VIII

Jakieś dziesięć minut później włączyłem hełmofon i krzyknąłem:

— Boyce! Dorrie! Dotarliśmy do tunelu!

Albo już siedzieli ubrani w skafandry, albo ubierali się szybciej niż którykolwiek ze szczurów podziemnych. Otworzyłem rękaw i podpełzłem, by im pomóc, a oni już wychodzili z kapsuły, chwiejąc się od uderzeń wiatru.

Oboje wywrzaskiwali pytania i gratulacje, ale im przerwałem.

— Do środka — rozkazałem. — Zobaczycie sami. — Prawdę mówiąc nie trzeba było iść tak daleko. Gdy tylko uklękli, by wpełznąć przez rękaw, musieli zauważyć kolor.

Poszedłem za nimi, zamykając śluzę za sobą. Powód tego był bardzo prosty. Jak długo tunel nie został przebity, nie ma znaczenia, co robicie. Ale we wnętrzu nienaruszonego tunelu Hiczich panuje ciśnienie niewiele wyższe, niż normalne ziemskie. Kiedy brak hermetycznej kopuły, w chwili gdy przebija się ścianę, wpuszcza się do środka całą 20.000 — milibarową atmosferę Wenus z gorącem, ablacją i wszystkim innym. Jeśli tunel jest pusty albo zawiera tylko proste, odporne przedmioty, szkód nie będzie. Ale jeśli trafiłeś na wielką pule, niszczysz w ciągu pół sekundy to, co czekało ćwierć miliona lat.

Zgromadziliśmy się wokół szybu. Pokazałem palcem w dół. Wiertnie wykonały gładki otwór, około siedemdziesiąt centymetrów na trochę ponad sto, o zaokrąglonych kątach. Na dnie widać było chłodny niebieski blask, trochę przesłonięty i plamisty od resztek gruzu, którego nie trudziłem się wydobyć.

— Co teraz? — spytał Boyce głosem chrapliwym z podniecenia, co, jak przypuszczam, było dość naturalne.

— Teraz wytopimy sobie przejście do środka.

Kazałem moim klientom cofnąć się tak daleko jak zdołają. Przytulili się do stosu odłamków w igloo, a ja umocowałem palniki. Już wcześniej zmontowałem nad szybem dźwig nożycowy, wiec mogłem opuścić je bez kłopotu na kablach, aż znalazły się o parę centymetrów nad sklepieniem tunelu. Wtedy je zapaliłem.

Nie należy sądzić, by jakiekolwiek ludzkie działanie mogło zmienić temperaturę na powierzchni Wenus, ale te ogniowiertnie były czymś specjalnym, W małym igloo ciepło uderzało z dołu jak płomień, ogarnęło nas i w parę sekund systemy chłodzenia naszych żaroodpornych skafandrów już były przeciążone.

Dorrie dech zaparło.

— Och! Ja… ja chyba zaraz…

Cochenour chwycił ją twardą ręką.

— Mdlej, jeśli masz ochotę — powiedział brutalnie — ale nie rzygaj. Walthers! Ile czasu to potrwa? Było mi równie ciężko jak im; praktyka bynajmniej nie przyzwyczaja do czegoś podobnego do długiego pobytu przed otwartymi wrotami wielkiego pieca.

— Może z minutę — wysapałem. — Trzymajcie się… wszystko w porządku.

W rzeczywistości potrwało trochę dłużej, może z dziewięćdziesiąt sekund. Wskaźniki głośno alarmowały przez ponad połowę tego czasu. Ale skafandry zbudowano tak, by wytrzymywały podobne przeciążenia i jeśli się tylko w nich nie ugotujemy, nie pozwolą byśmy doznali trwałego uszczerbku. I już było po wszystkim. Półmetrowy, kolisty wycinek przekrzywił się, przechylił na jeden bok i tak zawisł.

Zgasiłem ogniowiertnie i przez parę. minut wszyscy ciężko oddychaliśmy, a zespoły chłodzące skafandrów stopniowo dochodziły do siebie.

— Ach — westchnęła Dorota. — To było dość ciężkie.

Spojrzałem na Cochenoura. W świetle bijącym z dna szybu dostrzegłem, że zmarszczył brwi. Nie odezwał się. Włączyłem palnik jeszcze na pięć sekund by odciąć do końca półmetrową klapę. Spadła do tunelu. Słychać było, jak uderzyła o podłogę.

Wtedy włączyłem hełmofon.

— Nie ma różnicy ciśnienia — powiedziałem.

Nie rozchmurzył się ani nie odezwał.

— Co oznacza, że ten był przebity — kontynuowałem. — Wracamy do kapsuły na odpoczynek zanim weźmiemy się za coś innego.

Dorota krzyknęła:

— Audee! Co się z tobą dzieje? Chce zejść na dół i zobaczyć co jest w środku! Cochenour odezwał się cierpko:

— Zamknij się, Dorrie. Nie słyszałaś, co powiedział? To niewypał.

Oczywiście istnieje zawsze szansa, że przebity tunel został naruszony przez wstrząs sejsmiczny, a nie szczura podziemnego z ogniowiertnią. Jeśli tak było, mógł zawierać coś wartościowego. I nie miałem sumienia jednym uderzeniem gasić całego entuzjazmu Doroty.

Zjechaliśmy wiec do nory Hiczich po kablu, jedno za drugim i rozejrzeliśmy się.

Był całkowicie pusty, jak większość z nich, przynajmniej w zasięgu wzroku. Co oznacza niezbyt daleko bo kolejna trudność z przebitym tunelem polega na tym, że dla jego eksploracji potrzeba bardzo dobrego sprzętu. Po przeciążeniach jakich doznały, nasze skafandry były skutecznym zabezpieczeniem jeszcze na jakieś parę godzin, ale niewiele ponad to i gdy przeszliśmy z pół mili tunelem, moi turyści chcieli już zawracać do kapsuły.

Umyliśmy się i zrobili sobie coś do picia. Nawet wypapranie jeszcze więcej wody z naszych rezerw nie poprawiło nam humorów.

Musieliśmy coś zjeść, ale Cochenourowi nie chciało się urządzać kolejnego pokazu dla smakoszy. Dorota w milczeniu wrzuciła tacki do kuchenki mikrofalowej i w ponurym nastroju zaczęliśmy przeżuwać nasze żelazne porcje.

— No cóż, to dopiero pierwszy — powiedziała w końcu, zdecydowana patrzeć na sprawę optymistycznie. — 1 jesteśmy tu dopiero drugi dzień.

— Przymknij się, Dorrie — odrzekł Cochenour. — Jedyna rzecz jakiej nie umiem dobrze robić, to przegrywać. — Wpatrywał się w ekran ze schematem nakreślonym przez sondy. — Walthers, ile z tuneli jest nie zaznaczonych ale pustych, jak ten tutaj?

— Jak mogę na to odpowiedzieć? Jeśli są nie zaznaczone to znaczy, że ich me zarejestrowano.

— Wiec te ślady nic nie znaczą. Możemy co dzień przez najbliższe trzy tygodnie przebijać się do jednego i stwierdzić, że wszystkie są puste.

Kiwnąłem głową.

— Z całą pewnością, Boyce. Spojrzał na mnie bystro.

— Wiec?

— To jeszcze nie najgorsze. Woziłem na wykopki grupy, które zwariowałyby ze szczęścia otwierając nawet przebite tunele. Można wiercić codziennie całymi tygodniami i w ogóle nie natrafić na prawdziwy hiczijski tunel. Nie wściekaj się, za swoje pieniądze miałeś trochę rozrywki.

— Mówiłem ci, Walthers, że nie umiem przegrywać. Ani zajmować drugiego miejsca. — Zastanawiał się przez chwilą, po czym warknął: — Ty wybrałeś to miejsce. Wiedziałeś, co robisz?

Czy wiedziałem? Jedyną odpowiedzią na to pytanie mogło być znalezienie nienaruszonego tunelu, to oczywiste. Mógłbym mu opowiedzieć, jak miesiącami studiowałem sprawozdania począwszy od pierwszego lądowania. Mogłem wspomnieć, w ile kłopotów się. pakowałem i ile przepisów złamałem, by uzyskać raporty o pomiarach robionych przez wojsko, albo jak dalekie odbywałem podróże, by pogadać z załogami z Obrony, uczestniczącymi w pierwszych wykopkach. Mógłbym mu powiedzieć, jak trudno było odnaleźć starego Jorolemona Hegrameta, obecnie wykładającego archeologie pozaziemską w Tennessee i ile listów wymieniliśmy. Ale powiedziałem tylko:

— Fakt, iż znaleźliśmy jeden tunel dowodzi, że znam moją robotę przewodnika. I tylko za to zapłaciłeś, czy szukamy dalej czy nie, to twoja sprawa.

Przyglądał się. z namysłem swym paznokciom. Dziewczyna odezwała się pocieszającym tonem:

— Weź się. w garść, Boyce. Pomyśl o tych wszystkich dalszych możliwościach, jakie mamy. A nawet jeśli nam się nie uda, to będzie fajny temat do opowieści dla wszystkich tam w Cincinnati.

Nawet na nią nie spojrzał. Powiedział tylko:

— Czy istnieje jakikolwiek sposób określenia czy tunel był przebity czy nie, bez wchodzenia do środka?

— Oczywiście — odrzekłem. — Można to stwierdzić stukając z zewnątrz w jego ścianę. Różnica dźwięku jest wyraźna.

— Ale najpierw trzeba się do niego dowiercić?

— Zgadza się.

Na tym stanęło. Znów ubrałem się w skafander, by zdemontować nieużyteczne już igloo, abyśmy mogli przenieść świdry.

W rzeczywistości chciałem uniknąć dalszej dyskusji, by mi nie zadał pytania, na które musiałbym odpowiedzieć niezgodnie z prawdą. Staram się w miarę możliwości nie kłamać, bo tak najłatwiej zapamiętać to, co się powiedziało.

Z drugiej strony nie jestem fanatycznie przywiązany do prawdy i uważam, że nie do mnie należy prostowanie niewłaściwych wrażeń, które ktoś odniósł. Na przykład było oczywiste, że Cochenour i jego dziewczyna mieli wrażenie, że nie zadałem sobie trudu ostukiwania ściany tunelu, ponieważ już się do niego dowierciliśmy i równie łatwo było ją przebić.

Ale oczywiście zbadałem go. Była to pierwsza rzecz, jaką zrobiłem, gdy tylko świder dotarł na właściwą głębokość. I gdy usłyszałem “puk" wysokiego ciśnienia, serce ścisnęło mi się z żalu. Nie byłem zdolny zawołać ich i powiedzieć, że osiągnęliśmy ścianę zewnętrzną, musiałem odczekać parę minut.

W tym czasie nie zdołałem się do końca zdecydować, co bym im powiedział, gdyby okazało się, że tunel jest nienaruszony.

Загрузка...