Y.

Niewiadoma?

Nie. Nie, tego już było za wiele. Za bardzo pachniało to zabawą w Boga.

Owszem, potrafiłaby to zrobić. Tylko że nigdy nie śmiałaby wypuścić takiego paskudztwa tutaj, na tym świecie. Nie była morderczynią — przynajmniej co do tej części osobistego kodeksu etyki Mary nie miała wątpliwości. Przecież stanowczo się sprzeciwiła, gdy Ponter chciał zabić Corneliusa Ruskina, mężczyznę, którego nienawidziła najbardziej na świecie.

Uważała też, że — wbrew sugestiom Adikora — Jock Krieger wcale nie planuje uwolnić wirusa Wipeout na swojej Ziemi. Była pewna, że wirus powstał z myślą o drugiej wersji, o świecie neandertalczyków. Miał się stać wężem w tym niezepsutym rajskim ogrodzie.

Gdyby jednak wszystko poszło tak, jak planowała, mogła powstrzymać Jocka przed wprowadzeniem wirusa na neandertalski świat.

Miała nadzieję, że jeśli w ogóle jakiś wirus tam trafi, będzie to jej Surfer Joe w nieszkodliwej wersji, którą właśnie stworzyła, chociaż…

Chociaż…

Mogła dokonać bardziej radykalnych zmian i zmodyfikować pierwotną logikę działania wirusa, tak aby atakował tylko jeśli…

To było proste, bardzo proste.

Nowa wersja uaktywniałaby się jedynie w sytuacji, gdy zakażona komórka należała do gospodarza, który nie był neandertalczykiem i który posiadał chromosom Y.

Tylko i wyłącznie wtedy…

Mary zmarszczyła czoło. Poprawiony Surfer Joe.

Tak jak Marek II — nowy papież, posuwający się we wszystkim o krok dalej.

Pokręciła głową. To było szaleństwo. Grzech.

Ale czy na pewno? W ten sposób mogłaby ochronić cały świat przed mężczyznami z gatunku Homo sapiens. Przecież jeśli ona sama i paleoantropolodzy podzielający jej zdanie mieli rację, to właśnie mężczyźni Homo sapiens — łowcy i zdobywcy — a nie trudniące się zbieractwem kobiety, wybili swoich neandertalskich kuzynów co do jednego.

A teraz, posługując się technologiami dwudziestego pierwszego stulecia i sprzętem pożyczonym od samych Barastów, mężczyźni z gatunku Homo sapiens znowu przygotowywali się do tego, czego już raz dokonali ich przodkowie.

Mary spojrzała na ekran komputera Jocka.

To by było banalnie proste. Drzewo logiczne już przecież istniało. Wystarczyło wprowadzić polecenie odszukania innych sekwencji DNA oraz zmienić kierunek logiki działania.

Sprawdzenie obecności chromosomu Y było dość łatwe: wystarczyło wybrać z bazy danych projektu badania genomu ludzkiego gen występujący wyłącznie na tym chromosomie. Mary znalazła na biurku Jocka czystą kartkę i długopis, po czym odręcznie zapisała ścieżkę logiczną na żółtym papierze w linię:


Etap 1.: Czy obecny jest chromosom Y?

Jeśli tak, mamy do czynienia z mężczyzną: przejść do etapu 2.

Jeśli nie, przerwać działanie (to nie jest mężczyzna).


Etap 2.: Czy gen ALFA sąsiaduje z telomerem?

Jeśli tak, przerwać działanie (to jest neandertalczyk).

Jeśli nie, prawdopodobnie jest to Gliksin; przejść do etapu 3.


Etap 3.: Czy gen BETA sąsiaduje z telomerem?

Jeśli tak, przerwać działanie (to nie powinno nigdy mieć miejsca u Gliksina).

Jeśli nie, z całą pewnością jest to Gliksin: przejść do etapu 4.


Kilkakrotnie przeczytała to, co zapisała, i nie znalazła ani jednego błędu. W żadnym miejscu logiczne działanie nie mogło się zapętlić, a poza tym były dwa kroki — a nie jeden — pozwalające z całą pewnością ustalić, że miała do czynienia z mężczyzną Homo sapiens, a nie Homo neanderthalensis.

Oczywiście było to tylko ćwiczenie — Mary wierzyła, że Jock zostanie powstrzymany, zanim zdoła uwolnić wirusa. Zmiana formuły była wyłącznie zabezpieczeniem na wypadek, gdyby wirus mimo wszystko trafił na drugą stronę.

Pokręciła głową i spojrzała na zegarek. Minęła już północ — zaczął się nowy dzień.

Powinna wracać do domu. Zdołała rozbroić wirus Kriegera. Teraz nie mógł już nikomu zaszkodzić, o ile wcześniej za pomocą kodonera nie stworzył oryginalnej wersji Wipeouta. Surfer Joe był nieszkodliwy. Mary zrealizowała swój plan.

Tylko taki miała zamiar.

Mimo to…

Przecież nikt nie musiałby ucierpieć. Mogła rozpowszechnić na swoim świecie informację, że podróżowanie na Ziemię neandertalczyków jest dla gliksińskich mężczyzn niebezpieczne. Laserowa technologia dekontaminacji pozwoliłaby dopilnować, aby Surfer Joe nigdy nie przedostał się z powrotem przez portal. Mężczyźni z jej gatunku — większość przyzwoitych i mniejszość tych, którzy wyrządzali tak wiele zła — byliby bezpieczni pod warunkiem, że trzymaliby się z dala od Ziemi Pontera.

Głęboko wciągnęła powietrze i powoli je wypuściła.

Skrzyżowała ręce na kolanach. W serdecznym palcu lewej dłoni wciąż widniało blade wgłębienie od obrączki.

Długo rozmyślała.

W końcu rozplotła ręce.

I wybrała jedyne możliwe rozwiązanie.

Загрузка...