Po obudzeniu Gurronsevas zamyślił się tak głęboko, że stracił poczucie czasu, i dopiero brzęczyk u drzwi, wraz z towarzyszącym mu sygnałem świetlnym przywróciły go do rzeczywistości. Za drzwiami stał porucznik Timmins.
— Przepraszam, jeśli przeszkadzam — powiedział. — Mam nadzieję, że dobrze pan spał. Czy chciałby pan odwiedzić dzisiaj jakieś konkretne miejsce? Może komputer cateringowy albo syntetyzer żywności, albo kuchnie oddziałowe? Możemy też zorganizować naradę z technikami odpowiedzialnymi za…
Gurronsevas uniósł dwie skrzyżowane górne kończyny, prosząc w ten sposób o ciszę. Timmins musiał znać ów gest, gdyż zaraz umilkł.
— Na razie nie — odparł Tralthańczyk. — Domyślam się, że ma pan wiele obowiązków, poruczniku, ale jak długo będzie można, chciałbym się spotykać wyłącznie z panem.
— Owszem, mam inne obowiązki, ale mam też asystenta, który bardzo stara się udowodnić, że w gruncie rzeczy nie jestem tutaj potrzebny. Przez najbliższe dwa dni będę do pańskiej dyspozycji. Potem oczywiście też, na ile czas pozwoli. Co proponuje pan zatem na początek?
Timmins wyraźnie się niecierpliwił, ale Gurronsevas nie myślał od razu wychodzić.
— Mam nadzieję, że nie zabrzmi to zbyt wyniośle, ale chciałbym przypomnieć, oby po raz ostatni, o mojej niedawnej pozycji na Nidii. Cromingan — Shesk to wielki hotel dla przedstawicieli rozmaitych ras. Kuchnie, nad którymi miałem tam pieczę, były z oczywistych powodów wyposażone w bardzo nowoczesny sprzęt, a ten oczywiście ulegał co pewien czas awariom. Zdołałem ograniczyć ich częstotliwość, zapoznając się z funkcjonowaniem urządzeń, ich dobrymi i słabymi stronami. W końcu wiedziałem, do czego służy i jak pracuje każdy procesor, panel zamówień, piec, każda najdrobniejsza nawet krajarka. Poznałem też od podszewki pracę kuchcików, kelnerów, dekoratorów, techników serwisowych i tak dalej, aż do szeregowej ekipy sprzątającej. Opanowałem cały system na tyle, aby wiedzieć zawsze, skąd się wzięła awaria i czy zdarzyła się rzeczywiście, czy ktoś próbował mnie oszukać. Zanim zacznę wydawać jakiekolwiek polecenia personelowi, muszę poznać dokładnie swój teren, zakres obowiązków i rzeczywiste problemy, które mogę napotkać. Chcę, aby moja niewiedza o poczynaniach podwładnych była jak najmniejsza. Naukę rozpoczynam z tą chwilą.
Timmins otworzył usta, ale nie wyglądało to na uśmiech.
— Wobec tego będziemy musieli zejść do tuneli inspekcyjnych — powiedział w końcu. — Tam bywa brudno, niemiło i niebezpiecznie. Jest pan pewien, że tam właśnie chce się udać?
— Całkowicie.
— Zatem chodźmy, porozmawiamy po drodze — rzekł porucznik. — Na początek proszę mnie wysłuchać, nie przerywając. Na końcu korytarza jest właz…
Timmins oświadczył, że mapy ukrytych tuneli i węzłów inspekcyjnych Szpitala, które Gurronsevas studiował jeszcze przed przybyciem, zostały przygotowane przede wszystkim na użytek osób z zewnątrz. Były mocno uproszczone i od lat ich nie aktualizowano. Jakby na dowód tego, zaraz po przejściu przez właz ujrzeli wiodące w dół schody, których według planu wcale nie powinno tam być.
— Są wystarczająco solidne, aby utrzymać pańską masę, ale proszę zachować ostrożność — powiedział porucznik. — A może wolałby pan przejść trochę dalej, do rampy? Wiem, że Tralthańczycy miewają kłopoty z pokonywaniem schodów…
— W hotelu korzystałem z nich codziennie — przerwał mu Gurronsevas. — Proszę tylko nie nakłaniać mnie do wchodzenia po drabinie.
— Nawet nie zamierzam. Ale proszę przodem. Nie chodzi o uprzejmość, w razie czego nie chciałbym się znaleźć na drodze spadającego Tralthańczyka, który waży ćwierć tony. Jak pan tutaj widzi?
— Całkiem dobrze.
— Ale czy dość dobrze, aby rozpoznać w tym świetle wszystkie kolory? Nie cierpi pan na klaustrofobię?
— Potrafię ocenić na oko, czy dany owoc jest świeży — odparł Gurronsevas, opanowując irytację. — Każdy niemal owoc. Z dokładnością do kilku godzin mogę powiedzieć, kiedy go zerwano. Na klaustrofobię nie cierpię.
— Świetnie — rzekł Timmins. — Ale proszę się rozejrzeć — dodał przepraszającym tonem. — Znajdujemy się w labiryncie tuneli, węzłów serwisowych i schowków. Ściany i sufit pokrywa plątanina kabli i rur. Każdy przewód oznaczony jest innym kolorem, dzięki czemu ludzie z obsługi widzą na pierwszy rzut oka, gdzie mają do czynienia z przewodem zasilającym, gdzie ze światłowodem, gdzie z rurą z tlenem, z chlorem czy metanem, a gdzie ze ściekami. Tak samo jak pan w wypadku owoców. Zawsze musimy się liczyć z ryzykiem skażenia jakiegoś oddziału przez opary obcych tam substancji, ale robimy co możemy, aby nie doszło do takiej katastrofy przez pomyłkę, bo ktoś niedowidzący pomylił przewody. Zwykle nie pytam nikogo o sprawność organów wzroku, gdyż O’Mara poddaje wszystkich właściwym testom jeszcze przed rozpoczęciem stażu, pan jednak nie jest stażystą, nie znamy więc pańskich predyspozycji… Proszę czym prędzej schować się w tej niszy po prawej!
Od kilku sekund Gurronsevas słyszał wysoki, piskliwy dźwięk, którego źródło wyraźnie się przybliżało. Poczuł, jak drobne dłonie Timminsa napierają na dolną część jego ciała w sposób, który inny Tralthańczyk uznałby za poufałość. Porucznik jednak popędzał go tylko w kierunku niszy. Sam też zaraz się tam wcisnął.
Obok przemknął ślizgacz z wielkim ładunkiem na pace. Skrzynie niemal ocierały się o ściany i sklepienie tunelu.
— Dzień dobry, poruczniku — krzyknął przez warkot silnika kierujący pojazdem człowiek.
Timmins tylko uniósł dłoń. Nie próbował nawet się odzywać, gdyż ślizgacz oddalał się ze sporą szybkością.
Gurronsevas wiedział już, czemu służyły rozmieszczone w regularnych odstępach nisze.
— Czy nie zaoszczędzilibyśmy sporo czasu, gdybyśmy również skorzystali ze ślizgacza? — spytał. — W Retlinie często jeździłem po centrum miasta, gdzie panował olbrzymi ruch. Wydaje mi się, że byłem dobrym kierowcą.
Timmins pokręcił głową.
— Na te warunki zapewne nie dość dobrym. Gdyby zamierzał pan tu pracować, skierowałbym pana na specjalny kurs urządzany w pustej ładowni o wyściełanych, miękkich ścianach. Pozwala on uniknąć zniszczeń i ran. Nie wzięliśmy pojazdu, gdyż poruszalibyśmy się zbyt szybko, aby zdołał pan cokolwiek zobaczyć.
— Rozumiem.
— Świetnie. Ale zrobimy mały test. Co może pan powiedzieć o tym odcinku tunelu, który dotąd pokonaliśmy?
Minęło wiele lat, odkąd Gurronsevas ukończył szkołę, ale nadal lubił robić dobre wrażenie na nauczycielach.
— Z początku wydawało mi się, że słyszę nad głową szuranie i tupanie oraz przytłumione głosy. Było ich zbyt wiele, aby nadawały się do przetłumaczenia. Pomyślałem, że widocznie przechodzimy pod jednym z głównych korytarzy. Wyczułem też słabą woń, która w większym stężeniu byłaby zapewne nieprzyjemna. Pod sufitem, oprócz standardowych przewodów zasilających, światłowodów i rur z mieszanką azotowo — tlenową, doszło kilka rur o większej średnicy. Sądząc po oznaczeniach, z wodą. Widziałem też parę mniejszych przewodów w kolorach, których znaczenia na razie mi pan nie wyjaśnił. Mam pytanie.
— Dobra odpowiedź zasługuje na nagrodę — rzekł z uśmiechem Timmins. — Słucham.
— Minęliśmy kilka urządzeń i szafek z wyposażeniem, na których nie było żadnych oznaczeń. Czy obsługa jest zobowiązana znać ich funkcje na pamięć?
— Ależ nie… — zaczął Timmins, lecz przerwał mu sygnał nadjeżdżającego pojazdu. Prowadzący go srebrzystofutry Kelgianin minął ich w całkowitym milczeniu. Gdy wyszli z kolejnej wnęki, porucznik podjął wątek: — Nawet Diagnostycy nie mają aż tak dobrej pamięci. Proszę spojrzeć, po pańskiej prawej mamy czerwono — niebiesko — białą szafkę z trzema dochodzącymi do niej sporymi rurami z wodą. Na drzwiach widać duży panel inspekcyjny i niewielką ruchomą pokrywkę. Proszę ją unieść i przycisnąć guzik pod spodem.
Gurronsevas zrobił, o co został poproszony, i nagle na korytarzu rozległ się nowy głos. Nie dało się rozpoznać języka, ale translator zadziałał bez zarzutu.
— Jestem awaryjną pompą utrzymania poziomu cieczy w głównym oddziale Chalderczyków. Przepływająca przeze mnie woda zawiera potrzebne skrzelodysznym AUGL mikroelementy, które chociaż nie są toksyczne, uczynią ją niezdatną do picia dla innych ciepłokrwistych gatunków. Włączam się automatycznie. Panel inspekcyjny otwiera się przez wsunięcie klucza uniwersalnego w szczelinę obwiedzioną czerwonym okręgiem i przekręcenie go o dziewięćdziesiąt stopni w kierunku wskazywanym przez strzałkę. W przypadku naprawy albo wymiany należy sięgnąć po instrukcję serwisową numer trzy, rozdział sto trzydziesty drugi. Nie zapomnij zamknąć panelu przed odejściem. Jestem awaryjną pompą…
Gurronsevas zamknął panel i głos ucichł.
— Dźwiękowy opis — rzekł z podziwem. — Każdy wyposażony w autotranslator zrozumie wszystko bez trudu. Powinienem się domyślić.
— Przechodzimy na poziomy illensańskie — powiedział z uśmiechem Timmins. — Unosząca się w powietrzu woń i zielony kolor przewodów świadczą o obecności chloru. Zanim pójdziemy dalej, musimy włożyć ubiory ochronne. Proszę skręcić w następną niszę po lewej. Przez chwilę nie będzie się pan musiał przejmować ruchem.
Nisza okazała się magazynem kombinezonów dla przedstawicieli różnych ras. Pod ścianami ciągnęły się szafki z przezroczystymi drzwiczkami, które pozwalały rozpoznać zawartość, a dźwiękowe opisy służyły na żądanie instrukcjami użycia. Timmins wybrał strój dla siebie i włożył go szybko, po czym pokazał Gurronsevasowi, gdzie są tralthańskie szafki.
— Przy sześciu nogach może pan mieć z początku niejakie kłopoty z wkładaniem tego, pomogę więc panu — rzekł. — Ten strój jest zarówno lekkim kombinezonem izolującym od wpływu odmiennego środowiska, jak i zwykłą odzieżą ochronną. Mój ma kaptur z osłoną na twarz. W razie potrzeby można go uszczelnić. Jest odporny na działanie chloru i wysokich temperatur. Pański ma nieduży zapas mieszanki oddechowej, instalację chroniącą przed przegrzaniem oraz mały nadajnik alarmowy, gdyby konieczne okazało się wezwanie pomocy. Tego ostatniego proszę używać wyłącznie w wielkiej potrzebie, gdy naprawdę nie ma szans na dotarcie do najbliższego komunikatora. Albo gdy będzie pan pewny, że sam nie da sobie rady. Gdyby zespół ratunkowy stwierdził, że tylko poczuł się pan samotny albo zgubił drogę, nasłuchałby się pan.
— I słusznie — stwierdził Gurronsevas.
Timmins uśmiechnął się.
— Kombinezony chronią również przed brudem oraz zadrapaniami i otarciami, które mogą powstać w kontakcie z metalowymi elementami instalacji i urządzeń. W odróżnieniu od oddziałów medycznych, a także od pańskich kuchni w Cromingan — Shesk tutaj nie ma potrzeby utrzymywania sterylnej czystości. Ładunki statyczne, które tworzą się na powierzchni różnych części wyposażenia, przyciągają kurz. W połączeniu ze stosowanymi powszechnie smarami daje on trudną do usunięcia mieszankę. Szczególnie kłopotliwe jest usuwanie jej z futra. Ubiory ochronne utrzymane są w tym samym odcieniu zieleni co mundury Kontrolerów. Wszystkie, z wyjątkiem strojów Kelgian. Te są przezroczyste, aby widać było falowanie sierści, które jest dla tych istot jednym ze sposobów komunikowania się. Przed włożeniem należy przenieść na kombinezon insygnia stopnia albo stażu danej istoty. Teraz proszę sprawdzić szczelność. Czy strój nigdzie nie uwiera?
— Jest całkiem wygodny, dziękuję. Chciałbym jednak zadać pytanie, które zrodziło się po wysłuchaniu tego, co miała do powiedzenia pompa oddziału AUGL. Chodzi o poprawę smaku potraw dla skrzelodysznych. Dotąd nie zastanawiałem się nad tym, chciałbym więc dowiedzieć się więcej o obiegu wodnym Szpitala i porozmawiać z chalderskimi pacjentami. Czy da się to zorganizować?
— To już sprawa medyczna — odparł powoli Timmins. — Chyba dobrze będzie, jeśli poprosi pan o pomoc siostrę Hredlichli, która odpowiada za oddział AUGL.
— Tak zatem zrobię — oświadczył Gurronsevas. — Jednak odniosłem wrażenie, że trochę się pan zawahał. Czy możliwe jest, że napotkam jakieś trudności?
— Siostra przełożona Hredlichli ma reputację osoby tylko trochę mniej nieprzystępnej niż O’Mara. Na razie jednak proszę nałożyć tę opaskę stażysty na jedną z górnych kończyn. Tak, aby opaska była dobrze widoczna. Zaraz dotrzemy do głównego syntetyzera żywności znajdującego się pod stołówką.
Już drugi raz chcą, żebym założył tę poniżającą opaskę, pomyślał Gurronsevas. Jednak trudno mu było odmówić równie obcesowo jak wcześniej, w rozmowie z O’Marą. Timmins był zbyt taktowny i przyjacielski. Tralthańczyk szukał w myślach jakiegoś innego powodu, może wymówki, aby odmówić.
— Niebawem już wszyscy w Szpitalu będą wiedzieli, że nie jest pan stażystą — odezwał się porucznik, nim Gurronsevas wpadł na jakikolwiek pomysł. — Niemniej w tunelach serwisowych zawsze panuje pośpiech i łatwo o wypadki. Sam pan widział, jak niektórzy tu jeżdżą. Nietrudno też o inne ryzykowne sytuacje. Z tego właśnie powodu sądzimy, że dla poprawy bezpieczeństwa dobrze jest uprzedzać tych, którzy mają doświadczenie w poruszaniu się na tych poziomach, że spotkana właśnie istota tego doświadczenia jeszcze nie ma. Koniec końców jako naczelny dietetyk będzie pan dla Szpitala o wiele przydatniejszy niż jako kolejny pacjent.
Gurronsevas zastanawiał się chwilę.
— Skoro chodzi o moje przetrwanie, to się zgadzam — powiedział ostatecznie.