DWA

Napięcie w sali natychmiast wzrosło. Geary uważnie dobierał słowa, wiedząc, że musi teraz mówić wprost, nie pozostawiając miejsca na jakiekolwiek domysły.

– Zawarłem wszystkie wnioski w raporcie, ale mówiąc w skrócie, proszę, aby pozostawiono mnie na stanowisku głównodowodzącego i aby zarówno rząd, jak i admiralicja rozpatrzyli pozytywnie załączone plany kolejnej operacji.

– Prosi pan? Przecież wie pan doskonale, że mógłby pan tego zażądać.

– Nie, sir. Nie mógłbym – upierał się komodor.

– Proszę z nami nie pogrywać, kapitanie – wtrąciła senator Suva, spoglądając na niego groźnie. – Wszyscy wiemy, czego mógłby pan dokonać, gdyby tylko pan zechciał.

– Szanowna pani senator, zdaję sobie sprawę z tego, że mógłbym wysunąć pewne roszczenia, ale proszę mi wierzyć, nie zamierzam tego robić. Składałem przysięgę na wierność Sojuszowi i nie zamierzam jej łamać. Słuchanie waszych rozkazów jest moim obowiązkiem.

Gruba kobieta zmrużyła oczy, twarz miała bardzo posępną.

– Chce pan powiedzieć, kapitanie, że zawierzy pan i swoje życie, i losy wszystkich obywateli Sojuszu grupce ludzi, których w ogóle pan nie zna, w dodatku niezbyt skutecznych, sądząc po ich dokonaniach?

Komodor się nie spodziewał, że ktoś spośród senatorów mógłby się opowiedzieć tak jawnie za przewrotem. Zdołał się jednak opanować i z całkowitym spokojem rzekł:

– Zawierzyłem swoje życie losowi już bardzo dawno temu, pani senator. Przysięgałem wykonywać rozkazy wydawane przez prawowity rząd i mam zamiar dalej to czynić. A jeśli uznam, że nie jestem w stanie ich wykonać, po prostu złożę rezygnację.

W końcu do rozmowy wtrąciła się Rione. Przemówiła zdecydowanym tonem, choć nie podnosząc głosu.

– Ten człowiek mówi to, co myśli. Nie udaje. Żywiłam wobec niego takie same podejrzenia jak wy teraz. Sądziłam, że z największą ochotą wykorzysta swoją pozycję we flocie do obalenia legalnie wybranych władz i przystanie na propozycję objęcia dyktatury. – Jej wzrok spoczął na siedzącej obok niej przysadzistej kobiecie, która niedwuznacznie pokazała przed momentem, że poparłaby taki przewrót. – Niemniej udało mi się zbliżyć do kapitana Geary’ego na tyle, by zrozumieć, że jego słowa są szczere. Umieśćcie go w pokoju przesłuchań, a przekonacie się, że niczego nie ukrywa. Kapitan Geary nie ma za sobą stulecia wojny, koleżanki i koledzy senatorowie. On ciągle wierzy w ideały wyznawane przez naszych przodków. I nadal pokłada w was zaufanie.

Niektórzy ze słuchających odwracali głowy, jakby poczuli się zawstydzeni treścią jej słów, ale Navarro spoglądał prosto w oczy Rione.

– Otrzymaliśmy raporty sugerujące, że wasze relacje były naprawdę bliskie, pani współprezydent. Czy w takiej sytuacji możemy traktować pani ocenę jako w pełni obiektywną?

– Łączyły nas stosunki natury fizycznej – przyznała otwarcie Wiktoria. – Nie trwały jednak zbyt długo. – W tym momencie wyprostowała się i zaczęła mówić bardziej formalnym tonem. – Informacje zdobyte podczas przelotu przez terytoria Syndykatu zdają się wskazywać, że być może mojego męża wzięto do niewoli. Być może nadal w niej żyje. Jestem wierna wyłącznie Sojuszowi i jemu.

Jeden z senatorów pokręcił głową.

– Sypiała pani z innym mężczyzną, mimo iż pani mąż nie zginął? Nie ma słów na opisanie tak wielkiej hańby…

Twarz Rione zapłonęła czerwienią. W jej wypadku okazywanie gniewu należało do rzadkości, ale Geary na szczęście zdążył ją uprzedzić.

– Nie wiedziała, że jej mąż żyje – wtrącił. – To znaczy jeszcze nie wiedziała. Pani współprezydent Rione jest kobietą honoru.

– Natomiast pan, senatorze Gizelle – zniżony głos Wiktorii przerwał ciszę, jaka zapadła po słowach komodora – nie zrozumiałby, czym jest honor, gdyby nawet od tego zależało pana życie.

Navarro zerwał się z miejsca i raz jeszcze uderzył pięścią w stół, ucinając rodzącą się awanturę.

– Dość tego. Proszę się ograniczyć do odpowiedzi na zadane pytanie. Czy pani ocena jest bezstronna?

– Tak. – Wiktoria przesunęła wzrokiem po zebranych. Najwyraźniej zapanowała już nad emocjami. – Wszyscy doskonale wiemy, co kapitan Geary mógłby robić w tej właśnie chwili, zamiast rozmawiać z wami. Mógłby się pojawić w Systemie Jedności na czele okrętów tej floty i ku uciesze obywateli nakazać zaaresztowanie wszystkich senatorów. Gdyby tego właśnie chciał, już dawno mógłby to zrobić. Ale taka myśl nie przyszła mu nawet do głowy. I nie przyjdzie. Niemniej są ludzie, którzy mogą podjąć podobne działania w jego imieniu, i właśnie ich musimy powstrzymać przed rozpętaniem piekła, nad którym nikt nie zdoła zapanować. Dlatego radzę wam dobrze, powstrzymajcie się przed kolejnymi idiotyzmami w stylu próby aresztowania kapitana Geary’ego. On na pewno nie wykorzysta posiadanej władzy przeciw Sojuszowi.

– Chciałbym w to uwierzyć – odparł Navarro. – Ale nie wiem, czy znajdę w sobie aż tak wiele odwagi.

– W takim razie pozwoli pan, że mu coś pokażę. – Rione wgrała do czytnika jakieś dane, uruchomiła stosowną aplikację i komodor zobaczył nad stołem hologram przedstawiający jego na mostku „Nieulękłego”. Zdziwiło go, że Rione miała dostęp do logów okrętu flagowego dowódcy floty. Nie miał też pojęcia, kiedy dokonano tego nagrania, ale gdy usłyszał pierwsze słowa, przypomniał sobie od razu. To był moment, w którym uzmysłowił sobie, że oficerowie Sojuszu planują zabicie jeńców, jakby to była rutynowa operacja wojskowa.

Gdy nagranie dobiegło końca, Rione wskazała dłonią Geary’ego.

– To miało miejsce na Corvusie niedługo po objęciu przez niego dowodzenia. Sądzicie, że wtedy udawał? Nic bardziej błędnego. Ustami tego człowieka, moi szanowni koledzy i koleżanki, przemawiają nasi przodkowie.

– Ja chyba też muszę porozmawiać z moimi przodkami – mruknął Navarro, opuszczając głowę, lecz moment później znów spoglądał twardo w oczy komodora. – Może pan przedstawić w skrócie, na czym ma polegać proponowany przez pana plan działań? Gdzie pan zamierza zabrać tę flotę, skoro nie rusza pan do Systemu Jedności, aby wtrącić nasze nieszczęsne dupska do więzienia?

Geary do niedawna nie wyobrażał sobie możliwości osobistego spotkania z Wielką Radą, ale niedostępność rządu wydała mu się niczym w porównaniu z prostactwem, jakie zaprezentował właśnie przewodniczący tego szacownego gremium. Raz jeszcze wyświetlił holograficzną mapę galaktyki.

– Proponuję dwa rozwiązania. Po pierwsze, uważam, że powinniśmy iść za ciosem, skoro udało nam się ostatnio tak poważnie uszczuplić siły przeciwnika. Jeśli teraz odpuścimy, Syndycy zyskają czas na odrobienie poniesionych strat. Jeśli uderzymy szybko, możemy na nich wymusić zakończenie działań zbrojnych. – Zmienił mapę, zawężając ją do jednego systemu gwiezdnego, i zobaczył w oczach senatorów coś, czego zupełnie się nie spodziewał.

– Syndycki System Centralny? – zapytała z niedowierzaniem przysadzista. – Czy to nie stamtąd przylecieliście, kapitanie Geary? Przecież to pułapka, w której o mały włos nie straciliśmy floty!

– Owszem, szanowna pani, tyle że sytuacja w nim uległa diametralnej zmianie. Flota Światów Syndykatu została zdziesiątkowana. Część flotylli rezerwowej zdołała wprawdzie ujść z tego systemu, ale będziemy mieli spore szanse na zwycięstwo, nawet jeśli zastaniemy tam wszystkie siły wroga, łącznie z tymi jednostkami, które zdołano dopiero wyprodukować. – Geary wskazał ręką na mapę. – Zdołaliśmy ocalić i dostarczyć wam syndycki klucz hipernetowy, a teraz dzięki niemu możemy wrócić prosto do Systemu Centralnego, w którym notabene nie będzie już tak ogromnej floty wroga, i wymusić na rządzie Światów Syndykatu rozpoczęcie negocjacji pokojowych. Mamy szansę przeprowadzić szybkie i decydujące uderzenie w samo serce terytorium wroga i powinniśmy z niej skorzystać.

– A jeśli Syndycy mimo wszystko nie zgodzą się na podjęcie negocjacji? – zapytał Navarro, opierając brodę o splecione dłonie.

– Wtedy wykorzystamy nasze głowice kinetyczne i zmienimy skład ich rządu. – Widział wystarczająco dużo dowodów, by wiedzieć, że przywódcy Światów Syndykatu nie zawahają się przed posłaniem ogromnych rzesz swoich obywateli na pewną śmierć, byle tylko zagwarantować sobie bezpieczeństwo. Dlatego postanowił, że tym razem nie da im tej szansy.

– Jakie warunki chce im pan postawić? – zapytała senator Suva.

– O tym powinna zadecydować rada – odparła Rione. – Niemniej zalecałabym ograniczenie żądań, bowiem zawarcie pokoju, nawet na mało korzystnych warunkach, i tak będzie o wiele więcej warte niż kontynuowanie działań wojennych. Sugeruję, abyśmy zażądali zawieszenia broni i powrotu do sytuacji sprzed wybuchu wojny oraz wymiany wszystkich jeńców wojennych, a także informacji o tych, którzy nie zdołali przeżyć niewoli.

– Chce pani, aby wszystkie nasze poświęcenia poszły na marne? – zawołała przysadzista.

– Oni także będą musieli na to pójść – zauważył Navarro. – Utrafiła pani w sedno problemu, pani współprezydent. Zna pani stan gospodarki Sojuszu równie dobrze jak my. – Część zebranych zaczęła głośno protestować, ale przewodniczący uciszył ich uniesieniem ręki. – Rozważymy pańską propozycję, kapitanie Geary, weźmiemy też pod uwagę sugestie senator Rione. A jakie jest drugie rozwiązanie?

Geary wskazał ręką na odległe rubieże Światów Syndykatu.

– Zajmiemy się tymi, którzy czyhają za granicami znanego nam wszechświata. Nie wiemy, jak duże mogą stanowić dla nas zagrożenie, nie mamy też pojęcia, jak wielkie terytoria zamieszkują i czym dysponują. Zyskaliśmy jednak dowody na to, że przewyższają nas technologicznie w przynajmniej kilku dziedzinach, na przykład w komunikacji nadświetlnej. Wiemy też, że zdołali powstrzymać ekspansję Syndyków i odebrali im nawet kilka systemów, co znając upór naszych dotychczasowych wrogów, musiało być dla nich sporym wyzwaniem. Z drugiej strony woleli manipulować nami, abyśmy sami zainstalowali w swoich najważniejszych układach planetarnych bomby o sile rażenia nowej. Zniszczyli z rozmysłem co najmniej jeden z nich, czyli Kalixę, i jeśli wierzyć doniesieniom, próbowali uczynić to samo z systemem Petit Star. Powinniśmy im uzmysłowić, że ataki na ludzkość muszą się skończyć.

Cisza po jego słowach się przeciągała, przerwał ją dopiero jeden z senatorów. Przymykając oczy, zapytał łamiącym się głosem:

– Mamy rozpocząć nową wojnę?

– Nie, sir. To ostatnia rzecz, jakiej bym pragnął. Problem w tym, że już jesteśmy w stanie wojny z Obcymi, tylko jeszcze o tym nie wiemy. Musimy więc zakończyć ten konflikt albo przynajmniej wynegocjować zawieszenie broni.

– Syndycy trzymali flotyllę rezerwową na odległych krańcach swojego terytorium, aby odstraszać Obcych. – Rione wskazała dłonią na wyświetlacz. – Ale teraz już jej tam nie ma. Po porażce na Varandalu Syndycy zgromadzą wszystkie siły do obrony Systemu Centralnego. A to może zachęcić Obcych do łatwego podboju pogranicza.

– A co nas to obchodzi? – burknęła przysadzista. – Przecież to terytoria wroga.

– Syndycy to też ludzie, senatorze Costa – odparła Rione. – Wątpię, aby Obcy traktowali nas inaczej niż ich tylko dlatego, że my dostrzegamy pomiędzy nami daleko idące różnice natury moralnej.

Przewodniczący Navarro przyglądał się z uwagą granicy pomiędzy Światami Syndykatu a terytoriami Obcych.

– Jeśli tam naprawdę istnieje jakaś obca inteligentna rasa…

– Może ich być tam wiele – zauważyła Rione. – Ale dzielą nas od nich terytoria zamieszkane przez Syndyków.

Admirał Timbale nie wytrzymał i zaczerpnąwszy tchu, zawołał:

– Jeśli obronimy tę granicę, zyskamy dostęp do tych nieznanych terytoriów!

– To prawda – przyznał Geary. – A w obliczu nieuniknionej klęski Syndyków Obcy mogą się poczuć zmuszeni do ustępstw. Co więcej, jeśli uda nam się doprowadzić do szybkiego zakończenia tej wojny, będziemy mogli wysłać tam część naszych sił, aby zbadać sytuację i kto wie, może nawet nawiązać bezpośrednie kontakty z obcymi rasami.

Navarro skinął głową.

– Kusząca propozycja. Dobrze, kapitanie Geary. Ocalił pan flotę i cały Sojusz, rozgromił flotę Syndykatu, tworząc warunki, które umożliwiają wymuszenie zakończenia działań wojennych, poza tym udało się panu wespół z senator Rione odkryć oraz zneutralizować ogromne zagrożenie dla całej ludzkości, a także ustalić ponad wszelką wątpliwość istnienie obcej inteligentnej rasy. Czy ma pan nam coś jeszcze do zakomunikowania?

– Na razie to wszystko, sir.

– W takim razie dziękuję panu, kapitanie Geary. A teraz proszę, aby pan, senator Rione oraz admirał Timbale opuścili to pomieszczenie. Chcemy przedyskutować przedstawione nam propozycje.

– Niektórzy z nas mają jeszcze pytania – wtrącił jeden z polityków.

– Pomówimy o nich we własnym gronie – uciszył go przewodniczący, gromiąc wzrokiem.

Geary odczekał jeszcze chwilę, upewniając się, czy naprawdę może wyjść, zrobił przepisowy w tył zwrot, przepuścił przed sobą Wiktorię i Timbale’a, a potem sam opuścił salę. Gdy drzwi zamknęły się za jego plecami, admirał podszedł do niego.

– Dziękuję, kapitanie Geary. Obecność na tym spotkaniu wiele dla mnie znaczyła. Wyrzucenie za drzwi razem z Kowadłem ubodłoby mnie do żywego.

– Jesteśmy w końcu oficerami tej samej floty – odparł wymijająco komodor.

– Co racja, to racja. A skoro już o tym mowa… – Timbale spojrzał na Rione. – Za pozwoleniem pani współprezydent, chciałbym sprawdzić, co porabiają Firgani i Otropa.

– Oczywiście, admirale.

Gdy Timbale oddalił się szybko szerokim korytarzem, Geary zaczerpnął mocno tchu i bardzo powoli wypuścił powietrze z płuc. Potem spojrzał na Wiktorię.

– Domyślam się, że jesteśmy podsłuchiwani.

Opuściła wzrok na bransoletkę i nacisnęła kilka klejnotów.

– Próbowali nas inwigilować, ale na razie nie udało im się przebić przez moje zagłuszacze. Zaraz po powrocie zamontowałam wszystkie dostępne ulepszenia w moich systemach, więc znowu jestem na bieżąco w tej dziedzinie.

Kolejny trik z arsenału senator Rione, którego Geary wcześniej nie znał.

– Ale teraz już wiedzą, co na sobie nosisz?

– Wszyscy politycy noszą podobne zabezpieczenia. Ci pomniejsi stosują je do zatajenia rozmów na temat łapówek, sprzedaży głosów i tym podobnych sprawek. Natomiast ci na najważniejszych stanowiskach muszą korzystać ze znacznie bardziej skomplikowanych systemów. – Pokręciła głową. – Byliby mocno zdziwieni, gdybym nie próbowała ich zagłuszać, i utwierdziliby się w przekonaniu, że wszystko to, co zobaczyli i usłyszeli, było pod nich ustawione. Nie masz się czym przejmować.

– Spróbuję. Wydaje mi się, że nieźle nam poszło.

– Możliwe.

– Senator Costa zdawała się popierać moje projekty.

Rione roześmiała się na głos.

– I tak, i nie. Costa uważa, że wspiera skrzydło militarystów, gdyby jednak przyszło do głosowania, byłaby za samobójczymi misjami niszczenia wrót hipernetowych. Wiesz o tym równie dobrze jak ja. Nie mam też najmniejszych wątpliwości, że poparłaby przewrót wojskowy. Nie dla osobistych korzyści, tylko z powodu źle pojmowanego patriotyzmu. Nie sądź, że ona wybierze najrozsądniejsze wyjście. – Spojrzała na sufit. – Według mojej aparatury umieszczono tam kilka kamer, ale zagłuszacze potrafią rozmyć obraz na tyle, że nie da się czytać z ruchu naszych warg. Podsumowując, nie możemy liczyć na Costę, choć może nam się przydać, jeśli umiejętnie nią pokierujemy.

– Nie widziałem zbyt wielu dowodów otwartej wrogości wśród członków rady – zauważył Geary.

– Słowo klucz: otwartej. Gizelle nie lubi ciebie, ale tym akurat się nie przejmujmy. Poparłby przewrót, ponieważ mógłby na nim sporo zarobić i zyskać większe wpływy. – Wiktoria uśmiechnęła się ponuro. – Z pewnością jest wściekły, że zniweczyłeś mu tak piękne plany. Nie wiem, na co umówił się z admirałem Blochem, mam jednak sporo dowodów, że mocno lobbował za jego planem. A oboje wiemy, jakie wygórowane ambicje miał nasz dawny admirał.

Geary potarł oczy.

– A co z przewodniczącym Navarro?

– Podejrzewamy, że dogaduje się po cichu z Syndykami. Pochodzi z systemu Abassas leżącego tuż przy granicy. Okoliczne układy planetarne były najeżdżane wielokrotnie, ale Syndycy nie uderzyli na Abassasa ani razu, odkąd Navarro został przewodniczącym rady.

To rzeczywiście nie stawiało go w dobrym świetle.

– Uważasz, że on dogaduje się z wrogiem?

Rione zamyśliła się na chwilę, wzrok miała nieobecny.

– Nigdy nie udowodniono mu jakiejkolwiek korupcji. Jego wrogowie bez przerwy rozsiewają plotki na ten temat, ale jeszcze na niczym takim go nie przyłapano. A wiedziałabym o tym, gdyby nawet udało mu się zatuszować podobną wpadkę. Oprócz zadziwiającej niechęci do atakowania jego macierzystego systemu nie ma też żadnych dowodów na jego zdradę czy inne pomniejsze zbrodnie… – Zamilkła na moment. – Wydaje mi się, że jest z nami na tyle szczery, na ile sytuacja mu pozwala. Po prostu robi co może dla dobra Sojuszu. Musi jednak iść na ustępstwa w wielu sprawach, żeby utrzymać się na stołku. To właśnie różnica dzieląca dobrego dowódcę od dobrego polityka. Od ciebie się nauczyłam, że odpowiedzialny oficer posyła ludzi na śmierć z wielką niechęcią i żałuje podjętych decyzji, ale nie cofa się przed wydaniem odpowiednich rozkazów, kiedy sytuacja go do tego zmusi. Dobry polityk postępuje podobnie z wyznawanymi przez siebie zasadami. Aczkolwiek zasady nie doczekają się nigdy pogrzebów z wszelkimi honorami.

– Wspominałaś kiedyś, że on cię lubi.

– Do pewnego stopnia.

– Zatem chociaż Abassas nie jest atakowany, możemy Navarro zaufać.

Wiktoria spojrzała na niego z wielką irytacją.

– Nie radziłabym ci ufać każdemu zdaniu, jakie wypowiadam. Ale tak, uważam, że podejmie taką decyzję, która w jego mniemaniu będzie najlepsza dla Sojuszu. Niemniej sam widziałeś, że jego władza nad resztą członków rady jest ograniczona, głównie za sprawą licznych podejrzeń, jakie są na niego rzucane.

To zdanie nasunęło Geary’emu kolejny problem, więc nie zwlekając, zapytał:

– Czy Navarro właśnie dlatego zgodził się na plan admirała Blocha, chociaż wiedział, że jego sukces może oznaczać powstanie wojskowej dyktatury?

– Funkcja przewodniczącego rady jest rotacyjna – mruknęła Rione. – W chwili gdy podejmowano decyzję o akceptacji planu Blocha, piastowała ją Costa. Navarro był przeciwny, ale nie potrafił przekonać pozostałych głównie za sprawą podejrzeń, o których ci wspomniałam. Jakżeby zdrajca miał poprzeć plan umożliwiający wygranie wojny?

– Rozumiem. Żaden szanujący się lojalny obywatel Sojuszu też by tego nie zrobił, znając ciągoty Blocha. – Spojrzał w kierunku zamkniętych drzwi. – Dlaczego nie powiedziałaś mi niczego na temat tych polityków, zanim przed nimi stanąłem?

– Ponieważ chciałam, żebyś się przedstawił z jak najlepszej apolitycznej strony. – Rione westchnęła głośno. – Gdybym ci przybliżyła sylwetkę każdego, mógłbyś reagować na ich słowa bardziej osobiście. A to by za bardzo przypominało zagrania polityczne. Nie wiedząc o nich nic, zaprezentowałeś się od strony profesjonalnej jako wierny oficer, który nigdy nie myśli w kategoriach politycznych, tylko wykonuje swoją robotę. – Zaśmiała się szyderczo. – Nie wiesz nawet, jak bardzo to nimi wstrząsnęło. Spodziewali się spotkania z kolejnym rozpolitykowanym człowiekiem w mundurze, a kiedy się okazało, że nici z tego, zdębieli, nie potrafiąc cię rozgryźć. W pewnym momencie zauważyłam, że Navarro się zorientował, że nie udajesz, że myślisz to, co mówisz, i wtedy poczułam nadzieję, uwierzyłam w sukces naszej misji. – Znowu wrócił jej humor, obrzuciła go ironicznym spojrzeniem. – Jak to dobrze, że masz mnie w garści.

Powstrzymał się od natychmiastowej odpowiedzi, by dobrać mniej ostre słowa.

– Nie wiedziałem, że monitorujesz wszystkie moje rozmowy.

– Bo tego nie robię – zapewniła go. – Za to permanentnie inwigiluję każde połączenie Badai. Przebicie się przez ekranowanie twoich rozmów bywa bardzo trudne, głównie za sprawą starań dowódcy „Nieulękłego”, ale w tym wypadku wystarczyło się podłączyć do transmisji twojego rozmówcy. Nie obawiaj się jednak, nie zrobię mu krzywdy, dopóki zna miejsce w szeregu. Na razie jego iluzje mogą być dla nas przydatne.

Te słowa nie przypadły mu do gustu, i to z paru powodów.

– Nie zwodziłem go dla osiągnięcia osobistych korzyści. Ty także nie powinnaś tego robić.

– Niech ci się nie wydaje, że wiesz o mnie wszystko, kapitanie Geary. – Rione uśmiechnęła się lodowato. – Ufaj tylko tym, którym musisz ufać.

Zamiast zaprotestować, po prostu skinął głową. Rione pozostawała dla niego zagadką, lecz z tego co wiedział, była przynajmniej po jego stronie. Miał też nadzieję, że Desjani, Duellos i Tulev będą mieli oko na wszelkie przejawy zdrady.

Czekanie się przeciągało. Geary stał nieruchomo na środku korytarza, a głęboko zadumana Rione oparła się o przeciwległą ścianę. Komodor wiele by dał, żeby poznać jej myśli.

W końcu wrócił Timbale, kręcąc głową.

– Generał Firgani planował operację zneutralizowania pańskiej straży honorowej. Udało mi się wybić mu ten pomysł z głowy. Zrozumiał, na co się porywa, dopiero gdy pokazałem mu, jak wielką przewagą ogniową dysponuje pańska flota. Udowodniłem mu też naocznie, że zlikwidowanie całego plutonu w pełni opancerzonych komandosów nie ujdzie uwagi nikogo w tym systemie. Nawet on nie jest na tyle głupi, żeby rozpocząć z góry przegraną walkę.

– A co z admirałem Otropą? – zapytała Rione.

– Ten z kolei zasypał mnie pytaniami na temat treści waszej rozmowy z radą. – Timbale nawet nie starał się kryć odrazy. – Chciał, abym złożył mu pełen raport. Wymówiłem się tym, że muszę natychmiast wracać. – Zachowanie admirała zmieniło się diametralnie. Teraz starał się pokazać, że należy do zespołu Geary’ego i wcale się nie obawia jego następnych kroków. – Nie szykuje pan żadnej niespodzianki? Wiem, nic na to nie wskazuje, ale na przodków, nie miałem pojęcia co najmniej o połowie rzeczy, jakich pan dokonał na terytorium Syndykatu.

Geary pokręcił głową.

– Nie szykuję żadnych niespodzianek, sir.

– No to mi ulżyło. Muszę panu coś powiedzieć. – Przez moment Timbale wyglądał na starszego, niż był w rzeczywistości. – Wielu z nas wiedziało, co planuje Bloch. A jeszcze więcej oficerów oczekuje kolejnych podobnych ruchów.

– Co by pan zrobił, gdyby Bloch powrócił jako zwycięzca? – zainteresowała się Rione.

Admirał głęboko zaczerpnął tchu.

– Nie powinienem w ogóle odpowiadać na takie pytania, ale widzę, że kapitan Geary całkowicie pani ufa. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, co bym zrobił w takiej sytuacji. Naprawdę. Wielu z nas tego nie wie. Jesteśmy zdesperowani, jak reszta społeczeństwa, nie ufamy rządowi, widzimy, jak bardzo podupadł Sojusz, nie mamy jednak pojęcia, w jaki sposób można naprawić sytuację. Ale zamach stanu… Słyszała pani o kwantowym kocie? O tym, że trzeba zajrzeć do pudełka, żeby wiedzieć, czy kot jest żywy czy martwy? Istnieje teoria, że pozostaje tam w obu stanach, dopóki pani go nie zobaczy. Tak właśnie się czuję. Gdyby Bloch wrócił, wielu z nas zajrzałoby do pudełka, żeby sprawdzić, co podpowiada serce. Tylko wtedy poznalibyśmy prawidłową odpowiedź na pani pytanie. Dzisiaj, choć to dla mnie spory ambaras, nie jestem w stanie wyobrazić sobie, co bym zrobił w takiej sytuacji. Jak słusznie zauważyła jedna z pań senatorek, warto by ustalić, co tak naprawdę oznacza dzisiaj lojalność wobec Sojuszu. Chociaż kto wie, czy wtedy wszystko byłoby prostsze. Może teraz też nie jest aż tak skomplikowane. Może odpowiedź zawsze jest taka sama, tylko pytania się zmieniają.

Rione wyglądała na mocno zaskoczoną krasomówczym popisem starego admirała.

– A czy teraz, kiedy kapitan Geary sprowadził całą flotę, nie odczuwa pan podobnego niepokoju?

– W tej chwili? Uwierzyliśmy już w utratę floty, Syndycy napierali na nasz system coraz mocniej, nieliczni obrońcy dwoili się i troili, by ich powstrzymać, aż tu nagle pojawiają się wasze okręty i spadają na wroga niczym aniołowie zemsty, a my się dowiadujemy z przekazów, że dowodzi nimi powstały z grobu Black Jack, zbawca naszej floty. – Timbale roześmiał się pod nosem. – W tamtym momencie kapitan Geary stał się naszym bogiem.

– To nie… – zaczął komodor.

– Tak właśnie byłeś postrzegany – przerwała mu Rione. – Uprzedzałam, że tak będzie.

– To prawda – poparł ją Timbale. – Black Jack nie potrzebowałby kogoś takiego jak ja. Moja decyzja nie miałaby najmniejszego znaczenia. Muszę przyznać, że bardzo się obawiałem o siebie i o Sojusz, dlatego początkowo starałem się trzymać z dala, obserwować poczynania kapitana Geary’ego. Nigdy jednak nie byłem na tyle szalony, by uważać, że będzie potrzebował mojego wsparcia albo że zdołam go powstrzymać. – Spojrzał, nie kryjąc zmieszania, w kierunku Geary’ego. – Kiedy oświadczył mi pan tam, w dokach, że przybywa, aby wykonać rozkazy rady, przez moment wydawało mi się, że postradałem zmysły. Jakim cudem mógł pan powiedzieć coś podobnego? Ale gdy zostawił pan wszystkich komandosów, zrozumiałem, że albo mówi pan prawdę, albo jest pan szalony. Miałem nadzieję, że to szczerość, bowiem w tym drugim przypadku wszyscy bylibyśmy skazani na zagładę. – Timbale spojrzał na brzęczący natarczywie komunikator. – Wielka Rada jest gotowa na nasz powrót.

Rione się wyprostowała, poruszyła nieznacznie ramionami i naciągnęła dłonie, jakby szykowała się do walki wręcz. Moment później ruszyła w kierunku sali i oczekujących w milczeniu senatorów.

Przewodniczący Navarro zabrał głos, ledwie komodor zajął miejsce przed stołem.

– Kapitanie Geary, czy jest pan w stanie zagwarantować nam zwycięstwo w tej wojnie?

Zapytany zastanawiał się przez chwilę, a potem pokręcił zdecydowanie głową.

– Nie, sir. Ale żywię stanowcze przekonanie, że te siły pod moim dowództwem zdołają tym razem pokonać systemy obronne Syndyków.

– Nie chce pan określić tego wyczynu mianem zwycięstwa? – zdziwiła się senator Costa.

– Mogę wygrać tę bitwę – oświadczył Geary. – Pytanie jednak dotyczyło wojny. Nie wiem, co przez to rozumiecie.

– Przecież senator Rione zasugerowała przed chwilą, że będzie to podpisanie traktatu pokojowego bez domagania się reparacji wojennych.

– Tak, pani senator. Proszę jednak pamiętać, że Syndycy także niczego na tym nie zyskają. – Rione podeszła do stołu i zastukała w niego palcem dla podkreślenia wagi swoich słów. – Samo przeżycie może być traktowane w tej sytuacji jako zwycięstwo. Ani my, ani Syndycy nie zdołamy przetrwać, jeśli nie zakończymy szybko tej wojny. Zarówno Światy Syndykatu, jak i Sojusz rozpadną się od środka. Widziałam raporty dotyczące demonstracji i niepokojów, jakie wybuchły na wieść o utraceniu floty. Gdyby kapitan Geary nie sprowadził jej na terytorium Sojuszu, na co moglibyście liczyć? Zostalibyście zmuszeni do podpisania wszystkiego, co by wam podsunęli Syndycy.

– Ale kapitan sprowadził nasze okręty – upierała się jej rozmówczyni.

– Tak. Żywe światło gwiazd dało je nam w darze. Zaakceptujemy ten fakt w pokorze czy wręcz przeciwnie, zaczniemy eskalować żądania? Które z was odważy się stanąć przed naszymi przodkami i donieść im o tym akcie niewdzięczności oraz chciwości?

Geary widział wyraźnie, że ostatnim zdaniem trafiła w czuły punkt, lecz senator Navarro zdołał zdusić w zarodku rodzący się sprzeciw. I to więcej niż jednego członka rady.

– Nasza opinia wygląda tak – oznajmił przewodniczący. – Po ostatnich zwycięstwach kapitana Geary’ego Sojusz uzyskał kuszącą przewagę nad Światami Syndykatu. Nie wytrzymamy jednak niekończącego się przelewu krwi, zniszczenia i dalszych wydatków związanych z konfliktem, za którego wywołanie nie ponosimy winy. – Navarro wskazał palcem na unoszącą się nad stołem mapę sektora. – Raporty dostarczone przez powracającą flotę pokazują, że i przeciwnik mocno ucierpiał. Senator Rione ma rację. Otrzymaliśmy szansę na zaoferowanie przywódcom Syndyków warunków, które nie osłabią dodatkowo ich pozycji, ale nie dadzą im także żadnych wymiernych korzyści z wojny, którą sprowokowali. Obroniliśmy granice Sojuszu, zadając agresorom w ciągu minionego stulecia ogromne straty w sile żywej i sprzęcie, możemy także uratować budżet Sojuszu przed kolejnymi morderczymi wydatkami. Tak właśnie wygląda definicja zwycięstwa według mnie, a większość rady zgadza się ze mną w większym bądź mniejszym stopniu. Zostało to przegłosowane i nie widzę głębszego sensu w dalszym roztrząsaniu tej sprawy, mimo że wielu z nas pragnęłoby z pewnością wysłuchać, jak wygląda zwycięstwo w opinii kapitana Geary’ego. Komodorze, nasza rada była tak zdesperowana, że poparła uprzednio plan admirała Blocha, a zdaje pan sobie zapewne sprawę, jak wiele mu brakowało do pańskiej propozycji. Warunki uległy jednak zmianie, dzisiaj mamy głównodowodzącego, któremu naprawdę możemy zaufać, i dlatego z największą przyjemnością wyrażamy zgodę na realizację pańskiego planu ataku. Nie muszę chyba dodawać, że pozostanie pan na stanowisku komodora tej floty, aby osobiście wszystkiego dopilnować.

Geary poczuł, jak ogromny ciężar spada mu z serca.

– Dziękuję, sir.

– A co z Obcymi? – zapytała Rione.

– To trudniejsza sprawa – mruknął Navarro. – Musimy się dowiedzieć więcej na ich temat. – Spojrzał Geary’emu prosto w oczy. – Dotarcie do tamtych rejonów terytorium wroga może być trudne, jeśli nie uzyskamy wcześniej zgody władz Syndykatu, ale ostateczną decyzję co do tego kroku pozostawię w pańskich rękach, kapitanie. Jeśli po wynegocjowaniu rozejmu Syndycy zgodzą się na przelot pańskich okrętów na ich zewnętrzną granicę, my także nie będziemy mieli nic przeciw temu. Wierzymy, że uniknie pan rozpoczęcia nowej wojny, jeśli będzie to możliwe, i znajdzie pan odpowiedzi na nurtujące nas pytania, nie prowokując Obcych do kolejnej agresji. A jeśli zostanie pan zmuszony do podjęcia walki, proszę ograniczyć szkody do niezbędnego minimum, aby nie mieli powodów do zemsty na całej ludzkości.

Senator Costa przewróciła szyderczo oczami.

Geary zrozumiał znaczenie tego gestu, wydane mu rozkazy były wewnętrznie sprzeczne. Tyle tylko że dzięki tak niejasnym wytycznym zyskiwał spore pole manewru w razie nieprzewidzianego rozwoju sytuacji.

– Dobrze, sir. Czy mam przez to rozumieć, że mój plan zaaprobowano?

– Mówienie do tego człowieka chyba mija się z celem – burknął senator Gizelle na tyle głośno, by pozostali mogli go usłyszeć. Costa raz jeszcze przewróciła oczami.

– Dokładnie go przedyskutowano i przegłosowano – odparł Navarro. – Nie mam jednak zamiaru wydawać szczegółowych instrukcji, by nie wiązać rąk tak zaufanemu wysłannikowi naszej rady, ponieważ niewiele wiem o sytuacji, jaką zastanie na miejscu. Kapitanie Geary, zdobył pan nasze całkowite zaufanie. Jednakowoż z powodu ogromnego znaczenia negocjacji, zarówno z władzami Syndykatu, jak i z przedstawicielami obcej rasy, uważam, że powinna panu towarzyszyć znacznie szersza reprezentacja senatu. – Spojrzał na Rione. – Zdaje się, że obecność pani współprezydent nie przyniosła flocie większych szkód.

Wielu oficerów zapewne miałoby na ten temat odmienne zdanie, ale komodor skwitował te słowa skinieniem głowy.

– Przywykliśmy jakoś do jej obecności, sir.

Rione odezwała się w tym momencie z nietypową dla niej nieśmiałością:

– Ze względu na kontakty, jakie zdołałam nawiązać w tej flocie, nie mówiąc o obecności w jej szeregach jednostek należących do Republiki Callas i Federacji Szczeliny, domagam się udziału także w tej wyprawie.

Gizelle otworzył usta, lecz zamknął je natychmiast, widząc ostrzegawcze spojrzenie przewodniczącego rady.

– Dziękuję, pani współprezydent – odparł Navarro. – Sądzę, że to dość rozsądna propozycja i zostanie przez nas pozytywnie rozpatrzona. Jestem też pewien, że zdołała pani wypracować znakomite kontakty z wieloma dowódcami tej floty. Ustalimy teraz listę pozostałych polityków i prześlemy ją do pana, kapitanie Geary. Kiedy flota może opuścić Varandala?

– Chciałbym uderzyć na System Centralny tak szybko, jak to tylko możliwe, ale musimy najpierw przeprowadzić wiele napraw, a także uzupełnić stany magazynowe amunicji i prowiantu. Będę potrzebował co najmniej tygodnia na dokonanie najpilniejszych remontów i zgromadzenie potrzebnych zapasów.

– A co na to pańskie załogi? – zapytał jeden z mniej rozmownych senatorów. – Dopiero co wróciły do domu. Taka decyzja nie sprawi problemów z ludźmi? Morale nie spadnie? Nie będzie buntów?

Śmiech Rione przetoczył się przez salę.

– Przepraszam, koleżanki i kolegów senatorów. Sugerowałabym… porozmawianie z tymi ludźmi.

– Zatem nie widzi pani problemów z utrzymaniem ich wysokiego morale? – zapytała senator Costa.

– Dopóki ich dowódcą jest Black Jack? Skoczyliby w czarną dziurę na jego rozkaz i na dodatek wiwatowaliby aż do momentu pochłonięcia przez horyzont zdarzeń.

Navarro skinął głową.

– Tak też mówią nasze raporty. Kapitanie Geary, jest jeszcze jedna sprawa, o której musimy porozmawiać z panią senator Rione i admirałem Timbale’em. Proszę poczekać na zewnątrz.

I co teraz? Geary stał samotnie na korytarzu świadom, że bez zakłócaczy Wiktorii jest obiektem nieustannej inwigilacji wszystkich systemów zamontowanych na tej stacji przez siły Sojuszu. Mimo że nie miał niczego na sumieniu, nie potrafił zachować niewinnej miny, wiedząc, ile czujników i obiektywów jest teraz skierowanych na jego twarz.

Stanął na baczność, gdy senator Navarro, współprezydent Rione i admirał Timbale wyszli po chwili z sali.

– Spokojnie, kapitanie – powiedział przewodniczący rady. – Doszliśmy do porozumienia w jeszcze jednej kwestii, aczkolwiek i tym razem nie obyło się bez ostrej awantury. – Rzucił znaczące spojrzenie na Wiktorię. – Potrafi pan przywiązywać do siebie ludzi, kapitanie, ale co ważniejsze, dzięki pańskim czynom dowiedzieliśmy się wszystkiego, czego nam było trzeba. – Navarro spojrzał na przedmioty trzymane w prawej dłoni. – Zdaje pan sobie zapewne sprawę, że zwykły kapitan nie może prowadzić negocjacji w imieniu rządu Sojuszu. Zwłaszcza w tak ważnej sprawie. Flota także potrzebuje głównodowodzącego z odpowiednio wysokim stopniem. Zwłaszcza że może się pan znaleźć w sytuacji, kiedy trzeba będzie szybko podjąć istotne decyzje, i to bez możliwości konsultacji z przełożonymi. Dlatego uważamy, że powinien pan posiadać władzę wystarczającą do negocjowania i podpisania porozumień z Syndykami.

Geary spoglądał na przewodniczącego rady z rosnącym niepokojem.

– Wydawało mi się, sir, że w tym celu zabieramy ze sobą panią współprezydent i resztę przedstawicieli rządu.

– To prawda – przyznał Navarro. – Ale pańska ranga powinna odpowiadać pełnionej funkcji. Tak przynajmniej przedstawił nam ten problem admirał Timbale. Zatem proszę przyjąć ten skromny dar od rady Sojuszu – powiedział, wyciągając prawicę.

Geary spojrzał na leżące na jego dłoni złote wyobrażenia supernowej. Dopiero po chwili zrozumiał, na co patrzy.

– To chyba pomyłka, sir.

Przewodniczący spojrzał ze zdziwieniem na trzymane w ręku insygnia.

– Czy to nie symbole stopnia admirała floty Sojuszu?

Admirał floty. Nie zwykły admirał, tylko admirał floty. Najwyższy stopień z możliwych. Niepewność przerodziła się w niedowierzanie, a potem nawet w odrzucenie.

– Tak, sir, ale…

– W takim razie nie ma mowy o pomyłce. Wielka Rada uznała, że potrzebuje pan odpowiedniego stopnia, a zdaniem większości jej członków na taki właśnie pan zasłużył. Zresztą wiemy obaj, że posiada pan faktyczną władzę wykraczającą nawet poza ramy stanowiska admirała floty.

– Przecież nikt nigdy nie otrzymał stopnia admirała floty Sojuszu.

– Do tej pory – wtrąciła Rione, uśmiechając się pod nosem.

– Ale ja, sir…

Navarro roześmiał się z widoczną ulgą i spojrzał na Wiktorię.

– Znowu miała pani rację. Pan naprawdę nie chce przyjąć awansu na ten stopień? – zapytał Geary’ego. – Wie pan, ilu naszych admirałów błagało na kolanach o ten zaszczyt? A pan go nie chce przyjąć.

Geary starał się wytłumaczyć.

– Nie mam odpowiednich kwalifikacji, sir.

– Nie ma pan kwalifikacji? Przeczytaj własne akta, człowieku. Samodzielnie dowodziłeś flotą w najcięższych warunkach z możliwych i zwyciężyłeś w sytuacji, w której inni natychmiast by się poddali. – Navarro rzucił spojrzenie w kierunku kiwającego głową Timbale’a. – Nie zrobił pan tego, o co pana posądzaliśmy, kapitanie Geary, ale nie jestem pewien, czy ktoś nie zechce wymusić na panu podjęcia tego kroku. Dając panu ten awans, zamkniemy gęby tym, którzy pragną większej władzy dla pana, zażegnując tym samym groźbę wiszącą nad naszymi rządami.

Timbale znów przytaknął, tym razem bardziej zdecydowanie.

– Wydaje mi się, że ma pan całkowitą rację, sir. Personel floty uzna taki krok za spełnienie jego oczekiwań i postulatów.

– Dziękuję, admirale. Zapytam raz jeszcze, admirale floty: czy zechce pan przyjąć ode mnie te insygnia?

Geary zawstydził się z powodu wcześniejszej odmowy, która w świetle podniesionych przez Navarro kwestii wyglądała teraz jeszcze bardziej bezsensownie. Przecież tak naprawdę nie chodziło mu wcale o to, że nie nadaje się na to stanowisko. Jego opory miały znacznie bardziej osobiste podłoże.

Rione przyglądała mu się uważnie, a potem zapytała obojętnym tonem:

– Co mamy zrobić, kapitanie Geary, żeby raczył pan przyjąć ten awans? – Spojrzał na nią ostro, wiedział, że zna prawdziwe przyczyny jego wahania, zaczął się więc zastanawiać, czy ten atak nie został przeprowadzony z pełnym rozmysłem. Następne zdanie wypowiedziane przez Wiktorię wyprowadziło go jednak z błędu. – Może zrobi pan to chociaż tymczasowo?

Chwycił się tej myśli jak tonący przysłowiowej brzytwy.

– Tak. Tymczasowo byłoby to możliwe.

– Tymczasowo? – zapytał zdziwiony Navarro. – Czyli na jaki czas?

– Powiedzmy… do zakończenia wojny. Gdy podpiszemy traktaty i flota powróci na terytorium Sojuszu, złożę rezygnację, zdam dowodzenie flotą i powrócę do dawnego stopnia kapitańskiego.

Admirał Timbale wlepił w niego oczy.

– Zdaje pan sobie sprawę, że decyzja o pańskim awansie będzie dla większości z nas nieodwracalna?

– Ale nie dla mnie, admirale. – Geary spojrzał błagalnie na przewodniczącego rady. – Czy mogę umieścić taki warunek w zgodzie na awans? Jak najbardziej formalny. Na przykład w formie prośby o przyrzeczenie ze strony rządu.

Navarro rozważył jego propozycję i skwitował ją wzruszeniem ramion, zdając się mówić: „Dlaczego nie?”.

– Oczywiście. Wprowadzę taki zapis do pańskich akt. Gdy wojna dobiegnie końca i flota wróci do baz w przestrzeni Sojuszu, zostanie pan automatycznie zdegradowany do stopnia kapitana i zwolniony zarazem ze stanowiska głównodowodzącego.

Geary się zawahał, nie rozumiał bowiem, dlaczego Navarro poddaje się bez walki. Z doświadczenia wiedział, że ludzie robili co mogli, by Black Jack zajął się rozwiązywaniem kwestii, na których najbardziej im zależało. Nie mógł jednak odmówić rządowi, zwłaszcza że rada zaakceptowała nawet te żądania, których nie miał prawa wysuwać.

– W takim razie zgadzam się, sir.

Navarro ujął go po raz kolejny za rękę.

– Zatem proszę wziąć te insygnia, kapitanie. Przepraszam, proszę wziąć te insygnia, admirale floty.

Geary poczuł ciężar złotych supernowych i zapatrzył się w nie w oniemieniu. Wiktoria podeszła do niego i zamknęła mu delikatnie dłoń.

– Niech ci ta twoja kapitan pomoże je przypiąć – wyszeptała. – To ją z pewnością uszczęśliwi. Nie ja wyszłam z tym pomysłem, ale gorąco go poparłam, gdy został zgłoszony.

Navarro uśmiechnął się do Geary’ego.

– Powodzenia, admirale floty. Dziwnie się czuję. Przywykłem już do tego, że jestem postrzegany jako niższa forma życia, której na pewno nie uda się zrobić niczego dobrego dla Sojuszu. Dzisiaj jednak, dzięki pańskiej postawie, odzyskałem odrobinę wiary w siebie, dlatego zrobię co w mojej mocy, by pana nie zawieść.

Kiedy wahadłowiec oderwał się od pokładu stacji Ambaru i ruszył w otwartą przestrzeń, Geary poczuł, że spada mu z serca kolejny ciężar. Komandosi z przedziału osobowego również wyglądali na zadowolonych. Gdyby nie supernowe w dłoni, komodor czułby się rewelacyjnie. Niestety, waga insygniów przytłaczała go totalnie, jakby trzymał w dłoni prawdziwe masywne gwiazdy.

– Sir – odezwał się pilot. – „Nieulękły” prosi o rutynowe podanie kodu i listy przewożonych pasażerów. Czy jest pan nadal… no wie pan…

W tym momencie Geary zdał sobie sprawę, że Wiktoria nie poinformowała nikogo o jego awansie.

– Przepraszam. Zupełnie zapomniałem. Tak, nadal pełnię funkcję głównodowodzącego floty.

– Niech będą dzięki…. To znaczy dziękuję, sir!

– Zaraz dowie się o tym cały system – mruknęła Rione.

– Obawiam się, że i tak lada moment zostanie wystosowany oficjalny komunikat – odparł Geary, wzruszając ramionami.

– Ale nie tylko ten fakt zostanie w nim zamieszczony, admirale Geary – stwierdziła, odchylając się w fotelu i przymykając oczy. Nareszcie wyglądała na całkowicie odprężoną.

Znajomy kadłub „Nieulękłego” rósł w oczach. Moment później wahadłowiec wylądował w doku, robiąc na koniec efektowny zwrot. Geary wysiadł pierwszy. Uśmiechnął się na widok czekającej u podnóża trapu Desjani. Skinęła mu głową i uśmiechnęła się przelotnie, lecz gdy Rione pojawiła się w polu widzenia, natychmiast zesztywniała. W tym czasie Geary salutował oddziałowi marynarzy wyznaczonemu do oficjalnego powitania powracającego dowódcy floty.

– No i po krzyku – stwierdziła Wiktoria, gdy znalazła się na pokładzie obok niego. – John Geary powrócił cały i zdrowy.

Desjani nie spuszczała wzroku z twarzy komodora.

– Został pan na stanowisku głównodowodzącego floty? Na jak długo?

– Do zakończenia misji – odparł.

Wiedziała, co to znaczy, więc od razu zalśniły jej oczy.

– Witamy na pokładzie, sir. Kiedy wyruszamy?

Geary zauważył kątem oka Rione idącą w przeciwnym niż oni kierunku.

– Otrzymaliśmy minimum tydzień na stosowne naprawy, zebranie zaopatrzenia i dokonanie uzupełnień w stanie osobowym.

– To nam się przyda. – Desjani rzuciła okiem w kierunku odchodzącej Wiktorii. – A ona musiała tutaj wracać? Nie miała niczego pilnego do załatwienia na jakiejś planecie, asteroidzie czy innej kolonii karnej?

– Zdaje się, że ona także poleci z nami, Taniu. – Geary powstrzymał się od uśmiechu, widząc, jak bardzo ją to unieszczęśliwiło. – Oprócz niej zabierzemy również kilkoro senatorów, ale nie znam jeszcze ich nazwisk.

– Wolałabym już wpuścić na pokład Syndyków. Czy rada nie mogła panu bardziej zaufać?

– Ależ zaufała… – zapewnił ją i zamilkł, nie wiedząc, czy powinien już się chwalić promocją. – Wielka Rada zaaprobowała obie moje propozycje. Lecimy rozprawić się z Syndykami, a jeśli sytuacja na to pozwoli, zajmiemy się także Obcymi.

– Świetnie. – Obrzuciła go tryumfującym wzrokiem. – Wierzyłam w pana. Wiedziałam, że pan wygra.

– Jeszcze nie zdążyłem zacząć żadnego z tych zadań, a pani już mówi o zwycięstwie.

– Nie zawiodę pana i tym razem. Podobnie jak reszta floty. Pan nigdy nas nie zawiódł. – Gdy dotarli do włazu jego kajuty, uśmiechnęła się po raz kolejny. – Domyślam się, że jest pan zmęczony tą wyprawą. Wysłucham pełniejszej relacji z największą przyjemnością, jak już pan odpocznie.

– Oczywiście. – Powstrzymał ją, wyciągając wolną rękę. – Jeszcze jedna sprawa. Chciałbym pani coś pokazać.

Desjani zmarszczyła brwi, lecz posłusznie weszła za nim do kajuty. Kiedy właz zamknął się za jej plecami, Geary ostrożnie otworzył dłoń i pokazał jej insygnia. Spojrzała na nie ze zdziwieniem, ale gdy podnosiła głowę, na jej ustach pojawił się uśmiech.

– Gratuluję, admirale floty. – Moment później spoważniała. – Czy to już oficjalne?

– Mój awans? Tak.

W jej oczach pojawiły się gniewne błyski.

– Nie mógł pan nas poinformować o tym przed przylotem? Moja załoga nie powitała pana z honorami godnymi admirała. Jak pan mógł nam to zrobić?

– Wydawało mi się, że ja nie…

– To źle się panu wydawało! – Desjani wyjęła z kieszeni komunikator. – Mostek, proszę przekazać reszcie floty, że kapitan Geary powrócił na pokład jako nowy admirał floty.

Zaskoczenie w głosie wachtowego z komunikacyjnego było bardzo wyraźne.

– Admirał floty?

– Czy ja mówię niewyraźnie, poruczniku?

– Ależ skąd, kapitanie! Natychmiast powiadomię o tym całą flotę!

Desjani znów spojrzała bykiem na Geary’ego.

– Dlaczego nie przypiął pan insygniów?

– Bo…

– Admirał floty nie może chodzić bez odpowiedniego munduru. – Wypięła kapitańskie gwiazdy, potem zabrała mu z dłoni supernowe i zaczęła je przymocowywać do kołnierza. – Nie może być pan pod tym względem wyjątkiem, admirale floty.

– Taniu…

– Chwileczkę. – Przypięła insygnia, cofnęła się o krok, oceniła efekty swojej pracy czujnym wzrokiem i skinęła głową z zadowoleniem. Natychmiast stanęła na baczność i zasalutowała sprężyście. – Pozwoli pan, admirale floty, że jako pierwsza złożę panu gratulacje.

Geary odpowiedział na salut.

– Taniu…

– Zasłużył pan na ten awans. Jak nikt inny.

– Nie prosiłem o promocję.

– Domyśliłam się, że pan nie poprosi. Ale naprawdę cieszę się ogromnie.

– Taniu, posłuchaj, kiedy ta wojna dobiegnie końca…

W tym momencie jej maska zimnej profesjonalistki zniknęła na moment.

– Wiem, co to znaczy.

– Nie chodziło mi o…

– Musiał pan przyjąć ten awans dla dobra Sojuszu. Względy osobiste musiały ustąpić…

– Taniu! – zmierzył ją wściekłym wzrokiem, zdecydowany tym razem dokończyć zdanie. – To tylko tymczasowy awans! Powiedziałem im, że nie przyjmę go, jeśli nie będzie tymczasowy! Gdy wojna dobiegnie końca, wrócę do stopnia kapitana. – Zaniemówiła, spoglądała jedynie na niego wielkimi oczyma. – Taniu?

– Dlaczego? – zapytała w końcu.

– Przecież wiesz.

– Nie. Nie wiem. – Wydawała się skołowana. – Admirale floty, odkładając na bok wszelkie pozostałe…

– Miałem naprawdę dobry powód – dokończył Geary. – Mam nadzieję, że niedługo nadejdzie dzień, w którym złożę dowództwo tej floty, ale będąc admirałem, nie mógłbym żyć w związku ze zwykłym kapitanem bez względu na to, czy byłaby moim podwładnym czy też nie.

– Ja nigdy…

– Dałem ci słowo.

– Ale to było słowo dane pod przymusem! – podniosła głos. – Nie sądził pan chyba, że będę wymagała, aby pan go dotrzymał!

Geary poczuł, że znowu zaczyna się wściekać.

– Dlaczego myślałaś, że trzeba będzie tego ode mnie wymagać?

– Nie chciałabym splamić pańskiego honoru…

– Przecież tu nie chodzi o mój honor!

– Jeśli tak się panu zdaje, to jest pan głupcem!

Wybałuszył oczy na Desjani, która wyglądała na nie mniej zaszokowaną wypowiedzeniem tych słów.

– Coś ty powiedziała?

– Nie wiem… – Przełknęła ślinę i pokręciła głową. – Wydaje mi się za to, że rezygnacja z czegoś tak ważnego dla…

– Ja wiem, Taniu, co jest dla mnie najważniejsze.

Cofnęła się.

– Może to znak. Może przodkowie sygnalizują nam w ten sposób, że to byłoby niewłaściwe. Wiemy przecież, że postępujemy źle. Wbrew regulaminowi i honorowi.

– Nie powiedzieliśmy ani nie uczynili niczego, co byłoby niezgodne z regulaminem i honorem.

Desjani świdrowała go wzrokiem.

– Ale mamy to w sercach. – Zacisnęła szczęki. – Nie ma funkcji ważniejszej niż ta. Nikt nie może żądać tak wielkiego poświęcenia od drugiego człowieka i dobrze się z tym czuć. – Ponownie stanęła na baczność. – Za pozwoleniem, sir. Załoga będzie się domagała oficjalnego uhonorowania pańskiego awansu. Mam nadzieję, że nie będzie pan miał nic przeciwko temu.

Skinął głową, czując nagły przypływ zmęczenia.

– Tak, kapitanie Desjani. Dziękuję.

Wyszła, a on padł na najbliższy fotel, mnąc odprasowany mundur.

Walka z Syndykami była łatwizną w porównaniu z bojami, jakie trzeba toczyć z własnymi politykami. Zapewne prędzej też zrozumie pokrętną logikę Obcych niż tok myślenia kapitan Desjani.

Загрузка...