W odróżnieniu od Remratha Gurronsevas nie mógł uniknąć patrzenia na operację albo przynajmniej słuchania wszystkiego. Każdy ruch przekazywano na wielki pokładowy ekran. Całość też nagrywano, gdyż był to pierwszy zabieg na osobniku nie znanej dotąd rasy. Towarzyszące pracy komentarze były precyzyjne i szczegółowe. Dietetyk odwracał głowę, ale i tak słyszał każde słowo.
Na ekranie ukazującym obraz z zewnątrz zielona dolina ciemniała stopniowo, aż wokół zapanowała noc tak czarna, jak zdarza się tylko na planetach pozbawionych naturalnych satelitów i leżących na dodatek w sektorze, w którym gwiazdy są bardzo rozproszone. Tymczasem zespół nadal pracował i rozmawiał nad pacjentem. Gdy na niebie pojawił się pierwszy szary blask, praca zaczęła powoli dobiegać końca i przyszła pora na podsumowanie. Nie było ono optymistyczne.
— Jak widzicie — rzekł Prilicla — zarówno proste, jak i złożone złamania nóg, przednich kończyn oraz klatki piersiowej zostały opatrzone, a kości, wszędzie tam, gdzie było to konieczne, unieruchomione. Rany oczyszczono, zeszyto i okryto sterylnymi opatrunkami. Dzięki danym uzyskanym podczas badania Tawsar i Remratha nie mieliśmy z tym żadnych trudności. Niepokoją nas jednak rany miażdżone połączone z rozległymi pęknięciami tkanki kostnej, które w pierwszym rzędzie odpowiedzialne są za ciężki stan pacjenta. W odniesieniu do nich rokowanie jest niepewne…
— W tłumaczeniu na zwykły język znaczy to, że operacja się udała, ale pacjent zapewne umrze — powiedziała Naydrad na użytek Gurronsevasa.
Nikt nie próbował z nią dyskutować. Zapewne Kelgianka stwierdziła głośno to, co pozostali już pomyśleli.
— Wprawdzie nie trzeba ci przypominać, że patogeny konkretnego świata nie atakują istot z innych światów, ale może nie zdajesz sobie sprawy, że to samo ograniczenie dotyczy też środków do ich zwalczania — rzekł Prilicla, też zwracając się do dietetyka. — Mamy wprawdzie specyfik, który przeciwdziała infekcjom występującym u większości ciepłokrwistych tlenodysznych, lecz dla przedstawicieli niektórych ras jest on śmiertelnie trujący. Nawet w Szpitalu musielibyśmy czekać co najmniej dwa albo trzy tygodnie, nim zyskalibyśmy pewność, że nadaje się on również do leczenia Wemaran. Już podając anestetyk, zdecydowaliśmy się na pewne ryzyko…
— Możliwe, że będziemy musieli zaryzykować jeszcze bardziej — przerwała mu Murchison. — Pacjent jest poważnie osłabiony, na co złożyły się i obrażenia, i podróż bez udzielenia jakiejkolwiek pomocy, teraz zaś doszedł jeszcze wstrząs pooperacyjny. To ostatnie mamy pod kontrolą, jednak tylko dzięki tlenowi i nieustannemu odżywianiu dożylnemu. Szczęśliwie wiemy dość o Wemaranach, aby nie otruć go kroplówką. Niebawem będziemy musieli zdecydować, czy mimo wszystko użyć wspomnianego leku. Całe szczęście, że nie do mnie należy ta decyzja. Nie muszę przypominać, co się stało na Cromsagu, ponieważ wszyscy pamiętamy, do jakiej katastrofy doprowadziło podanie przez Liorena nie sprawdzonego środka. Nie jest winą Wemaran, że nie znają się na leczeniu prostych nawet obrażeń czy infekcji. Chyba pogodzili się z myślą, że każda rana niemal zawsze prowadzi do kalectwa albo śmierci, przenieśli więc odpowiedzialność za Creethara na nas, wspaniałych i dysponujących zaawansowaną medycyną przybyszów z innych światów. A co my robimy? Ufamy, że naturalna odporność pacjenta zwalczy coś, co przeradza się w zakażenie całego organizmu. W obecnym stanie nie ma zapewne żadnych szans.
— Decyzja… — zaczął Prilicla, ale przerwał. — Gurronsevas, jesteś zniecierpliwiony, zirytowany i sfrustrowany jak ktoś, kto się nie zgadza i bardzo chce coś powiedzieć. O co chodzi?
— Patolog Murchison ocenia Wemaran zbyt krytycznie — odezwał się dietetyk. — I jest w błędzie. Oni leczą różne choroby, nawet jeśli nie znają chirurgii. Zwykle cała obsada kuchni to też uzdrawiacze, tak więc…
— Czy są lepszymi uzdrawiaczami niż kucharzami? — spytała zjeżona Naydrad.
— Nie jestem w stanie tego ocenić, ale chciałbym…
— No to dlaczego wtrącasz się do klinicznych rozważań? — rzuciła ostrym tonem Murchison.
— Pozwólmy mu — odezwał się spokojnie Prilicla. — Gurronsevas, czuję, że chcesz pomóc.
Dietetyk możliwie najkrócej opisał swoje ostatnie eksperymenty w kuchni, gdzie nieustannie starał się tak uszlachetnić smak warzyw, aby mogły one konkurować z daniami mięsnymi. Próbował przy tym wszystkich korzonków, liści i owoców, jakie zdołał znaleźć, łącznie z tymi, na które trafił w mało używanej szafce w kuchni. Gdy pierwszy raz dodał je do potraw, wywołał ogromną wesołość całej obsady kuchni. Dopiero Remrath wyjaśnił mu, że niechcący sięgnął do ich apteki.
— W trakcie dyskusji, która potem nastąpiła, dowiedziałem się, że leczą tymi ziołami niektóre problemy, takie jak trudności w oddychaniu czy zatwardzenia. W przypadku zranień stosują gorące okłady z pewnej gliny wymieszanej z ziołami i trawą, która ma spajać taką cegiełkę. Gdy spytałem o obrażenia waszego pacjenta, Remrath stwierdził, że Creethar jest cały połamany i jakakolwiek pomoc najwyżej niepotrzebnie przedłuży jego cierpienia, które i tak trwały już zbyt długo.
Prilicla przysiadł w nogach łóżka pacjenta i tak samo jak pozostali spoglądał na Gurronsevasa. Respirator chorego zaczął pracować głośniej.
— O ile dobrze was zrozumiałem, jego obrażenia wewnętrzne zostały opatrzone albo zoperowane. Najbardziej martwią was otwarte rany — rzekł dietetyk. — Dlatego właśnie wspomniałem…
— Przepraszam — powiedziała Murchison. — Nie sądziłam, że możesz nam pomóc, i byłam opryskliwa. Nawet jeśli nie znamy skuteczności miejscowych leków, szanse pacjenta mogą wzrosnąć… — Roześmiała się nagle na tyle głośno, że zdaniem Gurronsevasa nie tyle coś ją rozbawiło, ile chciała rozładować napięcie. — Ale popatrzcie tylko! Mamy najnowocześniejszy statek szpitalny w całym znanym kosmosie i zespół, który przy całej skromności, na pewno do niego pasuje, a myślimy o stosowaniu średniowiecznych kataplazmów. Gdy Peter się o tym dowie, nigdy nam tego nie zapomni. Szczególnie jeśli kuracja podziała.
— Nie wiem, o kogo chodzi. Kim jest Peter? — spytał Gurronsevas. — To ktoś ważny?
— Wiesz — odparł Prilicla, wzlatując powoli nad pacjenta. — Peter to imię. Tak rodzina i przyjaciele zwracają się do towarzysza życia patolog Murchison, Diagnostyka Conwaya, który w przeszłości nie raz i nie dwa sam stosował różne niezwykłe terapie. Ale nie to jest obecnie najważniejsze. Proszę, byś jak najszybciej porozmawiał z Remrathem. Poproś go o te zioła i informacje na temat sposobu ich podawania. I nie zapomnij o dawkowaniu. To ważne, przyjacielu Gurronsevas, i bardzo, bardzo pilne.
Gurronsevas skierował oko na ekran. W dolinie było jeszcze ciemno, ale szczyty jaśniały już w blasku przedświtu.
— Zawsze świetnie pamiętam wszystko, co dotyczy kolorów, kształtów i zapachów, podobnie jak wyjaśnienia, które otrzymuję. Jeśli sprawa jest aż tak pilna, nie musimy znowu rozmawiać z Remrathem. Sam zbiorę niezbędne zioła i mchy. Najskuteczniejsze są zrywane wczesnym rankiem.