Epilog

Niniejsza relacja ma swoją własną historię. Kiedy przed kilku laty zabierałem się do opisania pewnych wydarzeń roku sześćdziesiątego Zielonej Ery i trafiłem na notatnik doktora Pawłowskiego, postanowiłem zaopatrzyć moją pracę we wstęp, który nam, ludziom z całkiem innych czasów, uświadomiłby jak do tego wszystkiego doszło. W trakcie przymiarek zajmująca relacja doktora zwróciła moją uwagę na całkiem nowe źródła, a bohaterowie, z którymi się zetknąłem, zaabsorbowali mnie do tego stopnia, iż w efekcie wyłoniła się autonomiczna praca, będąca próbą odkłamania oficjalnej historiografii, w której dziś nie ma już miejsca na Denninghama, a nawet na Gardinera.

Cóż bowiem zdarzyło się później?

Jan Pawłowski w ciągu trzech dni przemierzył ogarniętą chosem Amerykę i dotarł do szpitala Fundacji Reagana w Los Angeles. Barbara Gray po operacji szpiku kostnego przeżyła jeszcze miesiąc. Umierała otoczona miłością młodego mężczyzny czuwającego nad nią do końca jako salowy, pielęgniarka, spowiednik. Później, wiele miesięcy później, rozpoczął on poszukiwania Marthy, którą odnalazł dopiero po pięciu latach. Syna już niestety nie poznał. Karolek zaginął podczas wędrówek ludów w trakcie wielkiej epidemii Roku Trzeciego.

Losy świata potoczyły się dokładnie tak, jak obawiał się tego Denningham. Ponieważ niektóre z mocarstw wzbraniały się przed totalnym rozbrojeniem zaproponowanym przez Orędzie Lindorfa, odpalono 7 Mątwy 16. której udało się opuścić Ruronga, pięć głowic, unicestwiając jednorazowo około dziesięć milionów istnień ludzkich. Pastor chciał wprawdzie rzucić jedną, dla postrachu, na pustynię, ale Groner wybrał pięć największych aglomeracji.

Argument przekonał. Światem wstrząsnęła fala rozruchów i rewolucji. Lindorf, nie mogąc się pogodzić z hekatombą, szantaż tak! – ludobójstwo nie!, ustąpił. Jego miejsce zajął Tardi. Do Prezydium Konwentu dokooptowano również Liona Gronera i jego protegowaną. Erikę Studder.

Taki był początek. Wydawać by się mogło, że siły rozsądku i umiaru zwyciężą. Owszem, dokonano serii gwałtownych przewrotów, ludzie Ziu Donga oddali nieocenione usługi w przejmowaniu mass mediów i baz, ale nad Ziemią cały czas unosił się duch nadziei. Ofiary atomowych uderzeń uznano za konieczne na ołtarzu Zmiany. Rozwiązano wszystkie armie i zmniejszono policję. Obalając centralne administracje, postulowano utworzenie wspólnoty gmin. W czerwcu odbyły się Globalne Wybory, które Ekologiści wygrali w 87.6 procent, ponosząc klęski jedynie tam. gdzie miały miejsce atomowe pokazówki. Wściekli stanowili w wybranym Konwencie nie więcej niż 12 procent.

Atoli po okresie euforii pojawiły się trudności. Wielki kryzys energetyczny i komunikacyjny spowodował z końcem zimy klęski głodowe, a za nimi nowe rozruchy w wielkich metropoliach, tłumione brutalnie przez Policję Pokoju. Później zaczęto exodus na wieś. W łonie samych Zielonych pojawiły się wątpliwości, czy dążąc do eliminacji szeregu technologii nie podjęto się zadania ponad siły? Sarkano na Wściekłych. Tardi. zagrożony w swym przewodnictwie, sam dość bezbronny i pozbawiony charyzmy, stanął przed dylematem – zawrócić, lub przynajmniej zahamować tempo zmian, czy iść dalej sięgając po terror? “Rewolucja połowiczna jest kontrrewolucją" – taki slogan wylansowała wówczas Erika Studder. Popierał ją Aktyw wyłoniony w ciągu Roku Pierwszego. Świadomy, że odwrót może spowodować stratę najdroższej z ziemskich rozkoszy: władzy.

Próżno Gardiner zalecał umiarkowanie. Tardi uznał już Murzyna za konkurenta i jednoznacznie przychylił się do koncepcji Gronera. który, oprócz sławy bojownika, dysponował nadto głowicami Malwy 16. Z tego okresu datuje się List do Przyjaciela, którego kserokopię widziałem raz w dziale prohibitów Biblioteki Konwentu. Autorem był Gardiner. adresatem – ktoś nie wymieniony z nazwiska, ktoś uosabiający szlachetność i mądrość. Słowem człowiek, którego Red kiedyś zdradził…

Oczywiście nie opublikowano Testamentu Gardinera. Przynajmniej do dziś. Śmierć przywódcy, mimo tytularnych honorów, stopniowo odcinanego od wpływów i Taktycznej władzy pozostaje ciągle nie wyjaśniona. Nie zaproszony nawet na posiedzenia Konwentu, chroniony przez liczna świtę, oddawał się w swej rezydencji wraz z grupka młodych, rozpustnych efebów. głównie rozrywce. I pisał. Czasem nagrywano z nim przemówienia telewizyjne, jeśli były potrzebne do manipulowania opinia. Miał przecież ciągle wielu zwolenników. Zwłaszcza w Trzecim Świecie. Dlaczego zgadzał się na to. wierzył Tardiemu. który obiecywał rychłe usunięcie Gronera “gdy tylko sytuacja się poprawi'".' Może ze strachu. W końcu, czyż to nie strach kazał mu ciągle badać lojalność straży i powiększać gwardię przyboczna…

Jak do jego rezydencji wślizgnęli się młodziutka Diana, pozostanie tajemnica. Wiemy jedynie, że dokonała dzieła na miarę Charknie Corday. sztyletując Gardinera pod prysznicem. Aresztowana, w tajemniczy sposób zniknęła z więzienia i nikt więcej o niej nie słyszał. W tym czasie paru sprytnymi posunięciami Lion Groner wyeliminował już Ziu Donga -jego Zielone Służby wszędzie wypierała bardziej kadrowa Policja Pokoju. Nieporównalnie radykalniejsza, okrutna i zakonspirowana, stworzona na kształt zakonu.

Gdy zabrakło Gardinera. Tardi rychło został marionetka w ręku Liona. Ostatni z założycieli, Maria Bernini. traciła coraz bardziej kontakt z rzeczywistością. Dzieło ją przerosło. Miewała widzenia. Nieraz na publicznych konferencjach rozmawiała z nieżyjącymi, popadała w ekstazy, a kiedy wreszcie uznała się za ostatnie wcielenie Matki Boskiej. Konwent pozbawił ją immunitetu i wysłał do zakładu psychiatrycznego, gdzie wkrótce zmarła, nawiedzana potwornymi strachami i przerażającymi wizjami.

Powstanie na Bałkanach pogrzebało karierę Ziu Donga. Zdymisjonowany i złamany zakończył samobójczo życie w areszcie domowym.

Po zawale Tardiego duet Linka Studder – Lion Groner pozostał na placu praktycznie bez konkurentów. W odpowiedzi na bunty, opory i protesty rozwiązano stary Konwent Ekologiczny, z trzech tysięcy deputowanych zaledwie kilkunastu miało przeżyć dekadę Walki o Czystość. Wprowadzono Ostry Wariant Ekologicznej Rewolucji. Szansę w nim mieli tylko skrajni. Stąd działacze, jedni kierowani naiwnością, inni niskim poczuciem karierowiczostwa. licytowali się w ortodoksyjności. “Nowy" Konwent, przy l()()-proccntowcj frekwencji 1 99.99 procent głosów ważnych i słusznych, powołał władze według dyktanda hurrarewolucyjnego tandemu. Opór przeciwników łamano bezlitośnie. A im było trudniej, tym większe musiały być ofiary. Wylęgłe z głodu i chaosu epidemie pociągnęły za sobą idące w setki tysięcy procesy “trucicieli". Zdziesiątkowano w ten sposób opierający się szaleństwu świat nauki. Od przylądka Horn po krańce Alaski, od Przylądka Dobrej Nadziei po wulkany Islandii, naukowcy, dziennikarze i w ogóle inteligenci wypełnili campusy odosobnienia. Viren zmarł w greckich kamieniołomach. Silvestri, po ucieczce z brygady harującej na plantacji bawełny, rozpłynął się gdzieś podobnie jak Denningham.

Mass media – póki jeszcze działały na skalę globalną – pełne były procesów “Hamulcowych" i “Wrogów Zmiany", a publiczne egzekucje stanowiły coraz częstszą i przy okazji jedyną rozrywkę tłumów. Świat, ogarnięty obsesją powrotu do natury, dziczał i wynaturzał się. Zakazano używania samochodów osobowych. Wprowadzono ścisłe ograniczenia komunikacyjne.,,Urodziłeś się. Żyjesz, to i Umrzyj w Gminie" – brzmiał jeden z fundamentalnych kanonów.

Skasowano centralistyczne religie, zezwalając na kulty gminne. Ostatni papież. Piotr II, jak nazwano go zgodnie z proroctwem św. Malachiasza, został zesłany do jakiegoś górskiego klasztoru w Abruzzach.

Jan i Marthu Pawłowscy uniknęli wielkich represji zamieszkując w małej gminie, z dala od wielkiego świata.

Dziesięć lat od pamiętnej Wielkanocy Ziemię zamieszkiwało już tylko około miliarda ludzi, a w demografii utrzymywała się stale tendencja malejąca. Przyrost wywołany przez likwidację środków antykoncepcyjnych i zakaz aborcji pod karą śmierci, niwelowały ustawiczne walki, epidemie i niewiarygodna wprost śmiertelność niemowląt. Do tego wielu ludziom po prostu nie chciało się rozmnażać. Co rusz wykrywano spiski… Jeszcze parę razy Groner robił użytek z głowic Mątwy 16. Razem z Eriką stworzyli wokół niej pałac na wodzie. Nową Atlantydę. Niektórzy uważali, że nazwa podobna prowokuje nieszczęścia, ale nikt się tym nie przejmował.

W swych fantazjach Lion i Erika prześcignęli wielkie utopie. W pasji urządzenia Świata przesiedlano narody i wyludniano miasta. W obawie, że ktoś radykalniejszy od nich zdoła zyskać poklask etatowych entuzjastów, stale uciekali do przodu. A w swym tandemie, mimo szeregu pokus, pozostawali zadziwiająco solidarni.

Był jednak ktoś. kto za cel swego życia postawił sobie zemstę. Na przekór rozsądkowi desperacko dotarł do ściśle strzeżonej rezydencji i wdarł się pod pokład Mątwy 16. Dokonawszy czynów na miarę Herkulesa i Gilgamesza, wysadził ją i jej atomowy ładunek, zmieniając przy okazji rezydencję, Erikę i Liona, wraz ze znaczną połacią oceanu, w atomową chmurkę. Nadzwyczajna Komisja Konwentu, ten ocalał, dzięki ostrożności Gronera, który nie chciał go trzymać pod bokiem, rezydował więc na stałym lądzie, badająca przyczyny katastrofy – inna sprawa, co mogła badać? – wykluczyła przypadek. Drobiazgowe śledztwo trafiło w końcu na ślady człowieka, który przez dziesięć lat krążył jak drapieżny ptak wokół swego celu.

Nie udało się ustalić jego nazwiska. Według świadków był drobny, nerwowy i miał odruchy nałogowego palacza. W jednym z hoteli, w którym przelotnie zamieszkiwał, w szparze podłogi znaleziono srebrną cygarniczkę z monogramem,.LW", ale kto dowiedzie, że stanowiła ona własność bezimiennego kamikadze?

Śmierć dyktatorów nie zmieniła systemu. Nie mogła już go zmienić. Był realny, jedyny, niemożliwy do zniszczenia; broniły go zresztą setki tysięcy, a nawet miliony funkcjonariuszy, prefektów, syndyków i wszystkich tych, którzy postawili na Wariant Zielony. Owszem, odbyjy się wybory. Wyłoniono Nowy Konwent, wprowadzono Trzyletni Dwuosobowy Konsulat. Gminy zyskały nawet sporo rzeczywistej demokracji. Ale wygrywali głównie ortodoksi, bo taka była immanentna cecha Programu. Toteż z roku na rok świat nasz stawał się coraz Zielcńszy, Zieleńszy. Wyrastało nowe pokolenie, które nie pamiętało już czasów industrialnych. Kolejne rządy coraz rygorystyczniej eliminowały resztki “anachronicznej sztuczności" – elektryczność, sztuczne tworzywa. Zapomniano o kosmicznych aspiracjach. W sztuce zwyciężał realizm, w nauce ostała się biologia. Historiografia ile sił próbowała zatrzeć przykre wrażenie Pierwszego Dziesięciolecia. Starano się przekazywać opinie o Wielkiej Zmianie jako nieuchronnym, pozytywnym i w gruncie rzeczy łagodnym, procesie dziejowym.

Sam się tak tego uczyłem.

W jakiś sposób zrealizowano marzenia człowieka o zawróceniu czasu. Detergenty nie spływały do rzek, ludzie umierali zdrowsi, częściej na zwykłe choroby niż na raka i zawały. Ale również umierali.

Jako cenzuralne tabu pozostawało pytanie o cenę Zmiany. Nigdy w żadnej publikacji nie spotkałem też wątpliwości – czy warto było? Czy ponad pięć miliardów istnień ludzkich warte było zwycięstwa jednej, skądinąd ciekawej, koncepcji?

Dziś koła historii obracają się ciągle wstecz. Programy młodych ideologów są coraz bardziej rygorystyczne. Licytacja ludzi żądnych wpływów, kariery, władzy – trwa. Może zresztą wierzą w to, co głoszą. W zwycięstwo naturalności. W szczęście Arkadii.

Może za jakiś czas wrócimy na drzewa? I tam znajdziemy Raj?


Warszawa 1986-1987 r.

Загрузка...