DWA

Gdy uruchomił się alarm, Skade tkwiła wklinowana między dwie czarne zakrzywione masy maszynerii. Jeden z jej czułków wykrył zmianę w atakującej pozycji statku, wzmocnienie stanu gotowości bojowej. Nie była to może sytuacja kryzysowa, ale wymagała natychmiastowej reakcji.

Skade odłączyła swój kompnotes od maszynerii; pępowina z włókna optycznego trzasnęła jak bicz w obudowie kompnotesu. Skade przycisnęła do brzucha pustą płytkę kompnotesu — zgiął się i przyczepił do wyściełanej czarnej tkaniny kamizelki. Prawie od razu kompnotes zaczął przesyłać dane ze schowka na bezpieczną partycję długoterminowej pamięci Skade.

Skade przeczołgała się wąskim przesmykiem między częściami maszyny, wyginając się i wkręcając w najciaśniejszych miejscach. Po dwudziestu metrach dotarła do końca i wysunęła się częściowo przez wąski okrągły otwór, który przed chwilą otworzył się w ścianie. Zastygła bezgłośnie, bez ruchu, zniknęły nawet barwne fale na grzebieniu. Wiązki implantów w jej głowie nie wykryły innych Hybrydowców w promieniu pięćdziesięciu metrów i potwierdziły, że żadne urządzenie monitorujące w tym korytarzu nie zauważyło jej wynurzenia. Mimo to zachowywała ostrożność, zerkała w lewo i w prawo, jak kot zapuszczający się na nieznany teren.

W polu widzenia nikogo nie było.

Skade wyciągnęła całe swoje ciało z otworu i wydała myślowe polecenie zwieraczowi, by się zamknął; na ścianie został tylko ślad uszczelnienia, tak drobny, że niewidoczny. Tylko Skade wiedziała, gdzie znajdują się te otwory wejściowe, a one ujawniały się tylko przed nią. Nawet gdyby Clavain odkrył obecność ukrytych maszyn, żeby do nich dotrzeć, musiałby użyć brutalnej siły, a to by z kolei spowodowało ich samozniszczenie.

Statek nadal spadał swobodnie — Skade przypuszczała, że przysuwa się do wrogiego statku, za którym gonił. Nieważkość jej odpowiadała. Skade mknęła korytarzem, skacząc na czworakach od jednego punktu kontaktowego do drugiego. Ruchy miała tak precyzyjne i oszczędne, że czasami wydawało się, że sunie we własnej bańce grawitacyjnej.

[Skade, jakie wyniki?]

Nigdy dokładnie nie wiedziała, kiedy Rada Nocna wyskoczy w jej głowie, ale już od dawna nie reagowała zaskoczeniem na ich nagłe pojawianie się.

Problemów nie ma. Nawet nie zaczęliśmy się dogrzebywać do tego, co ta maszyna potrafi, ale dotychczas wszystko działa tak, jak przewidywaliśmy.

[Dobrze. Oczywiście pożądane byłyby wnikliwsze testy…]

Skade poczuła przypływ irytacji.

Już mówiłam. Należałoby dokonać starannych pomiarów, by wykryć oddziaływanie tych maszyn. To znaczy możemy przeprowadzić tajne testy pod płaszczykiem rutynowych operacji militarnych.

Skade wskoczyła na rozwidlenie i odbiła się w stronę mostku. Regulując chemię swojej krwi, zmusiła się do spokoju.

Zgadzam się, że musimy zrobić więcej, nim będziemy w stanie wyposażyć flotę, ale gdy rozszerzymy testy, ryzykujemy, że rozejdzie się wiadomość o naszym odkryciu. Nie tylko w Gnieździe Macierzystym.

[Słuszna uwaga, Skade. Nie musisz nam przypominać. Ustalaliśmy tylko fakty. Nawet gdyby to było niewygodne, trzeba przeprowadzić testy, i to jak najprędzej]


* * *

Minęła Hybrydowca zmierzającego do innej części statku. Zajrzała do jego umysłu i zobaczyła na powierzchni mieszaninę ostatnich doświadczeń i emocji. Nie zainteresowały ją, nie miały taktycznego znaczenia. Poniżej tej papki leżały warstwy głębszej pamięci, struktury mnemoniczne zanurzające się w nieprzenikalną ciemność niczym wielkie zatopione pomniki. Musiała to wszystko przesunąć i zbadać, ale to też jej nie zainteresowało. Na najgłębszym poziomie Skade odkryła u mężczyzny partycje pamięci, które — według Hybrydowca — nie powinny się dać odczytać. Przez chwilę miała ochotę dokonać edycji jego prywatnych zabezpieczeń i blokad i odsłonić kilka maleńkich, pielęgnowanych wspomnień. Nie zrobiła tego; wystarczyła jej sama świadomość, że może to zrobić.

Umysł mężczyzny zareagował, wysyłając sondy wywiadowcze do jej umysłu. Potem raptownie je wycofał, napotkawszy zdecydowaną odmowę dostępu. Jak wyczuła, mężczyzna był najwidoczniej zaciekawiony, dlaczego ktoś ze Ścisłej Rady wszedł na ten statek.

Rozbawiło ją to. Mężczyzna wiedział o istnieniu Ścisłej Rady i miał może jakieś wiadomości o supertajnym centrum Rady, Wewnętrznym Sanktuarium, ale Skade była pewna, że nawet nie podejrzewał istnienia Rady Nocnej.

Minął ją, a ona podążała swoją drogą.

[Jakieś obiekcje, Skade?]

Oczywiście mam obiekcje. Bawimy się ogniem samego Boga. Takich spraw się nie popędza.

[Skade, Wilki nie będą na nas czekały]

Skade nastroszyła się. Nie trzeba jej było przypominać o wilkach. Strach to użyteczny bodziec, ale nie mógł jej już silnie zdopingować. Jak mówiło stare porzekadło: nie od razu stworzono Projekt Manhattan. A może chodziło o Rzym? W każdym razie miało to związek z Ziemią.

Pamiętam o wilkach.

[Dobrze, Skade, my też. I nie wątpimy, że wilki również o nas nie zapomniały]

Poczuła, że Rada Nocna wycofuje się do maleńkiej, nie dającej się zlokalizować kieszonki w jej głowie, gdzie poczeka do następnego razu.

Skade przybyła na mostek „Nocnego Cienia”, świadoma, że jej grzebień pulsuje żywą czerwienią i szkarłatem. Mostek — sferyczne, pozbawione okien pomieszczenie wewnątrz statku — mógł swobodnie pomieścić pięciu czy sześciu Hybrydowców. Teraz byli tu tylko Clavain i Remontoire, jak wtedy, gdy stąd wychodziła. Obaj leżeli w hamakach akceleracyjnych, zawieszonych pośrodku sfery; podłączeni do szerszego sensorycznego środowiska „Nocnego Cienia”, oczy mieli zamknięte. Z ramionami skrzyżowanymi na piersiach sprawiali absurdalne wrażenie ludzi zrelaksowanych.

Skade stała bez ruchu, a pokój wyrzucił dla niej osobny hamak, który otoczył ją ochronną siecią lianopodobnych pnączy. Leniwie zaczęła przeszukiwać umysły mężczyzn. Remontoire był dla niej całkowicie otwarty, nawet granice partycji Ścisłej Rady wydawały się zaledwie liniami demarkacyjnymi, a nie bezwzględnymi barierami. Jego umysł był jak miasto ze szkła, gdzieniegdzie przydymionego, lecz wszędzie przenikalnego. Widzenie za ekranami Ścisłej Rady to pierwszy trik, jakiego nauczyła ją Rada Nocna. Umiejętność okazała się użyteczna nawet wtedy, gdy Skade weszła w skład Ścisłej Rady. Nie wszyscy członkowie Ścisłej Rady mieli dostęp do tych samych tajemnic — przede wszystkim istniało Wewnętrzne Sanktuarium — ale Skade wiedziała o wszystkim.

Czytanie umysłu Clavaina było trudniejsze. To ją frustrowało, fascynowało i niepokoiło. Jego implanty neuralne miały znacznie starszą konfigurację niż u innych Hybrydowców i Clavain nigdy nie pozwolił na ich modyfikację. Wielkie połacie jego umysłu w ogóle nie zostały poddane systemowi, a połączenia nerwowe między tymi rejonami a komponentami Hybrydowców były rzadkie i nieefektywnie rozproszone. Algorytmy przeszukiwania i pobierania, używane przez Skade, potrafiły wydobyć wzorce neuralne z każdej części mózgu Clavaina, jaką obejmował system, ale i to nie było łatwe. Przeszukiwanie jego umysłu przypominało grzebanie w bajecznie bogatej bibliotece, nawiedzonej przez huragan — gdy Skade zlokalizowała to, o co jej chodziło, zwykle informacja stawała się nieaktualna.

Mimo to Skade wiele się dowiedziała o Clavainie. Od powrotu Galiany upłynęło dziesięć lat, ale — jeśli Skade prawidłowo odczytywała jego umysł, a nie miała powodu w to wątpić — Clavain ciągle nie zdawał sobie sprawy z tego, co się stało.

Tak jak całe Matczyne Gniazdo, Clavain wiedział, że w głębokim kosmosie Galiana spotkała obce wrogie jednostki — maszyny, które nazwano wilkami. Wilki przeniknęły na statek i wdarły się do umysłów załogantów. Clavain wiedział, że Galiana została oszczędzona i jej ciało jest zachowane; wiedział również, że w jej czaszce znajduje się struktura wilczego pochodzenia. Nie wiedział jednak i — jak sądziła Skade — nawet nie podejrzewał, że Galianie wróciła świadomość i że zanim wilk przemówił przez nią, miała moment jasności umysłu, a nawet więcej takich momentów.

Skade przypomniała sobie, jak skłamała Galianie, że Clavain i Felka umarli. Kłamstwo nie przyszło jej łatwo. Jak wszyscy Hybrydowcy, traktowała Galianę z należną czcią. Galiana była ich matką, królową odłamu Hybrydowców. Jednocześnie Rada Nocna przypomniała Skade, że wobec Matczynego Gniazda ma ona obowiązki ważniejsze od szacunku dla Galiany. Skade musiała skutecznie wykorzystać chwile jasności umysłowej, by uzyskać jak najwięcej danych o wilkach, nie można więc było obciążać Galiany dodatkowymi zmartwieniami. Skade uznała wówczas takie postępowanie za krzywdzące, ale Rada Nocna zapewniała, że na dłuższą metę jest to korzystne.

Stopniowo Skade dostrzegała w tym sens. Przecież w istocie nie kłamała Galianie, lecz cieniowi poprzedniej Galiany. Potem jedno kłamstwo wymuszało następne. Dlatego Clavain i Felka nigdy nie dowiedzieli się o tamtych rozmowach.

Skade wycofała sondy umysłowe i ustaliła rutynowy poziom bliskości. Dała Clavainowi dostęp do swych powierzchniowych wspomnień, do swych trybów percepcji zmysłowej i do emocji, albo raczej do ich subtelnie zafałszowanej wersji. Równocześnie Remontoire widział dokładnie tyle, ile się spodziewał, ale Skade zmodyfikowała to odpowiednio do swoich potrzeb.

Hamak akceleracyjny przesunął ją ku centrum sfery, w pobliże tamtych dwóch mężczyzn. Złożyła ręce pod biustem, opierając je na wygiętej płytce kompnotesu, który nadal szeptał swoje odkrycia do trwałej pamięci Skade.

Clavain potwierdził swoją zdalną obecność.

[Skade, to miło, że do nas dołączyłaś]

Clavain, wyczułam zmianę w naszej gotowości ataku. Mam wrażenie, że ma to coś wspólnego ze statkiem Demarchistów.

[To coś bardziej interesującego. Spójrz]

Clavain przekazał jej jeden koniec linii danych ze statkowej sieci czujników. Skade wydała polecenie swoim implantom, by odwzorowały dane do jej sensorium, stosując zwykłe filtry i opcje.

Miała przyjemne wrażenie dyslokacji. Jej własne ciało, ciała mężczyzn, pomieszczenie, w którym się unosili, wielkie, smukłe czarne jak węgiel czółno „Nocnego Cienia” — wszystko to przesunęło się w niematerialność.

Wielki jowiszowiec wisiał przed nimi otoczony ruchomą, skomplikowaną geometrycznie chmurą stref zabronionych i bezpiecznych przejść. Wściekła chmara platform i wartowników śmigała wokół planety na ciasnych orbitach precesyjnych. Bliżej, choć niewiele, znajdował się statek Demarchistów, za którym gonił „Nocny Cień”. Dotykał górnej warstwy atmosfery Mandarynkowego Marzenia i już zaczynał się jarzyć. Nurkując w atmosferę, szyper ryzykował, miał jednak nadzieję, że się schowa w kilkusetkilometrowej warstwie obłoków.

To desperacki manewr, pomyślała Skade.

Wloty transatmosferyczne były ryzykowne, nawet dla statków zbudowanych tak, by mogły dokonywać powierzchownych przejść w górnych warstwach atmosfery jowiszowców. Szyper musiałby wyhamować przed próbą nurkowania, a potem, wracając w kosmos, również musiałby lecieć powoli. Taki manewr mógł się przydać przy kamuflażu, choć jego powodzenie zależało od wyposażenia w czujniki statku ścigającego oraz od detekcyjnych możliwości niskoorbitowych satelitów czy latających dron; właściwie jedyną korzyścią była możliwość uzupełnienia zapasów paliwa.

We wczesnej fazie wojny obie strony stosowały antymaterię jako główne źródło energii. Hybrydowcy, mający ukryte wytwórnie antymaterii na granicach układu, nadal byli w stanie produkować i gromadzić antymaterię w ilościach potrzebnych do działań zbrojnych. Nawet gdyby te możliwości się skończyły, wszyscy wiedzieli, że mają oni dostęp do znacznie wspanialszych źródeł energii. Demarchiści natomiast już od ponad dziesięciu lat nie byli w stanie pozyskiwać antymaterii. Wrócili do energii syntezy jądrowej, a do tego potrzebowali wodoru, najlepiej wydobytego z oceanów gazowych gigantów, gdzie już był skompresowany do postaci metalicznej. Szyper mógłby otworzyć czerpaki, zassać i skompresować wodór atmosferyczny, albo mógł nawet próbować nurkować w „zaledwie” płynnym morzu wodorowym, powlekającym metaliczny wodór, owinięty wokół skalistego samorodka planetarnego jądra. Dla statku, który już ucierpiał na wojnie, byłoby to ryzykowne przedsięwzięcie. Najprawdopodobniej kapitan miał nadzieję, że czerpaki nie będą potrzebne i że uda mu się połączyć z jednym ze sterowanych wielorybim mózgiem tankowców, jakie krążyły nieustannie w atmosferze, śpiewając smutne, żałobne pieśni o turbulencjach i chemii organicznej. Tankowiec wstrzyknąłby do statku ładunki wstępnie obrobionego metalicznego wodoru; niektóre z nich miały służyć jako paliwo, inne — jako głowice bojowe.

Wloty atmosferyczne to ryzyko podejmowane w rozpaczliwej sytuacji, ale często się opłacało i wybierano je nieco chętniej od samobójczych operacji ukradkowej ucieczki.

Skade sformułowała myśl i przesłała ją do głów swoich towarzyszy.

Szyper wykazuje godną podziwu determinację, ale to mu nie pomoże.

Clavain odezwał się natychmiast:

[Nie pomoże jej. To kobieta. Przechwyciliśmy jej sygnał, gdy nadawała do drugiego statku. Przechodziły skrajem pierścienia śmierci, więc pył rozproszył nieco światła laserowego w naszym kierunku]

A intruz?

Odpowiedział jej Remontoire:

[Gdy tylko otrzymaliśmy wyraźną sygnaturę statku, podejrzewaliśmy, że to frachtowiec. To się potwierdziło i teraz wiemy trochę więcej]

Remontoire zaproponował jej dane — Skade to zaakceptowała.

W jej umyśle wyostrzył się rozmyty obraz frachtowca, nabierał wyrazu jak szkic uzupełniany detalami. Frachtowiec był dwa razy mniejszy od „Nocnego Cienia”, typowy śródukładowy przewoźnik, zbudowany ze dwa wieki temu, z pewnością przed zarazą. Kadłub miał zaokrąglony. Statek zaprojektowano tak, by mógł lądować na Yellowstone czy na innych planetach z atmosferą, ale z czasem zyskał tyle wybrzuszeń i wypustek, że Skade kojarzył się z rybą poddaną rzadkiej recesywnej mutacji. Na jego powłoce połyskiwały zakodowane, czytelne dla maszyny symbole, przerwane gdzieniegdzie nie zapisanymi połaciami reperowanego poszycia.

Remontoire uprzedził jej pytanie.

[To „Burzyk”, frachtowiec zarejestrowany w Karuzeli Nowa Kopenhaga w Pasie Złomu. Dowódcą statku i właścicielem jest Antoinette Bax, ale dopiero od miesiąca. Poprzednio należał do Jamesa Baxa, prawdopodobnie krewnego. Nie wiemy, co się z nim stało. W rejestrach rodzina Baxów widnieje jako właściciel statku już dawno, od czasów przedwojennych, może nawet przed wybuchem zarazy. Zajmowali się zarówno zwykłą działalnością legalną, jak i czynami na granicy prawa. Kilka naruszeń przepisów, parę konfliktów z Konwencją Ferrisvillską, ale nie na tyle poważnych, by groziło to zatrzymaniem, nawet podczas stanu wyjątkowego]

Skade poczuła, jak jej odległe ciało kwituje te informacje skinieniem głowy. Pas habitatów wokół Yellowstone dawał zatrudnienie różnym firmom przewozowym, zarówno prestiżowym, bardzo szybkim transportowcom, jak i znacznie wolniejszym — oraz tańszym, których dowódcy zadawali mniej pytań — statkom z silnikami jonowymi albo wykorzystującymi syntezę. Nawet po wybuchu zarazy, gdy wspaniała Migotliwa Wstęga zmieniła się w mało wspaniały Pas Złomu, nadal istniały nisze rynkowe dla tych, którzy byli gotowi je zająć, na przykład potrafili unikać kwarantanny albo przyjmowali zlecenia od takich klientów, z jakimi niechętnie robiono trwalsze interesy.

Skade nic nie wiedziała o rodzinie Baxów, ale doskonale sobie wyobrażała, że w tych warunkach — a tym bardziej w czasie wojny — ich biznes rozkwitał. Omijanie blokad, wykorzystywanie rozmaitych okazji, wspieranie misji szpiegowskich agentów obu stron konfliktu. Konwencja Ferrisvillska, administrująca na bieżąco przestrzenią wokół Yellowstone, należała do najbardziej nietolerancyjnych reżimów w historii. Tam, gdzie stosuje się wysokie kary, zawsze znajdą się ludzie gotowi sowicie wynagrodzić tych, którzy podejmują ryzyko.

Teraz Skade stworzyła sobie w umyśle niemal pełny obraz Antoinette Bax. Jednego tylko nie rozumiała: co Antoinette robi tak daleko w strefie wojennej i jak to się stało, że nadal żyje?

Czy szyper z nią rozmawiał? — spytała Skade.

[Dostała ostrzeżenie, żeby się wycofała, bo poniesie konsekwencje] — odpowiedział Clavain.

A ona?

Remontoire przesłał jej trajektorię frachtowca: Antoinette zmierzała prosto w atmosferę jowiszowca, podobnie jak lecący przed nią statek Demarchistów.

To nie ma sensu. Szyper powinien ją zniszczyć za naruszenie Rejonu Spornego.

[Szyper jej zagroził, ale Bax to zignorowała. Obiecała mu, że nie ukradnie wodoru, ale zdecydowanie stwierdziła, że nie zawróci] — odpowiedział Clavain.

Albo bardzo odważna, albo bardzo głupia.

[Albo szczęściara] — odparł Clavain. — [Najwyraźniej szyper nie miała amunicji dla poparcia swojej groźby. Chyba zużyła wszystkie pociski podczas wcześniejszych starć]

Skade zaczęła to analizować, uprzedzając rozważania Clavaina. Jeśli szyper wystrzeliła ostatnie pociski, zrobi wszystko, by zachować tę informację w tajemnicy przed „Nocnym Cieniem”. Rozbrojony statek to gotowy cel abordażu. Nawet w tej późnej fazie wojny przejęcie wrogiego statku dostarcza cennych informacji wywiadowczych, nie wspominając o perspektywie zwerbowania załogi.

Według ciebie szyper liczyła na to, że frachtowiec zastosuje się do jej polecenia.

Wyczuła potwierdzenie Clavaina, nim jego odpowiedź uformowała się w jej głowie.

[Tak. Gdy Bax oświetliła radarem statek Demarchistów, szyper nie miała innego wyjścia — musiała jakoś odpowiedzieć. Normalnym i całkowicie prawnym działaniem byłoby wystrzelenie pocisku, ale szyper musiała przynajmniej wezwać statek do wycofania się. To nie poskutkowało, Bax nie dała się zastraszyć. To natychmiast ustawiło szyper w niekorzystnej pozycji. Szczekała, ale na pewno nie mogła ugryźć]

Tę myśl uzupełnił Remontoire:

[Clavain ma rację. Ona nie ma pocisków. Teraz to wiemy]

Skade rozumiała, o co im chodzi. Choć statek Demarchistów już zaczął nurkowanie w atmosferę, ciągle znajdował się w zasięgu pocisków „Nocnego Cienia”. Zniszczenie go nie było stuprocentowo pewne, ale szanse spore. A jednak Remontoire i Clavain nie chcieli zestrzelić wrogiego statku. Woleli poczekać, aż wynurzy się z atmosfery, powolny i ciężki od paliwa, ale uzbrojony nie lepiej niż poprzednio. Chcieli dostać się na jego pokład, wyssać dane z banków pamięci i przekształcić jego załogę w nowych członków Matczynego Gniazda.

Nie mogę przyzwolić na abordaż. Dla „Nocnego Cienia” niesie to więcej niebezpieczeństw niż potencjalnych korzyści.

Poczuła, że Clavain próbuje sondować jej umysł.

[Dlaczego, Skade? Czy z jakiegoś powodu ten statek jest wyjątkowo cenny? Jeśli tak, to czy to nie jest odrobinę dziwne, że nikt mi o tym nie powiedział?]

To sprawa Ścisłej Rady. Miałeś już szansę do niej dołączyć, Clavain.

[Nawet gdyby dołączył, to i tak nie wiedziałby wszystkiego, prawda?]

Skade przełączyła się ze złością na Remontoire’a.

Wiesz, Remontoire, że jestem tu w sprawach Ścisłej Rady. To najważniejsze.

[Ale ja jestem ze Ścisłej Rady i nawet ja nie wiem dokładnie, co tu robisz. O co chodzi, Skade? Tajna operacja dla Wewnętrznego Sanktuarium?]

Skade zawrzała. Wszystko byłoby znacznie łatwiejsze, gdyby nie trzeba było mieć do czynienia ze starymi Hybrydowcami, pomyślała.

Ten statek jest cenny. To prototyp, a prototypy zawsze są cenne. I doskonale o tym wiesz. Oczywiście nie chcemy go stracić w drobnej potyczce.

[Na pewno chodzi o coś więcej]

Może, Clavain, ale teraz nie czas o tym dyskutować. Rozmieść pociski przeznaczone dla statku Demarchistów, a jeden zachowaj na frachtowiec.

[Nie. Poczekamy, aż oba wyłonią się po drugiej stronie. O ile przeżyją. A potem zadziałamy]

Nie mogę do tego dopuścić.

No więc dobrze. Miała przedtem nadzieję, że do tego nie dojdzie, ale Clavain zmusił ją do działania. Skoncentrowała się, wysłała skomplikowaną sekwencję komend neuronowych. Poczuła, jak odległy system uzbrojenia rozpoznaje jej uprawnienia i poddaje się jej woli. Jej sterowanie, choć niedokładne, pozbawione precyzji i bezpośredniości, z jaką zwracała się do własnych maszyn, wystarczyło — musiała przecież tylko wystrzelić kilka pocisków.

[Skade?…]

To Clavain — zorientował się, że przejęła jego uprawnienia sterowania uzbrojeniem. Wyczuła jego zdziwienie faktem, że ona, Skade, w ogóle ma takie prawa dostępu. Wyznaczyła rozrzut; pociski pościgowe drżały w stojakach wyrzutni.

W głowie Skade przemówił spokojny głos:

[Nie, Skade]

To Rada Nocna.

Co takiego?

[Zwolnij kontrolę zbrojowni. Zrób, jak chce Clavain. To dla nas korzystniejsze na dłuższą metę]

Nie, ja…

[Skade, zwolnij zbrojownię]

Rada Nocna mówiła teraz ostrzejszym tonem.

Wściekła, że ją napomniano, Skade zastosowała się do polecenia.


* * *

Antoinette dotarła do trumny ojca, przywiązanej do stelaża w ładowni, dokładnie tam, gdzie widział ją proksy.

Rękę w rękawiczce położyła na wieku kasety. Przez szybę widziała profil mężczyzny. Podobieństwo rodzinne było oczywiste, choć wiek i grawitacja wyrzeźbiły jego oblicze w przesadną męską karykaturę jej własnego. Oczy miał zamknięte, na twarzy wyraz znudzonego spokoju. To typowe dla ojca: drzemie sobie podczas tych gorących wydarzeń, pomyślała. Pamiętała jego chrapanie wypełniające kajutę. Kiedyś złapała go na tym, jak udawał, że śpi, zerkając na nią spod przymkniętych powiek. Obserwował, jak sobie daje radę w trudnej sytuacji. Wiedział, że pewnego dnia wszystko będzie musiała robić sama.

Sprawdziła umocowanie trumny. Było bezpieczne, podczas ostatnich manewrów nic się nie obluzowało.

— Bestio… — powiedziała.

— Tak, panienko?

— Jestem w ładowni.

— Jest się tego nieprzyjemnie świadomym, panienko.

— Przerzuć nas na poddźwiekową. Powiedz mi, gdy ją osiągniemy.

Przygotowała się na protest, ale go nie usłyszała. Czuła ton statku, wewnętrznym uchem usiłowała odróżnić hamowanie od schodzenia. Teraz „Burzyk” w zasadzie nie leciał. Z powodu swego kształtu był prawie pozbawiony siły nośnej, więc kierował w dół wektor ciągu, by nie spadać jak kamień. Opróżniona z powietrza ładownia dostarczała dotychczas pewnej siły wyporu, ale Antoinette nigdy nie programowała głębokiego schodzenia w atmosferę w sytuacji, gdy w ładowni panowała próżnia.

Już dawno powinna być martwa. Kapitan Demarchistów powinien był ją zestrzelić z nieba, a goniący ją statek pajęczy powinien zaatakować, nim zanurkowała w atmosferę. Nawet samo nurkowanie powinno ją uśmiercić. Nie było to łagodne kontrolowane wejście, jak sobie planowała, ale wściekłe przedzieranie się pod chmury, jazda w wirze stworzonym przez statek Demarchistów. Gdy tylko statek wznowił lot poziomy, oceniła uszkodzenia; sytuacja nie przedstawiała się różowo. Gdy dotrze do Pasa Złomu — wątpliwe „gdy”, bo przecież pająki nadal czyhają — Xavier będzie miał mnóstwo roboty przez kilka najbliższych miesięcy.

Ale przynajmniej nie będzie w tym czasie rozrabiał, pomyślała.

— Już poddźwiekową, panienko — zakomunikowała Bestia.

— Dobrze. — Po raz trzeci Antoinette sprawdziła, czy jest przy mocowana do stelaża równie mocno jak trumna, a potem ponownie sprawdziła parametry skafandra. — Proszę, otwórz drzwi ładowni numer jeden.

— Za chwilę, panienko.

Jasna drzazga światła rozbłysła z tego końca stelaża. Antoinette zmrużyła oczy i zaraz opuściła ciemnozieloną antyodblaskową przyłbicę hełmu.

Szczelina światła powiększyła się, a potem na Antoinette ruszył pęd powietrza, pchnął ją na wspornik stelaża. W kilka sekund powietrze wypełniło komorę ładowni, wyło i wirowało. Czujniki skafandra błyskawicznie dokonały analizy gazu i zdecydowanie odradziły otwarcie hełmu. Ciśnienie przewyższało jedną atmosferę, ale gaz był śmiertelnie zimny i niezwykle trujący.

Dusząca trucizna i zabójcza temperatura, ale za to jaki piękny, barwny widok z kosmosu, pomyślała Antoinette.

— Sprowadź nas dwadzieścia klików niżej — poleciła.

— Jesteś pewna, panienko?

— Tak, do cholery.

Podłoga nachyliła się. Antoinette obserwowała, jak barometr odmierza rosnące ciśnienie: dwie atmosfery, trzy, cztery i jeszcze więcej. Ufała, że reszta „Burzyka”, poddana teraz ujemnemu ciśnieniu, nie rozerwie się nad nią jak mokra papierowa torebka.

Nie wiem, co się jeszcze stanie, ale chyba już naruszyłam warunki gwarancji na statek, pomyślała.

Gdy Antoinette odzyskała pewność siebie — a raczej gdy jej puls wrócił do normy — ruszyła, centymetr po centymetrze, w stronę otwartej śluzy, wlokąc ze sobą trumnę. Żmudny był to pochód, bo co kilka metrów musiała przypinać i odpinać zaczepy mocujące trumny, ale robiła to cierpliwie, bez irytacji.

Wzrok jej przywykł i dostrzegła teraz w widmie światła srebrzystoszary komponent. Światło stopniowo mętniało, przybierało barwę żelaza czy postarzałego brązu. Epsilon Eridani nie była zbyt jasną gwiazdą i teraz jej promienie przechodziły przez warstwy planetarnej atmosfery. Gdy statek będzie schodził coraz niżej, wszystko ściemnieje, aż widok zacznie przypominać dno oceanu.

Właśnie o to ojcu chodziło.

— W porządku, Bestio, dbaj o stabilny lot. Za chwilę spełnię swą powinność.

— Uważaj na siebie, panienko.

Bramy towarowe ładowni znajdowały się w różnych miejscach „Burzyka”, ale ta obecnie otwarta, w dolnej części statku, była skierowana do tyłu w stosunku do kierunku lotu. Antoinette dotarła do brzegu, czubki butów wystawiła parę centymetrów za krawędź. Pozycja wydawała się niestabilna, ale Antoinette była bezpiecznie przypięta. Ciemny brzuch statku, wygięty łagodnie w stronę ogona przesłaniał widok od góry, ale w dole i po bokach nic nie zakłócało perspektywy.

— Miałeś rację, tato — szepnęła na tyle cicho, by Bestia jej nie słyszała. — To dość zadziwiające miejsce. Uważam teraz, że dokonałeś dobrego wyboru.

— Panienko?

— Nic takiego, Bestio.

Zaczęła odczepiać trumnę. Statek kiwnął się parę razy i wtedy jej żołądek się skręcał, a trumna uderzyła o słup stelaża. Jednak Bestia znakomicie się spisał, utrzymując stałą wysokość. Statek leciał teraz z prędkością znacznie poniżej prędkości dźwięku w stosunku do prądu atmosferycznego, więc Bestia musiał tylko wisieć w powietrzu, ale to wystarczyło. Wiatr już nie wiał tak szaleńczo, tylko od czasu do czasu zrywały się pojedyncze szkwały, ale właśnie tego Antoinette oczekiwała.

Teraz trumna była prawie uwolniona, gotowa do koziołkowania. Ojciec wyglądał jak człowiek, który uciął sobie drzemkę. Balsamiści dobrze go przygotowali, a kulawy mechanizm chłodzący kasety też się dobrze spisał. Aż nie do wiary, że ojciec nie żył już od miesiąca.

— Tato, myślę, że o to ci chodziło. Dotarliśmy. Więcej słów chyba nie trzeba.

Statek był na tyle uprzejmy, że się nie odzywał.

— Nadal nie wiem, czy postępuję właściwie — ciągnęła Antoinette. — To znaczy, wiem, kiedyś powiedziałeś, że tego chcesz, ale… — Przestań już. Nie wracaj więcej do tej sprawy, napomniała się.

— Panienko?

— Tak?

— Stanowczo odradza się zwłokę.

Antoinette pamiętała etykietkę na butelce piwa. Nie miała jej teraz przy sobie, ale najdrobniejsze szczegóły potrafiła odtworzyć z pamięci. Błyszczący srebrno-złoty druk wyblakł od czasu, gdy czule oderwała nalepkę z butelki, ale w jej wyobraźni nadal bajecznie się skrzył. Etykietka — tani masowy produkt — dla niej nabrała cech świętego obrazu. Antoinette miała wówczas dwanaście czy trzynaście lat, gdy po jakiejś zyskownej podróży ojciec zabrał ją do spelunki odwiedzanej przez kapitanów statków handlowych. W tamtym czasie Antoinette nie miała specjalnego doświadczenia, ale wypełniony wesołymi opowieściami wieczór uznała za udany. Pod koniec spotkania rozmawiano o pogrzebach podróżników kosmicznych, o tradycji i rozmaitych prywatnych preferencjach. Ojciec się nie odzywał, uśmiechał się tylko do siebie, gdy dyskusja przybierała to poważny, to żartobliwy ton. Nagle — ku zaskoczeniu Antoinette — wyraził własne życzenie: chciałby być pochowany w atmosferze gazowego giganta. W innych okolicznościach mogłaby to uznać za drwinę z tych wszystkich opcji, ale ojciec wypowiedział swoje życzenie tonem całkowicie poważnym i odniosła wrażenie — choć nigdy wcześniej o tym nie wspominał — że nie wymyślił tego na poczekaniu. Wtedy złożyła sobie prywatne ślubowanie: gdy ojciec kiedyś umrze, ona spełni jego życzenie, jeśli tylko będzie w stanie wszystko zorganizować. Oderwała etykietkę z butelki piwa — to było jej memento.

Przez następne lata nigdy nie wątpiła, że bez problemu dotrzyma słowa, wydawało się to łatwe, tak łatwe, że rzadko o tym myślała. Ojciec umarł i Antoinette miała spełnić obietnicę, choć może obecnie wydawała jej się ona nieco śmieszna i dziecinna. Najważniejsze jednak było wyraźne przekonanie, które tamtego wieczoru słyszała w głosie ojca. Miała wtedy zaledwie dwanaście czy trzynaście lat i może sobie to wszystko wyobraziła albo wprowadził ją w błąd poważny wyraz ojcowskiej twarzy, ale ślubowała i choć teraz wiązało się z tym tyle kłopotów, chciała słowa dotrzymać, nawet narażając życie.

Odczepiła ostatnie więzy i pchnęła trumnę, aż jedna trzecia jej długości wystawała poza krawędź śluzy. Jeszcze jedno pchnięcie i ojciec będzie miał pogrzeb, jakiego chciał.

To szaleństwo. Przez wszystkie lata po tamtej pijanej rozmowie w barze nigdy nawet nie wspomniał o tym, że chce być pochowany w gazowym gigancie. Ale czy to znaczy, że wtedy nie wyraził życzenia z głębi serca? Przecież nie wiedział, kiedy umrze. Nie miał czasu na uporządkowanie swoich spraw przed śmiercią i nie miał okazji wyjaśnić, co życzy sobie, by zrobiono z jego doczesnymi szczątkami.

Szaleństwo? Owszem, ale z głębi serca.

Pchnęła trumnę poza krawędź.

Przez chwilę wydawało się, że trumna wisi w powietrzu za statkiem, jakby nie chciała rozpocząć długiego opuszczania się w nicość. Potem powoli zaczęła spadać. Koziołkowała, opóźniana przez wiatr, malała w oczach — przed chwilą miała rozmiar kciuka, a teraz już małej, ledwo dostrzegalnej kreski, wreszcie kropki, która tylko na moment odbiła słabe światło gwiazdy i zniknęła w kłębach pastelowych chmur.

Ostatni migawkowy widok i trumna zniknęła, pogrzeb się skończył.

Antoinette oparła się o wspornik. Nie spodziewała się, że po całej ceremonii spłynie na nią takie zmęczenie. Nagle poczuła ołowiany ciężar przytłaczającego ją powietrza. Nie było smutku ani łez — przedtem się wypłakała. Z czasem łzy na pewno powrócą. Teraz jednak czuła jedynie bezgraniczne wyczerpanie.

Zamknęła oczy na kilka minut.

Potem kazała Bestii zamknąć śluzę i rozpoczęła długi powrót na pokład sterowniczy.

Загрузка...