Kolejne wiadomości do wysłania, w tym jedna do wroga.
— Połączcie mnie z okrętem flagowym Syndyków. — Gdy moment później otrzymał informację o otwarciu kanału łączności, przybrał pozę, która w jego mniemaniu powinna idealnie oddawać jego „legendarne bohaterstwo”, i zaczął mówić:
— Do DONa dowodzącego flotyllą rezerwową. Mówi kapitan John Geary. Wiemy, przed kim wasze zgrupowanie miało bronić przeciwległej granicy Światów Syndykatu. Wy wiecie, że to nie Sojusz odpowiada za kolaps wrót hipernetowych na Kaliksie. Wiecie, kto to zrobił. Nie dajcie się im wykorzystać. Nie pozwolimy wam na zrobienie tego samego w tym systemie gwiezdnym. Na honor naszych przodków. Bez odbioru.
Wątpił, aby to odniosło jakikolwiek skutek, ale spróbować nigdy nie zaszkodzi. Czas na kolejny przekaz.
— Do naczelnego dowództwa obrony Varandala, mówi kapitan John Geary, obecny dowódca floty Sojuszu. Zamierzam rozbić zgrupowanie syndyckich okrętów i proszę o wszelkie wsparcie, jakiego możecie nam udzielić. Informuję, że celem tego ataku wroga jest zniszczenie wrót hipernetowych. Ich implozja wytworzy energetyczną falę uderzeniową o sile wybuchu supernowej. Na honor naszych przodków. Bez odbioru.
Desjani zwróciła na siebie jego uwagę.
— Cresida rozpoczęła nadawanie informacji o zabezpieczeniach wrót. Transmisje powinny dotrzeć do wszystkich w tym systemie.
— Świetnie.
Potrzebował chwili na zastanowienie. Przyglądał się obrazowi na wyświetlaczu. Łuki wektorów wszystkich jego okrętów tworzyły na nim niesamowitą sieć. Liniowce oddalały się od płaszczyzny ekliptyki, pancerniki przeciwnie, zmierzały prosto ku centrum systemu, biorąc syndycką flotyllę w dwa ognie.
Czy nie powinien powiedzieć czegoś jeszcze do wnuczki swojego brata? Ale jakie słowa byłyby odpowiednie w samym środku toczonej bitwy? „Zapewne zauważyłaś, że «Obrońcy» nie ma już w szeregach naszej floty. Twój brat najprawdopodobniej oddał życie, osłaniając odwrót reszty okrętów z syndyckiego Systemu Centralnego. Tak na marginesie, prosił, żebym przekazał ci wiadomość od niego”…
Nie. Sprawy osobiste muszą poczekać. Nic nie powinno odciągać teraz uwagi Jane Geary. Jego zresztą też nie. Do końca tej bitwy musi być po pierwsze, głównodowodzącym, po drugie, kapitanem Johnem Gearym, i dopiero potem stryjem Jane.
Liniowce utworzyły już zwartą formację wspólnie z lekkimi krążownikami i niszczycielami, pancerniki zgodnie z planem pozostały z tyłu. Chwilę pospiesznego działania zastąpi teraz długi okres bezczynności i oczekiwania. Nawet przy tak gigantycznej prędkości okręty liniowe będą potrzebowały przynajmniej dwudziestu pięciu godzin na dotarcie do celu, czyli na orbitę pomiędzy flotyllą Syndykatu a wrotami hipernetowymi. Wróg dostrzeże ich pojawienie się w systemie dopiero za dwie i pół godziny, a za kolejne trzy załogi okrętów Sojuszu dowiedzą się, jak na to zareagował.
Geary otworzył ogólny kanał komunikacji.
— Zakończyć alarm bojowy. Załogi mogą odpocząć.
— Sir. „Haubica” prosi o instrukcje.
Przyjął połączenie. Dowódca niszczyciela rozdziawił usta ze zdumienia, widząc przed sobą Geary’ego we własnej osobie.
— Jakie wydałem panu rozkazy, kapitanie? — zapytał komodor.
Oficer z „Haubicy” potrzebował dłuższej chwili, by się pozbierać.
— No… sir. Rozkazał pan utrzymywać pozycję przy punkcie skoku i pełnić misję zwiadowczą oraz w razie konieczności kurierską.
— Świetnie. Rozumiem, że to nie jest najbardziej zaszczytny przydział, ale nie zaprzeczy pan, że bardzo ważny dla naszej floty. Proszę pozostać na wyznaczonej pozycji. Jeśli Syndykom uda się nas pokonać, zobaczy pan, że zaczynają ostrzeliwać pęta. Radzę nie czekać na kolaps. Zginie pan w tym samym momencie, w którym dostrzeże pan implozję. Fala uderzeniowa porusza się bowiem z prędkością światła. Niemniej będzie pan w stanie określić moment zbliżania się kolapsu. Musi pan wykonać skok, zanim on nastąpi, aby zameldować o prawdopodobnej zagładzie całego systemu.
— Ta… tak jest!
— Dziękuję. — Kiedy hologram dowódcy „Haubicy” zniknął, Geary stał jeszcze przez chwilę i spoglądał w ekran wyświetlacza, zastanawiając się, co jeszcze może pójść nie tak. — Taniu, jakim zapasem paliwa będą dysponowały okręty liniowe w momencie wejścia w kontakt z wrogiem?
— Zaledwie piętnaście procent, sir. Może mniej, może więcej. Wiele będzie zależało od reakcji Syndyków.
— A ile paliwa zużywają nasze okręty podczas standardowego starcia w przestrzeni?
Desjani rozłożyła bezradnie ręce.
— Chodzi panu o klasyczne starcie czy o jedno z tych, z którymi mieliśmy do czynienia po objęciu przez pana dowództwa?
— O moje.
— W takim razie trudno mówić o typowym starciu, sir. — Uśmiechnęła się zachęcająco. — Ale powinniśmy dać sobie radę na piętnastu procentach.
— Gdyby wiarą można napędzać silniki, ty sama, Taniu, dostarczyłabyś energii całej naszej flocie.
— Nie tylko ja tu jestem przepełniona wiarą, kapitanie Geary… — Wskazała głową wachtowych zgromadzonych na mostku, którzy dyskretnie albo całkiem otwarcie omawiali aktualną sytuację. Na twarzy żadnego nie dało się dostrzec śladu niepewności. — Oni nie mają obaw o wynik tej bitwy.
Mniej więcej pięć godzin później Geary znów zasiadł przed wyświetlaczem. Na jednym z ekranów dostrzegł twarz Jane Geary potwierdzającej przyjęcie rozkazów. Stała sztywno, twarz miała kamienną, tylko oczy jej mocno błyszczały. Była wymizerowana, tak długa bitwa — nawet tutaj zaczęła się na długo przed przybyciem floty — musiała zdrowo dać się jej we znaki. Wiedział o tym doskonale, ponieważ Jane postarzała się w ciągu stulecia jego hibernacji znacznie bardziej niż on, mimo iż wciąż była dla niego wnuczką jego brata. Dziwnie było patrzeć na kobietę o kilka pokoleń młodszą, która wyglądała starzej od własnego stryjecznego dziadka.
— Mówi kapitan Jane Geary, potwierdzam przyjęcie rozkazów wydanych przez tymczasowego dowódcę floty Sojuszu. Rozumiem, że mamy walczyć do ostatniej kropli krwi, aby uniemożliwić Syndykom zniszczenie wrót hipernetowych. Bez odbioru.
Nie wypowiedziała nazwiska dowódcy, ale nie podważała jego kompetencji. Przez moment komodor czuł żal, uświadomiwszy sobie, że nawet mu nie zasalutowała, zaraz sobie jednak przypomniał, że zwyczaj ten upadł już dawno i chyba nikt poza oficerami jego floty — którym wpoił go na nowo — nie stosuje się do niego dzisiaj. To nie była celowa zniewaga.
Jane Geary zrozumiała w lot, że rozkazy mówią wyraźnie: musicie powstrzymać wroga nawet za cenę własnego życia. Ale czy dotarto do niej, że musi robić wszystko, by okręty, którymi dowodzi, przetrwały jak najdłużej?
— Wszystko w porządku, sir? — zapytała niby od niechcenia Desjani.
— Wiele bym dał, żeby to spotkanie z jedyną krewną, o jakiej wiem, przebiegało w znacznie spokojniejszej atmosferze. Zaraz. Mamy reakcję Syndyków. — Dwie i pół godziny wcześniej wroga flotylla zmieniła kurs, przechodząc przez płaszczyznę ekliptyki i oddalając się od centrum systemu, prosto na wrota. Geary szybko sprawdził wektory lotu wszystkich okrętów. Z obliczeń wynikało, że Syndycy znajdą się przy wrotach przed jego liniowcami. — Teraz wszystko w rękach Jane Geary. Tylko czy uda się jej spowolnić marsz flotylli rezerwowej?
— Miejmy nadzieję.
Niewielka, skupiona wokół „Dreadnoughta” formacja obrońców cofała się przed wrogiem lecącym prosto na nią i na wrota hipernetowe, utrzymując cały czas tę samą odległość. Geary obserwował ten odwrót przez ponad pół godziny, zastanawiając się, co w takiej sytuacji może zrobić Jane Geary.
Otrzymał odpowiedź na to pytanie, gdy dostrzegł eksplozje min uderzających w kadłuby okrętów flotylli rezerwowej.
— Nieźle — uznała Desjani. — Zaczekali, aż Syndycy przejdą na kurs pościgowy, i położyli pola minowe na wektorze podejścia. Proszę zobaczyć. Syndycki liniowiec zaliczył trzy trafienia.
— Wróg stracił także jeden z ciężkich krążowników — dodał Geary. Pozostałe okręty Syndykatu, jak się wydawało, uszły cało z tej pułapki, lecz nawet tak niewielkie straty zmniejszyły nieco przytłaczającą przewagę liczebną wroga.
Niestety, pułapka nie powstrzymała ani nie zwolniła marszu flotylli rezerwowej, dopóki kwadrans później kolejne pole minowe nie posłało w diabły dwóch ŁeZ i nie uszkodziło kilku większych jednostek.
— Ile jej jeszcze zostało tych min? — zastanawiała się na głos Desjani.
— Syndycy zapewne zadają sobie teraz to samo pytanie.
Teraz wróg nie utrzymał dotychczasowego kursu. Przyspieszył jeszcze bardziej i poszedł w stronę płaszczyzny ekliptyki, by przejąć eskadrę „Dreadnoughta”, ale okręty Sojuszu odpowiedziały manewrem wymijającym i doprowadziły do kolejnego pościgu po prostej. Tym razem jednak oddalając się od wrót hipernetowych.
— Co ona…? — zanim Geary zdążył dokończyć zdanie, „Dreadnaught”, „Niezawodny”, „Niepohamowany” i ich eskorta znowu wykonały zwrot, ruszając do szarży na ścigających ich Syndyków. Jednakże ich szanse powodzenia nadal były minimalne. Geary obserwował ekrany wyświetlacza, wiedząc, że wszystko co widzi, rozegrało się ponad dwie godziny temu.
Nagle obie formacje się minęły. Wydawać się mogło, że nie poniosły w tym starciu żadnych strat.
— Uniknęła bezpośredniego przejścia. Spodziewali się uderzenia na centrum szyku, tymczasem nasi przeszli bokiem, unikając ostrzału i strat. — Desjani przyglądała się danym na wyświetlaczu ze sporym zaintrygowaniem. — Sir, „Dreadnaught” celowo unika kontaktu z Syndykami. Chyba Jane zrozumiała, że Syndycy nie mogą posłać swoich krążowników do zniszczenia wrót i jednocześnie zarządzić odwrotu reszty floty, dopóki okręty Sojuszu są w pobliżu, ponieważ to by wystawiało nieosłonięte przez resztę flotylli jednostki na łatwy cel.
— Niemniej część Syndyków może wyrazić zgodę na udział w samobójczej misji — stwierdził Geary. — Tu nie będzie tak jak na Lakocie. Ci ludzie wiedzą dobrze, co się stanie, gdy wrota się zapadną. Pytanie tylko, czy DON dowodzący flotyllą rezerwową znajdzie wystarczająco dużo chętnych do ochrony krążowników przed „Dreadnaughtem” i jego zespołem uderzeniowym.
— Wątpię. Niewielka grupka komandosów w misji samobójczej jest jeszcze do pomyślenia, ale całe załogi okrętów? Nie na to się pisaliśmy.
Geary wywołał porucznika Igera.
— Chciałbym poznać pana opinię na temat tego, czy Syndycy są w stanie podjąć się gromadnie samobójczej misji.
Szef komórki wywiadu pokręcił głową.
— Raczej nie, sir. Walka na śmierć i życie, owszem. Nie słyszałem, by okręty Syndykatu wyruszały na samobójcze misje… — Porucznik zamilkł na moment. — Ale być może znam przyczynę, dla której byliby zdolni do czegoś takiego. Ta kobieta, która oddała się w nasze ręce, trafiła pod opiekę lekarzy. Mówią, że przeżyła szok, oglądając zagładę Kalixy, i nie może zasnąć bez środków uspokajających.
— Wcale mnie to nie dziwi, poruczniku — odparł Geary. — A co to ma wspólnego z tematem naszej rozmowy?
— Powinien pan pamiętać, że zeznała, iż DONowie dowodzący flotyllą rezerwową zażądali od niej nagrań skutków kolapsu. A to oznacza, że oficerowie, a w każdym razie ich część, mogą przeżywać podobne katusze jak nasz jeniec.
— Rozumiem. — Jeśli oglądanie znacznie mniej drastycznych obrazów na Lakocie budziło tak wielką odrazę w jego oficerach, to na Syndykach zagłada ich własnego systemu musiała zrobić wielokrotnie większe wrażenie. — Zakładam jednak, że dowódcy flotylli nie rozpowszechnili tego materiału.
Iger się uśmiechnął.
— Na pewno robili co mogli, żeby to nie wypłynęło, sir. Ale ich systemy są takie jak nasze, pełno w nich furtek i nieoficjalnych podsieci. Nie da się stworzyć tak skomplikowanych powiązań, nie zostawiając w nich kilku dziur, a z tego co wiemy, syndyckie załogi wykorzystują je zupełnie jak my.
— Zatem istnieje możliwość, że sporo marynarzy widziało zagładę Kalixy? Dziękuję, poruczniku. — Geary odwrócił się do Rione i streścił rozmowę jej i Desjani.
Tania pokiwała głową, gdy skończył.
— Ja wiem jedno: oglądanie przekazu z katastrofy na Lakocie wyleczyło mnie z myśli o wykorzystaniu „Nieulękłego” do niszczenia wrót hipernetowych.
— Czy ci DONowie nie mogą zastosować automatycznego sterowania w większej liczbie jednostek? — zapytała Rione. — Na Sancere zrobili coś takiego.
— Mogą — przyznał Geary. — Ale jak pani zapewne pamięta, tam załogi zdołały odzyskać częściową kontrolę nad swoimi jednostkami, zanim zostały one zniszczone. Możemy chyba spokojnie założyć, że ci Syndycy byliby w stanie obejść takie automatyczne systemy kontroli. Przecież wiedzą, czym by się to skończyło, gdyby nie zareagowali.
— Zatem dopóki „Dreadnaught” nie zostanie zniszczony, mamy jeszcze szansę — stwierdziła Desjani.
— Na to wygląda. — Geary przesłał na pokład pancernika dowodzonego przez jego krewniaczkę kolejną wiadomość, zawierającą streszczenie wniosków z ostatnich dyskusji. — Muszę przyznać, że jestem zdumiony tym, iż Jane zdecydowała się unikać walki. Co prawda właśnie o coś takiego ją prosiłem, ale to raczej nietypowe, znając wasze przyzwyczajenia…
— Chodzi panu o metody walki stosowane przez flotę przed objęciem przez pana dowodzenia? — zapytała Desjani. — Tak, to nietypowe. Pamięta pan, zastanawialiśmy się, czemu Jane jest dowódcą pancernika, a nie okrętu liniowego. Teraz ma pan odpowiedź na to pytanie. Niewystarczający poziom agresji.
Miała na myśli przykładanie większej miary do taktyki walki zamiast do bezmyślnego szarżowania na wroga. Nazwy nadane jednostkom pasowały do charakteru „Dreadnaughta” i „Niezawodnego”, choć już do „Niepohamowanego” nie bardzo. Geary znów poczuł rosnącą nadzieję na to, że pozna osobiście swoją krewniaczkę. Sprawdził raz jeszcze, ile czasu pozostało do momentu, kiedy jego liniowce będą mogły wejść w kontakt z wrogiem. Dziewiętnaście godzin.
— Kapitanie Desjani, czy otrzymaliśmy jakiś przekaz od władz Varandala?
— Nie, sir.
— Nawet zwykłego pitolenia?
— Nie, sir. Nie przejęliśmy też żadnych rozkazów wysyłanych do „Dreadnoughta”. Wygląda na to, że politycy pozwalają nam prowadzić tę bitwę po swojemu.
— Ja to mam szczęście. Kiedy pani zdaniem możemy się spodziewać przybycia „Znamienitego” do tego systemu?
Desjani zamyśliła się głęboko.
— Myślę, że upłynie jeszcze kilka godzin, sir. Po podjęciu wszystkich kapsuł ratunkowych na Atalii nie mogą przekraczać prędkości zero jednej świetlnej, żeby się nie wyzbyć wszystkich rezerw paliwa. Badaya może nie jest geniuszem, ale na pewno nie jest takim głupcem, żeby lekceważyć wyliczenia.
Geary zmienił kurs liniowców, by skorelować go z aktualnymi ruchami Syndyków, potem wysłał identyczne rozkazy do pancerników. Na razie nie mógł zrobić nic więcej, musiał siedzieć i przyglądać się próbom ataku wroga i nieustannym unikom wykonywanym przez formację okrętów Sojuszu.
Flota znajdowała się o dziesięć godzin lotu od flotylli rezerwowej, gdy jej dowódca ostatecznie stracił cierpliwość. Tradycyjna „ściana” rozpadła się momentalnie, kiedy każda jednostka z osobna ruszyła w pościg za zespołem uderzeniowym „Dreadnaughta”. Tylko cztery pancerniki pozostały na dawnym kursie, prowadząc dziesięć ciężkich krążowników w otoczeniu lżejszych jednostek i chmary ŁeZ.
— To te jednostki, których zamierzają użyć do zniszczenia wrót hipernetowych. „Dreadnaught” nie da rady uniknąć kontaktu z pozostałymi okrętami Syndykatu, by je dopaść — podsumował Geary, czując w żołądku ucisk. Pancerniki nie mogły zbyt długo się wymykać szybszym i bardziej zwrotnych liniowcom, nie mówiąc o krążownikach czy ŁZach nadlatujących ze wszystkich stron.
Zespół uderzeniowy „Dreadnaughta” nie zamierzał uciekać. Wręcz przeciwnie, przyspieszył, kierował się na niewielkie zgrupowanie pancerników i liniowców Syndykatu, przebijając się przez rój mniejszych jednostek, które oddzielały go od celu.
Jeden, potem drugi i trzeci niszczyciel Sojuszu wypadł z szyku. Zniszczone albo poważnie uszkodzone okręty zostały w tyle. Jedyny lekki krążownik towarzyszący „Dreadnaughtowi” rozleciał się na strzępy po przejściu ogniowym z tuzinem wrogich jednostek. Potem salwa rakiet wbiła się w kadłub ciężkiego krążownika, rozrywając go i doprowadzając do serii wewnętrznych wybuchów eliminujących go z walki. „Niepohamowany” zaliczał trafienie po trafieniu, ale leciał dalej. Kolejny niszczyciel zamienił się w chmurę rozżarzonych szczątków.
Zespół jednak zdołał już minąć największe zagęszczenie wroga i zbliżał się do celu. Cztery syndyckie pancerniki wystrzeliły rakiety i kartacze, lecz okręty Sojuszu były na to gotowe, rozdzieliły się, omijając większość z nich. Na tym etapie bitwy zespół stracił jeden ciężki krążownik i dwa niszczyciele. Rozpoczęło się przejście ogniowe. „Dreadnaught” i „Niezawodny” osłaniały „Niepohamowanego” przed bezpośrednim ostrzałem z pancerników wroga, podczas gdy wszystkie pozostałe jednostki zespołu skupiły ogień na dziesięciu ciężkich krążownikach.
Geary obserwował uważnie oddalające się od siebie formacje, czekając ze ściśniętym żołądkiem na ocenę starcia dokonaną przez sensory floty.
— A niech mnie!… — jęknęła Desjani. Osiem z dziesięciu ciężkich krążowników wroga zostało zniszczonych albo poważnie uszkodzonych, — Dajcie tej kobiecie stanowisko dowódcy liniowca. I tyle z syndyckiego planu. Będą musieli przenieść załogi z kolejnych krążowników.
— Tak… — Geary kręcił głową, sprawdzając, co pozostało z zespołu uderzeniowego. „Dreadnaught” i „Niezawodny” otrzymały trafienia, ale sprawowały się wciąż znakomicie. Rakiety unieszkodliwiły prawie połowę systemów uzbrojenia na „Niepohamowanym” i spowolniły go do tego stopnia, że z trudem nadążał za ciężkimi pancernikami. Z ich eskorty zostały tylko dwa ciężkie krążowniki i samotny niszczyciel. — Nie może zawrócić.
— Jeszcze jedno przejście powinni wytrzymać — zaprotestowała Desjani. — Chociaż po nim zostaną tylko te dwa pancerniki. Jeśli Jane ma wystarczająco dużo oleju w głowie, teraz będzie unikała przez jakiś czas kontaktu z wrogiem.
Masa niezależnie działających jednostek Syndykatu skupiła się ponownie, usiłując przechwycić okręty zespołu uderzeniowego, lecz uszczuplone znacznie siły Sojuszu mknęły prosto na wrota hipernetowe.
— Trochę czasu minie, zanim zdołają ich dogonić — stwierdził Geary. — Ale na pewno nie będzie to aż dziewięć godzin. — Walki w systemie przed przybyciem floty Geary’ego kosztowały Syndyków równie wiele co ich przeciwników, niemniej po ostatnim przejściu flotylla rezerwowa wciąż dysponowała czternastoma pancernikami, jedenastoma liniowcami, ośmioma ciężkimi i trzydziestoma trzema lekkimi krążownikami oraz osiemdziesięcioma pięcioma ŁZami. — Zostało im już tylko osiem ciężkich krążowników. Czy to wystarczy do skutecznego zniszczenia pęt?
— To zależy, jak długo będą mogli strzelać. — Desjani pokręciła głową. — Ci DONowie chyba już zrozumieli, że nie uda im się zrealizować zakładanego planu. „Dreadnaught” i jego zespół kupili nam wystarczającą ilość czasu. Teraz muszą spróbować nieco innej taktyki.
Obawy męczące Geary’ego nagle się wykrystalizowały.
— Spróbują najpierw pokonać naszą formację, potem wezmą się za pancerniki, które zostały w tyle. Jeśli im się to uda, będą mieli dość czasu na przyszpilenie resztek zespołu uderzeniowego „Dreadnaughta”. No i na rozwalenie wrót.
Desjani przytaknęła.
— Ja też bym tak postąpiła.
— Ale nie mamy wystarczającej ilości paliwa, żeby krążyć wokół Syndyków, dopóki nie nadlecą nasze pancerniki.
— Czy oni mogą się tego domyślać?
— Miejmy nadzieję, że nie.
Siedem godzin. Cztery syndyckie pancerniki kontynuują pościg za zespołem uderzeniowym „Dreadnaughta”. Reszta flotylli rezerwowej ponownie uformowała tradycyjną „ścianę”, aby chronić ocalałe ciężkie krążowniki. Geary zaczął obmyślać plan, wiedząc jednak, że jeśli zdecyduje się na uderzenie w środek formacji wroga, aby zniszczyć te krążowniki, co było możliwe, narazi się na tak ciężki ostrzał ze strony reszty jednostek wroga, że żaden z jego liniowców może nie mieć szans na przebicie się przez „ścianę”.
Sześć godzin do kontaktu. Syndycy, zwarci i gotowi do walki, skręcają w stronę nadlatujących liniowców Sojuszu.
— Wróg ma przewagę liczebną dwa do jednego, jeśli liczyć największe okręty, ale zważywszy na liczbę posiadanych przez niego pancerników, raczej powinniśmy ją liczyć na minimum trzy do jednego, zarówno w opancerzeniu, jak i sile ognia. — Spojrzał na cztery pancerniki wciąż lecące tropem „Dreadnaughta”, lecz tak zmieniły kurs, by stanowić dodatkową barierę pomiędzy nadlatującymi liniowcami a głównymi siłami Syndykatu.
Zdawać się mogło, że Desjani czyta mu w myślach.
— To tylko cztery pancerniki, moglibyśmy je zdjąć.
— Jeśli nie popełnimy najmniejszego błędu. — Sprawdził pozycje pancerników Sojuszu, leciały wciąż prosto, choć o całą godzinę lotu za dyskiem liniowców. Zapasy paliwa malały na wszystkich okrętach z każdą chwilą. Geary skupił się na „Karabinie”, który miał najniższy poziom ogniw w całej flocie, zaledwie sześć procent.
— Tamta załoga nigdy panu tego nie wybaczy.
Zaplanował to bardzo dokładnie, ustawiając wszystkie liniowce na takich pozycjach, by Syndycy myśleli, że ma zamiar pójść prosto na środek ich formacji, wprowadzając jednocześnie takie zmiany do wektora podejścia pancerników, by te uderzyły w Syndyków w odpowiednim momencie, a do tego musiały wykonać zwrot w dokładnie wyznaczonej chwili.
— Jak długo to potrwa? — zapytała Rione.
Nie odzywała się od tak dawna, że zapomnieli o jej obecności na tyłach mostka.
— Syndycy idą teraz prosto na nas — wyjaśnił jej Geary. — Do kontaktu pozostały jeszcze plus minus dwie godziny i czterdzieści minut. Ale zdziwią się, i to bardzo, za mniej więcej dwie godziny dwadzieścia minut.
— Będą się tego spodziewali — zauważyła Desjani. — „Dreadnaught” zrobił im dokładnie taki sam numer.
— Celne spostrzeżenie. Dlatego musimy wykonać znacznie bardziej zaskakujący manewr.
Na godzinę przed kontaktem zespól uderzeniowy zmienił kurs, zbliżając się do czterech syndyckich pancerników, które natychmiast zawróciły, by stawić czoło niewielkim siłom Sojuszu. Mając „Dreadnaughta” w odległości zaledwie kilkunastu minut świetlnych, Geary mógł mu przesłać nowy zestaw rozkazów.
— Kapitanie Geary, mówi… kapitan Geary. Uniknijcie kontaktu z tymi pancernikami jeszcze ten jeden raz. Lecimy w waszym kierunku, postaramy się bardziej wyrównać szanse.
Nie otrzymał zwyczajowego potwierdzenia odbioru rozkazów, chociaż światło mogło przenieść informację pomiędzy oboma flagowcami w ciągu niespełna kwadransa, mając jednak zaledwie dwadzieścia kilka minut do kontaktu z wrogiem, komodor nie zaprzątał sobie głowy tym, czy dowódca „Dreadnaughta” zastosuje się do jego sugestii.
— Do wszystkich jednostek formacji Indygo Jeden. Omijamy tym razem główne zgrupowanie wroga i zajmujemy się tymi czterema pancernikami, potem zawracamy i uderzamy na flotyllę rezerwową. Zachowajcie jak najwięcej amunicji na przejście ogniowe z większym zgrupowaniem Syndyków.
Dwadzieścia minut do kontaktu. Syndycką flotyllę rezerwową i liniowce Sojuszu dzieliły już niespełna cztery minuty świetlne, a odległość ta malała z każdą sekundą, gdyż prędkość składowa obu flot wynosiła w tym momencie.2 świetlnej. Syndycy już zwolnili do.06 świetlnej, aby uniknąć błędów relatywistycznych podczas celowania do jednostek Sojuszu. Geary wciąż z tym zwlekał, jakby był niezadowolony z wybranego rozwiązania.
Piętnaście minut do kontaktu. Dziesięć.
— Do wszystkich jednostek formacji Indygo Jeden, zwrot na sterburtę, dwa zero stopni, dół jeden pięć stopni, czas zero cztery zero dziewięć.
Okręty liniowe Sojuszu i ich eskorta odbiły mocno w lewo, oddalając się od gwiazdy Varandal, aby zejść poniżej płaszczyzny ekliptyki. Dopiero po minucie fale świetlne pokazały Syndykom ten manewr, wtedy obie formacje dzieliło już tylko siedem minut lotu. Geary raz jeszcze nacisnął klawisz komunikatora.
— Do wszystkich okrętów formacji Indygo Jeden, zwrot w górę dwa zero stopni, czas zero cztery jeden trzy.
Syndycy także zmienili kurs, schodząc w dół, w miejsce, ku któremu powinny zmierzać liniowce Geary’ego, zakładając mylnie, że będą się one trzymały nowego kursu, gdy tymczasem znów poleciały w górę. Uczyniły to w momencie, gdy już nie minuty, a sekundy dzieliły oba zgrupowania od przejścia.
— Syndycy odpalili rakiety i kartacze — zameldował wachtowy z działu bojowego.
Wróg ostrzelał przestrzeń, przez którą powinny przelatywać teraz okręty Sojuszu, gdyby Geary zdecydował się na wykonanie kolejnego zwrotu i poszedł jeszcze niżej, co nakazywała wcześniejsza logika jego rozkazów. W rezultacie pociski przeszły daleko pod skrajem dysku, a komodor mógł wyrównać kurs i skierować liniowce na cztery odizolowane pancerniki.
Zostawiona z tyłu flotylla rezerwowa natychmiast zaczęła wykonywać tak ciasny zwrot, że jeden z lekkich krążowników na jej skraju złamał się jak zapałka, gdy konstrukcja kadłuba nie wytrzymała kompensacji inercyjnych naprężeń.
— Niech się wkurzają, niech zaczną działać pod wpływem emocji — wyliczała Desjani. — Wie pan, że jeszcze niedawno sama byłabym wściekła, gdyby kazano mi się bawić w kotka i myszkę z tymi draniami, zamiast polecieć prosto na nich, ale jak pomyślę, co mówią teraz ci DONowie, to od razu mi cała złość przechodzi.
— Dzięki. — Cztery syndyckie pancerniki musiały już dostrzec nowe zagrożenie, dwanaście okrętów liniowych szło prosto na nie, a dokładnie z przeciwnej strony rozpoczynał szarżę zespół uderzeniowy „Dreadnaughta”. — Tak to wygląda, gdy dowódcy trzymają się do samego końca pierwotnego planu, chociaż sytuacja na polu bitwy zmieniła się diametralnie. Ten DON nie powinien rozdzielać sił, tylko skupić się albo na nas, albo na Jane.
Flotylla rezerwowa znajdowała się o piętnaście minut lotu od zgrupowania Sojuszu, gdy liniowce zaczęły wyhamowywać do.01 świetlnej i dokonały przejścia ogniowego z pancernikami wroga, koncentrując na nich najpierw ogień piekielnych lanc, potem poprawiając polami zerowymi z jednostek lecących na końcu szyku.
— Dwa zero — oświadczyła Desjani tonem tryumfu, gdy zobaczyła, jak jeden z okrętów wroga eksploduje, a drugi wchodzi w dryf, wypadając z szyku. Ale i kadłub „Nieulękłego” wciąż drżał od otrzymanych trafień.
Mimo ogromnej przewagi ogniowej zgrupowanie liniowców także nie wyszło z tego przejścia bez szwanku. „Lewiatan”, „Zajadły” i „Znakomity” zostały poważnie uszkodzone.
— „Dreadnaught”, pozostałe dwa pancerniki są wasze. — Geary przesłał tę wiadomość, zanim jego zgrupowanie weszło w nawrót.
Kiedy liniowce znów się znalazły na kursie prowadzącym prosto na „ścianę” wroga, która także pędziła prosto na nie z maksymalną prędkością bojową, na mostku „Nieulękłego” rozległy się sygnały alarmowe.
— Kapitanie, poziom zapasu energii w ogniwach paliwowych spadł poniżej dziesięciu procent — zameldował wachtowy z inżynieryjnego. — Systemy bojowy i manewrowy sugerują natychmiastowe zakończenie starcia i odnowienie zapasów.
— Że też sami na to nie wpadliśmy — mruknęła sarkastycznie Desjani. — Odnotowałam zalecenia systemowe.
— Kapitanie, systemy ostrzegają, że jeśli oficer dowodzący nie wykona sugerowanych posunięć, automatycznie umieszczą w jego kartotece wpis o umyślnym sprowadzeniu zagrożenia na okręt i jego załogę.
— Poruczniku, przekażcie systemom, żeby sobie wsadziły gdzieś te groźby.
— Kapitanie. Jak ja mam…
— Wyłączcie je w diabły! — Desjani spojrzała na Geary’ego. — Chyba powinien pan pomyśleć o skróceniu tej bitwy do minimum, sir.
— Zobaczę, co da się zrobić.
Flotylla rezerwowa zbliżała się z ogromną prędkością. Lecące za nią pancerniki Sojuszu powinny lada moment wejść z nią w kontakt.
— Zespół uderzeniowy „Dreadnaughta” atakuje dwa pancerniki, ale wróg ucieka przed nimi w kierunku głównego zgrupowania.
W „ścianie” wciąż było dziesięć pancerników i jedenaście okrętów liniowych, w tym dwa już uszkodzone. Sześć pancerników umieszczono w samym środku formacji, wokół ostatnich ciężkich krążowników, pozostałe cztery zajęły pozycje w narożnikach, każdemu towarzyszyły po dwa albo trzy liniowce.
Sądząc po nerwowych ruchach wykonywanych przez flotyllę rezerwową, jej dowódca musiał wściec się już tak bardzo, że przestawał myśleć rozsądnie i zaczynał działać impulsywnie. Geary powtórzył manewr uniku, w dół na lewo, ale tym razem odwrócił następny ruch, kierując swoje siły na narożnik formacji wroga, a w każdym razie na miejsce, w którym ta część syndyckiego szyku powinna się znaleźć, jeśli DON uzna, że liniowce zamierzają skopiować poprzednią zagrywkę.
Udało się i tym razem, rakiety i kartacze wroga przeszły bokiem, a okręty liniowe Sojuszu starły się na mgnienie oka z narożnikiem „ściany” składającym się z pancernika i dwóch okrętów liniowych.
W ułamku sekundy automatyczne systemy bojowe obu stron odpaliły wszystko, co miały. Gdy oba zgrupowania zaczęły się od siebie oddalać, Geary z satysfakcją odnotował zniszczenie obu liniowców wroga i poważne uszkodzenie pancernika. Sekundę później dostrzegł wyłom we własnych szeregach. Tam gdzie powinien znajdować się „Gniewny”. Przesterowanie reaktora. Czegoś takiego nikt nie mógł przeżyć. A niech to szlag.
Przez moment komodor miał przed oczami kapitan Jaylen Cresidę z czasów, gdy ujrzał ją po raz pierwszy, jeszcze w syndyckim Systemie Centralnym, kiedy poparła go bez wahania mimo wyraźnego oporu ze strony innych oficerów, a także tę już z Atalii, gdzie prezentowała plany zabezpieczeń, które stworzyła, by ocalić ludzkość przed jej własnym szaleństwem, jakim była masowa budowa wrót hipernetowych, zanim ktokolwiek zrozumiał zagrożenia przez nie stwarzane.
Potrząsnął głową. Nie teraz. Przyjdzie odpowiedniejszy moment na wspominanie poległych. „Smok” został poważnie uszkodzony, „Zajadły” także otrzymał parę kolejnych trafień. Zostało mu jedenaście liniowców, z czego sześć miało ograniczoną zdolność bojową.
Geary skierował wzrok na pancerniki. Były o minutę świetlną od zawracającej właśnie flotylli rezerwowej. Osiemnaście gigantów z wciąż silną eskortą. Myślał gorączkowo nad modyfikacjami planu, czasu było naprawdę niewiele, jeśli liczyć opóźnienie spowodowane odległością pomiędzy „Nieulękłym” a pancernikami Sojuszu.
— Formacja Indygo Dwa, kurs na bakburtę zero zero trzy stopnie, dół zero dwa stopnie.
Syndycki dowódca, skoncentrowany na dopadnięciu liniowców Sojuszu, musiał poczuć ogromne zaskoczenie, gdy zdał sobie sprawę, że pancerniki wroga właśnie nawiązały kontakt bojowy z jego okrętami. „Ściana” po wykonaniu ciasnego zwrotu dopiero się ustawiała, aby ruszyć w pościg za uciekającymi liniowcami, gdy w jej flankę wbiło się zgrupowanie najciężej opancerzonych jednostek Sojuszu, masakrując skoncentrowanym ogniem dwa pancerniki i sześć liniowców na swej drodze.
Za rufami odlatujących okrętów Sojuszu zostały zgruchotane wraki ośmiu olbrzymów. Część liniowców dosłownie przestała istnieć, eksplodując na skutek licznych trafień, co było marną, ale jednak pociechą po niedawnej utracie „Gniewnego”.
Świętowanie nie trwało długo, moment później przerwał je raport wachtowego z działu operacyjnego:
— „Karabin” wyczerpał zapasy paliwa. Nastąpiło awaryjne wyłączenie reaktora. Proces wygaszania rozpoczął się także na „Culverinie”. Reszta dwudziestego trzeciego dywizjonu ma jeszcze zapas na pięć minut lotu. Jednostki ósmego dywizjonu lekkich krążowników meldują o konieczności rozpoczęcia procedur wyłączających reaktory.
Na wyświetlaczu Geary widział dryfujące niszczyciele. Bezbronne teraz, gdy padły wszystkie ich systemy.
— Jak długo będą działały na nich systemy podtrzymywania życia? — zapytał.
— Dwanaście godzin — odparła natychmiast Desjani. — Musimy zakończyć bitwę do tego czasu.
— Co racja, to racja. — Wydał pancernikom rozkaz zawrócenia, obserwując, jak kolejne pozbawione energii jednostki eskorty odpadają z szyku, lecąc dawnym kursem już tylko siłą bezwładu.
Wszystkie oczy były zwrócone na niego, a on zdawał sobie doskonale sprawę, jak niewielkie zapasy paliwa zostały w ogniwach największych okrętów floty Sojuszu. W tym momencie wypracowana z takim trudem przewaga liczebna przestanie mieć jakiekolwiek znaczenie. Jego unieruchomione pancerniki i liniowce, bez zasilania, staną się łatwym łupem dla każdego.
Flotylla rezerwowa znajdowała się teraz pomiędzy zgrupowaniami liniowców i pancerników Sojuszu. Dysk okrętów liniowych Geary’ego zamykał wrogowi drogę do punktu skoku na Atalię, ale DON ani myślał o ucieczce, po prostu przeformował szyki, aby osłonić skrzydło zmasakrowane w niedawnym starciu.
— Chyba już wiedzą, że zaczyna nam brakować paliwa — mruknęła Desjani.
— Na razie widzieli jedynie, że zabrakło go eskorcie. Musimy dać im do zrozumienia, że duże jednostki mają go wciąż w bród. — Geary wcisnął kombinację klawiszy na komunikatorze. — Formacja Indygo Jeden. Zwrot na bakburtę jeden dziewięć zero stopni, góra zero jeden dwa stopnie, przyspieszenie do zero sześć świetlnej. Wykonać natychmiast. — Kadłub „Nieulękłego” zadrżał, gdy silniki manewrowe wprowadziły masywny okręt w ciasny skręt, który z trudem dało się skompensować polami siłowymi. Wszystkie liniowce wykonały podobny manewr, ruszając w stronę wciąż jeszcze nie do końca uzupełnionej flanki wroga. — Skoncentrować ogień na skraju szyku!
Kolejne przejście i kolejne wstrząsy towarzyszące trafieniom, jakie otrzymał „Nieulękły”.
— „Waleczny” melduje poważne uszkodzenia kadłuba, „Śmiały” utracił wszystkie systemy uzbrojenia oprócz baterii piekielnych lanc trzy brawo i emitera pola zerowego. Na „Zajadłym” padł napęd, okręt utracił zdolność manewrowania.
Geary skupił wzrok na wyświetlaczu, szukając danych dotyczących pełnego rezultatu tego przejścia. Jeden z pancerników wroga zwyczajnie się rozpadł, podobnie jak liniowiec, który przenoszono na tę flankę, aby ją wzmocnić.
Pancerniki Sojuszu także zdołały już wykonać zwrot. Na wyświetlaczu Geary’ego zrobiło się czerwono od ostrzeżeń o zbyt niskim poziomie rezerw paliwa, ale dla kogoś, kto obserwował je z zewnątrz, wciąż wyglądały na w pełni sprawne i gotowe do zadania miażdżącego ciosu. Liniowce Sojuszu znalazły się teraz po tej samej stronie flotylli rezerwowej co zgrupowanie dowodzone przez Planta i zmierzały w jej kierunku, pozostawiając za sobą coraz więcej nieuszkodzonych, lecz pozbawionych zasilania niszczycieli i lekkich krążowników eskorty. „Dreadnaught”, „Niezawodny” i „Niepohamowany” zdążyły w tym czasie zbliżyć się na niespełna dwie minuty świetlne, ich sytuacja jednak także nie była ciekawa — nie brakowało im paliwa, wszystkie miały za to sporo uszkodzeń po poprzednich starciach z wrogiem. Kolejny sygnał alarmowy. Geary przeniósł wzrok na ikonkę migoczącą na ekranie.
— Nasze okręty wyszły z punktu skoku na Atalię. Właśnie zaobserwowaliśmy moment przybycia zespołu „Znamienitego”.
Komodor przeniósł wzrok na flotyllę rezerwową, czekając na jej reakcję. Syndycy wykonali ostry zwrot i zaczęli przyspieszać, pozostawiając za sobą wszystkie uszkodzone w walce jednostki, z których już wystrzeliwano kapsuły ewakuacyjne.
— Uciekają! — stwierdziła uśmiechnięta od ucha do ucha Desjani. — Zobaczyli okręty towarzyszące „Znamienitemu”, ale nie sprawdzali, jak bardzo są uszkodzone. Po prostu zobaczyli, że nadlatują kolejne pancerniki i liniowce Sojuszu, sprawdzili, że szykujemy się do zadania im kolejnego ciosu, blokując jednocześnie dostęp do wrót hipernetowych, więc uznali, że nie pozostaje im nic innego, jak uciekać.
Geary nie mógł w to uwierzyć, cały czas wpatrywał się w ekrany, licząc, że wróg wykona za moment kolejny zwrot, lecz okręty Syndykatu wciąż oddalały się od nich z maksymalnym przyspieszeniem. Siedem pancerników, dwa liniowce i masa jednostek eskorty kierowało się w stronę punktu skoku, jakby im ktoś przypalał tyłki rozgrzanym żelazem.
— Dziesiąty dywizjon lekkich krążowników i trzeci dywizjon niszczycieli meldują o całkowitym wyczerpaniu zapasów paliwa. Ciężki krążownik „Peleryna” melduje o całkowitym wyczerpaniu zapasów paliwa.
Desjani zaczęła się śmiać na cały głos, nawet Geary przyglądał się jej z wielkim zdziwieniem. W odpowiedzi na jego pytające spojrzenie wskazała na wyświetlacz ze wskaźnikami poziomu paliwa w ogniwach. Czerwone słupki zatrzymały się na skali pomiędzy dwoma a jednym procentem. Nagle Tania przestała się śmiać, zerwała z fotela i rzuciła w stronę komodora. Krok od jego fotela zatrzymała się jednak, zacisnęła dłoń w pięść i walnęła nią mocno w ramię Geary’ego.
— Dokonał pan tego! Dzięki łasce żywego światła gwiazd wygrał pan tę bitwę!
— My wygraliśmy — poprawił ją, masując ramię, i nagle sam odczuł histeryczną potrzebę śmiechu. — My wszyscy. — W tej chwili dotarło do niego, że kadłub liniowca aż drży od wrzasków. Załoga świętowała kolejne zwycięstwo.
Geary przez chwilę widział oczami wyobraźni ostatnie chwile „Merlona”. Wtedy nie był w stanie ocalić swojego ciężkiego krążownika, nie mógł zapewnić załodze bezpiecznego powrotu do domu. Cokolwiek ludzie mówili później o bitwie na Grendelu, która dla nich odbyła się w zamierzchłej przeszłości, a dla niego tak niedawno, zawsze czuł, że była to jego największa porażka. Zawiódł własny okręt. I jego załogę. Teraz było inaczej.
— Sir? — zapytała Desjani wciąż rozradowana, aczkolwiek jej wzrok wyrażał rosnące zaniepokojenie, gdy mierzyła badawczym spojrzeniem komodora. — Wszystko w porządku?
Uśmiechnął się w odpowiedzi.
— Tak, Taniu. Po prostu wspominałem dawne czasy. — Wiedział jednak, że nieuniknione nawroty wizji „Merlona” nie będą już tak bolesne jak dotychczas.
— Kapitanie? — wtrącił nieśmiało jeden z wachtowych. — Mamy odczyt trzech szybkich transportowców holujących jakieś platformy w stronę wrót hipernetowych.
Desjani natychmiast spoważniała i zaczerpnęła tchu.
— To systemy zabezpieczeń zaprojektowanych przez kapitan Cresidę. Zamierzają je zainstalować. Oby dusze przodków przyjęły cię z szacunkiem, na jaki zasłużyłaś, Jaylen. I pozdrów Rogera ode mnie.
— Mówi pani o jej mężu? — zapytał Geary, starając się opanować głos. Stres i emocje towarzyszące tej chwili, i te dobre, i te złe, zaczynały brać nad nim górę.
— Tak. Od czasu gdy zginął, była przekonana, że będzie tam czekał na nią. — Desjani otarła kącik oka wierzchem dłoni i odwróciła się do wachtowych. — Zarządzam maksymalne oszczędności w zużyciu energii do momentu otrzymania nowych ogniw paliwowych.
Geary, słysząc jej słowa, przypomniał sobie o powadze sytuacji i natychmiast sięgnął do klawiatury komunikatora.
— Do wszystkich jednostek Sojuszu, zwolnić do minimalnej prędkości przelotowej, spróbujcie zachować przynajmniej jeden procent rezerwy w ogniwach paliwowych. — Przełączył się na kolejny kanał. — Do wszystkich instalacji wojskowych w systemie Varandal. Mówi kapitan John Geary, tymczasowy dowódca floty Sojuszu. Moim okrętom kończą się ogniwa paliwowe. Niektóre musiały już awaryjnie wyłączyć reaktory. Zaopatrzenie jednostek floty w ogniwa paliwowe jest teraz priorytetowym zadaniem. Proszę o każdą możliwą pomoc w tym zakresie. Na honor naszych przodków. Bez odbioru.
I kolejna wiadomość:
— „Dreadnaught”, wasz zespół poleci tropem uciekających Syndyków.
Przy takiej przewadze, jaką zyskała wycofująca się flotylla rezerwowa, zespół uderzeniowy Jane Geary nie miał szans jej dogonić, ale dokręcenie śruby wrogowi na pewno nie zaszkodzi.
I jeszcze jedna:
— Kapitanie Badaya, Syndycy uciekają w stronę punktu skoku na Atalię. Mogą chcieć przechwycić przy okazji waszą eskadrę. Unikajcie kontaktu bojowego z nimi. Dopadniemy ich wspólnymi siłami już niedługo, a ja chciałbym mieć przy sobie wasze okręty, gdy ten moment nastąpi.
Rione wciąż milczała. Siedziała w fotelu, patrząc gdzieś w przestrzeń. W końcu jednak i ona wyrwała się z zamyślenia i spojrzała na Geary’ego, jakby nie za bardzo wiedziała, co powiedzieć.
— Gratuluję. Walka jeszcze się nie skończyła, ale już zdołał pan dokonać niemożliwego.
Wojna jeszcze się nie skończyła, lecz Zaginiona Flota wróciła w końcu do domu.
Geary stał pośrodku kajuty, spoglądając na wyświetlacz, który prezentował gwiazdę Varandal i orbitujący wokół niej rój okrętów. Po raz pierwszy od chwili objęcia dowodzenia tą flotą znalazł się na przyjaznym terenie, gdzie mógł spać spokojnie. Ludność planet, miast i instalacji orbitalnych, które widział, mogła pomóc jego flocie.
Dwadzieścia cztery godziny i tak ogromna zmiana. Dwie godziny temu uciekający Syndycy dotarli do punktu skoku i zniknęli z Varandala, gnając na złamanie karku, jakby jakiś demon chciał ich wciągnąć do czarnej dziury. Zanim to jednak nastąpiło, na wezwanie Geary’ego odpowiedziały dziesiątki frachtowców i jachtów należących do mieszkańców tutejszych miast, kolonii i stacji orbitalnych. Na pokładzie każdego upchnięto tyle ogniw paliwowych, ile tylko dało się zmieścić. W tym momencie żadnej jednostce floty nie groziło wyłączenie reaktora, a te, które musiały to zrobić wcześniej, były teraz ponownie uruchamiane. Najpoważniej uszkodzone okręty odholowano do pobliskich orbitalnych doków i innych warsztatów, z których słynął Varandal.
Geary czuł ogromny ciężar na barkach, gdy wracał myślami do okrętów zniszczonych już w przestrzeni Sojuszu, do wszystkich tych ludzi, którzy zginęli dosłownie na progu własnego domu. „Gniewny” nie był jedyną ofiarą tej bitwy, aczkolwiek jego strata bolała najbardziej. Ciężkie krążowniki „Kaidate” i „Quillion” zostały tak poważnie uszkodzone podczas wymiany ognia, że nie było szans na ich naprawienie. Lekkie krążowniki „Napaść”, „Rozbrojenie” i „Rycerz” zostały zniszczone podczas szarż liniowców, a niszczyciele „Serpentyna”, „Bazyliszek”, „Bowie”, „Proporzec” i „Sten” podzieliły ich los na innych etapach bitwy. To były jednostki utracone przez jego flotę, nie wliczał w tę liczbę okrętów z flotylli „Dreadnaughta”, które przestały istnieć podczas wcześniejszej obrony systemu. Pominął też ludzi zabitych i rannych na pokładach tylko uszkodzonych jednostek. Spora ich liczba ocalała wyłącznie dlatego, że znajdowali się teraz na swoim terenie.
Cokolwiek mówić, flota dotarła do celu. Może niezbyt bezpiecznie, po drodze tracąc zbyt wiele ludzi i okrętów, ale znalazła się w końcu w przestrzeni Sojuszu.
Tyle razy wyobrażał sobie ten moment, chwilę, kiedy zdejmą mu z barków brzemię dowództwa i funkcję komodora! Nie wiedział jedynie, co będzie robić później. Prócz wielkiej ochoty, by ponownie odwiedzić planetę zwaną Kosatka, nie miał żadnych planów. Nie miał też pomysłu na to, jak się ukryć przed legendą Black Jacka.
To jednak uległo zmianie. Zrozumiał w końcu, czego honor i służba od niego wymagają, a na domiar złego dał słowo komuś, na kim bardzo mu zależało. Mógłby wprawdzie rzucić to wszystko w diabły, nawet pojęcia takie, jak honor czy obowiązek. Nawet przysięgi. Ale gdyby to uczynił, masakry dalej by trwały, wojna ciągnęłaby się przez kolejne dekady, a on osobiście utraciłby jedyną osobę, której towarzystwo dawało mu chęć do życia w tym okrutnym świecie.
Patrząc na problem od tej strony, podjęcie decyzji nie wydawało się specjalnie trudne. Istniała jednak druga strona medalu — być może poruszał się w strefie marzeń czy jak kto woli, „syndromu Geary’ego”, jak go nazwali lekarze już przed dziesiątkami lat, kiedy sądził, że tylko on może ocalić Sojusz. Ale czy nie ludzie, którym najbardziej ufał, twierdzili, że tylko on jest w stanie zakończyć tę wojnę? Wierzył im pod każdym innym względem. Dlatego nie miał specjalnego wyboru i musiał zaufać im również w tej sprawie.
Dlatego przypatrywał się teraz flocie, zastanawiając się, czy zdoła utrzymać to stanowisko i przekonać admiralicję o słuszności swoich koncepcji.
— Było gorzej, niż myślałam — powiedziała Rione. — Moje lokalne kontakty twierdzą, że w ciągu ostatnich kilku miesięcy, po tym jak Syndycy ogłosili oficjalnie zagładę naszej floty, o czym wieść dość szybko przedostała się do mediów, w wielu systemach doszło do obywatelskich buntów i zamieszek. Ludność Sojuszu utraciła nadzieję… — zamilkła na moment. — Ale to już chyba przeszłość. Jeśli Varandal może posłużyć za przykład, twoje pojawienie się na nowo rozbudziło optymizm.
— Świetnie. — Przypomniał sobie kilka audycji nadawanych z miast na zamieszkanych planetach tego systemu, na których rozradowani spikerzy podawali najświeższe wiadomości, do jakich zdołali dotrzeć.
Wojsko i rząd odmawiają oficjalnego potwierdzenia tych informacji, lecz nasze źródła we flocie zapewniają, że w tych plotkach kryje się wiele prawdy! Black Jack powrócił, zupełnie jak w legendzie. Ocalił naszą flotę! Ocalił Varandala! Ale czy uda mu się ocalić cały Sojusz? Jeśli się jednak nad tym zastanowić, czy może być coś niemożliwego dla człowieka, który powrócił między żywych w takim stylu?
W tym momencie pojawia się poważne oblicze rzecznika prasowego.
— Rząd nie ma nic do dodania na ten temat.
— A co z komunikatami wysyłanymi przez kapitana Geary’ego podczas bitwy o Varandala?
— Bez komentarza.
— A co z zeznaniami schwytanych po bitwie Syndyków z flotylli, która zaatakowała Varandala? Czyż nie twierdzą, że Black Jack przebił się z samego serca terytorium Światów Syndykatu, po drodze niszcząc niemal całą potęgę militarną wroga?
— Rząd poinformuje państwa dokładniej, kiedy to tylko będzie możliwe.
— Komunikaty wysłane z floty o potencjalnym zagrożeniu ze strony wrót hipernetowych wywołały spore zaniepokojenie w społeczeństwie. Czy może pan potwierdzić, że system zabezpieczeń z planów dołączonych do tej wiadomości został już zamontowany na Varandalu?
— Wrotom hipernetowym na Varandalu nic nie grozi. Ze względów bezpieczeństwa niestety nie mogę podać dalszych szczegółów.
— Obserwacja okolicy wrót hipernetowych potwierdza zainstalowanie na nich nowych części. Czy może pan to skomentować?
— Nie. Wrota hipernetowe są bezpieczne…
— Dlaczego rząd nie potwierdzi tego, o czym wszyscy już i tak wiedzą? — zapytał Geary. — Przecież takie zaprzeczanie jest idiotyczne.
— Rządzący zawsze wychodzą na głupków, kiedy próbują kontrolować dostęp do informacji. Mam tylko nadzieję, że nie chce pan, abym ich broniła w tej kwestii. Sądząc po liczbie jednostek, które po pańskim przybyciu opuściły Varandal zarówno studniami grawitacyjnymi, jak i hipernetem, wiadomości o tym musiały się rozprzestrzenić szybciej od światła. A to jest dobra wiadomość — upierała się Rione. — Sojusz potrzebował nadziei, a pan ją ucieleśnia. Niech pan nie udaje, że to pana wkurza. Dobrze pan wie, że to nie kłamstwo, jakkolwiek bezsensownie by brzmiało. Prawda z definicji zazwyczaj bywa irracjonalna.
— Domyślam się, że nie powinienem na to narzekać, zważywszy na propozycję, którą wypadałoby mi złożyć naszemu rządowi — przyznał Geary. — Obawiam się, że jej także nie sposób zaliczyć do racjonalnych posunięć.
— Nadal zamierza pan prosić o zgodę na powrót floty do syndyckiego Systemu Centralnego?
— Tak. Jak tylko dostanę się do kogoś, kto mnie wysłucha. — Geary odwrócił się do niej. — Nie wie pani, kiedy to nastąpi?
— Trudno powiedzieć. — Rione wyglądała na zamyśloną. — Bardzo możliwe, że ktoś z Wielkiej Rady pojawi się tutaj, by z panem porozmawiać.
— To niedorzeczne.
— Wcale nie. — Westchnęła z irytacji. — W tej chwili jest pan o wiele potężniejszy od nich. Musi pan to sobie w końcu uzmysłowić i przestać się zachowywać, jakby było inaczej. Ci ludzie chcą pana zobaczyć, usłyszeć, by móc zdecydować osobiście, czy jest pan zagrożeniem czy zbawieniem dla Sojuszu. Jeśli Wielka Rada pojawi się na Varandalu, z moją pomocą uda się panu przekonać ją, że nie stanowi pan żadnego zagrożenia, i otrzyma pan zgodę na atak. Nawet ja rozumiem, że pański plan jest bardzo sensowny. Osobiście nie bardzo wierzyłam, że plan Blocha się powiedzie, ale po tych wszystkich bitwach, w których rozgromił pan potęgę Syndyków, uważam, że zezwolenie na ponowną tak szybką wyprawę do Systemu Centralnego może raz na zawsze zakończyć tę wojnę. Trzeba to jednak zrobić naprawdę szybko i zdecydowanie, jeśli mamy zwyciężyć. Jeśli będziemy zwlekali z decyzją, Syndycy odbudują flotę i nastąpi kolejny pat, po którym oba rządy upadną.
Geary skinął głową.
— To dość realna wizja. A jak pani zdaniem przyjmą informacje o obcej rasie?
— Raczej marnie. Ale mamy mocne dowody. Dlatego zrozumieją, że będziemy musieli sobie poradzić z Obcymi tak jak z Syndykami, czyli szybko. Nie wiemy bowiem, jakie jeszcze pułapki przygotowały dla nas te istoty.
— Myślę, że już wiedzą, iż kolejna Kalixa może ich drogo kosztować, nie mówiąc już o tym, z jak wielką przyjemnością odpłaciłbym im za to, co zrobili z tym syndyckim systemem. Zrobię co w mojej mocy, żeby przekonać naszych przywódców, a potem pokonam Syndykat, żebyśmy mieli naprawdę mocną pozycję w czasie rozmów z Obcymi.
— Jeśli niedawne wydarzenia mogą być jakąś miarą tej sprawy, powiedziałabym, że ten plan ma sens. — Rione ruszyła do wyjścia. Kiedy otworzyła właz, ujrzała za nim Desjani. Obie kobiety przeszły obok siebie bez słowa, mierząc się wściekłym wzrokiem.
— Kapitanie Geary. — Tania podeszła do konsoli komunikatora i uaktywniła ją. — Pamięta pan te mniej ważne wiadomości, którymi nie chciałam zaprzątać wcześniej pańskiej uwagi? Jedna z nich nadeszła dosłownie przed chwilą.
Włączyła odtwarzanie i Geary ujrzał przed sobą mężczyznę w mundurze admirała, o otwartym spokojnym obliczu i bardzo rozbieganych oczach.
— Mówi admirał Timbale, mam osobistą wiadomość do kapitana Johna Geary’ego. Wszyscy na Varandalu i w Sojuszu radujemy się z pańskiego powrotu. Radujemy się i… hm… jesteśmy pod wrażeniem. — W tym momencie admirał rzucił szybkie spojrzenie w bok.
— Chyba się pogubił w tekście — stwierdziła Desjani.
Geary spojrzał na nią z rozbawieniem.
— Jakim cudem widziała pani nagranie przeznaczone tylko dla mnie?
— Jestem dowódcą tego okrętu — przypomniała mu — i może nie pełnię roli boga na jego pokładzie, ale naprawdę niewiele brakuje, żebym mu dorównała wpływami. Lepiej niech pan słucha dalej admirała.
— Pozostanie pan na stanowisku głównodowodzącego flotą do odwołania — kontynuował Timbale. — Wszystkie jednostki stacjonujące na Varandalu, a nie należące do pańskiej floty, od tego momentu przechodzą pod pańską komendę. — Admirał pozwolił sobie na ostrożny uśmieszek. — Zezwalam na całkowite uzupełnienie zapasów przez wszystkie pańskie… to znaczy nasze okręty… — W tym miejscu admirał zawahał się po raz kolejny. — W związku z licznymi obowiązkami, jakie spoczywają na pańskiej głowie, i nieustającą groźbą ataku na Varandala chwilowo nie możemy zezwolić na spotkanie z przełożonymi. Dam panu znać, kiedy będzie to możliwe. Mam też nadzieję, że do tej chwili Varandal dostarczy panu wszystkiego, czego pan potrzebuje. Timbale, bez odbioru.
Geary się skrzywił.
— Nie chce się ze mną widzieć?
— Prawdopodobnie za bardzo się tego boi — stwierdziła Desjani. — Gdyby od razu się zgodził, mogliby go później oskarżyć o współudział w przygotowywanym obaleniu rządu. Albo ma stracha, że go pan rzeczywiście o to poprosi. Albo zażąda. Chociaż równie dobrze to on mógłby wyjść z taką propozycją i przekonać się, że w legendarnej wierności Black Jacka nie ma ani słowa przesady. Unikanie spotkania, a nawet zwykłej rozmowy z panem jest dla niego o wiele bezpieczniejsze.
— Szlag. Tyle razy nie chciałem się widzieć z admirałami, ale musiałem, a teraz, kiedy po raz pierwszy tego chcę, od razu spotyka mnie odmowa. Czy Timbale jest najstarszy stopniem na Varandalu?
— Jest jedynym admirałem w tym systemie gwiezdnym — wyjaśniła Desjani. — Jak pan sobie zapewne przypomina, bitwa na Atalii i jej dalszy ciąg tutaj przetrzebiła nam szeregi tutejszej admiralicji. Tagos zginęła na Atalii, a Tethys tutaj. I tak został nam jedynie Timbale.
— Tagos, Tethys i Timbale, wszyscy przydzieleni na Varandala — rzucił Geary. — Dlaczego mam wrażenie, że ktoś z biura przydziałów miał przy tym świetną zabawę? Czy nadal nikt im tego nie zabronił?
— Nie, sir. — Przewróciła oczami. — Kilka lat temu na jeden okręt trafili oficerowie o tym samym nazwisku. Nie wie pan nawet, ile razy przyrzekałam sobie, że jak już się ta wojna skończy, to w drodze do domu poślę kilka kamyków na łby tych partaczy.
— Z przyjemnością w tym pomogę.
Desjani machnęła ręką w stronę wyświetlacza.
— Przynajmniej przekazali panu oficjalnie dowództwo nad kilkoma nowymi okrętami. Niewiele małych jednostek przetrwało obronę Varandala, ale pozyskaliśmy aż dwa pancerniki i co ważniejsze, jeden liniowiec. „Dreadnought”, „Niezawodny” i „Niepohamowany” nieźle oberwały, choć to chyba sprawi, że lepiej wpasują się do floty.
— Tak, na pewno. Mimo że nie mogę się doprosić rozmowy z admirałem, te rozkazy pozwolą mi szybciej postawić flotę na nogi. Czy mogę nadzorować postępy w którymś z systemów?
Desjani pokręciła głową.
— Nie da rady, sir. Zbyt wiele danych, zbyt wiele zmian. Z trudem uda nam się nadzorować remont naszego okrętu. A niech pan sobie wyobrazi kontrolę postępów w naprawianiu niszczycieli. Przecież to koszmar, zważywszy na to, jak wiele ich mamy i jak mało czasu nam zostało. Żebyśmy nie wiem ile automatyki wprzęgli w system nadzoru, i tak będziemy potrzebowali ludzi, choćby do systematyzowania danych. Sugerowałabym ściągnięcie do tej roboty kilku oficerów z jednostek pomocniczych, ale skoro „Nieulękły” w najbliższym czasie nie będzie brał udziału w walce, możemy oddelegować do pana kilku naszych mechaników.
— To nie będzie problem?
— Żaden problem, sir — zapewniła go Desjani. — Moi podoficerowie uwielbiają dodatkowe wyzwania. — Kąciki ust jej zadrżały, lecz powstrzymała się od uśmiechu.
— Oczywiście. Jeszcze pamiętam, jak uwielbiałem takie przydziały, gdy sam byłem młody. — Geary spojrzał na gwiazdy, starając się ogarnąć myślami wszystko, co musi być jeszcze zrobione. — Ma pani jeszcze jakąś sprawę?
— Dostałam właśnie potwierdzenie, że na tutejszych wrotach hipernetowych zainstalowano podstawową wersję zabezpieczeń zaprojektowanych przez kapitan Cresidę. Bardziej zaawansowana wersja jest już w produkcji. Nie wiem wprawdzie, jak informacje Cresidy zostały odebrane w innych systemach gwiezdnych, ale tutejsza błyskawiczna odpowiedź dobrze nam rokuje. Zabezpieczenia powinny szybko się rozejść przez hipernet, a z tego co mówią publikatory, obrazy z Lakoty odbiły się głośnym echem w społeczeństwie.
— Dobrze. Bardzo dobrze. A co z syndyckim kluczem hipernetowym?
— Zabrano go z pokładu „Nieulękłego”. Jest teraz powielany w fabryce na pobliskiej planecie.
Geary pokręcił głową.
— Wciąż nie potrafię uwierzyć, że udało nam się go tutaj dostarczyć. Ale przyda nam się, i to bardzo.
— I dlatego odwieziemy go tam, skąd został wzięty — dodała Desjani, co komodor skwitował pełnym uznania spojrzeniem. — Po skopiowaniu wszystkich danych klucz wróci na pokład „Nieulękłego”. Za jakieś trzydzieści sześć godzin. Nie będziemy musieli utrzymywać miejsca jego przechowywania w specjalnej tajemnicy, ponieważ Sojusz lada moment będzie dysponował licznymi kopiami. Ale nam przypadnie oryginał.
— Świetnie. Obawiałem się, że będę musiał poruszyć niebo i ziemię, by go odzyskać. — Spuścił głowę i skupił się przed zadaniem kolejnego pytania: — To jedyna prywatna wiadomość do mnie?
— Tak jest. Wszystko co przychodzi z pokładu „Dreadnaughta”, ma status oficjalnych raportów. Sir… — Geary spojrzał w jej kierunku. — Ona potrzebuje czasu. Jane Geary musi zrozumieć jeszcze wiele rzeczy. Potem na pewno przyśle panu prywatną wiadomość.
Komodor przymknął na moment oczy.
— Możemy nie mieć aż tak dużo czasu.
— Wszyscy o tym wiemy, ona też. Proszę pamiętać, że Michael Geary potrzebował całego tygodnia, odkąd się dowiedział, że pan żyje. Dopiero potem zdecydował się nawiązać kontakt.
Komodor otworzył oczy, lecz patrzył wyłącznie w gwiazdy.
— I wciąż mnie nienawidził.
— Ale na koniec zmienił zdanie. Sam mi pan to powiedział. Monitoruję komunikację „Dreadnaughta” na kilka niekoniecznie oficjalnych sposobów i wiem, że jego dowódca kontaktuje się prywatnie z naszymi oficerami. Z tymi, których Jane zna osobiście. Z tymi, którzy znają pana. Oni jej powiedzą, jaki pan jest naprawdę. Proszę dać jej więcej czasu, a z pewnością się skontaktuje.
— Ci ludzie ją poinformują, że zostawiłem jej brata w syndyckim Systemie Centralnym, przez co zapewne poległ.
Desjani podeszła o krok i przemówiła znacznie ostrzejszym tonem:
— Jane Geary jest oficerem floty. Zna ryzyko równie dobrze jak my wszyscy. Wie, na co się pisaliśmy. Nie będzie obwiniała pana za śmierć brata, jeśli poległ w walce.
Prychnął w odpowiedzi, choć niezbyt głośno.
— Sądzi pani, że ona podejdzie do tej sprawy tak logicznie?
— Przecież do tej pory żaden Geary nie postępował zgodnie z logiką! — Desjani pokręciła głową. — Biologicznie jest pan od niej młodszy, mimo że to wnuczka pańskiego brata. Ale był pan dla niej górą, z której cienia próbowała się wydostać przez całe życie. Proszę dać jej więcej czasu!
— Dobrze. I tak mam sporo roboty, więc czekanie nie będzie mi się specjalnie dłużyć.
— Właśnie. — Desjani rozejrzała się po kajucie. — Mam przyprowadzić tych podoficerów tutaj, żebyście mogli przystąpić od razu do koordynacji prac przy naprawach i aprowizacji? Ma pan tu sporo wolnej przestrzeni.
— Jasne. Kiedy przyjdą?
— Jeśli da mi pan choć pół godziny, znajdę panu cały tabun podoficerów bez konkretnego przydziału. — Przyglądała mu się przez chwilę. — Pomodlił się pan już do przodków za duszę Jaylen Cresidy?
Geary poczuł ukłucie winy. Miał tyle na głowie, że zupełnie o tym zapomniał.
— Oficjalnie tego nie zrobiłem.
— W takim razie proszę zejść do komnat, a ja w tym czasie wszystko zorganizuję.
Ta sugestia zabrzmiała bardziej jak rozkaz, choć z drugiej strony, czy to nie był znakomity pomysł, no i jego święty obowiązek? Nie tylko wobec Jaylen Cresidy, ale i całej masy marynarzy, którzy polegli w ostatniej bitwie.
— Tak. Już tam idę.
Ruszył razem z nią w kierunku włazu. Desjani nagle stanęła przed nim i spojrzała mu w oczy.
— Ale wrócimy tam?
— Jak tylko będzie to możliwe — potwierdził Geary. — I jeśli otrzymam zgodę. — Przypomniał sobie słowa Rione idealnie podsumowujące tę sytuację. — Albo wygramy szybko, albo wcale.
— W takim razie wygrajmy jak najszybciej.
— O tak. Wygramy tę wojnę.
Albo polegniemy.