A wiec jego zadaniem jest powstrzymać Crawforda.
Miał tego dokonać dzięki swoim nadzwyczajnym zdolnościom.
Ale najpierw musiał sobie wszystko spokojnie przemyśleć. Wziąć pod uwagę wszystkie czynniki i dokładnie je przemyśleć, analizując słabe i mocne punkty zadania. Przeciw sobie miał potęgę przemysłu i to nie jednej gałęzi przemysłu, ale wszystkich na całym świecie. Crawford i przemysłowcy wypowiedzieli mutantom otwartą wojnę. Mieli też jakąś tajną broń.
Crawford mówił coś o desperacji i tajnej broni. Dodał jednak, że broń ta nie wydaje mu się wystarczająco dobra.
Przede wszystkim Vickers musiał się przekonać, cóż to była za broń. Zanim nie dowie się tego, nie ma sensu kreślić żadnych planów.
Leżał w łóżku gapiąc się na sufit. Porządkował sobie wszystkie fakty, głębiej się nad nimi zastanawiając. Starał się porównać siłę normalnego człowieka z siłą mutanta. Pod wieloma względami byli sobie równi, jednak pod niektórymi względami jeden z nich z jakiegoś powodu niezaprzeczalnie przewyższał drugiego.
Nie doszedł więc do niczego.
— No i oczywiście, że do niczego nie dojdę — przyznał Vickers na głos. — Bo to co robię, jest przecież niczym innym jak błędem bez przerwy popełnianym przez ludzi. Myśleniem logicznym.
A przecież najważniejsze jest przeczucie.
Ale w jaki sposób ma z niego skorzystać?
Odrzucił wszystkie czynniki, które wcześniej brał pod uwagę, i wpatrując się w ciemność, starał się nie myśleć o niczym.
Czuł, jak myśli przepychają się, chcą dojść do głosu, ale robił wszystko, aby nie dać im się zwieść. W końcu wpadł na pomysł: wojna.
Kiedy tak o tym myślał, pomysł wydawał mu się coraz bardziej interesujący.
Wojna, ale inna niż te, które do tej pory toczyły się na świecie. Jak to się mówiło o tej szopce, która rozgrywała się w Europie na froncie zachodnim w czasie II wojny światowej? Niby-wojna. Nie, niezupełnie o to chodziło.
Było to dość denerwujące. Myśleć o czymś, czego nie można było odpowiednio ubrać w słowa i mieć zaledwie przeczucie, że idzie się we właściwym kierunku.
Wytężył umysł, ale poszukiwane pojęcie umknęło mu. Przestał myśleć, a zgubiony wątek natychmiast powrócił.
Wpadł na kolejny pomysł: bieda.
Bieda w jakiś sposób łączyła się z wojną. Czuł, że obie te idee krążą jak kojoty wokół ogniska, którym jest on sam, warcząc na siebie w ciemności poza obszarem pojmowania.
Spróbował odstraszyć je od ogniska, ale nie odeszły.
Po pewnym czasie przyzwyczaił się jednak do nich. Ogień z ogniska nie sięgał już tak wysoko, a kojoty nie biegały tak szybko i nie kąsały z taką zaciętością.
Jest jeszcze jeden czynnik, powiadomił go jego śpiący mózg. Mutantom brakuje ludzi. Dlatego stworzyły roboty i androidy.
Jednakże brak ludzi można było bez trudu obejść. Można na przykład wziąć jedno życie i podzielić je na więcej istnień. Można wziąć życie mutanta i rozciągnąć je, podzielić, sprawić, aby trwało dłużej i dalej sięgało. W dziedzinie ekonomicznego wykorzystania siły ludzkiej można było wiele zdziałać, jeśli tylko wiedziało się w jaki sposób.
Kojoty krążyły coraz wolniej, a ogień przygasał.
Nie wiedząc nawet o tym Vickers zasnął. Po jakimś czasie obudził się i usiadł na łóżku.
Już wiedział!
Zatrząsł się w chłodzie letniego świtu. Wyciągnął nogi spod kołdry i postawił stopy na zimnej podłodze.
Potem podbiegł do drzwi, otworzył je z hukiem i zaczął zbiegać po schodach prowadzących do holu.
— Flanders! — krzyczał. — Flanders! Na dole pojawił się Hezekiah.
— O co chodzi, sir? Czy życzy pan sobie czegoś?
— Gdzie Flanders?!
Otworzyły się kolejne drzwi. Pojawił się w nich Horton Flanders. Spod jego koszuli nocnej wystawały kościste kolana, a rzadkie włosy na nogach sterczały prawie pionowo.
— O co chodzi — wymamrotał, na wpół jeszcze pogrążony we śnie. — O co ten cały hałas?
Vickers przebiegł przez hol, złapał Flandersa za ramiona i spytał:
— Ilu nas jest? Na ile części zostało podzielone życie Jaya Vickersa?
— Jeśli tylko przestaniesz mną potrząsać…
— Przestanę, jeśli powiesz mi prawdę.
— Z przyjemnością — odparł Flanders. — Jest nas trzech. Ty, ja i…
— T y?
— Oczywiście, czy jest w tym coś dziwnego? — Przecież jesteś ode mnie o wiele starszy.
— Z syntetycznym ciałem można dokonać cudów — uśmiechnął się Flanders. — Nie rozumiem, czemu tak się dziwisz. Nagle Vickers zdał sobie sprawę, że rzeczywiście wcale go to nie dziwi. Czuł się tak, jakby zawsze był tego świadom.
— A ten trzeci? — spytał Vickers. — Powiedziałeś, że jest nas trzech. Kto jest tym trzecim?
— Nie mogę ci jeszcze tego zdradzić — odpowiedział Flanders. — I tak powiedziałem ci już za dużo.
Vickers wyciągnął rękę, schwycił Flandersa za koszulę nocną i wykręcił materiał, aż ten zacisnął się na gardle starca.
— Siłą niczego nie wskórasz — stwierdził Flanders. — Powiedziałem ci to wszystko tylko dlatego, że wcześniej niż podejrzewaliśmy, doszło do kryzysu. Nie byłeś jeszcze gotów na to. Nie przygotowaliśmy cię. Musieliśmy jednak podjąć ryzyko. Rozumiesz więc, że nie mogę ci zdradzić nic więcej.
— Nie przygotowaliście mnie! — powtórzył Vickers z wściekłością w głosie.
— Nie byłeś gotów. Powinniśmy byli dać ci więcej czasu. Dlatego nie mogę powiedzieć ci nic więcej. Spowodowałoby to jedynie dodatkowe komplikacje. I obniżyło twoją wydajność, a także wartość.
— Ale ja mam już rozwiązanie waszego problemu — powiedział Vickers ze złością. — Gotów czy nie, wiem, co knuje Crawford i jego przyjaciele, a to już i tak więcej niż wy zdziałaliście do tej pory, mimo że mieliście znacznie więcej czasu. Mam rozwiązanie, bez którego nie ruszycie dalej. Wiem, jaką tajemniczą broń ma Crawford, i wiem jak jej przeciwdziałać. Powiedziałeś, że moim zadaniem jest powstrzymanie Crawforda, i mogę to zrobić.
— Jesteś pewien?
— Całkowicie — zapewnił Vickers. — Ale ten trzeci…
W jego mózgu rodziło się jakieś podejrzenie. Straszne podejrzenie.
— Muszę wiedzieć — powtórzył z uporem.
— Nie mogę ci tego powiedzieć. Naprawdę nie mogę trajkotał Flanders.
Vickers zwolnił uścisk. Świdrująca myśl, która rodziła się w jego mózgu i starała się przebić na światło dzienne, stawała się prawdziwą torturą. Vickers powoli odwrócił się.
— Tak, jestem pewien — rzekł Vickers. — Jestem pewien, że znam wszystkie odpowiedzi. Znam je, ale to na nic. Wrócił do swojego pokoju i zamknął za sobą drzwi.