Mimo ogólnej atmosfery wyczekiwania Obrońca nie spieszył się szczególnie z porodem. Conwayowi ulżyło w duchu. Miał dzięki temu więcej czasu na poszukiwanie innych sposobów postępowania, chociaż z drugiej strony wydłużał się też okres nerwowej niepewności.
Flegmatyczny zwykle Thornnastor trwał z trojgiem oczu skierowanych na pacjenta i jednym wbitym w monitor skanera. Przestępując z nogi na nogę, obserwował macicę Obrońcy, w której wszakże nie działo się nic specjalnego. Murchison dzieliła uwagę pomiędzy ekran a Kelgiankę odpowiedzialną za pilnowanie uwięzi przytrzymującej Obrońcę. Prilicla usadził się na suficie w przeciwległym kącie, wystarczająco daleko, by aura Obrońcy nie sprawiała mu przykrości. Z zespołem porozumiewał się za pomocą komunikatora.
Mówił, że został tu tylko z klinicznej ciekawości, tak naprawdę jednak chciał zapewne pomóc coraz bardziej spiętemu Conwayowi.
— Jeśli chodzi o inne procedury, o których wspomniałeś, ta pierwsza wydaje się nieco ciekawsza — odezwał się nagle Thornnastor. — Jednak wcześniejsze otwarcie kanału rodnego i wyciągnięcie Nie Narodzonego z równoczesnym zaciśnięciem pępowiny… Ryzykowna sprawa, Conway. Możesz trafić na w pełni przytomnego i aktywnego małego Obrońcę, gotowego zębami utorować sobie drogę na zewnątrz. A może chcesz jednak poświęcić rodzica?
Conway wspomniał znowu telepatyczny kontakt z Nie Narodzonym, który został Obrońcą. Tym Obrońcą. Wiedział, że to nielogiczne, ale nie chciał unicestwiać istoty, którą zdołał kiedyś tak blisko poznać, chociaż z całkiem niezależnych od niej powodów nie była już rozumna.
— Nie — odparł zdecydowanie.
— Pozostałe możliwości są jeszcze gorsze.
— Miałem nadzieję, że to usłyszę.
— Rozumiem — mruknął Thornnastor. — Ale ta pierwsza propozycja też nie budzi mojego entuzjazmu. To radykalna metoda, której nie stosowano nigdy wobec istot mających pancerz. Szczególnie przy w pełni sprawnym ruchowo i przytomnym pacjencie…
— Pacjent będzie przytomny, ale unieruchomiony — przerwał mu Conway.
— Mam wrażenie, Conway, że w twojej głowie panuje jakieś dziwne zamieszanie. Być może związane jest z wieloma zapisami, które obecnie w niej przechowujesz. Pozwól, że przypomnę ci, iż nie da się unieruchomić pacjenta nawet na krótko, tak mechanicznie, jak i narkozą, bez spowodowania nieodwracalnych zmian, które doprowadzą go szybko do utraty przytomności i śmierci. FSOJ nieustannie musi się ruszać, nieustannie musi być atakowany, aby jego system wydzielania wewnętrznego… Ale przecież doskonale o tym wiesz! Dobrze się czujesz? Może cierpisz chwilowo na nadmiar stresu? Chcesz, żebym przejął na razie kierowanie operacją?
Murchison rozmawiała przez komunikator i nie słyszała wcześniejszych słów Thonnastora, spojrzała więc na Conwaya zdumiona tym, co się tu dzieje i o czym właściwie jej szef mówi.
— Prilicla dzwoni — oznajmiła w końcu. — Nie chce przeszkadzać wam w bardzo ważnej być może dyskusji, ale melduje o postępujących zmianach emanacji emocjonalnej Obrońcy i Nie Narodzonego. Wszystko wskazuje na to, że rodzic szykuje się do znacznego wysiłku, przez co i poziom aktywności umysłowej potomka wzrasta. Prilicla chce wiedzieć, czy odebraliście jakieś ślady kontaktu telepatycznego. Mówi, że Nie Narodzony próbuje ze wszystkich sił go nawiązać.
Conway pokręcił głową i zwrócił się znowu do Thonnastora:
— Z całym szacunkiem, ta informacja była w moim oryginalnym raporcie, a i pamięć mi dopisuje. Dziękuję za propozycję zastąpienia mnie i nadal chętnie przyjmę każdą radę i pomoc, ale muszę zaznaczyć, że psychicznie jestem jak najbardziej zrównoważony, a ogólny stan ducha nie różni się od tego, który zwykle towarzyszy moim działaniom.
— Propozycja unieruchomienia pacjenta sugeruje coś całkiem innego — powiedział po chwili Thornnastor. — Cieszę się, że nic ci nie jest, ale nie jestem przekonany do tej koncepcji zabiegu.
— Też nie jestem całkiem pewien, czy mam rację. Ale podjąłem decyzję, opierając się na założeniu, że zwiedzeni wyglądem maszynerii, zbyt wielką wagę zaczęliśmy przywiązywać do ruchliwości FSOJ. — Kątem oka dostrzegł trzęsącego się Priliclę. Sięgnął po komunikator. — Wyjdź, mały przyjacielu. Pozostań w kontakcie, ale wyjdź na korytarz. Tutaj za chwilę może się rozpętać burza, więc nie zwlekaj.
— Właśnie miałem to zrobić, przyjacielu Conway.
Ale muszę wspomnieć, że twoje emocje wydają się dość niepokojące. Odnajduję w nich determinację, niepokój i stres związany z faktem, że zmuszasz się do czegoś, czego normalnie byś nie zrobił. Przepraszam, że publicznie wspominam o prywatnych sprawach, ale obawiam się o ciebie. Teraz już wychodzę. Powodzenia, przyjacielu Conway.
Zanim ktokolwiek zdążył mu odpowiedzieć, jedna z Kelgianek zameldowała, że u pacjenta pojawiło się rozwarcie kanału rodnego.
— Spokojnie — odparł, studiując obraz ze skanera. — Na razie jeszcze nic naprawdę się nie dzieje. Proszę ułożyć pacjenta na lewym boku, prawą górną częścią grzbietu do lamp. Pole operacyjne wypadnie piętnaście cali na prawo od środkowej linii pancerza. Proszę nadal stymulować pacjenta, ale już nieco słabiej, aż powiem, by przestać. Na mój sygnał technicy unieruchomią kończyny. Pamiętajcie, aby w pełni rozciągnąć je na boki i zakotwiczyć klamrami oraz wiązkami odpychającymi. Myślę, że i przy nieruchomym pacjencie będzie to wystarczająco trudna operacja. Gdy już się zacznie, chcę, aby obok byli tylko ci najbardziej niezbędni, i oczekuję, że kiedy powiem, będą w stanie zapanować nad myślami. Wszyscy rozumieją instrukcje?
— Tak, doktorze — odpowiedziała Kelgianka, ale jej futro wzburzyło się z niezadowolenia. Kilka lekkich wstrząsów podłogi zdradziło, że Thornnastor znowu przebiera niecierpliwie nogami.
Przepraszam za tę przerwę — powiedział do Tralthańczyka. — Mówiłem właśnie, że unieruchomienie pacjenta na czas operacji nie musi spowodować u niego trwałych szkód. Żeby zrozumieć, dlaczego tak sądzę, musimy zastanowić się, co się dzieje przed, w trakcie i po każdej większej operacji na wielu innych istotach, które w odróżnieniu od FSOJ, same często zapadają w stan nieświadomości zwany snem. W takich wypadkach…
— Otrzymują środki uspokajające, aby zmniejszyć niepokój przed operacją, a potem narkozę — wtrącił Thornnastor. — Po operacji obserwuje się ich stan, aż metabolizm i funkcje organizmu wrócą do normy. Podstawowe sprawy, Conway.
— Wiem. I mam nadzieję, że tutaj też mamy do czynienia z czymś równie elementarnym. — Zamilkł na chwilę, żeby uporządkować myśli. — Chyba można się zgodzić, że normalny pacjent, nawet pod narkozą, przeciwstawia się interwencji chirurgicznej. Gdyby był przytomny, gotów byłby zrobić z lekarzami to, co Obrońca próbuje osiągnąć cały czas, czyli zabił ich wszystkich albo uciekł jak najdalej od napastników. U przeciętnego pacjenta poddanego narkozie także wyczuwa się silny stres, wzrasta u niego poziom adrenaliny albo jej odpowiednika, podobnie jak cukru i tlenu, rośnie ciśnienie krwi. Mówiąc wprost, organizm szykuje się do walki albo ucieczki. Ten sam stan jest naszemu Obrońcy właściwy cały czas. Wciąż walczy i ucieka, bo nieustannie jest atakowany.
Thornnastor i Murchison patrzyli na niego w napięciu, ale żadne się nie odezwało.
— Ponieważ cały czas pokazujemy mu trójwymiarowe sceny z jego pełnego przemocy środowiska, a na dodatek zaatakujemy go z siłą, jakiej na pewno jeszcze nie doświadczył, mam nadzieję oszukać jego system dokrewny. Niech uwierzy, że ciągle walczy czy umyka. Jego kończyny będą skrępowane, ale cokolwiek by powiedzieć, zmaganie się z więzami to też rodzaj walki. Wysiłek mięśni na pewno porównywalny jest do każdych innych zmagań. Cesarskie cięcie przeprowadzone zostanie raczej przez pancerz niż przez podbrzusze i bez znieczulenia. Oczekuję, że ból i strach okażą się na tyle silne, że zapomni o skrępowaniu przynajmniej na czas, jaki będzie potrzebny do przeprowadzenia operacji.
Murchison patrzyła na niego z twarzą równie bladą jak jej fartuch. Do Conwaya też dopiero teraz dotarło znaczenie tego, co powiedział, i zrobiło mu się wstyd, a nawet gorzej. Zrobiło mu się niedobrze. Pomysł był sprzeczny ze wszystkim, czego nauczono go jako lekarza. Owszem, znał stwierdzenie: „Czasem musisz być okrutny, aby pomóc”, ale chyba nie chodziło wtedy aż o takie nasilenie okrucieństwa.
— Ziemski składnik mojego umysłu czuje odrazę do tak niesłychanej propozycji — powiedział Thornnastor.
— Ten DBDG myśli tak samo — mruknął Conway i postukał się w pierś. — Jednak autor zapisu, który pan nosi, nigdy nie musiał radzić sobie z Obrońcą.
— Nikt dotąd tego nie robił — stwierdził Thornnastor.
Murchison nie zdążyła się odezwać, gdyż przeszkodzono im, i to z dwóch stron równocześnie.
— Rozwarcie się powiększa — oznajmiła Kelgianka. — Mała zmiana w ułożeniu płodu.
— Emocje obu zbliżają się do maksimum — przekazał przez komunikator Prilicla. — Nie czekaj już długo, przyjacielu Conway. I nie zadręczaj się. Gdy chodzi o sprawy kliniczne, zwykle masz rację.
Cinrussańczyk zawsze to powtarzał i tym razem nie było inaczej. Conway pomyślał ciepło o empacie i podszedł do ramy operacyjnej. Thornnastor ruszył za nim.
Najpierw sprawdzili podbrzusze, co nie było łatwe, bo musieli uchylać się przed drgającymi spazmatycznie łapami Obrońcy oraz prętami Hudlarian, którzy odtwarzali warunki ataku stada małych drapieżników z ostrymi zębami. Spotykano takie stworzenia na rodzinnym świecie bestii. Odpowiedzialne za ruchy kończyn mięśnie pracowały bez wytchnienia, a rozwarcie kanału rodnego wydłużało się i poszerzało.
— Młody nie urodzi się tędy — powiedział Conway na użytek nagrania. — Normalnie cesarskie cięcie polega na wykonaniu długiego cięcia w części brzusznej, przez które wyjmuje się płód. Obecnie istnieją po temu dwa przeciwwskazania. Po pierwsze, trzeba by przeciąć po drodze kilka mięśni poruszających nogi, a ponieważ istota ta nie jest zdolna do całkowitego bezruchu, rana nigdy by się nie zagoiła, na czym cierpiałaby zdolność motoryczna osobnika. Po drugie, trzeba by przejść tuż obok dwóch gruczołów, które niemal na pewno zawierają związki odpowiedzialne za zniesienie prenatalnego paraliżu oraz wygaszenie wyższych funkcji psychicznych. Oba, jak widać na ekranie skanera, połączone są z pępowiną, a naciśnięte przekazują swoją zawartość do ciała płodu. Dzieje się to na dalszym etapie porodu. Przy tradycyjnym cesarskim cięciu istnieje wysokie ryzyko przedwczesnego uciśnięcia obu gruczołów, co zniweczy wszystkie starania podjęte z myślą o przyjściu na świat pierwszego inteligentnego Obrońcy. Będziemy musieli więc wybrać trudniejsze dojście i przeciąć pancerz na grzbiecie, potem zaś przedostać się do macicy pod takim kątem, aby nie naruszyć żadnego ze znajdujących się poniżej żywotnych organów.
Podczas układania Obrońcy do operacji ruchy płodu były niewyczuwalne, teraz jednak skaner ukazał powolną wędrówkę w kierunku kanału rodnego. Conway przeszedł na drugą stronę w miarę spokojnym krokiem, chociaż najchętniej by pobiegł. Sprawdził, czy Thornnastor i Murchison są na swoich miejscach.
— Unieruchomić pacjenta — rozkazał.
Cztery kończyny zostały rozciągnięte na całą długość. Wszystkie drżały spazmatycznie, a Conway starał się nie myśleć, jakie spustoszenie wśród personelu mogłaby uczynić choć jedna z nich, gdyby udało jej się uwolnić. Ciekawe, czy on właśnie zostałby pierwszą ofiarą…
— Jest pożądane, a w gruncie rzeczy niezbędne, aby przed końcem operacji udało nam się nawiązać kontakt telepatyczny z Nie Narodzonym — powiedział Conway przy wtórze brzęczenia chirurgicznej piły. — Podczas pierwszego przypadku takiej komunikacji obecni byli Ziemianie klasy DBDG: patolog Murchison, kapitan statku szpitalnego Fletcher oraz ja. Dziś liczba i zróżnicowanie typów fizjologicznych, a także i umysłów przebywających w tej sali utrudni zapewne kontakt albo odsiew kandydatów, bo może być i tak, że właśnie klasa DBDG jest szczególnie predestynowana do telepatycznej łączności z Nie Narodzonym. Dlatego też…
— Mam wyjść? — spytał Thornnastor.
— Nie — odparł zdecydowanie Conway. — Potrzebuję pańskiej pomocy, zarówno jako chirurga, jak i endokrynologa. Chociaż być może okazałoby się pomocne, gdyby spróbował pan ożywić obecnie ziemski składnik swojej osobowości.
— Rozumiem — stwierdził Tralthańczyk. Kilkoma szybkimi cięciami usunęli spory trójkątny fragment pancerza. Następnie zatamowali krwawienia z kilku przebiegających pod spodem naczyń. Murchison nie uczestniczyła bezpośrednio w operacji, skoncentrowana na skanerze, aby ostrzec ich, gdyby doszło do gwałtownego przyspieszenia porodu. Przecięli grubą, niemal przezroczystą błonę otaczającą płuca i odsunęli je na bok.
— Prilicla? — odezwał się Conway.
— Pacjent odczuwa złość, strach i ból. Wszystkie te wrażenia narastają w stałym tempie. Nie wydaje się, aby zdawał sobie sprawę, co naprawdę się z nim dzieje, chyba myśli, że jest atakowany i musi się bronić. Nie zauważa też własnego bezruchu, gdyż nie ma śladu zaburzeń wydzielania wewnętrznego. U Nie Narodzonego wzrasta aktywność umysłowa. Towarzyszy jej coraz silniejsze napięcie. Próbuje się z tobą skontaktować, przyjacielu Conway.
— I nawzajem — mruknął Ziemianin. Wiedział jednak, że za bardzo koncentruje się akurat na operacji, aby była szansa na nawiązanie łączności telepatycznej.
FSOJ nie miał serca w zwykłym miejscu, czyli między płucami, ale przebiegało przez ten obszar kilka większych tętnic, które trzeba było odciągnąć bez przecinania, podobnie jak części przewodu pokarmowego. Ostrożne używanie skalpela wręcz się narzucało, skoro już kilka minut po zakończeniu operacji pacjent miał się znowu zacząć poruszać. Odciągając tętnice na boki i zakładając rozwieracze, Conway wiedział, że krążenie w części tych naczyń zostanie osłabione, a jedno przyciśnięte z konieczności płuco zmniejszyło wydajność do ledwie sześćdziesięciu procent.
— To tylko na krótko — powiedział, czując, że Thornnastor miałby ochotę rzecz skomentować. — Poza tym pacjent jest na czystym tlenie, co powinno wyrównać niedobór…
Urwał, wyczuwszy pod palcami wsuniętej głęboko dłoni długą, płaską kość, której nie powinno tam być. Spojrzał na skaner i zrozumiał, że to nie kość, ale jeden z mięśni brzucha. Był niewiarygodnie napięty. Może wiązało się to z próbami uwolnienia kończyn, a może było odruchową reakcją na ból, która zdarzała się wielu gatunkom.
Wszystkie jego osobowości aż jęknęły na myśl o podobnym cierpieniu. Conwayowi zadrżały ręce.
— Przyjacielu, rozpraszasz mnie — rzekł Prilicla. — Postaraj skupić się na tym, co robisz, a nie co czujesz.
— Nie znęcaj się nade mną, Prilicla! — warknął i zaraz się roześmiał, zrozumiawszy, jak dziwnie zabrzmiały jego słowa w tych okolicznościach. Wrócił do pracy i po kilku minutach ujrzał zarys pancerza Nie Narodzonego oraz jego górnych kończyn. Złapał jedną z nich i pociągnął.
— To stworzenie ma przyjść na świat, wywalczając sobie przejście — zahuczał Thornnastor. — Nie sądzę, aby można było je łatwo uszkodzić. Mocniej, Conway.
Pociągnął mocniej i Nie Narodzony poruszył się, ale tylko kilka cali. Młody FSOJ nie był lekki, Conway zaś już teraz pocił się z wysiłku. Wsunął drugą dłoń pod spód i odszukał kolejną kończynę. Zaparł się kolanem o ramę i pociągnął oburącz.
Skrzywił się na te dziwne, siłowe metody, które przyszło mu wprowadzać do chirurgii, lecz nawet teraz płód nie chciał wyjść.
— Otwór jest za mały — wydyszał. — Poza tym chyba zassał się w kanale rodnym. Trzeba wsunąć sondę między pancerz a rozwieracz, może wtedy…
— Obrońca zaczyna słabnąć, przyjacielu Conway — odezwał się Prilicla.
Informacja sama w sobie była na tyle alarmująca, że empata nie próbował nawet dopowiadać, by się spieszyli.
Thornnastor wziął się do dzieła po swojemu. Zanim jeszcze Prilicla skończył mówić, Tralthańczyk wsunął w głąb nie sondę, ale smukłe zakończenie własnej kończyny. Rozległ się cichy syk i płód przestał przylegać tak ściśle do dna macicy. Thornnastor ujął tylne nogi Nie Narodzonego i zaczął pomagać Conwayowi.
W kilka sekund wyjęli młodego, który jednak nadal połączony był z rodzicem pępowiną.
— Dobrze — powiedział Conway, kładąc dziecko na podsuniętej przez Murchison tacy. — To było łatwe. Teraz przydałoby się nieco współpracy ze strony pacjenta.
— Nie Narodzony odczuwa coraz silniejszą frustrację. Obecnie graniczy ona z rozpaczą, przyjacielu Conway. Bez wątpienia cały czas próbuje się z tobą skontaktować. Aura emocjonalna Obrońcy słabnie i chyba zaczyna zdawać sobie sprawę z własnego bezruchu.
— Jeśli zmniejszymy średnicę rany operacyjnej, która teraz nie musi już być taka duża, poprawią się krążenie i wydajność płuc — rzekł Conway do Thornnastora. — Ile miejsca potrzebujemy?
Tralthańczyk chrząknął coś niezrozumiałego.
— Niewiele, szczególnie że to ja jestem endokrynologiem i teraz moja kolej. Odrostki DBDG nie nadają się do tej pracy. Z całym szacunkiem, myślę, że powinieneś zająć się młodym.
— W porządku. — Docenił takt Thornnastora, który nie zapomniał, że Conway jest odpowiedzialnym za operację Diagnostykiem. Nawet jeśli była to tymczasowa ranga. Po dzisiejszym zachowaniu być może nawet bardzo tymczasowa. — Wszystkich członków zespołu, którzy nie należą do typu DBDG, proszę o przejście do drzwi. Nie rozmawiać, starać się nie myśleć o niczym, najlepiej wbić oczy w pustą ścianę albo sufit i tak trwać. Łatwiej będzie telepacie dostroić się do nas trojga niż do całego tłumu. Szybciej, proszę.
Skaner pokazywał już dwie smukłe macki Tralthańczyka zsuwające się po obu stronach pępowiny w głąb macicy. Znieruchomiały nad dwoma nabrzmiałymi owoidami, które przez ostatnie kilka dni urosły do rozmiarów sporych, czerwonych śliwek. Miejsca było dość na niejeden manewr, ale Thornnastor zamarł bezradnie.
— Gruczoły są identyczne, Conway — powiedział. — Nie da się tak szybko odróżnić, który jest który. Jeden do jednego, że się nie pomylę. Mam nacisnąć łagodnie? Który?
— Nie, chwilę — powstrzymał go Ziemianin. — Coś wpadło mi do głowy. Podczas normalnego porodu oba gruczoły zostałyby uciśnięte w chwili opuszczania przez płód macicy, a ich zawartość wniknęłaby z pępowiną do jego organizmu. Biorąc pod uwagę napięcie ich powierzchni, możliwe jest, że nawet najlżejszy dotyk spowoduje nagły, a nie powolny przepływ. Pierwotnie myślałem, aby przez powolne dawkowanie i sprawdzanie efektu rozpoznać, który gruczoł wytwarza substancję znoszącą paraliż, a który tę drugą, uszkadzającą umysł. Chociaż możliwe, że oba zawierają tę samą mieszankę…
— Mało prawdopodobne — powiedział Thornnastor. — Działanie jest tak różne, że muszą być to różne związki. Bardzo niestabilne biochemicznie na dodatek. W przeciwnym razie znaleźlibyśmy w ciele pierwszego Obrońcy dość pozostałości, aby wytworzyć je syntetycznie. Teraz mamy wreszcie okazję pobrać próbki od żywego osobnika, ale analiza potrwa zbyt długo. Nasi pacjenci nie mogą tyle czekać.
— Zgadzam się w całej rozciągłości — odezwał się niezwykle przejęty Prilicla. — Obrońca bliski jest paniki. Prawie dostrzegł już, że nie może się poruszać. Jego stan może się niebawem pogorszyć. Należy kończyć i zamknąć go, przyjacielu Conway. Szybko.
— Wiem — mruknął lekarz. — Myślcie! Myślcie o Nie Narodzonym, jego sytuacji, problemie, z którym próbujemy się uporać. Potrzebuję telepatycznego kontaktu z nim, bo inaczej będę musiał zaryzykować…
Wyczuwam nieregularne, spazmatyczne kurcze — przerwał mu Thornnastor. — Są coraz silniejsze. To zapewne odruch towarzyszący panice, lecz istnieje ryzyko przypadkowego naciśnięcia gruczołów. Nie sądzę, aby telepatyczny kontakt z młodym pomógł nam odróżnić te gruczoły. Skąd nawet inteligentny noworodek ma znać anatomię rodzica?
— Obrońca nie szarpie się już w więzach — oznajmiła stojąca po drugiej stronie ramy Murchison.
— Przyjacielu Conway, pacjent traci przytomność.
— Wiem!
Ziemianin rozpaczliwie szukał rozwiązania problemu. To samo robiły alter ego. Z wielkiego zamieszania wyławiał czasem jakąś podpowiedz, były jednak dziwaczne albo zgoła nie na temat. Aż w końcu pojawiła się jedna, tak śmiesznie prosta, że należało spróbować.
— Proszę zacisnąć pępowinę możliwie najbliżej gruczołów, a potem ją odciąć — powiedział. — Sam wyciągnę odcinek od strony młodego. Tymczasem pan niech weźmie dwie igły do próbek i opróżni za ich pomocą oba gruczoły tak, żeby zawartość każdego znalazła się w osobnym pojemniku. Może da się to przyspieszyć, naciskając gruczoły. Pomógłbym, ale nie ma tam dość miejsca.
Thornnastor nie odpowiedział, tylko wziął igłę z tacy z narzędziami, Murchison włączyła zaś na próbę pompę i przymocowała do niej dwa małe, sterylne pojemniki. W ciągu kilku minut doszło do wkłucia i gruczoły zaczęły wyraźnie maleć.
Gdy zmieniły się już w dwa czerwone wybrzuszenia po przeciwnych stronach kanału rodnego, Conway powiedział:
— Wystarczy. Można wyjąć. Pomogę zamknąć ranę. Gdyby miał pan jakiś wolny kąt umysłu, proszę myśleć o Nie Narodzonym.
— Wszystkie kąty mam już pozajmowane — mruknął Thornnastor. — Ale spróbuję.
Ta część pracy była znacznie łatwiejsza, szczególnie że Obrońca pozostawał nieprzytomny i zniknęło napięcie mięśniowe, które rozciągałoby szwy. Thornnastor zespolił brzegi macicy, potem zaś razem umieścili organy na właściwych miejscach i zaszyli opłucną. Pozostało już tylko wstawić fragment pancerza i przymocować go metalowymi klamrami używanymi do naprawy powłok FROBów.
Conwayowi wydawało się, że tamte operacje zdarzyły się lata temu. Nagle Thornnastor zaczął przestępować z nogi na nogę.
— Odczuwam coś dziwnego pod czaszką — powiedział, a w tej samej chwili Murchison wsunęła palec do ucha i zaczęła energicznie nim kręcić, jakby coś ją swędziało. Po chwili również Conway poczuł to samo, ale zazgrzytał tylko zębami, bo ręce miał zajęte.
Wrażenie było takie samo jak wtedy, podczas kontaktu z pierwszym Obrońcą. Połączenie bólu i irytacji, coś jakby niezborny hałas, który przybierał z każdą chwilą na sile. Po tamtym spotkaniu próbował zrozumieć, jak to działało, i ostatecznie doszedł do wniosku, że tak właśnie wygląda budzenie do życia organu, który albo nie był nigdy używany, albo prawie zanikł. Miało prawo boleć, tak samo jak w przypadku zastanych mięśni zmuszonych nagle do wysiłku.
Gdy dokuczliwe uczucie przybrało na sile tak bardzo, że trudno już było wytrzymać…
— Jeszcze przed wyjęciem z ciała mojego Obrońcy zacząłem odbierać myśli istot zwanych Thornnastor, Murchison i Conway — rozległ się w ich głowach wyraźny głos, swędzenie zaś zniknęło. — Wiem, że podjęliście się sprowadzenia na świat pierwszego Obrońcy, który nie straci cech istoty inteligentnej, i jestem wam niezwykle wdzięczny za ten wysiłek, niezależnie od tego, co jeszcze przyniesie. Znam też obecne zamiary Conwaya i nalegam, aby działać szybko. To moja jedyna szansa. Czuję, że coraz trudniej mi się myśli.
— Zostawiam na chwilę rodzica. Zajmę się młodym — powiedział Conway. Nie musiał dodawać nic więcej, bo Thornnastor i Murchison słyszeli to samo. Przy odrobinie szczęścia mogło im się udać. Na razie osłabienie wiązało się najpewniej z tym, że potomek był równie nieruchomy jak jego rodzic. Podczas gdy Thornnastor i Murchison robili swoje, Conway przysunął bliżej przeznaczoną dla młodego klatkę, na wypadek gdyby nagle zmienił się w małego, krwiożerczego Obrońcę. Następnie odciął zbyteczny fragment pępowiny i wkłuł wenflon połączony przezroczystym przewodem z jednym ze sterylnych pojemników zawierających wydzielinę gruczołu.
Otwierając zawór, wiedział, że może się mylić, ale teraz szansę były większe niż pół na pół. Żółty, oleisty płyn zaczął powoli ściekać rurką.
— Prilicla — rzekł Conway przez komunikator. — Jestem w telepatycznym kontakcie z Nie Narodzonym. Mam nadzieję, że powie mi, czy odczuwa jakieś zmiany. Ponieważ działanie środka jest nieodwracalne, będę dawkował go po trochu, aż ustalimy, czy to właściwy. Potrzebowałbym jednak ciebie, mały przyjacielu, abyś również śledził stan pacjenta i wykrył ewentualne zmiany, z których może nie zdać on sobie sprawy. Gdyby zaś stracił przytomność albo gdyby kontakt się urwał, będziesz niezastąpiony.
— Rozumiem, przyjacielu Conway — odparł Prilicla, podchodząc nieco bliżej po suficie. — Stąd wyczuwam go całkiem dobrze. Teraz, gdy brak emanacji dorosłego Obrońcy, wychwytuję nawet bardzo subtelne zmiany.
Thornnastor wrócił do mocowania pancerza bestii, ale jednym okiem zerkał ciągle na skaner, a drugim na zajętego przy kroplówce Conwaya.
Młody dostał pierwszą dawkę.
— Nie czuję żadnych zmian w moim myśleniu… tyle że myśli mi się coraz trudniej, trudniej mi utrzymać kontakt. Ale nie odczuwam jakiejkolwiek aktywności mięśni.
Conway podał następną porcję, potem jeszcze jedną, już znacznie większą. Naprawdę był zdesperowany.
— Bez zmian — zameldował Nie Narodzony. Ledwie było go słychać przez telepatyczny szum. Wróciło swędzenie między uszami.
— Wyczuwam strach — zaczął Prilicla.
— Wiem — przerwał mu Conway. — Jesteśmy w telepatycznym kontakcie, do cholery!
— Zarówno na świadomym, jak i podświadomym poziomie, przyjacielu Conway — dokończył Cinrussańczyk. — Strach świadomy wiąże się z fizycznym osłabieniem wynikłym z przedłużającej się bezwładności. Aten podświadomy… Przypuszczam, że słabnący umysł może nie rozpoznać symptomów własnego gaśnięcia.
— Mały przyjacielu, jesteś genialny! — powiedział Conway, podłączając wenflon do drugiego pojemnika.
Tym razem nie bawił się w małe dawki. Nie było czasu, obaj pacjenci potrzebowali jak najszybciej pomocy. Wyprostował się, żeby lepiej widzieć, jaki efekt wywrze kroplówka na młodego, i zaraz musiał uchylić się przed łapą, która wykonała szeroki zamach ku jego głowie.
— Złapcie go, zanim spadnie z tacy! — krzyknął. — Mniejsza o klatkę. Jest jeszcze częściowo sparaliżowany. Złapmy go za łapy i do Mordowni. Ja muszę ocalić ten pojemnik.
— Odczuwam wyraźne polepszenie samopoczucia — pomyślał do nich młody.
Murchison złapała go za jedną kończynę, a Thornnastor za pozostałe trzy i razem przenieśli szamoczącą się istotę do sąsiedniego pomieszczenia. Conway maszerował za nimi z kroplówką. Z pomocą tralthańskich macek, kobiecych rąk i jednej z wielkich stóp Conwaya przytrzymali FSOJ, aż cały płyn wyciekł z pojemnika, po czym wepchnęli go do cylindra i zatrzasnęli drzwi.
Młody Obrońca zaraz ruszył biegiem, rzucając się na różne pręty, belki i kolce wystające z podłogi.
— Jak się czujesz? — spytał niespokojnie Conway.
— Świetnie. Naprawdę świetnie. To wspaniałe. Ale martwię się o mojego rodzica — odparł w myślach.
— My też — rzekł Conway i poprowadził współpracowników do ramy, nad którą wisiał Prilicla. Fakt, że empata był tak blisko, wskazywał jednoznacznie, iż dorosły FSOJ jest w kiepskim stanie.
— Zespół! — zawołał Conway do czekających w drugim końcu pomieszczenia. — Wracajcie! Poluźnić więzy na wszystkich kończynach i rozruszać go, ale nie za bardzo, żeby nas nie pozabijał.
Trzeba było jeszcze dokończyć mocowanie pancerza. Gdy wzięli się do tego we dwóch, potrwało to dziesięć minut. W tym czasie Obrońca nie ruszył się, jeśli nie liczyć drgnień wywołanych uderzeniami. Na wszelki wypadek Conway polecił ustawić maszynę tortur na połowę mocy. Pacjent miał prawo być osłabiony po operacji. Nadal oddychał czystym tlenem. Skończyli z pancerzem i sprawdzili skanerem stan organów wewnętrznych, a reakcji wciąż nie było.
Jednak trzeba było jakoś go obudzić, dotrzeć do nieprzytomnego mózgu. Do dyspozycji był tylko jeden bodziec: ból.
— Maszyneria na całą moc — polecił Conway, skutecznie maskując narastający niepokój. — Prilicla, są jakieś zmiany?
— Żadnych — odparł empata. Miotał nim emocjonalny wicher wiejący od Conway a, który nagle stracił cierpliwość.
— Rusz się, do cholery! — krzyknął, uderzając krawędzią dłoni w najbliższą wyciągniętą kończynę. Trafił od wewnętrznej strony, w miejscu gdzie skóra była różowa i względnie miękka, gdyż mało który naturalny wróg Obrońcy byłby zdolny podejść tak blisko. Niemniej dłoń i tak go zabolała.
— Jeszcze raz, przyjacielu Conway! — powiedział Prilicla. — Uderz raz jeszcze, mocniej!
— Co…?
Prilicla drżał teraz z podniecenia.
— Chyba… nie, jestem pewien, że wyczułem drgnienie emocji. Uderz!
Conway miał już powtórzyć cios, gdy wokół jego nadgarstka owinęła się macka Thornnastora.
— Powtórne niewłaściwe użycie tej dłoni nie przysłuży się jej chirurgicznej sprawności. Proszę pozwolić, że ja się tym zajmę.
Diagnostyk wziął jeden z rozwieraczy i zaczął uderzać nim we wskazane miejsce. Zmieniał częstotliwość uderzeń i zwiększał ich siłę, a Prilicla krzyczał wciąż: „Mocniej, mocniej!”
Conway musiał się pilnować, żeby nie wybuchnąć histerycznym śmiechem.
— Przyjacielu, czyżbyś chciał zostać pierwszym w historii mieszkańcem Cinrussa słynącym z sadystycznych skłonności? — spytał z uśmiechem niedowierzania. — Bo wygląda to tak, jakby… Dlaczego uciekasz?
Empata biegł slalomem między lampami, zmierzając wyraźnie w kierunku wyjścia.
— Obrońca budzi się gwałtownie. Jest bardzo zły. Jego emocje… nie są miłe w takim stanie… ani w żadnym innym.
Gdy tylko Obrońca się obudził, stosunkowo słaba rama operacyjna momentalnie rozpadła się pod ciosami wielkich łap, ogona i opancerzonej głowy. Szczęśliwie maszyneria systemu podtrzymywania życia przystosowana była do stawienia czoła takiemu naporowi i jeszcze skutecznie oddała razy. Przez kilka minut stali i patrzyli w milczeniu na bestię. W końcu Murchison roześmiała się z ulgą.
— Chyba możemy powiedzieć, że matka i dziecko czują się dobrze — stwierdziła.
— Nie byłbym taki pewien — rzekł Thornnastor, zerkając jednym okiem na Mordownię. — Młody prawie przestał się ruszać.
Pobiegli do pomieszczenia małego Obrońcy. Kilka minut wcześniej szczęśliwy ganiał po cylindrze, szarpiąc każdy ruchomy element, a teraz stał obok grubej, pionowej belki i próbował wyrwać ją dwiema łapami, podczas gdy dwie pozostałe zwisały nieruchomo. Nim przerażony Conway zdążył jednak coś powiedzieć, młody sam się odezwał:
— Dziękuję, przyjaciele. Uratowaliście mojego rodzica i udało się wam ze mną. Narodził się pierwszy inteligentny, telepatyczny Obrońca. Z wielkim trudem próbowałem dostroić się do umysłów kilku innych istot w tym wielkim szpitalu, ale nikt oprócz was mnie nie odbiera. Jednak niebawem pojawią się dzięki wam kolejne dwie istoty, z którymi będę mógł rozmawiać. W moim rodzicu powstaje już z wolna zarodek kolejnego Nie Narodzonego, inny dojrzewa we mnie. Widzę już przyszłość z rosnącą liczbą rozumnych Obrońców budujących własną kulturę, rozwijających technikę i filozofię… — Nagle pośród radości pojawił się cień lęku. — Mam nadzieję, że ta delikatna i trudna operacja jest do powtórzenia?
— Delikatna! — sapnął Thornnastor. — To była najbrutalniejsza operacja, w jakiej uczestniczyłem. Trudna, owszem, ale nie delikatna. Niemniej w przyszłości nie będę musiał zgadywać, który gruczoł jest który. Będziemy mieli gotową syntetyczną wydzielinę i ryzyko znacznie zmaleje. Obiecuję ci, będziesz miał podobne sobie towarzystwo.
Składanie telepatycznych obietnic nie było rzeczą łatwą, a jeszcze trudniej byłoby ich nie dotrzymać. Conway pomyślał, że należałoby ostrzec Thornnastora, ale po chwili doszedł do wniosku, iż Diagnostyk na pewno doskonale wie, co mówi.
— Dziękuję wszystkim, którzy byli zaangażowani w operację i którzy będą się jeszcze mną zajmować. Teraz jednak muszę przerwać kontakt, gdyż utrzymanie go kosztuje mnie wiele wysiłku. Raz jeszcze wam dziękuję.
— Czekaj — odezwał się Conway. — Dlaczego przestałeś się poruszać?
— Eksperymentuję. Zakładałem, że nie uda mi się opanować mojej instynktownej ruchliwości, ale się myliłem. W ciągu ostatnich kilku minut udało mi się skupić na tyle, że całą destruktywną energię wyładowywałem na tym jednym kawałku metalu, zamiast biegać po całym pomieszczeniu. Jednak na razie jest to dla mnie bardzo trudne i muszę pozwolić moim odruchom, aby znowu wzięły górę. Mimo to optymistycznie podchodzę do naszej przyszłości. Przy odpowiednim treningu będę mógł poniechać ataków na otoczenie całą godzinę. Niemniej opracowanie stymulacji zastępującej naturalną walkę nie jest łatwe i będę potrzebował pomocy…
— To wspaniale! — krzyknął Conway.
— Ale nie wypuszczajcie mnie na razie z zamknięcia. Nie ma co ryzykować, że ruszę w amoku przez Szpital. Moja samokontrola daleka jest jeszcze od doskonałości i rozumiem, że nie dojrzałem do socjalizacji.
Znowu poczuli znajome swędzenie, a potem zapadła cisza, w której Conway słyszał już tylko własne, dziwnie osamotnione myśli.