ROZDZIAŁ VII

Wielki Rynek w Christianii huczał niczym kocioł czarownicy. Choć pora roku nie sprzyjała handlowi płodami rolnymi, kramy i stragany pełne były wszystkiego, co tylko można sobie wyobrazić. Futra i skóry, ryby i mięsa, tkaniny i ozdoby. Na dużej części targowiska odbywał się handel końmi, sianem i drewnem opałowym. Jak zwykle jarmark przyciągał wszelkiego rodzaju oszustów, trzeba się było wystrzegać złodziei kieszonkowych i naciągaczy. Grała muzyka, zewsząd wabiła pstrokata tandeta, choć było też wiele naprawdę pięknych przedmiotów domowej roboty. Bo przynosili tu swoje wyroby ci wszyscy, którzy długie zimowe wieczory spędzali nad pracą i robili śliczne rzeczy z drewna, metalu lub wełny.

Vinga była zachwycona. Szła pomiędzy Nilsem i Heikem i nieustannie wykrzykiwała „och” i „ach” albo „nie, spójrzcie tam”. Usta jej się nie zamykały. Wszystko chciała kupić, wszystkiego spróbować w kramikach z chlebem, ciastkami, waflami, karmelkami, kiełbasą, gorącą zupą, naleśnikami i innymi pysznościami.

Różne wyrostki buszowały w tłumie i Heike ściskał mocno w ręce sakiewkę z pieniędzmi. Dobrze wiedział, jakie zręczne palce mają te łobuziaki. Musiał też pilnować oszczędności Vingi. Był to ciężki obowiązek, Vinga bowiem ogarnięta została prawdziwym szaleństwem kupowania.

Biedna mała, myślał. Nie miała ona wesołego życia po śmierci rodziców. Dlatego skłonny był wybaczyć jej wszystko.

Tylko czy ona naprawdę musi tyle mówić i tak szczebiotać do Nilsa?

Była piękna wiosenna pogoda, kolorowe pióra i inne ozdoby przygotowywane na zakończenie wielkiego postu lśniły w słońcu. Bo jarmark odbywał się pod znakiem postu, choć akurat tutaj nikt nie stosował się do żadnych ascetycznych zasad, raczej przeciwnie.

Dla Heikego ta wyprawa do miasta była ciężkim przeżyciem. Nienawidził pokazywania się między ludźmi, którzy nigdy nie szczędzili mu wyzwisk, szyderstw i wszelkich złych słów. Ale tak bardzo chciał towarzyszyć tutaj Vindze, patrzeć na jej zachwyt nad miastem; tyle lat żyła w izolacji. Wymyślił więc w jakimś sensie kompromisowe rozwiązanie, ubrał się mianowicie w swój ciemny samodziałowy płaszcz z kapturem. Ściągnął ten kaptur głęboko na oczy tak, że nikt z boku nie mógł zobaczyć jego twarzy. Z przodu zresztą też nie za bardzo. To mu zapewniało przyjemne uczucie anonimowości, a nie było jeszcze na tyle ciepło, by się ten jego strój musiał wydawać dziwny i nieuzasadniony.

Chodzili po placu targowym i przyglądali się ludziom, śmiali się i żartowali. Od czasu do czasu jednak Vinga i Heike doznawali skurczu serca na myśl o Grastensholm i o tym, co się tam zagnieździło. Drżeli na wspomnienie budzącej grozę nocy na leśnej polanie. Wycieczka do miasta była jedynie chwilą wytchnienia od tej makabry. Myśl o zadaniu, które nie zostało jeszcze wypełnione do końca, kładła się cieniem na ich sercach niczym gradowa chmura, którą, zdawało się, widzą nad rodzinną parafią.

Najgorszy ze wszystkiego był lęk, jak skończy się ta ryzykowna gra, którą podjęli. Pojęcia nie mieli, do czego to doprowadzi. Obojgu nie dawała spokoju pewna natrętna myśl, która wciąż do nich wracała, że mianowicie Ingrid chciała kiedyś odprawić szary ludek z powrotem do jego świata, ale jej się to nie udało.

Choć pewni tego nie byli, bo przecież sama Ingrid twierdziła niezmiennie, że bardzo lubiła mieć u siebie na służbie szary ludek.

Ale tego dnia na placu targowym w Christianii starali się zapomnieć o wszelkich niebezpieczeństwach. Dziś mieli się bawić i cieszyć! A że odczuwali czasami dreszcz niepokoju, to trudno, trzeba to przeczekać.

Nils nie zauważał niczego. On cieszył się tym dniem z całego serca.

Przystanęli, żeby popatrzeć na jakiegoś siłacza podnoszącego ciężary.

– Och, jaki on przystojny! – westchnęła Vinga. – Prawda, Heike?

Heike, który przecież inną miarą oceniał mężczyzn, mruknął coś pod nosem. Vinga sprawiała wrażenie zafascynowanej, a kiedy siłacz to zauważył i uśmiechnął się do niej – bo któż by się nie uśmiechnął do tej rozpromienionej leśnej boginki – wpadła w zachwyt.

– Widziałeś, Heike? On się do mnie uśmiechnął. Och, czyż on nie jest urodziwy?

Te słowa boleśnie raniły Heikego.

Nie lepiej było też w chwilę później, kiedy wdała się w rozmowę z kilkoma chłopcami, którzy sprzedawali noże. Nie żeby potrzebowała noża, ona po prostu uważała, że sprzedawcy są bardzo interesujący, więc musiała chwilę porozmawiać.

Ona i Nils biegali po targu w świetnych humorach, ale Heike stawał się coraz bardziej ponury. Próbował się co prawda uśmiechać, ale twarz miał jakby zdrętwiałą i czuł coraz większy ciężar w sercu.

W końcu Vinga zobaczyła, co się dzieje, i spoważniała.

Rzekła zdecydowanie:

– Nils, zaczekaj tu na nas chwilę, ale właśnie w tym miejscu, żebyśmy się nie zgubili. My z Heikem mamy do załatwienia drobną sprawę.

Nils zgodził się, o nic nie pytając, Heike natomiast nie pojmował, o co chodzi. On nie należał do ludzi, którzy łatwo radzą sobie z takimi sprawami. Bardzo się starał rozumieć swoich bliźnich, życzył wszystkim wyłącznie dobrze, ale jego okrutne dzieciństwo i dziedzictwo zła często utrudniały mu kontakty z ludźmi. Szczerze mówiąc, przeciwstawianie się złym skłonnościom, jakie w duszy nosił, pokonywanie obciążenia, jakim to dla niego było, pochłaniało bardzo wiele energii duchowej, a tymczasem musiał jeszcze starać się zrozumieć młodą dziewczynę, jaką była Vinga. Nie zawsze sobie z tym radził. Teraz czuł się zagubiony i przygnębiony, a to nie jest najlepszy nastrój na korzystanie z uciech jarmarku.

Vinga była niczym beczka z prochem, ale starała się opanować, bo uważała, że musi zrozumieć stan Heikego. Wiedziała jednak, że przedłużać tej sytuacji nie wolno.

Pociągnęła go w stronę bazaru koło kościoła Zbawiciela. Znalazła tam niewielką niszę w murze z dala od hałaśliwego tłumu.

Była stanowcza, lecz głos brzmiał łagodnie, a w oczach miała czułość.

– Heike, nie życzę sobie tego! Przecież mam prawo uważać, że inni mężczyźni są przystojni, zwłaszcza że nie ma ich znowu tak wielu. Sam widzisz, że przeważnie otacza nas tłum nudnych, nieciekawych, starszych i młodszych dziadów! Muszę mieć także prawo mówić, co myślę, rozmawiać z Nilsem i innymi, a ty nie możesz natychmiast cierpieć jak potępieniec. Robisz się zazdrosny i ponury, gdy tylko ja…

– Wcale nie jestem zazdrosny!

– Oczywiście, że jesteś, tylko na swój sposób. Stajesz się taki krytyczny wobec siebie, tak odmawiasz sobie wszelkiej wartości, że nie mogę tego znieść! Nie chcę spędzić reszty życia wyłącznie na przekonywaniu cię, że jesteś wspaniałym człowiekiem i że ja cię kocham. To może zabić największą miłość. Czy ty nie rozumiesz, że cię kocham? Czy nie rozumiesz, że mogę lubić rozmowy z Nilsem i kochać ciebie? Że mogę patrzeć na innych i kochać ciebie? Ja tamtych nie potrzebuję, więc co to szkodzi, że lubię na nich patrzeć? Potrzebuję tylko ciebie, ale muszę mieć prawo żyć, oddychać. I muszę mieć prawo być szczera, mówić głośno to, co myślę. Ale ty nieustannie masz w głowie tylko jedno, żeby mnie wepchnąć w ramiona kogoś innego, żebyś potem mógł się pogrążyć we współczuciu dla siebie samego. Robisz mi wymówki, że jestem bezwstydna i narzucam ci się ze swoją miłością, odpychasz mnie, upokarzasz i pchasz w ramiona innych, a potem, gdy tylko się do kogoś odezwę, stajesz się ponury i zły! Więc teraz skończysz ze swoją bezpodstawną zazdrością, z tymi nędznymi, niegodnymi myślami o sobie samym, albo nie mamy o czym ze sobą rozmawiać!

I zanim Heike zdążył otworzyć usta, żeby cokolwiek powiedzieć, zniknęła w tłumie po drugiej stronie muru.

Zresztą Heike nie miał zbyt wiele do powiedzenia w swojej obronie, może tylko tyle, że Vinga ma całkowitą rację i że on, Heike, jest kompletnym idiotą.

Myślał, że jest taki szlachetny. Że starczy mu sił, by się jej wyrzec, by troszczyć się wyłącznie o jej szczęście. Tylko że takiej siły po prostu nie miał. Pragnął jej do bólu, nienawidził każdego mężczyzny, który na nią spojrzał albo – co gorsza – którego ona podziwiała. I co to było, jeśli nie najpospolitsza zazdrość? Tylko Heike chciał nazywać to patetycznie cierpieniem miłości, nieszczęśliwym uczuciem.

Cóż za głupstwa! W bolesnych skurczach jego serca nie było nic szlachetnego, niestety!

Zły na siebie przepychał się pospiesznie przez tłum w stronę miejsca spotkania.

Nils stał i czekał, sam.

– Gdzie Vinga? – spytał Heike.

– Vinga? Czy nie poszła z tobą?

– Nie, ona… Gdzie ona mogła się podziać? Może zabłądziła w tłoku albo…

– Albo?

– Nie, nic.

Nie chciał opowiadać o sprzeczce. Nie chciał powiedzieć, że się boi, iż ona potraktowała poważnie swoje ostatnie słowa, że nie mają już sobie nic do powiedzenia.

Przerażała go taka myśl. A co gorsza, gdyby Vinga postanowiła wrócić na własną rękę do Elistrand, mogłaby sobie napytać biedy. Ta przecież on miał wszystkie pieniądze. A ludzie Snivela na pewno ich śledzą.

– Gdzieś mi zniknęła – powiedział do Nilsa. – Musimy jej poszukać.

– Tak, oczywiście – zgodził się Nils. – Ale czy nie lepiej, żebym ja tu nadal czekał? Musimy mieć jakiś stały punkt.

– Masz rację. Zostań tutaj, a ja będę co jakiś czas do ciebie wracał. Jeśli jej nie znajdziemy, to znaczy, że sama wyruszyła w drogę do domu. Ona… Była w takim nastroju, że mogła to zrobić.

Heike znowu wmieszał się w tłum z sercem przepełnionym lękiem i żalem.

Vinga jednak nie zamierzała wracać do domu. Wciąż wzburzona po ostrej rozmowie z Heikem poszła po prostu przed siebie w hałaśliwym tłumie. Była w okropnym humorze, aż dygotała ze zdenerwowania. Może postąpiła z nim trochę zbyt surowo, ale niech ma za swoje!

I trzeba dać mu trochę czasu, żeby się zastanowił nad swoim postępowaniem. Powinna była wrócić na umówione miejsce, ale najpierw chciała się trochę rozejrzeć, niech sobie Heike poczeka!

Czuła się trochę jak nieposłuszne dziecko, ale sprawiało jej to przyjemność!

Nie uszła zbyt daleko pośród jarmarcznych straganów, gdy stwierdziła, że nie wie, gdzie jest. Wielki Rynek wyglądał w 1795 roku zupełnie inaczej niż obecnie. Kościół Zbawiciela już tam stał, ale poza tym domów było niewiele. Po jednej stronie da placu przylegał spory ugór, również zajęty przez handlujących ludzi. Kościół stanowił, oczywiście, dobry punkt orientacyjny, ale po której jego stronie czeka Nils? Jak go stąd zobaczyć?

Specjalnie się nie przestraszyła, nie powinna przecież mieć trudności z odszukaniem go, mimo wszystko plac był w jakiś sposób ograniczony!

Tam jest targ koński. A zatem Nils powinien…

Nie, nie mogła sobie przypomnieć.

Biegała w tę i z powrotem, coraz bliższa paniki. Zdała sobie sprawę z tego, że może przechodzić w odległości zaledwie kilku łokci od Nilsa i nie zobaczyć go w ciżbie. Miała wrażenie, że gdziekolwiek się odwróci, wszędzie ludzie zastępują jej drogę. Wielu zagadywało do niej, mniej lub bardziej podchmieleni mężczyźni chwytali pały jej płaszcza, by ją zatrzymać, słyszała za sobą różne okrzyki i nawoływania. Przeważnie niezbyt piękne.

Kiedy więc zobaczyła tamtych chłopców handlujących nożami, odetchnęła z ulgą. Miejsce spotkania jest niedaleko stąd.

– Hej! – zawołał jeden z chłopców. – Namyśliłaś się? Chcesz jednak kupić nóż?

– Nie, ale chyba zabłądziłam. Muszę odszukać moich przyjaciół. Mieli na mnie czekać obok straganu z piernikami.

– Ach, no to tam! – pokazał sprzedawca. – Niedaleko stąd. Ale poczekaj! Jeśli naprawdę miałabyś ochotę na nóż, to możesz jeden dostać w prezencie! Na przykład podobny do tych tutaj…

Pokazał jej nóż z małym ostrzem, ale o bardzo pięknie rzeźbionym trzonku. Miał też do niego ładny futeralik.

– Przecież nie możesz dawać mi czegoś takiego – bąknęła zmieszana.

– To naprawdę nic wielkiego – zapewnił. – Nie mamy go przy sobie, ale jeśli pójdziesz z nami za stajnie, gdzie są nasze rzeczy, to…

– No, nie wiem – wahała się. – Dziękuję za uprzejmość, ale najpierw spróbuję odszukać moich przyjaciół. Pewnie się już o mnie martwią.

Tamten wyszedł już zza długiego stołu, przy którym zajmowali kawałek miejsca, i złapał Vingę za ramię. Pachniało od niego niezbyt pięknie, z bliska nie był też już taki ładny. Smugi na twarzy świadczyły dobitnie, że mył się ostatnio kilka miesięcy temu.

– Pomyśl, jak by to było przyjemnie ofiarować przyjacielowi nóż! To dopiero niespodzianka! Chodź, to niedaleko, długo nie zabawimy.

Bardzo niechętnie poszła za nim. Nie chciała być nieuprzejma, skoro gotowi byli ofiarować jej taki piękny przedmiot, ale…

Chłopak dał znak koledze i powiedział coś, co zabrzmiało jak: „twoja kolej potem”, i pociągnął ją za sobą.

Stajnie leżały rzeczywiście niedaleko, a kiedy znaleźli się już na tyłach zabudowań, sprzedawca noży rozejrzał się wokół i rzucił się na Vingę. Z jakimś głupkowatym uśmieszkiem na wargach chciał ją pocałować. Jakby się spodziewał, że ona dobrze wie, o co mu chodzi.

Vinga była, niestety, bardzo naiwna i tak mało wiedziała o świecie, że kompletnie ją to zaskoczyło. Ale zaraz potem rozgniewało. A kiedy Vinga wpadała w złość, to stawała się także silna.

Grzmotnęła go pięścią z całej siły w pierś, aż zadudniło, wyślizgnęła się z jego objęć i nie zastanawiając się uciekła z powrotem w stronę placu targowego. Goniły ją przekleństwa i obraźliwe krzyki, że przecież sama chciała.

Przerażona i wściekła sama na siebie wyszła prosto na jakiś nędzny namiot, przy którym siedział mężczyzna i pił coś z glinianej flaszki. To był ten przystojny siłacz, którego niedawno podziwiała. Biegając zdezorientowana Vinga trafiła na tyły namiotów, w których mieszkali siłacze, kobiety z brodami i inne dziwolągi, pokazywane na jarmarku. Niektórzy byli po prostu kalekami i serce Vingi ścisnęło się ze współczucia. Miała tylko nadzieję, że Heike tu nie przyjdzie i nie zobaczy tych nieszczęśników w klatkach. Trzeba temu jakoś zapobiec, ale jak?

Gapiąc się na to ludzkie nieszczęście, potknęła się i wpadła na siłacza z glinianą flaszką.

– No, no! – zawołał i chwycił ją za rękę tak mocno, jakby zamiast dłoni miał żelazne obcęgi. – Czy to nie ten smakowity kąsek, który się tak ślicznie uśmiecha? Jak to miło. Zostań ze mną na chwilkę, możemy przecież porozmawiać, nie?

Fe, jak od niego cuchnęło wódką! Złapał ją mocniej i jedną ręką przyciągnął do siebie, a drugą zaczął ją łaskotać pod pachami, oczekując pewnie, że Vinga będzie chichotać jak to zwykle dziewczęta, kiedy chciał z nimi pobaraszkować.

Vindze ze złości i rozpaczy łzy napłynęły do oczu, ale wiedziała, że to, jak zawsze, doda jej sił. Krzyczała, na całe gardło wzywała pomocy, tak że przestraszony mężczyzna puścił ją.

– Czego wrzeszczysz, diabelskie nasienie? Chciałem tylko…

Ale Vinga już się wyswobodziła i biegła przed siebie. „Przeklęta ladacznica”, usłyszała jeszcze za sobą przekleństwo.

Czuła się potwornie upokorzona. Jakby oblano ją czymś brudnym, nie była w stanie znaleźć słów na określenie wstydu, jaki przeżywała. Potykała się i biegła dalej, wciąż nie wiedząc, gdzie szukać swoich przyjaciół, wpadała na ludzi, oni wpadali na nią.

I oto… Tam! Czy ten mężczyzna, który oddala się od niej… Wysoka postać w ciemnym kapturze. To musi być on. Musi!

– Heike!

Ale on nie słyszał wołania. A jeśli to nie Heike? Nie, to niemożliwe!

– Heike!

Czuła, jak bardzo drży jej głos.

Och, ten jarmarczny zgiełk, muzyka, krzyki i nawoływania… Przedzierała się do przodu, wpadła na jakieś miedziane saganki, przeprosiła właściciela i brnęła dalej.

Postać w kapturze zniknęła jej z oczu. O Boże!

Nie, jest, nawet bliżej. Po raz trzeci zawołała głośno.

Wtedy się odwrócił. To był Heike. Przecisnął się do niej przez tłum, a ona zarzuciła mu ręce na szyję, przytuliła głowę do jego piersi i wybuchnęła rozpaczliwym szlochem, nie mogąc wykrztusić słowa.

– Vingo, myślałem, że postanowiłaś sama wrócić do domu. Tak się martwiłem!

– Zabłądziłam – pisnęła.

Z desperacją wczepiła się w jego płaszcz, a on obejmował ją mocno, jakby chciał się upewnić, że naprawdę ją odnalazł.

– Wybacz mi, Vingo – szeptał prosto do jej ucha. – Wybacz mi, taki byłem głupi.

– To ty mnie musisz wybaczyć! Czy możesz zapomnieć, co ci powiedziałam?

– Ja nie chcę o tym zapomnieć. To były mądre słowa.

– Ale nie miałam prawa tak mówić! Jesteś najwspanialszym człowiekiem na ziemi, Heike.

Przyjrzał się uważnie jej twarzy.

– Czy coś się stało, Vingo?

– Później ci opowiem.

– Tak, teraz musimy iść do Nilsa. On czeka tu niedaleko.

Trzymając się za ręce, przepychali się przez ciżbę. Vinga oddychała z ulgą. Znowu odnalazła Heikego, który należy do niej.

Nie wiedziała tylko, że niedługo jeszcze raz będzie musiała spojrzeć na siebie krytycznie i że nie będzie to przyjemne.

Tymczasem wszyscy troje, Heike, Nils i ona, kontynuowali wędrówkę po placu handlowym. Nils był ożywiony jak przedtem, Vinga jednak utraciła po ostatnich doświadczeniach całą swoją radość. Męczył ją zgiełk, biegający ludzie, całej, ten harmider, i okropnie się bała, że znowu wpadną na któregoś z tamtych ludzi, z którymi spotkanie było dla niej takie nieprzyjemne. Bez przerwy pociągała Heikego za rękaw: „Czy nie moglibyśmy już wracać do domu?” a on odpowiadał, że, owszem, zaraz wyruszają.

Nils wciąż miał jakieś nowe propozycje, a oni nie chcieli robić mu przykrości, był to miły i sympatyczny chłopiec. Sprawiał wrażenie, że towarzystwo Vingi go oszołomiło, a Heike, który solennie obiecał sam sobie, że już nie będzie zazdrosny, myślał raczej o przyjaciółce Nilsa niż o sobie, gdy powiedział:

– Spójrz, Nils, jaka piękna chusta! Czy nie chciałbyś jej kupić dla swojej przyjaciółki, którą masz w rodzinnych stronach?

Nils zarumienił się w poczuciu winy, a Vinga zawołała rozpromieniona:

– Masz przyjaciółkę, Nils? Och, to cudownie! Musimy ją poznać, obiecaj nam to! Heike, powinniśmy się dołożyć do prezentu, nie sądzisz? Żeby Nils mógł wybrać coś naprawdę pięknego!

Wtedy Nils zrozumiał, że u Vingi raczej nie ma szans. A Heike pojął nareszcie, że był zazdrosny bez powodu. Skończyło się więc na tym, że wszyscy troje wybrali bardzo ładną chustkę (całkiem zgodni co do tego nie byli, ale uznali, że decydować powinien Nils).

Potem stało się coś, co zmusiło Vingę do spojrzenia na siebie trochę inaczej, niżby chciała. Było to zaraz potem, gdy zdecydowali, że należy wracać do domu. Zamierzali właśnie opuścić plac targowy, gdy Nils zatrzymał się przy straganie, którego przedtem nie zauważyli. Pod niewielkim daszkiem siedziała młoda kobieta, z pochodzenia Cyganka.

– To wróżka – powiedział Nils. – Może spróbujemy?

– Dobrze – zgodziła się Vinga. Heike nie rzekł nic.

Niezwykle piękna wróżka zauważyła, że się wahają, więc zaczęła ich wołać. Podeszli niepewnie, bo nie wiedzieli, ile to może kosztować. Kiedy jednak okazało się, że cena jest przystępna, zdecydowali się spróbować. Nils był najbardziej ożywiony, więc on miał zaczynać.

Śliczne, czarne jak noc oczy rozbłysły ku niemu, Cyganka obiecywała mu wiele dzieci i szczęśliwe życie.

Bez wielkich bogactw, ale będzie sobie radził. Spotka go, niestety, poważna choroba, lecz ją przezwycięży. Nie, jego przyszłość nie jest związana z wielkim miastem, wróci w rodzinne strony, ożeni się z młodzieńczą miłością i… tak, jego zawód będzie miał coś wspólnego z pigułkami.

A więc była to dobra wróżka. Nie opowiadała o długim życiu, podstępnej brunetce ani wielkim bogactwie. Znała swoją sztukę.

– Teraz ja – rzekła Vinga i wyciągnęła rękę.

Cyganka ujęła dłoń i wpatrywała się w nią długo i uważnie.

– W coś się ty, na miłość boską, wdała? – spytała po chwili. – Widzę tu jakiś cień…

– Może mam brudną rękę – wtrąciła Vinga rozbawiona.

Kobieta posłała jej krzywe spojrzenie i znowu zaczęła studiować linie dłoni.

– Znajdowałaś się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. I było to naprawdę śmiertelne zagrożenie. Widzę królestwo śmierci!

– To możliwe – rzekła Vinga poważniejszym tonem.

– Niedawno, prawda?

– Bardzo niedawno.

– Myślę, że nie musimy się nad tym zastanawiać – wtrącił Heike swoim głębokim głosem. – To już minęło. A jaka będzie jej przyszłość?

Cyganka skupiła się i powiedziała:

– Widzę walkę, zaciekłą walkę z bardzo złym człowiekiem. Jak to się skończy, nie wiem, ale czeka cię bardzo długie życie, moja panienko. Będziesz miała tylko jedno dziecko, ale za to małżeństwo wypełnione miłością. Troski, oczywiście, lecz także mnóstwo radości. Muszę jednak powiedzieć, że widzę w twojej dłoni coś szczególnego, niczego takiego nigdy jeszcze nie widziałam, nie wszystko rozumiem.

Cyganka puściła dłoń Vingi. Ona sama chciałaby dowiedzieć się czegoś jeszcze, ale z drugiej strony było to też dość straszne, więc nie nalegała.

– No to teraz Heike! – zawołał Nils.

– Nie, mnie to chyba nie powinno się wróżyć – zaprotestował tamten.

Kobieta spojrzała na niego. Twarz jej zdawała się nieprzenikniona.

– Pozwól mi powróżyć! – poprosiła. – To mogłoby być interesujące. Nawet nie zaglądając w twoją dłoń widzę, że twój los złączony jest z losem tej panienki.

Oboje potwierdzili skinieniem głowy.

– No więc daj mi swoją rękę, nic ci nie grozi.

Heike zagryzał wargi. Po chwili jednak, choć z wahaniem, wyciągnął rękę.

Kobieta ujęła ją. Widzieli, jak krew powoli odpływa z jej twarzy. Potem ujęła palce Heikego i zamknęła jego dłoń powoli, lecz zdecydowanie.

– Tobie nie będę wróżyć – szepnęła.

– Wiedziałem o tym – odparł Heike.

– Co? – krzyknęła Vinga spłoszona. – Przytrafi mu się coś złego?

Cyganka spojrzała na nią poważnie.

– To nie ma nic wspólnego z jego przyszłością. Mogę ci powiedzieć tyle, że linia jego życia jest… nieskończona! A to tylko jeden szczegół z tego, co zobaczyłam!

Heike patrzył uparcie w jej piękne, czarne oczy.

– Ty sama miałaś trudne życie – powiedział spokojnie. – Utraciłaś kochanego mężczyznę i dziecko. Cierpiałaś okropnie, byłaś przeganiana z miejsca na miejsce.

Kobieta nie spuszczała z niego oczu.

– A moja przyszłość?

Heike nie patrzył na jej dłoń, nawet jej nie dotknął, ale Vinga czuła, że ci dwoje to pokrewne dusze i że kontakt fizyczny nie jest w tym przypadku niezbędny.

– Teraz masz nowego męża. Ale on nie jest dla ciebie dobry. Opuścisz go. W końcu znajdziesz kogoś, z kim będziesz chciała dzielić życie. Urodzisz mu dzieci, ale o tamtym, które utraciłaś, nigdy nie zapomnisz.

– A szczęście?

Heike uśmiechnął się smutno.

– Sama wiesz, czym jest szczęście. To nie jest coś, co możesz schować i wyjąć, kiedy ci znowu będzie potrzebne. Będziesz miała dobre chwile, ale gorsze cię też nie ominą.

Skinęła głową.

– Nie chcę pytać, jak długo będę żyła, bo to wiem. Ale ty, nieznajomy… wkroczyłeś na niebezpieczną drogę.

– Wiem. Taki mój los.

Cyganka zrozumiała. W żadnym razie nie chciała przyjąć pieniędzy, a kiedy odeszli, długo patrzyła w ślad za nimi.

Wszyscy troje w zamyśleniu opuszczali plac targowy.

– Jaka to piękna kobieta! – powiedział w końcu Nils.

– Tak – potwierdził Heike jakby nieobecny duchem. – Najpiękniejsza, jaką kiedykolwiek widziałem.

Ooooch! Te słowa przebiły serce Vingi niczym ostrze miecza. Odwróciła się gwałtownie w stronę Heikego i zobaczyła, że jest pogrążony we własnych myślach. Na jego wargach igrał lekki uśmieszek. Vinga nie mogła zapomnieć tego głębokiego porozumienia, jakie natychmiast wywiązało się pomiędzy nim a Cyganką, i owładnęło nią nieznośne pragnienie, by zawrócić i rozszarpać tamtą na strzępy. Rozbolał ją żołądek, zdawało jej się, że ona sama się kurczy, staje się żałosną, niedojrzałą dziewczynką, bladą i bezbarwną. Chudą, nudną, nieważną i wszystko co najgorsze. Mogłaby się rozpłakać z żalu.

Heike niczego nie zauważył, myślami najwyraźniej nadal był przy tamtej piękności. Vinga zacisnęła zęby, aż zgrzytnęło, i miała ochotę pchnąć Heikego tak, żeby się przewrócił, wpadł do morza albo gdziekolwiek!

Nils nie przestawał roztrząsać problemu, dlaczego to Cyganka nie chciała wróżyć Heikemu, i gadał jak najęty. Było to okropnie irytujące.

Och, jak to denerwowało Vingę. Zdawało jej się, że ma nad głową paskudną, czarną chmurę i chyba nigdy nie wyglądała bardziej ponuro niż w tej chwili. Sama zdawała sobie z tego sprawę.

Po chwili doznała kolejnego szoku. Zastanowiła się nad sobą i musiała przyznać się do własnej słabości.

Bo cóż takiego zrobił Heike?

Dokładnie to samo, co ona sama robiła: Wyraził głośno swój zachwyt nad czyjąś urodą.

A ona dopiero co właśnie z tego samego powodu wygłaszała Heikemu kazania, że musi mieć prawo mówić, jeśli jej się jakiś mężczyzna podoba! I Heike nie może odczuwać z tego powodu zazdrości. Bo to jej naturalne prawo!

Tak mówiła, zanim dane jej było poznać smak prawdziwej zazdrości. Zanim dowiedziała się, jak to może człowieka dręczyć. Teraz już wie.

– Ooooch! – jęknęła głośno.

Nareszcie Heike uświadomił sobie jej obecność.

– Co się stało? Boli cię coś?

– Tak! – przyznała. – Moja grzeszna dusza.

– Masz powody? No, oto i nasza stajnia. Tutaj nasze drogi się rozchodzą. Dziękujemy ci, Nils, za dzisiejszy dzień!

Wszyscy byli zgodni co do tego, że dzień był niezwykle udany i że wkrótce muszą znowu to powtórzyć. To znaczy Vinga chyba nigdy jeszcze nie przeżyła dnia tak katastrofalnego jak ten, ale dzielnie robiła dobrą minę aż do chwili, gdy oboje z Heikem znaleźli się na wozie w drodze do domu.

Wtedy zarzuciła mu ręce na szyję i wybuchnęła płaczem.

– Vinga, na Boga! Teraz musisz mi powiedzieć, co ci się dzisiaj stało!

Pociągała nosem i próbowała zetrzeć łzy z twarzy, ale z oczu wciąż płynęły nowe. Dzień miał się ku końcowi i powietrze nie było już takie ciepłe. Prosta furka Heikego nie dawała ochrony ani przed chłodem, ani przed niepogodą i Vinga zaczynała marznąć. Czuła, się okropnie.

– Nic się takiego nie stało. Tylko łuski opadły mi z oczu i zobaczyłam samą siebie w zupełnie innym, nieprzyjemnym świetle.

– O, muszę ci powiedzieć, że mnie przytrafiło się dokładnie to samo.

– Co ty mówisz? O, Heike, czy życie musi być takie trudne?

– Myślę, że będziesz musiała opowiedzieć mi wszystko od początku. Z jakiego to powodu gnębią cię takie ponure myśli?

– Nie, ty opowiedz pierwszy. Dlaczego ty myślisz o sobie źle?

Heike westchnął.

– Bo miałaś rację, kiedy robiłaś mi wymówki. Myślałem, że jestem szlachetny i potrafię zrezygnować z ciebie dla twojego dobra, ale okazuje się, że nie stać mnie na nic takiego. Jestem niekonsekwentny okazując zazdrość.

Wszystko, co powiedziałaś, bardzo mi było potrzebne, Vingo. Ale to bardzo bolesne, o, jakie bolesne!

Vinga znowu zaczęła wycierać łzy.

– Ja nie miałam prawa krzyczeć na ciebie w ten sposób. Absolutnie żadnego prawa, ale to zrozumiałam dopiero później. Dopiero kiedy przytrafiło mi się to wszystko!

– No to ulżyj nareszcie swojemu sumieniu! Co takiego ci się przytrafiło?

Vinga opowiedziała mu o paskudnych przygodach z mężczyznami, którzy wcześniej tak jej się podobali. A to zwyczajne chamy, nic więcej. Heike był wstrząśnięty jej przygodami, bo Vinga nie pominęła w opowiadaniu niczego.

– I to była dla mnie pierwsza lekcja – szlochała. – Dowiedziałam się, jakie to niebezpieczne być szczerym i spontanicznym, że nie można się uśmiechać do byle kogo, sądząc, że wszyscy mężczyźni są równie mili i sympatyczni jak Heike.

– Uff, nie nazywaj mnie sympatycznym! To brzmi tak, jakbym był oswojonym zwierzęciem.

– Dobrze wiesz, co mam na myśli.

– Wiem. Ale to była gorzka i smutna lekcja, trzeba przyznać, bo akurat spontaniczność to jedna z twoich najwspanialszych cech. Wielka szkoda, że będziesz musiała ją tłumić. Ale masz rację, świat jest taki.

– No właśnie. Ja dostałam, niestety, jeszcze jedną lekcję, i wcale nie mniej bolesną. – Zamilkła i przełykała ślinę.

– No? – spytał Heike.

– Ona… Ona była piękna, prawda?

– Kto?

– Powiedziałeś, że to najpiękniejsza kobieta, jaką widziałeś.

Heike milczał długo. Słychać było jedynie stukot końskich kopyt, skrzypienie kół i od czasu do czasu szloch Vingi.

W końcu położył jej rękę na ramieniu.

– I ty byłaś zazdrosna?

– Okropnie, niemiłosiernie zazdrosna! Mogłabym was zamordować. Oboje.

– O, tego byś nie zrobiła. Ale myślę, że rozumiesz nauczkę, jaką dostałaś. Wiesz teraz, jak trudno opanować zazdrość, jak trudno pokierować takim uczuciem.

– To prawda. Ale nie odpowiedziałeś na moje pytanie.

– Nie słyszałem żadnego pytania.

– Owszem, pytałam, czy ona jest najpiękniejsza na świecie? Zakochałeś się w niej? Czy odczuwałeś w jej obecności wspólnotę, jakiej nigdy… z nikim… zanim ją spotkałeś?

– Zaraz, zaraz, za dużo jak na jeden raz! Czy mam cię zapytać o to samo w związku z tym osiłkiem, który podnosił ciężary?

– Zapomnij o nim i odpowiedz na moje pytanie!

– Ona jest bardzo piękna. Czy ty nie podziwiasz urodziwych mężczyzn tak, jak podziwiasz na przykład piękny krajobraz lub ładny obraz? Ona dla mnie jest właśnie jak taki obraz. Nie, nie zakochałem się w niej, ale to prawda, odczuwałem wspólnotę z nią, jeśli chodzi o zdolność widzenia tego, co dla ludzi jest na ogół niewidzialne. Jesteś zadowolona?

– Jeszcze długo po spotkaniu z nią sprawiałeś wrażenie nieobecnego.

– Nie myślałem o niej, lecz o tym, co powiedziała.

– W porządku. W takim razie jestem zadowolona. I pokornie proszę cię o przebaczenie za te wszystkie głupie słowa, jakich ci nagadałam pod murem…

– Nie były takie głupie. Wprost przeciwnie, mówiłaś bardzo mądrze, zmusiłaś mnie, żebym się zastanowił.

– A moje doświadczenia nauczyły mnie ostrożności i szacunku dla uczuć innych.

– Jak to?

– Ech, żeby tak się nie obnosić z moim podziwem dla byle kogo. Zastanowić się najpierw, jak inni to przyjmą.

– Szkoda, byłaby naprawdę szkoda, gdybyś zaczęła tak postępować.

– Jestem zmuszona! Ale, niestety, spotkanie z tymi draniami nauczyło mnie też czegoś innego.

– Co masz na myśli?

– Poczułam niechęć dla… Jak to nazwać… dla erotyki.

– Bardzo ładne określenie. Ale, Vingo, nie możesz tak tego odczuwać! Nie wolno ci myśleć o tym z niesmakiem. Pomyśl, co nas czeka jesienią.

Odwróciła głowę.

– Jesienią? To przecież jeszcze cały wiek! A zresztą to nawet dobrze, bo teraz bym nie chciała. Te łobuzy zniszczyły jakąś część moich pragnień.

Heike ściągnął lejce, a potem powiedział:

– W porządku, to może byś dzisiaj przenocowała u mnie? Nie bardzo mam ochotę zostawiać cię samą w Elistrand, skoro nie wykurzyliśmy jeszcze Snivela i jego hałastry z Grastensholm.

Vinga wytrzeszczyła oczy.

– Ale przecież ja muszę się zajmować gospodarstwem!

– Tak, i dopóki twoje życie jest w niebezpieczeństwie, ja będę z tobą mieszkał w Elistrand. Ale dzisiaj tam nie jedźmy. Chcesz zostać u mnie? Odważysz się? Ja mam tylko jedną izbę.

Próbowała uśmiechnąć się ostrożnie.

– Więc teraz ty miałbyś już odwagę dzielić ze mną pokój? Kiedy wiesz, że nie zostaniesz przeze mnie zaatakowany?

– Vinga, przestań!

Przytuliła się do niego i z głową na jego piersi próbowała zasnąć.

– Dziękuję ci, chcę u ciebie przenocować. Bardzo chcę.

Potem ziewnęła i przeciągnęła się.

– Uff, Heike, ta wycieczka do miasta okazała się niebywale umoralniająca!

Uśmiechnął się i pogładził delikatnie jej policzek.

– O, tak. Ale powtórzymy ją niedługo, prawda?

– Mmm – mruknęła Vinga. Więcej nie była w stanie powiedzieć.

Heike jednak westchnął cicho. Zaczynał powoli żałować, że wyznaczył tę granicę osiemnastu lat. Skoro Vinga nabrała niechęci do erotyki, to i tak nic nie mogłoby się stać.

To minie, z pewnością minie, pocieszał się.

Wniósł ją na rękach do swego małego domku i umieścił na łóżku. Potem starannie zasłonił okna i wreszcie sam ułożył się ostrożnie obok niej, bo w izbie było tylko jedno posłanie, choć wystarczająco szerokie dla dwojga. Długo leżał, wsparty na łokciu, i przyglądał się w mroku jej pięknym rysom. Mój Boże, jakże ja kocham tę dziewczynę, myślał. I jak niewiele brakowało, a byłbym ją od siebie odepchnął. Teraz już nie będzie narażona na spotkania z innymi młodymi ludźmi. Oni nie pragną jej dobra, nie rozumieją jej wyjątkowej natury, jej delikatności.

Oczywiście pożądał jej, leżała przecież tak blisko. Znajdował się jednak w tak podniosłym nastroju, że nawet by mu na myśl nie przyszło jej dotknąć. A Vinga tego właśnie nienawidziła najbardziej. Tego, że on traktuje ją jak boginkę.

Teraz i ona nie pragnie zbliżenia. Więc nie może jej obrazić.

A poza tym on ma czas, może czekać.

Byle tylko niezbyt długo, pomyślał mimo wszystko.

Загрузка...