — oznajmił nieoczekiwanie Rombus. — Pomijając fakt, że nie posiadamy wystarczającej liczby pomocniczych statków, by ewakuować wszystkich członków załogi, tylko kilka z tych pojazdów jest wyposażone w osłony chroniące przed gwiezdnym promieniowaniem.
Lianna przechyliła głowę na jedna stronę wysłuchując komunikatów, nadawanych na kanale prywatnym przez umieszczony w uchu implant.
— Dyrektorze — zwróciła się do Lansinga. — Z całego statku nadchodzą przerażające wieści.
— Standardowe zabezpieczenie antyradiacyjne — rzucił zdesperowany Keith, zaś Jag rzucił mu beznadziejne spojrzenie.
— To nie wystarczy — rzekł cicho, ponownie siadając przy swoim stanowisku.
Keith podniósł wzrok na żonę. Jeden z ekranów nad jej pulpitem wyświetlał uproszczony schemat Starplex, ukazując dwie przeciwległe połówki diamentu oddzielone płaszczyzną dysku centralnego.
— Co się stanie — spytała nagle, odwracając się w jego stronę — jeśli obrócimy Starplex tak, by pokład oceaniczny znalazł się pod kątem prostym do trajektorii lotu? — A jaka to różnica?
— Możemy użyć warstwy wody morskiej jako osłony przed radioaktywnym promieniowaniem. Ocean ma dwadzieścia pięć metrów głębokości. To spora warstwa izolacyjna. Światełka na siatce Iba rozbłysły i zgasły w odpowiedzi.
— To faktycznie powinno pomóc. W każdym razie każdemu, kto nie znajdzie się na powierzchni lub pod spodem oceanicznego pokładu.
— Wszyscy zamienimy się w skwarki, nim zdążymy kiwnąć palcem — wtrąciła Lianna, a Keith podzielał jej obawy. — Thor, obróć Starplex, zgodnie z planem. — Dysze ACS odpalone.
— Lianna, wprowadź w życie plan ewakuacji całego personelu z pokładów od trzydziestego pierwszego do siedemdziesiątego. FANTOM, włącz interkom. — Jest interkom — potwierdził FANTOM.
— Wszyscy — uwaga! Tu Dyrektor Lansing. Wykonać instrukcje Kierownika Operacji Wewnętrznych. Ewakuacja pokładów od trzydzieści jeden do siedemdziesiąt. Opuścić sektor inżynieryjny, komory dokowe, stacje przeładunkowe i wszystkie cztery niższe moduły mieszkalne. Wszyscy przenieść się do wyższych modułów mieszkalnych. Do wszystkich delfinów — opuścić pokład oceaniczny lub podpłynąć do powierzchni wody i tam pozostać. Zachować porządek. Ruszać się — nie ma czasu do stracenia! FANTOM, kończ, przetłumacz i zapętl polecenie na interkomie.
Na holograficznym wyświetlaczu powierzchnia gwiazdy zaczęła wybrzuszać kolisty otwór wyjścia.
— Tempo rozszerzania się skrótu raptownie wzrasta — orzekł Jag. — Myślałem, że samo przejście zajmie trochę czasu, prawdopodobnie dlatego, że obiekt na pierwszy rzut oka sprawiał wrażenie zupełnie płaskiego. Teraz, gdy jego widoczny fragment wyraźnie się zakrzywił, proces przebiega szybciej. Obecna średnica wynosi sto dziesięć tysięcy kilometrów.
— Radiacja również gwałtownie wzrasta, proporcjonalnie do szybkości rozciągania się skrótu — dodała Lianna ponuro. — Jeśli następna erupcja strzeli w naszym kierunku, zmieni nas w popiół. — Obecny stan ewakuacji? — spytał nagląco Keith. Lianna wcisnęła kilka przycisków. Monitor podzielił się na dwadzieścia cztery kwadratowe projekcje fragmentów statku, narażonych na działanie przenikającej gwiazdy. Każdy z nich stanowił odmienny obraz widziany przez pokładowy komputer, rejestrowane przez FANTOMa sceny, rozgrywające się przed obiektywami kamer.
Poziom pięćdziesiąty ósmy. Zgodnie z obowiązującym stanem wyjątkowym — sześciu Ibów w panicznym pośpiechu toczących się korytarzem.
Skrzyżowanie: trzy kobiety w roboczych kombinezonach pędzące w stronę kamery oraz dwóch Waldahudenów i mężczyzna biegnący w przeciwnym kierunku.
Pozbawiona ciążenia część pokładu centralnego: ludzie uczepieni ręcznych uchwytów usiłujący wspiąć się wyżej. Pionowa tuba wodna, a w niej trzy delfiny płynące w górę…
Winda transportowa… W środku Waldahuden przytrzymujący drzwi jedną ręką, a pozostałymi trzema ponaglający pozostałych pasażerów. Inna winda. Wewnątrz Ib otoczony gromadą dwunastu ludzi.
— Nawet jeśli wszyscy znajdą się ponad dyskiem centralnym, nie sadzę by ocean stanowił wystarczające zabezpieczenie przed promieniowaniem — krakała z uporem Lianna.
— Czekajcie! — wrzasnął nagle Thor. — A gdybyśmy ustawili się za skrótem?
— Hm? — chrząknął Rombus, albo raczej FANTOM tak zinterpretował przez translator delikatną feerię błysków na płaszczu Iba.
— Skrót to okrągła dziura — zaczął tłumaczyć Thor, zerkając przez ramię na Keitha. — Gwiazda wynurza się z niego z jednej strony, lecz po drugiej powierzchnia jest płaskim, pustym kręgiem, czarną pustką o kształcie obiektu, dokonującego transferu. Gdy znajdziemy się za skrótem, będziemy bezpieczni, przynajmniej przez jakiś czas. Jaga klepnął wszystkimi czterema łapami w konsolę. — On ma rację! Lansing również poparł go skwapliwie.
— Zrób to, Thor. Zmień kurs i wyprowadź nas na tyły skrótu. Podczas manewru ustaw Starplex tak, żeby spód oceanicznego dysku znalazł się naprzeciw tego wychodzącego słońca. — Już się robi. Dla mnie to tylko kwestia czasu. Na sferycznym holo otaczającym główny mostek, lśniący zaokrąglony profil gwiazdy stawał się powoli zieloną kopułą, gdy Thor zmieniał trajektorię lotu. Wtem zabuczał głośnik.
— Grzbietolot do Lansinga! — zaćwierkał interkom przenikliwym głosem delfina. Gdzieś w tle dał się słyszeć plusk.
— Odbiór. Tu Lansing.
— Thor nie prowadzi statku po linii prostej. Są fale na oceanie.
— Lianna? — Keith spojrzał na dziewczynę i po chwili dwadzieścia cztery transmisje z różnych części statku zastąpił obraz oceanu, przekazywany pod odmiennym kątem. Woda morska chlustała aż na holograficzny strop, autentyczne fale sięgały fałszywych obłoków, zmuszając delfiny do gromadzenia się przy sterburcie dla zaczerpnięcia oddechu.
— Niech to diabli! — zaklął Thor. — Nie pomyślałem o tym. Obrócę statek wokół osi podczas lotu. Na dobrą sprawę może uda mi się utrzymać wszystkie siły w równowadze. Przepraszam!
Starplex ruszył w dalszą drogę. Wybrzuszającą się kopułę zielonej gwiazdy coraz silniej przysłaniała bezcielesna czerń odwrotnej strony kręgu. Było to dziełem chwili — zieleń znikła, a Starplex przycupnął na tyłach skrótu. Jedyną oznaką obecności śmiercionośnej gwiazdy została szmaragdowa poświata, wydobywająca z mroku skupisko ciemnej materii przed rozszerzającym się wyjściem. Nawet aureola promieniowania Soderstroma była stąd niewidoczna. Powodował ją przecież strumień tachionów wylewający się ze skrótu w przeciwnym kierunku. Czarna tarcza znów rosła szybciej, przesłaniając coraz większy obszar gwiezdnej przestrzeni. Osiągnęła średnicę 800 000 kilometrów…
— Czy potrafisz obliczyć wielkość tego obiektu na podstawie zakrzywienia powierzchni obserwowanego przez nas fragmentu? — zwrócił się Keith do Jaga.
— Nie jest nawet wpół drogi przez skrót — odparł Waldahuden. — Do tego obiekt jest spłaszczony wskutek bardzo szybkiej rotacji. Przypuszczalna średnica? Około półtora miliona kilometrów. — Thor, czy mamy szansę na dokonanie hiperskoku?
— Na razie żadnych — odparł miniaturowy hologram, unoszący się nad krawędzią konsoli Keitha. — Musimy być co najmniej siedemnaście milionów klików od centrum gwiazdy, zanim przestrzeń spłaszczy się na tyle, by w wejść z nią w kontakt. Moim zdaniem pokonanie tej odległości zajmie nam jedenaście godzin…
— Godzin?! — wpadł mu w słowo dyrektor. — Ile mamy czasu, nim równik gwiazdy przejdzie płaszczyznę skrótu? — Prawdopodobnie pięć minut… — mruknął Jag. — Jaki stan ewakuacji?
— Stu dziewiętnastu ludzi wciąż przebywa pod powierzchnią oceanicznego dysku — rzekła Lianna patrząc na monitor. — Damy sobie radę…? Dziewczyna westchnęła. — Nie jestem pew…
— Czerwone światło — silnik numer sześć! — wykrzyknął Thor. — Jest przegrzany!
— Rewelacja… — syknął Keith. — Będziesz musiał wyłączyć go z ciągu?
— Na razie nie — zdecydował Thor. — Wprowadziłem do jego chłodnic nanotechy naprawcze, które powinny usunąć awarię.
— Równik osiowy gwiazdy już niemal przeszedł przez skrót.
Fragment holograficznej projekcji wypełniło schematyczne wyobrażenie zachodzącego aktualnie zjawiska. Po lewej stronie uwypuklała się półkula tworu dokonującego transferu. Sam skrót był stąd postrzegany jako prosta pionowa linia.
Po prawej widniał umykający w przeciwnym kierunku Starplex, z profilu podobny do diamentu. Gdy oś słońca przecięła bezwymiarową granicę, otwór w przestrzeni zaczął maleć. Fotony i naładowane cząstki emitowane przez gwiazdę przelewały się teraz na drugą stronę. Emisję narastającego promieniowania można było porównać do ramion, rozpostartych pomiędzy dwunastką a szóstka, nieuchronnie zdążających do trójki.
Thor odrzucił Starplex najdalej, jak mógł. Keith zdążył zauważyć błysk żółtych indykatorów ostrzegawczych na panelu pilota. Statek podjął walkę z polem grawitacyjnym gwiazdy, jego droga ucieczki zawężała się z każdą chwilą, w miarę jak rósł płomienny glob.
— Lansing! — zawył Jag. — Skupisko ciemnej materii ruszyło z miejsca! Oddala się od gwiazdy.
— Czy mogłaby to spowodować siła odpychania, o której wspominałeś?
Waldahuden zamachał czworgiem ramion.
— Nie ten rodzaj oddziaływania przewidywałem, ale…
— Ewakuacja niższych pokładów zakończona — wpadła mu w słowo Lianna, obracając się w fotelu i patrząc z wyczekiwaniem na dyrektora.
— Mniejsza z tym — mruknął pod nosem nawigator. — Jeśli dosięgnie nas fala promieniowania, dostaniemy takiego radiacyjnego kopa, że się nie pozbieramy…
W końcu gwiazda przeszła w całości i skrót zniknął. W związku z tym Thor przełączył całą moc zasilającą napęd dysz na ochronne pole siłowe, próbując w miarę możliwości odchylić napływającą falę promieniowania. Starplex płynął teraz siłą bezwładności. Znów rozległ się alarm przeciw radiacyjny.
— Czy jesteśmy już wystarczająco daleko? — zapytał Keith, lecz nie doczekał się odpowiedzi, gdyż nawigator był zbyt pochłonięty obsługiwaniem klawiatury.
— Czy jesteśmy już wystarczająco daleko?! — ponowił pytanie dyrektor.
Jag dokonał kilku obliczeń.
— Myślę, że tak — odparł zamiast Thora. — Lecz zawdzięczamy to jedynie osłonie, jaką tworzy pokład oceaniczny dysku centralnego. Inaczej już dawno otrzymalibyśmy dawkę śmiertelną.
— No to mamy szczęście — odetchnął Keith. — Tak trzymać, na razie jesteśmy bezpieczni. Lianno, zrób nowy rozkład zadań. Pamiętaj: minimum udziału waleni, niepotrzebne delfiny skieruj do punktu hibernacji medycznej, dopóki nie wymienimy wody w oceanie. Przy prędkości, z jaką gwiazda oddala się od skrótu, upłynie dobrych parę dni, nim będziemy mogli bezpiecznie przejść przez portal. Jak na razie dobra robota. Spisaliście się świetnie. Rombusie, w jakim stanie są nasze doki?
— Wciąż są zdatne do użytku. Przecież nawet ich ściany mają doskonałe zabezpieczenie na wypadek przecieku radioaktywnego, jeśli statek uległby awarii lub eksplodował.
— No to super. — Lansing zerknął na sternika. — Thor, daj mi znać, gdy będziemy wystarczająco daleko od gwiazdy. A ty, Jag, powinieneś przyjrzeć się temu z bliska. Chcę wiedzieć zaraz skąd to pochodzi i czemu tu trafiło — dodał, patrząc na Waldahudena.